Księgo-żona - Tuba Wejherowa

Transkrypt

Księgo-żona - Tuba Wejherowa
Grzegorz Żak
Studniska Dolne, Godło: Studnia
„Księgo-żona”
Księgowość rządzi światem. Żona mi ciągle o tym przypomina. Żona jest księgową. Co noc czepia się o
pasywa. O aktywa też się czepia, ale rzadziej. Rzadziej, bo co się tylko ruszę, to krzyczy, że naruszam środki
trwałe. Że niby to ja jestem środkiem trwałym. A moja łysina to zużycie materiałów i energii. Ciekawe na co
to zużycie, ja się pytam. Na myślenie chyba. O tych sprawach. I tamtych sprawach. A przede wszystkim
domyślanie się, o co jej chodzi.
No bo kiedy mówi, że wyroby własnej produkcji naruszyły fundusz socjalny aby wspomóc umorzony
środek trwały, to znaczy, że dzieci poszły do dziadka i wzięły dla niego jakiś prezent. Pewnie nalewkę mojej
produkcji, żeby umorzony środek trwały jeszcze bardziej się umorzył... Prezent dla dziadka to pół biedy, cała
bieda jest, jak potrzebuję tej mojej księgowości coś nabyć – no to wtedy jest rozliczenie niedoborów i szkód.
Takie to nasze małżeństwo, nie, przepraszam, zobowiązanie długoterminowe. A tak pięknie się zaczęło: była
pierwszą kobietą w moim życiu, a ja pierwszym mężczyzną w jej. O jej! Według niej to było miejsce
powstawania kosztów tudzież bilans otwarcia. Niby wniosła kapitał w postaci cnoty... Najpierw było
zobowiązanie krótkoterminowe, czyli narzeczeństwo, potem ślub, ślub to ślub, tu nie ma ksiegowości. Posag
wniosła, i owszem, ale raczej jako dochody planowane. dalej to już ruszyło jak spłata kredytów
wysokooprocentowanych, bo już noc poślubna okazała się przelewem kapitału na inwestycje a ciąża
przychodem przyszłych okresów.
Minęło trochę lat, znaczy się rocznych sprawozdań z działalności. Dzieci urosły, żona zaczęła się nudzić.
A przecież ma taką ciekawą pracę... Stwierdziła, że przyda się operacja plastyczna i zażyczyła sobie nowych
piersi. Że niby dla mnie. No, powiedziałem, przyda się remont majątku trwałego i nowy kapitał zapasowy,
taki bufor na wszelki wypadek. Nawet się nie zdenerwowała, co już było podejrzane.
Co się okazało? Że w grę weszły jakieś surówce wtórne, czyli napatoczył się jeden rozwiedziony i zaczął
umowę na warunkach świadczenia dobrowolnego. Podobno bankowiec, więc obiecywał darmowe przelewy i
w ogóle.
No szlag mnie trafił, nie będę kłamał. Chciałem iść vabank i zlikwidować tę lokatę w zarodku, ale potem
się ciut uspokoiłem. Karolina mi pomogła, żony koleżanka, przesympatyczna kobieta, też księgowa zresztą. I
tak się zaczął mój udział w kapitale obcym. Jak się okazało, że jest ze mną w ciąży, to wyszło, że moje
inwestycje rozpoczęte na obcym gruncie będą skutkować alimentami. Czyli usuwaniem skutków zdarzeń
losowych.
Księgowość rządzi światem. Ale nie rządzi żądzami.
Z cyklu „Bajki dla biegających”:
„Bajka o Trzech Małych Świnkach”
Pewnego razu Trzy Małe Świnki postanowiły zadbać o zdrowie, urodę i inne szeroko pojęte
psycho-fizyczne aspekty duszy a nade wszystko ciała. W tym celu podjęły decyzję, że będą uprawiać sport, a
konkretnie bieganie, z powodu łatwości zasad i szerokiej dostępności ścieżek w Stumilowym Lesie, które co
prawda przy kiepskiej pogodzie mogły robić się ciut błotniste, ale to w żadnym stopniu nie przeszkadzało, a
nawet w tym konkretnym przypadku wręcz przeciwnie.
Pierwsza Mała Świnka, niesiona siłą świeżego postanowienia biegła po lesie, ciesząc się jak młody
warchlak i mając nadzieję na poczucie się jak młody bóg. Podskakiwała radośnie na widok motyli,
podśpiewywała razem z drozdami. W różowości swego delikatnego ciała wyglądała jak beztroska szynka na
wakacjach - którą zresztą w istocie była, przyjąwszy, że świnki żyją permanentnie w stanie wakacyjnym aż
do obiadu.
Ale wakacje nie chronią od niebezpieczeństw, o nie! Oto na ścieżce Pierwszej Małej Świnki pojawił się
nie kto inny, tylko znany abnegat, chuligan, niechluj i kibol, niejaki Zły Wilk. Zaciągnął się papierosem,
oparł zadkiem o drzewo i krzyknął ochrypłym głosem:
- Mała Świnko, Mała Świnko, daj sobie spokój!
- Nie ma mowy! - krzyknęła Pierwsza Mała Świnka, mijając Złego Wilka ciężkim truchtem.
- Ach tak?! - wrzasnął Zły Wilk - No skoro tak, to prychnę, chuchnę, dmuchnę i zdmuchnę ten twój
słomiany zapał!
Jak powiedział, tak zrobił, bo Zły Wilk, choć niewątpliwie był społecznym mętem, to miał swoiste
poczucie honoru, właściwe bandytom starej daty. Pierwsza Mała Świnka uciekła czym prędzej do Drugiej
Małej Świnki, stawiając na wsparcie w grupie i wspólne bieganie połączone z wymianą poglądów głównie
na tematy meteorologiczne i kulinarne. Biegały więc we dwie, ale niektóre patologie są po prostu
nieuleczalne:
- Hej, Małe Świnki! - dobiegł do ich uszu podczas porannego treningu schrypły baryton - Dajcie sobie
spokój!
- Nie ma mowy! - krzyknęły unisono Pierwsza i Druga Mała Świnka, na pierwszy rzut ucha mocno i
zdecydowanie, a w rzeczywistości zerkając na siebie wzajemnie z dużą dozą średnio maskowanej
niepewności.
- Nie ma?! - ryknął Zły Wilk.
- Tak, nie ma! - pisnęła Pierwsza Mała Świnka
- Nie, nie ma! - poparła ją Druga Mała Świnka.
- No to tak czy nie? - rozdziawił paszczę w obleśnym uśmiechu nieuleczalny abnegat, chuligan, niechluj i
kibol - Jak zaraz prychnę, chuchnę i dmuchnę to zdmuchnę te wasze zdrewniałe od zakwasów różowe
quasi-mięśnie.
Dwie Małe Świnki nie spodziewały się, że Zły Wilk zna połączenia wyrazowe z partykułą quasi a poza
tym faktycznie czuły się obolałe i zdrętwiałe po intensywnym wysiłku. A Zły Wilk prychnął, chuchnął i
dmuchnął... Nie pozostało im nic innego niż tylko uciec do Trzeciej Małej Świnki.
Trzecia Mała Świnka wybudowała sobie na nisko oprocentowany kredyt porządny domek z pustaków
porotherm. Na popularnym serwisie aukcyjnym w internecie kupiła okazyjnie używaną elektryczną bieżnię
treningową i nie wychodząc do brudnego, nie wyasfaltowanego i nieoświetlonego lasu trenowała sobie w
domu, oglądając przy tym kolejne odcinki popularnych seriali w kolorowym telewizorze. W geście
solidarności gatunkowej przyjęła pod swój pokryty czerwoną blachodachówką dach Dwie Małe Świnki i
trenowali sobie razem na przemian, podziwiając cichą pracę silnika i duży czytelny wyświetlacz, co jakiś
czas zmieniając kąt nachylenia i kontrolując ilość spalanych kalorii.
Ta sielanka, jak wszystko, co dobre, nie mogła trwać zbyt długo. Rozległ się dzwonek do drzwi i
ochrypły głos oznajmił:
- Wiem, że tam jesteście, mimo, że nie słyszę wyjątkowo cichej pracy silnika elektrycznej bieżni
treningowej. Ale mówię wam, dajcie sobie z tym spokój!
- Nie ma mowy! - huknęły Trzy Małe Świnki chórem.
- Ach tak?! Albo nawet ach nie?! - ryknął Zły Wilk - W takim razie prychnę, chuchnę, dmuchnę i
zdmuchnę te wasze szpanerskie zabawki, jak się zbiorę w sobie, to nawet z domkiem.
Ale na nic się zdały wysiłki mało usportowionego palacza o permanentnie zniszczonych płucach. Mimo,
że chuchał, dmuchał i prychał z całych nadwątlonych przez lata nałogu sił, to nie udało mu się nic
zdmuchnąć, gdyż na jego drodze stały antywłamaniowe drzwi i solidna ściana z pustaków. W oknach
złowrogo błyszczały antywłamaniowe żaluzje.Nie było też mowy o wejściu przez komin, bo Zły Wilk nie
miał sił ani ochoty wspinać się i przeciskać przez wąskie i pełne sadzy przewody.
Jak niepyszny odszedł więc w nieodległą acz niewątpliwie siną dal, aby oddawać się wszelakim znanym
dysfunkcjom społecznym a także w miarę możliwości odkrywaniu nowych.
Nie niepokojone przez element aspołeczny Trzy Małe Świnki wciągnęły się w długodystansowe bieganie
i prawdopodobnie wystartowałyby w półmaratonie w Żywcu, gdyby po którejś z wyczerpujących tras nie
zachciało im się odrobiny luksusu w postaci odnowy biologicznej.
Mając zdiagnozowaną dysleksję zamiast na masaż Trzy Małe Świnki zapisały się na masarz.
Podobno kiełbasa była wyśmienita.