To był ostatni weekend lutego. Potężny mróz skuł zaskoczone zimą
Transkrypt
To był ostatni weekend lutego. Potężny mróz skuł zaskoczone zimą
To był ostatni weekend lutego. Potężny mróz skuł zaskoczone zimą opolskie ulice i chodniki. Wdzierał się nawet pod najgrubsze czapki uszatki i szczypał w nosy zabezpieczone nawet najtłustszymi kremami. Atmosferę od kilku tygodni rozgrzewała jednak wiadomość, że w mieście grasują porywacze. Nie jakieś tam chłystki czy amatorzy! Porywają dla potężnych okupów, nie przebierają w środkach. Lubią przebieranki. Podają się za dzielnicowych, gazowników czy nawet zziębniętych księży. Dla policji, robiącej jak zwykle, co mogła, byli nieuchwytni. Miasto żyło w ciągłym niepokoju. Każdy nieproszony gość mógł być podejrzany. Nie wszystkich jednak dotknęła ta swoista paranoja... *** W centrum Krakowa, w jednym z domów po kuchni krzątała się radośnie Renata, co rusz spoglądając na ekran komputera. Co przeszła, to sobie kliknęła, zmarszczyła brew, zastanowiła się. Zaangażowanie dzieliła równo po połowie – na swoje kuchenne rewolucje i komputer. Jej mąż, Karol, pojechał do sklepu, bo zabrakło jej kilku produktów do obiadu. Ona została w domu, bo nie chciała się odrywać – czy od gotowania, czy od komputera, tego nie sprecyzowała. Poza tym ktoś musiał być w domu, bo miał przyjść hydraulik. Renata zamówiła go przed dwoma dniami, bo martwiła ją pralka - przy każdym praniu rzęziła podejrzanie. Gdyby tylko wiedziała, że w porównaniu z przyszłymi wydarzeniami awaria pralki będzie zwykłą błahostką... *** Franciszek siedział w samochodzie na parkingu kilkanaście metrów w linii prostej od domu Renaty i Karola. Nie miał w aucie ogrzewania i było mu cholernie zimno. Nos miał w kolorze buraczkowym i przestawał już powoli czuć zamarzniętą twarz. Kulił jednak skromniutko swoje rozbudowane bicepsy i tricepsy i siedział posłusznie, bo wczoraj dostał cynk, świetny cynk! W budynku obok mieszkało podobno młode małżeństwo. Młode małżeństwa były jego ulubionym celem. Porwanie opłacało się, dopóki dwójce osób nadal na sobie zależało i byli gotowi zapłacić okup. Porwanie żony czy męża, który już od wielu lat tkwi w związku małżeńskim groziło kompletną klapą – współmałżonek nie zawsze chciał zapłacić albo wręcz przeciwnie – godził się zapłacić więcej, ale żeby osoba porwana już nigdy nie wróciła... A tutaj miał perspektywy na małżeństwo młode, z niespełna rocznym stażem. Nie mogło być lepiej!...