Drodzy Bracia i Siostry!

Transkrypt

Drodzy Bracia i Siostry!
O. Robert Wawrzeniecki OMI
Maryja uczy nas troski o człowieka
Kana Galilejska (J 2, 1-11)
Drodzy Bracia i Siostry!
W czasie wczorajszych naszych rozważań, przygotowujących nas na odpust
parafialny, staraliśmy się zobaczyć w opisie Zwiastowania (por. Łk 1, 2638), jak na wzór Maryi słuchać Boga. Dziś chcemy iść dalej, bo słuchanie
Boga kieruje nasz wzrok ku drugiemu człowiekowi. Chciejmy dziś zatrzymać
się nad sceną z Wesela w Kanie Galilejskiej, gdzie Maryja uczy nas troski
nie o nasz egoizm, ale o drugiego człowieka.
Maryja zostaje zaproszona przez rodzinę, która świętuje uroczystość
zaślubin, a zatem przeżywa wielką swoją radość. Maryja nie wpycha się na
tę uroczystość sama, ale zostaje zaproszona ze względu na Jezusa
Chrystusa. Tam też znajduje się Jezus i Jego uczniowie. Zapewne rodzina
chciała podnieść prestiż uroczystości skoro zaprosiła tak znaną osobę, jaką
był już w tym czasie Jezus i chcąc wyrazić szacunek wobec Niego zaprosiła
także Jego Matkę Maryję.
Maryja jednak nie jest wścibska na tej uroczystości. Nie rozgląda się tylko
po to, aby wszystko widzieć, wszystko komentować, aby ocenić
przygotowanie wesela i zachowanie gości. Maryja bardzo dyskretnie
zauważa problem, który się pojawia. Ze swoimi spostrzeżeniami nie biegnie
jednak, by zrobić scenę gospodarzom, ale dyskretnie stara się zaradzić
trudności, jaka się pojawiła.
Nas jakże często interesują sprawy drugich nie ze względu na prawdziwe
zainteresowanie ich losem, ale często bardziej po to, aby o nich
opowiadać, podsumowywać, obgadywać, rozsiewać plotki. Z tego właśnie
powodu taką popularnością cieszą się wszelkie reality show czy plotki w
kolorowych gazetach, gdzie ludzie bez skrępowania i wstydu obnażają się
przed innymi a tak wielu jest takich, którzy chcą tego słuchać, chcą to
oglądać, o tym czytać w plotkarskich czasopismach.
Jakże często zdarza się nam czekać na potknięcie drugiego człowieka,
widzieć jego wady i słabości. Jakże często niestety cieszymy się z tego, że
komuś coś nie wyszło, że powinęła mu się noga, bo przecież inni nie mogą
mieć lepiej ode mnie, nie mogą mieć więcej. Jakże często to postawa, że
skoro ja nie mam, to inni też nie będą mieli.
Tymczasem nie są to postawy nie tylko Jezusowe i Ewangeliczne, ale takie
postawy nie mają nic wspólnego z pobożnością maryjną. Maryja bowiem
uczy nas czegoś zupełnie innego i to nie tyle przez swoje słowa, ale
przykład życia i zachowania na weselu w Kanie Galilejskiej.
Maryja uczy nas zainteresowania problemami innych ludzi. Wyrzuca w ten
sposób znieczulice, że chorej osobie w sąsiedztwie nie ma kto zrobić
zakupów czy pomóc załatwić niezbędne formalności, bo nikt nie interesuje
się jej losem. Wyrzuca brak zainteresowania osobą samotną, która czeka,
aby ktoś choć na chwile do niej przyszedł i z nią porozmawiał.
Wyrzuca brak troski o to, co dzieje się z dziećmi za ścianą, a później
wszyscy zbulwersowani tragedią, która przecież rozegrała się z ich
aktywnym udziałem przez to, że nie reagowali. I jeszcze tak wielu potrafi
uczestniczyć w medialnym widowisku wokół tej tragedii, czerpiąc wielkie
zyski z tego powodu.
Drodzy Bracia i Siostry!
Z całym problemem Maryja zwraca się do Jezusa, pełna ufności, że On jest
w stanie zaradzić wszystkiemu. Maryja bowiem doskonale zrozumiała
słowo samego Boga, że Jej Syn będzie Zbawicielem człowieka i świata.
Maryja nie zniechęca się z pozoru chłodną reakcją Jezusa, ale ufa że
zostanie wysłuchana.
Ile to razy służyliśmy innym dobrą radą, narzekaliśmy na rządzących,
system, który nic nie potrafi zrobić? Ile to razy nawet narażaliśmy innych,
proponując im praktyki, które nie tylko stoją w sprzeczności z dobrem, ale
przede wszystkim wiarą i zaufaniem wobec Boga? Ile to razy szukaliśmy
winnych zaistniałych sytuacji?
Maryja dalej uczy nas, aby wszystko przeżywać z Jezusem. Uczy
prowadzenia każdego człowieka, który znalazł się w potrzebie do Jezusa.
Uczy dania czegoś z siebie, a nie tylko wrzucenia jakiegoś grosza, aby
uspokoić swoje sumienie i czuć się usprawiedliwionym, że coś się w tej
sprawie zrobiło.
Ile razy, odwiedzając osobę chorą, potrafiłem się z tą osobą pomodlić? Czy
zaproponowałem spowiedź, namaszczenie chorych, aby ta osoba
otrzymała potrzebne jej umocnienie w chorobie? Ile razy, jeśli miałem ku
temu możliwość, pomogłem tym, którzy sami nie mogą dotrzeć do kościoła
na Eucharystię, przywożąc ich do świątyni?
Czasem uciekamy przed tym, aby odwiedzić chorych i cierpiących,
zwłaszcza na nieuleczalne choroby, bo nie wiemy o czym z nimi rozmawiać,
jak się zachować. Tymczasem oni nie chcą tanich słów pocieszenia, ale
bycia z nimi. Nie chcą banalnych słów, ale prawdziwej pociechy, którą
przynosi Jezus. Chcą troski, która nie jest tylko nasza, ale która niesie
nadzieję, zgodnie ze słowami: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy
utrudzeni jesteście, a ja was pokrzepię” (Mt 11, 28).
Drodzy Bracia i Siostry!
Maryja wzywa też innych do pomocy. Wydaje wyraźne polecenia sługom
„Zróbcie wszystko to, co wam powie”. Rzecz zadziwiająca, bo w owym
czasie zdanie kobiety się nie liczyło i była traktowana jak obywatel drugiej
kategorii, a słudzy bez szemrania wykonują polecenie Maryi, są gotowi na
ten moment, w którym Jezus wydaje im konkretne polecenia.
Troska o drugiego człowieka to nie tylko nasza prywatna sprawa. Dziś,
kiedy tak bardzo walczy się z człowiekiem, który liczy się tylko wtedy, gdy
przynosi zyski, potrzeba wspólnego działania. Dziś kiedy usiłuje się
eliminować poczęte życie przez aborcję czy in vitro, potrzeba wspólnego
działania. Dziś, kiedy usiłuje się wyeliminować ze społeczeństwa starszych i
schorowanych, rezygnując jednocześnie z ich mądrości, trzeba działać
wspólnie.
I bynajmniej nie chodzi o to, aby innym wytykać ich złe postępowanie,
obrzucać ich wyzwiskami, wyrzucać na margines wspólnoty Kościoła.
Chodzi o podjęcie takiego działania, aby budzić sumienia, by walczyć –
używając słów bł. Jana Pawła II – o „ludzi sumienia”. Walczyć o wartości
najpierw w sobie, a później z innymi zgodnie z zasadą, którą kierował się
bł. ks. Jerzy Popiełuszko „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem
zwyciężaj” (por. Rz 12, 21).
To, co każe sługom zrobić Jezus jest po ludzku niedorzeczne. Przecież po
ludzku woda napełniająca te 6 stągwi, z których każda miała od 80 do 120
litrów nie mogła stać się winem. To jednak nie koniec próby sług, gdyż
Jezus każe im tę wodę zaczerpnąć i zanieść na stół. Jakiego wielkiego
zaufania trzeba było ze strony tych ludzi, którzy dokładnie wiedzieli co się
dzieje. Zapewne też dyskretnie temu wszystkiemu towarzyszyła Maryja.
Nam czasem także, kiedy widzimy ogrom zła i cierpienia człowieka, wydaje
się, że nic nie jesteśmy w stanie zrobić, że jesteśmy za mali, aby dać sobie
radę. Przecież tyle głodu na świecie, tyle wojen i bezsensownego
przelewania krwi, tyle walących się małżeństw i płaczących z tego powodu
dzieci. Jak sobie dać z tym radę, skoro mnie to przerasta?
Maryja uczy nas ufności, że Jezus jest potężniejszy o tego wszystkiego co
tak krzykliwie do nas dociera. Maryja uczy nas walki takimi środkami, jakie
posiadamy, nie naszą ludzką mocą, ale mocą samego Boga. Chodzi o
zaufanie, aby napełnić nasze puste stągwie wodą, a resztę pozostawić
Bogu. Zrobić wszystko co w naszej mocy i ufać w dobro, które prędzej czy
później z tego wypłynie.
To walka o wiarę młodego pokolenia, walka wraz z Maryją i Jezusem. To
walka o zdrowe małżeństwa i rodziny, walka wraz z Maryją i Jezusem. To
wynagrodzenie za grzechy własne i całego świata, wynagrodzenie wraz z
Maryją i Jezusem. To właśnie nasze codzienne napełnianie stągwi wiary,
nadziei i miłości.
Drodzy Bracia i Siostry!
To zaufanie Maryi oraz spełnienie Jej prośby przez służących, by zaufali
bezgranicznie Słowu Jezusa, okazuje się błogosławione w skutkach.
Gospodarz próbujący wina przed podaniem go wszystkim gościom jest
zachwycony jego jakością, bo jest lepsze od jakiegokolwiek innego, które
uchodziło za najlepsze.
Działanie Boga, jeśli my Bogu nie przeszkadzamy, a wręcz przeciwnie,
pomagamy przez swoją postawę, zawsze dokonuje rzeczy niezwykłych.
Przeważnie nie są one tak krzykliwe i reklamowane jak zło, które stara się
wdzierać w nasze uszy, oczy i serca. Jednak najmniejszy gest dobroci nie
pozostaje bez wpływu na świat, który nas otacza.
Żydzi, kiedy przyznają medale „Sprawiedliwych wśród Narodów świata”, za
ratowanie zagrożonego życia osób należnych do tego narodu wypisują na
pamiątkowym medalu i dyplomie słowa, pochodzące z Talmudu: „Kto
ratuje jedno życie – ratuje cały świat”.
Założyciel mojego zgromadzenia zakonnego, św. Eugeniusz de Mazenod,
kochający bezgraniczną miłością Chrystusa i Jego Kościół oraz Matkę Bożą
stwierdził: „Praktykujcie między sobą miłość, miłość, miłość, a na zewnątrz
gorliwość o zbawienie dusz” (Testament św. Eugeniusza de Mazenoda).
Jego śladami poszedł o. Józef Gerard, który ponad 52 lata życia pracował
na misjach w Afryce Południowej, który stwierdził „Świat należy do tego,
kto bardziej pokocha”.
Ten pierwszy publiczny znak, cud dokonany przez Jezusa Chrystusa
powoduje nie tylko zainteresowanie Nim ze strony ludzi, którzy z różnych
źródeł się o tym dowiedzieli. Ten znak powoduje przede wszystkim wzrost
wiary w sercach Jego uczniów, umacnia ich, by byli w stanie iść drogą Jego
Ewangelii, która przecież wymagała wyrzeczenia.
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa, kiedy poganie widzieli wiarę
uczniów Jezusa oraz ich wzajemną miłość, mówili „Zobaczcie, jak oni się
miłują”. To był znak rozpoznawczy uczniów Ewangelii Chrystusa. Dziś wielu
złośliwych, patrząc na nas chrześcijan, stwierdza niestety co innego:
„zobaczcie, jak oni się nienawidzą”.
Zobaczmy, że w najnowszych objawieniach maryjnych, zawsze przebija
troska o człowieka, o Jego zbawienie, o uchronienie od wiecznego
potępienia. Troska, która wskazuje, jak Maryi zależy na każdym człowieku,
który został odkupiony drogocenną Krwią Chrystusa. Troska, która
dostrzega każdego bez wyjątku z jego nawet najmniejszymi potrzebami.
Drodzy Bracia i Siostry!
Widzimy bardzo wyraźnie, że tak naprawdę zaufanie Słowu Boga czyli Jego
usłyszenie i przyjęcie w swoim życiu ma skutkować dalej zatroskaniem o
drugiego człowieka, o każde życie od poczęcia do naturalnej śmierci.
Ewangelia Jezusa jest bowiem Ewangelią miłości, która dotyka serca
człowieka.
Ta Ewangelia musi jednak być przekazywana. Przekazywana nie tylko przez
słowa, ale też, może nawet bardziej bez słów, przez przykład konkretnego
życia czyli to co wychodzi z naszych ust, jak się zachowujemy i jak
troszczymy się o innych, którzy czekają na nas: nasze dobre słowo, nasze
zainteresowanie i najdrobniejszy gest dobroci.
Dziś, kiedy chcemy być rzeczywiście autentycznymi uczniami Chrystusa,
którzy stają się autentyczną „solą ziemi” (por. Mt 5, 13) i „światłem świata”
(por. Mt 5, 14), nie mamy innego wyjścia jak przyjąć to czego uczy nas
Maryja. A właściwie przejąć się prawdziwą troską o drugiego człowieka,
która wypływa z wiernego słuchania Boga, miłowania Go i naśladowania
przykładu Jego samego oraz troski Jego i naszej Matki o każdego człowieka.
Amen.