Zielone źródła utrapienia
Transkrypt
Zielone źródła utrapienia
Zielone źródła utrapienia Autor: Wojciech Kwinta („Polska Energia” – nr 6/2009) Komisja Europejska ogłosiła z satysfakcją, Ŝe w krajach unijnych spada emisja dwutlenku węgla. Rzeczywiście, w 2007 r. spadła o całe 1,2 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. To niespełna 60 mln ton, przy emisji ponad 5 mld ton. Jeszcze mizerniej ten wynik wygląda przy światowej emisji CO2 na poziomie 30 mld ton. Globalne ocieplenie umiera ze strachu. Komisarze zachwalają skuteczność przyjętych mechanizmów przeciwdziałania emisjom, choć przyznają, Ŝe pomogły takŜe warunki atmosferyczne. I chyba musiały mieć całkiem duŜy wpływ, skoro wzrost emisji nastąpił w transporcie, przemyśle cementowym, chłodnictwie i klimatyzacji oraz produkcji energii elektrycznej i ciepła. Ale ma być jeszcze lepiej i juŜ jest, biorąc pod uwagę dane z 2008 r. obejmujące instalacje uczestniczące w systemie handlu emisjami, gdzie spadek przekroczył 3 proc. Tyle, Ŝe na ten efekt mocno wpłynął światowy kryzys – w Stanach Zjednoczonych teŜ zanotowano podobne wyniki, choć jeszcze w 2007 r. emisje rosły. Biorąc pod uwagę, Ŝe takie państwa jak Rosja, Chiny czy Indie do problemów globalnego ocieplenia przywiązują, delikatnie to formułując, mniejszą wagę, trudno nie oprzeć się wraŜeniu, Ŝe Europa przeznacza siły i środki na walkę z czymś, z czym walczyć się nie da. Fundamentem ofensywy przeciw CO2 jest Protokół z Kioto i załoŜenie, Ŝe to człowiek ma zgubny wpływ na klimat. Ojcem chrzestnym globalnego ruchu tzw. obrońców środowiska jest Maurice Strong, postać tajemnicza, wpływowa i kontrowersyjna. Kanadyjski milioner, załoŜyciel UNEP, czyli Programu Środowiskowego ONZ, ojciec Kioto, gotowy do ostatniej kropli krwi walczyć z cywilizacją w imię ekologii. Dosłownie. Osobiście proponował załoŜenie tajnego związku światowych przywódców, który miałby doprowadzić do zniszczenia krajów uprzemysłowionych i ich ekonomicznego upadku. Wszystko w imię redukcji wpływu człowieka na środowisko. Strong, jego UNEP oraz Światowa Organizacja Meteorologiczna ponad 20 lat temu powołali do Ŝycia Międzyrządowy Zespół do spraw Zmian Klimatu (IPCC), który – napędzany miliardami dolarów – rozwinął sztandary walki z globalnym ociepleniem i ruszył do boju, na długie lata zagłuszając oponentów. Ekonomicznym skutkiem tej działalności są programy redukcji emisji CO2 i najdziwniejszy na świecie rynek handlu całkowicie sztucznym produktem, czyli pozwoleniami na emisję. To rodzaj podatku od oddychania, haracz zbierany od podatników i energetyki konwencjonalnej na rzecz promowania odnawialnych źródeł energii – metod moŜe i interesujących, ale okropnie drogich. Od jakiegoś czasu lepiej słychać krytyków ruchów środowiskowych twierdzących, Ŝe działalność człowieka nie ma wpływu na klimat. Problem polega na tym, Ŝe obie tezy (o wpływie lub jego braku) są trudne do udowodnienia. Dziś walka o redukcję CO2 przypomina albo walkę św. Jerzego ze smokiem (smoków nie ma), albo Don Kichota z wiatrakami (urojony przeciwnik). Zielona energia to źródło utrapień ekonomicznych, tym bardziej, Ŝe jej promowanie wymaga łoŜenia na tysiące ekoaktywistów spędzających czas na nieustających światowych konferencjach klimatycznych, jak nie w Poznaniu, to w Bonn, a wkrótce w Kopenhadze. WciąŜ powstają coraz ambitniejsze plany redukcji CO2 i mało kto zwraca uwagę, Ŝe zastąpienie węglowej elektrowni o mocy 1 tys. MW źródłami odnawialnymi wymagałoby np. posadzenia biomasy na 2 tys. km kw., hodowli 20 mln świń produkujących biogaz, 2700 wiatraków o mocy 1,5 MW kaŜdy (zajęłyby prawie 490 km kw.) lub paneli fotowoltaicznych zajmujących powierzchnię ponad 2500 boisk piłkarskich, a i to pod warunkiem, Ŝe elektrownia znalazłaby się w okolicach równika. O gigantycznych kosztach nie wspominając. Niedawno znajomy podróŜujący po południowych morzach przysłał mi e-mail opisujący pobyt na Tanna, jednej z 83 wysp tworzących państewkoVanuatu. Nie ma tam prądu, mieszkańcy chodzą roznegliŜowani, mieszkają w chatach z liści, jedzą to, co wyłowią lub spadnie z drzewa i wyznają odmianę kultu cargo, zgodnie z którą dobrobyt sam do nich przypłynie na pięknym statku. Ale prawie kaŜdy z obywateli wysepki ma telefon komórkowy zasilany dzięki baterii słonecznej. MoŜe to właśnie jest raj dla tzw. ekologów? U nas się to nie sprawdzi – za zimno. No, chyba Ŝe się ociepli.