Lew Tołstoj „Anna Karenina” - Prawo człowieka do szczęścia a

Transkrypt

Lew Tołstoj „Anna Karenina” - Prawo człowieka do szczęścia a
Lew Tołstoj „Anna Karenina” - Prawo człowieka
do szczęścia a obowiązek wobec innych.
Opracowanie
Prawo do szczęścia, na równi z prawem do życia i do wolności, jest
niezbywalnym przywilejem każdego człowieka. Jednak, jak pokazuje
przykład Anny Kareniny, prawo to posiada kilka ograniczających je
paragrafów, zawierających wyjątki stanowiące o niepodleganiu temu
prawu czy nieposiadaniu udziału w korzyściach gwarantowanych
przywilejem. Jednym z takich wyjątków jest brak szacunku dla
konwenansów i norm społecznych, uznawanych przez otoczenie za
wiążące i nienaruszalne.
Anna Arkadiewna obraca się w środowisku silnie opresyjnym pod
względem przestrzegania zasad towarzyskiego współżycia, z pozornym
niekiedy, ale silnym, poszanowaniem tradycyjnych form relacji
międzyludzkich, w tym małżeństwa. Nie idzie tu nawet o świętość
sakramentu, ile o to, by być uczciwym wobec męża i znajomych, zatem
dopuszczalny jest rozwód i powtórny ślub przy jednoznacznym
potępieniu dla prowadzenia podwójnego życia. Postępowanie,
postrzeganej jako nieskazitelna osoba, Anny razi. Zaczyna się od
plotek, szemrania za plecami, wytykania palcami, tropienia kroków
Kareniny i Wrońskiego. Decyzja o porzuceniu męża dla kochanka, tak
trudna do podjęcia dla Anny, która gubi się w labiryncie własnych
pragnień, marzeń, obowiązków i zobowiązań, dla ogółu jest
kuriozalnym błędem. Co innego bowiem mieć kochanków po kryjomu, a
co innego wystawiać na pośmiewisko siebie, małżonka (powszechnie
szanowanego polityka) i instytucję małżeństwa.
Wobec tak wyraźnego potępienia dla miłości Anny i Aleksego ze strony
przyjaciół, wyjeżdżają w podróż po Europie, później większość czasu
spędzają w wiejskiej posiadłości. Są przez pewien czas szczęśliwi, dają
sobie po temu prawo, starając się nie myśleć o konsekwencjach.
Posuwają się naprzód, wbrew powszechnemu ostracyzmowi; bardziej
względem Anny niż Wrońskiego, gdyż on ciągle przyjmowany jest
życzliwie i z szacunkiem. Patriarchalna Rosja XIX wieku wytyczała
wyraźne granice dla wolności kobiet – niemal jedynym przepisem na
życie w dostatku było małżeństwo zawarte z człowiekiem o
odpowiednim statusie majątkowym. Podobnie było w innych sferach
życia – pobłażliwość dla romansów Stiwy podkreśla bezsilność Dolly
wobec pozycji kobiety narzuconej przez obowiązujące prawo i tradycję.
Annie wystarczyłaby odrobina wsparcia i zrozumienia dla jej dążeń; to,
jak bardzo ich pragnęła jest doskonale widoczne w jej desperackich
próbach stworzenia kręgu towarzyskiego na wsi, we wdzięczności za
każdą wizytę. Wie ona bardzo dobrze, że póki nie rozwiedzie się z
Kareninem i nie weźmie ślubu z Wrońskim, nie zazna spokoju.
W tak obiecujące i przepełnione szczerym uczuciem życie tych dwojga
wsącza się powoli jad niezgody, który płynie ze strony krytycznie
nastawionego światka moskiewskiego i petersburskiego. Czarę goryczy
przelewa nazwanie Anny przez hrabinę siedzącą obok niej w teatrze,
„kobietą upadłą”. Od tej pory Anna traci nadzieję, staje się coraz
bardziej nieufna i zazdrosna. Dom, który miał być jej największym
szczęściem, zamienia się w piekło, w które strąca ją nietolerancyjna,
pozbawiona cienia empatii rosyjska elita. Brak akceptacji i samotność
wpędza Annę w głęboką depresję. Związek z Wrońskim wisi na włosku,
Karenina staje się więźniarką własnych podejrzeń, krzywd i poczucia
winy – jedyne wyjście odnajduje w śmierci pod kołami pociągu.
Wrażliwa, nieszczęśliwa w małżeństwie, bo samotna i niekochana na
miarę swoich potrzeb, Anna wyciąga rękę po zakazany owoc, który
pewnego dnia na moskiewskiej stacji upadł jej pod nogi. Mimo
szczerego podziwu dla jej urody, talentów towarzyskich i wzbudzanego
szacunku (dopóki była wierną żoną Karenina), zostaje odsunięta na
margines życia, jawnie potępiona i niezrozumiana. Jeśli bowiem
rozumiały ją przyjaciółki czy nawet skrycie podziwiały za odwagę
odrzucenia społecznej roli narzuconej jej przez małżeństwo ze sporo
starszym mężczyzną, nie udzielały jej wsparcia ze względu na
konwenanse i w strachu o własną reputację. W ten sposób skazano ją
na samotną walkę, zatruto radość, podszyto miłość poczuciem winy i
żalem za utraconą wygodą i swobodnym życiem. Czyż wobec takiego
przykładu można jeszcze mówić bez cienia ironii o prawie do
szczęścia?