Powrót wypędzonych kupców - Colloquia Anthropologica et

Transkrypt

Powrót wypędzonych kupców - Colloquia Anthropologica et
Anna Wieczorkiewicz
IFiS PAN Warszawa
Powrót wypędzonych kupców
(Obyczaj i tabu w erze wielości stylów życia)
Kupczący, których Chrystus przed wiekami wypędził ze świątyni, biorą
odwet: dwie Brytyjki Trinny i Susannah wkraczają do kościoła – właśnie zakończyło się nabożeństwo odprawiane przez panią pastor, będącą jednocześnie
przykładną matką i żoną. To właśnie członkowie rodziny zgłosili ją do programu
„Jak się nie ubierać”, od lat bowiem uważają, że ubiera się zdecydowanie źle.
Apologetki kultury konsumpcyjnej (i towarzysząca im ekipa telewizyjna) nie budzą zgorszenia swym wtargnięciem. Wierni bawią się świetnie, gdy zaskoczona
pani pastor przyjmuje zaproszenie do programu1. Pozwala mistrzyniom mody
grzebać w swoich ubraniach i zadawać niedyskretne pytania.
Nie wydaje się, by celem takiego posunięcia było bulwersowanie kogokolwiek. Pastor też jest człowiekiem – w tym wypadku również kobietą, której można zadać pytanie o to, czy chce być seksowna (po niewielkim wahaniu z uśmiechem odpowiada ona, że tak). Nie została naruszona żadna świętość – wszak nie
pytały o to w kościele, tylko w prywatnym mieszkaniu pastorostwa. Zręcznie
prześlizgnęły się przez szpary w szczelnych niegdyś granicach między świętym
a świeckim, publicznym a prywatnym. Jak daleko mogą się posunąć we wkraczaniu w intymność? A może to nie tędy droga do intymności? Czy idąc tą ścieżką,
można w ogóle złamać jakieś tabu albo naruszyć przyjęte obyczaje? Być może
królestwo spraw wstydliwych przeniosło się gdzie indziej...
Zacznijmy od banału – od tego, czym są obyczaje w socjologicznym tego
słowa znaczeniu. Są to mianowicie
reguły moralne lub sposoby zachowania uznawane przez większość członków społeczeństwa za
istotne dla utrzymania standardów przyzwoitości. Obyczaje są w zdecydowany sposób narzucane,
a ich naruszanie jest karane dezaprobatą lub sankcjami grupowymi, a gdy obyczaje stają się prawem – przez działania prawne2.
1 Na taką biblijną asocjację zwrócił mi uwagę Dominik Mokrzewski ze Szkoły Nauk Społecznych przy IFiS PAN, co zainspirowało mnie do pewnego rozwinięcia tej myśli.
2 Słownik socjologii i nauk społecznych, red. G. Marshall, Warszawa 2006, s. 207.
Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009
© for this edition by CNS
314
Anna Wieczorkiewicz
W tym ujęciu nacisk spoczywa na tym, co sytuuje się na zewnątrz jednostki
na relacjach międzyludzkich i porządku społecznym. Obyczaje ujmowane są jako
narzucane. Jeśli jednak zgodzimy się z tym, że kultura współczesna to kultura
indywidualizmu, będziemy musieli przesunąć akcenty w rozumieniu tego pojęcia. W kulturze indywidualizmu centrum świata to jednostka, która zmierza do
samorealizacji i ocenia innych zależnie od tego, jak wpisują się w jej projekty życiowe3. Obszar działań społecznych staje się terenem poddającym się szczególnego rodzaju manipulacji, a reguły dobra i zła moralnego są zależne od okoliczności
i negocjowalne. To nie przypadek, że dla Antony’ego Giddensa punktem wyjścia
do rozważań na temat późnej nowoczesności i tożsamości były poradniki, mówiące o tym, jak radzić sobie w trudnych chwilach, w momentach samotności
i opuszczenia, jak zacząć wszystko od nowa, a także, jak żyć zdrowo pod względem fizycznym i psychicznym. W tych poradnikach – dowodził ów autor – zawarty jest pewien ogólniejszy projekt życia jednostki i jej stosunku do innych4.
Zestawmy to ze znacznie dawniejszą książką – z Przemianami obyczajów
w cywilizacji Zachodu Norberta Eliasa. Czym dla Giddensa poradniki, tym dla
Eliasa dawne teksty uczące ogłady, wprowadzające w krąg reguł civilité. Przemiany w dziedzinie etykiety i obyczaju pozwoliły niemieckiemu uczonemu opisać istotne aspekty procesu cywilizacyjnego. (Pojęcie civilité rozumiał on przede
wszystkim według klucza dostarczonego przez dzieło Erazma z Rotterdamu De
civilitate morum puerilum z 1530, mające za cel nauczanie ogłady). Elias podchodził do procesu cywilizacyjnego w sposób z jednej strony historyczny (wiążąc go z załamaniem się społeczeństwa rycerskiego, z tworzeniem się kultury
dworskiej), a z drugiej – psychologizujący (zwłaszcza gdy omawiał internalizację
pewnych form panowania nad emocjami). W efekcie pisał o tym, jak
przymusy zewnętrzne w przeróżnych okolicznościach przeobrażają się w przymusy wewnętrzne,
jak naturalne potrzeby ludzkie w coraz bardziej zróżnicowanych formach usuwane są za kulisy
życia zbiorowego i obciążone uczuciami wstydu, jak regulacja popędów i całego życia emocjonalnego staje się wskutek nieustającej samokontroli coraz wszechstronniejsza, bardziej równomierna
i stabilna5.
W tym ujęciu obyczaj wiąże się z dyscypliną i samokontrolą – ale w sposób
zupełnie inny niż w kulturze indywidualizmu. Trudno w kilku słowach opisać
charakter tej różnicy, wskażę więc tylko tych parę aspektów, które obecnie wydają
się ważne ze względu na specyfikę znaczenia dobrego obyczaju w życiu jednostki. Będę zmuszona przywołać pewne stwierdzenia, które stały się już toposami
refleksji nad współczesną kulturą, ale inaczej nie sposób zarysować tego obrazu.
3 M. Jacyno, Kultura indywidualizmu, Warszawa 2007.
Giddens, Nowoczesność i tożsamość. „Ja” i społeczeństwo w epoce późnej nowocze­
sności, przeł. A. Szulżycka, Warszawa 2002.
5 N. Elias, Przemiany obyczajów w cywilizacji Zachodu, przeł. T. Zabłudowski, Warszawa
1980, s. 368.
4 A.
Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009
© for this edition by CNS
Powrót wypędzonych kupców
315
Przede wszystkim tożsamość nie jest już wyznaczana tak jak dawniej
w oparciu o miejsce jednostki w strukturze społecznej, gdyż struktura społeczna
nie stanowi fundamentu dla sposobu zorganizowania społeczeństwa. Ważniejszy
okazuje się styl życia, a raczej wybór jednego z szerokiego spektrum możliwych
stylów6. Tożsamość zdaje się płynna, wciąż nie gotowa, czasem naznaczona błędem (na przykład dzieciństwo kładzie się cieniem na całym życiu jednostki, swoje niepowodzenia postrzega ona jako efekt działania toksycznych rodziców lub
jakiegoś traumatycznego wydarzenia z przeszłości). Skonstruowanie harmonijnej
tożsamości to zadanie do wykonania i warunek szczęśliwego życia. Chodzi tu
oczywiście o szczęście osobiste, umożliwione dzięki samorealizacji jednostki7.
Horyzont działania wyznacza społeczeństwo ryzyka, w którym człowiek jest
odpowiedzialny za swoje powodzenie, a własne życie to jeden z niewielu obszarów, na który może on mieć zdecydowany wpływ i nad którym powinien przejąć kontrolę8. Samo pojęcie kontroli – uwewnętrznionej, przenikającej wszystkie
aspekty życia – jest niezwykle ważne9. Jednostce proponowane są różne strategie
wzmacniania refleksyjnie rozumianej samokontroli10.
Można opowiadać o tej sytuacji z perspektywy przechodzenia od idei szczerości do idei autentyczności, to znaczy od takiej postawy, w której oczekuje się,
że zachowanie jednostki będzie zgodne z pewnymi normami, pozwalającymi odpowiednio odegrać przypisaną na mocy urodzenia rolę społeczną (a może raczej
zaktualizować się w owej roli) do takiej, w której tożsamość jednostki ma realizować się poza wymogami narzuconymi przez otoczenie, jako nieskrępowane,
wyrastające z wnętrza jaźni i z nią tożsame autentyczne „ja”. Szczerość wiąże
się z brakiem fałszu w sytuacjach społecznych: dany człowiek jest tym, kogo odgrywa, żyje takim życiem, które jest jego życiem i nie wysuwa nieuzasadnionych
roszczeń. Natomiast koncepcja autentyczności, która skrystalizowała się w erze
romantyzmu skłania do tego, by same sytuacje społeczne ujmować jako opresyjne. Autentyczność kryje się we wnętrzu jednostki, w jej pragnieniach, uczuciach,
dążeniach.
Proces ten opisał Lionel Trilling w książce Szczerość i autentyczność11.
Wiązał go z sekularyzacją społeczeństwa, z pluralizacją doświadczeń społecz6 M. Featherstone, Consumer Culture and Postmodernism, London 1996; idem, Lifestyle
and Consumer Culture, „Theory, Culture & Society” 1987, vol. 4, nr 1; idem, The Body in Con­
sumer Culture, „Theory, Culture & Society” 1982, vol. 1, nr 2.
7 Ch. Lasch, Narcystyczna osobowość naszych czasów, „Res Publica Nowa” 2002, nr 1;
R. Sennett, The Fall of Public Man, Cambridge 1977.
8 U. Beck, Społeczeństwo ryzyka. W drodze do innej nowoczesności, przeł. ���������������
S. Cieśla, Warszawa 2002.
9 B.S. Turner, Regulating Bodies. Essays in Medical Sociology, London and New York 1992.
10 A. Giddens, op. cit.
11 L. Trilling, Sincerity and Authenticity, Cambridge 1973; ogólnie o pojęciu autentyczności
w kulturze Zachodu: M. Warchala, Autentyczność i nowoczesność. Idea autentyczności od Rous­
seau do Freuda, Kraków 2007.
Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009
© for this edition by CNS
316
Anna Wieczorkiewicz
nych, z oddzielaniem się sfery życia publicznego od obszaru prywatności. Wspomniane kwestie to ważne motywy zmiany miejsca dobrego obyczaju w życiu
społecznym.
Dobry obyczaj w dawnym tego słowa rozumieniu w wielu sytuacjach okazuje się sprzeczny ze współczesną dyktaturą idei autentyczności. Ta ostatnia głosi bowiem potrzebę wyzwolenia – wbrew wszelkim przeciwnościom losu, czasem także wbrew społeczeństwu. Etykieta stawiająca w centrum pojęcie civilité,
uczyła, jak żyć wśród innych zgodnie z przynależnym sobie miejscem, ze względu na ogólniejszy porządek. W warunkach, gdy ów porządek jest płynny, ta jej
funkcja wydaje się trudna do realizacji. Uczy się więc raczej różnych strategii
konstruowania własnej tożsamości i pewnego stylu życia, który w istocie jest tej
tożsamości aspektem. To prawda, że ważna jest znajomość reguł życia społecznego – inaczej cele, jakie sobie stawiamy (zdobycie dobrego stanowiska w pracy,
zyskanie przyjaciół, wychowanie idealnego dziecka), byłyby z góry skazane na
niepowodzenie.
W walce o autentyczność ważne okazuje się wnętrze jednostki, ale wiele
strategii rozpoczyna się od tego, co na zewnątrz: od pracy nad wizerunkiem,
przestrzenią życia społecznego, nabywaniem technik porozumiewania się z ludźmi, pracą nad gestem. Maniery zmieniają się w sposób bycia, a sposób bycia –
nierzadko wymyślony i opanowany na drodze żmudnych ćwiczeń – poddaje się
wymianie, skoro tylko dojdzie się do wniosku, że inny projekt tożsamości byłby
lepszy. „Ja” to pewna kreacja, ujawniająca się poprzez wizerunek prezentowany
na scenie życia społecznego.
Wiadomo, że odejście od tendencji oceniania ciała w kategoriach moralnych
dokonało się w drugiej połowie XX wieku – to jeden z efektów przechodzenia od
idei szczerości do idei autentyczności. Nie oczekuje się, że wygląd będzie reprezentował kondycję moralną – ma świadczyć o atrakcyjności, często utożsamianej
z atrakcyjnością (i dostępnością) seksualną. Gładko uczesane włosy, czysty kołnierzyk, równo obcięte paznokcie tworzyłyby nieodpowiedni przekaz. Zamiast
ćwiczyć charakter, lepiej podkreślić swoją osobowość kreską pod okiem, bransoletką na kostce nogi, odpowiednio wyeksponowanym biustem12. Mówiąc krótko:
o ile pojęcie nieobyczajnego wyglądu zdezaktualizowało się, o tyle zyskało na
znaczeniu pojęcie „złego stylu” – a wygląd zewnętrzny jest jednym z jego konstytutywnych elementów. Wzorce przygotowywania ciała do tego, by skutecznie
reprezentowało społeczne „ja” to ważny element projektów tożsamości.
Przejdźmy do konkretnych przykładów. Dostarczają ich między innymi różnego rodzaju programy telewizyjne, objaśniające reguły tworzenia, ulepszania
bądź odnajdywania „ja”. Umieszczają one tworzącą siebie jednostkę w centrum
jej świata i nieustannie potwierdzają ten układ. Nie będę analizować szczegóło1988.
12 J.J. Brumberg, The Body Project. An Intimate History of American Girls, New York
Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009
© for this edition by CNS
Powrót wypędzonych kupców
317
wo tego rodzaju produkcji – chodzi mi bowiem jedynie o zaznaczenie pewnej
tendencji. Wybiorę dwa moim zdaniem reprezentatywne i wyraziste programy,
dla których punktem wyjścia jest praca nad wyglądem. Pozwalają one od razu
znaleźć się w samym centrum problemu.
Wróćmy do przykładu, który otworzył niniejszy tekst – do programu „Jak
się nie ubierać”. We wszystkich odcinkach scenariusz był podobny: ludzie z bliskiego otoczenia pewnej osoby piszą do Trinny i Susanny list, w którym przedstawiają problem: ich przyjaciółka, matka, szefowa, a bywa, że brat, narzeczony,
ojciec, kolega ubiera się fatalnie, źle dobiera kolory i fasony, nie umie wyzbyć
się łachów sprzed lat. Przykro na to patrzeć; czasem wręcz wstyd pokazać się
w jej lub jego towarzystwie. Trinny i Susannah, korzystając z pomocy „denuncjatorów”, organizują filmowanie z ukrycia. Potem oglądają kadry z garderoby,
z kuchni, z przyjęcia rodzinnego, z wakacji – zwykle nie ukrywają swojego przerażenia ubraniową dezynwolturą lub wręcz bezguściem nieszczęsnego aktora-mimo-woli. Potem nagle ujawniają się i zapraszają wydaną na ich sąd osobę do
zabawy w metamorfozę. Oferują jej czek na pokaźną sumę (całą przeznaczoną na
nowe ubrania), domagając się w zamian oddania im ciała, duszy i szafy z ubraniami. Dotychczas dla bohatera ubraniowej metamorfozy wygląd nie stanowił
problemu, nie jawił się jako coś, co trzeba zmienić; osaczony daje się jednak
przekonać. Trinny i Susannah, grzebiąc w ubraniach, nie pomijają bielizny –
przedmiotem ich kpin bywają rozciągnięte bawełniane majtki i zdefasonowane
workowate staniki „nie trzymające” biustu. Analizują ulubione zestawy strojów
danej osoby, przeważnie uznając je za beznadziejne. Potem idą na zakupy – odbywa się przymierzanie, dobieranie, pouczanie. Odmieniona osoba przeważnie
nie żałuje decyzji, a podrzucone pomysły na stroje uznaje za dobre.
Stopniowo jednak rola, jaką odgrywały brytyjskie stylistki zaczęła ewoluować w specyficznym kierunku. W cyklu „Trinny i Susannah rozbierają Wielką
Brytanię” podjęły działania na szerszą skalę i zwróciły się ku temu, co uznały za
problemy o wymiarze społecznym. Zajęły się na przykład problemem uniformizacji w ścisłym tego słowa znaczeniu. Jak czuć się sobą, gdy trzeba być trybem
pewnej maszyny? Uniform tworzy zespół, ale zabija jednostkową osobowość –
trzeba coś zrobić, aby zlikwidować ten konflikt. Dotyczy to całych rzesz ludzi:
pracowników supermarketów, personelu szpitalnej stołówki, kadry ze szkoły nauki jazdy... Byliby oni szczęśliwsi, gdyby mogli ładniej wyglądać w pracy, sama
praca byłaby przyjemniejsza, a inni (czyli klienci) traktowaliby ich lepiej. Projektują zatem nowe, lepsze mundurki.
W innym odcinku zorganizowały wielką akcję, w czasie której dobierały
staniki setkom kobiet. Akcja, będąca swoistym odwróceniem palenia staników to
festiwal obnażonych kobiecych ciał: widzimy piersi małe jak piegi, piersi-balony
powiększone silikonowymi wkładkami, piersi-fałdy zwisające niemal do pasa.
Piersi zdają się swoistym żywiołem – ciągną kobiety w dół, są przyczyną ich
trosk, ale odpowiednio zaaranżowane, poddane kontroli dobrego stanika pozwaColloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009
© for this edition by CNS
318
Anna Wieczorkiewicz
lają cieszyć się życiem. Wystarczy niewielka część garderoby, a świat nabiera
innych barw.
W odcinku poświęconym wiekowi zwróciły uwagę na „kryzys stylu”, który
zaczyna się w wieku średnim. Starsze kobiety stają się niewidzialne, ubierają się
w sposób, który odbiera im kształty i jeszcze je postarza. Brakuje im pewności
siebie, chcą wtopić się w tłum, omijają sklepy z modną odzieżą. „To okropne, że
sklepy ignorują starsze pokolenie” – stwierdzają Trinny i Susannah i biorą się do
dzieła. „Chcemy, by starsze pokolenie odzyskało główne sieci handlowe”, proponują im stylistykę młodszego pokolenia, prowadzą do sklepów z modną odzieżą
i udzielają wskazówek. Na zakończenie Susannah, ocierając łzy, mówi: „To straszne że od pewnego wieku jest się pomijanym, to niesprawiedliwe. Mam nadzieję,
że ten program coś zmieni”. Jej łzy i nacisk na odzyskanie przez „niewidzialne
staruszki” pewności i wiary wskazują pewien kierunek, w jakim ewoluował przekaz zawarty w tym programie. Wyraźny przełom nastąpił w programach, w których Trinny i Susannah „rozbierały pary”, a czyniły to, by naprawić związek.
Z rozbawionych, dowcipnych stylistek zmieniły się we współczujące terapeutki.
„Odpowiednie stroje mogą zmienić obraz człowieka” – słyszymy na wstępie
programu. W istocie nie chodzi jedynie o obraz. Nieustannie mieszają się tu wypowiedzi dotyczące wyglądu (jego odpowiedniego zaaranżowania, zatuszowania
braków figury i podkreślenia atutów), z tymi, które odnoszą się do samopoczucia
jednostki i stopnia, w jakim czuje ona satysfakcję z własnego życia i ze związku
z partnerem. (Na przykład: „Amanda może wyglądać bardzo seksownie. Najtrudniej będzie jej pozbyć się zazdrości”. Do samej Amandy stylistki mówią: „Przede
wszystkim musisz odzyskać pewność siebie. Masz jakiś pomysł, jak chciałabyś
wyglądać?”).
Pomostem, łączącym obie te sfery najczęściej jest pojęcie samoakceptacji. Te
mistrzynie mody nie ukrywają zresztą, że to psychologiczna strona życia stanowi
ostateczny cel ich zabiegów. Kiedy spotykają jedną z par – Amandę i Joego – od
razu stwierdzają: „Fizycznie nie będą dla nas trudnym zadaniem, ale Amanda
emocjonalnie będzie bardzo trudna”.
Reformatorki wyglądu przystępują do dzieła: niech każde z małżonków ubierze się w to, w czym czuje się najswobodniej, potem w to, co uważa za najlepsze,
niech każdy partner kupi ubrania dla drugiego – wtedy okaże się, jakimi chcą siebie widzieć nawzajem. Ekspertki krytykują kolejne fatalne wizerunki powstające
za sprawą prezentacji ulubionych ubrań, ale wkraczają też w zupełnie inne kwestie: niech oboje opowiedzą o swoim związku, o życiu intymnym, o pragnieniach
i niepowodzeniach. Rozpoczyna się terapia...
Na czym ona polega? W karykaturalny sposób można by ją streścić tak: pokaż nam swój obwisły brzuch i opowiedz o tych wydarzeniach ze swojego życia, które są najbardziej bolesne. Potem my powiemy ci, w co się ubrać, aby ten
brzuch zamaskować. Wtedy poczujesz się świetnie. „Świetnie” znaczy tu przeważnie „atrakcyjnie pod względem seksualnym”. Przekaz jest taki – najpierw
Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009
© for this edition by CNS
Powrót wypędzonych kupców
319
musisz pokochać siebie; nie kochasz bowiem siebie dostatecznie mocno; w ogóle
siebie nie lubisz – a zasługujesz na miłość, jesteś wspaniała/wspaniały, doskonała/doskonały – być może na swój sposób, być może na razie potencjalnie, ale
z pomocą ekspertów możesz zaktualizować ów potencjał. Dawne przykre wydarzenia zbledną, jeśli zaakceptujesz siebie13.
W przeciwieństwie do karnawałowego nastroju programu „Jak się nie ubierać” w tym cyklu często pojawiają się tony wzruszenia. Bohaterki metamorfoz
płaczą z wielu powodów – ze wstydu, ze wzruszenia, z powodu przykrych wspomnień. Kiedy jedna z nich, młoda Amanda roni łzy, czując lęk przed pokazaniem
się Joemu (czy też raczej przed zaprezentowaniem mu swojego nowego wizerunku) ekspertka uspokaja ją: „Za dużo się po tym spodziewasz. To tylko stroje.
Mają ci pomóc poczuć się świetnie”. Za chwilę jednak dodaje wspierającą uwagę
w zupełnie innym tonie: „Musisz być silna”.
Wzorem samoakceptacji mogą być Trinny i Susannah. Kiedy obie są w ciąży
noszą ubiory, w których widać ich stan, ale mające także podkreślić zalotność,
wydobyć atuty, ukryć wady. O własnych mankamentach urody mówią wprost –
Trinny jest chuda, ma małe piersi, przyznaje, że od lat wstrzykuje sobie botoks
i nie widzi w tym nic złego; Susannah ma zbyt krótką szyję, fałdy tłuszczu na
brzuchu – czasem wyciąga je spod ubrania, prezentuje wszem i wobec, by dowieść, że nie przeszkadzają jej dobrze wyglądać i cieszyć się życiem. Trzeba
tylko dobrze się ubierać – wtedy łatwo kochać siebie i świat.
Nie boją się eksperymentować na sobie samych. W odcinku o starszych kobietach Susannah przyznaje się do lęku przed starością – boi się jej bardziej niż
Trinny. Daje się jednak ucharakteryzować na 70-latkę. Chirurg plastyczny i charakteryzatorka analizują jej zdjęcia z przeszłości, by na tej podstawie opracować
przyszły wizerunek. Susannah doznaje szoku – pierwszy raz, gdy widzi szkice,
potem gdy spogląda w lustro, by zobaczyć siebie o zmienionej twarzy, zdeformowanej figurze i stwierdzić, że do złudzenia przypomina własną matkę. Tak ucharakteryzowana udaje się na zakupy razem ze swoją nową 70-letnią przyjaciółką.
W tym samym czasie Trinny poddaje się eksperymentowi nałożenia sztucznych piersi po to, by je powiększyć i zobaczyć, jak to by było, gdyby pod tym
względem przypominała Susanne. W końcu okazuje się, że woli być sobą.
Trinny i Susannah nigdy nie są zawstydzone. Gotowe są ściągnąć stanik,
żeby dać go do przymierzenia nowej koleżance – tak czyni Susannah w programie „Brytyjskie piersi”, by nieszczęśnica z obwisłymi piersiami zobaczyła,
jaka to zmiana, gdy biustonosz dobrze leży. Do zmartwionej swoim wyglądem
Amandy mówi: „Brzuch nie musi wystawać. Jest mięciutki, nie taki jak mój. Po13 Na przykład w odcinku „Sue i Scott” okazuje się, że nieświadomym sprawcą niskiej samooceny Sue jest jej ojciec, który kiedyś skrytykował tuszę córki-nastolatki. W finale dochodzi
do „uleczenia” – w trakcie obiadu rodzinnego, na który odmieniona para zaprasza rodzinę, w tym
także ojca Sue, zostaje przypomniany ten incydent. Ojciec przeprasza za rzucone od niechcenia
i bez złych intencji słowa, które położyły się cieniem na życiu jego córki.
Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009
© for this edition by CNS
320
Anna Wieczorkiewicz
każę Ci mój żebyś się lepiej poczuła” – i podnosi koszulkę, ukazując fałdki nad
paskiem spodni. Brak wstydu własnego ciała staje się cnotą. Dlatego obnażenie
wydaje się nieodzowne w tym swoistym rite de pasage, poprzez który jednostka
ma się odrodzić do życia lepszego niż to dotychczasowe. Moment kulminacyjny następuje, kiedy kobieta i mężczyzna muszą stanąć wobec siebie nago, by
opowiedzieć o swym stosunku do ciała partnera. Dla Trinny, Susanny i telewidzów widoczny jest jedynie zarys ciał za podświetlonym ekranem oraz niewielkie fragmenty ciała filmowane kamerką trzymaną kolejno przez partnerów – jej
piersi (ona ich nie znosi, on – uwielbia), jego pośladki (powszechnie uznane za
atut)... W tej sytuacji nierzadko dochodzi do zwierzeń, którym towarzyszą łzy.
Dla mistrzyń mody one właśnie są znakiem, że akcja może zostać uwieńczona
powodzeniem. („Dużo się dowiedziałyśmy. Joe pokazał swoje uczucia. Naprawdę dobrze poszło”.)
Proponowana jest tu specyficzna strategia: w imię samoakceptacji, czasem
warto pokazać innym to, co stanowi przedmiot największego wstydu, co najchętniej ukrylibyśmy nawet przed sobą. Spytajmy zatem od razu: co by było, gdyby
tak zrzucić odzienie, ukazać się światu nago?
Jak uczynić się, gdy jest się tzw. przeciętną kobietą (tutaj przeciętność to synonim braku doskonałości). To dzieje się w innym brytyjskim programie (w Polsce również emitowano go na kanale TV Style). Tytuł brzmi prowokacyjnie: „Jak
dobrze wyglądać nago”14. Stylista Gok Wan – uśmiechnięty Azjata o swobodnych
ruchach, z kolczykiem w uchu, w okularach w grubej modnej oprawce – przyjmuje rolę psychoterapeuty. Zwracając się do hipotetycznej „przeciętnej kobiety”,
mówi: „Nie staniesz nago przed lustrem. Rozbierasz się po ciemku. Godzinami
szukasz dżinsów, w których twoja pupa nie będzie wyglądać jak worek kartofli.
Nie załamuj się. I wybij sobie z głowy operacje. Pokażę ci, jak wyglądać dobrze
w ubraniu i bez”. Jego celem jest praca nad psychiką kobiet, które nie akceptują
siebie i z bólem spoglądają w lustro, które przed własnym mężem ukrywają ciało
w workowatej piżamie, gaszą światło, gdy ten wchodzi do sypialni. Stylista zadaje kobietom pytania: „Jak się z tym czujesz?”, zachęca: „Wyrzuć to z siebie, nim
zaczniesz przemianę. Inaczej nic się nie zmieni”.
Praca stylisty-psychoterapeuty rozpoczyna się od zestawiania samooceny
bohaterki z tym, jak widzą ją inni („Nienawidzimy swego wyglądu. Czy innych
oceniamy równie surowo?”). Na przykład z jednej strony mamy 46-letnią Susan,
mówiącą o sobie: „Jestem gruba, brzydka, okropna”, z drugiej przechodniów,
którzy oceniają jej figurę na ogromnym billboardzie (na fotografii nie widać
twarzy): „Prawdziwa brytyjska kobieta. Nie taka chuda jak dziewczyny z bill­
boardów”. Przypadkowo wyłowione z tłumu osoby mówią, co im się podoba,
a ona słuchając ich wypowiedzi, jest niepomiernie zdziwiona. Stosowane są też
14 Korzystam
wyłącznie z brytyjskiej wersji tego programu (BBC). Jakkolwiek istnieje również wersja amerykańska, to analizując jedynie dwa cykle, decyduję się na programy z jednego
obszaru.
Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009
© for this edition by CNS
Powrót wypędzonych kupców
321
inne techniki mające udowodnić kobiecie błędną percepcję własnego ciała. Według narratora-stylisty Susan „ma apetyczne kształty, które za wszelką cenę chce
ukryć”. Owa tendencja do maskowania musi ulec zmianie: „Ukrywanie kształtów
jest gorsze od operacji plastycznych. Zajmuję się modą od 10 lat i użyję swoich
narzędzi, by poprawić wygląd Susan”. W zasadzie ciało postrzegane jest jako
zestaw fragmentów – akceptowalnych lub nie. („Nie lubię swojego brzucha, ud,
pupy, nie czuję się seksowna” – mówi inna uczestniczka programu Claire). Czasem nie sposób zobaczyć w lustrze coś poza tym jednym znienawidzonym fragmentem. Na pytanie: „Co widzisz?”, stojąca przed lustrem Roberta odpowiada:
„Trzęsący się tłuszcz. Dwa wielkie wałki tłuszczu, które się wylewają”. Stylista
i specjalistka od bielizny uczą, jak zapanować nad tymi elementami sylwetki,
które są zbyt duże, zbyt małe lub mają nieodpowiedni kształt, a jednocześnie
nieustannie przypominają, że celem jest dobre samopoczucie kobiety, a nie idealne kształty. („Dobra bielizna działa jak lifting – radzi sobie z obwisłym biustem
i pośladkami. Bez względu na to, czy masz biust jak Susan, czy jesteś płaska jak
deska, koronki sprawią, że poczujesz się seksownie”).
Uczestniczce przekazuje się rady, które można wpisać w dwie (w zasadzie
wykluczające się) rubryki. Pierwsza nosi tytuł: „Zaakceptuj siebie taką jaka jesteś. Nie musisz się zmieniać”, druga: „Niewielkim wysiłkiem możesz zdziałać,
że będziesz wyglądać lepiej – i powinnaś to zrobić natychmiast”. Można to uznać
za wyraz aporii, w jakiej znajduje się ciało, wynik sprzecznych dyrektyw: wyzwolenia poprzez doznające, zmysłowe ciało oraz nieustannego monitorowania
ciała i poddawania go kontroli. Mówi się zatem: „Jesteście piękne bez względu
na waszą figurę i rozmiar. Ignorujcie prasę, która promuje chude szparagi. Nasze
ciała zmieniają się wraz z wiekiem, trzeba się tym cieszyć”. Jednocześnie podrzuca się różne sposoby na poprawę wyglądu: są sposoby, by twoje ciało wyglądało świetnie bez interwencji chirurga (drenaż limfatyczny, masaż, opalenizna
spod natrysku, próżniowy kostium do ćwiczeń na bieżni...). Kobiety sprawdzają te sposoby, po czym dzielą się swoimi wrażeniami, mówiąc, ile cali straciło
w obwodzie ich ciało w określonym miejscu. Odrzucone zostają jedynie metody
inwazyjne, takie jak operacje plastyczne czy odsysanie tłuszczu.
Zasadnicza część programu to wyszukiwanie odpowiedniego stylu, dobieranie fasonów, następnie zakupy, przymierzanie, a w końcu radość kobiety zachwyconej swym nowym wyglądem. Kiedy Susan, Vikkie, Claire czy inna bohaterka
przymierza nowe stroje, osobę oglądającą zaprasza się, by i ona przystąpiła do akcji metamorfozy. Podrzuca się jej sugestie dotyczące tego, jaką spódnicę, sukienkę
czy żakiet powinna nosić. Są to bezpośrednie rady do natychmiastowego zastosowania: jeśli jesteś przysadzista, jeśli masz figurę jabłka, jeśli masz grube uda
i zgrabne łydki, jeśli jesteś zbyt chuda. Po wybiegu spacerują modelki w spódnicach dla przysadzistych, jabłkowatych, gruboudych i zbyt chudych. Susan, Vikkie
czy Claire mierzą swoje spódnice, a pani przed telewizorem może w myśli robić
remanent w szafie, planować zakupy i cieszyć się na przemianę, która już wkrótce
Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009
© for this edition by CNS
322
Anna Wieczorkiewicz
stanie się jej udziałem. W ten sposób tworzy się swoista wspólnota kobiet ulegających łatwej przemianie, chwilowe communitas w świecie wirtualnej konsumpcji.
Ostatni etap pracy nad wizerunkiem i samooceną to namówienie bohaterki odcinka na rozbieraną sesję zdjęciową. Rozbieranie – to nieodłączny element
terapii – ma być dowodem przemiany: ona wcześniej nie chciała się rozebrać
nawet przed mężem; teraz jest wyzwolona, pozuje do aktu. Przestrzeń miejskich
ulic to obszar prezentacji nowego, seksownego wizerunku i sprawdzania sposobu, w jaki działa on na innych. Kiedy artystyczne zdjęcie bohaterki pojawia się
na budynku, Gok Wan z entuzjazmem oznajmia: „Skarbie, jesteś naga w centrum Londynu. Widziałaś kiedyś coś równie pięknego?”, a odmieniona kobieta
ma zadać przechodniom pytanie: „Czy dobrze wyglądam nago?”. Ostatnią osobą
pytaną jest mąż lub partner (jeżeli takowego brak, może to być przyjaciółka) –
Gok Wan zostawia bohaterkę programu w objęciach bliskiej osoby, „zwróconą
po przeróbce”.
Na fotografii przedstawiającej akt kobiecy nagość jest w zasadzie umowna – widać przedziałek między piersiami kobiety leżącej na posłaniu, kawałek
piersi u innej, półodwróconej. Raczej korzysta się ze skojarzeń z nagością niż ją
pokazuje. To swoista zabawa w porno-chic, które, jak zaznaczał McNair, nie jest
pornografią
lecz wizerunkiem pornografii w niepornograficznej sztuce i kulturze; jest pastiszem i parodią,
hołdem złożonym pornografii i jej badaniem. Stanowi postmodernistyczne przekształcenie porno
w artefakt kultury większości, mający, jak zobaczymy, różne zastosowania, łącznie z reklamą,
sztuką, komedią i edukacją15.
Ta zabawa pełni funkcję służebną – ma kobietę wyzwolić wewnętrznie.
Wkraczanie w cielesną intymność, odkrywanie tego, co wstydliwe zdaje się
wpisane w scenariusz przemiany. Korzysta się tu ze skojarzeń powstałych w kręgu kultury obnażania, a zwłaszcza z modą na fizyczne i emocjonalne obnażanie
się. Jak dowodzi McNair16, obecnie doszło do seksualizacji kultury konsumpcyjnej i do demokratyzacji pożądania, a tendencje te znalazły odbicie w reprezentacjach męskości, kobiecości, homo- i heteroseksualności17. Za jeden z aspektów
szeroko pojętej seksualizacji kultury uważa media będące przestrzenią seksualnych wyznań i zwierzeń.
Kultura obnażania często angażuje zwykłych ludzi w rozmowy o seksie i ich seksualności,
skłania ich do publicznego ujawniania intymnych szczegółów dotyczących ich uczuć i cielesności.
15 B. McNair, Seks, demokratyzacja pożądania i media, czyli kultura obnażania, przeł.
E. Klekot, Warszawa 2004, s. 127–128.
16 Ibidem, s. 32.
17 Sam narrator-stylista Gok Wan – postać o efebowatym wyglądzie, sugeruje, że nie mieści
się w układzie heteroseksualnych podziałów. Na przykład, kiedy jeden z mężczyzn na ulicy wyraża aprobatę dla nowego wizerunku jednej z bohaterek, Gok Wan kieruje do niej uwagę: „Masz
większe rwanie niż ja”.
Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009
© for this edition by CNS
Powrót wypędzonych kupców
323
Obejmuje ona wszystkie te formy i konteksty, w których ludzie spoza świata sławy i gwiazd domagają się przestrzeni medialnej, by mówić o seksie i otrzymują tę możliwość18.
„Seksownie” – to słowo powraca raz po raz. Samoakceptacja wydaje się
z nim związana w sposób nieunikniony. Czy przypadkiem nie jesteśmy w ślepej
uliczce? Wydaje się, że ciąg sugestii jest następujący: Muszę pokochać siebie, ale
żeby to zrobić, muszę poczuć, że jestem przez innych pożądana. Żeby poczuli
oni pożądanie, muszę wyeksponować swoją seksualność. Warunkiem samoakceptacji pozostają inni, gra toczy się za pomocą ciała, a sztuczka polega na tym,
że reguły gry ciałem pisane są z wykorzystaniem języka psychoterapii. W tym
momencie widać szczególnie wyraźnie, iż model terapii – owej unikalnej rela­
cji bliskości i dystansu19 – staje się ogólnym modelem relacji międzyludzkich.
Tym można tłumaczyć ewolucję, jaką przeszły programy prowadzone przez
Trinny i Susannę. Wiele cech kultury terapeutycznej przenika kulturę, dotyczy
to zwłaszcza nowej klasy średniej, do której te programy są adresowane. Oczywiście, to ujęcie jest w pewnym stopniu uproszczone. Jak czytamy w książce
Skłonności serca:
Istnieje kontrast pomiędzy postawą terapeutyczną zakorzenioną w samowiedzy, a etyką,
która opiera się na absolutnych i obiektywnych powinnościach moralnych 20.
Obecnie, jak zaznaczają cytowani autorzy, wielu ludzi może czuć się rozdartych między ideami powinności i wolności. Te dwie tendencje zaznaczają się
w narracji obu programów.
Przypomnijmy sobie krótkotrwałą modę na programy, ukazujące radykalne
metamorfozy, takie jak „Łabędziem być”, „Chcę być piękna” czy „Chcę mieć
znaną twarz”. Dość szybko ustąpiły one miejsca innym, proponującym zmiany
mniej radykalne – takim jak te dwa, które obrałam za przykłady. Prezentacja
technologicznej mocy oddaje pole wzorcowi poradnictwa. Różnica między nimi
jest taka, jak między modą haute couture a prêt-à-porter. Pierwsza wyznacza
kierunek, wskazuje tendencje, druga nadaje się do noszenia. Innymi słowy od
prezentacji technologicznej mocy i wiedzy ekspertów przechodzi się do poradników dobrego życia21.
Praca nad poprawą własnego wizerunku ukazywana jest nie tylko jako działanie na rzecz poprawy samopoczucia kobiety ulegającej przemianie, lecz także
w imię poprawy związku z partnerem, któremu odmawia bliskości. (Wciąż powraca sytuacja, kiedy ona nie rozbiera się przy mężu, gasi światło, gdy wchodzi
do sypialni, nie pozwala dotknąć swojego brzucha.)
18 B. McNair, op. cit., s. 179–180.
Bellah i inni, Skłonności serca. Indywidualizm i zaangażowanie po amerykańsku,
przeł. D. Stasiak, P. Skurowski, T. Żyro, Warszawa 2007, s. 23.
20 Ibidem, s. 210.
21 Na takie przesunięcie zwróciła mi uwagę pani Helena Bulińska ze Szkoły Nauk Społecznych przy IFiS PAN.
19 R.N.
Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009
© for this edition by CNS
324
Anna Wieczorkiewicz
Możemy pytać o to, gdzie w tej grze ulokowane jest „ja” – i co w ogóle jest
owym „ja”. Niezwykle trudno je jednak uchwycić – okazuje się „ono” płynne,
w stanie ciągłej przeróbki, umyka definicjom, ciągle gotowe na to, by oddać się
w służbę nowego projektu. Może być silnie odczuwane, a jednocześnie utracone (często uczestniczki programów mających za przedmiot metamorfozę mówią
o tym, że nie czują się sobą, odkąd ich figura zmieniła się), może być we wnętrzu
ciała, przejawiać się na jego powierzchni, a jednocześnie stanowić cel różnych
zabiegów, wyobrażane jako projekt do realizacji. Wydaje się, że najbardziej adekwatnie dałoby się je ująć jako grę pomiędzy tymi wszystkimi ujęciami.
Na zakończenie powróćmy do motywu obnażania – potraktujmy je jako znak
pozwalający zadać pytanie o tabu.
Współczesna kultura nie boi się obnażania – z pokonania wstydu cielesnego czyni cnotę, a skromność obraca w wadę. W miejsce konfesjonału postawiono kanapę psychoanalityka, ale zaraz potem pacjentce kazano iść na wybieg, by
w paradzie pięknych ciał prezentowała owo „ja”, do którego miała dotrzeć w czasie sesji. Czasu jest niewiele, niech modelka zmieni się w striptizerkę, niech tylko
się na to zgodzi. Jeśli to uczyni, okaże się, że niczego nie musi pokazywać – spowita w cienie czarno-białej fotografii, prezentuje swój erotyczny potencjał, który
w ten sposób się spełnia.
Czym byłoby tabu w epoce, która lubuje się w jego przekraczaniu – a czyni
to w imię autentyczności? Do czego nie można się przyznać?
Zaryzykujmy stwierdzenie, że rzeczą najbardziej wstydliwą jest pustka, której jednostka nie umie wypełnić, to brak projektu „ja” oraz brak doznań. Można
nie być zadowolonym ze swej tożsamości, można chcieć ją zmienić, nie można
jednak poprzestać na tym, co się ma. Rzeczą wstydliwą jest nie tyle wykonywanie jakichś nieobyczajnych czynności, niewykraczanie poza przyjęty układ moralny, ile nic-nie-robienie i brak doznań (zwłaszcza zmysłowych). W tej sytuacji
wyuzdanie z elementami perwersji może stać się powodem do dumy – do dumy
z przeżyć wyjątkowych i z poszerzenia zakresu doznań. Brak przeżyć i ubóstwo
w sferze sensualnej to fiasko życiowe; marazm, w jaki popada wówczas jednostka to w istocie stan patologiczny. Jak pisał Foucault:
[...] naszym celem jest życie pojęte w kategoriach podstawowych potrzeb, konkretnej esencji
człowieka, wyzyskania jego zdolności i spełnienia możliwości. [...] W o wiele większym stopniu
niż prawo, życie stało się tedy stawką politycznych starć, nawet jeśli wyrażają się one poprzez
afirmację prawa. „Prawo” do życia, ciała, zdrowia, szczęścia, zaspokojenia potrzeb, „prawo” do
odnalezienia własnej tożsamości poza wszelkim uciskiem czy „alienacją”, do własnych możliwości [...] stało się polityczną repliką na wszystkie nowe metody władzy, które także nie wynikają
z tradycyjnego prawa suwerenności22.
W sposób skrótowy (a więc uproszczony) można powiedzieć tak: Etykieta
została wyparta przez Styl. Ta pierwsza wyczulona była przede wszystkim na
22 M. Foucault, Historia seksualności, przeł. B. Banasiak, T. Komendant, K. Matuszewski,
Warszawa 1995, s. 127.
Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009
© for this edition by CNS
Powrót wypędzonych kupców
325
zewnętrze człowieka, kontrolowała gest, słowo, postawę, ubiór zgodnie z pewnym niepodlegającym dyskusjom decorum. Styl też zainteresowany jest gestem,
słowem, postawą ciała, ubiorem, ale dyktaturę normy rozumie inaczej; styl nie
dostarcza też żadnego ostatecznego punktu odniesienia. To narzędzie tworzenia
siebie. Materią jest ludzka tożsamość, która zaczyna od tego, co na zewnątrz, ale
troszczy się przede wszystkim o ukryte „ja”. W tej pracy zmierza się do ukrycia
braków, dziur, miejsc niedopracowanych projektu, a lękiem podstawowym pozostaje lęk przed wewnętrzną pustką, przed brakiem „ja”. Kultura konsumpcyjna
dostarcza wielu wyrazistych atrybutów, poprzez które owo można tworzyć tożsamość, ale za pragnieniem konsumpcji kryje się lęk, że kompozycja zrealizowana
za ich pomocą nie będzie dobra, że wybrano zły projekt. To, co wstydliwe dotyczy ludzkiego wnętrza – tabu jest jego brakiem. W ten sposób zostaje określona
sfera zakazów (nie wolno być nikim) i nakazów (trzeba tworzyć siebie).
Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009
© for this edition by CNS