Luty 2013.cdr
Transkrypt
Luty 2013.cdr
20 │vis a vis | luty 2013 telewizja Vis a Vis Kazimierz Machowina fot: B. Kucharek , B. Zimowski Wszystkie materiały publikowane są za zgodą autorów Wydawca: Andrzej Dyga, Bogusaw Kucharek Kontakt: Półeczka Vis a Vis, www.zvis.pl www.vis-a-vis.netart.eu.org [email protected] [email protected] Skład i współpraca: Bogdan Zimowski Korekta: Maria Bal - Nowak fot. B. Kucharek numer 2 (57), Kraków, luty 2013 luty 2013 | vis a vis │ 19 2 | vis a vis | luty 2013 Andrzej Sikorowski Owsiak z honorowym doktoratem krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego. Jedni pochwalą, inni będą oburzeni, bo przecież w naszym kraju różnica zdań jest formą obowiązkową, zwłaszcza że autor największej akcji dobroczynnej poruszył kwestię eutanazji, a to już działka zarezerwowana dla opiekunów naszych dusz i sumień. Parę lat wstecz konserwatywna część senatu UJ zablokowała inicjatywę przyznania takiego samego wyróżnienia Romanowi Polańskiemu, bo to gwałciciel nieletnich i zboczeniec jakich mało. Jako głęboko niewierzący, pijak oglądający się na ulicy za ładnymi dziewczynami, wyzuty z szacunku i estymy dla papieży, wyrażam tą drogą wdzięczność dla jąkały w kanarkowej koszuli, bo uważam że tylko ja sam mam prawo decydować o swoim losie, także w kwestii wyborów ostatecznych. Uczuliłem na to swoich bliskich, bo rola rośliny podłączonej do systemu rurek nie interesuje mnie kompletnie, tak samo jak pochówek pod marmurową płytą. Mnie owej płyty nikt nie będzie szorował. Obejrzałem ostatnio piękny dokument o afrykańskiej piosenkarce Miriam Makebie. Kazała się po spaleniu rozsypać na samiutkim końcu kontynentu gdzie łączą swe wody Atlantyk z Oceanem Indyjskim. Takich wymagań nie mam, wystarczy niebieskie morze które widzę ze swojego greckiego tarasu. Jerzy Harasymowicz wybrał ukochane Bieszczady i rodzina spełniła jego życzenie pokonując administracyjne zakazy, jakie ufam wnet znikną, podobnie jak ten by powiedzieć lekarzom dość, gdy nam się znudzi. A póki co karnawał, zatem balujmy ile wlezie. Na myślenie o śmierci jeszcze czas. Z przyczyn technicznych, a nie politycznych zdarzyło nam się pominąć nazwiska niektórych naszych szanownych autorów w rubryce JUŻ Z NAMI, za co serdecznie przepraszamy. Dla wyjaśnienia dodam, że redakcja politycznie od sasa do lasa, co nie przeszkadza nam owocnie współpracować, a nawet bawić się razem. Czego wszystkim karnawałowo życzę. AD fot. B. Kucharek fot. B. Kucharek OKNO NA PLANTY (13) Odejście Edwarda i nadejście Joasi. Przyzna Pan, że nieźle to brzmi. Ile w tym bezinteresownego smutku, porządku, miłości człowieka do człowieka. Miłości mającej prawo wtulić się w każdy kontekst - od ramion poczynając, na krzyżu kończąc. BIAŁY - Panie Piotrze. Jak pięknie się nazywał. Czysto i bezradnie. Jak karta trwająca latami -w milczącej prośbie, żeby ją ktoś zapisał. I jeszcze jedno. Kiedyś w rozmowie WÓDZ naopowiadał szereg niestworzonych rzeczy o najbliższych. Nie wierzyłem w nie. On też nie wierzył. Ale łącząca nas - zgubna czasami - wspólna skłonność do mistyfikacji kazała mi podać te „fakty" do Pana wiadomości. Słyszę, że rodzina poczuła się urażona. Wobec czego z całego serca przepraszam. W moim i Edwarda imieniu. A na koniec cytat z tamtej naszej rozmowy: „Dziękujemy Ci WODZU. Chroń dalej nas - szeregowców przed nieszczęściem. Ale nie zapominaj o sobie. Był taki jeden, co się kulom nie kłaniał, i został skarcony. Byłoby żal." Dziękujemy Ci. Chroń nas. Nie kłaniałeś się kulom. Zapomniałeś o sobie. Zostałeś skarcony. TAK MIAŁO ByĆ! Pański smutniejszy niż zwykle Jan Nowicki JUŻ Z NAMI: Andrzej Warchał, Stanisław Stabro, Jan Andrzej Nowicki „Viking”, Andrzej Warzecha, Krzysztof Tyszkiewicz, Adam Ziemianin, Aleksander Rozenfeld, Wiesław Siekierski, Andrzej Sikorowski, Jacek Lubart-Krzysica, Jan Nowicki, Leszek Pizło, Jerzy Michał Czarnecki, Aleksander Jasicki, Tomek H. Kaiser, Wojciech Gawłowski, Jacek Podgórski, Kazimierz Oćwieja, Magdalena Rychel, Dorota Kazimiera Zgałówna, Henryk Rafalski, Paweł Kozłowski, Bogusław Kucharek, Win, Dorota Dużyk, Mieczysława Dużyk, Marek Kawa, Wojciech Mucha, Michał Kulpa, Aurelia Mikulińska, Darek Bojda, Stanisław Franczak, Jerzy Dębina, Ewa Durda „Lubelka”, Joanna „Malgwen” Mielniczek, Witold Banach, Edward Michalik, Wiesław Jarosz, Omar Khayya, Walery Popov, Marek Studnicki, Tomek Kałuża, Kasia Hypsher, Krzysztof „Kris” Cedro, Sebastian Kudas, Woytek Woyciechowski, Zbigniew Żarow, Marek Przybyłowicz, Roman Mucha, Zofa Daszkiewicz, Bożena Boba-Dyga, Halina Pląder, Robert Czekalski, Agnieszka Stabro, Jędrzej Cyganik, Jadwiga Grabarz, Marek Wróbel, Magdalena Tuszyńska, Henryk Arendarczyk, Marzena Krzyżak, Ewa Maciejczyk, Magdarius, Maro Zender, Adam „Bobs” Marczek, Janusz Wosiek, Roman Gustaw Woźniak, J.B.W., johny porter (ona), Andrzej Dyga, Magda Marciniak, Edward Biały „Wódz”, Maciej Dudek, Tomasz Kowalczyk, Ryszard Świątek „Pikuś”, Ryszard Szociński, Anna Burns Wyller, Anna Widlarz, Ryszard Sokołowski, Marek Wróbel, Elżbieta Żurawska-Dobrowolska, Ryszard Bochenek-Dobrowolski, M, Car lie, Wojciech Pestka, Józef Bator, Renata Nalepa, Justyna Sokół, Maciej Szymczak, Pan Smth, Paweł Rzegot, Marcin Her nas, Ewald Tomon, Gina Gurgul, Miguel Cortez, Małgorzata Łempicka-Brian, Damian, Katarzyna, Alicja, Agata Marczek, Róża Dominik, Ania Karez, Julka Dyga, Renata Dubiel, Czesław Robotycki, Roman Wysogląd, Iwona Siwek-Front, Danuta Mucharska, Karolina Dyga, Teresa Lange, Krzysztof J. Lesiński, Tadeusz Łukasiewicz-Tigran, Anna Witek, Pablo, Jarek Potocki, Mariola Frankiewicz, Robert Florczyk - celnik z Północy, Paulina Simlar (Rzepicha), Aleksandra Pędzisz, Magda Konopska, Iwona Chojnacka, Wiktoria Mizia, Wojciech Kwinta, Wojtek Morek, Bogdan Zimowski, Adam Kawa, Roman Kownacki, Krzysztof Janik, Wawrzyniec Sawicki, Krzysztof Miklaszewski, Zygmunt Konieczny, Konrad Pollesch, Maciej Dyląg, Jan Czopek, Leszek Długosz, Andrzej Szełęga, Krzysztof Pasierbiewicz, Alsana, Piotr Kędzierski, Piotr Błachut, Tony, Andrzej Matusiak, Adam Komorowski, Bruno, Monika Kozłowska, Dorota Czarnecka, Ryszard Rodzik, Jerzy Stasiewicz, Aleksander Szumański, Agnieszka Grochowicz, Kazimierz Machowina, Magdalena Świtek, Paweł Kozłowski Jerzy Skarżyński, Arleta Opioła, Anna Dziadkowiec, Maciej Serafin, Wojciech Firek, Andrzej Pacuła, Owca, Wojciech Woyciechowski, Andrzej Banaś, Tadeusz Smolicki, Wiesław Dymny, Anna Dymna, Wit Jaworski, Tadeusz Śliwiak, Jan Zych, Jan Wawszczyk, Antoni Wawszczyk, Marek Rosner ..a Ty?..dołącz..czekamy ☺... luty 2013 | vis a vis │ 3 18 │vis a vis | luty 2013 Paweł Kozłowski LIST 17 Na cmentarz i z powrotem Kochany Panie Piotrze. Ten, który w towarzystwie akordeonu, siekiery i dwóch pluszowych niedźwiadków odchodził w stronę dalekiego widnokręgu, to był... WÓDZ! - Panie Piotrze. Edward Filip Biały. Pierwszy i ostatni. Urodzony 24 maja 1944 roku. Zmarły nagle 7 lutego 2001. W jakiś słoneczny dzień wiosennej zimy żegnaliśmy Go przecież tutaj, na cmentarzu w Batowicach. Przed ostatnią podróżą do... Nieba. Wśród małej grupki zebranych: Karol z pochyloną głową, siwy właściciel jamnika, Kazik bez czapki i... Joanna. Także Dominik, ale Dominika nie znam. W pewnym oddaleniu - Marta. Delikatnie, bo trochę nie stąd. Maj w lutym. Młody organista, z pierwszymi oznakami nadwagi pod brodą, śpiewa stosownie do sytuacji, co umie. Nad nami dwa samoloty. A może tylko jeden? Ten, co odfrunął, a potem wrócił w pożegnalnej paradzie? Stado gołębi błyszczące przy nawrotach w słońcu tak, jakby ktoś po bezchmurnym nieboskłonie rozsypał rybią łuskę. Czarny ptak.Tylko jeden. Po to chyba, żeby nam się w głowach nie przewróciło. Obok trumny -jak już wspomniałem - niewielu ludzi. Zauważył Pan, Panie Piotrze, że tych najwspanialszych zawsze żegnają tłumy albo garstka? Tak już jest. A ponieważ wiadomo dlaczego, po co się nad tym rozwodzić. W Pańskim przypadku, w każdym razie, miał miejsce wariant pierwszy. Patrząc na zażywną młodość organisty myślałem o WODZU. Dla mnie On na zawsze pozostanie długą, wielobarwną kreską, która ze wściekłością kończyła się u góry - coraz innym nakryciem głowy. I jak zwykle w takich przypadkach, myślałem także o tej odwiecznej pomyłce inscenizacyjnej nakazującej umarłemu leżeć u stóp żywych. Jakby to rozwiązać? Bo chciałoby się odwrotnie. Zęby żywi leżeli u stóp zmarłego. Umarli przecież powinni stać na mocnych nogach - prawda Panie Piotrze? W przypadku WODZA można by tu nawet mówić o pewnej... konieczności. Wspomniałem o Joannie. To taka jedna młodość - proszę Pana - którą zdążył Pan chyba zapamiętać. A może nie? W każdym razie Ona temu wydarzeniu nadała stosowną rangę i sens. Wczoraj obudziłem się i zajrzałem do kalendarzyka mężczyzny, czyli najprawdopodobniej swojego. Zobaczyłem, że mam pogrzeb. Jestem raczej racjonalistą, ale z domieszką empiryka. Coś z tej domieszki przypomniało mi, że - jak uczy doświadczenie - umierają zawsze inni. Ustaliłem, że to prawdopodobnie nie mój pogrzeb, ale wciąż nie miałem pewności czyj. Od odpowiedzi zależał wybór odpowiedniego ubrania. Zwłaszcza butów, także krawata. Krawaty zbieram, ale nie używam. Postanowiłem wyjść i dojść, a raczej dojechać na miejsce. Tam się zorientuję. Krawat wziąłem do kieszeni, buty włożyłem lekkie, czarne, wieczorowo-nocne. Rozważałem, jaką się polać wodą toaletową. Wybrałem zapach kwaśno-cytrynowy. Wyciska łzy. Szukałem cebulowo-czosnkowego, ale go nie znalazłem. Nie mam. Szkoda, bo taki bukiet ogranicza czułości całowania, a ja staram się zachować chłód. Przed kościołem spotkałem bliskich. Odbywała się zbiórka rodziny oraz znajomych. Liczono kto przyszedł oraz jak wygląda. Inni zawsze trzymają się źle, po to byśmy my miewali się dobrze. Teraz też ta reguła obowiązywała. Nie zauważyłem tych, którzy nie przyszli. Wśród pozostałych spostrzegłem kilka kobiet i mężczyzn, czyli osób. Wszedłem do środka. Przypomniałem sobie nazwę budynku. Znalazłem się w przybytku wiary. Miałem usiąść z przodu. Wolałbym gdzieś z tyłu i z boku. Znalazłem się jednak za samym nieboszczykiem. Był sproszkowany. Obok stało zdjęcie, portret. Przypominało mi oryginał w całej okazałości. Pomyślałem, że nie powinien umrzeć. Dla mnie żył. Oglądałem spektakl, którego on był pretekstem. Siedzieliśmy. Wdowa dwa krzesła ode mnie. Ona chyba trochę klęczała. Nie mam jednak pewności, bo silne zgarbienie czyniło ją mało widoczną. Po chwili weszła kobieta ubrana kontrastowo, czarno-biało i zapaliła kilka świeczek. Zaniepokoiłem się, czy nie zgasną. Później pojawiło się czterech mężczyzn w sukienkach. Stanęli z boku. Trzech było okrągłych, czwarty zabiedzony. Widocznie wyjadali mu obiady, a może także kolacje. Zapytałem sąsiadkę, czy to rodzina. Odrzekła cicho, że to księża. W tym momencie uświadomiłem sobie korzyści z usytuowania mojego krzesła. Czułem się tak, jakbym był sam. Prawie sam. W którymś momencie stało się to, czego się spodziewałem. Poczułem wilgoć na policzku. Najpierw na prawym, później na lewym. Zapomniałem wziąć okularów przeciwsłonecznych. Ci z tyłu się nie liczyli, ci z boku liczyli się niewiele. Widziałem tylko czterech mężczyzn w okolicznościowych strojach przede mną i zdjęcie. Ono niewiele miało wspólnego z tym, o czym oni mówili. Czasami siedzieli, czasami stali. Chyba nie uzgodnili ze sobą kolejności wystąpień. Zainteresował mnie ostatni. Zapowiedział, że o Bogu nie można mówić, bo nie można go wyrazić słowami. Nie sposób go też przedstawić. Mówił o luty 2013 | vis a vis │ 17 4 │vis a vis | luty 2013 tym 22 minuty. Żałowałem, że tak krótko. Sprawiał wrażenie niedożywionego i chyba nie miał siły na więcej. Bo możliwości werbalne wykazywał duże. Intelektualne podobne do kolegów. Gdy skończył, przeniosłem wzrok nieco wyżej i trochę dalej. Na obraz, który przedstawiał Boga. On chyba go nie widział. W trakcie ceremonii odbyła się próba aparatury nagłaśniającej. Ktoś z tyłu liczył do mikrofonu. Zatrzymywał się na siódemce. Pobiegłem myślą za jego sugestią i pomyślałem sobie o pitagorejczykach. To były ciepłe skojarzenia. Ktoś później śpiewał. Prawdopodobnie tenor. Zwykle śpiewają na pogrzebach i ślubach tenorzy. Czasami daje znać o sobie sopran. Teraz nie dał. Ta pani, czyli siostra, zaczęła chodzić wśród obecnych z tacą. Na niej leżały pieniądze. Sądziłem, że rozdaje je biednym. Odsunąłem się trochę dalej, bo jestem zamożny. Nikt jednak pieniędzy nie brał, a niektórzy dodawali swoje. Rzucali je na tacę. Jakaś zabawna gra. Nic się już później nie zdarzyło. Wyszliśmy na cmentarz. Niedaleki spacer. Każdy szedł w milczeniu. Wszyscy cicho rozmawiali. W murze umieszczono niewielką puszkę z prochem. Zobaczyłem, że wokół jest sporo ludzi. Zaczęto wygłaszać przemówienia. Jakaś pani dała wykład. Młody człowiek w średnim wieku przeczytał list. Od swojego zwierzchnika. Raczej o niczym. Grubszy mężczyzna z brodą mówił ze wzruszeniem. Ja ze wzruszeniem słuchałem. Nie zwróciłem uwagi na treść. Podobało mi się trochę. Później jeszcze inny mówca podkreślał, kim był ten, którego nie ma. Wiem, że był inny niż ten podkreślony. Przemówienie miało służyć ekspozycji mówiącego. Nie zauważyłem, kiedy ta część się skończyła. Nastawiłem się na długie trwanie. Wkrótce miejsce ożywiło się, bo robiono zdjęcia. Ludzie chcieli dobrze wypaść. Część z nich stała i rozmawiała, raczej cicho. Część, chyba większa, leżała i nic nie mówiła. Przywitałem się i pożegnałem. Zaczęły się rozmowy w wąskim gronie o dorobku materialnym tego, którego nie ma. Ja poprosiłem o coś pamiątkowego. Dostałem szafę, styl eklektyczny. Do domu postanowiłem nie jechać, ale przejść. Po godzinie dotarłem. Buty nadawały się do chodzenia, krawat pogniótł się w kieszeni. A później nie pamiętam, co było. 23.X.2012 godz. 16.47, Bez słońca, bez deszczu. Włodzimierz Czocher „ Sprężyna ” 31. 05. 1953 - 12. 01. 2013 zdjęcia z pogrzebu fot. M..Rosner Krzysztof „ Kris ” Cedro - PORTRETY luty 2013 | vis a vis │ 5 16 │vis a vis | luty 2013 Adam Bobs Marczek W rajskim ogrodzie zabija mnie Brat Kain w dżinsach marki Levi-Strauss Historycznie uwarunkowana miłość Historycznie uwarunkowane spojrzenie na Historycznie uwarunkowaną śmierć W rajskim ogrodzie Słońce oświetla kamienie Kwiaty Kiedy mówisz do mnie że już wiesz a ja odpadam a ja boję się Ciebie Wtedy pytam dlaczego ty dlaczego właśnie ty W rajskim ogrodzie wąż podaje soczyste jabłka wybranym dla grzechu Bo historycznie uwarunkowane jest chcę Historycznie uwarunkowane chcę Historycznie uwarunkowane rozumiem A także miłość W rajskim ogrodzie ukąszenie węża zamienia serca w kamienie I kwiaty Kiedy patrzysz powierzchownie i widzisz tak mało kolorów ja odpadam Wtedy boję się wtedy pytam dlaczego właśnie ty dlaczego ty W rajskim ogrodzie jest brama zza której się już nie wraca Gdzie historycznie uwarunkowane jest każde słowo I każdy ruch Gdzie historycznie uwarunkowana jest miłość W rajski ogrodzie brama kusi blaskiem Twoje oczy A także kwiaty Widzę jak każdy dzień jesteś bliżej raju Historycznie uwarunkowana śmierć zabiera Cię w drogę z której się nie wraca Poza bramę I ciągniesz mnie Za sobą ciągniesz mnie I boję się ja boję boję się Za sobą ciągniesz mnie Boję się Za ścianą fot: I. Chojnacka luty 2013 | vis a vis │ 15 6 │vis a vis | luty 2013 Poza ZVIS’em Dnia 11 stycznia 2013 roku, w Sali Fontany Pałacu Krzysztofory odbyła się promocja książki Anny Szałapak, pt: "Szopka krakowska jako zjawisko folkloru krakowskiego na tle szopki europejskiej. Studium historyczno-etnograficzne". Spotkanie poprowadzili znana poetka krakowska Ewa Lipska oraz prof. Czesław Robotycki - antropolog kultury i etnolog. Przy fortepianie zasiadł kompozytor Zygmunt Konieczny. BK fot. B. Kucharek Piwnica pod Baranami Wystawa obrazów Jerzego Skarżyńskiego i kolaży przestrzennych Bogusława Bachorczyka na podstawie scenografii J. Skarżyńskiego do filmów Wojciecha J. Hasa. fot. B. Kucharek Może właśnie takiego Fikalskiego - wodzireja w tańcu, prezentuje kartka pocztowa sprzed 1914 roku. Oczywiście głównymi atrakcjami balów były tańce, które miały ustaloną swoją kolejność. Rozpoczynano polonezem, a potem następowały inne aktualnie popularne tańce jak kadryl, mazur, polka czy lansjer i galopada. Walc początkowo nie był tańczony jako zbyt frywolny, uznanie znalazł dopiero pod koniec XIX w. Szczególna popularność zyskała jego odmiana z figurami tańczona po północy, zwana kotylionem. A sam kotylion przypinany do strojów, przetrwał do naszych czasów. Podobno krakowskim wynalazkiem z około lat 50-tych XIX w. tańczonym na zakończenie balów był drabant z ciekawymi figurami m.in. drabantową z mazura, szufladą, anglezową, kotkiem i myszką, czepkiem, a kończony piciem na klęczkach kieliszka wina z trzewiczka partnerki. Aby wyeliminować sprinty kawalerów do atrakcyjnych panien z zaproszeniem do tańca i ścisk wokół nich, wprowadzono karneciki z tańcami według ich kolejności, przy nazwach których zainteresowani panowie mogli się wpisywać. Dzięki temu i pośledniejszym panienkom trafiał się amator do tańca. Apogeum karnawału przypada na jego ostatni tydzień, kiedy w „zapusty” bawiono się najhuczniej. Rozpoczynał ten tydzień „tłusty czwartek” z obyczajem jedzenia do oporu, a zwłaszcza „polskiego wynalazku” czyli pączków z różą i chrustu. Tutaj muszę przyznać, że Warszawa może się pochwalić tradycją najlepszych pączków już od XVII w. Ale już krakowskie chrusty lub jak kto woli faworki są „number one”. W tłusty czwartek krakowskie przekupki urządzały na rynku swoje święto zwane „Combrem” od nazwiska wójta żyjącego podobno w XVI w. który mocno je karał i kiedy wyzionął ducha właśnie w tłusty czwartek, zapanowała wśród nich wielka radość i zabawa. Ponieważ w tamtych czasach zimy były bardziej mroźne niż teraz, więc nasze straganiarki musiały się rozgrzewać gorącymi napojami wzmocnionymi wyrobami galicyjskich gorzelni. Stąd też ich zabawa, tańce, ciągnienie słomianej kukły Combra i zaczepianie mężczyzn stawało się zbyt swawolne. Z tego też podobno powodu w 1846 roku austriacka policja zakazała combrowego świętowania. Znikły też inne obrzędy i zwyczaje, karnawałowe swaty zastąpiły obecnie importowane Walentynki, a w ostatki ostała się tylko śledziówka. Pozostaje więc tylko w środę popielcową posypać głowę popiołem i pokutnie przez Wielki Post byle do Wielkanocy. . luty 2013 | vis a vis │7 14 │vis a vis | luty 2013 Jerzy Stasiewicz wpadło dwóch ludzi: jeden szary cywil i jeden w pełni umundurowany policjant. I oni też zniknęli w biurze, skąd tylko słychać było groźne okrzyki: i po polsku, i po angielsku. Z amplitudy odgłosów wynikało, że Kantor cały czas jest górą. Po prostu: krzyczał głośniej. Po kwadransie dwóch panów opuściło dyrektorskie biuro, rozkładając bezradnie ręce. Zachodziliśmy w głowę, w czym rzecz i co to za inscenizacja kryminalna? Po chwili pojawił się w drzwiach Kantor z Gothardem i widząc ludzi, wyczekujących pointy, ryknął: „Może ja jestem kopnięty, ale wy wszyscy - też!” . Było to rzeczywiście przykazanie dla „wszystkich”. Dla policjantów, którzy - jak się nazajutrz okazało - wzięli go za groźnego bandziora, który grasował po sklepach z antykami na Hammersmith i dla nas - ciekawskich i - równie jak Kantor - przerażonych. Pointa ucieczki udanej zaowocowała więc przykazaniem niebanalnym. Warto je zapamiętać, by w dramatycznej chwili użyć go. Może zaowocuje tak jak nad Tamizą. A może nie. Może jeszcze raz potwierdzi się recepta Conan-Doyle’a, który skutecznie uciekł od medycyny, by tropić „wszystkich podejrzanych” przy pomocy swych dwóch literackich „psów gończych”: Sherlocka Holmesa i Doktora Watsona. . Andrzej Matusiak MÓJ DAWNY KRAKÓW MIASTO, LUDZIE, WYDARZENIA na starej pocztówce i fotografii oraz wspomnieniach (8) W lutym karnawał trwa dalej. Im bliżej jego końca , tym bardziej stopień rozbalowania jest i był coraz intensywniejszy. W XIX w. i na przełomie z XX wiekiem w Krakowie bawiono się głównie na licznych wieczorach tańcujących w domach krakowskiego mieszczaństwa i arystokracji. Organizowane były one zwłaszcza dla pokazania panien „na wydaniu” i wyswatania ich kandydatom na ewentualnych małżonków. Jeżeli w rodzinie trafiło się kilka takich panienek, to i nie kończyło się na zorganizowaniu jednej domowej potańcówki. Aby zabawa była atrakcyjna dla kawalerów, musiała być prowadzona przez wodzireja o którego nie było tak łatwo. Ponieważ równocześnie odbywało nieraz kilka takich tanecznych zabaw, to zdarzało się, że cieszący się popularnością wodzirej prowadził równocześnie niejedno domowe balowanie. Wspaniały obraz czasów tej krakowskiej „belle epoque”, dał trzyczęściowy wielogodzinny spektakl „ Z biegiem lat z biegiem dni” w reżyserii Andrzeja Wajdy i Anny Polony, którego premiera odbyła sie w marcu 1978 r. w Teatrze Starym. W nim Jerzy Stuhr stworzył świetną kreację postaci Fikalskiego, wodzireja takich balów. Zygmunt Dmochowski Na 60. rocznicę debiutu literackiego Nie byłem na jubileuszu, choć zaproszenie przyjąłem; Jesień byłą dziwna, czas przesiąkał przez palce. Jubilat na łóżku szpitalnym spijał strofy z kroplówki pisał kolejne listy do nieba, człapiąc za Wędrowcem. Znałem go prawie dobrze. Pierwszy doszedł do mnie: - żona? piękna, gratuluję. Plener „Uratować wiatrak” Gostomia. Polałem, po kielichu - źle się czuł - odmówił, poprosił piwo. A że piwa nie było wychylił kielich - powiedzmy goryczy. Lubił poezję. Sądy miał ostre, rzucane w oczy, ale delikatne jak jego twarz i zaczesane do góry szpakowate włosy. Gdy mówił czuło się Requiem kujawskie, ukorzenienie w ziemi, którą opuścił - za chlebem. Dźwięczy mi w uszach jego głos - echo pomiędzy wersami ale i milczenie, kiedy patrzył na zebranych i kiwał głową. Z szuflady Lubelki *** *** Na zimno Na wspólne śniadanie Za ostatnią bułkę płaci w kasie marketu monetą z portfela uzbrojonego w łuskę wigilijnego karpia czarne? białe? – nie tylko śniegiem przypudrowane… fot: Pablo 8 │vis a vis | luty 2013 Teatr KTO w Nowym Roku W 2012 roku Teatr KTO świętował Jubileusz 35-lecia istnienia. O podsumowanie tego wyjątkowego roku i o zdradzenie planów na 2013 rok, poprosiliśmy dyrektora teatru Jerzego Zonia. Jak ocenia Pan miniony, jubileuszowy rok w Teatrze KTO? Przez cały rok jubileuszu 35-lecia wypowiadali się twórcy, aktorzy, realizatorzy, współtwórcy teatru. Mówili o tym, czym dla nich był ten teatr, czym jest dalej, jak żyje we wspomnieniach, w jaki sposób ukształtował ich osobowość i w jaki sposób wpłynął na ich losy. Koniec roku na pewno skłania nas do refleksji , do wspomnień, ale też do pewnego projektowania przyszłości. Jakie są zatem plany Teatru KTO na 2013 rok? Przede wszystkim tym, co determinuje moje działanie teraz, jest szukanie nowej siedziby i zmiana formuły teatru na bardziej otwartą. Oznacza to, że poza nurtem spektakli scenicznych, a także poza nurtem dominującym i najważniejszym w moim życiu artystycznym, czyli realizacji plenerowych i ulicznych, chciałbym poszerzyć działalność o eksperyment teatralny, o zajęcia warsztatowe i o asymilację ze społecznością lokalną. Do tego jednak trzeba mieć pewne warunki, a przede wszystkim infrastrukturę, a infrastruktura w przypadku teatru to siedziba. Chciałbym, żeby była to scena z zapleczem, na której prezentować będziemy spektakle naszego teatru, ale także przedstawienia teatru tańca, teatru dramatycznego. Nasza nowa siedziba powinna być wielofunkcyjna, otwarta na wszystkie strony, mały prężny organizm ze wspaniałą załogą, tak to sobie wyobrażam. Myślę też o powołaniu i współtworzeniu z innymi teatrami czegoś w rodzaju fundacji teatru ulicznego, fundacji sztuki ulicznej. Byłoby to coś kompletnie nowego w naszym kraju fundacja, która pozwoli ruch sztuki ulicznej ująć w pewne ramy i pomóc ludziom, którzy mają coś do powiedzenia. Celem jej działalności będzie promowanie przedstawień, które są spychane na drugi plan, a także wdrożenie pewnego systemu edukacji, zajęć warsztatowych. Jakie premiery czekają nas w 2013 roku? Jesteśmy przed premierą „Ronda” B. Schaeffera, w reżyserii Piotra Bikonta. W kwietniu planujemy także premierą czwartego programu Kabaretu PUK. Poza tym Krzysztof Niedźwiedzki zakłada na Gzymsików swój autonomiczny kabaret, który będzie grał na deskach KTO. W maju i w czerwcu w ramach projektu „Czerwone” wspólnie z kolegami z luty 2013 | vis a vis │ 13 zaprosił nas twórca Riverside – reżyser i teatrolog – David Gothard, zaprzyjaźniony z Cricotem 2 od roku 1976, tzn. od występów w Londynie z „Umarłą klasą” na inaugurację tego obiektu, stworzonego w dawnych studiach telewizyjnych BBC nad Tamizą. Sukces w roku 1976 był obopólny, jako że „Umarła klasa” właśnie po Edynburgu i Londynie rozpoczęła triumfalny marsz przez kontynent, a Riverside Studios stał się jednym z najważniejszych ośrodków awangardowej sztuki w Anglii. Jesień 1982 roku była już dla Riverside i Gotharda bardzo smutna. Ośrodek stał na granicy bankructwa. I właśnie wizyta słynnego Cricotu 2 ze znaną już „Umarłą klasą” i nieznanym „cricotagem” o tytule Villonowskiej ballady miała zmusić władze municipalne do wyasygnowania ratujących Riverside Studios - kwot wydzielanych przez gminę. Kantor zrobił wszystko, żeby tak było: najpierw na skandalizującej, piętnującej londyńskie władze, konferencji prasowej upomniał się o los Riverside, potem – złożył merowi Londynu wizytę nie tylko jako gość, ale i ambasador Gotharda i jego grupy. Manifest Kantora, który wygłosił, to była zresztą futurologiczna przestroga przed „samorządowym zarządzeniem kulturą”, przestroga przed klęską, która dosięgła polskie instytucje kulturalne po 20. latach . Znajomi dziennikarze mówili na głos, że napsuł wiele krwi merowi i jego ludziom, którzy – nota bene – kazali władzom Hammersmithu odroczyć egzekucję Davida. Inni, bardziej jeszcze doświadczeni w walkach twierdzili, że urzędnicy takiego poniżenia nie przepuszczą i zemsta „choć leniwa”, wisi w powietrzu. Nie wierzyłem ani słowa. Nie wierzyłem aż do 1 grudnia. Atmosfera zresztą była napięta: wyjazdy Cricotu oglądane były także „poprzez polską niewolę stanu wojennego”. Lesław Bobka nawoływał w londyńskim „Dzienniku Polskim” do bojkotu. Przy okazji zresztą prześcigając się samemu w inwektywach, popisał się „najgłupszą chyba w dziejach recepcji „Umarłej klasy” interpretacją przedstawienia „Martwa klasa” (sic!) – napisał, podniecony – „to zgrabna kompilacja znanych już od dawna we współczesnym teatrze rozwiązań i chwytów formalnych; serwowanych publiczności w pozornie efektowny sposób”. Kantorowi oberwało się za Artura Starowicza , który jako „upadły Anioł na ambasadorskiej emeryturze” popsuł nam premierę samą swoją obecnością. Nic dziwnego, że Kantor cały czas żył nerwami, co odbijało się i na nas. . Tak było też 1 grudnia 1982 roku – po serii kilkunastu spektakli „Umarłej klasy”, która znowu wywołała zdecydowaną przewagę przychylnych ocen – z kapitalną uwagą Irvinga Wardle’a z „The Timesa”, że „Kantor jest jednym z niewielu artystów, którym udało się hermetyczną tradycję udostępnić ludziom znajdującym się na zewnątrz polskiej kultury” – byliśmy w samym „środeczku” eksploatacji wspomnianego „cricotage’u” „Gdzie są te śniegi niegdysiejsze”. I znowu w prezentacji niesłychanie dobrze przyjętej nie brakowało uszczypliwych zastrzeżeń recenzentów ze skrajnymi pytaniami: „Dlaczego to na spektakl 35 minutowy bilet kosztuje aż 7 funtów?” „Dlaczego tak mało – czy taki słaby?” Był zatem 1 grudnia. Graliśmy – jak co dzień – dwukrotnie: spektakl po spektaklu, z krótką godzinną przerwą, co oznaczało, że na miejscu musieliśmy się znaleźć już przed piątą. Wyjątkowo przyszedłem do Riverside przed czwartą, bo byłem z kimś umówiony. Pogoda była fatalna. Mżawka jak w angielskich kryminałach i szary zmierzch, prowokujący, jak sugerowali i Conan Doyle i Agatha Christie, do zbrodni. Jednym słowem: pogoda barowo-kryminalna. Siedzę więc sobie w przestronnej hali-kantynie Riverside, popijając Guinessa, kiedy to nagle wpada do drzwi Kantor i z okrzykiem „Precz ode mnie, bandyci!” znika za drzwiami biura Gotharda. Wszystkich biesiadników – jak się to powiada – „zamurowało równo”. Bo jeszcze nie zdołał wybrzmieć okrzyk Mistrza, jak tymi samymi drzwiami luty 2013 | vis a vis │ 9 12 │vis a vis | luty 2013 Krzysztof Miklaszewski fot. B. Kucharek DEKALOG KANTORA I - A NAM SIĘ PO PROSTU NIE CHCE! II - MÓJ PODPIS NIC NIE ZNACZY! III - PROSZĘ NATYCHMIAST OPUŚCIĆ TĘ ULICĘ! IV - PROSZĘ TEMU PANU POWIEDZIEĆ ŻEBY PRZESTAŁ MÓWIĆ! V - ODTĄD - DOTĄD: SAME CHUJE VI - NIE MOŻNA JEŚĆ ŚNIADANIA, JAK KTOŚ RUSZA DUPĄ! VII - NIE WOLNO UMIERAĆ PRZED PREMIERĄ! VIII - MIEJMY W DUPIE PIRAMIDY, ALE 1 MAJA TEŻ! IX - PROSZĘ NIE ROBIĆ Z SIEBIE IMBECYLA I NIE WYBAŁUSZAĆ BAWOLICH OCZU! X - MOŻE JA JESTEM KOPNIĘTY, ALE WY WSZYSCY - TEŻ ! Niemiec, z miejscowości Mettmann, będziemy realizować widowisko „Ziemia obiecana”. Spektakl mówić będzie o emigrantach, którym trudno się tam zasymilować i tylko miłość ich asymiluje. Jak co roku przygotowujemy się także do Nocy Poezji i Nocy Teatrów. Powolutku planujemy też nową realizację. Jaki jest zatem główny cel na rok 2013? Jestem pełen ufności i nadziei na przyszłość pomimo fatalnych prognoz budżetowych, ale nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek te prognozy były dobre. Czasy są ciężkie, więc trzeba dbać o jakość i na to zwrócimy szczególnie uwagę. Istniejemy po to, żebyśmy kreowali miejsce - oazę normalności, ale i ląd pełen fantazji i mądrości. Te górnolotne słowa, które rzadko wypowiadam, niech będą usprawiedliwione minionymi Świętami Bożego Narodzenia. Intensywne kreowanie takiego miejsca to jest cel naszej działalności w przyszłym sezonie i w kolejnych latach. Rozmawiała Monika Kozłowska Andrzej Banaś NEOERYSTYKA PRZYKAZANIE X Poglądy to dobra Obiegowy środek płatniczy MOŻE JA JESTEM KOPNIĘTY, ALE WY WSZYSCY - TEŻ ! Najlepiej bawimy się z cudzego...nieszczęścia. Zarówno „teoria komizmu”, jak i praktyka najlepszych komików z Busterem Keatonem i Charlie Chaplinem, dowodzą, że najbardziej bawi nas...upadek bliźniego. Upadek fizyczny, a często psychiczny. Kantor uwielbiał zresztą taki rodzaj gry z widzem. Najlepszym dowodem cały system atakowania widzów, stłamszonych w „szatni” „Nadobniś i koczkodanów”. Tam właśnie na oczach rozbawionej gromady „represjonowano” jej poszczególnych członków, wystawiając ich na pośmiewisko tłumu. Każdy zresztą reagował z aprobatą na te tortury do czasu, kiedy nie zaczęły jego dotyczyć. Wtedy też osobniczna fizic, w grupie nie dostrzegana, stawała się przedmiotem szczególnie okrutnego oglądu. Stawała się podmiotem pośmiewiska . Kantorowi, eksperymentującemu z tzw. partycypacją widza, dane było sprawdzić ten proces, proces „komedii omyłek” na sobie. I to w samym szekspirowskim Londynie, na brzegu Tamizy. . Było to pod koniec listopada 1982 roku. Przyjechaliśmy z Paryża do znanego centrum sztuki Riverside Studios w dzielnicy Hammersmith po sukcesie na Festiwalu Jesiennym. Michael Billington zapowiadając w „The Guardian” tę wizytę postawił Kantora w rzędzie „pięciu reżyserów, którzy zademonstrowali swą siłę w Paryżu” (obok Francuzów: Gildasa Bourdeta i Alaina Militanti i obok Georgio Strehlera i Petera Brooka). Do Londynu Ważny czynnik mnóstwa transakcji Wymienialny na rzeczy fot. B. Kucharek GEN Meble, nakrycia głowy, pieniądze Stołki, fotele Purpurowe kapelusze Wspaniała to rzecz Gaże Moja spiralna pokrętność Spór dzisiaj Jeśli dołożyć jeden zawijas To wymiana poglądów Może dwa Na lepsze Będę wieczny Zatem Sięgnę DNA W sprawie Macchiavelli vs Schopenhauer Wkrótce Remis 10 │vis a vis | luty 2013 luty 2013 | vis a vis │ 11 Kazimierz Machowina wiersze i rysunki POZDROWIENIE WIOSENNYM PĘDZLEM MEDALIK słońce spływa na przydrożne bazie zaróżowione sięgają przebitych dłoni i tam pęcznieją w puszysty bukiet kołysany ptasim chórem Alleluja Alleluja W pracowni w niebie schowanej anioły paletę trzymają. Schyla się Bóg Ojciec i w rękę malarza sypie kwiaty. Cieszy się, aż niebo pęka. Skocz do niej mruga. Malarz zakrył oczy i skoczył. Wargami kwiaty zgarniają. Nad nimi dwa pierścienie dzikich gęsi. wojna coraz grubsza upita krwią tańcowała dalej i dalej za nią Stanisław do ukraińskich sadów pełnych grusz i jabłoni zaszedł z wojskiem późnym wieczorem cicho było i ciepło porozpinali mundury zasnęli kiedy księżyc rozłożył się na niebie Stanisław otwarł oczy żołnierze poderżnięte gardła mieli z pootwieranych gardzieli rzężenie słychać było przemieszane z dźwiękiem harmoszki złapał się za gardło całe Adam Kawa Kazimierz Machowina artysta zaskakujący Na początku lat sześćdziesiątych w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych powstał‚ kabaret "Zdrój Jana". Właśnie po jednym ze spektakli tego kabaretu opery, Julek Antoniszczak poznał‚ mnie ze studentem z fot. B. Kucharek pracowni malarstwa profesora Emila Krchy, który w "Porwanej w noc poślubną" grał‚ rolę panny młodej, Kazimierzem Machowiną. Ach co to był‚ za kabaret!!! Zatem Kazimierza Machowinę poznałem jako ... aktora. W latach siedemdziesiątych artysta objawił‚ się jako prozaik, gdyż w tym czasie napisał‚ kilka pełnych poezji baśni, a w latach osiemdziesiątych zaczął‚ drukowac swoje wiersze. Jednocześnie wystawiał‚ co kilka lat obrazy, które są dowodem jak konsekwentnie poszukiwał‚ swojej odrębności i miejsca w malarstwie. Kilkadziesiąt indywidualnych wystaw Kazimierza Machowiny pozwala prześledzić tę drogę. Jego obrazy nabierają poetyckiej metafory, nie jakiejś literackości, ale głęboko przemyślanej metafory i poetyckości. Uskrzydlone miasteczko niesione na grzbiecie ptaka czy też ukryte wśród błękitnego snu i takiej nocy - to obrazy, których nie można tak sobie namalować. Bardzo lubię i cenię tę typową tylko dla Machowiny poetykę. Także rysunek artysty staje się coraz bardziej oszczędny i syntetyczny. Porównać go można jedynie do drzeworytów Jerzego Panka. Jest podobny a jednocześnie zupełnie inny, bo taki migotliwy i nie pozwalający się zaszufladkować jest właśnie Kazimierz Machowina. RYKOWISKO pada strzał pada jeleń człowiek z fuzją szczerzy zęby zdziera skórę rogi do ściany mocuje przychodzą znajomi na rogach kapelusze wieszają przy stole siadają upieczony jeleń rozłożył się na talerzach na obrusie w kawałkach chowa się w żołądkach gości do następnego strzału wiszący na piersi Chrystus objął Stanisława
Podobne dokumenty
telewizja Vis á Vis
Widlarz, Ryszard Sokołowski, Marek Wróbel, Elżbieta Żurawska-Dobrowolska, Ryszard Bochenek-Dobrowolski, M, Car lie, Wojciech Pestka, Józef Bator, Renata Nalepa, Justyna Sokół, Maciej Szymczak, Pan ...
Bardziej szczegółowo