więcej - Difin
Transkrypt
więcej - Difin
Przedmowa Paweł Dybel W szerokich kręgach polskich badaczy, szczególnie starszego i średniego pokolenia, rozpowszechniony jest pogląd, że psychoanaliza Freuda oraz rozliczne teorie jego uczniów i następców okres swej świetności mają dawno za sobą i stanowią dzisiaj co najwyżej ciekawe zjawisko historyczne. W rezultacie dawno już przestały oddziaływać na poszczególne dyscypliny humanistyczne. Ale też i ich wcześniejsze wpływy były siłą rzeczy bardzo ograniczone, co wiązało się m.in. z jednostronnością wypracowanego przez Freuda modelu interpretacji zjawisk kulturowych i dzieł sztuki. Jednym ze źródeł powszechności tych poglądów w rodzimych środowiskach naukowych były niewątpliwie panujące w PRL ograniczone możliwości śledzenia głębokich przeobrażeń, jakie, począwszy od lat sześćdziesiątych, dokonały się w humanistyce europejskiej i amerykańskiej (nie mówiąc już naturalnie o braku jakiejkolwiek poważnej dyskusji z wieloma pojawiającymi się w ramach tej tradycji koncepcjami i teoriami). Nie znaczy to, że nie było wówczas żadnej recepcji tych ostatnich, dokonywała się ona jednak w większości przypadków w bardzo wybiórczy sposób, ograniczając się do przekładów wybranych (często przypadkowo) dzieł, publikacji różnego rodzaju antologii czy monograficznych opracowań. W przypadku psychoanalizy na te polityczno-historyczne czynniki nakładała się dodatkowo uwarunkowana kulturowo wyraźna niechęć do zaproponowanego przez Freuda „demaskacyjnego” sposobu myślenia o kulturze. Mam tu na myśli jej bardzo krytyczną recepcję w międzywojniu w nastawionych z reguły bardzo konserwatywnie środowiskach naukowych i inteligenckich, w których zwykle z ogromnym sceptycyzmem odnoszono się do Freudowskiej hipotezy kompleksu Edypa, roli, jaką przyznawał seksualności w kształtowaniu się ludzkiej tożsamości, oraz do prób psychoanalitycznej interpretacji tekstów literackich czy wszelkich zjawisk kulturowych. Wystarczy tylko wspomnieć brutalne ataki na Gustawa Bychowskiego, praktycznie jedynego psychoanalityka, który próbował w dojrzały teoretycznie sposób wykorzystywać założenia teorii Freuda w interpretacji tekstów literackich. Rolę swoistego bufora chroniącego dziewiczy zaścianek rodzimej myśli przed mocno podejrzanymi rewelacjami autora Totem i tabu pełniło w tym wypadku wzniosłe Nad-Ja katolickonarodowej tradycji, którego skryta obecność na różne sposoby dawała o sobie znać w czołowych dziełach polskiej humanistyki okresu międzywojnia; w określających je wyobrażeniach na temat uprawiania literaturoznawstwa, historii, myśli o kulturze i sztuce itd. O pewnej popularności psychoanalizy można było mówić jedynie w środowiskach artystycznych i literackich. Ale też dotyczyło to raczej pojedynczych autorów – jak np. Bruno Schulz czy Witkacy – a nie było zjawiskiem powszechnym. W dodatku, kiedy czyta się dzisiaj, z reguły dość zdawkowe, wypowiedzi tych autorów na temat Freuda, widać wyraźnie, że mamy tutaj do czynienia z zazwyczaj dość powierzchowną fascynacją pewnymi motywami czy ujęciami jego teorii. Naturalnie nie przeszkadzało to być im obu – a chyba też i Gombrowiczowi – pisarzami bardzo „psychoanalitycznymi”, tyle że sami chyba o tym nie wiedzieli. W środowiskach literacko i politycznie konserwatywnych psychoanaliza była natomiast nauką wyklętą, na temat której w najlepszym wypadku opowiadano kawiarniane dowcipy. Wystarczy poczytać uszczypliwe uwagi na ten temat w publicystyce czy w listach czołowych nestorów polskiej poezji, jak Julian Tuwim, Jan Lechoń czy Antoni Słonimski. Dopiero z końcem lat osiemdziesiątych i w latach dziewięćdziesiątych, m.in. w wyniku głębokich przeobrażeń politycznych, zaobserwować można wzrost zainteresowania psychoanalizą i wpływem jej różnych teorii na humanistykę oraz filozofię współczesną. Pierwszymi symptomami tych przemian były książka Zofii Rosińskiej Psychoanalityczne myślenie o sztuce czy praca Edwarda Fiały Model freudowskiej metody badania dzieła literackiego. W psychoanalityczny sposób próbował też zinterpretować pisarstwo Wiesława Myśliwskiego Czesław Dziekanowski, pisząc na ten temat obszerną trylogię. Później dołączają do tej tradycji rozprawy Andrzeja Ledera, Agaty Bielik-Robson, Szymona Wróbla czy piszącego te słowa, w których z kolei z różnych stron naświetla się wpływ psychoanalizy na filozofię współczesną. W 2001 roku ukazuje się pod redakcją Michała Głowińskiego i autora tego wstępu zbiór klasycznych już dzisiaj psychoanalitycznych interpretacji dzieł literatury światowej pt. Literatura i psychoanaliza. Różnorakie możliwości szerokiej i bezpośredniej konfrontacji rodzimej myśli humanistycznej i filozoficznej ze wszystkim tym, co dzieje się w tych dziedzinach na czołowych uniwersytetach europejskich i amerykańskich, jakie zapoczątkował u nas polityczny przewrót w 1989 roku, sprawiły niewątpliwie, że wiele dominujących tam koncepcji i nurtów stało się również u nas szczególnie popularnych. Nasza humanistyka i filozofia mówią w coraz większym stopniu językami humanistyki i filozofii światowej (jeśli można użyć takiego określenia), pozostając z nimi w stanie nieustannej „interakcji”; już praktycznie przez nikogo nie kontrolowanego przepływu idei i myśli, i wzajemnych oddziaływań. Można w tym upatrywać jeden z przejawów „globalizacji” i ubolewać, że ceną podobnego procesu jest w coraz większym stopniu utrata przez polską tradycję humanistyczną pewnych jej wyróżników specyficznych, które od setek lat kształtowały jej indywidualne oblicze na tle europejskiej tradycji. Można w tym jednak równie dobrze upatrywać proces, który nie tylko jest nieunikniony, ale zarazem otwiera możliwość wielorakiej konfrontacji rodzimej humanistyki z najnowszymi koncepcjami, jakie pojawiają się w literaturze światowej. Stwarza on zatem przed nią szansę wyjścia z własnych opłotków i przyswojenia różnych postaci tego, co w stosunku do niej inne. Znacznemu poszerzeniu i uelastycznieniu uległa przestrzeń dialogu w humanistyce, co sprawia, że dotychczasowe sztywne rozróżnienia między poszczególnymi dyscyplinami oraz tradycjami kulturowymi w coraz większym stopniu się relatywizują i zacierają. Wymownym tego świadectwem jest rosnąca wręcz w tempie lawinowym od ponad dziesięciu lat ilość rodzimych publikacji poświęconych psychoanalizie i jej wpłwom na różne dyscypliny humanistyczne, przekłady klasyków tego nurtu, rozliczne konferencje, sympozja itd. W wielu przypadkach zainteresowanie psychoanalizą Freuda i jego następców miało pierwotnie charakter zapośredniczony, wynikający z istotnego znaczenia, jakie odegrała ona w kształtowaniu się filozoficznych i humanistycznych koncepcji tworzących oblicze współczesności. Mam tutaj na myśli takich autorów, jak: Barthes, Foucault, Deleuze, Derrida, Bloom, Kristeva, Irigaray, Lacan, Žižek i dziesiątki innych. Trudno jest bowiem napisać cokolwiek sensownego na temat tych autorów, pomijając istotną rolę, jaką w kształtowaniu się ich poglądów odegrała freudowska psychoanaliza – nawet jeśli często ostro z nią polemizują, nierzadko radykalnie zmieniając sens jej niektórych podstawowych twierdzeń. Rozpatrywany w tym kontekście tom niniejszy stanowi kolejne wymowne świadectwo rosnącego u nas zainteresowania psychoanalizą i jej wpływu na humanistykę i filozofię współczesną. Jest przy tym rzeczą znamienną, że źródło teoretycznych inspiracji znacznej części autorów nie stanowi już sama teoria Freuda, założyciela nurtu, ale koncepcje jego uczniów czy kontynuatorów, jak też inspirujące się nią teorie literaturoznawcze czy filozoficzne (M. Klein, J. Lacan, S. Žižek, H. Bloom, J. Derrida, M. Foucault). Uwagę też zwraca, że autorami większości zamieszczonych w nim artykułów i esejów są badacze młodszego pokolenia, często zaś osoby znajdujące się dopiero u progu naukowej kariery. Pomimo tego, że jest to zjawisko dość świeże, autorzy i autorki wykazali się sporą, i niekiedy wcale gruntowną, wiedzą na temat psychoanalizy oraz umiejętnością korzystania z niej we własnych teoretycznych refleksjach oraz w interpretacjach tekstów literackich i dzieł sztuki. Książka stanowi więc interesujące świadectwo pojawienia się w rodzimych środowiskach uniwersyteckich młodego pokolenia, otwartego na głębokie przemiany, jakie w ostatnich dziesiątkach lat dokonały się w humanistyce światowej. Ponieważ zaś w procesie tym znaczącą rolę odegrała teoria psychoanalityczna Freuda oraz jego uczniów i następców, nic dziwnego, że powoływanie się na tę tradycję stało się u nas ostatnio jednym z głównych znaków rozpoznawczych tego nowego nastawienia. Na tom złożyły się prace, których dyskurs sytuuje się najczęściej na pograniczu różnych dyscyplin: psychoanalizy z filozofią, psychoanalizy z teorią kultury, psychoanalizy z historią sztuki czy psychoanalizy z teorią literatury i sztuką interpretacji dzieła literackiego. Weszły one w skład czterech części książki, z których w pierwszej pt. Głos dominują eseje o charakterze „teoretycznym”, na różne sposoby odnoszące się do myśli Freuda. W otwierającym zbiór znakomitym tekście Barbara Markowska ukazuje, jak dalece był on źródłem inspiracji dla francuskich poststrukturalistów (głównie Foucaulta i Derridy). Kolejne rozprawy w tej części to dość osobliwa konfrontacja teorii Freuda z bardzo popularną u nas, konserwatywną w każdym calu, koncepcją „lęku przed wpływem” Harolda Blooma – i to w kontekście pytania o feminizm (Monika Świerkosz), jak też ciekawy esej o zawiłościach procesu terapeutycznego i pomysłach teoretycznych Sabiny Spielrein – pacjentki zarówno Freuda, jak i Junga (Klara Naszkowska). Kończą tę część próby reinterpretacji, z różnych perspektyw, klasycznych tekstów Freuda; słynnego przypadku prezydenta Schrebera (Joanna Bednarek, Tomasz Kaliściak) oraz interpretacji Gradivy (Iga Noszczyk). Na część drugą (Litera), otwartą artykułem Jana Potkańskiego wskazującym, jak Lacanowska wersja teorii psychoanalitycznej jest inspirująca dla teoretyków literatury, złożyły się szkice rekonstruujące różnorake związki i oddziaływania tej teorii na wybrane zjawiska polskiej literatury czy teorii literatury oraz prezentujące „psychoanalityczne” interpretacje zjawisk literackich. Winna ona szczególnie zainteresować polonistów, gdyż w kilku przypadkach mamy tutaj do czynienia ze znaczącym uzupełnieniem „białych plam” dotyczących recepcji Freudowskiej psychoanalizy przez rodzimych teoretyków literatury i pisarzy. Należy do nich tekst Leny Magnone, w którym autorka udowadnia, jak dalece Karol Irzykowski, nestor polskiej teorii i krytyki literackiej, był wnikliwym czytelnikiem Freuda, dając temu świadectwo w swoich rozlicznych wystąpieniach, artykułach i recenzjach. Ja z kolei starałem się pokazać, jak Witkacy w swoich dramatach i powieściach dokonuje „dekonstrukcji” kompleksu Edypa, prowadząc w ten sposób (bezwiednie) nieustanny spór z tym kluczowym twierdzeniem autora Totem i tabu. Osobne miejsce należałoby przyznać niezwykle klarownej rekonstrukcji poglądów Czesława Miłosza na psychoanalizę, jakiej dokonał Tomasz Wójcik. Z przytoczonych przez autora wypowiedzi poety wynika, że do psychoanalizy w każdym wydaniu miał on bardzo krytyczny stosunek i nie uważał, by w jego twórczości można było odnaleźć cokolwiek psychoanalitycznego. Te wypowiedzi są naturalnie niekiedy irytujące, pełne różnego rodzaju obiegowych opinii i głupstewek (odziedziczonych zapewne po skamandryckiej kawiarni literackiej). Ale z historycznoliterackiego punktu widzenia jak najbardziej zasługują na uwagę, nawet jeśli widzi się w nich tylko świadectwo żywotności dość archaicznych przesądów na temat teorii Freuda w rodzimych kręgach intelektualnych. Kolejni autorzy starają się wskazać na psychoanalityczne pokrewieństwa w twórczości dwóch znakomitych pisarzy międzywojnia, Schulza i Leśmiana (eseje Michała Bandury, Piotra Szweda). Pozostałe szkice prezentują „psychoanalityczne” interpretacje utworów literatury polskiej i światowej (eseje Ireneusza Szczukowskiego, Ewy Kretkowskiej, Magdaleny Kliszcz, Grzegorza Czemiela, Antoniego Górnego). Poza zamykającą tę część rozprawą Michała Mrugalskiego, w której autor konfrontuje twórczość Joyce’a z sądami Lacana o świętym Tomaszu, artykuły te mają z istoty charakter bardziej przyczynkarski. Są przede wszystkim próbą demonstracji efektywności zastosowania perspektywy psychoanalitycznej w procesie interpretacji konkretnego tekstu literackiego, grupy wierszy czy poezji. Część trzecią (Trauma) otwiera tekst Andrzeja Ledera Eichmann jako objaw, będący ciekawą reinterpretacją podejścia Hannah Arendt, a kończy esej Anny Mach, rodzaj psychoanalitycznej refleksji nad projektem Darka Foksa i Zbigniewa Libery, stawiający pytania o stosunek Polaków do własnej historii, o sposób ich mówienia o najbardziej traumatycznych wydarzeniach. Włączone do tej części psychoanalityczne eseje Katarzyny Bojarskiej i Katarzyny Szaniawskiej są przykładami drobiazgowej aplikacji narzędzi psychoanalitycznych do interpretacji „traumatycznego” tekstu literackiego: w tym wypadku odpowiednio Austerlitz Sebalda i Wymazywania Bernharda. Na część czwartą (Spojrzenie) złożyły się teksty, których autorzy podjęli próbę psychoanalitycznej interpretacji różnych zjawisk w sztuce współczesnej. Część tę otwiera rekonstrukcja pojęcia „spojrzenia” (regard) w teorii autora Ecrits (Kuba Mikurda). W kolejnym interesującym eseju Jarosław Lubiak stawia na pierwszy rzut oka dość osobliwie sformułowane pytanie o możliwość „psychoanalitycznej” ekspozycji sztuki współczesnej. Trzy dalsze teksty, autorstwa Agaty Pietrasik, Weroniki Lipszyc i Michała Krawczaka, to z kolei rezultaty zastosowania podejścia psychoanalitycznego w odniesieniu do konkretnych dzieł – prac Marcela Duchampa, malarstwa Edwarda Hoppera i sztuki performance’u Boba Flanagana. Część tę kończy esej tragicznie zmarłego Tomasza Grzybowskiego. Stara się on w nim ukazać, w jaki sposób koncepcja obrazu Lacana zarysowana w Les quatre concepts fondamentaux de la psychanalyse zawiera w sobie nowatorskie spojrzenia na kształt dzisiejszych społeczeństw doby postkapitalizmu. Redaktorki tomu, wykonując godną podziwu benedyktyńską pracę, zrekonstruowały ten esej na podstawie notatek autora i nagrania jego konferencyjnego wykładu. Dlatego ma on miejscami dość szkicowy charakter. Na zakończenie tych wstępnych uwag wypadałoby pokreślić, że znaczenie koncepcji psychoanalitycznych dla poszczególnych dyscyplin humanistycznych nie sprowadzało się bynajmniej do tego, że ich przedstawiciele opracowywali w oparciu o założenia tych koncepcji odpowiednie „metody” interpretacji różnorakich zjawisk społecznych i kulturowych. Ten wpływ psychoanalizy na humanistykę i filozofię często miał charakter jedynie pośredni. Zazwyczaj zwracano uwagę tylko na jej niektóre aspekty, które pozwalały w sposób nietypowy, nieobecny w żadnej innej teorii, spojrzeć na dane zjawiska. W tych wypadkach trudno jest nawet mówić o stosowaniu jakichś specyficznych „instrumentów” czy „narzędzi” psychoanalitycznej interpretacji. Określenia te bowiem sugerują jakoby z psychoanalizą należałoby wiązać jakiś szczególny rodzaj uprzedmiotowienia tekstu literackiego czy dzieła sztuki, który pozwala preparować go w określony metodyczny sposób, trudno porównywalny z innymi podejściami. Dlatego też określenia te należałoby w najlepszym wypadku traktować jako mefafory. Chociaż, przyznajmy, są to metafory dość wątpliwe. Implikują one wszak manipulacyjne podejście badacza do interpretowanych przez siebie zjawisk, zakładając go milcząco jako wszechwładny podmiot, który dysponując jakimiś cudownymi środkami pojęciowymi („znaczącymi”) dostarczonymi mu przez psychoanalizę dociera do głęboko ukrytej przed innymi „prawdy” danego zjawiska, tekstu czy dzieła sztuki. Tymczasem nie tylko założenie istnienia takiej „prawdy”, ale i przekonanie, iż taka lub inna metoda interpretacji posiada zasadniczy prymat wobec innych, pozwalając wydobyć najbardziej istotne własności danego „obiektu” interpretacji, jest fikcją. Każda tego rodzaju metoda ma, już niejako z definicji, charakter partykularny i posługując się nią, można co najwyżej wymownie ukazać jakąś stronę czy aspekt badanego zjawiska, nigdy zaś jego ukrytą przed oczyma innych istotę. Naturalnie można i tak podchodzić do teorii psychoanalitycznych i budować w oparciu o nie wyrafinowane metody interpretacji, będąc przy tym głęboko przekonanym, że mają one zasadniczy prymat wobec innych metod. Czyniono to już zresztą wielokrotnie. Podejście takie prowadzi jednak prędzej czy później do skostnienia badacza w mechanicznym stosowaniu przez niego określonego typu pojęciowości w odniesieniu do interpretowanych zjawisk, dlatego nie wydaje się zbyt owocne. Obojętnie czy będzie to pojęciowość Freudowska, Kleinowska czy Lacanowska. Podobnie zresztą, jak miało to (i ma) miejsce w przypadku wszelkich tego rodzaju metod interpretacji, które prędzej czy później zawsze umierają śmiercią naturalną. Znaczenie różnorakich teorii psychoanalitycznych dla poszczególnych dyscyplin humanistycznych polegało (i polega) przede wszystkim na tym, że wykształcony został w nich pewien sposób spojrzenia na to, co zwykło się nazywać „ludzką psychiką”. Spojrzenie to, akcentujące rolę nieświadomego w jej obrębie (i zarazem nadające mu radykalnie nowy sens, o którym do tej pory nie śniło się nawet filozofom), pozwoliło nie tylko w odmienny sposób rozpoznać strukturę szeregu zjawisk psychicznych. W równej mierze kazało całkiem inaczej rozumieć wszelakie działania człowieka oraz jego różnorakie kulturowe wytwory. Obcowanie z klasycznymi tekstami psychoanalitycznymi (nie mówiąc już naturalnie o doświadczeniu samej terapii) uczy więc przede wszystkim szczególnego typu wrażliwości. Raz nabyta pozwala zwracać uwagę na szereg, zdawałoby się całkiem akcydentalnych, aspektów badanych zjawisk, którym do tej pory odmawiano jakiegokolwiek znaczenia czy funkcji. Badaczhumanista, który, wykształciwszy w sobie tę wrażliwość, stara się na przykład zanalizować specyficzną postać danego tekstu literackiego czy dzieła sztuki, stoi wówczas przed szansą wydobycia wszelkich subtelności ich budowy w stopniu daleko większym niż badacz tej wrażliwości pozbawiony. A to z tej prostej racji, że największe dzieła literatury światowej – łącznie z poezją Miłosza – są w swej najbardziej istotnej warstwie wyrafinowaną grą sensu i nonsensu. Czy też, mówiąc inaczej, są one nieustannym doświadczaniem granic świadomości w obliczu tego, co ludzki język może przywołać jedynie pośrednio, za pomocą różnych form symbolicznych. Różne koncepcje psychoanalizy – Freudowska, Jungowska, Kleinowska, Lacanowska – były naturalnie dla wielu badaczy niejednokrotnie punktem wyjścia do budowania określonych teorii i metod interpretacji, w których starali się oni trzymać ściśle ich założeń. Inni z kolei traktowali te koncepcje jako jedno z wielu źródeł inspiracji, nawiązując jedynie do ich pewnych aspektów, twierdzeń i wglądów czy podejmując z nimi zażartą dyskusję, względnie proponując ich własne odczytania, w których niekiedy zatracał się sam „oryginał”. W tym ostatnim wypadku możemy mówić jedynie o pewnych elementach „myślenia psychoanalitycznego” obecnego w ich własnych interpretacjach, wtopionego w szerszą perspektywę albo też stanowiącego ich negatywny punkt odniesienia, funkcjonujący na zasadzie „antagonisty w sporze”. W tej postaci też „myślenie psychoanalityczne” stało się immanentnym składnikiem wielu współczesnych koncepcji filozoficznych czy teorii humanistycznych, składnikiem, który często – jak ma to np. miejsce w tekstach Blooma, Derridy czy Foucaulta – trudno jest w nich zidentyfikować w „czystej” postaci. Niemniej jednak stanowi on ich niezwykle istotny element, bez którego utraciłyby one wiele ze swej dynamiki i wartości poznawczej. Nie ukrywam, że ta druga strategia wobec tradycji psychoanalitycznej, w której nie chodzi o wierne zastosowanie założeń tworzących ją koncepcji, ale o swoiste wplecenie ich we własny tok wywodu i argumentacji (w wyniku czego często zmieniają one swą pierwotną postać), jest mi znacznie bliższa. W tej postaci tradycja psychoanalityczna w jej różnych wcieleniach stała się nieodłączną częścią współczesnej humanistyki. I to niezależnie od tego, jaki jest stosunek do tej tradycji poszczególnych badaczy.