Pobierz - Miasto Kobiet

Transkrypt

Pobierz - Miasto Kobiet
nr 4/2010 (36) lipiec – sierpień
moda:
• biżutrendy
• historie modelek
• wakacyjne odloty
Magdalena
Walach
w życiu nie jestem aktorką
Dlaczego nie mam faceta?
wyznania singielek
MOJA TWOJA KANAPA
wszystko o couchsurfingu
+ niezbędnik kulturalny: festiwalove lato
4
Miasto Kobiet 2010
zdjęcia: Magdalena Walach, fot. Krzysztof Opaliński, moda, fot. Marcin Urban; kolczyki Anny Orskiej, fot. mat. promocyjne; Coke Life Music Festival, fot. arch. organizatora, pigułki, for. sxc.hu, arch. flex; ilustracja: prevka
Letnia akcja wybielania
- z tym numerem Miasta Kobiet
300 zł rabatu na wybielanie zębów
Akcja trwa do 30.09.2010
1 kupon na zabieg kosmetyczny o wartości 200 zł do
realizacji w gabinecie kosmetycznym Dermatorium
(ul. Monte Cassino 6/12), www.dermatorium.pl
3 komplety bielizny z wiosennej kolekcji firmy Corin (www.corin.eu) o wartości
200 zł każdy. Możliwe rozmiary: 70BCD,
75ABCD, 80BCD, 85BC, fig – S, M, L, XL.
kod: dermatorium
kod: corin
5 zaproszeń na usługi fryzjerskie (wartość:
100 zł) do salonów Hair Coif do wykorzystania w Galerii Kazimierz, Bonarka City Center
lub CH Czyżyny, www.haircoif.pl
kod: haircoif
2 karnety do Kina pod Baranami (Rynek Główny 27) na seanse
z cyklu Letnie Kinobranie, o wartości
60 zł każdy (w karnecie 5 podwójnych wejściówek na dowolny film),
www.kinopodbaranami.pl
kod: kinobranie
1 zestaw kosmetyków Dermatologic Cosmetic Laboratories (wartość: 300 zł) wraz z konsultacjami u specjalisty
kosmetologa firmy Vitaceuticals w sprawie właściwej pielęgnacji skóry, www.DCLpielegnacja.pl, www.vitaceuticals.pl
kod: DCL
5 podwójnych zaproszeń na dowolny
seans filmowy do Kina Agrafka
(ul. Krowoderska 8)
kod: agrafka
1 zaproszenie na kolację o wartości 150 zł do
restauracji Vanilla Sky w Hotelu Niebieskim
(ul. Flisacka 3), www.niebieski.com.pl
kod: niebieski
1 zaproszenie na dowolny zabieg (o wartości 200 zł) do Vanilla SPA w Hotelu
Niebieskim (ul. Flisacka 3),
www.vanillaspa.pl
3 karty VIP do Color Spot (pub, kawiarnia, restauracja, ul. Bracka
4). Wartość 100 zł. Karty pełnią również funkcje kart rabatowych,
www.colorspot.pl.
kod: colorspot
5 zestawów kosmetyków do makijażu marki Sephora o wartości
350 zł każdy. W zestawie: palety cieni do oczu, kredki oraz kosmetyki do demakijażu, www.sephora.pl
kod: sephora
kod: vanillaspa
1 zaproszenie o wartości 100 zł do
klubu Żeby nie było (ul. św. Katarzyny 2, wejście od Krakowskiej),
www.zebyniebylo.pl
kod: zebyniebylo
3 zaproszenia o wartości 100 zł do restauracji Tokyo Fusion (pl. Nowy 8),
www.tokyofusion.pl
kod: tokyofusion
1 zaproszenie na wieczór z dobrym drinkiem
i poczęstunkiem w Hard Rock Cafe (pl. Mariacki 9) o wartości 190 zł, w tym zestaw
przystawek Jumbo Combo i damskie drinki: 2x Bahama Mama, 2x Cosmopolitan, 2x
Island Mai Tai, www.hardrockcafe.pl
kod: hardrockcafe
1 zaproszenie na warsztaty „Głos Twoją wizytówką” na 14 sierpnia do Galaktyki Kobiet (ul.
Beliny-Prażmowskiego 18), które poprowadzi
dziennikarka radiowa Magdalena Wodawska
(wartość 300 zł) oraz 1 miesięczny karnet na
dowolne zajęcia ruchowe odbywające się
w Galaktyce Kobiet (10 wejść, wartość: 220 zł),
www.galaktykakobiet.pl
kody: warsztaty lub galaktykakobiet
6
Miasto Kobiet 2010
Konkursy trwają od 9 lipca do 9 sierpnia 2010
10 sierpnia
Karolina
macios
Sąsiad pilnie potrzebny
ipiec przyszedł – trzeba brać nogi za pas.
Dwa miesiące upału i miejskiej duchoty, rozgrzane do czerwoności kamienice, wyprażony Rynek i korki, których jakoby w wakacje nie
było, a przecież są. Oczywiście istnieje też druga wersja, wpisująca się w ciąg katastrof roku
2010. Zaczęło się od zimy stulecia, potem już
tylko spadające samoloty, ceremonie pogrzebowe na Wawelu i powodzie. Otóż najzwyczajniej
w świecie możemy się nie doczekać już w tym
roku upału ni duchoty.
Tak czy siak należy stąd wyjechać, przynajmniej na dwutygodniowy urlop. Wszystko jedno gdzie, byle nie do Gdańska, bo tam zawsze
zimniej, wietrzniej i bardziej mokro. Jeśli
więc jeszcze niczego nie zaplanowałyście
– do dzieła! Jak już wiecie dokąd, z kim,
na jak długo i kto za to płaci, pozostaje jeszcze jedna, nie mniej ważna kwestia. A może nawet najważniejsza? Bo
urlop urlopem, ale trzeba dokądś wrócić. Nie wiem, czy kiedykolwiek miałyście okazję przekonać się, co znaczy powrót do zdewastowanego,
splądrowanego mieszkania, w którym ktoś powyrywał nawet krany
ze ścian. Ja miałam. Piękne czasy mieszkania w bursie, kiedy to po
powrocie z wakacji (12 godzin w syfiastym pociągu, z kotem pod pachą i żądzą mordu w oczach) otworzyliśmy drzwi do mieszkania,
a tam... Nic. Nic prócz pyłu zawieszonego w powietrzu. Owo „nic”
wynikało z remontu, który okazał się czarną dziurą, co to wchłonęła całą łazienkę, przedpokój i kuchnię, wraz z kranami, rurami
i wszelkim sprzętem tzw. podstawowego użytku. To jednak był remont – sprawca był znany, można było pójść i podzielić się z nim
tym, co się o nim wówczas myślało. Nie żeby to cokolwiek zmieniło.
Ale jeśli to nie remont, tylko usługi panów, co to chętnie wpadną,
zabiorą i tyle ich widzieli? Przed tym właśnie należy się zabezpieczyć – i tu po raz pierwszy pomocna może się okazać instytucja sąsiada. Tak, ta sama instytucja, która na co dzień utrudnia nam życie,
katując nas wierceniem dziur w ścianach o 7 nad ranem i trzepaniem dywanów w ten jedyny sobotni poranek, kiedy wreszcie można
przespać ból głowy. To są działania standardowe każdego sąsiada, ale
zdarzają się i tacy z bogatszą ofertą usług. W ramach promocji dostaje się w pakiecie dzieci wydzierające się w niebogłosy w porze kładzenia do snu, czyli od godziny 18 do 23 z minutami, albo rozregu-
8
Miasto Kobiet 2010
lowane łoża małżeńskie, które wraz z aktywnością
ich właścicieli zaczynają łupać w nasze ściany tudzież sufit o 4 nad ranem, kiedy to normalni ludzie śpią, a nie płodzą króliki. Zestaw alternatywny dla tych, którzy króliki trzymane kiedyś
w klatkach już dawno zjedli i pozbyli się z domu dzieci (albo też nigdy nie powiązali jednego z drugim), to Radio Maryja nastawione z dobroci serca tak, by i inni w promieniu 3 km mogli usłyszeć dobrą nowinę.
I jeszcze oferta specjalna w postaci całonocnych imprezowiczów, ponad spotkania
w knajpach i na dyskotekach wynoszących
własne (a przy okazji i wasze) cztery ściany.
Jeśli macie szczęście i posiadacie wokół siebie sąsiadów zapewniających wam cały wachlarz usług, wtedy spokojnie możecie jechać
na wakacje bez obaw o mieszkanie. Wystarczy pójść do maryjowca i naskarżyć na imprezowca, a policja co 10 minut będzie parkować pod blokiem. Albo też napuścić imprezowca na wielbiciela wiertarek – wywiąże się awantura, która zakończy się interwencją policji, a częsta obecność kogutów pod klatką nigdy nie zaszkodzi. Poza
tym jeśli od godziny 18 obok zaczyna wyć dziecko, od 22 zagłusza je
ump-ump, o 4 nad ranem muza cichnie, ale wtedy płynnie wchodzi
łoże małżeńskie, budząc również maryjowca, który na chwilę schodzi na plan dalszy, kiedy trzy godziny później odzywa się wiertarka – któż wtedy wyłapie źródło hałasu? Równie dobrze może ono bić
u was w mieszkaniu. No i nie zapominajmy o trzepaczce do dywanów. Trzepak pod oknem to niezrównany punkt obserwacyjny! Nikt
się nawet nie prześlizgnie.
Doceńcie to. Kochajcie swoich sąsiadów i pakujcie się spokojnie na
urlop.
fot. Anna Ciupryk, ilustracja: prevka
L
fot. Anna Ciupryk, ilustracja: prevka
Kochajcie swoich sąsiadów. Nawet tych, którzy Radio Maryja nastawiają z dobroci serca
tak, by i inni w promieniu 3 km mogli usłyszeć dobrą nowinę
felieton
Piosenka na lato
W
alki, podskórne lub
jawne, toczą się
między biurami podróży, które
z uporem wcale nie godnym
lepszej sprawy próbują przekonać skołowanych urlopowiczów do swojej oferty. Podobne manewry w mniejszej
skali wykonują góralki czatujące na turystów wysypujących się z autobusu na dworcu w Zakopanem. Szczególnie krwawe zmagania toczą
się w świecie popkultury. Pozornie mamy do czynienia
z martwym sezonem. Nikt
o zdrowych zmysłach nie
spróbuje zrobić książkowego bestsellera w lipcu, choć plaża czy schronisko górskie wydają się idealnym środowiskiem do lektury. Premiery filmowe są nieliczne i drugiego sortu, teatry nie przyjmą nikogo w swe chłodne podwoje.
Istnieje jeden wyjątek. Świat muzyki. Płyt
oczywiście jest mniej, co trudno dostrzec
o tyle, że nikt nie kupuje już kompaktów. Za
to mamy liczne festiwale plenerowe usiłujące przyciągnąć maksymalną liczbę zainteresowanych, co owocuje rozdźwiękiem stylistycznym i ogólnym bałaganem. Festiwale to
nie kłopot, można pojechać na wszystkie lub
wybrać ten najbliżej. Ale letnia piosenka, ho
ho, to już zupełnie inna para sandałów. Bo
taka może być tylko jedna.
Funkcje takiego utworu muzycznego pozostają jasne: ładna melodia obrobiona produkcyjnie zapada w ucho i nie puszcza.
Jak słusznie zauważył mistrz gatunku letniego Olek Klepacz, musi się dać ją zagwizdać. Uniwersalny charakter utworu skłania
do gwizdania zarówno nad Morzem Czerwonym, jak i w Tatrach. Innymi słowy, mamy do czynienia z precyzyjnym, choć emocjonalnym produktem, który uczyni nasze
życie lepszym, niejako spoi wszystkie dobre wrażenia z wakacji i pozostanie zapamiętany. Walczymy o coś więcej. O miejsce
w historii.
10
Miasto Kobiet 2010
Z tego względu wesoła piosenka wakacyjna
kojarzy mi się z ponurym domem z piwnicą
pełną narzędzi tortur. Po radiowy puchar wali tłum rozochoconych wykonawców. Każdy
ma świadomość trudności, z którymi będzie
musiał się zmierzyć. Należy przecież zdobyć
producenta, zarezerwować studio, jeśli nie
mamy go w domu, dopchać się z gotowym
numerem, gdzie trzeba, aby był słyszalny,
czyli grany non stop. Cały ten bieg dokonuje
się w harmidrze i tłoku niby ucieczka przed
bykiem w Pampelunie: tysiące przeciwników
próbuje odepchnąć, przewrócić prosto pod
rozpędzone kopyta.
Te trudne warunki skłaniają do skomponowania utworu o zgoła odmiennym wydźwięku:
mam na myśli, powiedzmy, jakiś kawałek gotycki o tempie marsza pogrzebowego, ewentualnie coś w stylistyce Rammstein. Niestety, wymagania wakacyjne zmuszają do wesołości. W ciągłym biegu, napięciu, mając pełną świadomość nieprzyjazności otoczenia,
trzeba stworzyć maksymalnie pogodną melodię, opatrzyć wesolutkim tekstem, który na koniec trzeba zaśpiewać tak, jak śpiewa się tylko o rzeczach najcudowniejszych: miłości lub
milionie dolarów. Nie chcę nawet myśleć, ile
trudu, wylanych łez kosztuje jedna taka próba.
A piosenek wakacyjnych powstają tysiące,
rok w rok.
Negatywne emocje nagromadzone podczas nagrywania odbijają się nie tylko na twórcach i ich
otoczeniu. Straszliwe skutki dotykają nas wszystkich. Liczni eksperci od zmian klimatu wskazują coraz to nowe przyczyny zaburzeń pogodowych: huraganów,
powodzi, śniegu w maju. Mówili
o dziurze ozonowej, złym gospodarowaniu energią, nawet o wulkanach. Wszystko to nieprawda, przyczyna kryje się w biznesie muzycznym, który w pocie
czoła poddałem dogłębnej analizie. Nienawistna energia nagromadzona podczas nagrywania
ogromnej liczby kawałków kandydujących do miana wakacyjnego przeboju obraca swą niszczycielską siłę ku
temu, co nam najdroższe: ku wakacjom. Najlepiej, żeby zniknęły w burzy, deszczu i gradzie. Niech oceany wystąpią z brzegów, góry przemienią się w doliny, niech stanie się
cokolwiek, bylebyśmy nie musieli nagrywać
– tak skrzeczą dusze muzyków zamkniętych
w studiu. Żeby tylko ich! Podobne nastroje towarzyszą współpracownikom, rodzinie,
przyjaciołom. Ta potężna energia psychiczna
sprawia, że z roku na rok pogoda w wakacje
jest coraz gorsza.
Zastanawiałem się, jak zwalczyć ten problem. Najprostszym rozwiązaniem byłoby
przygotowanie wielkiej społecznej kampanii
przeciwko słuchaniu piosenek na lato. Biorąc pod uwagę jakość tych ostatnich, twierdzę, że przedsięwzięcie zakończyłoby się powodzeniem. Zyskałem jednak nieoczekiwanego sojusznika w postaci pstrokatej Lady
Gagi. Ta genialna gwiazda będzie nagrywała
letnie przeboje jeszcze za lat 50, a gdy wreszcie zamilknie, ludzie zremiksują stare numery. Jej bezdyskusyjna dominacja skłoni konkurentów do zaprzestania produkcji przebojów wakacyjnych. Bo po co? I tak nie mają
szans.
I wreszcie pogoda w lipcu i sierpniu będzie
naprawdę piękna.
fot. Jarosław Urbaniuk, ilustracja: Andrzej Politowicz
Wakacje to czas zmagań – aż dziwne, że ktoś wówczas wypoczywa
magdalena walach
W życiu nie jestem
aktorką
rozmawia:
Karolina Siudeja, zdjęcia: Krzysztof Opaliński
Krakowianom znana z desek teatru Bagatela, reszcie Polski – z popularnych seriali telewizyjnych
i „Tańca z Gwiazdami”. Magdalena Walach opowiada „Miastu Kobiet” o najnowszej sztuce,
w której występuje, o emocjach, tańcu i Krakowie
M
asz wszystko. Szczęśliwe małżeństwo, synka, popularność, kryształową kulę VII edycji „Tańca z Gwiazdami”. Czy
w ogóle na coś narzekasz?
Oczywiście, że narzekam! Ale to są przyziemne, normalne, ludzkie
powody do niezadowolenia, które są nieodłączną częścią naszego życia, i nie widzę powodu, aby o nich mówić. Wolę skupiać się na dobrych rzeczach.
Porozmawiajmy więc o Twoim ostatnim sukcesie – niedawno w teatrze
Bagatela odbyła się premiera spektaklu
„Kochankowie nie z tej ziemi”. Grasz
w nim... ducha.
Tak, moja bohaterka, Susie Cameron,
wraz z mężem „utknęła” po śmierci na
ziemi. I choć ma życie po życiu, jako
duch nie może się nim cieszyć. Wieczność mija jej na potyczkach słownych
z mężem. Oboje, choć bardzo się kochają, są lekko zgryźliwi, tęsknią za życiem, za codziennością.
To sztuka, która uczy radości życia.
Tak... To także refleksja nad przemijaniem i miłością. Historia „Kochanków
nie z tej ziemi” uczy dostrzegać drugiego człowieka częściej niż tylko od święta.
Zwykle nie zdajemy sobie sprawy z tego,
ile szczęścia mamy obok siebie każdego
dnia, na wyciągnięcie ręki, a nie korzystamy z niego, nie zachłystujemy się nim. A potem może się okazać, że
jest za późno, żeby powiedzieć naszym bliskim rzeczy, które wydają nam
się oczywiste. W życiu za mało ze sobą rozmawiamy.
Jesteś osobą bardzo emocjonalną.
Tak?
To Twoje słowa. Cytat z wywiadu...
No cóż, czyli się przyznałam. Owszem, jestem emocjonalna, pracuję
na emocjach, buduję na nich moje postaci, nimi opowiadam historie.
A w życiu? Zbytnia emocjonalność nie przeszkadza Ci?
Czasami tak. Niestety w dzisiejszym świecie emocjonalność nie zawsze jest wskazana. Ja jednak nie potrafię ukrywać emocji. Jak twierdzi moja siostra – w życiu jestem bardzo słabą aktorką, kompletnie nie
potrafię udawać.
12
Miasto Kobiet 2010
W jednym z wywiadów powiedziałaś, że zawsze próbujesz odnaleźć w sobie coś z postaci, którą grasz. Ile w Magdzie Walach jest Susie Cameron?
Ciężko mi to oceniać. Susie jest kobietą, która z jednej strony bardzo
wspiera swojego męża, z drugiej sama chce czegoś od życia, zna swoją wartość.
A Ty jesteś podporą swojego męża?
Staram się!
Oboje jesteście aktorami. Czy pojawia się między Wami rywalizacja
zawodowa?
Robimy wszystko, by nie dopuszczać do
sytuacji, w których moglibyśmy rywalizować. Nasz zawód jest jednak bardzo
nieprzewidywalny. Wiemy, że będą momenty, kiedy któreś z nas będzie miało
swoje pięć minut. Podobno jest lepiej,
gdy małżonkowie nie pracują w tym samym środowisku. Nie wiem. Jestem
z moim mężem i przywykłam do tego,
że on jest aktorem, tak jak ja. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej.
Grywacie czasami razem?
Rzadko, ale zdarzało się. Pierwszy raz
wspólnie pracowaliśmy na planie filmu „Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową” Krzysztofa Zanussiego. Paweł grał tam większą rolę, ja tylko epizod. Kilkakrotnie spotkaliśmy się też na deskach teatru. A ostatnio oboje byliśmy zaangażowani
w projekt „Dancing 4 you”.
To film, którego premiera dopiero przed nami. Możesz nam coś o nim
opowiedzieć? Mnie udało się dowiedzieć tylko tyle, że to film o tańcu,
w którym zobaczymy plejadę gwiazd. W tym Magdę Walach.
„Dancing 4 you” opowiada o przenikaniu się życia i sztuki, o tym,
jak artyści – ludzie znani ze sceny – radzą sobie w codzienności.
To historia reżysera Rolanda Rowińskiego i solistki baletowej Edyty Kozak.
W tym filmie też tańczysz?
Oj, nie... Iza – postać, w którą się wcieliłam w „Dancing 4 you” – jest
producentką spektaklu tanecznego. Sam film jak najbardziej kręci się
wokół tańca. Jest w nim i muzyka, i scena, i choreografia…
magdalena walach
Ale nie będzie przesadą, jeśli powiemy, że parę razy tańczyłaś już
w filmach...
Po „Tańcu z Gwiazdami” dostałam propozycję zagrania w serialu „Tancerze”. Musiałam się tam zmierzyć z zupełnie innym tańcem niż dotąd
– z tańcem klasycznym, do którego nie byłam kompletnie przygotowana.
Jak to? Przecież wygrałaś „Taniec z Gwiazdami”.
Tak, ale to nie to samo. Taniec klasyczny jest bardzo wymagający i żeby przed kamerą przynajmniej otrzeć się o coś, co go przypomina,
musiałam brać udział w warsztatach baletowych. A trudno zrobić baletnicę z kogoś, kto ma już parę wiosen.
Co za skromność. Mówi to kobieta, która w filmotekach funkcjonuje
pod hasłem „aktorka tańcząca”.
Nigdy nie myślałam o sobie w takich kategoriach. Owszem, od zawsze
kocham muzykę i taniec, ale nie jestem profesjonalistką. Po prostu taniec zawsze sprawiał mi wielką frajdę.
Zatem „Taniec z Gwiazdami” to była zabawa?
Tak, to było kolorowe, bajkowe doświadczenie, choć momentami także bardzo ciężka praca. Były momenty, gdy fizyczne zmęczenie brało
górę. Kiedy startowałam w programie, nie spodziewałam się, że zostanę tam aż tak długo. I bywało, że brakowało mi już sił.
Chciałaś się wycofać?
Nie... Po prostu to było trzynaście długich tygodni. Pełnych wyczerpujących treningów, wymyślania choreografii, prób, wreszcie nagrań…
Ale oboje z moim partnerem Cezarym Olszewskim bardzo staraliśmy
się zatańczyć jak najlepiej i to dawało nam motywację.
Nie bałaś się, że po „Tańcu z Gwiazdami” dostaniesz już na zawsze łatkę gwiazdeczki, która wygrała jakieś show? Wiele aktorek odżegnuje
14
Miasto Kobiet 2010
się od występu w tego typu programach, starając się uniknąć takich komentarzy…
Nigdy w ten sposób o tym nie myślałam. Potrafię zrozumieć osoby, które nie znajdują motywacji do wystąpienia w „Tańcu z Gwiazdami”, chcą
skoncentrować się na czymś innym, szanuję to. Ja natomiast zaproszenie do programu potraktowałam jak przygodę, a także jako szkołę. Będąc aktorką, cały czas pracuję ze swoim ciałem, chcąc występować,
muszę się rozwijać, i „Taniec z Gwiazdami” dał mi to wszystko.
I nie zrobiłaś tego dla popularności, dla liczby wzmianek w internecie?
Nie, ja nigdy nie śledziłam tego, co i ile o mnie piszą. W ogóle internetu używam bardzo mało, tyle ile muszę.
Kiedy tańczyłaś w TVN, mieszkałaś w Warszawie. Teraz znów osiadłaś w Krakowie. Które miasto jest bardziej Twoje?
Zdecydowanie Kraków. Mieszkam tu od studiów, z tym miastem wiążą się też moje pierwsze wspomnienia z pracy. Tu debiutowałam, tu
jest Bagatela. W Krakowie czuję się u siebie, ale Warszawę też zdołałam już sobie oswoić. Przynajmniej na tyle, by móc tam mieszkać,
pracować i czuć się dobrze.
A kiedy mówisz, że jedziesz do domu, to dokąd jedziesz?
Dla mnie dom to dom rodzinny, więc kiedy mówię, że jadę do domu,
to jadę do Raciborza, do rodziców. Wracamy tam na tyle często, na ile
nam czas pozwala. Niestety oboje z mężem wybraliśmy zawód, który
wymaga częstego przemieszczania się, jesteśmy ciągle w rozjazdach...
I pozostawia mało czasu na przyjemności. Co Magda Walach zwykle robi po pracy?
Jak to co? Ma rodzinę! Jest zwykłą kobietą, która spędza czas bardzo
normalnie.
miasto
na skróty
opracował: Radek Tabor
1 lipca – 12 sierpnia
Już po raz dwudziesty muzyka baroku, klasycyzmu i romantyzmu, wzbogacona elementami m.in. szwedzkiej
muzyki ludowej i pieśni japońskich, zabrzmi w wykonaniu wybitnych organistów z kraju i z zagranicy.
15.07, Tobias Horn (Niemcy), Bazylika Mariacka, g. 20
22.07, Christina Banegas (Urugwaj), Bazylika Mariacka, g. 19.30
29.07, Keiko Inoue (Japonia), Bazylika OO. Paulinów na
Skałce, ul. Skałeczna 195, g. 20
5.08, Anne Schneider (Brazylia), Bazylika OO. Karmelitów
na Piasku, ul. Karmelicka 19, g. 20
12.08, Emanuele Cardi (Włochy), kościół św. Krzyża,
ul. Św. Krzyża 23, g. 19
Bilety w cenie 25 zł (normalne) i 15 zł (ulgowe).
Więcej na: www.dworek.krakow.pl
Letnie Tanie Kinobranie
2 lipca – 2 września
Wakacyjny cykl Kina Pod Baranami (Rynek Główny 27) to prezentacja najlepszych filmów
z ostatnich lat. Każdy z dziewięciu tygodni poświęcony jest innemu wielkiemu tematowi
kina, jak pożądanie, moralność, młodość lub samotność. Za sześć złotych każdy dostanie dobrą rozrywkę, a kto uzbiera pięć biletów, szósty film obejrzy gratis. „Miasto Kobiet”
jest patronem medialnym Kinobrania.
Tygodnie tematyczne:
2-8.07, Co nas kręci, co nas podnieca
9-15.07, Niech gra muzyka
16-22.07, Dziwny jest ten świat
23-29.07, Między dobrem a złem
30.07-5.08, Z miasta do miasta
6-12.08, To idzie młodość
13-19.08, Kino jest kobietą
20-26.08, Ale w koło jest wesoło
27.08-2.09, Samotnie i w duecie
Więcej na: www.kinopodbaranami.pl
festiwalove
XV Letni Festiwal Jazzowy w Piwnicy pod Baranami
4 lipca – 18 sierpnia
Tegoroczne krakowskie lato z jazzem będzie pod wpływem Roku Chopinowskiego. W ramach Chopin Project cześć kompozytorowi odda sam Bobby McFerrin z NDR Big Band. Ponadto tradycyjne, codzienne koncerty w Piwnicy pod Baranami, które uświetnią m.in.: Adam
Pierończyk, Jarek Śmietana, Krzysztof Ścierański czy Andrzej Przybielski & Oleś Brothers.
1.08, Markus Stockhausen & Władysław
Markus Stockhausen
„Adzik” Sendecki, Centrum Manggha
2.08, Paulo Fresu Devil Quartet, Centrum Manggha
18.08, Koncert Finałowy, Bobby McFerrin & NDR
Big Band – Chopin Project, Opera Krakowska, g. 20
Szczegółowy program i informacja o biletach na:
www.cracjazz.com
17.07, Noc Jazzu 2010
Na Małym Rynku wystąpią: Jan Ptaszyn Wróblewski Septet, Chopin Warsaw Paris Jazz Quintet &
Orkiestra Akademii Beethovenowskiej, International Polish Jazz Group „Chopin & Jazz” (J. Jarczyk,
A. Olejniczak, D. Oleszkiewicz, J. Stefański), Marek Bałata Band & Orkiestra Akademii Beethovenowskiej Chopin Project (początek g.
19). W klubie Rotunda z okazji 40-lecia grupy wystąpią jubilaci i goście (początek
g. 22). Koncerty nocne – kluby: Harris, Piec Art, Piwnica pod Baranami, U Muniaka, Alchemia i Drukarnia, od g. 22
NDR Big Band and Bobby McFerrin
16
Miasto Kobiet 2010
Letnie Koncerty Radia Kraków
4 lipca – 29 sierpnia
„Krakowscy Artyści” to wspólny tytuł cyklu koncertów na dziedzińcu Radia Kraków (al.
Słowackiego 20). W każdą niedzielę lipca i sierpnia o g. 11 można tu posłuchać poezji
śpiewanej w wykonaniu artystów uznanych i tych, którzy na uznanie zasługują. Mały jazzowo-folkowy wyjątek przewidziany dla zespołu Frittata. Wystąpią:
4.07, Andrzej Sikorowski
11.07, Lidia Jazgar z zespołem
18.07, Basia Stępniak-Wilk z zespołem
25.07, Wiesław Wilczkiewicz z zespołem
1.08, Przemysław Branny z zespołem
8.08, Paulina Bisztyga z zespołem
15.08, YesKiezSirumem
22.08, Frittata
29.08, Robert Kasprzycki
Wstęp wolny. Więcej na: www.radiokrakow.pl
Tobias Horn, fot. arch. organizatora; Marcus Stockhausen, fot. Hyou Vielz, NDR Big Band and Bobby McFerrin, fot. Steven Haberland, Dziedziniec Radioa Kraków,
fot. arch. organizatora, Wojciech Pszoniak fot. arch. organizatora, Piotr Cyrus, fot. arch. organizatora, Aldona Jankowska, fot. Leszek Szymaniec
XX Międzynarodowy Festiwal
Letnie Koncerty Organowe
Tobias Horn
Wojciech Pszoniak
Krakowskie Miniatury Teatralne
5-22 lipca
Nowy cykl teatralny daje okazję do zasmakowania w rzadszych formach teatralnych, takich jak monodram, etiuda i wieczór piosenki aktorskiej. Swój wybitny
warsztat aktorski zaprezentuje m.in. Wojciech Pszoniak, a Jacek Kawalec autoironicznie odrodzi się w roli prowadzącego „Randkę w ciemno”.
13.07, Do Amsterdamu. Wieczór piosenek Jacques’a Brela, wyk. Izabella Bukowska, Piotr Bajtlik i Wojciech Czerwiński z zespołem, ŚOK, ul. Mikołajska 2
15.07, Belfer, wyk. Wojciech Pszoniak, Scena PWST, ul. Straszewskiego 22
20.07, Ta cisza to ja, wyk. Jacek Kawalec, ŚOK, ul. Mikołajska 2
22.07, Wieczór muzyczny Miron Czarny, wyk. Anny Chodakowska i Cezary Kosiński,
ŚOK, ul. Mikołajska 2
Rezerwacja biletów i więcej informacji na: www.lamelli.com.pl
lato
VII Białoprądnicki Teatr Ogrodowy
5 lipca – 30 sierpnia
Poniedziałkowe letnie wieczory w Dworku Białoprądnickim (ul. Papiernicza 2) upływać
będą pod znakiem teatru. Zawsze o g. 19 widzowie będą mogli tam zobaczyć wszelkie
odmiany tej sztuki: od lirycznej i muzycznej po komediową. Wstęp wolny.
12.07, Dwugłos o życiu, miłości i odchodzeniu, spektakl poetycki, wyk. Maja Barełkowska
i Piotr Cyrwus
19.07, Dom na dachu, koncert poetycki Piotra Woźniaka
26.07, Czas puka, autorski program Kabaretu PUK
9.08, Interview, spektakl komediowy, wyk. Renata Nowicka, Kajetan Wolniewicz
16.08, Aldona Jankowska – stand-up comedy, wyk. Aldona Jankowska, Henryk Pasiut
23.08, Mój Wysocki, spektakl muzyczny, wyk. Grzegorz Wiśniewski, Andrzej „Bruner”
Gulczyński
30.08, Wariutkowie, kabaret muzyczny
Więcej na: www.dworek.krakow.pl
Piotr Cyrwus
Aldona Jankowska
XI Festiwal Tańców Dworskich „Cracovia Danza”
24 lipca – 1 sierpnia
Zarówno pieczołowicie odtworzona choreografia, jak i dworska sceneria z finałowym Dziedzińcem Arkadowym na Wawelu przeniosą nas do przeszłości. Tematem tegorocznej edycji są „Mistrzowie tańca” i realizacja wizji zawartych w ich traktatach. Dodatkowo między 24 a 30 lipca będziemy mogli uczestniczyć w warsztatach tańców francuskich, angielskich, polskich i indyjskich
– wszystkie prowadzone przez wybitnych specjalistów z kraju i z zagranicy. Więcej na: www.cracoviadanza.pl
12. Festiwal Rozstaje 2010
Joanna Słowińska
Cygańscy królowie muzyki zawładną krakowskim rynkiem. Tegoroczna edycja Festiwalu Rozstaje – jednego z najważniejszych festiwali world music w tej części
Europy – upłynie pod znakiem romskich melodii skrzyżowanych m.in. z rockiem,
soulem i reggae. Ale nie tylko. Usłyszymy też przedwojenne tanga w nowatorskim wykonaniu i mariaż brzmień arabsko-europejskich.
25.07, Terne Čhave, g. 19; Mahala Rai Banda, g. 20.30, Rynek Główny, wstęp wolny
30.07, Tango Moderne, Joanna Słowińska i Maciej Miecznikowski, Scena PWST,
ul. Straszewskiego 22, g. 20
31.07, Orient Express, Scena PWST, g. 20
1.08, Quinteto de Tango Nuevo feat – Daniel Binelli, Scena PWST, g. 20
Szczegółowy program i informacja o warsztatach na: www.rozstaje.pl
festiwalove
VI Festiwal Tanga w Krakowie
„Puente del tango”
9-15 sierpnia
Tango to taniec, w którym spotykają się namiętność
i melancholia. Milonga to radośniejsza odmiana tanga –
bez melancholii. Obu odmian będziemy mogli posłuchać
podczas tygodnia z festiwalem „Puente del tango”. Dla
amatorów tańca będą warsztaty prowadzone przez nauczycieli z Argentyny.
9-11.08, Wprowadzenie do tanga – trzydniowy kurs dla nowicjuszy, Cafe Bar Masada, ul. Skawińska 2, g. 18
13-15.08, Warsztaty tanga – wszystkie poziomy, Centrum Kultury „Rotunda”, ul. Oleandry 1, g. 11
Plan pokazów i program festiwalu na:
www.puentedeltango.art.pl
18
Miasto Kobiet 2010
Festiwal Cracovia Danza, fot. Tomasz Korczyński , Victor van de Pavert; Joanna Słowińska, fot. R. Masłow, Puente del Tango, fot. Andrzej Waśko, Coke Live Music
Festiwal, fot. arch organizatora;Ensemble la Fenice, fot. arch. organizatora, Małopolski Festiwal Smaku, fot. Aneta Galon/UM Województwa Małopolskiego
25 lipca – 1 sierpnia
The Chemical Brothers
Coke Live Music Festival
20, 21 sierpnia
Po raz piąty będziemy mogli odlecieć z lotniska Muzeum Lotnictwa wspomagani energią zespołów The Chemical Brothers,
30 Seconds to Mars i N.E.R.D. (20.08) oraz Muse (21.08). Festiwal jest jeden, a sceny trzy: Main Stage, Coke Stage i Burn
Stage. Na dwóch ostatnich zagoszczą czołowi i obiecujący polscy wykonawcy hip-hopu, rocka i muzyki klubowej. A co do
Muse – obecność fanek „Zmierzchu” obowiązkowa! Inspirując
się muzyką tej właśnie grupy, Stephanie Meyer stworzyła swoją
ultrapopularną sagę. Ceny biletów: 115 zł (jeden dzień), 200 zł
(dwa dni), 220 zł (karnet z polem namiotowym). Więcej na:
www.livefestival.pl
lato
Festiwal Muzyka
w Starym Krakowie
Muse
Ensemble la Fenice
15-30 sierpnia
Jeden z najbardziej prestiżowych krakowskich festiwali, które przypominają nam, jak urzekające
może być ożywianie przeszłości. Doskonałe wykonania muzyki dawnej i nowszej usłyszymy w doborowej scenerii kościołów, muzeów, filharmonii,
Wawelu i Kopalni Soli w Wieliczce.
Szczegóły na: www.capellacracoviensis.pl
VI Małopolski Festiwal Smaku
28, 29 sierpnia
Kto w tym roku zaoferuje nam wyjątkowe tradycyjne
specjały, ekologiczne przysmaki, smakołyki z legendą i te „jak u mamy”? A wszystko to w ostatni sierpniowy weekend na placu Wolnica podczas największej
imprezy kulinarnej w Polsce. Finał szóstej edycji Małopolskiego Festiwalu Smaku wyłoni producentów najlepszych potraw i wyrobów.
Więcej na: www.wrotamalopolski.pl
MIASTOPARYTETY
Kobiety mają poglądy
O parytetach i kobietach w polityce z Małgorzatą Jantos, radną
miasta Krakowa, pracownikiem naukowym UJ, przedsiębiorcą,
rozmawia Anna Laszczka
Jeśli jednak pochylić się nad statystyką, okaże się, że kobiet jest
w polskiej polityce zdecydowanie za mało. Oczywiście można zadać
pytanie: po co w ogóle kobiety w polityce? Otóż po pierwsze choćby dlatego, że stanowią połowę społeczeństwa. Po drugie, kobiety inaczej traktują rzeczywistość, mają doświadczenia „z innej perspektywy”. To połowa widzenia świata i jestem przekonana, że są to
względy w pełni zasadne dla wprowadzenia parytetów. Nasza scena
polityczna coraz bardziej zaczyna przypominać wojnę prowadzoną
przez młodych mężczyzn. Być może już niedługo przyjdzie nam
się upominać o parytety dla ludzi, którzy ukończyli 45-47 lat. Trzeba poszukać sposobu, by wyhamować to zjawisko, bo liczenie, że
ci faceci sami oddadzą władzę, jest naiwnością. Społeczeństwo nietraktujące z
szacunkiem doświadczenia swoich obywateli zmierza ku niedobrym rozwiązaniom. Świat powinien być budowany na
świeżości i odwadze młodości, ale i na
doświadczeniu i pamięci starszych pokoleń.
Trudno jest nie przypomnieć w tym miejscu, że powstała przecież Partia Kobiet.
Nie chcę wypowiadać się na ten temat.
Według mnie, ta partia powstała po to,
by lansować jedynie kobiecość, kobietyzm, czy jak to jeszcze nazwiemy. Kobiety, tak jak wszyscy ludzie, mają różne poglądy: liberalne, centrowe, socjalistyczne. Nie można więc tworzyć partii płci, bo nie o to chodzi.
Istota sprawy zdaje się tkwić w tym, aby kobiety miały możliwość
wyrażania swoich opinii i aby tego chciały i były dopuszczane do
pełnienia funkcji zgodnych ze swoimi talentami, aby mogły awansować w strukturach partyjnych, jeśli oczywiście tego chcą i mają predyspozycje.
Czy parytet nie jest przyznaniem się do własnej słabości, stwierdzeniem, że bez gwarancji nie damy rady?
Kwoty i parytety funkcjonują w różnych demokracjach od dawna. Zwykle wchodzą one w grę, gdy zadaje się konkretne pytania
dotyczące sposobu budowy społeczeństwa obywatelskiego. Parytet to sposób na pokazanie kobietom, że mogą walczyć o stanowiska; na zachęcenie ich, by podejmowały ten wysiłek. Mimo
20 lat nowych, postkomunistycznych czasów ciągle jesteśmy na
początku budowania społeczeństwa obywatelskiego. W tym także wprowadzenie regulacji kwotowych. Być może z czasem będzie tak, jak choćby w krajach skandynawskich, gdzie – gdy kobiety poczuły swoją wartość – państwo wycofało się z parytetów,
20
Miasto Kobiet 2010
ponieważ stały się one zbędne. Ciekawe jest to, że za parytetami
opowiadają się kobiety, które od dawna funkcjonują wewnątrz
polityki, przeciw zaś są te „z zewnątrz” i oczywiście mężczyźni. Parytet poszerza wolność, ponieważ pozwala na dokonywanie wyboru nie tylko pomiędzy mężczyznami, tradycyjnie nominowanymi przez innych mężczyzn, ale również pomiędzy mężczyznami i kobietami, które nigdy nie znalazłyby się na listach
wyborczych, gdyby nie mechanizm kwotowy. Popatrzmy na to
w kontekście najbliższej mi partii: w jej zarządzie, czyli tam,
gdzie decyduje się o kierunku działania, na 18 osób znalazły się
dwie kobiety, z których jedna jest asystentką szefa partii, druga
żoną znaczącego polityka. To demokracja czy męska łaska? Jeśli
w strukturach partii jest nas więcej niż 11 proc., to mamy prawo do należytej reprezentacji.
Wspomniała Pani o Skandynawii. Czy inne kraje europejskie także
stosują mechanizmy kwotowe?
Tak. W Belgii w 1994 roku przyjęto
prawo, że jedna płeć nie może stanowić więcej niż trzy czwarte ogółu kandydatów. W Słowenii na listach wyborczych do parlamentu europejskiego musi się znaleźć 40 proc. kobiet.
W Danii wszelkie rady, komitety, komisje sektora publicznego muszą się
składać w równym stopniu z kobiet
i mężczyzn. W Niemczech od 1994
roku funkcjonuje prawo zobowiązujące wszystkie podmioty nominujące
do wysuwania kandydatów obu płci
na każde stanowisko. Francja w latach 80. wprowadziła zasadę nie więcej niż trzy czwarte kandydatów jednej płci; potem zapis ten
zakwestionowano i doprowadzono do równego podziału. Większość państw wprowadziła parytety; my, Polki, walczyłyśmy o 30
proc. i przepadłyśmy. Wszyscy mówią, że kiedy pojawią się parytety, w polityce znajdą się byle jakie kobiety. Ja chciałabym zapytać z sarkazmem: czy będzie to kosztem wybitnych mężczyzn?
Skąd pewność, że kobiety zechcą rozpoczynać kariery polityczne i wykorzystają ewentualne wprowadzenie parytetu?
Chciałabym, aby przeprowadzono badania pokazujące, ile kobiet należy do poszczególnych partii. Jestem pewna, że liczby
sięgnęłyby około 30 proc. One nie mogą się przebić z tym, co
mają do powiedzenia, przez ten gąszcz młodych mężczyzn, podobnie zresztą jak ludzie powyżej 45. roku życia, którzy nie mogą stanowić o sobie, bo reprezentuje ich przede wszystkim generacja ludzi trzydziestoletnich. To nie jest prawdziwy obraz świata,
a istniejący układ praktycznie uniemożliwia przekazywanie doświadczeń, zgromadzonej wiedzy, dystansu do pewnych zagadnień. Starożytni mawiali, że dopiero ukończywszy 40 lat, można
Małgorzata Jantos, fot. arch. prywatne
K
iedy na co dzień myślimy o polityce, schemat jest prosty: nazwisko – pogląd i ugrupowanie – moja zgoda lub jej brak.
Płeć polityka to wyróżnik poboczny i chyba nie zastanawiamy się nad tym, jakie są w tej materii proporcje.
odpowiedzialnie zajmować się polityką. To niebezpieczne pomijać jako wartość dojrzałość ludzi pokolenia 45+. Ta wiedza już
powróciła na zachodzie Europy, u nas dopiero wraca.
Męska większość w parlamencie – zgoda, ale są tam też i kobiety,
choć wydaje mi się, że z ich wystąpień nie wynika spójność działania na dalszą metę.
Nie do końca. Myślę, że Zyta Gilowska miała precyzyjnie wymyślony program, który można było wykorzystać, a tego nie
zrobiono. Hanna Gronkiewicz-Waltz także prezentuje spójność
myśli. Pierwszą odsunięto, drugą nie, ponieważ zbyt wiele znaczyła w Europie, zanim wróciła do krajowej polityki. Ktoś powiedział mi kiedyś, że kobieta musi być genialna, żeby była
usłyszana.
Pani zdecydowała się spróbować swoich sił w polityce. Spowodowały
to te wszystkie kwestie, o których rozmawiamy?
Mało czuję się politykiem. Jestem samorządowcem, a dla mnie
to dwie różne sprawy. Wydawało mi się, że mogę coś zrobić.
Oprócz tego, gdy wchodziłam w ten świat, byłam już osobą, której wcześniej udało się zaistnieć w biznesie. Wcześniej już parę
razy usiłowano mnie do polityki zachęcać. Skuteczny okazał się
dopiero Andrzej Olechowski, współtworzący Platformę Obywatelską. Miałam nadzieję, że moje pomysły i doświadczenie dadzą się wykorzystać. Niektórzy twierdzą, że w kobietach jest coś
takiego – być może troska o innych? Jak mówią specjaliści od
zarządzania, kobieta jako szef będzie pamiętać, że portier miał
kłopoty z dzieckiem, a szef-mężczyzna zapomni o tym lub potraktuje to jak sprawę nieistotną.
To mężczyźni wciągnęli Panią w politykę, powinnam więc zapytać,
dlaczego rozmawiamy o parytetach.
No tak, może wtedy jeszcze był czas, kiedy szukano do polityki
ludzi, którzy coś wcześniej osiągnęli. Budowano przecież nową
partię. Dzisiaj polityka jest wciąż sprawą męską. Jest dla panów
takim afrodyzjakiem mobilizującym zmysły do walki o własny wizerunek.
Wychwala Pani kobiety tak bardzo, że mężczyźni mogą nam zarzucić tendencyjność. Spróbujmy więc określić, czego my, kobiety, powinnyśmy się wystrzegać i co dobrego jest w uprawiających politykę mężczyznach.
Niestety nie widzę u polityków wielu zalet. To przykre, ale tak
właśnie jest. Stosunkowo późno weszłam do polityki, byłam już
osobą w pełni ukształtowaną i nagle okazało się, że nijak się to
ma do tego, czego się ode mnie wymaga. Skuteczność polityka to
przede wszystkim jego miejsce w hierarchii partyjnej. A co jest polityczną słabością kobiet? Kobiety są bardziej „przemakalne”, jeśli
dotknie się je raz, potem kolejny, to odpuszczają i odchodzą. Mężczyźni ciągle wracają.
Jeśli kobieta chciałaby spróbować swoich sił w polityce, od czego powinna zacząć?
Po pierwsze, powinna chcieć. Po drugie, powinna uczestniczyć
aktywnie w życiu politycznym. Potem trzeba zacząć przekonywać innych do swoich poglądów. Należy konsekwentnie dążyć do
celu, o ile oczywiście pozwala na to indywidualna kondycja psychiczna. Nie każda kobieta to urodzony polityk, ale jeśli któraś
z nas jest w tym dobra, to nie powinna się dać odstawić na
boczny tor. Już chyba łatwiej jest w biznesie. I sprawa najważniejsza: kobiety powinny brać udział w wyborach i głosować na
tych, którzy są najlepsi. Niestety, dość często lobby antykobiece
tworzą same kobiety. To one często twierdzą, że lepsi w polityce są mężczyźni. Skąd są te stereotypy? A dla mnie lepsi są ci,
którzy są lepsi, mają wyraziste poglądy, czegoś już w życiu dokonali. Jeśli zaś zdaje się nam, że jakieś sprawy wciąż są niezałatwiane – zacznijmy załatwiać je same. Nie czekajmy.
MIASTOwydarzeniE
T
Nazwisko tej artystki otwiera dziś wszystkie słowniki i leksykony sztuki
współczesnej, a jej prace wzbudzają podziw na całym świecie
wórczość urodzonej w 1930 roku
Magdaleny Abakanowicz nie mieści się
w żadnym kierunku ani tendencji artystycznej, wymykając się wszelkim klasyfikacjom.
Z postrzeganiem świata poprzez formę
i kształty człowiek się rodzi. Abakanowicz
już jako mała dziewczynka miała ogromną potrzebę tworzenia obiektów – z gliny,
gałęzi, kamieni, potłuczonej ceramiki –
w ten sposób powstawała jej własna przestrzeń. Konsekwencją owych dziecięcych
fascynacji były studia w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, jednak nie spełniły one jej oczekiwań. Po latach wspominała: Nauka sztuki była strasznym rozczarowaniem. Okazało się od razu, że
moja wyobraźnia nie daje się nagiąć do
obowiązujących reguł i przepisów, że moja skóra jeży się wobec uprawianej estetyki, że wreszcie modne filozofie nie dają
się pogodzić z moją własną. Było mi źle.
Byłam złą studentką. Tuż po ukończeniu
studiów na krótko zajęła się tworzeniem
monumentalnych, barwnych gwaszy, ale
szybko porzuciła je dla tkaniny. Od połowy lat 60. zaczęły powstawać jej najsłynniejsze olbrzymie prace wykonane tradycyjną techniką tkacką, z barwionego sizalu, które od jej nazwiska zyskały miano
„Abakanów”. Te organiczne, tajemnicze
obiekty zrewolucjonizowały spojrzenie na
tkaninę artystyczną. Sama autorka wspominała, że posługiwanie się tkaniną wymusiła na niej sytuacja, w jakiej znajdowała się Polska w latach 50. W tym czasie
obowiązywał limit metrów kwadratowych
mieszkania na osobę, zatem tworzenie
22
Miasto Kobiet 2010
rzeźb, które anektowały przestrzeń, było niezwykle trudne. Abakanowicz biegała nocą do Akademii Sztuk Pięknych, do
pracowni, gdzie tworzyła, a potem zwijała swoje prace i chowała pod łóżkiem, żeby zajmowały jak najmniej miejsca. Miękkie, wiszące rzeźby kompletnie odstawały
od ówczesnych tendencji w sztuce, w której królowały barwny pop-art i konceptualizm. „Abakany” wywoływały wiele dyskusji, spotykając się zarówno z zachwytem – artystka otrzymała za nie Złoty Medal na biennale w São Paulo w 1965 roku – jak i z ostrą krytyką. Tak było na wystawie indywidualnej w Zurychu dwa lata później. Z biegiem czasu Magdalena
Abakanowicz tworzyła kolejne zadziwiające obiekty. Pojawia się „Embriologia” – jajopodobne, napęczniałe, miękkie istoty,
jeszcze później ich miejsce zajmują organizmy o bardziej skomplikowanej strukturze: zwierzęta, ptaki i tłumy antropomorficznych postaci.
Dzięki monograficznej wystawie prezentowanej w Muzeum Narodowym mamy nareszcie okazję przyjrzeć się wybranym pracom artystki, tworzonym od lat 60. XX wieku do początku XXI wieku. Już przy wejściu
do Gmachu Głównego umieszczono dwa
aluminiowe „Ptaszyska”, wewnątrz zobaczymy słynny „Abakan” okrągły z 1967 roku, „Plecy” – tajemnicze postacie ludzi pozbawionych głów, i niesamowitą „Embriologię”. Całość ekspozycji uzupełniają obrazy z cyklu „Twarze nie będące portretami”.
Rzeźby Magdaleny Abakanowicz to twory, które stanowią nie lada wyzwanie dla
odbiorcy, trudno je bowiem opisać według tradycyjnych terminów krytyki sztuki. Europejczycy zmienili sztukę w dekorację, a przecież była i jest ona czymś
znacznie więcej, stanowiąc – jak mówi
artystka – formę kontaktu z siłami, których nie potrafimy pojąć. Świat tej fenomenalnej rzeźbiarki wypełniają obiekty,
które nie dekorują, ale zmuszają widza do
myślenia. Przyzwyczajeni do otrzymywania gotowych interpretacji, do krytyków,
mówiących nam, co i jak powinniśmy
widzieć, straciliśmy zaufanie do własnej wyobraźni. O ile ktoś, stojąc przed
moim dziełem, pyta, co ono znaczy, ja pytam, co ono powinno znaczyć. W ten sposób dowiaduję się, jak ludzie je interpretują. To szalenie interesujące – mówi rzeźbiarka.
Krakowska wystawa otwarta w 80. rocznicę urodzin Magdaleny Abakanowicz jest
zatem znakomitą okazją do zmierzenia
się z siłą własnej wyobraźni – okazją, której nie można przegapić.
Blanka Antoniewicz-Goraj
Abakanowicz, 19 czerwca – 29 sierpnia,
Muzeum Narodowe, Gmach Główny, al. 3 Maja 1
Embriologia, 1978-1980, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, fot. Jan Nordahl, Magdalena Abakanowicz pracująca nad Embriologią, 1980 (fot. Artur Starewicz)
Abakanowicz
w Krakowie
kobiety w akcji MIASTO
Szlakiem emancypantek
M
fot. Jolanta Jaworska
arcelina
Kulikowska
(ur.
w 1872 roku) była jedną
z pierwszych polskich reporterek, a także poetką, emancypantką, pedagożką i patriotką. Dziś, niestety, niewiele osób pamięta o jej dorobku.
W czerwcu 1910 roku Kulikowska zginęła śmiercią samobójczą, strzelając sobie w serce. Obchody setnej rocznicy jej
śmierci zorganizowała krakowska Fundacja Przestrzeń Kobiet, która od 2006 roku
działa na rzecz otwarcia dla
kobiet przestrzeni prywatnej
i publicznej (m.in. szkoląc liderki społeczności lokalnych
na terenach wiejskich).
19 czerwca w księgarni Massolit odbyła się wieczornica,
podczas której opowiadano
o życiu Kulikowskiej, przypomniano jej twórczość
i wkład w walkę o edukację kobiet. Rocznica śmierci Kulikowskiej była także
dla fundacji impulsem do zorganizowania
w ostatni weekend czerwca bezpłatnych
warsztatów reporterskich dla zainteresowanych przygotowaniem reportażu na temat swojej lokalnej społeczności. Stworzone przez uczestników reportaże (prasowe,
filmowe, radiowe, fotoreportaże) zostaną
opublikowane w książce, na stronie internetowej Fundacji Przestrzeń Kobiet oraz
wyemitowane w rozgłośni Radiofonia.
Marcelina Kulikowska to nie jedyna kobieta, tworząca na przełomie XIX i XX wieku, której dorobek został zapomniany. Taki
los spotkał wiele krakowskich emancypantek. Dlatego fundacja postanowiła przypomnieć protoplastki dzisiejszego ruchu kobiecego. – Uważamy, że dorobek tych kobiet jest niezwykle ważną częścią dziedzictwa Krakowa, a przez to, że jest tak mało znany, pozostaje niedoceniony – podkreśla Ewa Furgał. W październiku 2008 roku, we współpracy z Żydowskim Stowa-
rzyszeniem Czulent, fundacja zainicjowała „Krakowski Szlak Kobiet”. W ramach projektu organizowano m.in. spotkania otwarte oraz warsztaty historii kobiet dla przewodników miejskich i nauczycieli. Udało się także wydać pierwszy
tom unikatowej na polskim rynku książki. Krakowski Szlak Kobiet. Przewodniczka po Krakowie emancypantek to pierwsza w Polsce publikacja traktująca o zapomnianym dorobku kobiet w kontekście
miasta, jego historii i współczesności. W lipcu tego roku planowana jest premiera
drugiego tomu. Książka rozprowadzana jest bezpłatnie.
Ogromnym
zainteresowaniem cieszą się organizowane od marca br.
wycieczki po Krakowie śladami krakowskich emancypantek (m.in. Kazimiery Bujwidowej, Marii Dulębianki,
Władysławy
Habichtówny),
śladami
krakowskich Żydówek (m.in. Amalii Krieger – jednej z pierwszych działających
w Krakowie fotografek) oraz śladami wybitnych kobiet związanych z tym miastem
(m.in. Jadwigi Mrozowskiej-Toeplitz – aktorki, odkrywczyni i podróżniczki, Zofii Jaremy – reżyserki i scenografki, poetki Anny
Świrszczyńskiej czy malarek: Olgi Boznańskiej i Teresy Rudowicz). W lipcu fundacja
zaprasza na wycieczkę śladami Marceliny
Kulikowskiej oraz innych wybitnych kobiet mieszkających dawniej w Krakowie.
W sierpniu – śladami krakowskich emancypantek, Żydówek oraz po miejscach
istotnych dla edukacji kobiet. We wrześniu planowane są warsztaty historii kobiet. Przez cały czas od czerwca do listopada raz w miesiącu odbywać się będą
spotkania w Czytelni (księgarnia Massolit, ul. Felicjanek 4), nawiązujące do
tradycji krakowskiej Czytelni dla Kobiet
z przełomu XIX i XX wieku.
Wszystkie wydarzenia organizowane
przez fundację są otwarte i bezpłatne, ale
konieczne są zapisy. Szczegółowe informacje można znaleźć na stronach www.
przestrzenkobiet.pl oraz www.krakowskiszlakkobiet.pl. „Miasto Kobiet” jest patronem medialnym projektu.
Ola Soboń-Smyk
www.miastokobiet.pl
23
MIASTOwarsztaty
SZTUKA PISANIA
Pisanie jest chyba ostatnią dziedziną sztuki, która nie została przystosowana do potrzeb nauczania.
Niepisane tajniki warsztatu prozatorskiego wydają się istnieć poza samoświadomością pisarzy, którzy nie dzielą się swoją wiedzą tak chętnie jak malarze czy muzycy. A jednak z grona literackich samouków wyłania się rokrocznie pokaźny poczet wieszczy i noblistów. Jak oni to robią? Masz okazję się
dowiedzieć, bo właśnie rusza kolejna edycja kursu kreatywnego pisania
czego nie należy robić, niż stworzyć wyznaczniki tego, co powinno się znaleźć w tekście. Najdoskonalszą formą recenzji pozostaje więc krytyka – tu
do dyspozycji uczestników pozostawał zawsze Dariusz Nowacki. Dla osób,
które tworzyły dotąd prawie wyłącznie do szuflady – jak uczestniczka kursu Dominika Czerwiec – zróżnicowane opinie o ich tekstach, pochodzące
spoza grona najbliższej rodziny, były doświadczeniem nowym, ale i budującym. – Z nauką pisania jest jak z grą na instrumencie – tłumaczy Kowalewski – Ten, kto wykłada, może uczestnikowi lekcji pomóc otworzyć oczy,
przybliżyć oczekiwania czytelnika i wyostrzyć spojrzenie na technikę pisania, ale do tworzenia prozy niezbędny jest talent, tak zwana iskra Boża.
Pan od pisania
Zaledwie miesiąc po utworzeniu fundacji ZNACZY SIĘ ogłoszono
pierwszy nabór na elitarne warsztaty kreatywnego pisania. Poszukiwanie odpowiednich nauczycieli rozpoczęło się znacznie wcześniej. Nakłonienie najlepszych pisarzy, by podzielili się swoją wiedzą, nie było łatwe.
Zdarza się, że świetny pisarz niekoniecznie jest dobrym mówcą albo nie
odnajduje się w większym gronie słuchaczy. Odmawia, bo albo sam nie
jest świadomy procesu, który pozwala mu pisać, albo chce go zachować
dla siebie. Organizatorki zdecydowały się postawić na znane nazwiska,
takie jak Marek Krajewski czy Dariusz Nowacki, a także silne osobowości
twórcze, które nie będą się czuły zagrożone rosnącą konkurencją. – Mile zaskoczył mnie poziom kursu i cieszę się, że mogłem pracować z osobami tak predysponowanymi do indywidualnego patrzenia na literaturę.
Talentu nie można się nauczyć, ale można szlifować umiejętność pisania
– mówi Włodzimierz Kowalewski, pisarz nominowany do nagrody NIKE
i Paszportu Polityki. Kadra nauczycielska od początku kładła nacisk na zajęcia praktyczne, czyli nieustanną pracę z językiem. Oczywiście po to, by
szkolić warsztat. Ale też dlatego, że ucząc pisania, dużo łatwiej jest określić,
24
Miasto Kobiet 2010
Sito selekcji
Pomimo niszowego charakteru kursu i wymogu przesłania na wstępie
pięciu stron maszynopisu na pierwsze warsztaty zgłosiło się ponad 100
osób. Wybór był trudny, a determinacja kandydatów – niezwykła. W zwycięskiej, 14-osobowej grupie aż 10 kursantów pochodziło spoza Krakowa
i pomimo roku obfitującego w klęski żywiołowe, nie zważając na zamiecie
śnieżne, wybuchy wulkanów i fale powodziowe, systematycznie dojeżdżało
na weekendowe kursy z Warszawy, Poznania, a nawet z Gdańska. – Do dziś
pamiętam opowiadanie kwalifikacyjne Dominiki Czerwiec. Było tak dobre,
że po przeczytaniu pięciu stron miało się nadzieję na więcej. A przecież teraz nasi kursanci niesamowicie się rozwinęli. Z tygodnia na tydzień obserwowaliśmy, jak duże czynią postępy – mówi Karolina Macios.
W efekcie już pojawiły się pierwsze publikacje (np. Joanna Marat, Mediawistka, http://opowiadanie.org.pl/?p=238). Dominika Czerwiec kończy pisać swoją pierwszą powieść fantastyczną dla młodzieży, która – ma
nadzieję – zastąpi na półkach Harry’ego Pottera.
Dorota Paciorek
POLECAMY: KURS KREATYWNEGO PISANIA
GDZIE? Galeria ZNACZY SIĘ, ul. Kościuszki 37. KIEDY? Od października do końca listopada 2010 roku. Zajęcia odbywają się co drugą sobotę i niedzielę w godzinach od 11 do 17.
DLA KOGO? Dla tych, którzy już próbowali pisać i chcą udoskonalić swój warsztat. KOSZT:
1800 zł. ZASADY REKRUTACJI: Do 29 sierpnia 2010 roku należy wypełnić formularz na
stronie fundacji oraz dołączyć próbkę tekstu literackiego (powieść, opowiadanie) w postaci
maksymalnie 5 stron znormalizowanego maszynopisu.
Więcej na: www.znaczysie.pl
fot. Magdalena Zielińska
Prosto od krowy
Jak krowa daje mleko, tak dziennikarz winien dawać dobry tekst, a pisarz
książkę. W praktyce jednak żadne szkoły ani studia nie uczą, jak pisać,
a debiuty literackie tworzone metodą prób i błędów roją się od poprawek
edytora. O sztuce pisania rozmawiamy z Karoliną Macios w Mleczarni –
inspirującej knajpce na krakowskim Kazimierzu – która często pojawia
się w jej książkach. Poprawa literackiej wydajności początkujących pisarzy to dla Karoliny, współzałożycielki Fundacji Sztuki Nowej ZNACZY
SIĘ, sprawa priorytetowa. – W wydawnictwie ZNAK, gdzie pracuję, widać, jak wielu jest twórców, którzy chcą coś przekazać, mają talent i predyspozycje językowe, ale brak im warsztatu – mówi Karolina Macios. To
właśnie z natłoku debiutanckich tekstów, które wymagają dopracowania,
oraz z nieumiejętności trafnego przelania myśli na papier, na którą to dolegliwość cierpią ich autorzy, narodziła się idea kursu kreatywnego pisania.
Kursu, który byłby rozwiązaniem dla gryzipiórków i lekarstwem dla redaktorów. Decyzja o jego stworzeniu była spontaniczna. Zadymiona knajpka
i papierowa serwetka, na której Karolina Macios wraz z Magdaleną Zielińską pospiesznie spisują to, co powinno się znaleźć w harmonogramie. Prowadzenie spójnej narracji, dobór tematów, konstruowanie fabuły i tworzenie bohatera. Metody pobudzające wyobraźnię i rozwijające styl. A wreszcie umiejętność poprawy własnego tekstu i krytyka literacka.
Stowarzyszenie wybitnych poetów
Garstka potencjalnych literatów skupiona wokół utytułowanego pisarza
– oto czego krakowscy założyciele kursu próbowali uniknąć. – Zależało
nam, aby kurs nie był grupką wzajemnej adoracji – mówi Karolina Macios. – Już od pierwszych zajęć uczestnicy kursu zmuszani są do ciągłej
konfrontacji z krytyką. Ich teksty oceniane są przez wykładowców, edytorów, a także przez samych twórców – dodaje. W Stanach Zjednoczonych
definicja kreatywnego pisania opiera się na przeświadczeniu, że każda osoba zdolna do formułowania myśli miewa potrzeby utrwalenia swoich najbardziej znaczących doświadczeń i podzielenia się nimi z grupą. Poza optymistycznym założeniem, że przeszkolenie kursantów z zakresu gatunków
literackich poprawia ich predyspozycje do formułowania ciągu zdań, zupełnie inną kwestią pozostaje talent… i poziom intelektualny kursantów.
Nawet jeśli pisać każdy może, to biorąc pod uwagę wrażliwość estetyczną
czytelników – nie każdy powinien. Stąd selekcja.
czytelnia MIASTO
redaguje Łucja Kucia
Lektury na lato
czyli dramat czytelnika
N
sezonowego
ie ulega wątpliwości, że kochamy
wszelkie daty graniczne i inne cezury. Koniec roku kalendarzowego ma
charakter niemal magiczny: wzbudza emocje, prowokuje do noworocznych postanowień. Koniec roku szkolnego ma inną wymowę – wiąże się z emocjami znacznie bardziej
skomplikowanej natury. Cierpiąca od nadmiaru obowiązkowej edukacji szkolna brać
najczęściej ślubuje nie splamić się kontaktem
z książką przez całe lato. I tego postanowienia
trzyma się zadziwiająco ściśle. Z wiekiem perspektywa się zmienia i przed urlopem snujemy hurraoptymistyczne plany: nadrobię zaległości w czytaniu z całego roku. Na temat wytrwałości w realizacji takich planów zmilczę –
wszak większość z nas urlopy ma przed sobą.
Wreszcie możemy przeczytać książki, których
nie znamy i wstydzimy się do tego przyznać
(każdy ma własną listę). Wśród nowości też
można przebierać do woli. Nie wypada zlekceważyć opasłego tomu Kapuściński non-fiction Artura Domosławskiego (Świat Książki). Książka wzbudziła skrajne emocje i potężną falę dyskusji o najpoważniejszych sprawach. Spierano się w przestrzeni publicznej
i prywatnej. Przy okazji wybuchały kłótnie nie
mniej zajmujące, lokujące się (delikatnie mówiąc) na obrzeżach głównego wątku.
Podejrzenia pana Whichera. Morderstwo
w domu na Road Hill Kate Summerscale
(W.A.B.), mistrzowski reportaż kryminalny,
a jednocześnie ciekawy obraz obyczajowości epoki wiktoriańskiej, spodoba się przede
wszystkim tym, którzy powieści nie lubią, a literatów mają za konfabulantów i hochsztaplerów.
Wydawnictwo Znak z kolei kusi niepokojącymi Eryniami Marka Krajewskiego. We Lwo-
wie w maju 1939 roku mały chłopiec ginie
w strasznych męczarniach. Podejrzenie pada
na Żydów – wiadomo: mord rytualny. Miasto
uratować może jedynie komisarz Edward Popielski, ale ten odmawia prowadzenia śledztwa. Autor nie zaprzecza, że Popielski jest
„klonem” Mocka, bo nierozsądnie byłoby rezygnować z pomysłu, który pokochali czytelnicy. I ma rację.
Głód wrażeń zaspokoi też Elsa Drucaroff
z wyczuciem łącząca gatunki: kryminał, romans i powieść drogi. Jej Piekło obiecane porusza przemilczany dotąd problem przemycania ubogich europejskich Żydówek do domów publicznych w Buenos Aires na początku XX wieku. Książka zmusza do myślenia
– podczas urlopu to też dobrze robi.
Dla odmiany – zwolennikom konania ze
śmiechu przypadnie do gustu wczesna
powieść Eduarda Mendozy Brak wiadomości od Gurba (Znak) o przygodach… kosmity w miejskiej dżungli Barcelony, a spragnionym powrotu na ziemię pomoże Michael
Bader i jego błyskotliwy poradnik Męska
seksualność. Dlaczego zarówno kobiety jak
i mężczyźni jej nie rozumieją (BRANTA).
Trzeba przyznać, że brzmi intrygująco – może się wreszcie czegoś dowiemy.
Jeśli mamy dzieci, podczas wakacji szczególnie przeszkadzają one w lekturze. Warto więc
zawczasu zadbać, żeby miały się czym zająć.
Oferta wydawnicza dla nich jest bardzo bogata – śmiem twierdzić, że ciekawsza niż ta
dla dorosłych. Dwie, od dawna oczekiwane
pozycje z ogromnego dorobku Michaela Ende Nie kończąca się historia oraz Szkoła Czarów i inne opowieści (Znak) powinny zapewnić nam długie godziny spokoju.
MIASTOmuzyka
redaguje
Paweł Gzyl
New York Crasnals
Women In Love, Men In Uniforms
Niewielu krakowskim zespołom reprezentującym alternatywną scenę rockową udało się
przebić na ogólnopolskim rynku. A właściwie tylko jednemu – New York Crasnals. Ale
trzej młodzi muzycy zasłużyli sobie na to, od prawie dekady pracowicie rozwijając brzmienie. Debiutancki album sprzed dwóch lat sprawił, że zagrali na Open’erze i OFF Festivalu,
a krążek docenili krytycy i fani. Podobnie będzie i z tym najnowszym. „Women In Love, Men
In Uniforms” przynosi nieco inną muzykę niż pierwszy krążek – bardziej przestrzenną i transową, o otwartej formie, asymilującą wpływy post-rocka czy free jazzu. To właściwie nie
piosenki, bo nie ma w nich zwrotek i refrenów, ale raczej klimatyczne, gitarowe granie, dyskretnie uzupełnione elektroniką. Syndrom drugiego albumu nie zadziałał – New York Crasnals tworzą coraz ciekawszą muzykę. [Kuka Records]
Południca
Spóźnione wejście w XXI wiek
Holly Miranda
The Magician’s Private Library
Intymny folk zamieniony przez Davida Siteka z TV On The Radio w alternatywny pop zaśpiewany z wyczuciem klimatu
i brzmienia.[Sonic]
Cibelle
Las Venus Resort Palace Hotel
Brazylijska egzotyka wpisana w formułę eklektycznych piosenek, których największą ozdobą są kabaretowe interpretacje ekscentrycznej wokalistki. [Isound]
26
Miasto Kobiet 2010
Aura Dione
Columbine
Dawno nie oglądaliśmy na scenie dziewczyny o tak niezwykłej
urodzie – a do tego eteryczne piosenki łączące folk, reggae i pop.
[Universal]
Marina & The Diamonds
The Family Jewels
Zaskakująca reanimacja nowofalowej wokalistyki – celowo przeszarżowane interpretacje znów brzmią świeżo i chwytliwie. [Warner]
Południca, fot. Aleksander Czyba, New York Crasnals, fot. archiwum zespołu
Jeśli ktoś bywa na Kazimierzu, być może trafił na koncert krakowskiej grupy Południca i nie trzeba go będzie
zachęcać do posłuchania jej debiutanckiego albumu. „Spóźnione wejście w XXI wiek” jest pierwszą polską
płytą reprezentującą modny na Zachodzie psych folk (albo, jak kto woli, weird folk). Choć muzycy zaklinają
się, że tworzyli spontanicznie i nie wiedzieli, co im z tego wyjdzie, utwory mówią same za siebie. Album zawiera nastrojowe nagrania odwołujące się do rodzimego folkloru, zaśpiewane w gotyckiej manierze i uzupełnione zakręconym jazzem i elektroniką. Wszystko to podane jest jednak z przymrużeniem oka – stąd muzycy
występują pod pseudonimami zaczerpniętymi z historii o superbohaterach, a do płyty dołączony jest zabawny komiks. Intrygujące! [W Moich Oczach]
FILM MIASTO
Lato w kinie
Lato w mieście to nie tylko ociekające potem tramwaje czy zimne piwo w okolicach Rynku lub Kazimierza, ale także atrakcje dostępne tylko w trakcie wakacji. Koncerty, przeglądy, wystawy i… kino.
W sezonie letnim, potocznie nazywanym ogórkowym, ze względu na wątpliwą jakość filmowych
premier można nadrobić zaległości z mijającego roku
Krakowskie kina oferują swoim widzom różne atrakcje: pokazy plenerowe, tanie bilety,
pokazy dla najmłodszych widzów. Centrum
Kinowe ARS już kolejny raz zaprasza na cykl
6 złotych za sztukę w ARS, w którym będzie
można zobaczyć filmy z mijającego sezonu
kinowego, w tym takie perełki jak „Serafina”
czy „Wojna polsko-ruska". To szansa na nadrobienie zaległości dla miłośników tych obrazów, którym nie zawsze udaje się utrzymać
na afiszu dłużej niż dwa tygodnie.
Kino pod Baranami, w ramach cyklu Baranki
Dzieciom, zaprasza najmłodszych widzów na
pokazy niedzielne (od 13 czerwca do 1 sierpnia). Bilety kosztują 10 zł, ale dzieci poniżej piątego roku życia wchodzą za darmo. Dla
najmłodszych zaplanowano zabawy, jak np.
konkursy plastyczne czy zwiedzanie kabiny
operatorskiej. Każdy z uczestników otrzyma
dzienniczek, w którym będzie mógł zbierać
„barankowe” pieczątki, wymienialne później
na nagrodę rzeczową lub bilet do kina.
Krakowskie „Barany” zapraszają także na
cykl Letnie Tanie Kinobranie (cena biletu to
6 zł), pomiędzy 2 lipca a 2 września. Przez
dziewięć tygodni (każdy opatrzony innym
tematem przewodnim, jak np. muzyka, kobiecość, młodość, sprawy społeczne) będzie
można wybierać seanse spośród ponad 100
przygotowanych tytułów. Do wyboru będą zarówno dzieła klasyczne jak „Bonnie i Clyde”
czy „Annie Hall”, jak i nowe tytuły, np. „Antychryst”, „Genua. Włoskie lato”, „Lektor”
czy „Autor widmo”.
Dorosłych widzów zaprasza Kino Kijów, które proponuje Wakacyjny Cykl Operowy 2010,
czyli retransmisje najsłynniejszych oper
z The Metropolitan Opera w Nowym Jorku.
W lipcu i sierpniu na wielkim ekranie zostaną pokazane „Tosca” (25 lipca) oraz „Carmen” (29 sierpnia). Bilety w cenie 40 i 48 zł.
Kino Agrafka, Kino Mikro oraz Kino na Tarasie (letnia propozycja pokazów plenerowych
kina Agrafka – codziennie ok. 21.30) zapraszają na 7. edycję Wakacyjnych Podróży Filmowych. Każdy tydzień (od 25 czerwca do 2
września) będzie poświęcony wybranej kinematografii narodowej lub regionalnej. I tak
np. w dniach 23-29 lipca będzie można oglądać filmy francuskie, 13-19 sierpnia – włoskie, a od 29 sierpnia do 2 września – rosyjskie.
W pierwszym tygodniu zaplanowano kino
skandynawskie, można się więc wybrać na
seanse takich filmów jak: „Tam, gdzie rosną
poziomki”, „Pozwól mi wejść”, „Białe szaleństwo” czy „Jabłka Adama”. Wszystkie bilety
w cenie 5 zł.
na europejskiego i światowego, a także interesujące retrospektywy docenionych już artystów. W tym roku będą to przeglądy dorobku m.in. braci Quay, Jean-Luca Godarda czy
Wojciecha Jerzego Hasa. 31 lipca ruszy kolejna odsłona festiwalu Dwa Brzegi w Kazi-
Dla widowni mobilnej, gotowej szukać wrażeń filmowych także poza własnym miastem,
lato będzie okresem gorącym także ze względu na wysyp festiwali filmowych. Pierwszy to festiwal w Karlovych Varach, trwający od 2 do 10 lipca. Niecałe dwa tygodnie
później, bo już 22 lipca, ruszy 10. edycja festiwalu Era Nowe Horyzonty. Jak zawsze będzie można liczyć na dużą dawkę nowego ki-
mierzu Dolnym i Janowcu nad Wisłą. Przedostatnim akordem festiwalowego lata będzie
LAF, czyli Letnia Akademia Filmowa, na którą
zaprasza Zwierzyniec (koło Zamościa). Impreza trwa od 6 do 15 sierpnia. Dokładnie
w tym samym terminie odbędzie się 37. edycja Ińskiego Lata Filmowego (na Pomorzu Zachodnim). Jest w czym wybierać.
Anna Petelenz
www.miastokobiet.pl
27
nowe miejsca miasto
redaguje
Agnieszka Kozak
Restauracja Dominikańska
pl. Dominikański 2
Kiedy tam weszłam, uderzyło mnie zadowolenie na twarzach starszych Hiszpanów (a w końcu Hiszpanie
wiedzą, co to dobre jedzenie!), którzy właśnie jedli „wycieczkowy” obiad. Sprawdziłam menu – to klasyka polska i włoska, ale są też takie wymyślne dania jak pasztet z konfiturą z żurawiny, grillowany filet z gęsi w sosie miodowo-winnym z dodatkiem cynamonu czy też polędwica wołowa z sosem truflowym podana ze szparagami. Wielkie piwnice i stare zdjęcia na ścianach.
Klub Fabryka
Zabłocie 23 (teren fabryki Miraculum)
Nowe miejsce na klubowej mapie Krakowa. „Alchemicy” – czyli właściciele klubu
Alchemia – zdobywają w mieście kolejne przyczółki. Na Zabłociu zachwyca zarówno program, przestrzenie przeznaczone na coworkingowe pracownie dla artystów,
jak i profesjonalnie zaadaptowana przestrzeń do tańczenia. No i potencjał tego miejsca – można tam zrobić WSZYSTKO. A plany są niezwykłe… I nie narzekajcie, że to
daleko – wcale tak nie jest!
Hard Rock Cafe
Plac Mariacki 9
Kawa w otoczeniu pamiątek po gwiazdach rocka? Wszystkie Hard Rock Cafe są obowiązkowymi punktami na mapach turystycznych pielgrzymek Amerykanów. Kolekcjonują oni kubki czy koszulki z kultowym napisem i nazwami poszczególnych miejsc, w których kawiarnia ma siedziby. Krakowski Hard
Rock mieści się obok kościoła Mariackiego. Ku mojemu zdziwieniu spotkałam
tam również lokalsów – może chcieli poczuć aurę memorabiliów Johna Lennona,
KISS, Prince’a i The Who, które znajdują się w kawiarni?
Cupcake Corner
ul. Michałowskiego 14
(wejście z ul. Karmelickiej)
Pamiętacie, jak bohaterki „Seksu w wielkim
mieście” zajadają się ciasteczkami z cukierni Magnolia, absolutnie kultowymi w Nowym
Jorku? Próbowałam i tamtych, i tych z Michałowskiego, które piecze „cupcake guru” – Julie. I powiem Wam – od razu idźcie do Cupcake Corner, bo ciastka Julie
– czy słodkie, czy słone – to arcydzieła przygotowane dokładnie według
wszystkich prawideł przyrządzania tych wilgotnych specjałów.
Tokyo Fusion
Pl. Nowy 8
Kluby nocne z japońską kuchnią są niesamowicie modne w Nowym Jorku. Nie zapomnę jak kiedyś poszłam do takiego na koncert Koop – wydawało się, że przy każdym stoliku siedzą członkowie Yakuzy... Tego nie znajdziecie na Placu Nowym, możecie jednak przywołać odrobinę kosmopolitycznej atmosfery odwiedzając tam nowopowstałe Tokyo
Fusion, gdzie drinki towarzyszą japońskim przekąskom. Wystrój w stylu pop, chillout, zabawa – to odwrócenie znanych do tej pory w Krakowie sushi barów, gdzie japońszczyzna traktowana jest „na ludowo” i z podejściem ZEN. A Japonia to przecież też manga i cosplayerzy!
CoCa
Typical Sicilian Food
ul. Kupa 3
Red.lounge & garden
ul. Kupa 6
Miejsce na śniadanie, kanapkę, sałatkę czy pastę. Można wybrać oczywiście miejsce w nowoczesnym
wnętrzu, ale polecam szczególnie ogródek – kosmopolityczny, nowoczesny, podzielony na boksy z wygodnymi fotelami. Wymarzony na wieczornego drinka.
28
Miasto Kobiet 2010
fot. materiały restauracji
Mała dziupla wypełniona Sycylijczykami. Nawet jeśli nie widzicie menu – nie
wstydźcie się, pytajcie! Cudowni Włosi przygotują Wam specjalność swojego regionu – arancini, czyli „pomarańczki” z ryżu smażonego na głębokim tłuszczu, oraz
pastę a la Norma – ze smażonymi bakłażanami, risotto i pomidorami. Inne potrawy
pojawiają się i znikają, ale są pyszne… I bardzo autentyczne. Ceny? Superniskie.
couchsurferki MIASTO
Moja Twoja kanapa
Wyjazd córki w daleką podróż i zamieszkanie u kompletnie obcej osoby – czy nie zwerbalizowałam
właśnie jednego z największych lęków naszych matek? Pomimo tych obaw i stereotypów kobiety
w ruchu couchsurfingowym – w którym tysiące osób oddają sobie nawzajem miejsca w swoich
domostwach, aby taniej i bardziej intensywnie podróżować – mają się bardzo dobrze. Opowiadają
o tym „Miastu Kobiet” krakowskie couchsurferki
„Nie odpisałam, bo byłam na couchsurfingu” – wysyła SMS-a moja
przyjaciółka Iga Rudzka, teatrolożka, pracująca w jednym z krakowskich muzeów. Jej życie nabrało tempa, odkąd przed rokiem założyła konto na Couchsurfing.com i zaczęła przyjmować gości na swojej
kanapie i jeździć, czyli „surfować” po kanapach (lub podłogach) innych. „Jak się pospieszysz, to zastaniesz jeszcze moich couchsurferów z Londynu” – odpisuje Karolina Kołodziej, studentka hungarystyki i porównawczych studiów cywilizacji na UJ, która uczestniczy
też w wielu projektach kulturalnych. Nie przebywa chwilowo w po-
oddać za darmo”. Karolina: „Ostatnio spędziłam spontaniczny weekend w Czechach: dojechałam stopem do Brna, gdzie czekał umówiony
dzień wcześniej couchsurfer. Niezwykłym zbiegiem okoliczności było to,
że napisałam tylko do dwóch osób z Brna, a ci okazali się przyjaciółmi
i byłymi współlokatorami. Pierwsza noc – standard: parę lokalnych knajpek, jacyś znajomi, nocleg w mieszkaniu. Padła propozycja: jeśli macie
śpiwory i nie przeszkadza wam nocleg na zewnątrz, to zostańcie z nami jeszcze jedną noc – jedziemy za miasto, do lasu, gdzie zatrzymamy
się na weekend w jaskini. Wylądowaliśmy w paleolitycznej jaskini, o któ-
dróży Patrycja Jacaszek, informatyczka, ale pisze: „Wybieram się do
Rzymu za miesiąc. Za jakieś dwa tygodnie rozpocznę poszukiwania
couchsurferów, żeby mnie przenocowali, oprowadzili itd.”.
rej dzień po moim powrocie była mowa na zajęciach z kultur prehistorycznych. Tak obchodziliśmy wigilię Beltaine (święto przejścia z ciemnej
pory roku w jasną). Słowak, u którego gościłam, cztery dni później wylądował w Polsce, żeby zobaczyć, jak wyglądają juwenalia w Krakowie”.
Przyjmuję!
Wszystkie trzy: Iga, Karolina, Partycja jeżdżą po świecie, korzystając
z gościnności osób, które poznały w internecie. Jednocześnie przyjmują w swoim domu wędrowców, z którymi umówiły się na stronie
WWW. Ta wzajemna wymiana pozwala znacznie obniżyć koszt podróży. „Ale nie tylko!”, zauważa Iga. „Na stronie możesz zaznaczyć,
że w tym momencie nie przyjmujesz, lecz chętnie pójdziesz z kimś
na obiad czy piwo, pokażesz miasto. Couchsurfing pozwala ci zwiedzić miejsca, do których byś sama nie dotarła. Zdarzyło mi się np.
w Belgradzie być w klubach muzycznych, które robiły wrażenie, a których nie znalazłabym w przewodniku”. Patrycja: „Społeczność couchsurfingu jest bardzo ciekawa, ludzie bywają naprawdę szaleni. Zazwyczaj, jeśli się gdzieś wybieram na dłużej, staram się spotykać z ludźmi w danym miejscu, np. kiedy byłam miesiąc w Montpellier, to noclegu nie potrzebowałam, ale nikogo tam nie znaliśmy, więc napisałam do nich i spotykaliśmy się bardzo często. Jak wybierałam się do
Londynu, to oprócz noclegu znalazłam też forum, na którym ludzie
umieszczali informacje o różnych wydarzeniach, w których można za
darmo i bezpiecznie uczestniczyć, np. koncerty, darmowe zwiedzanie, bilety, które ktoś ma, a nie może ich użyć i chce odsprzedać lub
Przewodnik bez przewodnika
O swoich przygodach mogą opowiadać godzinami. Kalejdoskop
miejsc, osób, zdarzeń. Czasem wygląda to wręcz na uzależnienie. Jak
się zaczyna? Patrycja: „Na początku, w 2006 roku, byłam w hospitality club [mniej rozbudowany serwis, służący po prostu znalezieniu miejsca do spania – przyp. AK], a od 2007 jestem w couchsurfingu. Ludzie sprzedali mi ten pomysł, kiedy byłam na wolontariacie we
Francji”. Pomysł na to, żeby nie płacić za nocleg i korzystać z wiedzy
„lokalsa”. „Zwiedzanie miast jest o wiele ciekawsze, bo poznaje się ludzi, którzy w nich mieszkają i znają miejsca, o których w przewodnikach nie piszą. Także jeżeli planuje się przeprowadzkę do innego państwa na dłużej i nikogo się nie zna, to zawsze jest couchsurfing, gdzie
można łatwo poznać fajnych ludzi” – dodaje Patrycja.
Klucz do podróży
Wszystkie podkreślają – kluczem do couchsurfingu jest internetowy profil. Umiejętność zaprezentowania się i czytania profili innych
sprawia, że podróżuje się do tych, których chciałoby się spotkać. To
też czyni podróż bezpieczną. „Przede wszystkim zwracam uwagę na
www.miastokobiet.pl
29
MIASTO couchsurferki
referencje. Osoba bez referencji albo tylko z opiniami od znajomych z własnego otoczenia budzi pewne obawy – szczególnie jeśli ma już długi staż
w CS. Poza tym ważne jest, co o sobie pisze – a raczej w jaki sposób to
pisze. Wolę czytać raczej o tym, co kogo interesuje albo co lubi niż jakieś próby opisania swojego charakteru, co przeważnie sprowadza się
do open-minded i easy-going... W prośbach o nocleg często nawiązuje się do wspólnych zainteresowań – ta rubryka jest gwarancją, że będzie o czym rozmawiać” – mówi Karolina. Profil na Couchsurfing.com
jest wizytówką podobną do tej na portalu społecznościowym albo nawet randkowym: ma na celu takie zaprezentowanie się, by zyskać zainteresowanie i zaufanie podobnych ludzi. Karolina: „Zdjęcia! Osoba bez
zdjęć ma nikłe szanse na znalezienie noclegu u kogokolwiek. Rzecz jasna nie mówimy tu o przeglądaniu zdjęć o jakości i treści jak z portali randkowych (chociaż zdaje się, że niektórzy mylą z nimi CS), ale
o ujęciach, które odzwierciedlałyby charakter tej osoby, w dużym skrócie – czy wygląda ciekawie”. Iga komentuje, że umieszczenie na swoim profilu informacji o tym, czego się słucha i co czyta, jakie się ma poglądy polityczne czy religijne, jest świetnym punktem wyjściowym do
dyskusji. „Dopiero od człowieka z Argentyny dowiedziałam się, dlaczego Chavez ‘nie’, a Castro ‘tak’ z punktu widzenia mieszkańców tamtych rejonów. To nie jest wiedza, którą łatwo znaleźć w gazecie”. Lecz
łam w Paryżu, to mieszkałam u chłopaka, który był alkoholikiem, i kiedy
już opuściłam jego mieszkanie i spotkałam go na mieście, to udawał, że
mnie nie zna...”. Najwięcej spotkało Karolinę: „W Amsterdamie szukałam noclegu ze znajomą z Niemiec na ostatnią chwilę. Wylądowałyśmy
u sześćdziesięcioletniego samotnika, który od początku nie budził naszego zaufania, jednak było u niego mnóstwo couchsurferów. W zasadzie całe dwa pokoje tylko do dyspozycji gości z CS – przeważnie młodych dziewczyn. Na miejscu wszystko było OK, miałyśmy własny pokój,
rowery, ręczniki, klucze. Kilka tygodni później dostałam od tego człowieka wiadomość z prośbą o kontakt do mojej znajomej, ponieważ, jak twierdził, zakochał się w niej i prosił, abym nie stawała im na drodze. Ponieważ z jego strony padły pewne sugestie o zabarwieniu seksualnym, byłam zmuszona zapytać znajomego ambasadora CS, co zrobić w takiej
sytuacji. Głównie chodziło o sprawy referencyjne. To bardzo cenne doświadczenie. CS to dobra baza dla wielu dziwnych ludzi o niejasnych intencjach – albo wręcz przeciwnie, o BARDZO JASNYCH intencjach”.
dodaje: „Gościłam dziewczynę, która uwielbiała czytać harlequiny, pomyślałam ‘a, co mi tam!’ i spędziłam z nią bardzo fajnie czas! Napisała
mi później, że byłam jej najfajniejszą hostką. Nie zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami na całe życie, ale to spotkanie dużo mnie nauczyło”.
itd. CS to nie tylko katalog profili, ale też fora internetowe, gatheringi – również w Krakowie takie mają miejsce. To, co się dzieje w danym
miejscu, zależy od inwencji miejscowych couchsurferów. Z czasem
wykształciła się administracja, która ma za zadanie ułatwić współpracę, rozwiewać wątpliwości, rozwiązywać problemy i podejmować różnorakie inicjatywy integrujące. Ambasadorzy to osoby, które zarządzają sprawami CS w danym regionie. Nie wszędzie wykształciła się taka instytucja i niektórzy nawet nie wiedzą, że mogą liczyć na pomoc
takiej osoby, a wręcz, że to należy do jej obowiązków – choć ambasadorzy działają na zasadach wolontariatu. Ja miałam szczęście przez
przypadek, kompletnie nie zdając sobie z tego sprawy, gościć u ambasadora CS w Luksemburgu, który generalnie wie co i jak. Oczywiście okazał się bardzo pomocny. Także w innych sprawach, czysto
technicznych, np. jak ulepszyć swój profil, aby ludzie bardziej ci ufali
i chętniej cię gościli. Czysty marketing”.
Co powiedzieć mamie?
Jeśli tak łatwo pomylić go z portalem randkowym, a do tego naprawdę
nie znamy naszych gospodarzy, to czy podróżowanie w ten sposób rzeczywiście jest bezpieczne? Karolina: „Życie jest ryzykowne! A skoro już
i tak ryzykuję, to fajnie jest z tego coś mieć – niezapomniane wspomnienia i masę ciekawych znajomych na całym świecie. Poza tym jeśli używa się CS mądrze, to nie stanowi ono większego zagrożenia niż minięcie
obcego na ulicy. Wydaje mi się, że bywa to nawet bezpieczniejsze niż pobyt w hostelu/hotelu, bo poznaje się realia, a to zmniejsza ryzyko pojawienia się w niewskazanym dla przybysza miejscu, czasie lub towarzystwie.
Sekret tkwi w odpowiednim dobraniu couchsurfera”. Wtóruje jej Patrycja: „Jeżeli nie chce się ryzykować, to należy wybierać osoby, które mają
uzupełniony profil, dużo komentarzy i są poręczone (jest tam opcja vouch for this person). To trochę jak na Allegro”. Iga oprócz opowieści o naprawdę brudnym i zabałaganionym mieszkaniu pewnego Norwega („ale
i tak wystawiłam mu pozytywną opinię, bo przyjął mnie z dnia na dzień
i był w porządku”) nie ma żadnych zastrzeżeń. Patrycja: „Z takich dziwnych sytuacji to raz napisał do mnie sześćdziesięcioletni Algierczyk, czy
nie mogłabym go przenocować w Krakowie przez całe wakacje. A jak by30
Miasto Kobiet 2010
Ask ambassador
Kim jest ów ambasador, który uratuje w trudnym momencie? Karolina: „CS tworzy całe społeczności – lokalne, ale także globalne albo skupiające ludzi o konkretnych zainteresowaniach, potrzebach
Dlaczego warto?
Karolina Kołodziej: „Pamiętam każdą, KAŻDĄ osobę, u której się zatrzymałam, i te, które mnie odwiedziły”.
Patrycja Jacaszek: „Najfajniejsze jest to, że w dużych miastach (typu Londyn, Paryż, Barcelona, Nowy Jork, Edynburg) tworzy się społeczność, która mieszka w tym mieście i regularnie się spotyka. Na
przykład w Edynburgu organizowali śniadanie o wschodzie słońca na Arthur’s Seat”.
Iga: „Kiedy któryś raz z rzędu wybierałam się do Belgradu, trafiłam na
taką dziewczynę, że zamiast zwiedzać miasto, trzy dni piłam z nią wino i smażyłam bakłażany, gadając o wszystkim”.
ilustracja: prevka
Turystyka intymna, turystyka osobista
„O tym właśnie jest turystyka intymna/intimate tourism” – mówi mi
Paula Bialski, polsko-kanadyjska socjolożka, twórczyni tego pojęcia, która społeczność couchsurferów zna jak mało kto. Jest autorką pracy magisterskiej, artykułów, książki i powstającego na uniwersytecie w Lancaster doktoratu, który koncentruje się m.in. na tej społeczności i zagadnieniu mobilności (Paula bada również m.in. portale autostopowe). Analizuję z Paulą, co opowiedziały mi dziewczyny z Krakowa. Nawet ich wiek zgadza się ze statystykami strony. „Przeciętny podróżnik korzystający z Couchsurfing.com ma 27 lat” – mówi Paula. Dostęp do statystyk spadł jej jak
gwiazdka z nieba. „Pewnego dnia od jednego z założycieli portalu, Caseya
Fentona, dostałam maila, że chce zamieszkać na mojej kanapie w Warszawie”. Dla Pauli był to znak, że należy się zająć couchsurfingiem naukowo. Po jakimś czasie była już w siedzibie Couchsurfing.com, rozwijając portal i badając jego uczestników. „Więzi, które budujemy, podróżując w ten sposób, to nie przyjaźń” – twierdzi Paula. Opowiada, że często uczucie towarzyszące spotkaniu z goszczącym nas couchsurferem
można porównać do oczekiwania na randkę. „Pomiędzy wami wytwarza się specyficzny rodzaj flirtu. To nie jest seksualne, choć takie może być, raczej jest to romantyczne – może dlatego kobiety nie boją się,
a wręcz uwielbiają couchsurfing” – zastanawia się Paula. Intryguje ją
też terapeutyczny aspekt tych podróży. „Kiedy znajdziesz profil, z którego
wnioskujesz, że z jego właścicielem chciałbyś spędzić czas, masz nadzieję, że będzie wam się dobrze rozmawiać. Paradoksalnie trafia się więc do
kogoś na kanapę, na której prowadzi się w końcu terapie i psychoanalizy… Człowiek naprawdę potrafi się podczas couchsurfingu otworzyć”.
Badając społeczność couchsurfingową, Paula zauważyła, że nie można
jej porównać do zwykłej turystyki (od którego to pojęcia też się odchodzi.
„Teraz mówi się o mobilności, bo przecież wszyscy jesteśmy w ruchu…”).
Według badaczki, couchsurfing generuje emocje, o których nie do końca
da się opowiedzieć, bo powstają w interakcjach między obcymi w końcu
ludźmi. To więź, która rodzi się w specyficznej atmosferze i za którą jest
się odpowiedzialnym, wybierając sobie gospodarza. „Sama już właściwie
nie couchsurfuję” – mówi Paula. W jej wypadku couchsurfing został zastąpiony przez portal Facebook. Przewiduje, że będzie to silniejszy trend.
„Couchsurfing, mimo że uczestniczą w nim również osoby nawet sześćdziesięcioletnie, jest opcją na jakiś czas, potem wracamy do zwykłego życia”, mówi Paula. Ale ten moment zaangażowania w couchsurfingowe
życie jest niezapomniany – podkreśliły to wszystkie moje rozmówczynie.
Aga Kozak
www. sezon na zakopane.pl
opracowała
Aneta Pondo
nie
al
fo
te
Teatr im. Stanisława Ignacego Witkiewicza,
ul. Chramcówki 15
Teatr legenda, ośrodek życia artystycznego i przestrzeń
dla tych, dla których obcowanie ze sztuką przez duże
„S” jest potrzebą organiczną. Zimą obchodził ćwierćwiecze istnienia i 125. rocznicę urodzin patrona – Witkacego, i podobnie jak 25 lat temu także i dziś jest sceną otwartą na dialog z publicznością oraz miejscem fermentu twórczego.
W sezonie letnim spektakle będą grane od 17 lipca przez
całe wakacje, www.witkacy.zakopane.pl
orystyc
l
k
l
ni e
z
IX Tatrzańskie Wici
Cykl plenerowych imprez promujących ludowych twórców, regionalne produkty i folklor Podtatrza. Bogaty program obejmuje wydarzenia w całym powiecie
tatrzańskim. Na otwarcie będzie Ślebody Zbyrk (3 lipca),
podczas którego Krupówkami przejdzie barwny korowód
wiodący Harnasia na sąd. A potem m.in. Wybór Nojśwarniyjsyj Górolecki (11 lipca, Biały Dunajec), Wybór
Cepra i Ceperki Roku (31 lipca, Białka Tatrzańska), Zawody w Powożeniu (15 sierpnia, Ząb), Dzień Misia, Miodu
i Bartników (22 sierpnia, Poronin). Nie do przegapienia są
Europejskie Targi Produktów Regionalnych, na które zjadą producenci z krajów Unii Europejskiej. Dla Podhala to
okazja do promocji oscypka, bryndzy i redykołki – rodzimych produktów z unijnym certyfikatem.
3 lipca – 12 września, www.tatry.pl
uzyczni
e
m
X Międzynarodowy Festiwal Organowy
Choć to festiwal organowy, nie zabraknie na nim innych
instrumentów. Flet, harfa, obój, klawesyn, skrzypce barokowe, wiolonczela, akordeon, marimba i fagot stworzą oprawę godną jubileuszowej, dziesiątej edycji festiwalu. Mistrzowie gry na organach koncertować będą
w sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej (ul. Krzeptówki 14), kościele pw. Najświętszej Rodziny (ul. Krupówki
1a), kościele pw. św. Krzyża (ul. Chałubińskiego 30) oraz
w Centrum Formacyjno-Szkoleniowym „Księżówka” (ul.
Przewodników Tatrzańskich 2).
26 czerwca – 15 sierpnia
a tr
filmo
wo
VI Spotkania z Filmem Górskim
Spotkania z Filmem Górskim to wbrew nazwie nie tylko
seanse filmowe. Bo o górach można opowiadać na wiele sposobów: przez film, fotografię, malarstwo, słowo pisane. Oprócz maratonu filmowego będą więc wystawy,
warsztaty i inspirujące rozmowy z ludźmi gór – himalaistami, wspinaczami, reżyserami, autorami książek.
9-12 września, www.spotkania.zakopane.pl
32
Miasto Kobiet 2010
XXXIII Dni Karola Szymanowskiego
W tym roku twórczości Karola Szymanowskiego towarzyszyć będą utwory Fryderyka Chopina. Rok Chopinowski
jest bowiem okazją, by pokazać, jak dziedzictwo naszego największego kompozytora przejawia się w twórczości Karola Szymanowskiego. Koncerty w Willi Atma (ul.
Kasprusie 19) i w Miejskiej Galerii Sztuki im. Władysława
hr. Zamoyskiego (ul. Krupówki 41) o g. 19.
18-31 lipca
XLII Międzynarodowy Festiwal Folkloru Ziem
Górskich
Najważniejsza impreza w Zakopanem, jednocząca górali
z całego świata. O Złote, Srebrne i Brązowe Ciupagi walczyć będą zespoły polskie, europejskie i z tak odległych
krajów jak Sierra Leone czy Argentyna. Oprócz głównego konkursu ciekawie zapowiadają się imprezy towarzyszące: koncerty (m.in. rumuńska grupa Fanfara Kalashnikov i Huculska Kapela BAI z Ukrainy), Kiermasz Sztuki
Ludowej i Rzemiosła Artystycznego, ogniska integracyjne, warsztaty, wystawy (Wystawa Owczarków Podhalańskich), Dni Narodowe oraz Międzynarodowy Konkurs Kapel, Śpiewaków i Instrumentalistów Ludowych.
20-27 sierpnia, www.mffzg.pl
III Zakopiańskie Lato Teatralne
Osobliwe happeningi i spektakle uliczne mają być przeciwwagą dla oscypka i zakopiańskiego folkloru. Niekonwencjonalny repertuar (również z nocnymi występami
i efektami pirotechnicznymi) będzie połączeniem sztuki
wysokiej i kuglarskiej. Teatralne ożywienie Krupówek planowane jest na scenie przy Oczku Wodnym, a sprawcą tego wyjścia teatru do ludzi jest nieformalna grupa teatralna Teatr Off Tatrzański.
23, 24 lipca, 30, 31 lipca, 6, 7 sierpnia
Orange Kino Letnie Sopot – Zakopane 2010
Wakacyjne kino pod gwiazdami wystartowało 1 lipca jednocześnie w dwóch miastach, na dwóch krańcach Polski – w Zakopanem i w Sopocie. Na olbrzymich ekranach
sopockiego mola i przy zakopiańskich Krupówkach wyświetlane będą codziennie filmowe hity, np. „Kac Vegas” (21 lipca) i „Seks w wielkim mieście” (21 sierpnia),
oraz klasyka kina, jak „Casablanca” (27 lipca) czy „Hair”
(10 sierpnia). Wstęp bezpłatny, początek po zapadnięciu
zmroku (w lipcu o g. 22, w sierpniu o g. 21.30). Oprócz
wspólnych seansów Tatry z Bałtykiem połączy specjalny
wakacyjny pociąg „TLK Orange Kino Letnie 2010” z salami kinowymi. Codziennie między miastami kursować będą dwa składy. Podróż daleka, więc seanse filmowe (w repertuarze m.in. popularne seriale) jak znalazł.
1 lipca – 31 sierpnia, www.orangekinoletnie.wp.pl
Festiwal Organowy, Festiwal Folkloru Ziem Górskich, Lato Teatralne, fot. arch. Biura Promocji Zakopanego; Willa Atma, fot. arch. Muzeum Narodowego w Krakowie; Człapówki w Teatrze Witkacego, fot. Mariusz Czarnecki;
The Beatles Revival, fot. arch. Krab Music House&Special Events; Willa Koliba, fot. arch. Muzeum Tatrzańskiego; Galeria Hasiora i Muzeum Tatrzański, fot. Jarek Możdżyński; pozostałe, materiały organizatorów
Festiwale, koncerty, wystawy, kiermasze, seanse filmowe… W lipcu i sierpniu u podnóża Tatr
rozsiądzie się kultura, zarówno ta przez małe, jak i wielkie „K”. Zapraszamy więc „do Zakopanego”,
a nie tylko „w góry”
ow
k
o
rt
e
c
on
ZAKOPIAŃSKI NIEZBĘDNIK
Noclegi
Carlton Willa
ul. Grunwaldzka 11, Zakopane
tel. 18 201 44 15
www.carlton.pl
Grań Dom Wczasowy
ul. Zamoyskiego 23, Zakopane
tel. 18 201 23 14
www.dwgran.pl
Helan Hotel
ul. Stara Pardałówka 6, Zakopane
tel. 18 201 99 11
www.hotel-helan.pl
Jasny Pałac Dom Wypoczynkowy
ul. Tetmajera 24, Zakopane
tel. 18 201 24 37
www.jasnypalac.pl
Jastrzębia Turnia Ośrodek Wypoczynkowy
ul. Kościeliska 40a, Zakopane
tel. 18 206 38 56
www.jat.pl
awow
t
s
y
o
w
Lato na Równi Krupowej
Co weekend, równo przez dwa miesiące wakacji, festiwalowy namiot na Dolnej Równi
Krupowej wypełniony będzie koncertowymi atrakcjami. Zaczęło się już 4 lipca od występu zespołu Mazowsze. Repertuarową różnorodność zapewnią m.in. The Beatles Revival
(17 lipca), Piotr Nalepa (25 lipca), Kabareton Łowcy B. (31 lipca). Początkujący lokalni artyści zaprezentują się w czterech koncertach „Młodzi zdolni” (16, 23 i 30 lipca oraz
8 sierpnia). Lato na Równi Krupowej organizowane jest po raz pierwszy.
4 lipca – 29 sierpnia
Jurek Ośrodek Szkoleniowo-Wypoczynkowy
ul. Zamoyskiego 27, Zakopane
tel. 18 201 45 16
www.jurek.tatry.pl
Kościelisko Wojskowy Dom Wypoczynkowy
ul. Nędzy Kubińca 101, Kościelisko
tel. 18 207 93 00
www.wzw.zakopane.pl
Ośrodek Doskonalenia Kadr Służby
Więziennej
ul. Ogrodowa 6, Zakopane
tel. 18 201 34 31
www.odksw.zakopane.pl
Paczyńscy – Pokoje i Apartamenty
ul. Kasprusie 4d, ul. Nowotarska 46, Zakopane
tel. 18 201 23 51
www.paczynscy.ezakopane.pl
Redyk Ośrodek Usług Hotelarskich
Ząb 48e k. Zakopanego
tel. 18 200 16 61
www.redyk.pl
Pohulanka Ośrodek
Szkoleniowo-Wypoczynkowy
ul. Jagiellońska 12b, Zakopane
tel. 18 206 68 44
www.pohulanka.info
Przyjaźń Wojskowy Dom Wypoczynkowy
ul. Tetmajera 27, Zakopane
tel. 18 201 50 97
www.wzw.zakopane.pl
Start Ośrodek Wypoczynkowy
ul. Piłsudskiego 22, Zakopane
tel. 18 206 13 94
www.start.zakopane.pl
Stokrotka Ośrodek Wypoczynkowy
ul. Partyzantów 9, Zakopane
tel. 18 201 23 38
www.stokrotka.zakopane.com.pl
Muzeum Tatrzańskie im. Dra Tytusa Chałubińskiego, ul. Krupówki 10
Dla chcących uszczknąć choć odrobinę wiedzy o historii, kulturze i przyrodzie Tatr i Podhala wizyta w Muzeum Tatrzańskim będzie punktem obowiązkowym. Jeśli nie wystarczy
czasu na wszystkie 10 filii, to można zacząć od Gmachu Głównego przy Krupówkach 10.
Są tu trzy stałe wystawy: historyczna, etnograficzna i przyrodnicza, a sam gmach jest cennym zabytkiem architektury w stylu zakopiańskim. Pierwszą realizacją tego stylu jest stojąca przy ul. Kościeliskiej 18 willa Koliba, w której mieści się Muzeum Stylu Zakopiańskiego im. Stanisława Witkiewicza. Dla przeciwwagi polecamy Galerię Władysława Hasiora (ul. Jagiellońska 18b) – artysty rzeźbiarza, który łączył nowoczesne prądy artystyczne z twórczością ludową.
Informacje o muzeum i wystawach: www.muzeumtatrzanskie.pl
Tatry Dom Pokoje Gościnne
ul. Wojciecha Brzegi 7, Zakopane
tel. 18 201 51 09
www.zakopanetatrydom.pl
U Kośle Dom Wczasowy
ul. Podhalańska 51, Zakopane
tel. 18 201 92 22
www.ukosle.pl
Willa Asterix
ul. Karłowicza 16, Zakopane
tel. 18 201 47 97
www.wrzos.zakopane.pl
Willa Kubik Pensjonat
ul. Pardałówka 7c, Zakopane
tel. 18 206 23 80
www.willa-kubik.com
Willa Nałęcz
ul. M. Zająca 10, Zakopane
tel. 18 206 36 40
www.naleczzakopane.pl
Willa Wrzos
ul. Karłowicza 16, Zakopane
tel. 18 201 47 97
www.wrzos.zakopane.pl
Zenepol Ośrodek Wypoczynkowy
ul. Grunwaldzka 10, Zakopane
tel. 18 200 07 30
www.zakopaneznp.tp1.pl
Obsługa Ruchu
Turystycznego
Altius
ul. Piłsudskiego 22, Zakopane
tel. 18 201 53 99
www.zakopanedomki.com
Centrum Informacji Turystycznej
ul. Kościuszki 17, Zakopane
tel. 18 201 22 11
www.cit.com.pl
Polskie Koleje Linowe
Zakopane, tel. 18 201 53 56
Kasprowy Wierch, tel. 18 201 45 10
Gubałówka, tel. 18 201 48 30
www.pkl.pl
PTTK Biuro Usług Turystycznych
ul. Krupówki 12, Zakopane
tel. 18 201 24 29
www.pttkzakopane.pl
Tatrzańskie Centrum Informacji Regionalnej
ul. Krupówki 20, Zakopane
tel. 18 206 22 60
www.tatry.pl
Tatrzańska Agencja Rozwoju i Promocji Kultury
ul. Tetmajera 24
tel. 18 206 13 20
www.tatry.pl
Restauracje, kawiarnie,
kluby
Edo Sushi Bar
ul. Droga na Bystre 4a, Zakopane
tel. 724 710 724
www.edosushi.pl
Gubałzzeria
Szczyt Gubałówki, Zakopane
Villa Toscana – restauracja włoska
Rynek 17, Nowy Targ
tel. 18 264 06 66
www.restauracja-wloska.pl
Inne
Gokarty
ul. Nędzy Kubińca 101
ul. Skibówki 2d
Wanta Ośrodek Wypoczynkowy
ul. Grunwaldzka 21, Zakopane
tel. 18 201 57 01
www.wanta.pl
Kulkowy Raj
Górna stacja kolei krzesełkowej Szymoszkowa, Zakopane
tel. 606 757 943
Villa Vita Apatramenty i Pokoje
ul. Krupówki 2, Zakopane
tel. 18 200 06 00
www.villavita.pl
RADIO TAXI 19192
tel. 18 200 09 19
na skróty
sFIXowane święto mody
To nie był zwykły pokaz mody. Na wybiegu, oprócz modelek i modeli prezentujących stroje autorstwa młodych polskich
designerów, wystąpiły tancerki hip-hop ze studia tańca Ligii Dzik, Bboye tańczący breakdance, a nawet deskorolkowiec.
IDEA FIX fest – bo taką nazwę miało to wydarzenie – odbyła się 24 czerwca w klubie Fabryka (ul. Zabłocie 23). Organizatorem był rzecz jasna Koncept Sklep IDEA FIX z Kazimierza (ul. Miodowa 23). Imprezę uświetnił koncert Pinnaweli i NATU, czyli Pauliny Przybysz i jej siostry Natalii, które tworzyły kiedyś wspólnie formację Sistars. Wydarzenie było tym bardziej wyjątkowe, że siostry Przybysz rzadko występują wspólnie, skupiając się raczej na karierach solowych. Organizatorzy zadbali o świetną, wyluzowaną atmosferę od samego początku – do klubu w Podgórzu gości dowoził gratis oldskulowy autobus znany ongiś jako „ogórek”. Odbyły się też pokazy malowania graffiti, deskorolkowy jam i rowerowe mecze
polo (fixed bikes). www.ideafix.pl [KS]
Duet krakowskich projektantów Fulara & Żywczyk
(ul. Lea 135), słynący z niezwykle kobiecych sukienek wieczorowych i ślubnych, na majowym
pokazie na Zamku Królewskim w Niepołomicach przedstawił swoją najnowszą kolekcję. Sukienki Zbigniewa Fulary i Jarosława Żywczyka są jednocześnie
eleganckie i romantyczne. Zachwycają bogactwem kolorów i fantazyjnymi fasonami.
Projektanci dużą wagę przykładają do jakości tkanin, dodatków i precyzyjnego wykończenia. Zgromadzonych na pokazie gości urzekła jednak nie tylko zaprezentowana, bardzo zmysłowa kolekcja. Uroku pokazowi dodały oprawa muzyczna i zamkowa sceneria
– modelki prezentujące suknie wyglądały jak damy dworu przechadzające się po komnatach. „Miasto Kobiet” było patronem medialnym pokazu. www.fularazywczyk.eu [KS]
Laboratorium Mody 2010
Gra ze strukturą i konstrukcją zaowocowała zaskakującymi realizacjami, które zachwyciły publiczność zgromadzoną 12 czerwca w Nowohuckim Centrum Kultury. Impreza była kolejną odsłoną dyplomowych dokonań studentów
Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru (ul. Zamoyskiego 52). Projektanci kończący pierwszy rok nauki szukali inspiracji w surowej bawełnianej tkaninie; ich drugoroczni koledzy mieli za zadanie stworzyć ubrania z przedmiotów codziennego użytku. W drugiej części pokazu dominował więc kolor, a bazowe ubiory z dzianiny zostały
wzbogacone o nietypowe recyklingowe struktury. Niech żałuje, kto nie widział naszyjnika z małych żarówek, rękawa z maskotek czy trenu sukni ozdobionego kawałkami mieniącego się plastiku. „Miasto Kobiet” było patronem
medialnym pokazu. www.ksa.edu.pl [KS]
34
Miasto Kobiet 2010
Idea Fix Fest, fot. Maciej Guzi; Fulara & Żywczyk (modelki Fashion Color,
fryzury Akademia Stylizacji M.P.Babicz) fot. KAFOTO; Laboratorium Mody,
fot. Piotr Kierat
Fulara&Żywczyk
w Niepołomicach
moda
z
,
i
s
c
e
l
d
a
Dok
?
a
n
e
k
i
p
óż
ał rbę
Z
ki
i.
to
m y i ocz
a
l
r
ch la bre aj,
ciu (oku ne iesz
ę
i
s
si baw j, w
w ak
e
ba i m . Za epi
a
l
z
Z
)
s
le. nicę hce tym
ty
,
j s pód ie c cej
a
sz i (s gdz wię
e
i in
,
ym
ch Im
W oś m osa tki.
.
ł
się aj c e w sko
nij dod , w , bły
m
h
a
po ego tac rc
Za o t bu , se
.
j
d
a sie h.
N
i
ale k,
sz yne m. ! M zac
a
c
e
r sz
z
e
i
d
– n w
n klu
ę
a
u
l
y
z
O
i
z
Ib rze i? zem pr
na olo iatk ? C nie
c
Ibizacą w k Kw erii by
Le ini ą). żut byle
i
k
bi żow st b sz,
e
a
pl mia chc
a
e
z zi
gd
36
Miasto Kobiet 2010
spódnica Be Seduced, góra bikini H&M, płaszczyk Sandwich, buty Hego’s, okulary H&M, breloczki Hego’s, torba plażowa Tiffi, walizka Słoń Torbalski
fot.
Urban
n
i
c
r
a
M
sukienka Sandwich, walizka i torebka Słoń Torbalski, naszyjniki H&M, chusta Be Seduced, buty Hego’s
ię.
us .
m
a
aj
ctw den
ier
op boga – je
e
i
o ach
sy
i. N eg
o
dz i z j zdob óż c Wło
o
.
ł
w
m
o
ą
a
a
i
u
t
ci j na o, n on nie
Egipt
z
w
a
ien arś
ał
Or rp g zędz a m h dz niec rzed oć
c
o
e
z
c
h
ą
z
e
z
s
C
to . Ni m. K nił p ój, c bsk j
a
e o ik
r
o
Ni zyjn j trzy bane chr ój st w ar alne
r
s
na mnie d tur ie cię że tw e się natu lkie
j
z
z
o
,
z
a
s
ie
i
p
d
i
n
Bę raw wp enka o. W ody
ryj
i
n
uk ym. i sp owy,
ęw
uk ola
ż
ł
du cem mys go s za k utelk
e
ń
z
sło dzo Do t wna, czą b
r
.
ba turę zwie iesz
l
m
,
ku niny e po ach.
i
i
tka szen ny p
kie styn
u
ip
www.miastokobiet.pl
37
moda
spodenki Be Seduced, góra bikini H&M, kamizelka H&M, pasek Be Seduced, torebka Stylizo, buty Hego’s , walizka de Mehlem
Rodos
Nikt nie powiedział, że zabytkowe miasta trzeba
przemierzać w jeansach, T-shircie i adidasach. Grecję
zdobywaj z klasą. Kolory pożycz od piasku i ziemi,
a cętki od dzikich zwierząt. Pokaż nogi i opalaj się,
robiąc zdjęcia zabytkom.
38
Miasto Kobiet 2010
je
u
iąz
sto
jedwabna spódnica Stills, kamizelka Tiffi, góra bikini H&M, buty Hego’s, kapelusz Stylizo, kopertówka Stylizo, walizka Słoń Torbalski
.
ow
ob lko
iem woim
u
n
y
ł
e
t
pa to ami ać t
k zyw
ou a–
m
im c
a
m dni jący ą n
u
ó
c
u
T
p
h
s
k
s zec
e. na
ilc
oły
zp iew z p chty
s
na c zw luxe je ja
ę
łów i wi i de swo
a
nd Jeśl ersj źni
a
s
.
w czy
a i eń
sz łącz ały w męż
u
l
i
o
e
b
si
ap h p o- tej
z k wyc zarn am
e
b
c
o
.T
się dk to ch
uj zypa y – ieka
z
w
a
r
ok a p ielo ow
Riwiera
e p e m kąp na p
i
z n Ni um ską
pe i.
ro ncj osti ą kre
T
t- ega li k ub
in
l
ś
Francuska
Sa nt e , je śl gr
W ce biu kre
o
a
pr dw pod
e
z j łość em.
Ca ieni
im
Produkcja sesji:
zdjęcia: Marcin Urban, www.marcinurban.pl
stylizacja i teksty: Karolina Siudeja
wizaż: Joanna Cieśla
fryzury: Konrad Fado
modelki: Klaudia Kozik, Monika Partyka/Specto Model/www.specto.pl
Patrycja Szklarczyk/Specto Model/www.specto.pl
Serdecznie dziękujemy Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie (al. Jana Pawła II 39)
za udostępnienie nam terenów i samolotu na potrzeby sesji zdjęciowej
Adresy sklepów:
Be Seduced, ul. Zwierzyniecka 17, www.beseduced.pl
H&M, Galeria Kazimierz, ul. Podgórska 34
Pracownia Kaletnicza de Mehlem, ul. Filarecka 12/9, www.demehlem.com
Sandwich, ul. Karmelicka 17 (w oficynie)
Stylizo, ul. Meiselsa 10, www.stylizo.com.pl
Tiffi, M1, al. Pokoju 67, www.tiffi.pl
modelki
Modelek życie na szczycie
Na czym polega życie modelki? Wiadomo. Na ładnym wyglądaniu, uśmiechaniu się do odpowiednich
osób, czasem pospacerowaniu po wybiegu – a potem zakupy, bankiet, zakupy. O tym, jak bardzo ten
stereotyp odbiega od rzeczywistości, krakowskie modelki Opowiedziały Marii Mazurek
40
Miasto Kobiet 2010
wiada. Jadąc na zlecenia czy castingi, nie zawsze mogła liczyć na
pomoc agencji. – Dostawałam bilet i świstek papieru z telefonem
klienta, który nie mówi po angielsku. Połapanie się w chińskich
znakach na stacjach było już moim zmartwieniem. W ogóle porozumieć się po angielsku jest tam trudno – nawet fotografowie zamiast open your eyes mówili coś na kształt open your ass, a zamiast sit down – shit down. Zawsze miałam przy sobie kartkę ze
swoim adresem po chińsku, ale i uczyłam się go na pamięć, bo
duża część społeczeństwa, w tym taksówkarzy, jest analfabetami.
Dla Magdy najbardziej przykry był widok slumsów położonych tuż
za ekskluzywnymi budynkami. Na jednej ulicy bogactwo i skrajna bieda. I te tłumy ludzi, plujących, wrzeszczących, popychających się bez żadnych hamulców. Nie da się przejść przez miasto
bez przepychania łokciami. – Z Polski przyjechałam spokojna, ale
w Chinach stałam się kłębkiem nerwów, torpedowana co krok tysiącem nowych bodźców. W szanghajskim metrze zobaczyłam pracowników w białych rękawiczkach, których zadaniem jest „dopychanie” ludzi do zamykającego się wagonu. Sama często nie byłam w stanie dostać się do metra czy windy, wypychana przez tłum.
Zarobki? Magda nie przywiozła do Polski żadnych pieniędzy, mimo że miała mnóstwo zleceń: pokazy, spoty telewizyjne, zdjęcia.
Trudno kontrolować uczciwość agencji w kraju, którego języka się
nie zna i który rządzi się innymi prawami. Ale to nie pieniądze były
dla Magdy najważniejsze. – Taki wyjazd to próba twojej siły, odwagi,
możliwości. Poznajesz siebie: ile jesteś w stanie znieść, co poświęcić dla swoich marzeń. Warto było dostać w tyłek, chociażby po to,
żeby przekonać się, jakimi błahostkami były moje „krakowskie” kłopoty. Teraz wszystko wydaje się prostsze.
fot.: Piotr Piątek, Anna Ciupryk, Robert Cozaś, arch. prywatne
Magdzie Chiny kojarzyły się z polami ryżowymi, kwitnącymi drzewami, pięknymi krajobrazami. Gdy rok temu pojawiła się możliwość wyjazdu na kilkumiesięczny kontrakt, pomyślała: spełniam
swoje marzenia. Po raz pierwszy niepokój ogarnął ją w samolocie.
Wyjrzała przez okno. Żadnych ryżowych pól nie widać, tylko mgłę.
I ten obraz, jak twierdzi, był zapowiedzią przebiegu całego wyjazdu:
chodzenie po omacku i szukanie czegoś bezpiecznego, czego w tej
mgle można się na chwilę uchwycić. Wylądowała. Ktoś odebrał ją
z lotniska i samochodem zawiózł do agencji. Kolejne zaskoczenie –
w Chinach pierwszeństwo ma ten, kto głośniej zatrąbi. – Wyobraź
sobie hałas i zamieszanie na ulicy. Karetka na sygnale? W kraju,
gdzie jest półtora miliarda ludzi, jeden obywatel nie ma chyba znaczenia. Wystraszyłam się. A jak ja sama będę potrzebowała pomocy?
Magda znalazła się w Hangzhou, „małym mieście koło Szanghaju”.
Czyli oddalonym o 200 km i liczącym osiem milionów mieszkańców. Zlecenia miała jednak w obu miastach, często dzień po dniu,
albo i kilka razy dziennie. Bywało, że spędzała noc w pociągu, na
stojąco, bo tak wygląda tam transport publiczny. Czasem przez kilka
nocy z rzędu spała tylko godzinę. Odwiedzała po kilkanaście castingów dziennie. Musiała być dyspozycyjna zawsze i zawsze wyglądać ładnie, świeżo i tryskać energią. – W Chinach modelki traktuje się prawie jak towar. Wymaga się niemożliwych rzeczy, np. żeby… przytyć tylko w biuście, nogi zostawić bez zmian. Podczas pracy najczęściej nie ma mowy o przerwach na lunch czy nawet wyjściu do toalety. Dziewczyny są wynajmowane na godziny, więc jak
najszybciej muszą być obfotografowane w ogromnej liczbie strojów.
Sztab ludzi co chwilę mnie przebierał, raniąc suwakami do krwi,
byle jak najszybciej ściągnąć ze mnie ciuchy i nałożyć inne – opo-
Brutalna pobudka w Środku
wŁasnych marzeŃ
Magdalena Nitoń
modelki
Jeśli Azja, to Singapur, najbardziej europejski. Tajwanu nie polecam. Mnóstwo monotonnej i ciężkiej pracy, a traktują cię jak
przedmiot. Część dziewczyn tego nie wytrzymuje i wraca wcześniej. Ja miałam trochę więcej szczęścia, bo chciał ze mną
pracować popularny fotograf, a fotograf ma tam więcej do powiedzenia niż zleceniodawca. Mnóstwo zdjęć do katalogów, ale
każda sesja wyglądała podobnie. W Europie ciągle robisz coś innego, coś się dzieje. A tam te same pozy, fryzura, światło. Przebieranie się po kilkadziesiąt razy dziennie. Męczące. Myślałam:
pozwiedzam sobie przynajmniej. A właśnie sobie nie pozwiedzasz! Jak już trafi się wolny dzień, nie masz siły się ruszyć.
Ala miała szczęście: nie spotkała się ze złośliwością czy drwinami znajomych na temat swojej pracy. W szkole też poszło gładko. To raczej wyjątek. Czemu to zawdzięcza? Zamyśla się. Może
po prostu szczęściu. A może temu, że wyjazdy zawodowe i swoje sprawy tutaj – szkołę i przyjaciół – traktowała jako dwa odrębne światy, nie widząc potrzeby mieszania ich ze sobą. Wracała
z Mediolanu, szła z grupą znajomych na szkolną imprezę, i wtedy
to stawało się jej życiem. Nie czuła potrzeby opowiadania o zdjęciach i pokazach, stroniła od wywiadów. Przez dwa lata w szkole prawie nikt nie wiedział, czym się zajmuje. Zachowała niewyobrażalny dystans do świata mody. I pewnie właśnie dlatego ten
świat ją polubił. O tym, jak odmówiła udziału w pokazie Miu Miu,
w agencji IMG krążyła anegdota: „Nie mogę, bo właśnie moja koleżanka organizuje urodziny. Poza tym co to jest Miu Miu?”.
fot.: Frey, Leslie Kee dla Vanity Fair, Laurie Bartley, arch. prywatne
Trudno uwierzyć, że ktoś może zostać modelką przez przypadek,
a tym bardziej wbrew swej woli. Historia Ali jest dowodem, że to
możliwe: ona naprawdę jest z innego świata. Patrzę na dziewczynę, której twarz zdobiła okładki „Vogue’a”, „Harper’s Bazaar”
i „Twojego Stylu”, która brała udział w pokazach największych
projektantów, jako jedna z niewielu Polek trafiła do IMG – najbardziej prestiżowej agencji świata. Jak wygląda? Ani grama makijażu, skromne ciuchy, zero blichtru. Taka dziewczyna-kumpel.
Alę wyłowili ludzie z „Reklameksu”, krakowskiej agencji modelek. Nie była zbyt zainteresowana współpracą. Gdy do Krakowa
przyjechali scouci [łowcy talentów – przyp. red.] z Paryża, zamiast castingu wybrała klasówkę z matematyki. W efekcie casting przybył do jej szkoły. I zaczęło się. Błysk fleszy, wielki świat,
znani projektanci? – No co ty, ledwo wiedziałam, co to Prada!
A chodziłam jak ostatnia pokraka, aż ludzie z agencji nie mogli się nadziwić! Raz zgubiłam but na pokazie – śmieje się Ala. –
Ostatecznie skusiła mnie możliwość podróżowania. To fajne, bawić się globusem i wymyślać, gdzie chciałabyś się znaleźć. Zamarzy ci się Singapur – lecisz do Singapuru. Na miejscu czeka
na ciebie wprawdzie ciężka praca i prawdziwa próba charakteru,
nie zawsze masz czas na zwiedzanie, ale to, co przeżyjesz i zobaczysz, zostaje twoje. Pytam o ulubione miejsca, warunki pracy, wskazówki dla początkujących modelek. – Najsympatyczniej
wspominam Nowy Jork i Australię. Ludzie z polotem i wyobraźnią, jednocześnie nietraktujący pracy śmiertelnie poważnie.
Pokaz Miu Miu? Nie mogĘ,
koleŻanka ma urodziny
Ala Małek
www.miastokobiet.pl
41
Anna Nocoń
sja na szczupłość ciała jest ciągle bardzo duża. To zresztą wiąże się z kwestią wieku – 14-latce łatwiej utrzymać pożądane wymiary niż koleżance starszej o 10 lat, która ma już inny metabolizm. Z drugiej strony tak młode dziewczyny nie mają jeszcze
ukształtowanej osobowości, brak im dystansu i siły, tak potrzebnych w tym zawodzie. To może je skrzywdzić. Uważam, że zatrudnianie ich to głupota ze strony marketingu. Klientkami Prady
są kobiety w średnim wieku. Czy czują się dobrze, gdy po wybiegu paradują nastolatki?
Ania ma 26 lat i powoli wycofuje się z pracy modelki. Ale nie ze
świata mody, bo ten potrafi uzależnić i zafascynować. Teraz czerpie z tego, czego doświadczyła przez ostatnich kilka lat. Zabrała
się do stylizowania sesji zdjęciowych. Z grupą krakowskich zapaleńców założyła stowarzyszenie Fashion Square, które zajmuje się
promocją młodych twórców mody i organizacją ciekawych modowych przedsięwzięć w rodzaju sierpniowego Fashion Square Kraków – otwartego dla wszystkich, ulicznego pokazu mody na Małym Rynku. Jest ambitną, silną, zdolną dziewczyną. Jak wszystkie
dziewczyny, o których piszę. Jak się do nich ma stereotyp pustych,
głupawych modelek? Ania nie ma wątpliwości. – Polki, które wyjeżdżają za granicę na kontrakty, to ogarnięte, racjonalne dziewczyny. Studiują, nie mają poprzewracane w głowach, modeling
traktują jak zwykłą pracę, z której trzeba się odpowiedzialnie wywiązywać. Nie wiem, kto kształtuje te stereotypy, ale jeśli ktoś coś
w tym zawodzie osiągnął, to musi mieć sporo oleju w głowie.
fot. arch. prywatne
Ania długo wysyłała swoje zdjęcia do polskich agencji – bezskutecznie, jej twarz była uznawana za „dziwną” i „nie do sprzedania”. Do czasu castingu zorganizowanego przez paryskich scoutów, którzy pojawili się akurat wtedy, kiedy dostała się na studia i miała zgoła inne plany na przyszłość. I nagle zmieniły się
one o 180 stopni. – Kolejnych kilka lat spędziłam na walizkach.
Wiecznie zmieniałam strefy czasowe. Zdarzyło się, że w ciągu jednego tygodnia byłam na trzech kontynentach. Albo że z Tokio leciałam do Los Angeles, żeby tam zrobić sesję dla… japońskiego
„Vogue’a”.
Otwierała pokazy takich domów mody jak Dior. Reklamowała największe koncerny kosmetyczne i producentów ekskluzywnej biżuterii. Tak niedoceniona w Polsce, zachwyciła wszystkie modowe
stolice świata. Jej twarz została okrzyknięta piękną. – To fakt, nie
mam komercyjnego typu urody. Marcin Tyszka określił mój wygląd słowem „alienka”. Ale dzięki temu nie robiłam zdjęć do katalogów, tylko ambitniejsze i ciekawsze edytoriale. W Polsce nie ma
zapotrzebowania na ten typ urody. Na międzynarodowych forach
internetowych znajduję wiele ciepłych słów na swój temat; w Polsce – niekoniecznie. Tu ludzie uwielbiają krytykować i marudzić,
szczególnie jeśli mogą robić to anonimowo.
O świecie mody mówi dobre rzeczy: podróże, ciekawe spotkania, doświadczenia. Pytam więc o brutalne strony. Obsesja chudości? Obsesja młodości? – Niestety, chudzielce są wciąż najbardziej pożądane. To bzdura, że coś się zmienia w tej kwestii: pre-
Trzy kontynenty w tydzieŃ
modelki
42
Miasto Kobiet 2010
Sonia i Klaudia – bliźniaczki, maturzystki. Prawie identyczne.
Rozmawiając z nimi, można się szybko przekonać, że to mądre,
pracowite i dojrzałe dziewczyny. A jednak, jak twierdzą, mają
tylko siebie. Klaudia tłumaczy, że ludzie, karmiąc się obiegowymi poglądami, nie zawsze zadają sobie trud, żeby faktycznie je poznać. – A przecież jesteśmy zwykłymi dziewczynami,
które swoją pracę traktują jako coś dodatkowego. Nie zaniedbujemy szkoły ani nie uważamy się za lepsze. Wszyscy widzą
efekt końcowy: zdjęcia, na których jesteśmy fajnie pomalowane i ubrane. Nie widzą wszystkiego wokół: ciężkiej pracy, castingów, naszych starań.
W Mediolanie znalazły się, mając po 17 lat. Niewiele miało to
wspólnego z bajką o kolorowym świecie mody. Trafiły na mało rzetelną włoską agencję, więc do interesu jeszcze dołożyły.
Castingi? Po kilkanaście dziennie, w różnych dzielnicach miasta; często musiały docierać na nie same. Bywało, że na miejscu okazywało się, że szukają dziewczyn o totalnie innym typie
urody, kolorze włosów, budowie ciała. Strata czasu, choć wyma-
Dobrze, Że mamy siebie
fot.: Anna Ciupryk, Grzegorz Górkiewicz, materiały firmy Ochnik, materiały firmy Medi, arch. prywatne
Sonia i Klaudia Żogała
gania powinny być przecież z góry sprecyzowane. Zaczepiły się
w showroomach, m.in. u Versace. Ale w kamienicy takich showroomów było pięć, a modelki tylko trzy, więc ciągłe bieganie między piętrami i przymierzanie setek kreacji. Teoretycznie od 9 do
18, ale jak klient się spóźnił, siedziały i do 23. Często nie miały
czasu się wyspać czy zjeść, schudły tak, że po powrocie do kraju
tata prawie ich nie poznał.
Czy myślą o powrocie do Mediolanu? – Tak, ale bogatsze
o wcześniejsze doświadczenia na pewno wybierzemy wiarygodniejszą agencję. I nie chcemy już pracować w showroomach.
Bliźniaczki w Mediolanie przeżyły szkołę dorosłości. Było im
łatwiej dzięki temu, że miały siebie i wsparcie mamy. Ale były tam i młodsze dziewczyny, 13-latki, dzieci. Bez opieki rodziców, a właściwie bez opieki w ogóle, bo agencja nie zajmowała się nimi troskliwiej niż całą resztą. Sonia mówi, że miała
ochotę spytać: Co tu robisz, dziecko? Gdzie twoi rodzice? Ale
to dziecko dzieckiem już dawno się nie czuło. I być może właśnie w tym tkwi problem.
www.miastokobiet.pl
43
Tkaniny Christiana Fischbachera
L
uksusowe obicia i zasłony ze zużytych plastikowych butelek? Prosto ze śmietnika na salony? Trudno uwierzyć, że
ekskluzywne tkaniny obiciowe Benu z kolekcji Christiana
Fischbachera rzeczywiście wykonane są w 100 proc. z włókna
pozyskanego z przetworzonych plastikowych odpadów typu PET.
Nie wskazuje na to nic poza rzetelnym opisem producenta. Wydaje się, że jest wręcz przeciwnie. Urzeka ich naturalna kolorystyka: eleganckie brązy, zimne szarości i delikatne beże. Zwodzi szlachetny splot i… poważna cena. Utwierdzają w tym prze-
44
Miasto Kobiet 2010
konaniu inspirowane tradycyjnymi motywami wzory w klasyczne pasy czy delikatne fale. Na właściwy trop mógłby nas może
naprowadzić nowoczesny wzór nieregularnie rozmieszczonych
sześcianów tkaniny Benu Cube. Mógłby, ale zbyt silnie przywodzi na myśl wielkie plastry miodu i w naturalny sposób wchodzi
w towarzystwo z wyplatanymi meblami ogrodowymi… „Benu” pochodzi od nazwy świętego egipskiego ptaka, odpowiednika greckiego Feniksa odradzającego się z popiołów. Bawiąc się słowami, nazwę Benu można odczytać też jak angielskie be-new.
fot. christianfischbacher.eu
Benu PET – szykowne wcielenie plastikowej butelki
wnętrza
Osobno przeźroczyste, a niebieskie razem z zielonymi. Zanim Benu PET znajdą się na naszych eleganckich fotelach
i poduszkach, posortowane według kolorów plastikowe butelki
łącznie z etykietami i zakrętkami są zgniatane i rozcierane.
Z takiej mieszanki uzyskuje się poliestrowe włókna, a następnie
wysokiej jakości tkaniny. Tylko wybrane, najlepsze włókna są
barwione i tkane, a na koniec zależnie od przeznaczenia materiału odpowiednio zabezpieczane przed wpływem wody, wilgoci i rdzy. W rezultacie tkaniny Benu PET nie dość, że są zaskakująco piękne, to za sprawą nanotechnologii również nadzwyczaj praktyczne i wytrzymałe. Stworzone jak żadne inne po
to, by być na zewnątrz, brylują w ogrodach, na tarasach i brzegach basenów. Ekopropozycja na okno to delikatne Benu Yarn,
miękkie zasłonowe płótna, które przypominają tzw. surówki. Powstały z mieszanki bawełny i poliestru, oczywiście z odzysku.
W przeciwieństwie do przebojowych Benu PET, skromne Benu Yarn mają nienarzucający się wygląd i nienachalną kolorystykę. Największe uznanie znajdują więc w kręgach znawców,
szczególnie tych odpowiedzialnych ekologicznie, wrażliwych na
oszczędność energii i wody, ograniczenie użycia środków chemicznych i emisji CO2 oraz wykorzystanie do produkcji ubrań
przeznaczonych na śmieci.
Wyjątkowość tkanin Christiana Fischbachera wynika z zamiłowania do poszukiwań i stosowania innowacyjnych technologii. Firma, założona w 1819 roku w szwajcarskim St. Gallen
przez prapraprapradziadka obecnego właściciela, od sześciu pokoleń produkuje tkaniny w 14 krajach, a dystrybucja obejmuje
niemal cały świat. Wysoki standard wykonania zapewniają im
najlepsze tkalnie Europy i Azji. Każdego roku w sprzedaży pojawiają się coraz piękniejsze, niespotykane wcześniej tkaniny zasłonowe i obiciowe.
Naturalne grube jedwabie, szlachetne wełny i lny oraz ekstremalnie wytrzymałe Treviry. Atrakcyjny design tkanin Christiana Fischbachera ma rozpoznawalny, nowoczesny styl, którego korzenie wyraźnie tkwią w wielu różnych kulturach. W ofercie znajdują się najwyższej jakości tkaniny dekoracyjne o skrajnie odmiennym charakterze – od zdyscyplinowanych, pełnych
geometrycznych wzorów po suto haftowane w wielkie kolorowe kwiaty rodem z Bollywood. W najnowszej wiosennej kolekcji obok zmysłowych pastelowych jedwabi o subtelnym koronkowym wzorze znalazły się imponujące, pełne ciała bogate tkaniny, przypominające materiał na plandeki, tyle że w eleganckim,
perłowo-woskowanym wykończeniu.
Christian Fischbacher od ponad 190 lat pozostaje firmą rodzinną. Być może stąd jego dbałość o środowisko i przyszłe pokolenia. Obecnie firmą zarządza szósta już generacja Fischbacherów,
i – co nietypowe – na jej czele stoi obecnie potomek o imieniu
Michael, a nie jak każe tradycja pierworodny Christian.
Renata Kalarus/ www.kalarus.com
design
Ciuch-kameleon
Cock'nbullstory to marka specjalizująca się w ubraniach wielofunkcyjnych.
Przewrotność bluzy up&down pozwala nosić ją na kilka sposobów. Liczy się fantazja i temperament. – Styl to coś trwałego, ale
musi dawać się dostosować do chwili, a ta jest ulotna i nieprzewidywalna. Wierzymy, że mimo zmiany pór roku nasze ciuchy da
się nosić cały czas i ciągle inaczej – zapewniają projektanci.
www.cocknbullstory.com
Design krzyczy ze ściany
Agrhhhh, Aaaaa, Boom, Baaaang! Twoja ściana może powiedzieć wiele.
Dzięki gadżetom marki Wall-over możesz powiesić sobie nad łóżkiem komiksowe
okrzyki albo strzałki rodem z Windowsa. – Wall-over to projekt dla ludzi, którzy nie
chcą wieszać na ścianie kolejnego obrazka i nazywać tego sztuką. Tworzymy przestrzenną dekorację ścienną, której kształt, modne barwy oraz ładunek emocji nadadzą
wyrazistości wnętrzu Twojego domu – zapewniają projektanci.
www.wall-over.blogspot.com
Kiermasz dobrego stylu
redaguje
Karolina Siudeja
Dodatki od Bugenwilla
Biżuteria Anny Blauth powstaje ze skrawków materiałów, koralików, piłeczek pingpongowych czy elementów budowlanych. – Robię wyłącznie pojedyncze egzemplarze, zanudziłabym się, powtarzając kilkakrotnie jeden model – mówi artystka. Opaska z kulami jest serią, ale i tu
żaden element się nie powtarza. Plastikowy naszyjnik wykonano z zabawki dla dzieci.
www.bugenwilla.pl
Torba? Bardzo!
Bardzo Studio to nowe dzieło projektującej od wielu lat
pod własnym nazwiskiem Justyny Marcinkiewicz. Torby (bo to główna specjalizacja projektantki) z charakterystycznym „dymkiem” niezmiennie wybierają ci, którzy lubią to co proste, nowoczesne i oryginalne. Zawsze
mają pewność, że dany egzemplarz jest unikatowy (studio projektuje tylko krótkie serie).
www.bardzostudio.com
46
Miasto Kobiet 2010
Ubierz się u Boho
Ubrania Boho eksponują indywidualność i subiektywny styl krakowskiej
projektantki Małgorzaty Bochenek. Rzeczy Boho łatwo zidentyfikować – ich
nieodłącznym atrybutem, motywem wyróżniającym są kwiatowe ornamenty.
Bochenek idealnie wstrzeliła się w modowy trend powrotu do natury i bujnych ogrodów. Jej patterny są niezwykle kobiece, a o ich wyjątkowości decyduje niepowtarzalność wzorów. Bezdyskusyjny hit tego sezonu.
www.boho.pl
fot. bardzoStudio.pl; Boho, fot. Małgorzata Bochenek; Clocknbullstory; Wall-over; Bugenwilla, fot. fantasmatic.pl
Czerwiec upłynął w Krakowie pod znakiem designerskich targów. Kiermasze ciuchów, dodatków
i gadżetów autorstwa polskich projektantów zorganizowały kluby Pauza oraz Barka. Ten
pierwszy 19 czerwca, pod hasłem Cracow Vibe Project. Drugi, na zacumowanej przy ul.
Gazowej Barce, trwał cały weekend, 26 i 27 czerwca. Niebanalne ubrania szyte w pojedynczych
egzemplarzach lub małych seriach, ręcznie robioną biżuterię czy elementy dekoracyjne do wnętrz
kupujemy coraz chętniej. Można się więc spodziewać kolejnych designerskich imprez.
My tymczasem wypatrzyliśmy kilka perełek, dzięki którym będziecie wyglądać i mieszkać modnie
design
Kolor odważniej
Takiej dawki energetycznych kolorów i odważnych połączeń w jednym miejscu Kraków dawno nie widział. 17 czerwca w pofabrycznych przestrzeniach studia METAFORMA (ul. Lubelska 14) wystartowała wystawa NOTI COLORS BY DESIGNERS GUILD.
Soczyste kolory tkanin renomowanej angielskiej marki Designers Guild wniosły do
palety barw mebli Noti wybuchową dawkę emocji. Zmieniły charakter mebli, otwierając nowe możliwości aranżacji przestrzeni. Tuż obok, w studiu Deko Deco, wyeksponowano dodatki zaprojektowane przez Tricię Guild, założycielkę Designers Guild
(pisaliśmy o niej w poprzednim numerze „Miasta Kobiet”) – odważnie połączone
kolory i wzory tapet, tkanin dekoracyjnych, poduszek i dywanów.
Efekt uboczny obejrzenia tych ekspozycji, czyli przygnębienie po powrocie do domu
na widok własnych mebli, warto przekuć w motywację, by zmienić swoje otoczenie.
Tym bardziej że tapety, tkaniny i dodatki Designer Guild są już dostępne w Krakowie
w studiu Deko Deco (ul. Lubelska 14).
Wystawa potrwa do 15 września. Więcej informacji na: www.metaforma.pl [AP]
Sztuka olśniewania
To były zdecydowanie najbardziej błyszczące, najszlachetniejsze i najelegantsze w
tym roku targi w Krakowie. Od 11 do 13 czerwca na hali przy Centralnej 41a można było podziwiać tradycyjną złotą i srebrną biżuterię z diamentami, perłami, kamieniami szlachetnymi i bursztynami oraz oryginalną biżuterię designerską, a także nowość – biżuterię modułową zwaną concept jewellery. Na JUBINALE 2010 nie
zabrakło też oferty zegarkowej, opakowań oraz oferty technicznej, a także systemów wyposażenia i zabezpieczeń salonów jubilerskich.
Targom towarzyszyły pokazy mody, na których modelki z Mores Models zaprezentowały biżuterię takich projektantów jak: Marcin Giebułtowski, Arek Wolski i Agata
Krzyżanowska. Ta ostatnia – tegoroczna laureatka tytułu Trend-Skaut Polskiej Biżuterii – pokazała na JUBINALE swoją autorską kolekcję „Lilie, Przebiśniegi i Żabie
rzęsy”. Imprezę zorganizowano już po raz dziesiąty. Swoją ofertę zaprezentowało
blisko 150 wystawców z Polski i z zagranicy.
„Miasto Kobiet” było patronem medialnym wydarzenia. www.jubinale.com [KS]
fot. www.PolskaBizuteria.pl; www.metaforma.pl
JUBINALE Letnie Targi Trendów
Jubilerskich i Zegarkowych 2010
TRENDY
Biżutrendy
Karolina Siudeja
Podstawowa zasada ekonomii stylu brzmi: inwestuj w Dodatki. Buty łatwo się niszczą,
ciuchy szybko przestają być modne, a biżuteria zostaje na lata. Poza tym mając w szafie zaledwie
trzy klasyczne sukienki i jedną marynarkę, ale za to tonę biżuterii, możesz codziennie wyglądać
inaczej i zawsze zwracać na siebie uwagę. Poniżej cztery najważniejsze trendy w biżuterii tego
sezonu. Żebyście wiedziały, w co inwestować
Trollbeads
bransoletka modułowa
Kompozycja tylko moja
Biżuterię modułową Europejki noszą już od pokoleń. Dunki, Włoszki czy Francuzki z dumą pokazują nadgarstki
i opisują po kolei historię każdego koralika, który mają w bransoletce. Do Polski moda na samodzielne komponowanie biżuterii, kiedy to element po elemencie układa się swój unikatowy zestaw, przybyła dopiero niedawno. Szybko się jednak przyjęła. Koraliki o fantazyjnych kształtach, robione z kamieni szlachetnych, hartowanego szkła, srebra i złota oferuje już niemalże każda większa firma jubilerska (w tym W. Kruk i Swarovski). Specjalistami w tej dziedzinie są jednak dwie duńskie: najstarsza, powstała w 1976 roku, Trollbeads (w Krakowie dostępna w Bonarce) i Pandora (ul. Grodzka 38).
Jeszcze dalej w tworzeniu biżuterii spersonalizowanej poszła firma WK-art projekt, która umożliwia klientom komputerowe projektowanie biżuterii według własnego pomysłu. Dodatkowym atutem jest możliwość obejrzenia i dokonania ewentualnej korekty gotowego już wzoru przed jego fizycznym wykonaniem w metalu (www.wk-art.com).
WK-art projekt
pierścionki
projektowane
komputerowo
Agata Krzyżanowska
kolczyki i zawieszka
W zgodzie z naturą
Kamień, sznur, len, wiklina, filc – jeszcze do niedawna
przy produkcji ozdób te materiały wykorzystywali wyłącznie twórcy biżuterii typu hand-made, kupowanej w małych
sklepikach na Kazimierzu albo w internecie. Kwiaty i owoce
– tym ozdabiały się młode hippiski, a czereśnie na uszach
wszystkie wieszałyśmy sobie zamiast kolczyków, gdy byłyśmy małe. Teraz po naturalne inspiracje sięgają najwięksi jubilerzy. Znana projektantka Anna Orska zaprezentowała w tym sezonie etniczną, bardzo kolorową kolekcję naszyjników i bransoletek oversize, w których dumnie paradowała Katarzyna Figura podczas Festiwalu Polskich Filmów
Fabularnych w Gdyni. Naturalnych elementów nie zabrakło
też podczas krakowskich targów trendów biżuterii i zegarków Jubinale. Eugeniusz Salwierz oparł swoją kolekcję na
gigantycznych bursztynach, natomiast Agata Krzyżanowska
zaproponowała swoim klientkom kwiaty do uszu i na szyję.
50
Miasto Kobiet 2010
Eugeniusz Salwierz
biżuteria z bursztynem
Anna Orska
bransoletka i naszyjnik
Zdjęcia z pokazu mody na Jubinale 2010 (modelki z Rores Models), fot. www.PolskaBizuteria.pl, pozostałe: materiały prasowe Trollbeads, Anny Orskiej, Tous, WK-art projekt
redaguje
Arek Wolski
biżuteria srebrna
TOUS
naszyjnik
Na łańcuchu
Najpierw łańcuchy na szyi zaczęli nosić raperzy. Potem trafiły do mody młodzieżowej.
Teraz łańcuchy są obowiązkowym elementem ozdobnym każdej modnej kobiety. Zasada jest prosta – jeśli jeden sznur, to z dużymi, konstrukcyjnymi ogniwami. Jeśli łańcuch
ma ogniwa drobniejsze, to powinien być wielokrotnie owinięty wokół szyi. A najlepiej gdy wisi
ich kilka naraz. Zawsze natomiast łańcuch musi być długi. Tu nie ma miejsca na skromność,
ma go być widać. Odważną kolekcję ażurowej
biżuterii srebrnej zaprezentował na krakowskim
Jubinale Arek Wolski .
Adamas
naszyjnik z pereł
Lata
dwudzieste
Perły, diamenty i stare złoto. Są rzeczy, które z mody nie wychodzą nigdy. Nie starzeją się, pasują do
wszystkiego. Projektanci biżuterii
świetnie o tym wiedzą, dlatego
w ich kolekcjach elementy retro powracają jak bumerang.
Z okazji 170. rocznicy swojego istnienia firma jubilerska W. Kruk wypuściła właśnie limitowaną serię biżuterii stylizowanej na pierwsze projekty Kruka z lat 20. (dostępnych jest 170 kompletów tych cacek). Na krakowskich targach Jubinale
do lat międzywojnia odniosła się natomiast marka Adamas, proponując piękne
sznury pereł. W połączeniu z małą czarną
oszałamiać będą zawsze.
CIAŁO
I dusza
na skróty
Joga w parku
Powitanie słońca wśród drzew i kobra na trawie… Czy można być jeszcze bliżej natury? Po raz kolejny w całym kraju rusza wakacyjny program „Joga w parku” (27 czerwca – 29 sierpnia). W Krakowie zajęcia odbywają się w każdą niedzielę o g. 10.15 w Parku Bednarskiego (Podgórze, wejście od ul. Parkowej). Po półtorej godziny asan będzie czas na wykłady i warsztaty z zakresu zdrowego stylu życia, a wśród nich: Refleksoterapia i aromaterapia – naturalne metody leczenia
(18 lipca), Masaże ajurwedyjskie (1 sierpnia), Medycyna japońska w Krakowie (22 sierpnia). www.jogawparku.pl [AP]
Dobry makijaż musi być wyrazisty i precyzyjnie wykonany. Źle roztarte krawędzie cieni czy drobinki tuszu do rzęs na policzkach – to nie do przyjęcia.
Uczestnicy konkursu Mistrz Makijażu Sephora 2010 wiedzą o tym doskonale. 16 czerwca w hotelu Chopin odbyły się krakowskie eliminacje do tego
ogólnopolskiego konkursu. Zwycięzcy pojadą na finał do Warszawy. Powalczą o tygodniowy pobyt w Nowym Jorku oraz szkolenia w tamtejszej siedzibie marki Sephora.
– Konkurs Mistrz Makijażu organizujemy już po raz ósmy. Od dwóch lat
jest to projekt międzynarodowy – mówi Sergiusz Osmański, dyrektor kreatywny Sephora Polska. – Tym razem do współpracy włączyła się marka Estée Lauder. To właśnie makijaż w ich stylu i ich kosmetykami muszą
wykonać uczestniczki eliminacji. Tematem dzisiejszych zmagań jest makijaż zmysłowy.
– Mocno podkreślone usta oraz smoky eye – silnie zarysowane oko z roztartym aż pod łuk brwiowy ciemnym cieniem. Taka stylizacja doskonale nadaje się na wieczór, jest wyrazista, wydobywa głębię spojrzenia – wyjaśnia
Anna Glińska, mistrzyni makijażu 2009. Tegorocznego zwycięzcę konkursu
poznamy we wrześniu. [KS]
Sephora ufundowała dla naszych Czytelniczek zestawy kosmetyków do makijażu. Szczegóły konkursu na str. 6.
52
Miasto Kobiet 2010
Joga w Parku, fot. Alicja Rosé; Sephora.pl; Meli Melo, fot. Kamila Kozińska
Mistrz Makijażu 2010
Miszmasz dla kobiet
„Meli-Melo” to po francusku „miszmasz”. Taka jest nazwa i zarazem credo nowej Akademii Rozwoju Osobistego Kobiet przy ul. Krowoderskiej 68/3. W efekcie tai chi, joga i taniec brzucha przemieszane są w grafiku z kursem fotografii i warsztatami projektowania biżuterii. Jest nawet kurs szydełkowania i robienia na drutach. Bo kobieta ma wiele potrzeb. www.meli-melo.pl [AP]
Trzy lata
z Medicorem
Centrum Kosmetyki i Medycyny Estetycznej Medicor (Kraków, ul. Karmelicka 10)
świętowało w maju swoje trzecie urodziny.
Z tej okazji właścicielki centrum – Natalia
Denisowa, Edyta Nykiel i Ludmiła Petrenko – zaprosiły do siebie klientów i przyjaciół z branży. Oprócz urodzinowego tortu
na gości czekało wiele atrakcji, m.in. pokaz mody przygotowany przez Magdalenę
Korzeniowską z butiku Stylizo (ul. Meiselsa 10) oraz lekcja pielęgnacji i stylizacji
pod kierunkiem Patrycji Czaudernej-Kuder i fryzjerów z salonu Trendy (ul. Bociana 4d). Medicor sprawił też sam sobie
prezent urodzinowy – nowoczesną maszynę do wyszczuplania metodą lipolizy ultradźwiękowej. www.medicor.krakow.pl [KS]
spinning
pod gołym niebem
Nie, nie chodzi bynajmniej o metodę wędkowania. Spinning to też grupowa jazda na rowerach stacjonarnych przy muzyce. To ostatnio bardzo modny, nietuzinkowy sposób na
dobrą kondycję i smukłą sylwetkę. W plenerze krakowskich Błoń (29 sierpnia, g. 12)
na około stu stacjonarnych rowerach już po raz drugi odbędzie się trzygodzinny maraton spinningowy Summer Maraton Spinning. W Krakowie indoor cycling można uprawiać
m.in. w fitness klubie Młyn (ul. Dolnych Młynów 5), Flex
(ul. Piwna 24), Platinium (ul. Lea 213) oraz Racquet (ul. Zakopiańska 62) – tam też szukajcie szczegółów na temat maratonu i wpisujcie się na listę uczestników. „Miasto Kobiet”
jest patronem medialnym akcji. [RT]
CIAŁO I dusza na skróty
Czy potrafimy dzielić się swoimi emocjami? Jak je wyrażamy? Sprawdzała to dziennikarka Anna Maruszeczko, która 12 i 13 czerwca na niebieskiej kanapie pod Wawelem w ciągu 12 godzin wysłuchała 80 opowieści mieszkańców naszego miasta. Kraków to jedno z pięciu miast (jest jeszcze Warszawa, Gdańsk, Lublin i Wrocław), które
dziennikarka odwiedziła w ramach projektu Let it Out. Uwolnij emocje, zorganizowanego przez producenta chusteczek Velvet. – Kobiety w większości są nademocjonalne,
panikują, histeryzują, wrzeszczą, „kopią prądem”. Mężczyźni wszystkimi siłami próbują swoje emocje stłumić, przez co ich najbliższe otoczenie jest mocno zdezorientowane; nikt nie wie, co w nich siedzi – dzieli się swoimi spostrzeżeniami Anna Maruszeczko. www.uwolnijemocje.com [AP]
S P RO S TOWANIE
W poprzednim numerze „Miasta Kobiet” błędnie napisaliśmy, że na jednym ze
zdjęć z gali Srebrnych Luster znajduje się pani Donata Kaczmarczyk z Active Niuton. Za pomyłkę przepraszamy.
serwis prasowy Let it out. Uwolnij emocje
Let it Out – uwolnij emocje
testCIAŁO I dusza
Na rower, Testujemy spinning
gotowi,
start
Spinning. Gdy usłyszałam o nim po raz pierwszy, pomyślałam, że to
żart: zbiorowa jazda na stacjonarnych rowerach przy hałaśliwej muzyce? To nie może być zabawne. Gdy jednak sale spinningowe zaczęły
wyrastać w Krakowie jak hotele w egipskiej Hurghadzie, postanowiłam
skonfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistością. I stało się. Po miesiącu pedałowania w nowym klubie Flex niemal przyrosłam do roweru i z pełną odpowiedzialnością mogę napisać: spinning to fajna rzecz.
Rowerki we Fleksie (naprawdę dobry sprzęt, jakim nie wszystkie kluby mogą się poszczycić) biją na głowę mój domowy, przestarzały stacjonarny bicykl, którego jedynym uzasadnieniem istnienia jest to, że
od paru lat dobrze pełni funkcję wieszaka. To oczywiście nie jest argument najmocniejszego kalibru, choć dotyka kwestii kluczowej – motywacji. Tej, która sprawia, że – niezależnie od dyscypliny – łatwiej nam
ćwiczyć godzinę w grupie niż kwadrans w domu, w samotności. I dzięki której przychodzę do klubu, wsiadam na rower i jadę, nie zastanawiając się nad zmęczeniem. Dynamiczna muzyka pomaga złapać właściwy rytm, a instruktor wytycza trasę (czyli najprościej mówiąc, decyduje, ile mamy górek do pokonania, kiedy stoimy, a kiedy siedzimy,
kiedy przykręcamy śrubę – dosłownie – a kiedy wrzucamy luz) i zagrzewa do walki. W czasie jazdy każdy dopasowuje opór koła do swoich
możliwości i kontroluje tętno na pulsometrze. Zalety spinningu długo
by wymieniać: polepszenie kondycji, rzeźbienie mięśni łydek, pośladków i ud, odreagowanie stresu, poprawa krążenia, wzmocnienie układu kostnego, zapobieganie osteoporozie. No i rzecz, obok której żadna kobieta nie przejdzie obojętnie – tylu kalorii (do 700!) nie spali się
na żadnych zajęciach fitness. A to oznacza miłą perspektywę zrzucenia paru kilogramów.
W klubie Flex, który jest oficjalnym centrum spinningu, zajęcia organizowane są na czterech poziomach. Zaczynam od treningu wytrzymałościowego o niskiej intensywności. Więcej tu jazdy po płaskim niż wspinania się pod górę. Niemniej jednak godzina pedałowania non stop to
dla mnie duży wyczyn. Po pierwszych zajęciach czuję się wykończona,
dopiero na kolejnych zaczynam „czuć bluesa”, a po dwóch tygodniach
rozumiem entuzjastyczne wpisy na forach internetowych osób, które
przyznają się do uzależnienia od spinningu (pewnie wkrótce ta przypadłość doczeka się swojej nazwy). Tych, którzy wolą jazdę na rowerze po
mieście lub wzdłuż Wisły, nie będę odwodzić od obcowania z naturą.
Jednak nawet dla tradycjonalistów spinning może być świetnym sposobem na poprawienie formy. Dodam jeszcze, że na sali w klubie Flex
nie muszę wdychać spalin i walczyć o życie z samochodami ani tłoczyć
się z innymi rowerzystami na nielicznych w mieście ścieżkach rowerowych, co w tym roku skutecznie odwiodło mnie od zamiaru wyciągnięcia z piwnicy mojej „damki”.
Aneta Pondo
Flex, Sport&Health Club, ul. Piwna 24, tel. 12 346 52 64, www.flexclub.pl
Wakacyjna, promocyjna cena miesięcznego abonamentu 130 zł; wejście jednorazowe 20 zł
testCIAŁO I dusza
TESTUJEMY ZABIEG NA TWARZ i ciało
Wakacyjne
Fruity Beauty
Femmalium to MED SPA – miejsce, gdzie można poddać ciało radykalnym zabiegom upiększająco-odmładzającym (jak np. modelujący sylwetkę EXILIS czy zwalczający cellulit NNM LIPO KONTOUR) albo
wpaść na weekend lub nawet na chwilę w środku tygodnia, by się odprężyć. W ofercie są też usługi fryzjerskie, można więc z Femmalium
wyjść nie tylko zrelaksowaną, z „odnowioną” skórą, ale także przygotowaną na przyjęcie.
W ofercie spa zainteresował mnie „letni” zabieg witaminowy na twarz
i ciało firmy Babor, o działaniu odżywczym i wygładzającym. Jak działa, pokazała mi pani Magda Broś. Specjalnie dla mnie przygotowała
owocowo-mleczny koktajl, który, według jej zapewnień, dostarcza skórze całego ciała niezbędnych witamin i minerałów oraz chroni ją przed
działaniem wolnych rodników. „Dzięki wykorzystaniu naturalnych
owocowych składników skóra odzyskuje piękny, świeży wygląd, a sam
zabieg pobudza zmysły”, twierdzi z przekonaniem pani Magda. Jakie
owoce wchodzą w skład magicznego suszu, którego użyto w Femmalium? „Przeważnie dzikie owoce: jeżyny, maliny, jarzębina”, podpowiada pani Magda. Ich mieszanka (pamiętajmy, ile musi zawierać kwasów
owocowych!) jest łączona z odżywczym kremem i składnikami do pi-
Femmalium MED SPA, ul. Poznańska 8, tel. 12 416 16 40, www.femmalium.pl
Fruity Beauty na twarz i ciało – 270 zł
lingu. Potem robi się z tego paczuszki, w których do mieszanki dodaje się kamienie i podgrzewa w specjalnym urządzeniu – i nimi dopiero
wykonuje się masaż. Nie muszę chyba dodawać, że owoce podczas tych
wszystkich etapów oddają nie tylko wartości odżywcze, ale i zapach,
a wykonany nimi piling dostarcza przyjemnych doznań. W trakcie zabiegu jest też czas na relaks (ułatwiają go olejek do aromaterapii, zapach owoców, podgrzewane łóżko, kojąca muzyka sącząca się do ucha
i odpowiednia temperatura), jak i na absolutną rewelację: masaż twarzy wykonany przez panią Magdę. Mniej więcej przez 15 minut robiła
ona z moją twarzą rzeczy, których nigdy bym się nie spodziewała – przyznaję, że był to najbardziej odprężający element całego rytuału. Wyszłam z Femmalium zrelaksowana, pachnąca i gotowa do założenia kolorowej, lekkiej sukienki. Skóra? „To nie jest możliwe, żeby dorosła kobieta miała skórę jak niemowlak”, powiedział znajomy. Wyraźnie napięta, odżywiona, z podkreśloną opalenizną – moja skóra czeka na lato.
Agnieszka Kozak
testCIAŁO I dusza
Testujemy manicure
z pilingiem migdałowym i lakierożelem
Dwa w jednym
Dłonie są naszą wizytówką – to takie oczywiste.
Co jednak zrobić, gdy ta wizytówka ma szorstki
naskórek, łamliwe paznokcie i poszarpane
skórki, a nieustanne malowanie i zmywanie
paznokci przyprawia nas o ból głowy? Odpowiedź
na to pytanie znalazłam w Studiu Angel przy
ul. Zwierzynieckiej 30. A brzmi ona: manicure
z malowaniem paznokci lakierożelem firmy OPI
Lakierożel nakłada się
na płytkę paznokcia zamiast lakieru. Jego warstwa jest cienka, więc
paznokcie
wyglądają
naturalnie (to uwaga
dla tych kobiet, którym
wszelkie żele u manikiurzystki
kojarzą
się z długimi, grubymi
i sztucznie wyglądającymi tipsami). Plusy?
Po pierwsze – kolor utrzymuje się długo (ok. trzech tygodni), po drugie
– nie ma odprysków, po trzecie – paznokcie się nie łamią (żel wzmacnia
płytkę). Po czwarte i piąte – zabieg trwa niewiele dłużej od klasycznego
manicure’u, a gdy wychodzimy z gabinetu, lakier jest suchy. Do tego dodałabym jeszcze, że paznokcie można skracać, piłować, a gdy za szybko
odrosną – uzupełnić kolor zwykłym lakierem. Lakier w formie żelu doskonale sprawdza się również na stopach, a że paznokcie u nóg rosną
wolniej, utrzymuje się on dłużej.
Zanim jednak lakierożel trafił na moje paznokcie, kosmetyczka wykonała piling dłoni kwasem migdałowym. Zabieg ten przeznaczony jest
do każdego rodzaju skóry, także bardzo delikatnej. Bardzo ładnie wygładza skórę i, co ważne, może być wykonywany przez cały rok, także latem. Kwas migdałowy zapobiega fotostarzeniu i uodparnia skórę na promienie UV. Dowiedziałam się też, że po wakacjach z kolei,
doskonałym zabiegiem regenerującym dla dłoni jest fotoodmładzanie
IPL. Ale to dopiero jesienią, gdyż po zabiegu nie jest wskazana ekspozycja na słońce.
Efekt mojej wizyty? Dłonie wyglądają naprawdę pięknie, ale dodam,
że to zasługa nie tylko pilingu migdałowego i lakiero-żelu, ale także manikiurzystki ze Studia Angel, która jeszcze nigdy mnie nie rozczarowała. Idealnie usunięte skórki, perfekcyjnie naniesiony kolor.
Wiem, że za trzy tygodnie, tuż przed wyjazdem na urlop, pojawię się
w Angel ponownie.
Aneta Pondo
PS: Dwa tygodnie później: lakier nadal się trzyma!
Studio Angel, ul. Zwierzyniecka 30, tel. 12 429 11 59, www.studioangel.pl
Manicure z lakierem w formie żelu – 100 zł (frencz – 110 zł)
Piling kwasem migdałowym na dłonie – 80 zł
10% rabatu dla czytelniczek MK
warsztaty CIAŁO I dusza
Lato z Galaktyką
Gdy zadzwoniliśmy do Centrum Urody i Rozwoju Osobistego Galaktyka Kobiet, aby umówić się na test
zabiegu kosmetycznego, Judyta Kwaśniewska, właścicielka, powiedziała: „Co tam test! Czytelniczki już
nieraz czytały u was o zabiegach oczyszczających, masażach czy depilacji. Powiedzcie im o naszych
letnich warsztatach. Takich nie ma nikt!”. Sprawdziliśmy – prawda
Warsztaty fotografii (17, 18 lipca)
Jedziesz na wakacje i chciałabyś, aby w tym roku twoje zdjęcia z plaży były wreszcie ostre, a z wycieczki mniej banalne? Albo już jakiś czas temu
kupiłaś sobie fajny aparat, ale nie potrafisz wykorzystać nawet połowy jego możliwości? Ten kurs jest w sam raz dla ciebie. Warsztaty są „letnie”
i utrzymane będą w swobodnej, choć profesjonalnej atmosferze. Poprowadzą je Jerzy Hejber i Tomasz Marks z Sopotu, z jednej z najlepszych
szkół fotografii w Polsce. Uczestnicy warsztatów poznają w teorii i praktyce podstawy kompozycji, naświetlania i techniki obróbki komputerowej.
Koszt dwudniowych warsztatów (sześć godzin zajęć dziennie) – 500 zł.
fot. Patrycja Kubala
Tydzień z tańcem brzucha (19-24 lipca)
Po co to? Dla zabawy, ruchu, rozwoju koordynacji ruchowej i świadomości własnego ciała, dla zapoznania się z kulturą arabską przed wyjazdem
na wakacje. I dla siebie. Taniec brzucha to świetny sposób, aby wyzwolić
swoją kobiecość, pokochać swoje ciało i nauczyć się pięknie poruszać. Podczas czterech spotkań warsztatowych poznasz krótki układ choreograficzny oraz podstawy belly dance – zmysłowe ruchy bioder, biustu i rąk. Koszt
czterodniowych warsztatów (po półtorej godziny dziennie) – 100 zł.
Lekcje stylu z Agnieszką Rokosą (31 lipca – 1 sierpnia)
Jaki kolor ubrania do jakiej cery, co założyć do pracy, a co na imprezę,
jak zmienić swoją fryzurę, jak się malować i co najważniejsze – jak znaleźć swój styl i być oryginalnym – tego m.in. można się nauczyć podczas
warsztatów stylu. Poprowadzą je charyzmatyczna stylistka, projektantka,
plastyk i personal shopper Agnieszka Rokosa, fryzjer i projektant Jakub
Ziemirski i wizażystka Iza Szelągowska. To już druga edycja warsztatów
stylu – pierwsze odbyły się w kwietniu i zakończyły wielkim sukcesem.
Koszt dwudniowych warsztatów (po osiem godzin dziennie) – 400 zł.
Warsztaty emisji głosu (14 sierpnia)
Często nie zdajemy sobie sprawy, jak ważny jest nasz głos i jak wpływa na to, jak
postrzegają nas inni. Nie bez znaczenia jest też styl wypowiedzi, dynamika
zdań. Zajęcia z emisji głosu i wystąpień publicznych nie są zarezerwowane
jedynie dla aktorów i dziennikarzy. Nauczyciel, prawnik, doradca klienta,
sales manager, biznesmen – wszyscy oni pracują, mówiąc. Warsztaty prowadzi Magdalena Wadowska – z wykształcenia etnolog, z zawodu sopranistka
i dziennikarka radiowa. Koszt jednodniowych warsztatów – 300 zł.
OLA PRZEGORZALSKA
więcej na: www.galaktykakobiet.pl Galaktyka Kobiet, ul. Beliny-Prażmowskiego 18, Kraków, tel. 12 413 33 55
Dla naszych Czytelników Galaktyka Kobiet ufundowała wejściówkę na warsztaty emisji głosu oraz zajęcia ruchowe. Szczegóły – str. 6.
Gdy młody
Jeszcze
kilkadziesiąt
lat
temu
związek,
w którym kobieta miała więcej lat niż jej partner,
oznaczał skandal. A dziś? Specjaliści twierdzą,
że wielu współczesnych mężczyzn, szukając
partnerek o silnych osobowościach, znajduje je
w starszych od siebie przedstawicielkach płci pięknej
ie wiem, czy mam prawo kontynuować związek z dużo
młodszym partnerem?”, „Młodszy partner – czy to coś złego?”. W internecie można znaleźć zapisy rozmów anonimowych
kobiet. Są w różnym wieku. Opisują swoje życiowe historie, proszą
o radę, dzielą się swoimi problemami i wątpliwościami, opowiadają o szczęściu i udanych związkach. Z wirtualnych dyskusji wyłaniają się głosy „za” i „przeciw”. Podobnie jak w realu.
***
Joanna ma 40 lat, a jej partner jest młodszy o dziewięć lat. Kiedyś
myślała, że różnica wieku może być problemem. Teraz stanowczo
zaprzecza. – Mam koleżanki, które mają partnerów rówieśników
i kłócą się, rozstają, żyją w separacji, niektóre się rozwodzą. Czasem
żyją pod jednym dachem z osobą, która wydaje się kimś obcym.
Sama rozwiodła się z mężem starszym o trzy lata. Więcej ich dzie-
***
Agnieszka (39 lat) jest wizażystką. Swojego partnera poznała pięć
lat temu. Zaczęło się od wirtualnych rozmów. Przez internet mogli ze sobą rozmawiać szczerze, bez udawania. Opowiadali o tym,
co ich boli, jak wyglądało ich życie do tej pory, co chcieliby zmienić. Obydwoje mieli za sobą burzliwe związki i czuli, że są na życiowym zakręcie. W końcu zaczęli się spotykać.
ilustracja Agnieszka Kucia
N
liło, niż łączyło. Jej zdaniem, różnica wieku może być istotniejsza,
gdy kobieta jest blisko trzydziestki, a partner jest sporo młodszy.
– W naszej sytuacji różnica nie jest tak widoczna. Osoba, z którą jestem w związku, jest dojrzała i odpowiedzialna. Czuję się przy niej
bezpiecznie – mówi Joanna. Z partnerem łączy ją miłość do sportu
– są zapalonymi kibicami piłki nożnej. Poza tym mają podobne poglądy na różne tematy, te same rzeczy mają dla nich wartość. – Jeszcze 10, 15 lat temu wiadomość o tym, że jestem z młodszym mężczyzną, pewnie wywołałaby oburzenie i zaskoczenie w moim środowisku, wśród znajomych czy w rodzinie – mówi Joanna. – Teraz takie rzeczy nie dziwią. Nie spotkałam się jeszcze z jawną krytyką ani
przykrymi słowami na temat naszego związku.
Joanna podkreśla, że ona i jej partner nie różnią się niczym od innych par. – Jedyna kwestia, która nas dzieli, dotyczy dzieci. Mój
partner chciałby mieć dziecko, a mnie już trudno się na to zdecydować ze względu na wiek. Poza tym mam już dwójkę dzieci
z pierwszego małżeństwa – mówi.
bierze starszą
– To mężczyzna bardzo zrównoważony emocjonalnie, odpowiedzialny. – mówi Agnieszka. – Nie chodzi tylko o charakter czy osobowość, ale też wartości wyniesione z domu, wychowanie, które
wpływa na to, jak postrzega się świat. Wiek nie ma tutaj znaczenia. Nie czujemy tych dziewięciu lat różnicy.
Rodzina też nie widziała w tym żadnego problemu. Agnieszka
bardzo się z tego cieszy, bo dobrze pamięta opowieści swoich koleżanek, które też związały się z młodszymi partnerami. – Były
afery rodzinne, kłótnie, płacz. Niektórzy odbierali to jako sensację
– mówi Agnieszka. – My na szczęście czegoś takiego nie doświadczyliśmy. Przyznaje, że dobrze się czuje wśród osób młodszych
od siebie. Jej partner z kolei bardzo ceni u kobiet ich dojrzałość.
Problemy w związku? Ich lista nie jest długa i zdaniem Agnieszki
nie różni się wiele od tych, które występują u innych par. Ostatnio pojawia się jednak temat, na który 39-latka patrzy inaczej niż
jej 30-letni partner. – Chodzi o sformalizowanie związku, plany
związane z powiększeniem rodziny. Tutaj nasze poglądy nieco się
rozmijają. Ja jestem starsza i na razie nie myślę o kolejnej ciąży,
gdyż mam już jedno dziecko z pierwszego związku. Mam nadzieję, że wspólnie uda nam się wypracować jakiś kompromis.
***
„A mnie właśnie zostawił facet młodszy o 14 lat. Dla równolatki! Byliśmy cztery lata razem i było jak w bajce, dla niego zostawiłam poprzedniego faceta, zrezygnowałam z ustabilizowanego życia” – pisze na forum internetowym kobieta o nicku „zraniona”.
Opowiada też o ukrywaniu związku, życiu w tajemnicy i zdradzie partnera. „Młodzi się nami bawią... byłam dwa razy w takim
związku i dwukrotnie zostałam porzucona” – dodaje internautka,
posługująca się nickiem „kobietka 40+”.
Przestrogi, porady, ostra krytyka i poparcie dla związków z różnicą wieku – w wirtualnym świecie ten temat wywołuje dużo emocji. Nie brakuje głosów kobiet, które obawiają się, że partner wymieni je kiedyś na „nowszy model”.
ZWIĄZKI CIAŁO I dusza
„Zarzekałam się, że wiek nie gra roli, ale to nieprawda” – żali się
ktoś w sieci. „Wizja porzuconej za kilka lub kilkanaście lat starszej
pani jest dla mnie niemożliwa do zniesienia” – opowiada o swojej walce z uczuciami anonimowa kobieta. Internautka o nicku
„zdesperowana” przekonuje, że związki, w których kobieta jest
starsza, rozpadają się, jeśli ma ona już dziecko i nie planuje kolejnego, a spotyka kawalera myślącego o założeniu rodziny. „Faceci
też chcą mieć dziecko, tylko przychodzi to u nich później” – podkreśla.
***
Jak zauważa socjolog rodziny, dr Małgorzata Duda, związków,
w których kobieta jest starsza od partnera, nie przybywa gwałtownie, ale coraz częściej w społeczeństwie porusza się ten temat.
– Kilkadziesiąt lat temu takie związki były odbierane jako niesmaczne obyczajowo, wstydliwe – tłumaczy dr Duda. – Wynikało to ze stereotypów kulturowych i tradycji. Uważano, że to mężczyzna jest głową rodziny, ostoją, siłą, dlatego związki, w których
mężczyzna był starszy od partnerki, wydawały się czymś naturalnym. Do tego dochodzi podświadome przekonanie, że młodsza
partnerka może zapewnić zdrowe potomstwo.
Jak zauważa dr Duda, na przestrzeni ostatnich lat zmieniły się
wzorzec rodziny i postrzeganie ról społecznych. Kobiety na równi z mężczyznami stawiają na aktywność zawodową, często późno
decydują się na macierzyństwo. Zdarzają się też pary, które wybierają bezdzietność.
– Część mężczyzn akceptuje taki stan rzeczy – tłumaczy socjolog. – Wielu współczesnych mężczyzn szuka w partnerce silnego oparcia. Pokazują to badania, przeprowadzone wśród nastolatków. Po części wynika to z sytuacji domowej. Jeśli w rodzinie brakowało mocnych, ustabilizowanych wzorców zachowań, to młody
człowiek, wchodząc w dorosłe życie, czuje się niepewnie. Pojawia
się też syndrom dorosłego dziecka. Obecnie dużo później bierzemy na siebie odpowiedzialność, zakładamy rodziny. Wydłuża się
ZWIĄZKI CIAŁO I dusza
czas edukacji, więc pewne decyzje zostają odroczone w czasie.
Nie chodzi o to, że mężczyźni zniewieścieli, ale znacznie częściej
uzewnętrzniają swoje uczucia. Społeczeństwo dopuściło taki wizerunek, co jest czymś pozytywnym.
Jak podkreśla dr Duda, badania socjologiczne pokazują również,
że część dwudziestokilkulatków uważa, że ich rówieśniczki są
mniej dojrzałe emocjonalnie i społecznie i trudno znaleźć z nimi płaszczyznę porozumienia. Normy kulturowe ulegają przetasowaniu, nadal jednak przeważają związki równolatków lub takie, w których mężczyzna jest starszy o kilka lat od swojej partnerki. A na jakie bariery natrafiają pary, w których partnerka ma
więcej wiosen?
– Czasem są to kwestie związane z prawami natury – mówi socjolog. – Na przykład gdy partner chce założyć rodzinę, a partnerka ma już dziecko z poprzedniego związku i nie chce się decydować na kolejne. Zdarza się jednak, że partner przychyla się do
takiej decyzji oraz akceptuje dziecko partnerki jak własne i przelewa na nie ojcowską miłość. W rzeczywistości nie metryka jest
problemem. Przede wszystkim chodzi o dojrzałość emocjonalną
i społeczną partnerów. To istota ich doboru. A że takie związki się
sprawdzają i potrafią być bardzo szczęśliwe, pokazuje samo życie.
Karolina Kelman
*Imiona bohaterek zostały zmienione.
Singielki
– historie prawdziwe
Są ambitne, atrakcyjne, towarzyskie, dobrze zarabiają. To
one zwykle siedzą w barze najdłużej, w końcu w domu nikt
na nie nie czeka. Są wolne. Na wiele mogą sobie pozwolić,
ale też wielu rzeczy im brak. Singielki – jedne z wyboru, inne
mimo woli. Kiedy w kinach święci triumfy kolejna część „Seksu
w wielkim mieście”, zapytałam pięć mieszkanek naszego miasta,
jak to jest być singielką w Krakowie
WCZORAJ
Marta, 27 lat, doradca podatkowy
Mężczyźni? Rozczarowałam się, wiele razy. Odchodzili z rozmaitych powodów. Lubię je cytować: „Marta, jesteś świetną dziewczyną, ale znajdziesz kogoś lepszego”. „Marta, uwielbiam spędzać z tobą czas, ale nie ma tego czegoś”. „Marta, mam teraz
wenę twórczą, odezwę się, jak minie”. Inny wypowiedział ciąg
komplementów, żeby zakończyć go słowami: „… aczkolwiek nie
pasujemy do siebie”. Do dziś przeklinam słowo ACZKOLWIEK.
Magda, 30 lat, fotografka
Coś jest nie tak z facetami. Ostatnio poznałam jednego na stacji benzynowej. Wymieniliśmy się numerami telefonów. Zadzwonił kilka
razy. Flirtowaliśmy. W końcu się umówiliśmy. Obiecał, że zabierze
mnie w jakieś niezwykłe miejsce. I zabrał. Na dzikie wysypisko śmieci, gdzie w zaparkowanym obok hałdy odpadów samochodzie kopulowały jakieś nastolatki. Rozmowa nam się nie kleiła, chciałam stamtąd jechać. Na szczęście na nic nie nalegał. Jednak zanim odjechaliśmy, powiedział: „Poczekaj, muszę coś załatwić”. Wyszedł z samochodu, wyjął z bagażnika wielki wór ze śmieciami i wyrzucił przed
siebie. Wtedy do mnie dotarło, że z pewnością był żonaty.
Kalina, 32 lata, dziennikarka
Ostatni związek? M. Wydawało się, że zauroczył się we mnie
od pierwszego wejrzenia (słów „zakochał się” nie używam). Zabawny, normalny facet. Spotykaliśmy się codziennie, dzwonił,
pisał, zabierał na kolacje. Polubili go moi przyjaciele. Ja długo
byłam sceptyczna. „To jest za dobre, żeby mogło być prawdziwe” – myślałam. Nie pomyliłam się. Jak tylko zaczęłam wierzyć,
że to się uda, dostałam SMS-a. „Przepraszam, nie potrafię być
w związku. Taka jest moja natura. Nie umiem ci tego powiedzieć
w oczy”. Jak to ktoś kiedyś powiedział, mężczyzny nie poznaje
się po tym, jak zaczyna, ale po tym, jak kończy.
Anna, 38 lat, biolog, nauczyciel akademicki
Poznałam go przez internet. Długo mailowaliśmy – rozumieliśmy się świetnie, wydawał się inteligentny i zabawny. Po pewnym
68
Miasto Kobiet 2010
czasie poprosił o spotkanie. Umówiliśmy się w pizzerii, w centrum miasta, tam czułam się bezpieczniej. Kiedy go zobaczyłam, od razu wiedziałam, dlaczego szuka kobiety przez internet.
Niski, przygarbiony, źle ubrany. Typowy stary kawaler. Zostałam
z grzeczności, rozmowa nie kleiła się, spotkanie w realu zupełnie go onieśmieliło. Aby dodać sobie odwagi i odwrócić uwagę od
swego wyglądu, przechwalał się, ile to zarabia i jakie ważne stanowisko zajmuje w firmie. Gdy jednak przyszło do płacenia rachunku, nie powiedział nic. Uznałam więc, że każdy płaci za siebie, wyjęłam z portfela 25 złotych za moje pół pizzy i kieliszek
wina i położyłam na stole. On dał kelnerowi stówę, ale zanim to
zrobił, skrupulatnie przeliczył moją część pieniędzy, sprawdzając,
czy aby nie oszukałam go o 50 groszy.
DZISIAJ
Magda
Mężczyźni często mówią mi, że jestem zbyt silna. Że aby mieć
chłopaka, muszę być delikatną, wrażliwą kobietką. A ja przecież
jestem wrażliwa, ale nie będę wzdychać, uśmiechać się głupkowato i dziwić wszystkiemu. Ale OK, skoro to ma pomóc... Nauczyłam się już, że jeśli przepali mi się żarówka, a jest ze mną
facet, muszę udawać nieporadną i poprosić go o pomoc. On
wtedy poczuje się doceniony. Jeśli zrobię to sama, to jakbym go
wykastrowała.
Kalina
Najgorzej jest, kiedy mówią mi: „jak ty desperacko szukasz faceta”. I zaraz widzę w ich spojrzeniu, jak myślą sobie o mnie, że
pewnie już dawno nikt mnie nie przeleciał i dlatego płaczę nocami w poduszkę. Rany boskie, po pierwsze nie szukam, po drugie nie desperacko. Desperatki to te, które biorą, co popadnie. Ja
nie chcę faceta ciamajdy, lowelasa albo głupszego od siebie. A co
ilustracja Agnieszka Kucia
Jagoda, 29 lat, wizażystka
Jestem sama od dwóch lat. Wcześniej przez siedem lat byłam
mężatką. To nie był nieprzemyślany ślub. Jednak potem życie
zweryfikowało wszystko. Moja praca, wieczne wyjazdy i życie na
walizkach sprawiły, że oddaliliśmy się od siebie. Staliśmy się bardziej przyjaciółmi niż parą. Nie deklaruję się jako singielka, ale
też nie czuję się na siłach, żeby dać komukolwiek emocje, które
są konieczne do zbudowania trwałych relacji. Spotykam się z facetami, ale to niezobowiązujące znajomości.
ZWIĄZKI CIAŁO I dusza
do szukania… Cóż, nie chodzę po knajpach i nie zagaduję do
każdego co przystojniejszego faceta, byleby tylko kogoś wyrwać.
Ja po prostu – jak każdy – chciałabym być szczęśliwa. Więc wybaczcie, ale nie zamknę się w domu i nie będę czekać, aż jakiś
sensowny facet zapuka do moich drzwi.
Jagoda
Żeby znaleźć „właściwego faceta”, trzeba być gotową na związek.
Z drugiej strony, kiedy chce się tego związku za bardzo, to też
działa jak blok. Mnie nie zależy na zaangażowaniu i może właśnie
dlatego tak łatwo nawiązuję nowe znajomości. Często trafiam na
facetów, którzy widząc, że mi nie zależy, nagle stają się prozwiązkowi. Zakochują się, łażą za mną, chcą czegoś. A ja nie chcę być
niczyją partnerką. Informuję ich o tym na samym początku, ale
ze zrozumieniem tego przez nich różnie bywa. Czasami prosta informacja wysłana z punktu A, czyli ode mnie, do punktu B, czyli do faceta, gdzieś po drodze kompletnie się zmienia. Ja im mówię, że nie chcę się angażować, a oni na upartego, że jak to, że
przecież my już trzy tygodnie razem jesteśmy, że to związek... Nie.
Marta
Słowo „singielka” nie bez powodu zawiera w sobie słowo „sin”,
czyli grzech. Czym grzeszę? Zabawą do rana i przygodnymi znajomościami. Tym, że dysponuję swoim czasem na pełnych obrotach; wychodzę i wracam, kiedy chcę. Czuję się wolna. Wykorzystuję mój czas na wydeptanie ścieżki zawodowej. To jest czas
wrażeń, przeżywania uniesień i rozczarowań. Ale… Życie singla
jest drogie. Zwłaszcza w dużym mieście. Jedno źródło dochodu
musi starczyć na wszystko – od drobiazgów, jak deska do prasowania, po utrzymanie samochodu, rozrywkę, wakacje... Często
zdarza się, że robię zakupy spożywcze, a potem muszę wyrzucać
zepsute produkty, bo nie nadążam ich zjadać.
Kalina
Kiedy faceci dowiadują się, że jestem dziennikarką, większość
z nich reaguje nerwowo. „Oj, to pani redaktor mi się trafiła” –
mówią. Wtedy już wiem, że mam do czynienia z facetem, który
będzie miał wieczny kompleks na punkcie mojej pracy. On oczywiście się do tego nie przyzna, powie nawet, że jest ze mnie dumny, że może się przy mnie wiele nauczyć, że pociągają go niezależne, „rozkminione” babki, ale prędzej czy później ucieknie.
Magda
Nauczyłam się oddzielać seks od uczuć. Nie muszę faceta kochać, żeby pójść z nim do łóżka. Wiem, że dla wielu dziewczyn to
jest problem, ale nie dla mnie. Reguły są bardzo proste. Jeśli koleś jest tylko moim przyjacielem od seksu, to nie chodzę z nim na
spacery ani na imprezę do znajomych. Dzwonię, jak mam ochotę
na seks. Jak mam ochotę pogadać, dzwonię do przyjaciółki.
Jagoda
Współczesne kobiety stały się ofiarami własnego sukcesu. Mamy życie zawodowe, zarabiamy, możemy być matkami, jednocześnie pracując. Albo możemy nie mieć dzieci wcale. Kobieta jest dziś multifunction, a facet nawet dwóch czynności naraz zrobić nie potrafi. I nic dziwnego, że oni się wycofują, bo to
ich pewnie trochę przeraża. Ja nie chcę mieć dzieci. Mnóstwo
osób jest tym zbulwersowanych, zupełnie jakby to było synonimem emocjonalnego wykolejenia. Najgorsze komentarze słyszę
niestety od kobiet. Mój tryb życia nazywają krótko – puszczaniem się. Owszem, mam wielu partnerów, nie jestem monogamistką, ale nie cierpię, gdy ktoś sugeruje mi „oddzielanie seksu od uczuć”. To jest jakiś durny frazes. Mam uczucia do facetów, z którymi sypiam.
CIAŁO I dusza ZWIĄZKI
Marta
Szczególnie dbam o swoich przyjaciół i znajomych. O nasze spotkania i wypady: do kina, na kawę, obiad, zakupy. My, singielki, jesteśmy ciągle w biegu i zawsze świetnie wyglądamy, lubimy
dbać o siebie, jesteśmy modne, chic i uśmiechnięte. Nigdy nie
wiadomo, gdzie i kiedy może się pojawić ON!
Anna
Dlaczego jestem sama? Czasami znajomi mnie o to pytają. Przecież nie zamykam się na ludzi, nie jestem zakompleksiona. Jestem otwarta, radosna, atrakcyjna, zadbana, nic mi nie brakuje.
Co ja mogę jeszcze zrobić? Nie wiem właśnie! Po prostu jeszcze
nie spotkałam TEGO faceta.
Znajome, które są od dawna w związkach albo małżeństwie,
mówią mi, że jestem zbyt wymagająca, że być może szukam
księcia z bajki. Radzą, abym obniżyła poprzeczkę. Czasem pytają: „co ty robisz w tym kierunku, żeby kogoś znaleźć”? A przecież faceci to nie grzyby w lesie, żeby wyjść z koszyczkiem i szukać. Wierzę, że miłość można znaleźć w najmniej oczekiwanym
momencie – po prostu dwoje ludzi spotka się na jakimś skrzyżowaniu życia i uznaje, że już teraz jest im razem po drodze. Ja
być może na tę krzyżówkę jeszcze nie trafiłam.
JUTRO
Kalina
Czasami myślę, że już nic mnie nie czeka. Że miłość nie jest
mi przeznaczona. Bo nawet jeśli pojawi się na nią szansa, to
ja – zrażona milionem niedawnych porażek, znudzona oczekiwaniem, zbyt niecierpliwa, a jednocześnie przesadnie ostrożna – zmarnuję ją. Tego się boję najbardziej.
Magda
Czasem wracam myślami do mojej wielkiej miłości sprzed lat.
Myślę sobie, że może to jednak było TO. Zastanawiam się, czy
nie zrezygnowałam z czegoś niepowtarzalnego, czego już nigdy
nie będę miała. Ale potem dochodzę do wniosku, że nie można poprzeczki stawiać zbyt nisko tylko po to, żeby nie być samej.
Wierzę, że jeszcze będę kochać i będę kochana.
Marta
Bycie singlem to nie wybór, ponieważ gdyby pojawił się ON, wymarzony i oczekiwany, nie odprawiłabym go z kwitkiem, mówiąc: „Miłość? Nie, dziękuję, wybieram stan solo”. Status „singiel” to stan PRZED związkiem i PO związku. To stan przejścia,
zawieszenia, oczekiwania. W sumie dość naturalny. A szczęśliwie zakochanych proszę o jedno – wyleczcie się z amnezji, przez
którą zapomnieliście, jak to jest być wolnym, i nie patrzcie na
nas tak krzywo.
Jagoda
Nie zwątpiłam w instytucję małżeństwa. Pewnie z właściwą osobą to jest słuszne przedsięwzięcie. Jest świetne, kiedy się dojrzeje emocjonalnie i ma się odpowiednie nastawienie do problemów.
Anna
Czy wierzę, że kiedyś GO spotkam? Tak. Wierzę, że będzie to mężczyzna, z którym będę mogła robić wspólne plany na przyszłość.
Karolina Siudeja
PS: Rozmowy z bohaterkami tekstu przeprowadziłam w marcu
tego roku. Dziś – chcąc czy nie – wszystkie nadal są singielkami.
CIAŁO I dusza seks
Kiedy w latach 50. XX wieku
amerykański biolog Gregory
Pincus uzyskał sztuczny progesteron, nie zdawał sobie
sprawy, że jego wynalazek –
pigułka Enovid 10 – nie tylko
na zawsze zrewolucjonizuje
antykoncepcję, ale także wyzwoli kobiecą seksualność
Ta pierwsza pigułka antykoncepcyjna została wypuszczona na rynek dokładnie 50 lat temu. Przez
pół wieku wiele się zmieniło. Doustna antykoncepcja hormonalna jest dziś najpopularniejszą, najprostszą i najskuteczniejszą metodą
zapobiegania niechcianej ciąży. Tak
przynajmniej twierdzą lekarze. Seksuolodzy i feministki dodają, że jest
też największą bronią przeciw męskiej
dominacji, jaką kiedykolwiek miały kobiety. Pigułka zapewnia bowiem planowanie ciąży w dogodnym dla kobiety momencie, uniezależniając ją od męskiej dobrej woli użycia prezerwatywy. Kobieta wyzwolona z prokreacyjnego obowiązku i obawy „abym tylko nie zaszła” mogła wreszcie zacząć się upominać
o swoje prawa w łóżku. Ale zacznijmy od początku.
Krokodyle łajno i jelito owcy
Ci, którzy twierdzą, że antykoncepcja to szatański znak naszych
czasów i symptom zepsucia moralnego, są w błędzie. Sposoby
na zapobieganie ciąży znali już starożytni. Najskuteczniejsze było ponoć krokodyle łajno (strach pomyśleć, co się z nim robiło). Wierzono również, że ciąży można zapobiec poprzez „uniesienie” macicy – niesforny organ zaganiano więc od góry różnymi
sposobami, m.in. smarując pachwiny cuchnącym mazidłem lub
wąchając zioła, które miały ciągnąć go w górę.
Od niepamiętnych czasów stosowano też prezerwatywy. Służyły
za nie rybie pęcherze i owcze jelita, które przed współżyciem należało moczyć w wodzie z solą, następnie obsypać siarką, wypłukać i suszyć na słońcu, a na koniec przywiązać do bioder sznurkiem (produkcję prezerwatyw z użyciem kauczuku rozpoczęto
dopiero w latach 30. XX wieku).
Metody dla prostytutek
Sposoby naturalne, czyli m.in. osławiona metoda kalendarzykowa, która dziś trąci zaściankowością, to już wynalazek stosunkowo młody. Sposoby rozpoznawania dni płodnych, a przez
to możliwość umyślnego unikania współżycia w tym czasie, ginekolodzy Hermann Knaus i Kiusako Ogino opracowali dopiero niespełna 100 lat temu. Wywołało to wówczas skandal.
Wola Boża miała dominować nad małżeńską sypialnią i stosowanie jakiejkolwiek antykoncepcji w kontaktach z żoną było
zakazane prawem. Powoli zaczęto ją jednak wprowadzać do burdeli – przywilej stosowania prezerwatyw, wkładek i kalendarzyka otrzymały prostytutki. I to bynajmniej nie z troski o losy ich
72
Miasto Kobiet 2010
kariery, którą mogłaby przerwać
niechciana ciąża, ale aby zachować czystość nazwisk szanujących się rodzin, którym
nieślubne dzieci mogłyby zepsuć reputację.
O chorobach wenerycznych, ma się rozumieć, nikt wówczas
nie myślał.
Cudowne lata 60.
Rewolucja nadeszła w 1960 roku. Nie od razu pigułkę jednak przyjęto z entuzjazmem. Tabletce pomógł nieco
raport Kinsleya, który ukazał światu, że kobiety też mają swoje potrzeby seksualne. Potem poszło już gładko – rewolucja studentów w maju 1968 roku oraz hippisowskie hasła wolnej miłości sprawiły, że machina zmian w kwestii seksualności nie mogła się już zatrzymać. Polska, o dziwo, antykoncepcji wówczas
wcale nie zwalczała. Przeciwnie. Władysław Gomułka, stroskany powojennym boomem demograficznym, którego owocom
trzeba było dać chleb, pracę i dach nad głową, powołał w latach 60. Towarzystwo Świadomego Macierzyństwa. Rozpoczęto
też produkcję Globulki Z. Farmaceutyk ten reklamowano enigmatycznym hasłem „Globulka Z zapobiega”. Nie mówiono jednak czemu, a złośliwi dodawali, że owszem, zapobiega, ale „Z” oznacza, że
tylko stosowana wraz z prezerwatywą.
Sto lat, sto lat
Dziś mamy już pewność – pigułka działa. Co więcej, jej skład
zmodyfikowano do możliwie najmniejszej dawki hormonów,
przez co ograniczono jej skutki uboczne. Swego czasu straszono, że powoduje ślepotę czy zanik popędu seksualnego. Do dziś
wielu twierdzi, że powoduje bezpłodność. Lekarze jednak uspokajają – dla zdrowej kobiety dobrze stosowana pigułka jest bezpieczna. Obecnie odchodzi się od modeli 21 tabletek branych
z siedmiodniową przerwą. Najnowsze formy antykoncepcji to
tzw. 24+4, przy czym cztery ostatnie pigułki nie zawierają hormonów, ale brak przerwy w przyjmowaniu tabletek zmniejsza
ryzyko pomylenia dnia, w którym powinno się rozpocząć nowe
opakowanie. Poza tym nowoczesna pigułka już nie tylko zapobiega. Teraz także leczy: problemy skórne, zaburzenia hormonalne czy zespół napięcia przedmiesiączkowego, a także łagodzi skutki menopauzy.
Taka mała, a tyle potrafi. Winszujemy solenizantce półwiecza
i życzymy ciągłego rozwoju.
Karolina Siudeja
Sceny z życia małżeńskiego
Dlaczego nie?
W
trakcie każdego, nawet idealnego małżeństwa (przepraszam za oksymoron) dochodzi się czasem do wniosku (żona dochodzi), że współmałżonka należałoby
przytrzasnąć tępym narzędziem (świetnie sprawdzają się drzwi
od szafy), a równie tępą brzytwą wychędożyć do łysa, żeby wyglądał jak rasowy ZEK. Następnie wsadzić do kibitki i wyekspediować na Sybir – samej pozostając w jakże przestronnym teraz i cichym (czyli luksusowym) mieszkaniu, sącząc dry martini i plując oliwką, gdzie tylko się chce. Tego typu rytuał w cywilizowa-
nym społeczeństwie nazywa się rozwodem. Oczywiście już na początku daje się dostrzec różnica pomiędzy stwierdzeniem (kierowanym do przyjaciółek), że mąż odkrył w sobie ekologiczne powołanie i pojechał obserwować białe niedźwiedzie, a takim, że
ostatnio same obserwowałyśmy go w sali sądowej niczym wielką bakterię. Kłopot z byciem rozwódką polega na tym, że pomimo XXI wieku zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie pchał się z łapami, żeby zajrzeć pod maskę (w poszukiwaniu wad ukrytych). Posiadanie męża, który nas nie zauważa, ma ten plus, że nie zauważa też naszej skórki pomarańczowej ani sadełka. Wszakże poeci
twierdzili, że kobieta niekochana – a nie tylko ta, która sama nie
kocha – może być piękna. Kochajmy więc chociaż białe niedźwiedzie. Z łapami, które pakują się nam pod maskę, jest też ten problem, że aby uniknąć niespodzianek, nigdy nie powinno się zmieniać mechanika, dentysty i fryzjera. Jeśli są dobrzy. A czy twój me74
Miasto Kobiet 2010
chanik był dobry? Odpowiedzi należy szukać za Uralem. Dlaczego jeszcze nie należy się rozwodzić (dla uspokojenia czytelniczek
dodam, że błahy to powód)? Żeby nie robić orgazmicznej radochy wszystkim byłym żonom swojego męża. Aby nie radować teściowej, która ze względu na wiek (swój i „byłych”) bardziej jest
przyzwyczajona do idei pierwszej miłości niż twój mąż i nie zdoła zrozumieć, dlaczego jego pierwszy związek tąpnął jak korytarz
odkrywkowy w kopalni na mokradłach. Nie należy się rozwodzić
w trosce o swojego teścia, który nie zapamięta już żadnego nowego imienia żeńskiego. I dlatego, żeby nie rozdzierać bardziej rozdartej szwagierki. I żeby nie było więcej rozwodów, kiedy kumple
twojego męża mu pozazdroszczą. Można też wydać 800 złotych
na cele inne niż pozew. Na przykład na całkiem fajną torbę albo
krem. Taki krem jest bardziej wskazany, łatwiej go przeszmuglować do domu, w którym przecież jest twój mąż-sknera. Nie wolno się też rozwodzić, żeby nie uradować własnej matki! Ani nie
zrobić traumy psu, nad którym stajecie z tasaczkiem kuchennym
i gębą pełną przypowieści o Salomonowej mądrości (chodzi mi
o tę z matkami i niemowlęciem). Bo nie wszystko złoto co się
świeci! Każdy facet ma ten sam model! Nie powinno się rozwodzić, jeśli książki, płyty, kosmetyki (tak, tak) nie są oznaczone inicjałem (gorzej jeśli i inicjał macie wspólny), bo grozi to przemocą
domową. Rozwód dla miłośników filmu „Wojna państwa Rose” jest
całkowicie zakazany (a także dla fanów „Przeminęło z wiatrem”
i pary Jolie & Pitt). Rozwód nie jest dobry dla niepijących, bo
kończy się zupełnie nierentownym kacem. Pijący mogą zamienić
samochód w kapsułę Hermaszewskiego (albo Łajki). Ano właśnie: i co z samochodem? Rozwodzić się nie powinien ten, kto
nie chce brać ślubu po raz drugi. Należy sobie oszczędzać stresu, szczególnie kiedy okaże się na dywaniku w USC, że tego pana
(i nie mówię o urzędniku, fotografie, wujku czy tacie) już się
gdzieś widziało! Ślub może być powtórką włamu do twojego łóżka, od tej strony, gdzie działa lampka nocna. Nie wierzycie? A Elizabeth Taylor i Richard Burton? Rozwodu nie należy też brać
dlatego, że …….… (wpisać dowolne). Następnym razem spróbuję wyjaśnić, dlaczego przenigdy nie wolno brać ślubu! Z kolonii
„White Bear” w Swierdłowsku – autorka.
Izabela Szolc
IZABELA SZOLC, pisarka, autorka
powieści, opowiadań, scenariuszy.
Właśnie ukazał się jej najnowszy zbiór
opowiadań pt. „Naga” (Wyd. Amea)
ilustracja Andrzej Politowicz, Izabela Szolc, fot. arch.prywatne
Kłopot z byciem rozwódką polega na tym, że pomimo XXI wieku zawsze znajdzie się ktoś,
kto będzie pchał się z łapami, żeby zajrzeć pod maskę (w poszukiwaniu wad ukrytych)

Podobne dokumenty