BIULETYN WEWNĘTRZNY - Związek Nauczycielstwa Polskiego

Transkrypt

BIULETYN WEWNĘTRZNY - Związek Nauczycielstwa Polskiego
BIULETYN WEWNĘTRZNY
Związek Nauczycielstwa Polskiego
Przygotowane dnia:
13.04.2015
Przegląd wiadomości
Strona 1 z 10
© 2013 NEWTON Media sp. z o.o.
www.newtonmedia.pl
SPIS TREŚCI
Związek Nauczycielstwa Polskiego
Pani minister szuka poklasku................................................................................................................................................ 3
13.4.2015
Super Express str. 5 Opinie, autor: Tomasz Walczak
Sławomir Broniarz, Prezes ZNP • „Super Express”: - Minister edukacji ogłasza, że trzeba walczyć o to, by uczniowie nie
przynosili zwolnień z WF. Ma się on stać zabawą i nawet dzieci, które nie są szczególnymi atletami, mają czerpać z niego
radość i nie przejmować się, że będą źle oceniane. ...
Kartę nauczyciela trzeba wyrzucić do kosza ..................................................................................................................... 3
13.4.2015
Wprost str. 32 Raport „Wprost”, autor:
... - Co pani zrobi, kiedy 18 kwietnia 15 tys. nauczycieli z ZNP przyjdzie demonstrować pod Ministerstwo Edukacji? • - Wyjdę
do nich i powiem to, co mówiłam kilkakrotnie szefostwu ZNP: pieniędzy w systemie mamy sporo, na pewno można je lepiej
zagospodarować. ...
Zawrzyjmy pakt dla szkół ....................................................................................................................................................... 6
13.4.2015
Wprost str. 28 Raport „Wprost”, autor: Bartosz Marczuk
... Wie o tym Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, który od lat trzęsie polską szkołą. Teraz
znów łapie wiatr w żagle. 18 kwietnia organizuje w Warszawie „ogólnopolską manifestację pracowników oświaty”. ...
Innowacje w oświacie z korzyścią dla jakości nauczania .............................................................................................. 9
10.4.2015
Wspólnota str. 36, autor: Andrzej Gniadkowski, Dorota Bąbiak-Kowalska
... Następnie z udziałem Grzegorza Pochopnia oraz szefa Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomira Broniarza, prof.
Antoniego Jeżowskiego, Jana Zięby (firma Vulcan), a także Stanisława Szelewy, dyrektora wydziału oświaty i wychowania
Starostwa Powiatowego w Świdnicy, odbyła się debata „Czy naprawdę odpowiedni poziom finansowania edukacji przez
państwo jest jednym z warunków wysokiej jej jakości?”. ...
Przegląd wiadomości
Strona 2 z 10
© 2013 NEWTON Media sp. z o.o.
www.newtonmedia.pl
Związek Nauczycielstwa Polskiego
Pani minister szuka poklasku
13.4.2015
Super Express
str. 5
Opinie,
autor: Tomasz Walczak
Sławomir Broniarz, Prezes ZNP
„Super Express”: - Minister edukacji ogłasza, że trzeba walczyć o to, by uczniowie nie przynosili zwolnień z WF. Ma
się on stać zabawą i nawet dzieci, które nie są szczególnymi atletami, mają czerpać z niego radość i nie przejmować
się, że będą źle oceniane. Idea słuszna, ale już docierają głosy ze środowiska nauczycielskiego, że to może być
próba zmniejszenia etatów dla wuefistów. Jest obawa, że uczniom będą zaliczane zajęcia poza szkołą. Coś jest na
rzeczy?
Sławomir Broniarz: - Patrząc na to, co robi pani minister edukacji, warto przyjrzeć się temu drugiemu dnu i za chwilę
okaże się, co tak naprawdę było jej intencją. Muszę natomiast zauważyć, że i bez minister Kluzik-Rostkowskiej
nauczyciele radzą sobie z ocenianiem uczniów na takich lekcjach jak WF, plastyka czy muzyka. Ten problem istniał
od zawsze i większość nauczycieli oceniała uczniów przez pryzmat zaangażowania w lekcje. Zwracała bowiem
uwagę, że talent do sportu, rysunku czy śpiewu nie może być jedynym wyznacznikiem oceny. Nie można jednak
wrzucać wszystkich do jednego worka, jak próbuje to robić pani minister.
- Co pan ma na myśli?
- Nie można mówić, że ktoś, kto regularnie przynosi wyprasowany strój na WF, będzie miał taką samą szóstkę, jak
uczeń, który może nie do końca jest tak samo dobrze ubrany, ale ma fantastyczne wyniki sportowe. Nauczyciele WF,
kierując się swoją mądrością i doświadczeniem, bez pomocy pani minister potrafili to zważyć - docenić z jednej strony
predyspozycje jednych uczniów, a z drugiej odpowiednio odnosić do tego zaangażowanie innych. Nie można bowiem
jednych krzywdzić kosztem drugich i demotywować tych uzdolnionych sportowo, plastycznie czy muzycznie.
- Skoro jest dobra praktyka nauczycieli, to skąd pomysły pani minister?
- Pani minister lubi szukać taniego poklasku. Było to widać i przy darmowym podręczniku, i widać to teraz. Zbliżają się
wybory, więc wchodzi w rolę orędownika rodziców, żeby zdobyć sobie ich przychylność, podnosząc temat zupełnie z
sufitu. Jakby pani minister zerknęła do starych rozporządzeń, to zobaczy, że problem oceniania z tych przedmiotów
był już podnoszony, a rozwiązania wprowadzane. Nie było pani minister i to działało. Wolałbym, żeby zamiast
systemem oceniania, MEN zajął się pomocą dla szkół, żeby każda z nich miała odpowiednie warunki do prowadzenia
zajęć z WF. Żeby nie było tak, jak to się zdarza, że cztery klasy potrafią korzystać z jednej sali gimnastycznej. To
potrafi zniechęcać do udziału w zajęciach WF bardziej niż system oceniania.
Foto: Piotr Piwowarski
Kartę nauczyciela trzeba wyrzucić do kosza
13.4.2015
Wprost
str. 32
Raport „Wprost”,
autor:
System oświatowy się zużył i potrzebny jest nowy. Samo dodanie do niego miliardów niewiele zmieni - mówi Joanna
Kluzik-Rostkowska, minister edukacji narodowej.
Rozmawiali Bartosz Marczuk, Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin
- Co pani zrobi, kiedy 18 kwietnia 15 tys. nauczycieli z ZNP przyjdzie demonstrować pod Ministerstwo Edukacji?
- Wyjdę do nich i powiem to, co mówiłam kilkakrotnie szefostwu ZNP: pieniędzy w systemie mamy sporo, na pewno
można je lepiej zagospodarować. Kampania nie jest najlepszym momentem na spokojną debatę, ale jeśli mają
pomysł i biorą odpowiedzialność za zmiany w Karcie nauczyciela, to rozmawiajmy.
- Jednak teraz ma pani konkretny problem. Związki domagają się 10 proc. podwyżki płac dla nauczycieli. Rządy PO
nauczyły je, że dostają pieniądze, jeśli głośno się ich domagają. Dawały im podwyżki, ale nie wprowadzały reform
strukturalnych. Czy tym razem znowu ulegniecie?
- Nie. 10 proc. podwyżki to 4 mld zł, których w budżecie na 2016 r. po prostu nie ma.
Pełne brzmienie wiadomości
3
© 2013 NEWTON Media sp. z o.o.
www.newtonmedia.pl
Po drugie finansowanie oświaty wymaga solidnego przeglądu, dorzucanie kolejnych pieniędzy bez reformy byłoby ich
marnowaniem.
Przed rokiem 2008 płace w oświacie były rzeczywiście marne. Mimo kryzysu i trudnej sytuacji finansowej państwa
rząd zdecydował się na solidne podwyżki. Gdybym mogła cofnąć czas, namawiałabym rząd do tego, by podwyżki
związał z reformą Karty nauczyciela.
- Teraz nauczyciele zarabiają 50 proc. więcej niż wtedy.
- Tak, bo dosypaliśmy do systemu 15 mld zł. W tym czasie ubyło nam 11 proc. nauczycieli i 23 proc. uczniów. Efekt znacznie więcej pieniędzy dla znacząco mniejszej grupy ludzi. Jeśli związki zawodowe nie zauważyły tak dużego
dopływu pieniędzy do systemu, to znaczy, że system się zużył i potrzebny jest nowy. Samo dodanie miliardów
niewiele zmieni. Tymi pieniędzmi trzeba lepiej gospodarować. Uniemożliwia to jednak zła ustawa, jaką jest Karta
nauczyciela. Dlatego nie mam wątpliwości, że Kartę trzeba wyrzucić do kosza i napisać nowoczesną ustawę
regulującą prawa nauczycieli i dyrektorów szkół. Po to, by efektywnie edukowali tych, którzy są podmiotem edukacji czyli uczniów.
- Co konkretnie złego jest w Karcie nauczyciela?
- Bardzo przeszkadza w pracy dyrektorowi szkoły, przeszkadza też najlepszym nauczycielom, za to pomaga
nauczycielom słabym utrzymać się w pracy. Mamy cztery stopnie awansu. Jeśli ktoś się postara, przechodzi przez nie
w osiem-dziewięć lat i osiąga najwyższy szczebel. Jak motywować tego nauczyciela przez następnych 25 lat, skoro
osiągnął już wszystko, co mógł osiągnąć, łącznie z najwyższą możliwą pensją o urzędowo ustalonej wysokości?
- Dodatkiem motywacyjnym, mówi ZNP.
- Ten dodatek jest niewielki, a praktyka jest taka, że pieniądze rozdaje się po równo. To nie jest motywujące. Dyrektor
nie ma żadnego dobrego narzędzia nagradzania i motywowania tych najlepszych, nie ma też żadnego narzędzia,
które pozwoli mu swobodnie konstruować grono pedagogiczne, z którym chce współpracować.
- Mówiąc wprost - zwalniać.
- Oczywiście. I na to miejsce przyjmować dobrych, którzy stworzą doskonały zespół.
- Przewodniczący ZNP przekonuje, że dyrektor może wpływać na jakość pracy nauczyciela, bo wystarczy jedna
negatywna ocena wystawiona przez niego, żeby zwolnić słabego pedagoga.
- Powinien porozmawiać z dyrektorami, którzy zdecydowali się na taki krok. Mówią tak: efektem jest kilka lat wielkich
emocji i dewastacji środowiska szkolnego. Po raz drugi tego nie zrobię. Już wolę pracować ze słabym nauczycielem.
W efekcie o tym, kto zostaje w zawodzie, nie decyduje to, kto jest najlepszy, tylko czy go łatwo zwolnić. A bez Karty
nauczyciela też można stworzyć dobre warunki pracy. Podam przykład szkoły w Gdańsku-Kokoszkach. Nowa, duża,
zaraz po zbudowaniu miasto przekazało ją stowarzyszeniu. Nauczyciele pracują na podstawie Kodeksu pracy, 40
godzin w tygodniu, z czego 25 przy tablicy. Pojechałam tam, bo to pierwsza tak duża szkoła przekazana
stowarzyszeniu. I okazało się, że jest tam miejsce dla 62 nauczycieli, ale chętnych do pracy było 700. O zatrudnienie
starali się oczywiście ci, którzy go nie mieli, ale też entuzjaści, którzy byli blokowani w swoich środowiskach za
„nadgorliwość”, bo im się chciało więcej. Teraz nikt ich nie blokuje.
- Czy ta szkoła lepiej działa niż inne?
- Najwyraźniej tak, skoro 40 proc. dzieci jest spoza rejonu. A w przyszłym roku ma tam być dziewięć pierwszych klas.
- To dlaczego nie zlikwidujecie Karty?
- Kiedy obejmowałam stanowisko, zastałam propozycje zmian w Karcie przygotowane przez moje poprzedniczki.
Zmiany istotne, ale fragmentaryczne. Musiałam zdecydować, czy forsować ten projekt, czy uznać, że skoro Karta
budzi tak wielkie emocje, to jeśli już zmieniać, to kompleksowo. To wymaga dwóch lat spokojnej pracy i negocjacji.
Kampanie wyborcze „x 4” na pewno temu nie sprzyjały. Uznałam, że poświęcę ten czas na wypracowanie zmian na
rynku podręczników.
- Po wyborach będzie odpowiedni czas?
- Ktokolwiek będzie ministrem edukacji, nie ucieknie przed tym.
- Na razie jednak w poniedziałek przyjadą nauczyciele na demonstrację. Pani mówi, że nie da im podwyżek. A jeżeli
wcześniej premier Ewa Kopacz powie, że da od 2016 r. 10 proc. podwyżki, to co pani zrobi? Poda się do dymisji?
- Będę przekonywać, że dodanie kolejnych pieniędzy bez reformy to zły pomysł. Mój komunikat dla związków
zawodowych jest taki - pieniędzy w systemie mamy dużo, trzeba je lepiej zagospodarować. W kampanii dominują
emocje, zostawmy tę rozmowę na czas po wyborach. Jeśli jednak ZNP ma propozycje mieszczące się w dzisiejszych
40 mld subwencji, rozmawiajmy.
Pełne brzmienie wiadomości
4
© 2013 NEWTON Media sp. z o.o.
www.newtonmedia.pl
- A jeśli przyjdą z propozycjami i powiedzą: dajcie te podwyżki i porozmawiamy o Karcie? Może warto dać im trochę w
zamian za zgodę na zmiany?
- Po pierwsze, nie mamy tych pieniędzy. A po drugie, system trzeba zbudować od nowa, tymczasem do wyborów
mamy zaledwie osiem posiedzeń Sejmu. Nawet gdybyśmy te pieniądze mieli, to jak wy to sobie wyobrażacie?
Czasu niewiele, za to emocji co niemiara.
- Według związków czas jest odpowiedni, bo w maju przygotowuje się założenia do przyszłorocznego budżetu.
- Są gotowi na głębokie zmiany w Karcie? Rozmawiajmy.
- Poda się pani do dymisji, kiedy premier będzie naciskać, żeby dać te podwyżki?
- Najpierw minister finansów musiałby zdecydować, komu zabrać te 4 mld zł. Nie przewiduję sytuacji, w której premier
będzie na mnie naciskać.
- Czyli rząd idzie ze związkami na wojnę?
- Byłam na paru wojnach i wiem, jak one wyglądają. To nie jest wojna. Ale uważam, że byłoby barbarzyństwem
dosypywać pieniądze do tego dziurawego worka.
- Skoro jest tak źle, to dlaczego polscy uczniowie tak świetnie wypadają w PISA?
- My umiemy bardzo dobrze przekazywać wiedzę. Mamy kłopot z indywidualnym podejściem do ucznia i z tzw.
umiejętnościami miękkimi. Świetnie wypadliśmy w badaniach PISA, bo kilka lat temu inaczej zdefiniowaliśmy
oczekiwania na wyjściu z gimnazjów. Postawiliśmy m.in. na umiejętność samodzielnego myślenia.
- A to nie kwestia korepetycji, za które płacą rodzice?
- Niestety, nie są one bez znaczenia. Szkoła, w której wiele dzieci korzysta z korepetycji, to szkoła, która powinna
mieć poczucie klęski. Nauczyciele muszą wyjść z roli wszechwiedzących mędrców, odejść od tablicy i stać się
przewodnikiem uczniów.
- Nauczyciele raczej nie wychodzą z roli mędrców.
- Niektórzy już dawno wyszli i chylę przed nimi czoła. Inni ciągle najpewniej czują się w roli autorytetu, który płynie „z
urzędu”.
Pamiętam pewną szkołę, w której ławki ustawiono w podkowę, żeby dzieci mogły się widzieć i współpracować ze
sobą. Przyszedł sanepid i orzekł, że tak nie może być, bo dzieciom, gdy tak siedzą, wykrzywia się szyja. Owszem,
wykrzywia się, jeżeli nauczyciel stoi pod tablicą i one muszą patrzeć w bok. Jeżeli jednak nauczyciel siedzi między
nimi, to nic im się nie wykrzywi.
- Czy jednak wyniki w testach mówią wszystko o jakości nauczania w szkole?
- Niestety szkoły poddały się rankingomanii.
Przekonałam się o tym przy okazji niedawnego egzaminu szóstoklasisty. Dyrektorka szkoły przyszła do klasy i
powiedziała dzieciom, że muszą dobrze wypaść, bo od tego zależy ich życie. Te wyniki nie wpłyną na uczniów, tylko
na szkołę, po co straszyć dzieci?
- W Kanadzie dzieci dobierają sobie panele przedmiotowe i uczą się według nich. W Polsce nauczyciel ma
podręcznik i boi się eksperymentować.
- Wcale nie musi korzystać z podręcznika! Podręcznik jest tylko dodatkiem do pracy.
- To dlaczego korzysta? Boi się dyrektora, rodziców?
- Do niedawna nauczyciele do kompletu komercyjnych podręczników dostawali plik materiałów, w którym było
wszystko: scenariusze lekcji, propozycje klasówek. Kiedy wprowadzaliśmy nowy podręcznik, powiedzieliśmy: teraz
będzie inaczej, sami będziecie decydować, jak prowadzić lekcję. I wtedy ruszyły pytania: „Jak to, to ja mam teraz sam
wymyślić temat lekcji?”. Jest też oczywiście spora grupa, która cieszy się z wolności. Jednak części nie mieści się w
głowie, że musi zrobić coś samodzielnie. Druga sprawa - ocena kształtująca, trzeba opisać, w czym dziecko jest
dobre. Część chętnie je pisze, ale inni korzystają z gotowych wzorów: kopiuj-wklej. Bez sensu. Dlatego dajemy
możliwość stosowania takich ocen, ale nie wprowadzamy ich obligatoryjnie.
- To może tych dobrych nauczycieli promować?
- Oczywiście! Tylko jak? Skoro jest Karta nauczyciela. Idea zwana Kartą nauczyciela jest ważniejsza niż uczniowie i
nauczyciele.
- Więc wyjdzie pani do tych nauczycieli w sobotę?
- Ja mam z nimi stały kontakt. Z innymi związkami też. Spotykam się z Solidarnością.
Pełne brzmienie wiadomości
5
© 2013 NEWTON Media sp. z o.o.
www.newtonmedia.pl
Oczywiście walczą o prawa pracownicze - to rola związku - ale nie mają nic przeciwko temu, żeby opisać od nowa
system edukacji, a Kartę nauczyciela, jeden z pierwszych dokumentów stanu wojennego, wyrzucić do kosza. Dla
ZNP to jest nie do przejścia, bo bez tej karty nie wyobrażają sobie edukacji.
Obszerniejsza wersja wywiadu z Joanną Kluzik-Rostkowską w elektronicznej wersji „Wprost”. A w niej m.in. dlaczego,
zdaniem minister edukacji, polscy nauczyciele nie są w stanie nauczyć dzieci nowoczesnego patrzenia na ryzyko i
współpracę.
Foto podpis| Joanna Kluzik-Rostkowska w rozmowie z dziennikarzami „Wprost”.
Foto podpis| Pieniędzy w systemie mamy dużo. Byłoby barbarzyństwem dosypywać ich więcej do tego dziurawego
worka.
Zawrzyjmy pakt dla szkół
13.4.2015
Wprost
str. 28
Raport „Wprost”,
autor: Bartosz Marczuk
Nauczyciele chcą podwyżek. Samo dosypanie im pieniędzy byłoby marnotrawstwem. Rząd może jednak wykorzystać
tę okazję do zawarcia z nauczycielami „Paktu dla szkół”. Pedagodzy dostają dodatkowe pieniądze, ale w szkole
zaczyna rządzić interes ucznia. Znikną korepetycje i szkodliwa dla jakości edukacji Karta nauczyciela.
Podwójne wybory to idealny moment, by zmusić polityków do uległości i sypnięcia groszem. Wie o tym
Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, który od lat trzęsie polską szkołą. Teraz znów
łapie wiatr w żagle. 18 kwietnia organizuje w Warszawie „ogólnopolską manifestację pracowników oświaty”. Domaga
się, by w 2016 r. rząd dał pedagogom 10 proc. podwyżki. Zapłacilibyśmy za to 4 mld zł, byłaby to kolejna wysoka
podwyżka dla pedagogów w minionych siedmiu latach. W razie odmowy ZNP grozi jesiennym strajkiem.
- Na demonstracji spodziewamy się około 15 tys. nauczycieli. To ma być sygnał, że związek nie akceptuje
polityki edukacyjnej - mówi „Wprost” Broniarz. Dodaje: - 10-procentowa podwyżka ma pokazać, że państwo jest
zainteresowane rozwojem nauczycieli. Chcemy zachęcić do tego zawodu najlepszych.
Choć Joanna Kluzik-Rostkowska, szefowa Ministerstwa Edukacji Narodowej, deklaruje „Wprost” (patrz
rozmowa), że podwyżek nie będzie, a związki powinny przedstawić projekt strukturalnych reform w edukacji, może się
jednak okazać, że będzie musiała ustąpić, a „przekona” ją do tego premier Ewa Kopacz. Nauczyciele to potężna,
dobrze zorganizowana grupa. Jest ich blisko 600 tys., z rodzinami to grubo ponad 1 mln głosów.
Rząd PO zaprzepaścił już raz świetny moment na gruntowne zmiany w polskiej edukacji. Dał nauczycielom w
latach 2008-2012 50 proc. podwyżki, nie zmieniając nic w sposobie ich zatrudniania, awansu, odpowiedzialności za
efekty pracy. - Stworzyliśmy nowe status quo, a przecież rząd, dając dodatkowe pieniądze, mógł w interesie nas
wszystkich wymagać od nauczycieli więcej - ocenia Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku.
Polska szkoła jest dzisiaj skrajnie niewydolna. Wie o tym każdy rodzic, który posyła tam dziecko. Musi
ratować się setkami godzin korepetycji, szkołami językowymi czy własnym siedzeniem w domu z dziećmi, gdy chce,
by osiągnęło ono dobre wyniki. Jeśli obleje jakiś egzamin, oczywiście winien jest uczeń tuman, a nie ten, kto go do
niego źle przygotował. Nauczyciele często nie są dla uczniów, ale dla samych siebie. Właściwie bez znaczenia dla ich
kariery jest jakość ich pracy.
W tej sytuacji rząd powinien pomyśleć, by zawrzeć z nimi pakt. Wręcz przekupić ich dodatkowymi pieniędzmi.
W zamian za dodatkowe środki mógłby wymóc likwidację Karty nauczyciela i uwolnienie szkoły spod jej oków.
Nauczyciele powinni być oceniani za jakość ich pracy. Niech najsłabsi stracą etaty, niech szkoły mają możliwość
dowolnego zatrudniania kadry, a o pensjach niech decyduje dyrektor, a nie rząd.
Do szkoły powinny wkroczyć - zamiast obecnej socjalistycznej urawniłowki - zdroworozsądkowe zasady:
płacimy więcej za dobrą jakość pracy, zwalniamy tych, którzy nie nadają się do tego zawodu, oceniamy zewnętrznymi
benchmarkami efekty ich pracy, dajemy prawo do ich oceny rodzicom i samorządom. Jeśli tego nie zrobimy,
będziemy kultywować obecne patologie.
Święta to nie urlop
Grudzień 2014 r., zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Szefowa MEN przypomina publicznie, że w przerwie
świątecznej pedagodzy mają zajmować się dziećmi, że nie jest to ich czas wolny. Wybucha awantura. ZNP zarzuca
jej złą wolę. Inne przykłady? Zamknięte w wakacje na cztery spusty publiczne przedszkola. Właściwie nie wiadomo z
jakiego powodu, bo nie regulują tego żadne przepisy. Niedziałające i nieoferujące dodatkowych zajęć szkoły. Słabe
wyniki nauczania, za które winę ponoszą wyłącznie dzieci nieuki, a nie pedagodzy. Niemożność zastąpienia przez
gminę, która odpowiada za szkołę, słabego pedagoga lepszym?
Rodzi to tysiące pytań. Przecież przedszkole powinno być otwarte w wakacje - co mają zrobić przez dwa
miesiące ze swoimi dziećmi rodzice? Czy na tym ma polegać polityka rodzinna, by rodzice nie mogli pojechać nigdzie
Pełne brzmienie wiadomości
6
© 2013 NEWTON Media sp. z o.o.
www.newtonmedia.pl
razem z dziećmi? A szkoły? Czy nie mogłyby prowadzić dodatkowych zajęć? Jaki jest powód ich zamykania na cztery
spusty ze szkodą dla rodziców, gmin i dobra ogółu? Tym powodem jest głównie ustawa - Karta nauczyciela.
Dokument przyjęty tuż po wprowadzeniu stanu wojennego - uchwalony w styczniu 1982 r., zaczął obowiązywać od 1
lutego - jako łapówka za uległość pedagogów, zawierający zestaw przywilejów, o jakich każdy inny pracownik może
tylko pomarzyć. W skrócie - gwarantuje etat, pensję niezależną od wyniku, płatne wolne przez cztery miesiące w
roku, 20 godzin pracy przy tablicy.
Ile zarabia nauczyciel
Domagając się 10 proc. podwyżek w 2016 r., związki mówią o niskich zarobkach pedagogów. Tyle że ten przekaz nie
odpowiada do końca rzeczywistości. Z raportu, który na żądanie ZNP w marcu sporządziło MEN, wynika, że na 571,2
tys. nauczycieli: 56,6 proc. (nauczyciele dyplomowani) zarabia 5019 zł miesięcznie brutto. Kolejne 26,6 proc.
(mianowani) - 3925 zł, 13,4 proc. (kontraktowi) - 3161 zł, a zaledwie 3,4 proc. (stażyści) - 2556 zł. Ponad 83 proc.
pedagogów zarabia więc nie mniej niż 3,9 tys. zł, a więcej niż połowa ponad 5 tys. zł.
Związki, grożąc strajkiem, argumentują, że nauczyciele powinni zarabiać przynajmniej średnią krajową (ok. 4
tys. zł). Wyliczają, że obecnie zarabiają oni 3,7 tys. zł miesięcznie. Tyle że fałszują dane, bo podają tę średnią bez
uwzględnienia, ilu nauczycieli pracuje za jakie pieniądze. Jak podaje MEN, średnia ważona pensja (uwzględniając, że
ponad połowa pedagogów zarabia ponad 5 tys., a tylko co 30. - 2,7 tys.) to 4371 zł. Resort wskazuje ponadto, że
nauczyciele mają dodatkowe składniki wynagrodzenia, które nie wchodzą w skład pensji. Okazuje się, że niemal
wszyscy (558 tys.) otrzymują np. miesięcznie 250 zł z zakładowego funduszu świadczeń socjalnych. Łącznie daje to
kwotę około 4,6-4,7 tys. zł miesięcznie.
Potwierdzają to dane GUS. Z badania wynagrodzeń ponad 100 grup zawodowych wynika, że „nauczyciele
gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych” w październiku 2012 r. (ostatnie dostępne dane) zarabiali 4,2 tys. zł
miesięcznie, a „nauczyciele szkół podstawowych i specjaliści do spraw wychowania małego dziecka” - 4,1 tys. zł. Są
oni jedną z najlepiej wynagradzanych grup, jeśli weźmie się pod uwagę płace za godzinę.
Lider w krótkim czasie pracy
Zarobki pedagogów trzeba konfrontować z ich pracą. A są oni, np. pod względem czasu spędzanego z uczniami,
bardzo uprzywilejowani. Obowiązuje ich 20-godzinne pensum - pracują cztery godziny dziennie przy tablicy. Dlaczego
tak jest? Za czas pracy nauczycieli odpowiada Karta, a zgodnie z nią nauczycielskie pensum, czyli praca
dydaktyczna, wynosi 18 godzin w tygodniu, do tego nauczyciel musi poświęcić jeszcze jedną lub dwie na
pozalekcyjne zajęcia z uczniami. Przed wprowadzeniem w 1982 r. tej ustawy czas pracy nauczycieli szkół
podstawowych wynosił 26 godzin, a liceów 22, czyli mniej więcej tyle, ile teraz wynosi średnia europejska. Związki
przekonują, że pedagodzy, sprawdzając klasówki czy przygotowując się do lekcji, pracują dłużej. Na dowód powołują
się na badanie Instytutu Badań Edukacyjnych. Wynika z niego, że pracują blisko 47 godzin tygodniowo, od
poniedziałku do niedzieli. Według badaczy są zatem jedną z najbardziej zapracowanych grup zawodowych. Problem
w tym, że te dane niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Skąd wynik badania? Jego metodologia przypomina
ankiety poparcia dla PZPR w czasach PRL. Jak zostało zrealizowane? Nauczyciele, którzy wiedzieli, że od jego
wyników ma zależeć los ich przywilejów - deklarowali to wielokrotnie przedstawiciele MEN - sami odpowiadali, ile
pracują. I nikt tego nie weryfikował. Któż w takiej sytuacji nie wpisałby, że jest zapracowany jak wół?
Dodajmy, że przepisy dotyczące czasu pracy nauczycieli i sama Karta obowiązują też w przedszkolach.
Przez to ich pracownicy pracują niespełna 20 godzin zegarowych w tygodniu. To kuriozum. Trudno wyobrazić sobie
przedszkolankę sprawdzającą klasówkę. Co więcej, od początku lat 90. za opiekę przedszkolną odpowiadają gminy.
Trudno zrozumieć, dlaczego rząd narzuca im standardy zatrudniania nauczycieli, skoro nie daje na to grosza. Oprócz
krótkiej pracy w tygodniu nauczyciele mają w roku około trzech miesięcy płatnego czasu wolnego - wakacje, przerwy
świąteczne, długie weekendy. Obecnie, gdy czas wolny staje się często cenniejszy niż pieniądze, to ważny przywilej.
To ewenement na skalę światową. OECD, organizacja zrzeszająca najlepiej rozwinięte gospodarki świata, co
roku publikuje raport na temat edukacji „Education at a Glance”. Wynika z niego, że polski nauczyciel pracuje
najkrócej na świecie. 502 godziny - tyle czasu rocznie spędza przy tablicy w szkole podstawowej, 540 godzin - tyle
jest dostępny w szkole. W przypadku gimnazjum to odpowiednio 497 i 534 godziny.
Także eksperci UNICEF w publikacji „Dzieci w Polsce” w rozdziale poświęconym edukacji, powołując się na
dane OECD, piszą: „dość zastanawiające jest porównanie czasu poświęcanego przez nauczycieli w Polsce na
nauczanie w szkołach podstawowych i gimnazjach oraz wskaźnik dostępności nauczyciela w szkole w porównaniu ze
wskaźnikami osiąganymi w krajach OECD”. Wskazują, że przeciętnie nauczyciele szkoły podstawowej z krajów
OECD pracują przy tablicy rocznie 782 godziny, a gimnazjum 704. Ogólny czas pracy na terenie szkoły dla
nauczycieli podstawówek z krajów OECD wynosi 1178 godzin. Dla nauczycieli gimnazjów 1171. To ponad dwa razy
więcej niż w Polsce! Pedagodzy mogą ponadto trzy razy w ciągu kariery pójść na roczny urlop dla poratowania
zdrowia.
Nauczyciele mogą bez wątpienia pracować dłużej, choć nie musi być to obowiązujące pozostałych Polaków
40 godzin tygodniowo. Dowodzą tego liczne przykłady szkół prywatnych czy specjalizujących się w nauce języków
obcych. A także przedszkola niepubliczne, gdzie pedagodzy pracują na podstawie Kodeksu pracy - 8 godzin
dziennie, bez 6-tygodniowego urlopu w wakacje. A standard opieki i edukacji nie jest tam gorszy niż w placówkach
publicznych.
Pełne brzmienie wiadomości
7
© 2013 NEWTON Media sp. z o.o.
www.newtonmedia.pl
Gmina w okowach państwa
Mimo to pedagodzy mówią o przepracowaniu i twardo bronią swoich praw. Tyle że są one nie do obrony. Głośno
mówią o tym samorządowcy, a głos ten powinien zostać wreszcie usłyszany przez rząd. - Nie widzę żadnego
powodu, by nauczyciele nie pracowali, tak jak większość Polaków, na podstawie Kodeksu pracy - uważa Krzysztof
Chaciński, burmistrz Radzymina. Gminy, broniąc się przed zapisami Karty, przekazują swoje szkoły
stowarzyszeniom. Tam ona nie obowiązuje. Od kilkunastu miesięcy głośno jest np. o gminie Hanna, która nie ma na
swoim terenie ani jednej placówki publicznej.
Karciane przywileje to wymierne straty dla gmin. Gdyby nauczyciele pracowali przynajmniej o połowę dłużej
(dawałoby to 30 godzin tygodniowo, wciąż mniej niż zwykły 40-godzinny tydzień pracy), nie musiałyby ich zatrudniać
ponad 500 tys. Jak wskazują wyliczenia Fundacji FOR, można by wtedy, bez straty dla jakości kształcenia,
zredukować ich liczbę o około 25-30 proc. Pozostałe w ten sposób pieniądze w systemie można by przeznaczyć na
inwestycje w edukację i podwyżki dla najlepszych pedagogów.
Co więcej, gdyby samorządy, które odpowiadają za zatrudnianie pedagogów, mogły zatrudniać ich według
negocjowanych przez siebie stawek, a nie narzuconych przez państwo (tak robi się w szkołach prywatnych), nie
musiałyby, zwłaszcza w regionach, gdzie średnie płace są niższe, ponosić zawyżonych kosztów. Szkoły i przedszkola
byłyby przyjaźniejsze i przystępniejsze.
Gminy mogłyby też elastyczniej zarządzać kadrami i lepiej wynagradzać najlepszych. Bo nie chodzi o to, by
obniżać pedagogom ich pensje, ale by wynagradzać lepiej tych, którzy się wyróżniają. Teraz panuje pod tym
względem socjalistyczna urawniłowka. Państwo poza czasem pracy ściśle określa także poziom płac.
Na dłuższej pracy pedagogów skorzystaliby też rodzice. Jeśli nauczyciele pracują bardzo krótko, szkoły też
pracują krótko, nie zapewniając dzieciom właściwej opieki. Podobnie jest z przedszkolami, w których dodatkowo
brakuje miejsc.
Demoralizująca gwarancja etatu
Dobra kadra musi się dokształcać. W normalnych warunkach motywacją do stawania się lepszym i wydajniejszym
jest, oprócz wiary w sens tego, co się robi, także wyższa pensja oraz, choć brzmi to złowrogo, obawa przed utratą
pracy. Te dwa bodźce, ze względu na Kartę, praktycznie na nauczycieli nie działają. Po około dziesięciu latach pracy
osiągają najwyższy z czterech stopni awansu i od tego momentu, po pierwsze, nie mogą już zarabiać więcej, po
drugie, są praktycznie nie do zwolnienia. O tym, że tak jest, świadczy chociażby struktura zatrudnianych w szkołach i
przedszkolach pedagogów. Ponad 85 proc. z nich osiągnęła już jeden z dwóch najwyższych stopni awansu. Nie
działa to z pewnością motywująco.
Taka konstrukcja przekreśla też możliwość skutecznego zarządzania szkołą. Dyrektor i samorząd nie mogą
właściwie dokonywać selekcji nauczycieli, awansować ich według jakości ich pracy. Wszystko to reguluje Karta.
Sławomir Broniarz broni obecnego systemu. - Nauczyciel dyplomowany nie spoczywa na laurach. To nieprawda.
To, jak pracuje, zależy od jego relacji z przełożonymi. Jeżeli nie będzie się starał, uczniowie zagłosują nogami - mówi.
Tłumaczy, że dyrektor ma sposoby, żeby go motywować. - Może przyznać nauczycielowi dodatek motywacyjny.
Nauczyciel może awansować w szkolnej strukturze, kierować danym zespołem w szkole - tłumaczy szef ZNP.
Nie da się jednak ukryć, że ten system płac i awansu obniża jakość kształcenia. Po co być ponadprzeciętnym
nauczycielem, skoro i tak nie ma z tego żadnej korzyści? Co więcej, często okazuje się, że nauczyciel z pasją jest
wręcz uważany za zagrożenie przez kolegów, którzy chcą mieć święty spokój i nie życzą sobie porównań z takim
pasjonatem. Działa wtedy mechanizm równania w dół.
Opowiada przedszkolanka zatrudniona w jednym z prywatnych przedszkoli. - Gdy przyszłam do publicznego
przedszkola i zaczęłam prowadzić z dziećmi zajęcia, zostałam skarcona przez starsze koleżanki. Wystarczy 15 minut
dziennie nauki, później dzieci zajmą się same sobą - mówi.
Wojciechowskiego to nie dziwi. - Przez Kartę zaburzone są podstawowe bodźce, jakie działają na
pracowników w każdej firmie. Wyróżniający się nauczyciele powinni zarabiać o wiele więcej niż słabsi!
Rządowa strategia strusia
Trzeba podkreślić, że mamy całą rzeszę pedagogów oddanych zawodowi, tych, którym wciąż się chce i których nie
zdemoralizowała Karta. Z drugiej jednak strony w systemie edukacji istnieje ogromne marnotrawstwo, a w oświacie
funkcjonują przepisy działające na jej niekorzyść. Nie wolno chować głowy w piasek i udawać, że nic się nie dzieje.
Nie wolno też przyjąć narracji związków, że żadne zmiany nie są potrzebne. Alergiczne, wręcz histeryczne reakcje
nauczycielskich związków na jakąkolwiek próbę rozmów o Karcie przypominają reakcje małego dziecka, które tupie
nogą, gdy rodzice mówią, że nie wolno w mroźny dzień zdejmować czapki.
System zatrudniania, awansowania i wynagradzania pedagogów nie działa dobrze. Po cichu przyznają to
nawet sami zainteresowani, nie mówiąc o samorządach, które dźwigają ciężar wynikający z postanowień Karty i
często są z tego powodu na skraju bankructwa. Podobne odczucia mają także rodzice, którzy ze względu na złą
organizację szkół działających w rytm ustanowionych przez Kartę reguł, nie mogą liczyć na realne wsparcie w
wychowaniu dzieci.
Trzeba powiedzieć wprost - im dłużej obowiązuje Karta, tym więcej tracimy jako wspólnota.
Pełne brzmienie wiadomości
8
© 2013 NEWTON Media sp. z o.o.
www.newtonmedia.pl
Współpraca Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin
Foto podpis| Karta nauczyciela przeszkadza w pracy szkoły, szkodzi najlepszym nauczycielom, a pomaga słabym Joanna Kluzik-Rostkowska, minister edukacji narodowej.
Foto podpis| Obecny system nie jest zły. To nieprawda, że nauczyciele spoczywają na laurach - Sławomir Broniarz,
szef ZNP.
Foto podpis| Karta nauczyciela to łapówka dana nauczycielom w stanie wojennym. Dziś jest nieszczęściem polskiej
szkoły.
Innowacje w oświacie z korzyścią dla jakości nauczania
10.4.2015
Wspólnota
str. 36
autor: Andrzej Gniadkowski, Dorota Bąbiak-Kowalska
Jedyne w swoim rodzaju spotkanie samorządowców odpowiedzialnych w gminach i powiatach za edukację, odbyło
się 11-12 marca w Warszawie przy okazji Konferencji Edukacja Przyszłości. W tym roku towarzyszyło mu hasło
„Szkoła Kreatywna, Otwarta, Bezpieczna, Efektywna”.
Pierwszego dnia konferencji zorganizowanej przez MUNICIPIUM SA, wydawcę „Wspólnoty”, gościliśmy w
Teatrze Capitol. W problematykę oświaty wprowadził gości prof. Krzysztof Zanussi. Jak powinna wyglądać szkoła
przyszłości? Czy powinna uczyć tylko obsługi komputera, bo to będzie najważniejsza umiejętność za kilka lat?
Niekoniecznie. - Wyobraźmy sobie, że nagle wszystkie komputery znikają. Czy zniknie cała nasza cywilizacja, a może
w ogóle ludzkość? - pytał Zanussi. Zdaniem reżysera, przyszłość nie jest tak oczywista, jak ją niektórzy przedstawiają
i z jednostronnością nauczania nie powinniśmy przesadzać. Może ważniejsza od obsługi komputera okaże się
umiejętność rozpalenia ogniska za pomocą krzesiwa, zdobycie pożywienia. Z drugiej strony, zdaniem Zanussiego, nie
można zapominać o klasycznych przedmiotach, jak historia, język ojczysty, matematyka...
Wiele emocji wzbudziło wystąpienie Grzegorza Pochopnia, dyrektora Departamentu Analiz i Prognoz w
Ministerstwie Edukacji Narodowej, który mówił m.in. o zmianach w podziale subwencji oświatowej na 2015 r., ale
oczywiście najwięcej pytań wzbudziła prelekcja na temat art. 32 ustawy okołobudżetowej, dotyczącego rozliczania
środków z subwencji oświatowej na zadania związane z uczniami wymagającymi specjalnej organizacji i specjalnych
środków nauki. Zdaniem Pochopnia, specjalnie przygotowane artykuły w klasyfikacji budżetowej nie mają za zadanie
wykazania wszystkich kosztów, jakie gminy ponoszą w związku z uczniami niepełnosprawnymi. Część wydatków
powinna pozostać w dotychczasowych rozdziałach. Zaznaczył jednak, że to jego interpretacja, która jest w trakcie
uzgodnień z Ministerstwem Finansów i to ono ma tu zdanie decydujące. Następnie z udziałem Grzegorza Pochopnia
oraz szefa Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomira Broniarza, prof. Antoniego Jeżowskiego, Jana Zięby
(firma Vulcan), a także Stanisława Szelewy, dyrektora wydziału oświaty i wychowania Starostwa Powiatowego w
Świdnicy, odbyła się debata „Czy naprawdę odpowiedni poziom finansowania edukacji przez państwo jest jednym z
warunków wysokiej jej jakości?”. Punktem wyjścia był zeszłoroczny raport prof. Pawła Swianiewicza na temat
kosztów, jakie ponoszą gminy, żeby osiągnąć odpowiedni wskaźnik Edukacyjnej Wartości Dodanej. Okazało się, że
wyniki osiągane przez gminy niekoniecznie pokrywają się ze zwiększonym finansowaniem. Przeciwnie. Bardzo
często tam, gdzie gminy do subwencji nie dokładają, wyniki są znacznie lepsze. Dlaczego? Próbował na to
odpowiedzieć m.in. Jan Zięba, twierdząc, że często się zdarza, że samorządy, które dokładają dużo do oświaty, w
ogóle nie mają opracowanej strategii w tym względzie. Niezajmowanie się oświatą prowadzi zaś do zaniedbania
siatek szkolnych i w efekcie niepotrzebnych kosztów. Ci, którzy poważnie myślą o oświacie, znacznie częściej
podejmują trudne decyzje o reformowaniu sieci szkół i dzięki temu mniej dokładają.
Zdaniem Stanisława Szelewy, powód może być inny. Lepsze wyniki pojawiają się na wschodzie i południu
kraju. Zachód i północ, skąd bardzo wielu młodych ludzi (także rodziców) wyjechało, może mieć gorsze wyniki ze
względu na zjawisko „eurosierot”. Decydujący wpływ na EWD mieliby więc rodzice, a nie samorządy.
Gwoździem programu było ogłoszenie wyników rankingu „Lider Wspierania Oświaty”, opracowanego przez
prof. Pawła Swianiewicza oraz Julitę Łukomską. W tym roku ranking dotyczył wysokości dopłat gminnych do
subwencji oświatowej, w przeliczeniu na jednego ucznia, na podstawie średniej dla lat 2010-2013. Dodatkowo
nagrody za wybitne osiągnięcia w cyfryzacji edukacji w szkole wręczyli: przedstawiciel projektu eTornister Jędrzej
Chmielewski, firmy LG Tomasz Gierczak oraz naczelnik Wydziału Oświaty i Wychowania dla dzielnicy Ursynów m.st.
Warszawy Mirosława Żurawska.
Drugiego dnia konferencji gościliśmy w Muzeum Historii Żydów Polskich. Rozpoczęło go przedstawienie
kompleksowego raportu o stanie cyfryzacji szkół. W Polsce było lub jest realizowanych kilkaset projektów
informatycznych. Konkluzje nie są, niestety, pozytywne: cyfryzacja prowadzona jest bez żadnego planu, nie ma
rozwiązań prawnych umożliwiających w większym zakresie eksport danych do systemów zewnętrznych, np. SIO, a
także brakuje systemowego wsparcia i motywowania nauczycieli, którzy już korzystają z innowacyjnych metod
nauczania.
Pełne brzmienie wiadomości
9
© 2013 NEWTON Media sp. z o.o.
www.newtonmedia.pl
Mówiliśmy także o problemach w finansowaniu przez JST zadań oświatowych, w tym o dotacjach udzielanych
przez JST. W panelu dotyczącym optymalizacji wydatków w oświacie Jan Zięba, ekspert ds. oświaty ze spółki Vulcan
oraz Artur Dyro, prezes Learnetic SA, zastanawiali się, czy można w edukacji znaleźć jeszcze jakiekolwiek
oszczędności, skoro nawet 85 proc. ponoszonych tu wydatków stanowią tzw. wydatki zdeterminowane.
Foto podpis| A czy poziom finansowania edukacji przez państwo jest najważniejszym wyznacznikiem jej jakości?
Debata z udziałem Sławomira Broniarza, prof. Antoniego Jeżowskiego, Grzegorza Pochopnia, Jana Zięby,
Stanisława Szelewy.
Foto podpis| Ewa Dumkiewicz-Sprawka, dyrektor Wydziału Oświaty i Wychowania Urzędu Miasta w Lublinie.
Foto podpis| W kuluarach Muzeum Historii Żydów Polskich.
Pełne brzmienie wiadomości
10
© 2013 NEWTON Media sp. z o.o.
www.newtonmedia.pl