Pobierz - Portal Pisarski

Transkrypt

Pobierz - Portal Pisarski
Kreatorzy 3/3 — TomaszObluda
Wbiegł do biura bez słowa. Zbył milczeniem powitania pracowników europejskiego oddziału firmy i
wparował jak burza do poczekalni gabinetu szefa. Lin ze zdziwieniem podniosła wzrok znad
dokumentów, które przeglądała na tablecie. Spiorunował ją wzrokiem.
- Coś się stało? – zapytała spokojnie, jakby nie zauważyła wzburzenia Witalija.
- Wiesz dobrze co. Nie udawaj głupiej. Jest Hans? Muszę z nim porozmawiać!
- Nie, ale niebawem wróci. Może chcesz poczekać w jego gabinecie? Zrób sobie drinka. Powinieneś
nieco ochłonąć.
Spojrzał ze zdziwieniem na Azjatkę, taka okazja mogła mu się szybko nie trafić. Będzie miał dostęp do
komputera szefa przynajmniej przez kilkanaście minut.
- Dobrze, zaczekam, ale wątpię, abym szybko ochłonął. To co zrobiliście to zwykłe …
- Kurestwo – przerwała mu Lin.
Spojrzał na nią z góry.
- Będę czekał w gabinecie.
Kiedy tylko wszedł do gabinetu i zamknął drzwi, wyciągnął z kieszeni smartfona. Szybko wybrał
aplikację do kopiowania dokumentów, wpisał frazę – pobierz raporty – a urządzenie położył obok
komputera szefa. Musiał się spieszyć. Nerwowo stukał palcami o blat stołu, wreszcie pochylił się nad
smartfonem, aby sprawdzić stan pobierania i zdębiał. W komputerze nie było raportów. Usłyszał szczęk
klamki. Nim do gabinetu weszła Lin, udało mu się schować urządzenie do kieszeni. Uśmiechnęła się do
niego z ironią.
- I jak tam pobieranie? – zapytała.
- Co?! – niedowierzał. – Jakie pobieranie?
Podeszła bliżej.
- Witalij, wiem, co chciałeś zdobyć, a przynajmniej domyślam się, więc pozwoliłam sobie dziś rano
usunąć wszelkie niebezpieczne dokumenty z komputera Hansa.
Witalij się zachwiał, ledwo utrzymał równowagę.
- O czym ty mówisz, jakie dokumenty? Lin, oszalałaś?
- Przestań już pieprzyć – rzuciła gniewnie. – Jesteś świetnym kreatorem, ale aktorem marnym.
Sprawdziłam Helen Wayne, z którą spędziłaś noc i poskładałam fakty.
- Skąd wiesz o Helen?
- W hotelu mają nagrania. Nie pomyślałeś, aby sprawdzić z kim idziesz do łóżka? Witalij, potrzebujesz
urlopu. – Zmierzył ją nienawistnym wzrokiem. – Nie bój się, Hans jeszcze nic nie wie i nie musi o
niczym wiedzieć, pod warunkiem, że będziesz szczery. Mów.
- Jest źle – zaczął.
- A więc – odezwała się po chwili zadumy – chciałeś sprzedać Hansa, aby uratować własny tyłek.
- Nie dała mi wyboru – tłumaczył się. – Wiele bym zrobił dla firmy, ale nie poświęcę dla niej życia.
- Tak, to prawda, ale teraz, w tej sytuacji, sprawa się trochę skomplikowała. Wayne ma dowody
świadczące przeciwko tobie, a ty nie masz nic w zamian. Poza tym chciałeś zdradzić firmę, to nie stawia
cię w nienajleszym świetle.
Witalij zmarszczył czoło.
- Nie zapominaj o sprawie z Anią, Hans też nie był do końca w porządku wobec mnie.
Zmierzyła go wzrokiem i uśmiechnęła się z drwiną.
- Witalij, nie rób sobie żartów, nie masz prawa porównywać sytuacji.
- Może i nie, ale teraz to już nieważne. Co zrobimy? Mówiłaś, że Hans nie musi o niczym wiedzieć.
1
Zgaduję, że masz jakąś ciekawą propozycję.
- Zgadłeś, to propozycja nie do odrzucenia.
Hans usiadł i głęboko oddychał, nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Spodziewał się, że tego dnia Witalij
pojawi się w jego biurze, był pewien, że zorientuje się, kto jest kreatorem berlińskiego wypadku, jednak
reakcja Rosjanina okazała się zaskakująca. Co prawda był trochę zły, ale przyznał rację Hansowi,
pochwalił jego nosa i profesjonalizm Ani. Dyrektor był pewien, że jego pracownik wpadnie wściekły i
będzie żądał jakichś radykalnych kroków, a on tylko gratulował. Jedynym problemem przed jakim go
postawił to wybór między tym, kto pozostanie głównym kreatorem. Hans musiał się zgodzić, że dwie tak
kreatywne jednostki nie mogą działać na tym samym obszarze jednocześnie.
- Proponuję, abyś nie przenosił stąd Witalija – sugerowała Lin. – Znasz go, jest pewniakiem, szkoda go
odsyłać, jeśli będzie chciał, sam zadziała w innym rejonie, zdarzały się już takie sytuacje. Lepiej trzymać
go w Europie jak najdłużej.
- Myślę podobnie. Jednak wstrzymam się z decyzją. Niech Ania wyeksploatuje temat, poza tym kilka
tygodni niepewności dobrze zrobi Witalijowi.
- O tak, trochę niepewności mu nie zaszkodzi – zaśmiała się.
Helen Wayne wyszła spod prysznica i spojrzała z niesmakiem w swoje odbicie w lustrze. Nie pierwszy
raz przespała się z podejrzanym, wiedziała że dobry policjant musi się poświęcać dla sprawy. Tak robił
jej ojciec i dziadek. Pochodziła ze starego rodu gliniarzy, służbę wyssała z mlekiem matki. Wysuszyła
włosy, pomalowała paznokcie i ubrała się, jak zwykle sztywno i elegancko. Dobrze czuła się w takim
stroju. Niewielki Walter był niemal niewidoczny pod marynarką, nie spodziewała się, aby kiedykolwiek
musiała go użyć poza strzelnicą, ale broń należało mieć przy sobie, tego wymagały procedury.
Oczywiście czasem je łamała. Zdawała sobię sprawę, że dobry policjant nie zawsze może działać według
ustalonych zasad, czasem należało nagiąć odrobinę regulamin, a Helen robiła to chętnie.
Czekała na wiadomość od Witalija. Podeszła go niezwykle łatwo, co bardzo ją zdziwiło. Nie miała
żelaznych dowodów przeciwko niemu. Wiedziała, że był odpowiedzialny za masakrę w Tennessee, ale
posiadała tylko poszlaki i zeznania jednego ze świadków. Mogła spróbować to wykorzystać przeciwko
niemu w sądzie, mogła wywołać burzę i doprowadzić do tego, że metody stosowane przez media zostaną
zdemaskowane, że rozpęta się ogólnoświatowa dyskusja. Nie miała jednak pewności, czy ktoś zostanie
skazany, zwłaszcza ktoś w rzeczywistości odpowiedzialny za to bagno, a tego bardzo nie chciała.
Wyszła z hotelowego pokoju, jednego z apartamentowców w Warszawie i wsiadła do windy. Przed
budynkiem czekała na nią taksówka. Umówiła się na spotkanie z pewną młodą kobietą, która mogła jej
pomóc w sprawie.
Wysiadła przy CafeGold, była to niewielka kawiarnia na obrzeżach centrum miasta. Miejsce dla stałych
klientów, miejsce, w którym łatwo się było ukryć przed niechcianymi obserwatorami i spokojnie
porozmawiać.
Młoda brunetka o słowiańskich rysach twarzy czekała przy stoliku. Helen łatwo ją rozpoznała, widziała
jej relacje w telewizji i w sieci. Anna Poniedzielska, nowa gwiazda ChinaMed spokojnie popijała zieloną
herbatę. Uniosła się lekko na krześle, kiedy dostrzegła zbliżającą się Helen. Miała świetną intuicję i
wyczuła, że blondynka jest osobą, na którą czeka lub była stałym bywalcem lokalu i wyciągnęła logiczny
wniosek.
- Witam – Helen przechyliła się lekko do przodu i uścisnęła dłoń dziennikarce.
- Zjawiła się pani bardzo punktualnie, pani Wayne.
- W mojej pracy czas jest bardzo istotny, nie stać mnie na spóźnienia.
Anna uśmiechnęła się, mrużąc swoje niewielkie oczy.
- Rozumiem panią doskonale, w moim zawodzie czas jest równie istotny. Może nawet bardziej. Napije
2
się pani kawy, herbaty?
Helen pokręciła głową.
- Skoro obu nam tak bardzo się spieszy, przejdźmy do sedna – zaproponowała Helen.
- Świetnie. Rozumiem, że mamy wspólnego wroga?
- Można tak powiedzieć, zależy nam obu na zniszczeniu Witalija. Jeśli może mi pani w tym pomóc,
proszę mówić.
Anna pociągnęła powoli niewielki łyk herbaty, delektowała się aromatycznym płynem, przez chwilę
trzymając go w ustach, po czym odparła:
- Kojarzy pani masakrę w Tennessee, zdarzenie było wielkim newsem i wydarzyło się w pani kraju.
Zgaduję, że nieudany zamach na ministra finansów Unii Europejskiej też jest pani znany?
Helen aż zabłysły oczy. Przytaknęła.
- Otóż, posiadam szeroką dokumentację, z rachunkami, wypowiedziami świadków, różnymi raportami, w
tym osobistą relacją Witalija, które wskazują, że to on jest odpowiedzialny za oba wydarzenia.
- Niewiarygodne.
- Tak – Anna przyznała z nutą dumy w głosie.
- Może dostać za to dożywocie. Co chce pani w zamian? Rozumiem, że nie wystarczy pani chęć
zniszczenia konkurenta, w przeciwnym razie te rewelacje dawno trafiłyby do mediów.
- Właściwie to nic, a dokładniej niewiele – odparła Anna. – Zakładam, że nie spróbuje pani ataku na
ChinaMed, przepraszam, że sugeruję tak absurdalne działania, ale muszę być ostrożna.
- Nie jestem zdziwiona. Niech zgadnę, chce pani, abym oszczędziła Hansa Dietmara?
- W rzeczy samej – potwierdziła Anna.
- W takim razie doszłyśmy do porozumienia. Nie jestem wariatką, nie mam zamiaru walczyć z potężną
korporacją, chcę tylko dopaść Witalija, podobnie jak pani, zależy mi na karierze.
- Umowa stoi. – Kreatorka ucieszyła się wyraźnie.
Helen, wsiadając do taksówki, ledwo powstrzymywała się przed piskiem radości. Pętle zaciskały się na
szyjach jej ofiar, była coraz bliżej ostatecznego sukcesu. Zakładała, że jedno z kreatorów może zmienić
zdanie, ale istniało nikłe prawdopodobieństwo, że oboje zrezygnują z dostarczenia jej materiałów
potrzebnych do zamknięcia kilku osób i wywołania prawdziwego tajfunu w światowych mediach. Jej
informatorzy liczyli na łagodne potraktowanie. Helen Wayne była wierna zasadzie, którą od
dziesięcioleci stosował jej rząd, z terrorystami się nie negocjuje – udawała negocjacje.
Witalij mógł być wściekły, poniżony i złamany, lecz tak się nie czuł. Powoli dochodził do siebie, ostatnie
dni nim zachwiały, ale wszystko wracało na właściwe tory. Zatrzymał się na noc w niewielkim hoteliku
na przedmieściach Turynu. Lubił alpejskie powietrze i świetnie czuł się w tym mieście. Leżał, na
niewielkim jednoosobowym łóżku i, wpatrując się w sufit, zastanawiał się nad ostatnimi zdarzeniami i
błędami, jakie popełnił. Po pierwsze dał się upić i prawie, a właściwie musiał to przyznać, dał się uwieść
nieznajomej dziewczynie. Być może była bardzo sprytna i inteligentna, ale miała do czynienia z
najlepszym kreatorem na świecie. Z kimś, kto ustala reguły gry, a nie daje się prowadzić jak pionek.
Stracił czujność – trudno. Kolejnym błędem było to, że nie wziął pod uwagę swojej firmy, jako
potencjalnego twórcy berlińskiego newsa. Wierzył, że nikt nie może zagrozić jego stanowisku – mylił się.
Te zdarzenia tak bardzo go rozbiły, że stracił jasność myślenia i dał się wmanewrować dwóm, a
właściwie trzem kobietom – Lin także wciągnęła go do własnej gry.
Cóż, jak smakowałyby sukcesy, gdyby czasem nie trafiały się porażki – przyznał w duchu. Teraz musiał
zaufać Lin i jej planom. Poza tym Helen jeszcze nie przegrała, wciąż miała go w garści. Podniósł z szafki
nocnej smartfona i otworzył listę kontaktów, musiał wykonać kilka telefonów. Postanowił potraktować tę
sytuację jak rodzaj kreacji. Wystarczyło przenieść grę do świata, gdzie on jest krupierem, mistrzem gry,
gdzie ustala zasady, należało zadbać o własny tyłek.
3
Wybrał jeden z numerów.
- Cześć, John, mam nadzieję, że nie obudziłem cię, ale nie mam pojęcia w jakiej strefie czasowej jesteś –
zamilkł, wysłuchując odpowiedzi. – Chciałbym się z tobą spotkać, John. Tak, to ważna sprawa – mówił
do słuchawki. – To nie rozmowa na telefon. Już zamawiam bilet na samolot do Teheranu, będę tam przed
południem – uśmiechnął się do słuchawki. – Do zobaczenia.
Ostatnie godziny Helen były pełne emocji: stresu, euforii i oczekiwania. Czuła się jak kierowca formuły
jeden, który prowadzi tuż przed metą. Miała zwycięstwo w garści, ale w tylnym lusterku wciąż widziała
przeciwników liczących na najmniejszy błąd. Wiedziała, że od chwili radości dzieliły ją godziny, ale
mogła wszystko zaprzepaścić, należało zachować absolutny spokój i pełną kontrolę.
Ciszę przerwał sygnał wiadomości na tablecie, po chwili następny. Obie wiadomości były od kreatorów,
pierwsza od Anny, druga od Witalija. Pytali czy posiada bezpieczny kanał, którym mogą przesłać jej
dane. Oczywiście, że posiadała. Była agentem rządu USA, dla którego pracowali najlepsi hakerzy na
świecie, nie musiała się martwić, że ktoś przechwyci przekaz. Podała kody, które uruchomią czyste
kanały i usiadła w fotelu. Teraz wystarczyło cierpliwie czekać, aż oboje wyślą kompromitujące dane dla
siebie nawzajem i dla swojej firmy. Co jakiś czas tylko zerkała czy informacje, które trafiają na jej dysk
są rzeczywiście wartościowe – owszem były.
Danych było sporo, nadspodziewanie dużo GB. Czy tak dużo mogły zająć dokumenty. Wstała, by
zerknąć na stan pobierania. Pliki wysłane przez Annę dawno znalazły się na dysku, Witalij wciąż
wysyłał. To musiały być dane z wielu operacji Hansa Dietmara.
Przekaz został zakończony. Helen aż klasnęła w dłonie z radości – wreszcie mogła sobie pozwolić na
chwilę rozluźnienia. Udało się – zamknie tych wszystkich bydlaków, którzy zamordowali tylu
niewinnych ludzi w imię zysków i chorej lojalności wobec zarządów wielkich korporacji. Nagle usłyszała
pukanie do drzwi. Przez moment poczuła dreszcz, ale przecież kto mógłby do niej pukać poza obsługą
hotelu.
Otworzyła drzwi i spojrzała ze zdziwieniem na niską, dość ładną Azjatkę w obcisłym, granatowym
kombinezonie z syntetycznej skóry.
- Wpuścisz mnie? – zapytała i weszła, bez czekania na odpowiedź.
Helen patrzyła ze zdziwieniem, jak dziewczyna rozsiada się w fotelu i patrzy na nią prowokacyjnie.
- Kim, do cholery, jesteś? – zapytała wreszcie.
- Mam na imię Lin, nazwiska nie musisz znać. Pracuję dla Hansa.
Helen uśmiechnęła się nieznacznie.
- Przykro mi, ale się spóźniłaś. Radzę poszukać sobie nowego pracodawcy, bo ja nie będę z tobą
negocjować ani z twoim szefem. Już za późno.
Lin wstała i rozciągnęła się niczym kotka w rui, w jej ruchach było coś niepokojącego, nieludzkiego.
Mimo świadomości zwycięstwa Helen poczuła się nieswojo.
- Helen, ty nic nie rozumiesz, nie wiesz z kim zadarłaś.
- Tak, tak wiem, z wszechpotężnymi korporacjami – przerwała Chince w pół zdania. – Mam to w dupie.
- Nie. Zadarłaś ze mną, suko, zajrzyj na dysk i zobacz jak wyglądają twoje dane w komputerze.
Helen spojrzała ze zdziwieniem na Lin i nagle poczuła jak krew odpływa jej z głowy. Azjatka była taka
spokojna, rozluźniona. Czyżby… Podbiegła do stolika i kliknęła na wyświetlacz tableta.
Dane migały jej przed oczyma, otworzyła jednocześnie folder od Witalija i Anny. Przeglądała w
pośpiechu informacje. Na jej twarzy mieszało się przerażenie ze zdziwieniem. Nagle spojrzała ponuro na
Lin.
- A to kutas – wyksztusiła wreszcie.
- To prawda, ale to wszystko moja zasługa – skwitowała z uśmiechem Lin. – Ja poleciłam mu, aby wysłał
ci wirusa, który wykasuje dane na twoim dysku. Jeśli posiadasz jeszcze jakiś komputer podłączony do
4
sieci, możesz zapomnieć o wszelkiej dokumentacji. Przykro mi, ale ten program nie jest zbyt wybredny.
Helen podniosła brwi ze zdziwieniem.
- Taki miałaś plan? – zawiesiła głos. – A więc Witalij cię przechytrzył. Ciekawe.
- Co ty pieprzysz, suko?! – Lin warknęła gniewnie. – O czym ty mówisz?
Helen wstała z krzesła i, chodząc po pokoju, zwróciła się do Lin:
- Zagrałam na dwóch frontach. Witalij był jedną z opcji, drugą była Anna – Chinka otworzyła usta ze
zdziwienia, ale nie powiedziała ani słowa. W milczeniu patrzyła z nienawiścią na policjantkę. – Anna
miała mi wysłać dane dotyczące Witalija, chciała się pozbyć konkurencji. Wywiązała się z zadania, ale
Witalij był sprytniejszy, musiał domyślić się, że chcę go oszukać i przesłał mi wirusa, który wykasował
wszystkie informacje, które dostałam od dziewczyny. Wszystkie informacje na jego temat. Ale dane
dotyczące Anny i nie tylko, przesłał mi na dysk. Nie wykasował ich tak, jak kazałaś. Cóż, i tak go
dopadnę, wcześniej czy później. Ale najpierw zajmę się Hansem, masz czas, możesz go ostrzec, niech się
ukryje – Helen zachichotała wesoło.
Lin nadal milczała. Jej twarz była pochmurna, prawie bez wyrazu.
- I co? Zatkało cię zupełnie? Nic nie powiesz? Wydawałaś się taka pewna. Otrzymałaś czas. Możecie
uciec.
Lin wstała powoli i spojrzała z pogardą w oczy Helen.
- Nie zastanawiasz się dlaczego cię odwiedziłam?
- Chciałaś napawać się moją porażką – stwierdziła policjantka.
- Też, ale nie tylko z tego powodu. Tak jak i ty, wolałam się zabezpieczyć. Trudno, liczyłam, że uda mi
się ustrzec przed ostatecznością, ale sytuacja przybrała niekorzystny obrót. – Mówiąc te słowa, Lin
sięgnęła dłonią za plecy. Helen zrozumiała, co Chinka zamierza zrobić. Zerknęła tylko z przerażeniem na
szafę, w której trzymała kaburę z bronią.
- Nie zdążysz – wycedziła przez zęby Lin i wycelowała w blondynkę niewielkim, czarnym Glockiem.
Helen skoczyła w stronę szafy, lecz w pół kroku poczuła przeraźliwy ból rozrywający jej udo. Padła na
ziemię i zaczęła się czołgać w stronę broni. Lin jednak szybko podbiegła do niej i bez słowa strzeliła dwa
razy. Kule trafiły w mostek i łopatkę. Żyła jeszcze kilkanaście sekund, jednak konała pozbawiona
świadomości. Gdyby było inaczej zobaczyłaby wbiegającego do środka detektywa warszawskiej policji,
który bez problemu obezwładnia zdezorientowaną morderczynię. Usłyszałaby także, jak śle pozdrowienia
od dawnego współpracownika, a później strzela jej w pierś. Widziałaby także, jak policjant wkłada broń
do dłoni Lin, a później chłodnym tonem wzywa posiłki.
Hans Dietmar wysiadł z prywatnego wagonu na dworcu głównym Ankary. Drugi raz w życiu odwiedził
to miasto. Nie lubił tureckiej stolicy, gdyż była bastionem CNN w Europie. Jednak nie mógł odmówić
zaproszeniu. Auto już czekało. Poprosił kierowcę, aby zawiózł go do siedziby medialnego giganta.
Budynek amerykańskiej stacji był wulgarnie imponujący i wyraźnie górował nad otoczeniem. Miał robić
wrażenie. Hans skrzywił się na ten widok, nie przypominało to prostoty i chłodnej elegancji jaką cenił.
Przed wejściem do gabinetu dyrektora oddziału przywitała go drobna blondynka o ciepłym, niezbyt
inteligentnym wyrazie twarzy. Poczuł w sercu ukłucie na myśl o swojej byłej sekretarce.
Przekroczył drzwi i niepewnie spojrzał na Witalija. Były podwładny wstał i z uśmiechem przywitał
Hansa.
- Nieźle się urządziłeś – stwierdził z ironią szef ChinaMed. Gabinet Rosliakowa był zaprzeczeniem
surowego, iście oficerskiego pokoju Dietmara. Pomieszczenie było pełne rzeźb, obrazów, kwiatów i całej
masy zbytkownych przedmiotów.
- Nie mogę się powstrzymać, kiedy widzę coś drogiego, co mi się podoba – odparł wesoło.
- Nie owijajmy w bawełnę, przejdźmy do rzeczy. Dlaczego mnie zaprosiłeś? Sam się dziwię, że tu
przyjechałem - stwierdził Hans.
5
- Dlaczego?
- Co, za pytanie? Witalij, narobiłeś mi sporo kłopotów. Zabiłeś Lin i zostawiłeś mnie bez dwóch
dziennikarzy. Anna w ogóle żyje?
- Mocne i niesprawiedliwe słowa. Lin oszalała z zazdrości, gdy dowiedziała się o romansie Helen Wayne
z jej kochanką Anną, policjant zastrzelił ją w obronie własnej, nie miał wyjścia. Wiem, bo
relacjonowałem całe wydarzenie dla CNN. Zebrałem sporo materiałów w ciągu tych kilku tygodni. Co do
Anny, policja nadal jej szuka. Może bała się skandalu? Jak sądzisz?
Hans zmarszczył czoło i wymownie westchnął.
- Dobrze, Hans, powiem jak było. Dlatego właśnie cię zaprosiłem. Nie chcę zakończyć naszej znajomości
bez szczerych wyjaśnień.
- Nigdy w to nie wątpiłem. Zamieniam się w słuch.
Witalij wyciągnął się w fotelu i spojrzał wymownie na Dietmara.
- Nie chodziło mi o stanowisko i pieniądze, zresztą zarabiałem sporo. Chciałem wolności i niezależności
kreacji. Chciałem być niczym nieskrępowanym twórcą.
- I myślisz, że teraz nim jesteś – stwierdził kpiąco Hans.
- Nie. Ale, kiedy razem z Lin zaczęliście rozgrywać mną jak pionkiem, za plecami, bez mojej wiedzy,
zrozumiałem, że jeśli ty nie jesteś w stanie dać mi pełnej wolności, nie dostanę jej w żadnej stacji. Jeśli
mam być figurą na szachownicy, zdecydowanie wolę mocniejszą pozycję.
Hans patrzył bez emocji na pobudzonego Witalija.
- Rozumiem. Odszedłeś, ale czy musiałeś pozbywać się Lin?
- Widzisz, Lin także działała za twoimi plecami, co prawda w twoim interesie, ale nie wiedziałeś o
wszystkim. Helen Wayne chciała zniszczyć ChinaMed, mnie, ciebie i chyba wszystkie medialne
korporacje. Była idealistką, ale dość niebezpieczną. Musieliśmy się jej pozbyć. W międzyczasie
dowiedziałem się, że Anna chciała mnie zdradzić, a tego było już za wiele, Hans. To ja jestem kreatorem,
to ja tworzę! – uniósł się wyraźnie. – Pokazałem, kto tu jest prawdziwym graczem.
- Nie musiałeś zabijać Lin – spokojnie odparł Dietmar.
- Nie musiałem, to prawda, ale jaki to był dobry news – parsknął śmiechem. – Świetny news.
Hans, wracając do Londynu, zastanawiał się, czy rozumie Witalija, czy na tym wyjaśnieniu powinno się
wszystko zakończyć. Postanowił zaczekać z decyzją. Tak bardzo brakowało mu Lin – przecież Witalij
mógł ją oszczędzić.
Kopiowanie tekstów, obrazów i wszelakiej twórczości użytkowników portalu bez ich zgody jest
stanowczo zabronione. (Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych, Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z
dnia 4 lutego 1994r.).
TomaszObluda, dodano 25.06.2011 10:15
Dokument został wygenerowany przez www.portal-pisarski.pl.
6

Podobne dokumenty