Kiedy Unia przyjmie cel redukcji emisji CO2 na poziomie
Transkrypt
Kiedy Unia przyjmie cel redukcji emisji CO2 na poziomie
Kiedy Unia przyjmie cel redukcji emisji CO2 na poziomie 30 proc.? Autorzy: Stanisław Tokarski, Jerzy Janikowski („Polska Energia” – nr 11/2010) Komisja Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności (ENVI) Parlamentu Europejskiego 5 października przyjęła rezolucję, w której wskazuje, że redukcja emisji CO2 na 30 proc. do 2020 roku „jest w interesie przyszłego wzrostu gospodarczego Unii” Polski Komitet Energii Elektrycznej przedstawił 4 listopada wyniki Raportu „Ocena skutków ustanowienia celów głębokiej redukcji emisji gazów cieplarnianych w UE do roku 2050, ze szczególnym uwzględnieniem skutków dekarbonizacji produkcji energii elektrycznej dla Polski”. Patrząc z perspektywy naszego kraju, ocena skutków ustanowienia głębokich celów redukcji jest dramatycznie różna od tej dokonanej w Brukseli. Komisarz ds. klimatu zgłasza nowe „stare” propozycje Przyjmując pakiet klimatyczny, Unia Europejska wyrażała gotowość do zaostrzenia narzuconych sobie ograniczeń w zakresie emisji gazów cieplarnianych do 30 proc, pod warunkiem podjęcia takich działań przez inne światowe potęgi gospodarcze. Po braku powszechnej akceptacji dla przyjęcia głębszych, wiążących zobowiązań w zakresie redukcji emisji gazów cieplarnianych na szczycie klimatycznym w Kopenhadze wydawało się, że dotychczasowe unijne propozycje w tym zakresie, nie mając żadnego ekonomicznego uzasadnienia, zostały zgodnie z planem odłożone. Tak się jednak nie stało. 17 maja 2010 r. Connie Hedegaard, komisarz Komisji Europejskiej ds. klimatu, zorganizowała spotkanie konsultacyjne z unijnym sektorem przemysłowym, na którym omawiane były propozycje zgłoszenia nowego celu redukcji emisji CO2 – która miałaby zostać zwiększona z 20 do 30 proc. w 2020 r. Decyzję uzasadniała panującym obecnie kryzysem finansowym i wynikającym z tego faktu obniżeniem produkcji, dzięki czemu taki cel miałby być łatwy do osiągnięcia. Nowy „stary” cel został w tym samym miesiącu oficjalnie zaproponowany przez panią komisarz. Na wspomniane wcześniej spotkanie konsultacyjne nie został niestety zaproszony żaden przedstawiciel polskiego przemysłu ani nawet organizacji zrzeszającej polski przemysł, co więcej – nie zaproszono na nie nikogo z nowych krajów członkowskich Unii. Przeciwko marginalizacji naszego kraju zaprotestował polski rząd. Brak szerokiej akceptacji w świecie Propozycja Connie Hedegaard spotkała się z krytyczną oceną wyrażaną przez przedstawicieli dużych państw unijnych oraz innych komisarzy Komisji Europejskiej. We wrześniu pojawiły się także informacje, że ze względu na brak reakcji ze strony USA oraz Chin w zakresie inicjatyw związanych z walką ze zmianami klimatu, komisarz Hedegaard przestaje traktować redukcje CO2 z najwyższym priorytetem przed kolejnym szczytem klimatycznym w meksykańskim Cancún. Temat pojawia się w Parlamencie Europejskim Temat przyjęcia głębszych celów redukcyjnych pojawił się jednak na posiedzeniu Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności (ENVI) Parlamentu Europejskiego. Na swoim posiedzeniu 5 października komisja przyjęła rezolucję, w której wskazuje, że ustanowienie celu redukcji emisji CO2 do 30 proc. do 2020 roku „jest w interesie przyszłego wzrostu gospodarczego Unii Europejskiej”. Głosowanie w samej Komisji ENVI nie było jednak bezkrytyczne. Za przyjęciem rezolucji w sprawie zaostrzenia celu redukcyjnego głosowało 35 członków, 20 było przeciw, a jedna osoba nie brała udziału w głosowaniu. Nad stanowiskiem w tej sprawie ma głosować cały Parlament Europejski. Jakie mogą być konsekwencje kolejnych celów redukcyjnych Po spotkaniu w maju Komisja Europejska szacuje, że koszty osiągnięcia proponowanego celu wyniosą „tylko” 33 mld euro, co odpowiada 0,2 proc. unijnego PKB. Trzeba jednak pamiętać, że są to dodatkowe pieniądze, które należy doliczyć do ogromnych sum potrzebnych na realizację celów z pakietu klimatycznego. Dużo ważniejszy jest jednak fakt, o którym Komisja Europejska mówi bardzo niewiele. Podawane przez nią szacunkowe koszty są wartością uśrednioną dla całej Unii. W praktyce oznacza to, że w niektórych krajach dodatkowe wydatki będą marginalne, a w niektórych znaczące. Przekłada się to na bardzo nierównomierne obciążenie gospodarek państw członkowskich i ogromne koszty liczone w procentach PKB. Te koszty będą musiały ponosić gospodarstwa domowe w krajach, w których (tak jak w Polsce) udział węgla w wytwarzaniu energii elektrycznej jest duży. Komisja nie proponuje żadnego mechanizmu dzielącego te koszty sprawiedliwie pomiędzy wszystkich mieszkańców Unii. Co więcej – jako korzyść z przyjęcia zaostrzonych celów redukcyjnych – mówi o poprawie jakości powietrza, zmniejszeniu wydatków na import ropy i gazu, a przede wszystkim o powstawaniu nowych miejsc pracy. Nie wspomina jednak, jakie miejsca pracy miałyby to być i gdzie powstaną, zapomina również przy tym o tych, które zostaną zlikwidowane. Komisja nie proponuje także sposobu ich podziału, np. tak, aby ilość w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców była dla wszystkich krajów podobna, a same miejsca pracy były uczciwie podzielone także w wymiarze jakościowym (szczególnie te związane z nowymi technologiami). Wstępne szacunki europejskiego sektora energetycznego dotyczące kosztów nowych propozycji, wykonane w oparciu o Raport „Power Choices”, wskazują na ogromne wydatki przy iluzorycznych korzyściach. Podobne rezultaty, znacznie przy tym obciążające Polskę, wynikają z przygotowanego ostatnio Raportu PKEE „Ocena skutków ustanowienia celów głębokiej redukcji emisji gazów cieplarnianych w UE do roku 2050, ze szczególnym uwzględnieniem skutków dekarbonizacji produkcji energii elektrycznej dla Polski”, dostępnym w wersji skróconej na stronie www.pkee.pl. Wyraźnie zatem widać, że dalsze kroki w kierunku głębszego redukowania emisji CO2 są dla państw Unii bardzo kosztowne, a podejmowane wyłącznie przez Unię Europejską mogą skończyć się dla niej utratą konkurencyjności i marginalizacją. Wydaje się, że wszelkie nowe propozycje muszą być przed ich sformułowaniem znacznie bardziej osadzone w rzeczywistości gospodarczej poszczególnych krajów członkowskich i poprzedzone wnikliwymi analizami skutków takich działań. Konieczne jest również wypracowanie skutecznych mechanizmów równego podziału wynikających z nich obciążeń pomiędzy poszczególnych członków Unii – proporcjonalnie do wypracowywanego PKB oraz spodziewanych korzyści. Wszystkich tych elementów bardzo brakuje w działaniach pani komisarz ds. klimatu, a jej propozycje wydają się niestety powtarzaną jak mantra kalką z przebrzmiałych tez krytykowanego powszechnie raportu Sterna (określanego jako biblia ekologicznych fanatyków).