Kim są ludzie? - WordPress.com
Transkrypt
Kim są ludzie? - WordPress.com
Anatol Ulman Kim są ludzie? Trzeciego dnia kierowniczka baru „Neptun” powiedziała do załogi: - Przekonamy się, kim są ludzie? Potem zadzwoniła do koleżanki szefującej w barze „Posejdon”: - Słuchaj Irka – powiedziała do niej. Jest u nas bigos, trzysta porcji. Od tygodnia. - Dwadzieścia cztery patyki? - spytała Irka. - Równo – odpowiedziała kierowniczka z uczuciem. Znaczyło to, że bigos stał po osiemdziesiąt za porcję w obu barach. - I nikt? - spytała pani Irka. - Po siedmiu pierwszych nikt. Każdy wiedział, że po siedmiu spożywcach, którzy spróbowali bigosu w trzech pierwszych dniach jego istnienia, żaden klient nie życzył. Cud taki graniczy z niemożliwością: gazeta o bigosie w barze „Neptun” jeszcze nie pisała, radio nie mówiło, a wieść rozeszła się. - Co jest w nim? - spytała pani Irka. - Nic – odrzekła kierowniczka „Neptuna”. Odświeżyliśmy go ziołowym i czerwonym i także majerankiem. Zdrowy jest, bo chorych potraw unikam. Jasne jest, że w barze „Neptun” nie robi się dań chorobotwórczych, gdyż się potem nie opłaci. A pieprz ziołowy i mielona papryka zabijają wszystko, co żywe. - A co jest? - spytała pani Irka. - Lis – odrzekła kierowniczka baru „Neptun”. I otarła słuchawkę telefonu ściereczką do talerzy. - Kocham lisy – zwierzyła się pani Irka. Rudy? - Coś ty – odpowiedziała kierowniczka. Srebrny. Ktoś położył na pokrywie. Lis pośliznął się i wpadł do środka. One zasunęły pokrywę i ugotował się w kotle. - Żywy był, czy co? - Nie – wyjaśniła kierowniczka. Mówiłam, że kołnierz. - Twój? - spytała z troską pani Irka. - Zabiłabym hołotę. Był kucharki. Nastała chwila milczenia, a po niej pani Irka stwierdziła stanowczo: - Włosy. - Wszystkie mają czepeczki – zaoponowała kierowniczka. Nie ma włosów w daniach. - Włosy z futerka. - Futerko było nowe. Włosy nie wychodziły. - Nie mów, że kucharka ma go teraz na szyi! - Nie, bo się rozgotował. Ale włosy nie wyszły. No bo jak? - W porządku – powiedziała pani Irka w słuchawce. - W porządku - powiedziała kierowniczka do załogi, więc do bigosu dolano wody i jeszcze raz go odświeżono. Następnego dnia klienci zjedli trzysta pięćdziesiąt porcji bigosu w barze „Neptun”, gdyż innych dań nie było. Musieli coś jeść. W barze „Posejdon” nie mogli. Nie mogli, bo pani Irka zaraz po rozmowie telefonicznej z koleżanką zebrała swoją załogę i rzuciła pytanie, czy załoga nie jest zmęczona. Pracownicy „Posejdona” byli bardzo zmęczeni ustawicznym gotowaniem różnych potraw po sto pięćdziesiąt, dwieście oraz dwieście pięćdziesiąt złotych. Innych nie gotowali: nie opłaci się ekonomicznie. Wobec tego pani Irka przygotowała karteluszek z napisem: „Dziś zamknięte. Awaria instalacji”. Oczywiście dziś to jutro. Potem pani pomywaczka cały talerz wystygłej zupy szczawiowej, której klient nie spożył, choć zapłacił, wlała w taką metalową skrzynkę z przewodami elektrycznymi. Zaskwierczało i zrobiła się awaria na jutro. Opowieść ta wzięta z realnej rzeczywistości nie jest żadną satyrą na garkuchnie. Nie zamierzam wyśmiewać się z tego, czego naprawić się już nigdy nie da. Chodziło raczej o rozstrzygnięcie kwestii filozoficznej o znaczeniu podstawowym. Otóż załoga baru „Neptun”, a przy tym także i my, przekonała się naocznie i empirycznie, kim są ludzie. Otóż ludzie są istotami, które zjedzą każdy bigos. To jasne, że w określonych okolicznościach.