Jan Stęszewski Próba ogarnięcia aktualnej sytuacji i wskazania
Transkrypt
Jan Stęszewski Próba ogarnięcia aktualnej sytuacji i wskazania
Jan Stęszewski Próba ogarnięcia aktualnej sytuacji i wskazania najpilniejszych zadań etnomuzykologii polskiej1 Myślę, że nie odmówią mi Państwo prawa do przedstawienia przemyśleń i wątpliwości oraz wskazania zadań, do których upoważnia mnie doświadczenie sześćdziesięcioletniej pracy, którą w znacznej mierze poświęciłem etnomuzykologii. Początki moich empirycznych badań sięgają lipca/sierpnia 1950 roku, w ramach praktyk terenowych studentów muzykologii UAM pod kierunkiem Jadwigi i Mariana Sobieskich, które były częścią ogólnopolskiej Akcji Zbierania Folkloru Muzycznego (AZFM). Pierwsze moje doświadczenie z folklorem muzycznym in situ miało miejsce w lipcu 1950 podczas AZFM na Rzeszowszczyźnie w Kraczkowej u Weroniki Maziczki, do której trafiłem z kilkorgiem koleżanek i kolegów – równolatków. Okazało się, że byłem wówczas jedynym śmiałkiem, który podjął się zanotowania melodii ze słuchu, co więcej, tę prostą melodię weselną do słów „Zakwitła nam róża, zakwitło nam ziele” można było zapisać „analitycznie” w rytmie krakowiakowym lub „empirycznie” (Jewgienij Gippius): w metrum 8/8 (3+2+3)2. Zadanie było bardzo odpowiedzialne, ponieważ zapisy terenowe „szperaczy” stanowiły wówczas materiał wstępny, informacyjny, pomocny w podjęciu decyzji, czy warto, by ekipa pojechała nagrywać informatorów na płyty decelitowe. Taka była moja inicjacja w terenowych badaniach etnomuzykologicznych. Następnie przez Sobieskich i obok Sobieskich zostałem pasowany na korektora transkrypcji etnomuzycznych kolegów w poznańskiej Pracowni Badań Muzyki Ludowej3. W kolejnych latach i dekadach oprócz intensywnych działań naukowych i dydaktycznych prowadziłem prace terenowe w Polsce: w Lubelskiem, Wielkopolsce, Łowickiem, Kurpiowskiej Puszczy Zielonej, w Sandomierskiem, uczestniczyłem w badaniach terenowych studentów muzykologii UAM, UJ i KUL lub kierowałem nimi, w kraju i za granicą badając m.in. tradycję ustną Polaków na Litwie, Białorusi, na Ukrainie Zachodniej i Wschodniej. Z narastającymi wątpliwościami i zastrzeżeniami od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku brałem udział w pracach jury festiwali folklorystycznych, głównie w Kazimierzu Artykuł powstał w związku z wystąpieniem prof. Jana Stęszewskiego na konferencji „Muzykologia polska u progu nowego stulecia. Zakres, cel i metody”, Radziejowice, 17–19 X 2012. X Konferencja Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina, 41. Konferencja Muzykologiczna ZKP. 2 Constantin Brailoiu, Le giusto syllabique bichrone. Un système rythmique propre à la musique populaire roumaine, „Polyphonie” 1948, nr 2, s. 26–57. 3 Władysław Gębik, Pieśni ludowe Warmii i Mazur, PWM, Kraków 1955, s. 21. 1 Dolnym nad Wisłą, świadomy, że jego dokumentacja jest materiałem o ograniczonej jakości, dlatego że i soliści, i zespoły przechodzili przez ręce nie zawsze kompetentnych instruktorów i innych osób przygotowujących do wykonań, uczestnictwa i ubiegania się o nagrody w różnych kategoriach konkursowych. Wydaje się, że ten materiał nagrany w Kazimierzu, podobnie jak na innych przeglądach folkloru, często nie ma pierwszorzędnej wartości dokumentacyjnej i że trzeba go traktować krytycznie jako być może „skażony” ingerencjami zewnętrznymi i jako świadectwo raczej praktyk „folkloryzmu” scenicznego niż oryginalnej tradycji ludowej. Doświadczenia z górą sześćdziesięciu lat pracy praktycznej – terenowej i naukowej – skłaniają mnie do sformułowania kilku istotnych postulatów, w tym związanych z tworzeniem i opracowaniem materiałów źródłowych. Przede wszystkim źródła należy tworzyć z pełną świadomością, ujawniając hipotezę badawczą, zaplanowaną technikę i metodykę dokumentacyjną pracy terenowej, wykorzystującej co najmniej istniejące, wypróbowane wzory (Jadwigi i Mariana Sobieskich 4 lub Henryka Zwolakiewicza5), czego na ogół nie można się dowiedzieć z powstałej dokumentacji. Pilnym zadaniem jest opracowywanie materiału źródłowego na bieżąco. Motywowani racjami „straży pożarnej”, ratującej resztki tradycji pod presją czasu 6, włączamy sprzęt i nagrywamy, a potem z powodu ogromu zadań zaniedbujemy opracowanie materiału, doprowadzając do klęski nadmiaru ilościowego kosztem jakości opracowania. Skutek jest taki, że zgromadzone w Instytucie Sztuki materiały nie zawsze są zaopatrzone w informacje kontekstowe i komentarze zbieraczy. Na marginesie przypomnijmy, że poprzednikiem Instytutu Sztuki był Państwowy Instytut Badania Sztuki Ludowej, instytut resortowy, który miał kreować socrealistyczną podbudowę kulturową ustroju, również za pomocą folkloru muzycznego. Potem IBSL przekształcono w resortowy Państwowy Instytut Sztuki i wreszcie w Instytut Sztuki Polskiej Akademii Nauk. W konsekwencji licznych przekształceń stopniowo zaniechano pełnienia przez tę placówkę funkcji centralnej, która koordynuje, gromadzi i strzeże jakości tworzonych zbiorów, co najmniej w zgodzie z kwestionariuszem Jadwigi i Mariana Sobieskich. Nie wiem, ilu badaczy terenowych kieruje się tym kwestionariuszem i wypełnia jego punkty i te kontekstowe, i te dotyczące samego nagranego Marian i Jadwiga Sobiescy, Instrukcja w sprawie zbierania polskiej pieśni i muzyki ludowej, „Muzyka” 1950, nr 2, s. 30–49. 5 Henryk Zwolakiewicz, Przewodnik nauczyciela ludoznawcy, ZNP, Lublin 1934. 6 Julian von Pulikowski, Die Geschichte des Begriffes Volkslied im musikalischen Schrifttum: ein Stück deutschen Geistgeschichte, Carl Winter, Heidelberg 1933. 4 materiału. Czy redaktorzy z Radiowego Centrum Kultury Ludowej, w którym zgromadzone są bardzo cenne nagrania, rzeczywiście nadal się nim posługują? Prawdopodobnie nie, bo ich nagrania powstają z myślą o potrzebach antenowych, a nie badawczych, nie spełniają więc warunków, które powinny obowiązywać wszystkich, by zgromadzone i opracowane materiały mogły być przydatne do badań porównawczych. Inną ważną kwestią, która powinna być uwzględniona w tworzeniu standaryzowanych materiałów, jest sprawa opracowania wstępnego. Dokonuje się go zazwyczaj po badaniach terenowych i w pośpiechu. Powinno to być zadanie przede wszystkim dla autorów zbiorów, tylko oni bowiem mogą dokonać ewentualnych korekt, uzupełnień i objaśnień, a zamknięcie zbiorów w archiwach utrudnia im kontakt, a nawet odcina ich praktycznie od tej możliwości. To jest coś, co w jakimś stopniu kwestionuje wiele lat wysiłków ludzkich, które zostały w tworzenie dokumentacji włożone. Niepokojące jest, że w tej chwili materiał jest – z pominięciem ich autorów – archiwizowany i digitalizowany p r z e d autorskimi weryfikacjami. Trochę uwag krytycznych należy się również wydaniom źródłowym. Od lat obserwuję w tym zakresie stagnację Instytutu Sztuki po publikacji wysoce kompetentnych zbiorów z Kujaw, Kaszub, Warmii i Mazur oraz Lubelszczyzny. Seria dotąd nie objęła dwóch bardzo ważnych regionów, to jest Podhala i – już częściowo opracowanej – Puszczy Zielonej, nie mówiąc o materiałach ze środkowej Polski, a przecież ma to być z założenia wzorcowy, akademicki korpus. W mojej ocenie jest to pilne zadanie do wykonania. Poświęcę jeszcze nieco uwagi zagadnieniu wnikliwej krytyki wcześniej powstałych źródeł, posługując się własnym doświadczeniem. Moja nieopublikowana praca doktorska „Problematyka historyczna pieśni kurpiowskiej”7, wraz z aneksem zawierającym przeszło 200 precyzyjnych transkrypcji, wyjaśniła krytycznie, jak ten materiał faktycznie należy transkrybować i jaką wartość mają w tym świetle zbiory ks. Skierkowskiego. Materiał zapisany przez Skierkowskiego traktuje się jako kanoniczny, poniekąd za sprawą Adolfa Chybińskiego, który go bardzo wysoko ocenił, choć go z autopsji nie znał (zachowała się korespondencja Skierkowski–Chybiński). Gdyby niewielki mój zbiór kurpiowski został opublikowany, nie obroniłaby się rzeczywista wartość zbioru Skierkowskiego8. Ma to zresztą dalsze poważne konsekwencje, ponieważ zbiór ten nadal wykorzystywany jest przez kompozytorów i czerpie z niego folkloryzm amatorski. Na Kurpie udało się wielu w ślad za Jan Stęszewski, „Problematyka historyczna kurpiowskich pieśni,” praca doktorska napisana pod kierunkiem Józefa Michała Chomińskiego na UAM w Poznaniu, 1965. 8 W opublikowanym pod redakcją Zofii Lissy i Józefa Chomińskiego tomie poświęconym Szymanowskiemu wskazałem, w czym się pomylił Szymanowski, idąc w ślad za Skierkowskim. Por. Jan Stęszewski, Pieśni kurpiowskie w twórczości Karola Szymanowskiego, w: Karol Szymanowski. Księga Sesji Naukowej poświęconej twórczości Karola Szymanowskiego (pod red. Zofii Lissy), Wydawnictwo UW, Warszawa 1964. 7 Skierkowskim i za filmem Jerzego Gabryelskiego Wesele na Kurpiach. Wiele się nagrywało, lecz materiał nagrany czeka na wydanie, gdy tymczasem kolejne tomy reedycji i edycji zbiorów Skierkowskiego ukazały się bez niezbędnego komentarza krytycznego. Brak podstawowej krytyki źródła spowodował też, że dysertacja doktorska Antoniny Wozaczyńskiej9 jest naukowo chybiona. Ciągle wracam do tego problemu, że krytyka źródła, praca nad źródłami jest podstawowa, żeby w ogóle powstawały dalsze prace o wartości naukowej. Być może należałoby pomyśleć o powołaniu seminariów transkrybenckich, które gwarantowałyby podniesienie jakości transkrypcji. Pozwalam sobie wskazać, że obecnie za najbardziej kompetentnego, najlepiej słyszącego transkrybenta w Polsce uważam prof. Bożenę Muszkalską. W swej pracy magisterskiej o gruzińskiej wielogłosowości10 i książce doktorskiej dotyczącej sardyńskiej wielogłosowości11 dowiodła pokonania wielkich trudności w sposób wzorowy. W ostatnim czasie przekroczyła kolejny próg, dokonując nagrań i opracowania tradycji śpiewów synagogalnych polskich Żydów, które przedstawiła w książce Po całej ziemi rozchodzi się ich dźwięk12. Seminarium, o którym wspomniałem, mogłoby być prowadzone pod jej auspicjami, przy skoordynowanej współpracy między ośrodkami, osobami, gdyby odbywały się jakieś spotkania, podczas których moglibyśmy przekazywać sobie nawzajem informacje, nad czym pracujemy, na jakim terenie, na jakim materiale i nad jakimi zagadnieniami. Programem minimum byłoby powstanie jakiegoś periodycznie wydawanego biuletynu. Wspomnę o innym problemie – palącym i wstydliwym. Po dziewiętnastowiecznym „zdjęciu” polskiego folkloru muzycznego ze zbiorami Oskara Kolberga na czele, badacze międzywojenni wykonali kolejne „zdjęcie fonograficzne”, które bezpowrotnie zniszczono w czasie II wojny światowej. Sobiescy dokonali po wojnie częściowej rekonstrukcji materiału w odniesieniu do tradycji wielkopolskiej, a AZFM lat pięćdziesiątych i następnych miała być kolejnym „zdjęciem” stanu tradycji ustnej polskiego folkloru muzycznego. Jesteśmy w krytycznym momencie, dlatego że po dziewiętnastowiecznym „zdjęciu” Kolberga i jemu współczesnych, drugim takim dużym „zdjęciem” była Akcja Zbierania Folkloru (choć jeszcze Por. Antonina Wozaczyńska, Pieśni kurpiowskie: ich struktura i charakterystyka w świetle zbiorów W. Skierkowskiego, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1956 [przyp. red]. 10 Bożena Muszkalska, „Charakterystyka wielogłosu gruzińskich pieśni ludowych”, praca magisterska napisana pod kierunkiem Jana Stęszewskiego na UJ w Krakowie, 1977. 11 Bożena Muszkalska, Traditionelle mehrstimmige Gesänge der Sarden, Wydawnictwo Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Poznań 1995; tejże, Tradycyjna wielogłosowość wokalna w kulturach basenu Morza Śródziemnego, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 1999. 12 Bożena Muszkalska, „Po całej ziemi rozchodzi się ich dźwięk…”: Muzyka w życiu religijnym Żydów aszkenazyjskich, Wydawnictwo UWr, Wrocław 2013. 9 w międzywojniu istniały zniszczone w czasie wojny: Regionalne Archiwum Fonograficzne Łucjana Kamieńskiego i Centralne Archiwum Fonograficzne Juliana Pulikowskiego). Praktycznie biorąc, od tej Akcji Zbierania Folkloru Muzycznego upłynęło już sporo czasu i pora najwyższa na zrobienie kolejnego „zdjęcia” w tych samych punktach po to, żeby otrzymać „panelowe” obrazy dokonujących się zmian. Tego też nie zrobiliśmy. Nie bierzemy pod uwagę przemijania czasu i odchodzenia ludzi – potencjalnych informatorów. Ostatecznie, po Kolbergu, zmiany radykalne nie mogły nastąpić natychmiast. Faktem jest, że badania robione na Kurpiowszczyźnie nie potwierdziły ani jednej z tych pieśni, które były wymienione u Kolberga jako kurpiowskie. To, że Jachołkowski – leśniczy – czy ktoś inny, kto dostarczył Kolbergowi jakieś tam zapisy pieśni, głównie historyczno-patriotycznych, i to, że później nie udało się znaleźć nawet ich śladu, podaje w wątpliwość wartość dokumentacyjną co najmniej tego materiału. Kolberg, notując melodie, borykał się z intonacjami i rytmami, często opisywał je werbalnie we wstępach, natomiast nie uwidaczniał ich w obrazie nutowym, posługując się konwencjonalną notacją muzyki profesjonalnej. Na dobrą sprawę należałoby pod tym kątem w porównaniu ze zbiorami późniejszymi przeprowadzić również krytyczną rewizję Kolberga. W tej chwili do Kolberga sięgają kompozytorzy i amatorzy w przekonaniu, że to jest pierwszorzędny materiał – fundament. Kolberg to jest fundament, to prawda, tyle tylko, że z Kolberga trzeba umieć korzystać, porównując go właśnie ze zbiorami późniejszymi. Przytoczę przykład z Sandomierskiego, który próbowałem porównywać z repertuarem światówkowym, nagranym w terenie w latach siedemdziesiątych. U Kolberga właściwie nie ma światówek, są rytmy mazurkowe, nie ma śladu tego, co tak specyficzne i jednorazowe, wyróżniające muzykę skrzypcową Sandomierszczyzny. Jest to kolejny dowód na to, że również Kolberg musiałby być pod tym kątem krytycznie zweryfikowany. A może należałoby postulować, żeby po zakończeniu edycji źródłowych rękopisów Kolberga zrobić po prostu wyrywkowo albo przynajmniej na kilku przykładach analizy Kolberga z punktu widzenia wiarygodności? Podziwiamy perfekcyjną edycję Dzieł wszystkich Oskara Kolberga (DWOK), ale nie możemy nie zauważyć, że również jego edytorom zabrakło krytycznego skorelowania edycji z powstającymi współcześnie zbiorami. Tytułem przykładu podam, że w tomie Mazowsze cz. IV (Mazowsze Stare, Mazury. Kurpie, DWOK t. XXVII13) odnalazłem zaledwie jedną melodię przypominającą zapisy Skierkowskiego i nagrania współczesne. Rodzi to pytanie, co stało się bądź z tradycją regionalną, bądź z jakością utrwaleń postaci muzyki ludowej Oskar Kolberg, Mazowsze, cz. IV, w: tegoż, Dzieła wszystkie, t. XXVII, PTM–Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Wrocław–Poznań–Warszawa 1964. 13 w dziełach Kolberga? Obraz zapisów nutowych Kolberga doprecyzowują werbalne objaśnienia jego samego. Mówiąc inaczej, do filologicznie wzorcowej edycji i reedycji DWOK należałoby dołączać analizy i komentarze krytyczne oparte na konfrontacjach z później powstającymi źródłami. W ten sposób zweryfikowano by użyteczność „gołych” zapisów Kolberga, uznanych za kanoniczne, choć może nie do końca na to zasługują. Amicus Kolberg, sed magis amica veritas, veritas est enim adequatio rei ad mentem14. Najwyższy czas, aby metodycznie zająć się krytyką wszystkich źródeł naszej dyscypliny, polskiej etnomuzykologii, od pierwszych zbiorów po współczesne nagrania i ich nutowe odwzorowania. Chciałbym również poruszyć kwestię praw autorskich w kontekście etnomuzykologii i twórczości kompozytorskiej. Na posiedzeniu CISAC, czyli Międzynarodowej Konfederacji Związków Autorów i Kompozytorów, które wiele lat temu odbywało się na zaproszenie ZAiKS w Warszawie, wygłosiłem odczyt o potrzebie podjęcia zagadnienia prawa do remuneracji lub co najmniej uwidocznienia autorów cytowanych zapożyczeń, tak informatorów przekazujących oralną tradycję, jak autorów zbiorów i edycji, z których czerpią twórcy. Uczestnikiem owej konferencji był jeden ze znanych kompozytorów o wielkiej wrażliwości etycznej, który podszedł do mnie i powiedział: „Czyżeś ty zwariował! Co, tym czarnuchom będziemy płacić tantiemy?”. Odparłem: „Nie tym czarnuchom, bo ich się już nie zidentyfikuje, bo może już nawet nie żyją, ale co najmniej temu kręgowi kulturowemu albo danemu państwu, z którego terenu pochodzą, żeby w jakiś sposób nie był to kulturowy kolonializm”. Kompozytor otrzymuje honorarium za utwór inspirowany obcym materiałem, często nawet nie przyznając się, z jakiego źródła go zaczerpnął, kto ten materiał zebrał, przechował i udostępnił. Karol Szymanowski nie ukrył źródeł swoich inspiracji w odniesieniu do Harnasiów i innych dzieł powstałych z zafascynowania podhalańskim folklorem, jak również swoich chóralnych i solowych Pieśni kurpiowskich, czyli uczciwy precedens jest. Problematyka historyczna od dawna mnie nęci. Pierwszym spośród „folkowców”, który zaczął się nią zajmować w bardzo specjalny sposób, był Maciej Rychły, asystent z Wydziału Psychologii z Poznania, który założył Kwartet Jorgi. Zgłosił się do mnie, ponieważ doszedł do wniosku, że na piszczałce z Kowalewa grali ludzie, którzy musieli kierować się jakąś ergonomią, wygodą gry na tym instrumencie, i on może ten materiał w jakiś sposób odtworzyć. Zresztą, pierwszy rozdział Dziejów muzyki polskiej w zarysie Kolberg przyjacielem, lecz bardziej przyjacielem prawda, która jest umysłowym odzwierciedleniem rzeczy – oczywiście w moim wolnym tłumaczeniu. [Słowa: Amicus Plato, sed magis amica veritas pochodzą z Etyki nikomachejskiej Arystotelesa (1096a), ciąg dalszy zdania stanowi parafrazę twierdzenia św. Tomasza z Akwinu Veritas est adequatio intellectus et rei z Summy teologicznej, I, q.16 a.2 – przyp. red.]. 14 Aleksandra Polińskiego15 jest poświęcony muzyce przedchrześcijańskiej. Co on tam wziął za przykład tej przedchrześcijańskiej muzyki? Chmiela, tego, o którym – przypomnę nieskromnie – oddzielny artykuł napisałem16. To świadczy o tym, że istnieje szansa zrekonstruowania przynajmniej w generalnych zarysach również historii muzyki w tradycji ustnej, ludowej. Mamy źródła chociażby tańców polskich, mamy pewną wiedzę o prawdopodobnej genezie rytmów mazurkowych, mamy trochę historycznych zapisów – to, co robił prof. Czesław Hernas17, który właściwie mnie inspirował przy pracy doktorskiej. Stąd wyłania się następne zadanie, które stoi przed etnomuzykologią – uruchomienia myślenia historycznego i tradycji pamięciowo-ustnej jako jej części. Kiedy zostałem poproszony na KUL, by razem z księżmi profesorami Mrowcem i Bartkowskim – świętej pamięci obydwaj – zorganizować tam badania nad pieśnią religijną w ustnej tradycji w Polsce, założyliśmy, że istnieje pewien kanon śpiewów wiadomych, tj. śpiewniki Franciszka Siedleckiego i kilka innych ważnych śpiewników – i na tym zbudowaliśmy kwestionariusz pieśni, o które trzeba w każdej miejscowości objętej badaniami pytać i je w lokalnej postaci zarejestrować. Dotyczyło to również Godzinek i Gorzkich żalów oraz wybranych pieśni, z kolędami włącznie. W ten sposób powstał materiał porównywalny w skali całej Polski na tyle, ile punktów zostało zbadanych, co dało podstawę do stworzenia monografii zróżnicowania danych wątków melodycznych konkretnych pieśni religijnych. Kolejna rzecz, która mnie bardzo trapi, to fakt, że środowisko etnomuzykologów straciło ze sobą kontakty. My się właściwie nie spotykamy. To chyba cud, że coś takiego mogło się zdarzyć w Radziejowicach. Faktem jest, że w dużym stopniu utraciliśmy kontakty ze sobą wewnątrz środowiska. Przyznaję się, że nie orientuję się, kto z etnomuzykologów i gdzie przeprowadza badania terenowe polskiego folkloru, polskiej tradycji ustnej. Czy te działania są w jakiś sposób koordynowane, czy są to po prostu jedynie indywidualne inicjatywy, bez planu generalnego? Moje refleksje – wyrażone może zbyt emocjonalnie – dotykają generalnie zagadnienia odpowiedzialności nas, jako środowiska akademickiego, za to, co zrobiono, a czego nie zrobiono i co należy pilnie wykonać. Włączyć w to trzeba również odpowiedzialność za podjęcie badań nad nowymi formami wykorzystywania przez artystów folkloru. Od Karola Ejgenberga z portalu Muzykant.folk.pl dostaję maile informujące mnie o tym, co się dzieje w ruchu folkowym. Większość z tych zespołów, które powstały i działają na rynku muzycznym, są to właściwie twory komercyjne i popularne. Aleksander Poliński, Dzieje muzyki polskiej w zarysie, E. Wende i Spółka, Lwów–Warszawa 1907. Jan Stęszewski, „Chmiel”. Szkic problematyki etnomuzycznej wątku, „Muzyka” 1965, nr 1, s. 3–33. 17 Czesław Hernas, W kalinowym lesie, t. I–II, PIW, Warszawa 1965. 15 16 Należałoby objąć profesjonalną obserwacją i krytyką zjawiska związane z tym bardzo popularnym zjawiskiem, jakim jest muzyka folkowa i world music oraz różne pośrednie i mieszane gatunki związane między innymi – ale nie tylko – z festiwalem Nowa Tradycja. Podczas Krajowego Seminarium Etnomuzykologicznego zorganizowanego w Instytucie Muzykologii UW jedna z młodych osób zapytała mnie, jakie są kryteria wartościowania działań ruchu folkowego, nurtu world music. Myślę, że środowisko etnomuzykologów powinno zmierzyć się z tym zadaniem. Wrócę do tego, że na pewno trzeba włączyć do współpracy tych ludzi, którzy mają archiwa i mają z archiwami do czynienia. Na przykład archiwum Radiowego Centrum Kultury Ludowej jest nieocenione, dlatego że jego zasoby mogą być nawet większe niż archiwum fonograficznego Instytutu Sztuki, a do tego zdigitalizowane. Tylko jak to ogarnąć? Znów nasuwa się pytanie: czy tych radiowych nagrań – przecież są to i audycje radiowe, rozmowy z informatorami – nie należałoby również zweryfikować, spisać i jako materiał naukowy potraktować, stosując oczywiście jak zawsze i wszędzie krytykę źródła? Wyraziłem już tę wątpliwość – czy Radio, dokonując swoich nagrań, kieruje się choćby tym kwestionariuszem, który Sobiescy albo Zwolakiewicz opracowali, czy zadaje choćby te pytania? Bez odpowiedzi na nie materiał pozostanie bez swojego kontekstu. Mój postulat jest taki, by wciągnąć do współpracy tych wszystkich ludzi, którzy poza środowiskami akademickimi – a więc Polską Akademią Nauk i uniwersytetami – zajmują się folklorem muzycznym mniej lub bardziej kompetentnie, ale mają doświadczenie, obserwacje i przede wszystkim materiał utrwalony na różnych nośnikach. Stoją więc przed nami ogromne wyzwania, wynikające z obowiązku wobec naszego kulturowego dziedzictwa, przed którymi nie możemy się uchylać. zredagowała Sylwia Zabieglińska