Anna Dymna: Trzeba zacząć widzieć

Transkrypt

Anna Dymna: Trzeba zacząć widzieć
Źródło: http://old.mimowszystko.org/pl/aktualnosci/biezace/3286,Anna-Dymna-Trzeba-zaczac-widziec.html
Wygenerowano: Czwartek, 9 marca 2017, 01:41
Anna Dymna: Trzeba zacząć widzieć
„Cóż z tego, że ktoś ma achondroplazję, jest niewidomy albo siedzi na wózku? Trzeba przestać na to patrzeć i
zacząć widzieć, co takie osoby potrafią robić. Służy temu zresztą nie tylko Festiwal Zaczarowanej Piosenki, ale
także całe Ogólnopolskie Dni Integracji »Zwyciężać Mimo Wszystko«” – podkreśla Anna Dymna.
Rozmowa z Anną Dymną
– Przed pierwszą edycją Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, w książkowym
wywiadzie „Warto mimo wszystko”, mówiła Pani: „Organizując tę imprezę
założyliśmy, że, w towarzystwie największych gwiazd polskiej estrady, w
finale festiwalu, wystąpią tylko najzdolniejsi niepełnosprawni wokaliści.
Czas skończyć z traktowaniem moich przyjaciół na zasadzie: »Marcinku,
jesteś niewidomy, jeździsz na wózku, ale lubisz śpiewać? No to masz
mikrofon i pośpiewaj sobie. Nieważne, że nie masz głosu, wolno ci, bo
biedny przecież jesteś«. Takie podejście nie tylko uwłacza godności
Marcina, ale krzywdzi także jego bardziej zdolnych wokalnie kolegów.
Tracimy przez to z oczu talenty na miarę Andrea Bocelli czy Stevie
Wondera”. Minęło dziesięć lat. Czy udało się spełnić założenie festiwalu?
Ubiegłoroczny finał Festiwalu: Anna
Dymna w towarzystwie Wiktorii
Pongowskiej, Julii Bagińskiej i Michała
Ziomka, fot.: Tomasz Czapiewski
– Od pierwszej edycji, zarówno w półfinale, jak i finale tego projektu, organizowanego przez moją Fundację,
niepełnosprawnych wokalistów ocenia profesjonalne jury. Ewa Błaszczyk, Elżbieta Zapendowska, Urszula Dudziak, Krystyna
Prońko, Magda Umer, Maria Szabłowska, Jacek Cygan, Zbigniew Hołdys, Zbigniew Preisner, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Jerzy
Satanowski – to tylko część muzycznych autorytetów, które wydawały werdykt podczas naszego festiwalu. Taki ogólnopolski
konkurs, w którym uzdolnione wokalnie osoby niepełnosprawne rywalizują między sobą i są poddawane profesjonalnej
selekcji, był moim marzeniem.
– Skąd wział się pomysł na ten konkurs?
– Od 2003 roku prowadzę w Telewizji Polskiej program „Anna Dymna – Spotkajmy się”. Rozmawiam w nim z osobami ciężko
chorymi i niepełnosprawnymi. Nieraz słyszałam, co takich ludzi boli najbardziej: że, najczęściej, spotykają się z litością i nikt
ich właściwie poważnie nie traktuje. Mało kto zauważa, że posiadają talenty, marzenia i, podobnie jak wszyscy, pragną
odnosić sukcesy, a przy tym realizować się w swoich pasjach. Moi niepełnosprawni rozmówcy opowiadali, że, nawet w
szkołach integracyjnych, traktuje się ich często z taryfą ulgową, jakby niewiele sobą reprezentowali i stali na straconej
pozycji. Twierdzili, że taka postawa jest dla nich upokarzająca.
– Przez wiele lat, z pokolenia na pokolenie, mieliśmy wdrukowywane w umysły, że osobom niepełnosprawnym
przede wszystkim należy się współczucie, no i taryfa ulgowa. Najtrudniej jest zmieniać schematy mentalne.
– W trakcie pierwszych edycji Festiwalu Zaczarowanej Piosenki zdarzali się rodzice, którzy byli oburzeni formułą tego
konkursu. Mówili: „Nie dość, że mój synek jest niewidomy, to jeszcze przegrał, zadano mu dodatkowy ból”. Dlatego
wszystkich, którzy chcą nadsyłać zgłoszenia do Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, informujemy, że w tym konkursie nie ma
„zlituj się”. Bez względu na to, czy ktoś jest niewidomy, porusza się o kulach albo siedzi na wózku, jurorzy oceniają tylko siłę,
barwę oraz czystość głosu, po prostu muzyczny talent. Zwyciężają jedynie najlepsi.
– Przykro jednak spoglądać na żal tych niepełnosprawnych wokalistów, którzy odpadają w festiwalowych
półfinałach. Mają łzy w oczach…
– Patrząc na nich, też odczuwam smutek. Ale cóż… Takie są reguły każdego konkursu. Nikt nie ma wpływu na decyzje
naszych jurorów. Aktorzy, którzy biorą udział w castinagach, też w nich odpadają. Mam kolegów, którym parokrotnie nie
udawało się zdać egzaminów do szkoły teatralnej, a dzisiaj są wielkimi aktorami. Z drugiej strony – jak ogromne jest
szczęście tych, którzy przechodzą do finału naszego festiwalu i w nim zwyciężają. Czują wtedy, że na ten sukces naprawdę
zasłużyli, zapracowali. Gdyby nie było rywalizacji, nie byłoby także tej radości. Przez te lata widziałam też prawdziwe łzy w
oczach naszych laureatów, gdy odbierali Statuetki Zaczarowanego Ptaszka. Myślałam, że to łzy szczęścia, bo i takie się
zdarzają. Tymczasem oni naprawdę płakali z żalu.
– Niby dlaczego?
– Ponieważ zdawali sobie sprawę, że już nie będą mogli startować w naszym festiwalu. Tak jest w regulaminie: masz
statuetkę w danej kategorii, więc nigdy już nie możesz startować ponownie. Płaczą zwykle dorośli… Dzieci, które zwyciężają,
dorastają i startują w drugiej kategorii. Czy chodzi więc tu tylko o nagrody?
– „Nie śpiewamy niewidzącymi oczami, złamanym kręgosłupem albo sparaliżowanymi nogami. Dlaczego więc
nasze zdolności wokalne nie miałyby być poddane wnikliwej weryfikacji?” – pytał niewidomy Łukasz
Żelechowski, który zwyciężył w 2. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, występując na scenie z Justyną
Steczkowską.
– W tym rzecz. Moja Fundacja organizuje ten festiwal także dlatego, by uświadomić społeczeństwu, że osoby
niepełnosprawne są zwyczajnymi ludźmi. Cóż z tego, że ktoś ma achondroplazję, jest niewidomy albo siedzi na wózku?
Trzeba przestać na to patrzeć i zacząć widzieć, co takie osoby potrafią robić. Służy temu zresztą nie tylko Festiwal
Zaczarowanej Piosenki, ale także całe Ogólnopolskie Dni Integracji „Zwyciężać Mimo Wszystko”. Od pierwszej edycji
festiwalu jest z nami Telewizja Polska. Dzięki jej transmisjom, umiejętności naszych sportowców i wokalistów mogą zobaczyć
miliony ludzi.
– Wielu finalistów, mimo że nie zwyciężają w Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, ponownie bierze w nim udział.
Nie poddają się.
– Mamy więc najlepszy dowód na to, że nie o nagrody tu chodzi, lecz o coś więcej.
– Jacek Cygan powiedział, że w Festiwalu Zaczarowanej Piosenki najbardziej urzekający jest fakt, że nie widać
na scenie niepełnosprawności wykonawców.
– Wspomniał również o tym, że, dzięki temu wydarzeniu, dostrzegł w swoich tekstach coś, czego przedtem nie widział. Osoby
niepełnosprawne nadają piosenkom inne znaczenie. Gdy śpiewają o samotności, braku miłości, bólu osiągają tak głęboki
wyraz przekazu, autentyczność… że niczego nie muszą udawać, kreować – po prostu stoją na scenie i śpiewają całymi sobą,
swoim życiem. A że w dodatku są utalentowani wokalnie to w odbiorze emocjonalnym działają na widzów z rzadko spotykaną
siłą.
– Co jest największym sukcesem festiwalu?
– Najpierw nie bardzo wierzono w powodzenie tego projektu. Potem pytano, czy jego laureaci nagrali już płyty albo kiedy
wystąpią na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Ludzie są niecierpliwi. Nie zdają sobie sprawy, jakie w Polsce
mamy zaszłości i ile mentalnych barier należy jeszcze obalić . Przez te dziesięć lat, również dzięki Festiwalowi Zaczarowanej
Piosenki, społeczeństwo zaczęło postrzegać osoby niepełnosprawne jako normalnych ludzi, którzy, tak jak wszyscy, mają
pasje, talenty i marzenia. Nasz festiwal służy przede wszystkim przełamywaniu stereotypów. Od wielu gwiazd i jurorów,
uczestniczących w tym projekcie, słyszałam: „Boże! Nie wiedziałem, że w człowieku kryje się taka siła!”. Podkreślają też, że
w tym festiwalu jest coś, czego dzisiaj potwornie wszystkim brakuje: autentyczna radość i prawda. Tutaj niczego sztucznie
się nie kreuje. Moim zdaniem, to jest największym sukcesem tego wydarzenia artystycznego.
– Gra toczy się jednak o wysokie stawki. Zwycięzcy festiwalu otrzymują wysokie stypendia.
– Finaliści twierdzą zgodnie, że nie nagrody są najważniejsze. Najistotniejsza dla nich jest atmosfera: życzliwość i uwaga,
jaką im się tutaj poświęca, a także fakt, że mogą doskonalić swój wokalny warsztat pod okiem profesjonalistów. To wiele
zmienia w ich stosunku, jaki mają do świata, ludzi. Również do samych siebie. Wielu nabiera śmiałości i z większą odwagą
realizuje swoje muzyczne pasje. Ważne jest również, że, dzięki festiwalowi, nawiązują się kontakty. Uczestnicy festiwalu
wzajemnie się wspierają, tworzą na przykład wspólne projekty muzyczne, zakładają zespoły. Uruchamia się więc potencjał,
który trudno przeceniać. Jedna z półfinalistek powiedziała do mnie: „Czy pani wie, że pierwszy raz w życiu usłyszałam od
mojej matki: »Jestem z ciebie dumna«. Widząc, jak śpiewam na scenie, pierwszy raz w życiu matka mnie pochwaliła”.
Zaczynam więc rozumieć, jaką siłę i wartość ma ten festiwal – że był, jest i będzie potrzebny. Dzieją się na nim przecież
rzeczy magiczne, cuda ważniejsze od nagród, sławy albo karier.
– W ciągu dziesięciu lat w festiwalu uczestniczyły największe postacie polskiej piosenki, a także jurorzy, z
których muzycznym autorytetem nie sposób dyskutować. Od pierwszej edycji opiekę artystyczną nad
projektem sprawuje Irena Santor. Jak udało zgromadzić się tak znakomite grono?
– Irenka bardzo mi w tym pomogła. Zachwyciła się ideą festiwalu, stanęła za nim murem. Oczywiście na początku były
trudności, musiałam wiele tłumaczyć, bo nikt nie wiedział, o co chodzi w tym wokalnym konkursie. Dzisiaj nasz festiwal ma
już swoją markę. Teraz spotykam się z ogromną życzliwością, zarówno ze strony jurorów, jak i gwiazd. Czasami zastanawiam
się nawet, komu więcej daje nasz festiwal: czy niepełnosprawnym wokalistom, czy gwiazdom, jurorom oraz wszystkim,
którzy przygotowują ten projekt.
– Niektórzy jednak podejrzewają, że gwiazdy chcą się pokazać z osobami niepełnosprawnymi i promować siebie
w ten sposób, kreować swój wrażliwy wizerunek.
– Byłabym bardzo ostrożna z przypisywaniem chęci promocji gwiazdom i jurorom Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Irena
Santor, Ewa Bem, Anna Maria Jopek, Kasia Nosowska, Elżbieta Zapendowska, Edyta Górniak, Grzegorz Markowski, Zbigniew
Wodecki, Zbigniew Zamachowski czy Zbigniew Preisner nie muszą promować się dzięki osobom niepełnosprawnym. To są
artyści od dawna uznani i podziwiani. Mówienie: „chcą się promować” wydaje się żałosne. Oni po prostu są wspaniali i
kochani. I dobrzy. Sama to zresztą „przerabiałam”. Mówiono, że jestem starzejącą się aktorką i dlatego zajęłam się osobami
niepełnosprawnymi. „Bo Dymna chce się pokazać” – argumentowano. Przecież ja się już napokazywałam przez ponad
czterdzieści lat. W dodatku mam tak dużo zajęć i w teatrze, i w Salonie Poezji, i w szkole teatralnej, że naprawdę się nie
nudzę. Żaden sztuczny wizerunek nie jest mi potrzebny. Robię swoje i jestem szczęśliwa. Zrozumiałam, że odpieranie takich
zarzutów nie zdaje się na nic. Jeśli ktoś będzie chciał mówić, że jestem garbata, to przecież i tak będzie to robił.
– Przykra sprawa, rzeczywiście szalenie krzywdząca…
– A my razem, po prostu i mimo wszystko, spotykajmy się co roku na krakowskim Rynku i…. promujmy lepszy, bardziej
normalny świat, mądrzejszy, a przy tym radośniejszy. Wszystkich więc zapraszam do takiego promowania. Do pomagania.
Rozmawiał Jerzy Tabor
Tweet