12 marca – wystawa fotografii Krzysztofa Szymoniaka „Konin

Transkrypt

12 marca – wystawa fotografii Krzysztofa Szymoniaka „Konin
12 marca – wystawa fotografii Krzysztofa Szymoniaka „Konin – Antywidokówki”
Miejsce: Centrum Kultury i Sztuki w Koninie, g. 18.00
Wystawa do 31 marca.
Krzysztof Szymoniak - poeta, prozaik, fotograf, dziennikarz, redaktor książek poetyckich,
krytyk literacki, wykładowca akademicki z Gniezna prezentuje 50 czarno-białych kadrów
Konina.
Konin, czyli nie znajdziecie tu zgiełku...
Wszystko o czym piszę poniżej, zdarzyło się w nieodległej przeszłości, kiedy jeszcze
postrzegano mnie głównie jako autora książek poetyckich, także tych, które ukazały się
nakładem bydgoskiej Galerii Autorskiej Jana Kaji i Jacka Solińskiego („Wszędzie, skąd
wracałem”, „29 prac Szymona Słupnika” i „Światłoczułość”). Jednak od roku 2008 zacząłem
przechodzić z wolna na pozycje kogoś, kto wypowiada się przy pomocy fotografii, kto z
obrazu fotograficznego uczynił sposób komunikowania się z otoczeniem. Kiedyś pisałem,
żeby nie mówić, a potem zacząłem fotografować, żeby już nie pisać.
Wystawa, którą teraz pokazuję w konińskiej galerii Centrum Kultury i Sztuki, jest
zatytułowana „Konin – Antywidokówki”. Składa się na nią 50 czarno-białych kadrów Konina
formatu 30 x 45 cm. Obrazy te na swój prywatny użytek nazywam lirycznym dokumentem.
O ile poezja jest formą aktywności przypominającej kopanie studni artezyjskich, o tyle
fotografia jest ciszą.
Na moich zdjęciach nie znajdziecie zgiełku. One tylko z pewną nieśmiałością odkrywają tę
stronę miasta, której z różnych powodów nie oglądają turyści. I dokumentują tę część jego
zwyczajności, która niekiedy powoli, ale nieubłaganie znika z powierzchni ziemi. A zatem...
Perypatetyk patrzy na Gniezno i Konin
Geneza tej wystawy sięga początków roku 2012, kiedy to Włodzimierz Naumczyk – dyrektor
Miejskiego Domu Kultury w Wągrowcu – zaproponował mi spotkanie autorskie, podczas
którego miałbym podsumować na oczach wągrowieckiej publiczności swój dorobek literacki,
włącznie z poezją, prozą i pierwszym, dopiero wtedy planowanym, tomem
okołofotograficznych ćwiczeń umysłowych pt. „Fotografioły”.
Dalsze rozmowy na temat terminu i logistyki spotkania pan dyrektor zlecił Lechowi
Szymanowskiemu, instruktorowi do spraw filmu i fotografii. To właśnie on, wiedząc że od
kilku lat w nieco dziwaczny sposób fotografuję Gniezno, zaproponował mi wspólne
obejrzenie tych kadrów na moim komputerze, który stoi w moim gnieźnieńskim mieszkaniu.
Po obejrzeniu kilkudziesięciu prac wrócił z ich wyborem do Wągrowca i pół roku później
napisał na swoim blogu: Zwykle unikam umieszczanie w tym miejscu materiałów związanych
ze swoją pracą zawodową. Robię to jedynie w wyjątkowych przypadkach, takich jak
zbliżająca się prezentacja wystawy i twórczości literackiej Krzysztofa Szymoniaka. Kilka
miesięcy temu zaproponowałem Krzysztofowi, aby wreszcie pokazał efekt swoich prywatnych
fotograficznych wędrówek po Gnieźnie.
Krzysztof fotografuje Gniezno od wielu lat, ale – jak sam mówi – fotografia nie jest jego
główną domeną twórczą. Dlatego z wielką skromnością zastanawiał się, czy jego zdjęcia w
ogóle nadają się, aby je pokazać publicznie.
Po obejrzeniu części materiału, który mógłby stworzyć wystawę zdecydowałem, że spojrzenie
Krzysztofa na jego miasto jest na tyle oryginalne, a zdjęcia są na tyle jednolite stylistycznie
oraz – co istotne – świetnie wykonane, że utwierdziłem go w zamyśle przygotowania zestawu
wystawowego.
Po kilku dniach Krzysztof przesłał mi płytę z proponowanymi seriami. Pojechałem z tymi
fotografiami do pracowni Bogusława Biegowskiego, aby pomógł mi dokonać wstępnego
wyboru oraz po koleżeńsku napisał SŁOWO o wystawie.
Seria 29 zdjęć Krzysztofa zdecydowanie przełamuje stereotyp pocztówkowego pokazywania
Gniezna, miejsca ważnego w naszej historii początków. Wszystkie zdjęcia są fotografiami
cyfrowymi, surowymi plikami.
Autor nie stosował żadnych zabiegów mogących podnieść ich atrakcyjność. Nie zmieniał
tonacji, ostrości może tylko lekko jasność nielicznych. Są one dokładnie takie, jak
zarejestrowała je matryca lustrzanki Krzysztofa Szymoniaka. Dzięki temu od razu uderza nas
prawda i szczerość tego zapisu. Również dlatego, że te kadry nigdy w zamyśle autora nie były
planowane jako obrazy wystawowe. [wtorek, 15 stycznia 2013]
Tu należy dodać, że Bogusław Biegowski, który zastanawiał się z Lechem Szymanowskim nad
selekcją moich kadrów do ewentualnego pokazania w galerii wągrowieckiego MDK,
ostatecznego wyboru dokonał w mojej obecności, na początku grudnia 2012, krótko przed
wernisażem. Wyglądało to tak, że wskazał mi z zaproponowanego przeze mnie zestawu pięć
kadrów, które się nadają, a potem dodał: Teraz musisz znaleźć klucz, jaki zastosowałem dla
tych pięciu obrazów. Jeżeli sobie z tym poradzisz, resztę fotografii dobierz sam, na własną
odpowiedzialność, ale nie więcej niż 30. Jeżeli nie pojmiesz, co mną kierowało przy tych pięciu
kadrach, prawdopodobnie polegniesz. Tak czy inaczej, to musi być twoja decyzja.
Efekty decyzji Lecha Szymanowskiego, aby wyjąć moje fotografie z szuflady, czyli z niebytu,
oraz decyzji Bogusława Biegowskiego, aby wskazać mi drogę do samodzielnych wyborów w
zakresie edycji, a w końcu mojej już decyzji o wyborze 29 kadrów (jednolitych estetycznie)
zaowocowały pierwszą dużą wystawą moich prac. Efekty wszystkich tych decyzji można było
oglądać najpierw w styczniu 2013 roku w Wągrowcu, a potem w Gnieźnie, w tamtejszej
Bibliotece Publicznej, gdzie 11 kwietnia odbył się wernisaż połączony z promocją pierwszego
i drugiego tomu moich esejów okołofotograficznych zatytułowanych „Fotografioły”.
Spotkanie prowadził Władysław Nielipiński, a imprezie, podobnie jak to było w Wągrowcu,
towarzyszył tekst Bogusława Biegowskiego, napisany specjalnie na okoliczność tej wystawy.
W roku 2014 obejrzała ją jeszcze publiczność Kalisza i Bydgoszczy.
W tym miejscu wypada chyba usprawiedliwić się ze swojej skłonności do
antywidokówkowego fotografowania Gniezna, a potem Konina i wreszcie Sopotu. Otóż nigdy
nie hołdowałem fotografii słodkiej i ładniutkiej, ale przyjmowałem do wiadomości fakt jej
istnienia. W okolicach roku 2008 i 2009, po obejrzeniu w Gnieźnie kilku wystaw fotografii
gnieźnieńskiej, oraz po zapoznaniu się z kilkoma albumami na ten sam temat (jedne i drugie
obrzydliwie kolorowe), zadałem sobie pytanie, czy Gniezna nie można sfotografować
inaczej?, czy nie istnieje sposób, aby fotogeniczność tego miasta ukazać w surowym czarnobiałym kadrze, a na dodatek w konwencji antywidokówkowej?
Chodzenie po mieście z aparatem fotograficznym, szukanie motywów i odpowiedniego dla
nich światła, gromadzenie obrazów, które były moją prywatną odpowiedzią na przed chwilą
zadane pytanie, wszystko to zajęło mi pięć lat. Jeden z obrazów Gniezna, ten z pomnikiem
Bolesława Chrobrego sfotografowanym zza wieży katedralnej, powstał jako pierwszy w tym
cyklu i niemal od razu okazał się zaczynem dla dalszych poszukiwań. Ten kadr uświadomił mi
(choć wówczas nie planowałem żadnej wystawy), że idąc tą drogą, nie obrażam miasta (ani
jego historii), w którym żyję od 1969 roku, ale i nie obrażam także gustów estetycznych
moich wspólników w przygodzie i mentorów, jak Bogusław Biegowski, Maciej Frankowski,
Władek Nielipiński, Lech Szymanowski i Waldemar Śliwczyński. Moja wystawa ukazuje
Gniezno prawdziwe, wolne od frazesów na temat historii wielkiej i przyszłości niewątpliwej,
nieskalane kolorkami z Photoshopa.
Kiedy, po pięciu latach łażenia po mieście z aparatem fotograficznym, zgromadziłem 120
czarno-białych kadrów, o których wiedziałem, że są tym, czego mi wcześniej brakowało na
lokalnych wystawach i w gnieźnieńskich albumach, przeniosłem się ze swoim aparatem do
Konina, któremu z tych samych powodów (poszukiwanie lirycznych antywidokówek)
poświęciłem trzy kolejne sezony fotograficzne.
W moim przypadku jest to późna jesień, zima i ewentualnie wczesna wiosna, gdy na
drzewach nie ma liści, a niebo bywa zachmurzone. Konin wybrałem nie bez powodu –
znałem to miasto na tyle dobrze, że wiedziałem czego tam szukać i jakie motywy mogą
przynieść mi fotograficzną satysfakcję. Metodę pracy i estetykę przećwiczyłem na Gnieźnie i
Sopocie, więc Konin, który znam dosyć dobrze od 20 lat, po prostu stał się wyzwaniem, jak
każde inne, tyle tylko, że trudniejszym. Wiedziałem już, jak zabrać się do tematu, aby nie
tracić czasu na puste, epigońskie albo i bezpłodne w swym artystowskim przegięciu gesty
fotograficzne Realizowana przeze mnie formuła zakłada jednak określone warunki
pogodowe, określone natężenie światła rozproszonego i określoną porę roku. O ile pora roku
zmienia się rzadko, o tyle dwa pozostałe parametry mogą się zmienić na moją niekorzyść z
godziny na godzinę, czyli zanim dojadę z Gniezna do Konina. Ostatecznie jednak udało się.
W gościnnych pomieszczeniach CKiS próbuję pokazać taki Konin, jaki zawsze lubiłem i jaki
zawsze mnie fascynował. Spędziłem tu prawie trzy lata, pracując dla „Głosu
Wielkopolskiego”, więc jako fotografujący dziennikarz niejednokrotnie wracałem do
fotogenicznych motywów starego i nowego Konina. Już wtedy, to znaczy w latach 90. XX
wieku, wiele razy mierzyłem się z motywami, które dzisiaj mam śmiałość pokazać konińskiej
publiczności, ale wtedy nie miałem ani odpowiedniej wiedzy i praktyki fotograficznej (aby
podjąć takie działanie), ani właściwego sprzętu, aby przyzwoicie uporać się z tematem.
Nie wszyscy to pamiętają, ale pierwsza (rewelacyjna, jak na tamte czasy) kompaktowa
cyfrówka, gdy już trafiła w roku 1998 w moje ręce, i którą musiałem posługiwać się w ramach
obowiązków dziennikarskich, dawała obrazy o wielkości 70 KB. Te miniaturki świetnie
nadawały się tylko do gazety.
Najciekawsze spośród nich, z motywami starego i nowego Konina, ale i z portretami moich
redakcyjnych kolegów i przyjaciół, przechowuję w swoim domowym archiwum do dzisiaj,
trochę jako technologiczny zabytek, a trochę jako źródło sentymentalnych wzruszeń i
wspomnień o czasach, gdy byłem jeszcze młodym, dobrze zapowiadającym się wysokim
blondynem. Dzisiaj, gdy już ani nie jestem młody, ani wysoki, ani tym bardziej nie
zapowiadam się na spełnionego człowieka sukcesu, staję przed Wami z pozbawionymi lukru
obrazami Konina, jakie wywiodłem z własnej konińskiej przeszłości i z ciągle mnie
fascynującej konińskiej teraźniejszości. Kieruję te słowa do wszystkich, którym wiele
zawdzięczam, których ciepło wspominam i z którymi dzieliłem tutaj przez niemal trzy lata
dziennikarską dolę i niedolę.
Dzisiaj bywam w Koninie w innej roli, w innych miejscach i w innej sytuacji zawodowej, ale
także zupełnie prywatnie. Cokolwiek jednak robię i z kimkolwiek tu współpracuję, zawsze
kieruję się w tych działaniach przyjaźnią, rzeczowością i empatią, a swoje uczynki
fotograficzne, których dzisiaj jesteście Państwo świadkami, i które daję Wam pod krytyczną
ocenę, traktuję jako podszytą miłością drogę lirycznego dokumentalisty. (Krzysztof
Szymoniak)
KRZYSZTOF SZYMONIAK urodził się w 1953 r. w Kępnie. Od roku 1969 mieszka w Gnieźnie.
Od połowy lat 80. zawodowo związany z Poznaniem.
Był ostatnim sekretarzem redakcji poznańskiego miesięcznika społeczno-kulturalnego „Nurt”
(1986-1989) oraz założycielem i pierwszym redaktorem naczelnym ogólnopolskiego
dwutygodnika literackiego „Nowy Nurt” (1994-1995). Laureat poznańskiego Medalu Młodej
Sztuki z roku 1988 za reportaże literackie.
Absolwent filologii polskiej UAM. Poeta, prozaik, fotograf, dziennikarz, redaktor książek
poetyckich, krytyk literacki. Od 2000 r. – wykładowca akademicki. W Instytucie
Językoznawstwa UAM uczy dziennikarstwa, twórczego pisania, wiedzy o mediach i wiedzy o
fotografii. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (SPP).
Opublikował zbiory wierszy: „Żony poetów” – 1985, „Oszustwo” – 1987, „Czarna rzeka” –
1990, „Martwa natura z człowiekiem” – 2001, „Wszędzie, skąd wracałem” – 2006, „29 prac
Szymona Słupnika” – 2007, „Światłoczułość” – 2009, „Pokój bez okien” – 2009, „Poemat
Amerykański” – 2011 oraz, wspólnie z Krzysztofem Kuczkowskim, książkę poetycką „Stado.
Nasza mała metafizyka" – 1995. Jego wiersze trafiły do kilku antologii, w tym do zbioru
„Świadectwo obecności" – 1996, antologii poezji kontrkulturowej „Droga do Ashramu" –
1998 oraz do zbioru „Krzycki 2010. Antologia” – 2011. Najnowsza, dwujęzyczna Antologia z
jego udziałem nosi tytuł „Free over Blood” – Londyn 2011. W roku 2005 ukazała się jego
pierwsza książka prozatorska pt. „Epizody”. Na całość zbeletryzowanej trylogii
autobiograficznej K. Szymoniaka składają się książki: „Epizody”, „Apropak” i „Pustelnia”.
Dwie ostatnie nie ukazały się jeszcze w wersji papierowej. Najnowszy i jak dotąd ostatni zbiór
wierszy K. Szymoniaka „Strach przed poezją” z 2013 r. po raz pierwszy zostaje
zaprezentowany czytelnikom na łamach POPCENTRALI (Gnieźnieński Magazyn Kulturalny).
Jest to więc jego światowa premiera.
W roku 2009 podjął współpracę z WBPiCAK w Poznaniu jako autor serii wydawniczej pn.
„Fotografowie Wielkopolski”. Link do strony z wersją elektroniczną 25 tomów tej serii –
poniżej. W roku 2012 ukazał się pierwszy tom jego esejów pt. „Fotografioły.
Okołofotograficzne ćwiczenia umysłowe”. Tom drugi – „Fotografioły 2. Okołofotograficzne
ćwiczenia umysłowe” – ukazał się wiosną 2013 r. Link do strony z wersją elektroniczną obu
tomów – poniżej. Tom trzeci jest już ukończony i przygotowywany do druku. Autor kilku
ważnych tekstów o fotografii, które powstały w związku z II Wielkopolskim Festiwalem
Fotografii im. Ireneusza Zjeżdżałki – Poznań 2014 (między innymi: „Przeciw amatorszczyźnie”
i „Nic nie zastąpi rozmowy”).
Obecnie współpracuje z tygodnikiem „Wiadomości Wrzesińskie” jako autor reportaży z
terenu Wielkopolski. Jego fotografie od kilku lat trafiają na okładki książek ukazujących się w
ramach Biblioteki TOPOS-u. Jest autorem, między innymi, przeprowadzonej w Neapolu
rozmowy z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim oraz przeprowadzonej we Wrześni jedynej
rozmowy z Anną Ignasińską-Zjeżdżałką – żoną zmarłego przedwcześnie wybitnego fotografa
Ireneusza Eryka Zjeżdżałki. Autor kilku indywidualnych wystaw fotograficznych (Kępno,
Wągrowiec, Gniezno, Bydgoszcz, Kalisz) oraz uczestnik kilku wystaw zbiorowych.
http://www.wbp.poznan.pl/fotografia/wydarzenia/fotografowie-wielkopolski/
http://www.wbp.poznan.pl/fotografia/tworcy/szymoniak-krzysztof/

Podobne dokumenty