Innowacyjność, panowie

Transkrypt

Innowacyjność, panowie
Innowacyjność, panowie!
Autor: Michał Wołangiewicz
Wprowadzenie
Na kursach podstaw ekonomii naucza się, że środkami produkcji są ziemia,
kapitał i praca. I to się zgadza. Tym jednak, co „robi różnicę‖, daje ogółowi
pewien awantaż na przyszłość oraz przyczynia się do rozwoju cywilizacji, a co za
tym idzie stabilnego i szybkiego wzrostu gospodarczego, jest kapitał ludzki.
Mówiąc obrazowo, to co wypływa z ludzkiego umysłu i serca oraz zmienia
materię wokół niego, omijając przy tym zastane szablony, tworząc nowe, lepsze
rozwiązania, które są wykorzystywane przez ludzi do czasu wykorzystania
kolejnego, bardziej wydajnego pomysłu.
Innowacyjność w ekonomii
Tym bardziej zaskakujące pozostaje, że problem innowacji długo pozostawał
poza obszarem głównych zainteresowań ekonomii, zaliczanej przecież do nauk
społecznych. Ich gospodarczym aspektem zajął się bowiem dopiero Joseph
Shumpeter. Natomiast w głównym nurcie ich „endogeniczny‖ charakter jako
jednego z trzech czynników wzrostu, który pozwala efektywniej spożytkować
posiadane zasoby, udowodniły analizy Paula Romera1.
Dziwi to tym bardziej, że właśnie dzięki „nowym kombinacjom‖ nasza
cywilizacja doznała — jak słusznie wskazuje z kolei Robert Gordon — trzech
wielkich rewolucji, które odpowiadały niemal za cały rozwój zachodniej cywilizacji
(rewolucji technologicznej 1750 roku związanej z maszynami tkackimi oraz
transportem oceanicznym, rewolucji przemysłowej przełomu XIX i XX w. oraz
rewolucji technologicznej lat 60.).
1
Romer, P., Endogenous Technological Change, ―Journal of Political Economy‖, University of
Chicago Press, vol. 98(5), pages 71–102, October 1990.
Innowacyjność w gospodarce
Ekonomiści, którzy działają głównie na polu nauki, to jedno. Mający realny wpływ
na wykorzystywanie zdobyczy ekonomii w realnym świecie politycy to drugie. Ci
rządzący Polską o znaczeniu wpływu szeroko pojętej innowacyjności na pewno
wiele mówią. Zdaje się jednak, że mylnie identyfikują jej spiritus movens.
Długofalowa polityka budżetowa w ich wykonaniu została wszak sprowadzona w
zasadzie do jednego, dość prymitywnego imperatywu — absorpcji unijnych
funduszy, które, traktowane jako panaceum na wszelkie bolączki, przesłaniają
wszelkie inne jej składowe i pozostają w zupełnym oderwaniu od problemu ich
efektywnego spożytkowania.
Unijne wymię
Trudno oczywiście realizacji projektu tzw. Umowy Partnerstwa Europejskiego nie
traktować jak racji stanu. W grę wchodzi astronomiczna jak na nasze warunki
kwota 82,5 mld euro z nowego wieloletniego planu finansowego UE. Wraz ze
środkami pochodzącymi z budżetu pieniądze te mają dać, jak wynika z
szacunków, inwestycje na poziomie 5 proc. PKB rocznie i tym samym przyczynić
się do dynamicznego rozwoju w najbliższych latach. Księgując je po lewej
stronie, Donald Tusk zdążył już zresztą nawet przepowiedzieć, że za osiem lat
Polska będzie jednym z 20 najbogatszych państw świata... Miejmy nadzieję, że
była to wizja proroka2.
Trzymając się faktów, trudno odnaleźć jednak w sobie podobne pokłady
optymizmu. Brak jest przede wszystkim dowodów na to, że pomoc zagraniczna
2
Wtórująca premierowi w gromkich zapowiedziach polskiego wielkiego cywilizacyjnego skoku
Elżbieta Bieńkowska mówi, że „wszystkie badania wskazują, że do 2030 roku będziemy się
bogacić‖, co ma się „przełożyć na każdego pojedynczego człowieka‖, i brzmi niezwykle
przekonująco. Kłopot w tym, że zapowiada jednocześnie zwiększanie płacy minimalnej, która „ma
w 2020 roku osiągnąć poziom obecnych rozwiniętych krajów Europy Zachodniej‖.
Ze słów tych
wynika, że nie zastanawia się nad faktem, że znakomita większość inwestycji nad Wisłą
realizowana jest przez sektor prywatny (ok. 80 proc.), a co za tym idzie głównym zadaniem
środków unijnych powinno być przede wszystkim jego wsparcie, a nie postępujące obciążanie.
Może i zmusza to do szukania jak najefektywniejszych rozwiązań — tyle że w podatkach, a nie
produktach.
2
prowadzi do wzrostu gospodarczego. Przeciwnie. Część badań wskazuje, że
wpływ ten pozostaje negatywny3.
Wykres 1: Pomoc zagraniczna a wzrost gospodarczy w poszczególnych krajach w latach 1960–2002
Źródło: econlib.org
Poza tym, bez względu na ich wyniki, środki pochodzące z Brukseli nie będą
płynąć do nas wiecznie. Ba, jak wiadomo, strumień wkrótce się odwróci. Pytanie,
które zadawać powinni sobie politycy, powinno zatem raczej brzmieć jak
wykorzystać zewnętrzny kapitał do budowania fundamentów rozwoju gospodarki,
która byłaby zdolna do stałej i niewymuszonej poprawy konkurencyjności, czyli
naturalnego
motoru
wzrostu.
Trudno
bowiem
oczekiwać,
że
wykonanie
planowanych przez nich obecnie działań będzie w stanie ten cel zrealizować,
zwłaszcza w dłuższej perspektywie. Ich przegląd nie napawa w każdym razie
wielkimi nadziejami.
Odnośnie do interesującej nas tu innowacyjności jako czynnika wzrostu
(tworzącego przewagę konkurencyjną), rząd co prawda zakłada, że za niespełna
dziesięć lat połowa środków przeznaczanych na działalność B+R będzie pochodzić
z budżetu państwa, a reszta od firm — obecnie obowiązujący system zachęt
sprawia, iż ponad dwie trzecie nakładów pochodzi z budżetu, a jedynie niespełna
jedna trzecia ze środków własnych przedsiębiorstw4. „Osiągnięcie takiego wyniku
3
Boone P., The Impact of Foreign Aid on Savings and Growth, mimeo, London School of
Economics, London, 1994
4
W Unii Europejskiej ta proporcja jest odwrotna — ponad 55 proc. środków przeznaczanych na
badania i rozwój pochodzi od przedsiębiorców.
3
nie będzie niestety możliwe bez zmiany finansowania działalności badawczorozwojowej, które nadal promuje import innowacji i opiera się na unijnych
dotacjach. Tymczasem kraje z naszego regionu wprowadzają rozwiązania
zachęcające do prowadzenia prac B+R w kraju, co wyraźnie sprzyja rozwojowi
innowacyjnej gospodarki i promuje wzrost zatrudnienia w sektorze naukowobadawczym. Dodatkowo, w ramach procesu wzmocnionej koordynacji polityk
gospodarczych państw członkowskich UE, widzi to także Rada UE i KE, które
kolejny raz wskazują w rekomendacjach dla Polski „potrzebę przedsięwzięcia
dodatkowych środków w celu stworzenia otoczenia biznesu sprzyjającego
innowacjom, w tym (…) poprzez (…) dalszy rozwój (…) zachęt podatkowych‖.
Z ziemi włoskiej do Polski
Przykład godny naśladowania dały nam Włochy, które w styczniu bieżącego roku
wprowadziły do zachęty podatkowe w B+R. I tak, w latach 2014–2016 będzie
obowiązywała ulga podatkowa dla przedsiębiorców prowadzących działalność
badawczo-rozwojową na terenie Italii we wszystkich branżach. Od podstawy
opodatkowania będą oni mogli odliczyć do 50 proc. kosztów związanych z
prowadzeniem działalności spod znaku Badań i Rozwoju. „Podobne rozwiązania
funkcjonują już w około 30 gospodarkach na świecie. Coraz więcej krajów
dostrzega, że zaprojektowanie i wdrożenie mieszanego systemu zachęt jest
niezbędne,
by
stwarzać
przedsiębiorcom
warunki
do
długoterminowego
planowania wydatków na działalność badawczo-rozwojową‖ — uważa Delloite.
I tu trzeba podkreślić, że podobny projekt wprowadzenia ulgi podatkowej
dla przedsiębiorców inwestujących w innowacje zaproponowało Ministerstwo
Gospodarki. Zgodnie z jego założeniami będą oni mogli w całości zaliczać wydatki
na B+R do kosztów uzyskania przychodów i dodatkowo odliczyć od podatku 26
proc. nakładów na ten cel5. Oby tylko jego realizacja nie była, jak większość
ważnych reform (we właściwym tego słowa znaczeniu), odkładana ad calendas
graecas.
Jest
bowiem
co
poprawiać.
Według
raportu
Innovation
Union
Scoreboard 2013, opublikowanego przez Komisję Europejską, Polska znajduje się
na wstydliwym 25. miejscu wśród 28 krajów UE pod względem szeroko pojętej
innowacyjności,
5
która
jest
mierzona 3
głównymi
typami
wskaźników
—
Zob. Program rozwoju przedsiębiorstw do 2020 r., s. 44–45;
4
„katalizatorami‖ rozwoju, wynikami oraz działalnością na poziomie firm, które z
kolei określają 8 różnych wymiarów.
Wykres 2. Potencjał innowacyjny krajów Unii Europejskiej (28)
Źródło: pi.gov.pl
Nie planistycznemu pojmowaniu innowacyjności
Wzięcie bowiem na przez państwo na siebie części ryzyka B+R poprzez nakłady
na innowacje z budżetu, które zgodnie z założeniami rządu mają się zwiększyć z
obecnych ok. 0,7–0,9 proc. do 2 proc. PKB rocznie, czyli średniej dla Europy
Zachodniej, nic wielkiego nie da. Po pierwsze, wysokie wydatki na rozwój mogą
w
rzeczywistości
zaciemniać
prawdziwy
obraz
nieefektywności
innowacji.
Jednocześnie niewielka ilość patentów może oznaczać sukces, jeśli znajdą one
zastosowanie na rynku, exemplum grafen (NESTA 2006, s. 21). Po drugie, trzeba
mieć w pamięci, że owe wydatki na tzw. rozwój — co wykazali w swoich
badaniach pt. Money isn’t everything eksperci firmy konsultingowej Booz Allen
Hamilton — nie pozostają w korelacji z innowacjami zakończonymi sukcesem6.
6
Fundamenty innowacyjności mają charakter jakościowy, a więc są nieuchwytne i nie daje się ich
modelować.
5
Wykres 3. Korelacja między wydatkami na B+R a innowacje zakończone sukcesem
Po wtóre, jak niezwykle celnie wskazuje Ludwik Sobolewski, „wartościowe
jest to, co powstaje w trudzie i o co trzeba się starać. Wartość powstaje, kiedy
dostaję pieniądze nie w wyniku poprawnego wypełnienia formularza i dostania
jakichś głupich punktów według jakiejś spłycającej wszystko scoringowej
procedury, lecz wtedy kiedy muszę udowodnić przed prywatnym inwestorem, że
warto dla mnie zaryzykować. Wtedy uruchamia się mechanizm rynkowej filtracji i
selekcji, i wtedy rośnie odsetek projektów sensownych, które dostają pieniądze,
a potem przynoszą zwrot, a maleje tych, które polegają na paleniu pieniędzy bez
żadnego efektu i sensu, za to pod modnym hasłem poszukiwania innowacji‖.
To dokładnie tak samo jak z inwestycjami finansowanymi środkami
fiducjarnymi, które nie będąc często poddane grze sił rynkowych, okazują się w
znacznej
części
najzwyczajniej
chybione.
Gospodarka
sprzyja
zatem
innowacyjności, jeżeli jej ład instytucjonalny umożliwia „twórczą destrukcję‖ w
przedsiębiorstwach. Nie zaś wtedy, gdy publiczne pieniądze są wydawane na
biurokratycznie
i
zaowalowanie
zdefiniowane
„badania
i
rozwój‖
albo
finansowanie patentów. Pora żeby nasi politycy przyjęli to do wiadomości.
Niskie podatki i praca państwa wzbogaca
Zwłaszcza, że innowacyjność jest w tym momencie dla Polski szczególnie ważna.
Na obecnym etapie gospodarczej ewolucji mamy wszak problem z pułapką
6
średniego dochodu, czyli niezdolnością do konkurowania z liderami rozwoju.
Nasza przewaga konkurencyjna związana z tanią siłą roboczą i oferowaniu
wysokiego zwrotu z inwestycji związanego z wysokim popytem na kapitał powoli
maleje⁸. Wszelkie inne proste rezerwy wzrostu także się wyczerpują. Trzeba
zatem poszukać nowych rozwiązań, które wsparłyby „nowe kombinacje‖.
Najlepiej zacząć od przygotowania gruntu, czyli deregulacji i obniżenia podatków.
Niestety, politycy wolą pokazywać się wyborcom wybudowaniem nowego
stadionu czy toru do panczenów7. Wiedzą bowiem, że innowacyjność pozostaje
ideą na tyle niejasną, że, jak pisze Grzegorz Cydejko „wszyscy dają sobie prawo
do lekkiego kuglowania. Chodzi o to, by z tym oszukiwaniem nie przesadzać‖.
Wszak bez choć niewielkiego cywilizacyjnego skoku pozostaniemy krajem o
drugorzędnym znaczeniu, a kolejne rzesze zdolnych, młodych i ambitnych ludzi
zostaną skazane na bezpowrotną emigrację.
Wykres 4. Sumaryczny wskaźnik innowacyjności i linia trendu dla Polski i UE w latach 2006-2013
Źródło: pi.gov.pl
7
I
nie
idzie
tu
o
porzucenie
zapowiadanego
planu
skupienia
się
na
inwestycjach
infrastrukturalnych, które mówiąc nawiasem, nie muszą zawsze oznaczać, jak się u nas dość
powszechnie sądzi, wymiernych korzyści — tu rację przyznać należy Komisji Europejskiej, która
słusznie argumentuje veto w sprawie portu lotniczego w Gdyni. Rzecz prosta, oddając głos
Johannesowi Hahnowi, komisarzowi odpowiedzialnemu za infrastrukturę, nie chodzi „o to, by nie
budować kolejnych lotnisk. Inwestycje muszą być [po prostu] efektywne i przynosić nowe miejsca
pracy, a nie stać jako pomniki lokalnych polityków‖.
7

Podobne dokumenty