Kpr. pchor. Wacław Czyszek, dowódca drużyny 6 kompanii, a

Transkrypt

Kpr. pchor. Wacław Czyszek, dowódca drużyny 6 kompanii, a
R el ac j e: Wac ł aw C z y s z ek
52.
Kpr. pchor. Wacław Czyszek, dowódca drużyny 6 kompanii,
a następnie zastępca dowódcy plutonu 7 kompanii 79 pp. Szlak
bojowy: wrzesień–październik 1939 (fragmenty), Hel, 1 sierpnia
1980 r.
Jednostka: 79 pp (pozostałość) 20 DP (pozostałość) Słonim
II/79 pp – 6 komp. I/3: dowódca drużyny
od 26 IX 1939 r.: 179 pp 50 DP: II/179 pp, 6 komp. I/3 do 3 X 1939, a od 3 X 1939: 179 pp
50 DP: III/79 pp, 7 komp. zastępca dowódcy plutonu.
I. Trasa marszu
8 IX–11 IX 1939 r.
Opuszczenie garnizonu Słonim przez oddziały pozostałości 79 pp i 80 pp pod dowództwem ppłk. M. Gumkowskiego w składzie:
–– I/79 pp: mjr Franciszek Pająk
–– II/79 pp: kpt. Adolf Boratyński
–– III/79 pp: kpt. Adam Jarosiński, w ramach zgrupowania „Drohiczyn” ppłk. K. Gorz­
kow­skiego. Opuszczamy [garnizon] wieczorem, przy zachowaniu jak największej tajemnicy, [udajemy się] w nieznane (na moim szczeblu). Snujący się dym pospiesznie
palonych akt i dokumentów w kancelariach zalegał dziedziniec i przyległe koszary
obu pułków. Miało się wrażenie pełne niesamowitości.
Trasa: Słonim–Kosów–Bereza–Janów Poleski (w odległości około 26 km)–Kamień
Koszyrski–Kowel (w odległości 15 km)–Szack (na jez. Świtaź wodujące hydroplany radzieckie)–Włodawa (przejście mego baonu przez most kolejowy), inne powyżej wpław–Parczew
(28 IX – glinianki pod silnym i nużącym nalotem „Jaków”)–Dębica–Kock.
Droga (marsz) w pierwszej fazie w kierunku południowym b. uciążliwa, a po 17 IX
bardzo niespokojna. Wg krążących w gronie oficerów pogłosek (15 IX) mieliśmy dojść do
Kowla i załadować się na transport w kierunku południa, a nawet do Rumunii.
–– w drugiej fazie: w marszu na zachód, niepokojeni przez lotnictwo od Kowla aż do
Parczewa (włącznie – 28 IX), gdzie wchodziliśmy w bezpośrednią styczność z wojskami niemieckimi (20 jeńców już pojmaliśmy), mieliśmy za sobą pewien etap drogi.
Na całej trasie, tj. od 11 IX do 27 IX, witano nas różnie:
–– kwiatami i łzami radości, a później uczucia mieszane, ból – ludność polska,
–– kwiatami – niektóre, a nawet liczne wsie ukraińskie,
–– zaciętością i nienawiścią w oczach – księża grekokatoliccy,
–– celnymi strzałami z ukrycia: dywersanci niemieccy (strzelali b. celnie),
–– strzałami z uciętych kbk-ów lub chałupniczej broni myśliwskiej: nacjonaliści ukraiń­
scy (w miejscowości koło wsi Synowo zamordowano i zmasakrowano rotmistrza
i 6 ułanów),
263
SGO „Polesie” w dokumentach i wspomnieniach
–– umajonymi bramami i ustrojonymi domami (nie dla nas) – niektóre małe miasteczka i osady.
Wyżywienie w marszu, fasowanie chleba wypiekanego przez piekarnię dywizyjną,
również w marszu.
II. Kock
W nocy z 1 na 2 X marszem ubezpieczonym przez 6 komp. II batalionu (Boratyński)
weszliśmy do Kocka z kierunku Parczew–Dębica. W miarę zbliżania się do miasta mijaliśmy spalone czołgi niemieckie – dzieło posuwającej się przed nami kawalerii. Byłem dowódcą szperaczy bocznych składających się z 5 moich kolegów podchorążych. Dowódcą całości ubezpieczenia był ppor. Żurawski z 6 komp. W marszu od drogi do wejścia do Kocka
w odległości 200–300 m natknąłem się na zwijający się do drogi oddział niemiecki (tabory). Przy zachowaniu wszelkich sposobów ostrożności zaalarmowana kolumna marszowa II/179 pp zajęła pozycje obronne. Obserwując Niemców, stwierdziliśmy, że odjeżdżają
w kierunku południowo-zachodnim. Ruszyliśmy dalej. Do Kocka weszliśmy rano, gdzieś
około godz. 4.00–5.00. Zaczęło szarzeć. Uderzyła nas wielka cisza oraz otwarte i pełne sklepy, jakby opuszczone przez ludzi. Żadnych włamań ani dewastacji, ani śladów rabunku.
Towaru pełno.
Szukając kwater i doprowadzając swój wygląd do porządku, zostaliśmy zaskoczeni najpierw ukazaniem się Storcha, który zatoczył koło smugowe nad miastem, a po jego odlocie
– nawałem ognia artyleryjskiego, bardzo nawet celnego.
2 X 1939 r.
Zajęcie pozycji na skraju miasta przez II/179 w kierunku szosy Kock–Dęblin, wzdłuż
drogi polnej prostopadłej do tej szosy. Zająłem stanowisko w ramach 6 kompanii w odległości około 60 m, od szosy po lewej stronie.
Po drugiej stronie szosy pozostałe oddziały, chyba kompanii 4. Otrzymaliśmy bardzo
silny ogień artylerii (naliczyłem około 50 pocisków, które padły na zabudowania leżące przed
nami w odległości 60 m od mego stanowiska, na przedpolu. W końcowym efekcie Niemcy
spalili zabudowania. Gdzieś w godzinach południowych na szosie od strony Dęblina w kierunku Kocka pojawiła się grupa wozów pancernych. Ustawione działka ppanc. na skrzyżowaniu szosy i drogi polnej otworzyły ogień, i to b. celny, gdyż zniszczono albo uszkodzono
dwa wozy. Zasługuje na szczególne podkreślenie i ten fakt, że ppłk Gumkowski podciągnął
swój punkt dowodzenia na wysokość skrzyżowania i osobiście kierował ogniem tych działek – skutecznie, gdyż zagon ten wycofał się. Ponowione natarcie niemieckie w godzinach
popołudniowych spotkało się z przeciwnatarciem 11/179 pp uwieńczonym powodzeniem,
gdyż z nadejściem zmroku Niemcy zostali odrzuceni, a my zajęliśmy z powrotem stanowiska obronne w punkcie wyjścia. Mój osobisty bilans: oberlejtnant (zabity), zaś mapnik oraz
lornetka polowa (okulary zaszły krwią) służyły mi do kapitulacji.
3 X 1939 r.
II/179 w odwodzie. Walki obronne i powstrzymanie npla po załamaniu się natarcia
batalionu mjr. Żórawskiego (kombinowany), a teraz w ramach 179 pp. O sytuacji III/179
w walkach na lewym skrzydle na Białobrzegi i Poizdów i jej skutkach dowiedzieliśmy się
264
R el ac j e: Wac ł aw C z y s z ek
późną nocą z 3 na 4 X. Prawdopodobnie w ramach uzupełnienia strat poniesionych przez
III/179 kompanię 6 II/179 odkomenderowano do III/179 jako uzupełnienie.
4 X 1939 r.
3/4 X – oderwanie się drogą b. okrężną w kierunku na Adamów. W czasie marszu byłem świadkiem meldunku złożonego przez rotmistrza kawalerii ppłk. M. Gumkowskiemu
o „rozbiciu kolumny niemieckiej oraz jej taborów przez oddz. kawalerii.
Godz. popołudniowe: zmęczeni myśleliśmy, że „zalegniemy na kwaterach”, w rzeczywistości zajęliśmy stanowiska na płn. zach. od Adamowa. Na przedpolu z lewej na wysokości [Adamowa], względnie w samym Adamowie 180 pp, z lewej strony od nas w kierunku Burzec – 178 pp; wg naszego (mego) rozeznania byliśmy odwodem dowódcy dywizji.
Stanowiska zajęte na przedpolu, Adamów pozostawał lekko w lewo skos od naszych pozycji, musieliśmy umocnić. Stanowiska zajęte zgodnie z modą lansowaną w WP – na pewno
w Armii „Modlin” polegały na następującym założeniu:
–– wykopanie dołku o wymiarach 1,0×0,50×1,5 m,
–– zamaskowanie stanowiska, zaś w wypadku natarcia czołgów i piechoty posuwającej
się za nimi:
–– prowadzić ogień do piechoty, a w pewnej odległości rzucić granat pod gąsienice czołgu, a w wypadku nieuszkodzenia:
–– skryć się w tym dole i przeczekać, aż czołg przejedzie, by
–– z tyłu rzucić wiązkę granatów.
Kopaliśmy takie stanowiska, a nawet grunt był twardy; przenocowaliśmy z 4 na 5 X
w tych stanowiskach, by w dniu następnym umocnić i wytyczyć pola obstrzału, nawiązać
łączność z sąsiadami. Dowódcą km-ów w III/179 był ppor. Wiktor Marciniak 260, którego
znałem jeszcze przed 1939 r., toteż ucieszyliśmy się bardzo.
Około może 9.00 lub 10.00 Niemcy rozpoczęli natarcie b. silnym ogniem artyleryjskim,
równocześnie ostrzeliwując Adamów, jak również nasze stanowiska. Natarcie wyszło pod
osłoną czołgów. Z trzech nacierających w kierunku naszej kompanii dwa zostały trafione
po trzech strzałach z działka ppanc. Trzeci czołg się wycofał. Widzę jeszcze dziś postać
młodego podporucznika, który nie mając pełnej obsługi, sam strzelał. Za drugim strzałem
trafił w pierwszy czołg, zaś następnym, trzecim – trafił w drugi. Działko stało oparte o zabudowania w odległości nie większej niż 40 m od naszych stanowisk z tyłu.
Na nasze stanowiska padają huraganowe pociski artyleryjskie, nacierająca piechota zostaje przygwożdżona naszym ogniem. W ostateczności w ramach zadania opóźniania npla
w silnym ogniu artyleryjskim zajmujemy pozycje o 150 m w tyle, powtarzamy to jeszcze
raz, by w końcu odskoczyć w kierunku stacji kol. Krzywda.
W natarciu popołudniowym montowanym przez 179 pp nie brałem udziału tak jak
i inne niektóre oddziały III/179.
260 Z akt personalnych ppor. rez. Wiktora Marciniaka: „We wrześniu 1939 r. powołany zostałem, a właściwie zmobilizowany
do wojska, biorąc udział w walkach kampanii wrześniowej. Walczyłem pod Kockiem, Białobrzegami w III bat. 79 pp, początkowo jako dowódca plutonu, a w ostatnim tygodniu jako dowódca kompanii.”
265
SGO „Polesie” w dokumentach i wspomnieniach
5 X 1939 r., godz. 20.00 wieczorem
W nocy z 5 na 6 X oddziały 179 pp (niektóre) miały wyjść ze stacji Krzywda wzdłuż torów w kierunku Dęblina. Do tych oddziałów wybierano na ochotnika podchorążych. O ile
mi wiadomo, zgłosiło się wielu kolegów. Zwrócono nam uwagę na staranne przygotowanie
się osobiste: żadnych menażek, świecących przedmiotów, przy zakryciu dystynkcji. Podano
hasła i odzewy. Wyjście (uderzenie) o godz. 23.00. Do natarcia nie doszło, do dziś nie wiem,
z jakich przyczyn i co miało być celem. Około godz. 23 poinformowano nas o kapitulacji.
Zniszczenie broni, zachowanie w ukryciu i inne sprawy przyświecały nam w tak zmienionej sytuacji.
Noc z 5 na 6 X 1939 r. w lasku – w prawo od stacji Krzywda, w kierunku na Łuków przy
nękającym ogniu artylerii ciężkiej z rejonu Ryk.
6 X 1939 r.
Żegnając się z Mieczysławem Pruszyńskim261, poznanym w toku tej kampanii, a wybierającym się na Węgry, wierzyłem święcie, że najdalej 9 X dojdę do Warszawy. Stało się
inaczej, jak wynika z innej ankiety.
Oryginał, maszynopis; CAW, Kolekcja Kleeberczyków, rel. nr 496
53.
Ppor. rez. Michał Machoń, dowódca plutonu w II batalionie 79 pp.
Relacja z udziału w walkach SGO „Polesie”, Łańcut, 26 maja 1975 r.
Dnia 28 IX 1939 r. wcielony zostałem na ochotnika jako podporucznik rezerwy 35 pp –
za interwencją gen. Franciszka Kleeberga w dworze Adampol k. Włodawy, do II batalionu
piechoty (kpt. Boratyńskiego?) w 179 pp ppłk. [Mieczysława] Gumkowskiego. Nasz pułk
wchodził w skład 50 DP płk. Brzozy-Brzeziny. Nazwiska dowódcy kompanii nie pamiętam.
W dniach 29–30 IX 1939 r. nasza jednostka posuwała się na zachód przez Parczew,
Radzyń i Czemierniki – a ja z grupą żołnierzy ubezpieczałem oddziały i patrolowałem teren.
W dniu 1 X 1939 r. nasz pułk obsadził Kock – i tu w dniach najbliższych brałem udział
w początkowej fazie bitwy o Kock. Z kolei [później] przerzucono nasze oddziały na prawe skrzydło zgrupowania SGO „Polesie” – i znalazłem się z jednostką we wsi Burzec
k. Krzywdy.
W dniu 5 X 1939 r. w ataku ze wsi Burzec w kierunku na Wolę Burzecką zostałem ranny
w lewą nogę odłamkiem pocisku niemieckiego (wyrwanie mięśni aż do kości z zewnętrznej
części łydki). Z pola walki pomógł mi się wydostać (do punktu opatrunkowego, na skraju lasu, w kierunku na Krzywdę) kolega ppor. piech. Mieczysław Mitelski (student, zam.
w Słomczynie k. Warszawy). Sam wrócił do akcji i zginął na polu chwały. Pochowany został
261 Patrz – jego relacja w tej części wydawnictwa.
266