Gumowy m\263otek anestozjologiczny
Transkrypt
Gumowy m\263otek anestozjologiczny
źródło; Służba Zdrowia nr 9 – 12 - 05 luty 2007 r Gumowy młotek anestezjologiczny Marek Wójtowicz Anestezjolodzy to jedyna grupa zawodowa, która w razie protestu może z dnia na dzień całkowicie sparaliżować funkcjonowanie szpitala. Brak anestezjologa oznacza zatrzymanie pracy traktu operacyjnego, OIT, wyjazdów reanimacyjnych karetek pogotowia, a także badań diagnostycznych wymagających anestezjologicznej oprawy. W Polsce mamy ok. 3780 anestezjologów (dane z 2005 r.), a według lobby anestezjologicznego w listopadzie ub.r. brakowało w całej Polsce 600 lekarzy tej specjalności. Jestem osobiście zainteresowany pozostaniem co najmniej jednego cenionego anestezjologa w okolicy mojej ulicy Uroczej w Lublinie, bo latka lecą i w razie choroby nie wszystko dam sobie wyciąć „na żywca”. W USA wiedzą o takim zagrożeniu od dawna i dlatego tam zarobki anestezjologów są najwyższe w grupie lekarzy (średnio 300 tys. USD rocznie). Naciskany przez polskie lobby anestezjologiczne minister zdrowia 16 stycznia br. przesłał do dyrektorów zoz-ów ankietę, która posłuży ocenie stanu kadrowego i poziomu płac w tej specjalności. Bardzo starannie zapoznałem się z pytaniami ministerialnej ankiety (www. mz. gov. pl) i mam parę uwag doskonalących jej następną edycję. Odpowiedź na pytania o liczbę łóżek szpitalnych i sal operacyjnych nie pozwoli oszacować liczby usług zdrowotnych udzielanych we współpracy z anestezjologiem. Obecność łóżka szpitalnego lub sali operacyjnej w szpitalu nie oznacza jeszcze, że coś się na tymże łóżku lub w tejże sali dzieje z udziałem anestezjologa! Konieczne są dane o liczbie hospitalizacji, znieczuleń i interwencji anestezjologicznych w innych niż OIT oddziałach. Swoją drogą, ciekawe byłoby policzenie, ile sal operacyjnych w szpitalach jest nieużywanych od lat z powodu nieprzystosowania do obecnych technologii chirurgicznych, choć w „papierach” (i ankiecie) nadal są one wykazywane. Ankieta nie bada zresztą usług anestezjologów poza traktem operacyjnym i OIT. A kto jeździ karetkami „R”? A kto biega do SOR na konsultacje, do krótkotrwałych znieczuleń, do poradni leczenia bólu oraz akcji resuscytacyjnych w innych oddziałach? W razie niedostatku anestezjologów każdy dyrektor szpitala powinien sięgnąć po kalkulatorek i obliczyć dokładnie, ile godzin usług anestezjologicznych (a nie etatów) jest potrzebne do prawidłowego funkcjonowania szpitala. Parę lat temu (w 2002 r.) wprowadzając kontrakty anestezjologiczne w miejsce pracy etatowej nieźle się napociłem, żeby oszacować, co i za ile robi anestezjolog w zozie na etacie, a co będzie chciał robić i za ile na kontrakcie godzinowym? Obsada pełnodobowa w OIT i w karetce reanimacyjnej to prosty iloczyn 365 dni w roku i liczby całodobowych „kółeczek” anestezjologicznego dyżuru. Do usługi w OIT można jeszcze za stosownym ekwiwalentem finansowym dorzucić konsultacje, krótkotrwałe znieczulenia i akcje reanimacyjne „na szpitalu”. Zupełnie innego podejścia wymaga pozyskanie usług anestezjologicznych na trakcie operacyjnym i np. w pracowni CT/MRI. Rzadko która sala operacyjna wykorzystywana jest „na full”. Nie ma u nas tradycji sporządzania dokładnego tygodniowego grafiku wykorzystania sal operacyjnych i okresowej analizy potrzeb kadrowych dla obsługi godzin „operacyjnych” oraz godzin „nieoperacyjnej” gotowości do pracy. Do tradycji należy natomiast obliczanie potrzeb kadrowych na każdy szpitalny stół operacyjny, bez zastanawiania się, czy na tym stole ktoś będzie operowany, czy nie. A każdy zespół zabiegowy chce operować w tym samym czasie, najlepiej zaraz po rannym raporcie. Gwar, harmider i sprzeczki o dostęp do sali operacyjnej oraz o pomoc anestezjologa cichną wczesnym popołudniem, a nawet przed południem. Potem już się niewiele dzieje, z wyjątkiem ostrych przypadków. Są oczywiście zozy, w których sale operacyjne są okupowane do późnego popołudnia, ale to mały procent z ok. 2400 sal operacyjnych w 800 polskich szpitalach. Motywacji finansowej do efektywnej pracy na etacie nie ma, bo wystrajkowywane co jakiś czas podwyżki (nawet ta ostatnia, 30%) dzielne są po równo: i na pracusiów, i tych pozostających „w gotowości” do pracy. Kolejne ankietowe zapytanie w ankiecie MZ o wynagrodzenie lekarzy kontraktowych też wymaga poprawek. Dyrektor zozu nie wie, jakie wynagrodzenie ma lekarz kontraktowy, bo zapłatę kontraktowiec oddaje w części do ZUS, na opłacenie biura rachunkowego, na ubezpieczenie, koszty wykonywania zawodu (dojazdu, odzieży roboczej, telefonu itp.). A do tego tylko od jego sprytu i innowacyjności zależy, jak bardzo „ulży sobie” w kosztach wykonywania działalności. Ile zostaje kontraktowiczowi jako tzw. samowynagrodzenie, wie tylko on sam. Wobec deficytu kadr zacznijmy myśleć w kategoriach godziwie wynagradzanych godzin „zabezpieczenia medycznego” (np. anestezjologicznego), bo na obsadę całych etatów nie będzie szansy. Nawet dyrektywa o 48-godzinnym tygodniu pracy w UE mówi o godzinach, a nie dniach i etatach. Gorąco namawiam do takiego myślenia i finansowego hołubienia „niewyjechanych” jeszcze anestezjologów oraz innych specjalistów. Bo alternatywą stać się mogą gumowe młotki anestezjologiczne i „samooperacje”.