Pobierz artykuł - Colloquia Anthropologica et Communicativa
Transkrypt
Pobierz artykuł - Colloquia Anthropologica et Communicativa
Stefan Bednarek Uniwersytet Wrocławski Jak jeść bezę? Od pewnego czasu wiemy już, że to, czego się nie udaje znaleźć w internecie, najpewniej nie istnieje. Ta zależność jest jednak nieprzechodnia, tzn. w rzeczywistości (czyli w tzw. realu) niekoniecznie musi istnieć coś, co w internecie się znalazło. Wpisanie do okienka wyszukiwarki Google pytania „jak jeść bezę?” owocuje 226 tysiącami adresów stron internetowych zawierających te słowa. Nie oznacza to, oczywiście, że otrzymaliśmy 226 tysięcy instrukcji konsumowania bezy. Prawdę mówiąc, nie udało się znaleźć ani jednej odpowiedzi na to pytanie, choć – trzeba to uczciwie wyznać – dowiedzieliśmy się przy tej okazji, jak spożywać banany, żeberka, kurczaki, owoce morza, flaczki teściowej, kawior, ostrygi, szparagi i kilkadziesiąt innych potraw oraz do czego służy ząbkowany widelczyk1. Przyczyn pojawienia się tak wielkiej liczby stron z tą frazą nie należy więc upatrywać w tym, iż społeczeństwo polskie nagle uświadomiło sobie dotkliwą nieumiejętność konsumowania bez, lecz w medialnej karierze, jaką zrobił ten rarytas wskutek wyznań byłego premiera podczas zakrapianej kolacji u wpływowego biznesmena, który – nie bacząc na wymogi dobrego wychowania – swojego gościa nagrał, a następnie nagranie upowszechnił. Swoją drogą jest coś osobliwego w nasilającej się epidemii nagrywania rozmówców, po to, by natychmiast owe nagrania rozpowszechnić w mass mediach. A w każdym razie jest to widomy znak upadku dobrych obyczajów, mimo popularności mnogich poradników dotyczących savoir-vivre’u. Najwyraźniej poradniki te pomijają problem rozpowszechniania treści prywatnych rozmów. Język owego upowszechnionego szerokiej publiczności dialogu także, niestety, nie został ukształtowany przez podręczniki dobrego wychowania. Dla przypomnienia przytoczmy ów fragment rozmowy dwu dżentelmenów: przedstawiciela elit politycznych z reprezentantem elity pieniądza: I robi takie pierdoły, rozumiesz. Raz oglądaliśmy to z Majką i więcej nie oglądam. Siedzi wyfiokowana Jola i gada. Przez 15 minut czy więcej uczy obywateli, jak jeść bezę. Że bezy nie 1 Por. np. strony www: http://www.sis.edu.pl/savior.htm, http://www.gotowanie. v9.pl/savoir_vivre/3.html, http://www.obcasy.pl/index.php?art=1&dzial=165&dzial2=173, http: //kobieta.gazeta.pl/poradnik-domowy/1,68986,4564206.html, http://www.wenus.sn2.pl/styli-klasa/ savoir-vivre/zachowanie-sie-przy-stole.html, http://www.maroko.republika.pl/savoir/index.htm. Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS 304 Stefan Bednarek można kroić nożem i widelcem, bo może trysnąć. Że trzeba zdjąć kapelusik od bezy. I to jest k… program pierwszej damy! By się wstydziła takie programy prowadzić2. Ta lapidarna recenzja programu TVN „Lekcja stylu” być może umknęłaby uwadze obserwatorów życia towarzysko-politycznego w Polsce, w sprawozdaniu dźwiękowym z tej biesiady było bowiem wiele innych smakowitych wątków, gdyby nie spot wyborczy PiS, gdzie problem sposobu konsumowania bezy pojawił się ponownie w dialogu dwu dam w salonie zwolenników bliżej niesprecyzowanej orientacji politycznej, określanej w zamykającej filmik wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego jako „przeciwnicy”: „Nasi przeciwnicy mówią to, co słyszą w salonach, my robimy to, czego chcą Polacy”3. A w salonach słyszy się, że najważniejsze jest budowanie, np. tunelu wzdłuż rzeki, że Kaczyńscy „przeginają” i są agresywni z powodu jakichś tam drobnych łapówek, że po co to się awanturować o kilka gospodarstw, które trzeba będzie oddać etc. Dyskutuje się też w przedpokojach do salonów. Ktoś zauważył mimowolną chyba niepoprawność polityczną podziału na „męski” salon i „damski” przedpokój. Oto kamera prowadzi dwóch panów do salonu i najzupełniej przypadkowo rejestruje szczebiot pań w przedpokoju: „słyszałam, że bezę należy jeść łyżeczką”. Aby być w zgodzie z faktami, należy zauważyć, że w prowadzonym przez Jolantę Kwaśniewską programie problem bez nie był zgłębiany, prawdopodobnie Józef Oleksy pomylił bezy z ptysiami lub programu nie oglądał i miał wiadomości z drugiej ręki. Sama autorka programu ujawnia w wywiadzie udzielonym lewicowemu tygodnikowi „Przegląd”: Jeszcze tematu bez „nie przerabialiśmy”, choć pomysł jest dobry. Na razie przedstawiłam mój sposób na ptyśka. Co do bez, to mogę powiedzieć, że jeśli zapraszacie kogoś do domu i chcecie uniknąć problemów, nigdy ich nie kupujcie, bo są bardzo trudne w konsumowaniu4. Była Pierwsza Dama utrzymuje się tu w konwencji gospodyni programu „Lekcja stylu”, choć cały wywiad jest poświęcony przede wszystkim aktualnym zajęciom prezydenckiej pary, zwłaszcza Fundacji Porozumienie bez Barier. Wywiad opublikowano w momencie, kiedy Aleksander Kwaśniewski wracał do życia politycznego, by wesprzeć Sojusz Lewicy Demokratycznej w przewidywanym przesileniu politycznym, które miało zaowocować przyśpieszonymi wyborami do parlamentu, eksprezydenta zaś miała wspierać jego małżonka. Jak pamiętamy, lewica stanęła do tych wyborów razem z Demokratami.pl, tworząc blok Lewica i Demokraci, który jednak w kampanii zaprezentował się słabo, a w wyborach 2 http://www.dziennik.pl/polityka/article25282/Sluchaj_pierwszej_rozmowy_Oleksego_z_ Gudzowatym.html 3 http://www.pardon.pl/artykul/2577/jak_ jesc_beze_czyli_pis_pietnuje_salon 24 IX 2007. Opis tego spotu reklamowego na stronie: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,4515861. html 4 Kwaśniewska: dość kłamstw na mój temat, http://media.wp.pl/kat,38214,wid,8834317,wiadomosc.html?P%5Bpage%5D=3 24 IV 2007. Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS Jak jeść bezę? 305 osiągnął wyniki dość mierne. I nie wiadomo, czy udział państwa Kwaśniewskich w walce wyborczej zaszkodził LiD-owi, czy pomógł. Olbrzymia liczba stron internetowych z frazą o bezach to przede wszystkim komentarze do newsów i artykułów oraz fora dyskusyjne. Sama ich zawartość nie jest chyba specjalnie interesująca. Można jedynie ją podsumować stwierdzeniem, że społeczność internetowa podzieliła się – jak zwykle – na Partię Przeciwników Kwaśniewskiej i Partię Jej Zwolenników, przy czym skład społeczny i preferencje wyborcze członków tych partii pozostają zagadką. Nie jest bowiem tak, by zwolennicy Kwaśniewskiej głosowali na lewicę i odwrotnie. Rzeczywiste preferencje wyborcze Polaków w 2007 r. rozkładały się oczywiście inaczej i, jak pamiętamy, najzajadlejszy wyścig o miejsca w parlamencie rozgrywał się nie między PiS-em a LiD-em, lecz między niedoszłymi koalicjantami w przerwanej gwałtownie poprzedniej kadencji – PiS i PO. Szansę Lewicy i Demokratów w tych wyborach trafnie oceniła Dorota Gawryluk, która na kilka dni przed wyborami pisała w komentarzu „Dziennika”: Mam nadzieję, że fundacja [J. Kwaśniewskiej] działa pełną parą, tyle że w ukryciu. Jej sukcesy byłyby najlepszą reklamą dla LiD. Na razie jednak Jolanta Kwaśniewska nie kojarzy się z lewicową egalitarnością. Stała się raczej twarzą elitarną i podkreśla tę rolę co tydzień, udzielając na antenie TVN „Lekcji stylu”; to stamtąd możemy się dowiedzieć, czy bezę lepiej jeść łyżeczką, czy widelczykiem, jak układać nogi, siedząc, i jak dopasować torebkę do okazji. Nie wiem, czy dziś Polacy mogą się z nią utożsamić i udzielić poparcia jako „naszej kobiecie”. Jeśli tak, to chyba w ramach nieutulonej tęsknoty za światem Dynastii, gdzie wszystkie bohaterki miały włos ułożony do włosa i nieskazitelny makijaż 24 godziny na dobę. Tylko czy o wzbudzanie takich emocji chodzi Lewicy i Demokratom?5 Trudno stwierdzić, czy J. Oleksy też właśnie miał to na myśli, uważając udział J. Kwaśniewskiej w programie TVN Style za zajęcie zawstydzające, nie wydaje się jednak, by – zwłaszcza w upublicznionej rozmowie – w imię lewicowego egalitaryzmu zdecydował się na walkę z elitarnym „salonem”. Tę walkę podjął PiS. Autorzy jego strategii wyborczej, obmyślający serię spotów ilustrujących cynizm, pazerność, pustkę ideową i paplaninę „salonu”, wytworzyli filmiki, które przejdą do historii propagandy politycznej jako dziełka zabawne i finezyjnie zrobione, lecz nieskuteczne. Karykaturalny obraz polskiej upper class w tych filmikach nie przekłada się bowiem na żadne kategorie polityczne, niezbędne przy dokonywaniu aktów wyborczych. Jeśli nawet przyjąć ryzykowną tezę, że prezentowany w spotach „salon” gromadzi skonfederowaną Lewicę i Demokratów, to w tych wyborach akurat nie ta formacja była rzeczywistym przeciwnikiem PiS-u. Prawdziwą walkę partia braci Kaczyńskich miała stoczyć z Platformą Obywatelską, a tę skłonni byli oni sytuować daleko od jakichkolwiek salonów – wielokrotnie wcześniej, a i później, ironizowali na temat braku kindersztuby przywódców PO, którzy wzory zachowań przyswajali podczas podwórkowych 5 Gawryluk: Kwaśniewska wie, jak jeść bezę: http://www.dziennik.pl/polityka/article56191/ Gawryluk_Kwasniewska_wie_ jak_ jesc_beze.html, 10 X 2007. Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS 306 Stefan Bednarek meczów piłkarskich. Rozgrywanie negatywnych emocji elektoratu w tych wyborach nie mogło być skuteczne, opierało się bowiem na walce z dwoma przeciwnikami, z których jeden („salon” = „układ”?) nie był jasno zdefiniowany, drugi zaś zyskiwał sympatię wyborców dzięki rozbudzaniu emocji pozytywnych, a niedostatki podwórkowego wychowania wydawały się nie przeszkadzać w kształtowaniu jego wizerunku. Chybiona politycznie i w rezultacie bezowocna taktyka wyborcza PiS otwiera jednak pole do rozważań socjologicznych i kulturoznawczych istotnych z punktu widzenia pytań o kształt struktury społecznej i przeobrażenia kulturowe w Polsce na początku trzeciej dekady transformacji ustrojowej. Jak się bowiem wydaje, autorzy PiS-owskiej strategii wyborczej wyrazili w niej trafne chyba obserwacje i intuicje, potwierdzane przez badaczy polskiej rzeczywistości społecznej ostatnich lat. Już u progu transformacji zdiagnozowano stan nazwany przez Elżbietę Tarkowską „chaosem kulturowym”, w którym przemianom ustrojowym i ekonomicznym towarzyszy rekompozycja struktury społecznej i rozchwianie ważnych elementów kultury – norm i wzorów, wartości, standardów obyczajowych etc., co skłania do poszukiwań nowych kategorii i podejść badawczych w tej sferze ludzkiego świata, zwłaszcza że i ten świat – w wymiarze globalnym – gwałtownie się zmienia6. Przy tej okazji Barbara Fatyga wprowadziła pojęcie „śmietnika symbolicznego” jako metafory dokonujących się przemian w obszarze języka i komunikacji7. Następne lata pokazały, że semantyczny i stylistyczny chaos na dłużej zadomowił się w sytuacjach komunikacyjnych, czego barwnym przykładem jest zwrot włożony w usta jednego z uczestników salonowej konwersacji w przywoływanych tu spotach wyborczych: „Mordo ty moja!”. Powtórzony później w nieco zmodyfikowanej wersji podczas jednego z mityngów LiD-u, na krótko wszedł do potocznego języka. Rozwijany w przytoczonym zbiorze prac badaczy współczesnego życia społecznego koncept chaosu kulturowego zakłada jego tymczasowość; z chaosu powinien wyłaniać się jakiś nowy porządek, którego prawidłowości, jak i czas jego nadejścia, trudne są do przewidzenia. Adam Nobis zaproponował rozważanie problemu chaosu i ładu w perspektywie opartej na termodynamicznej teorii struktur dysypatywnych Prigogine’a, w świetle której źródła nowego porządku tkwią nie tylko w dotychczas istniejących programach, wzorach i hierarchiach, ale i w samym procesie samoorganizacji. Nowa struktura rodzi się nie z przekształcania starej, lecz na jej ruinach. 6 E. Tarkowska, Współczesna socjologia polska wobec antropologii, czyli perspektywy i ograniczenia antropologii Polski współczesnej, „Kultura i Społeczeństwo” 1990, nr 3, s. 43. Komentarz autorki do pojęcia chaosu kulturowego oraz dyskusja na temat jego zastosowania w analizie sytuacji w Polsce po 1989 roku w: Kulturowy wymiar przemian społecznych, pod red. A. Jawłowskiej, M. Kempnego, E. Tarkowskiej, IFiS PAN, Warszawa 1993. 7 B. Fatyga, „Śmietnik symboliczny”, [w:] Kulturowy wymiar przemian społecznych…, s. 39–46. Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS Jak jeść bezę? 307 To co było chaosem, staje się ekosystemem idei. Mówiąc w skrócie, wyłaniająca się struktura nowego programu nie jest repliką, pochodną starych programów politycznych. Nowy porządek rodzi się tu nie ze starego, lecz z chaosu. Wszystko to rodzi dalszy chaos…8 Złośliwy komentator polskiego życia politycznego powiedziałby, że najłatwiej zgodzić się z ostatnim zdaniem przywołanego cytatu, ale być może taka jest właśnie natura świata społecznego – trwa tu nieustanna destrukcja świeżo ustanowionego ładu, po to, by na jego gruzach ustanowić nowy porządek, który następnie będzie zastąpiony kolejnym i tak dalej. Aby jednak życie społeczne mogło trwać, niezbędne jest jakieś equilibrium między wpisanym w jego naturę żywiołem chaosu a regulującym jego metabolizm ładem. W tym wszystkim interesujące jest, czy z chaosu początku lat dziewięćdziesiątych w Polsce wyłoniła się jakaś możliwa do opisania postać społecznej rzeczywistości i jakiś ład ustanawiający zasady jej funkcjonowania? Zapewne tak, choć jest to ład chwiejny, względny i tymczasowy. Społeczne koszty transformacji ekonomicznej, wymierne w odsetku bezrobotnych, enklawach ubóstwa, bezdomności etc., stanowią o nowej postaci rozwarstwienia społecznego w równej mierze, jak przemieszczenia na górnych piętrach hierarchii społecznej. Najwnikliwszy chyba badacz struktury społecznej Henryk Domański stwierdza, że choć tak wiele się w niej zmieniło, to dziesięć lat po obaleniu poprzedniego ustroju bariery międzywarstwowe stały się jeszcze bardziej nieprzenikliwe, a ruchliwość pionowa była niższa niż w schyłkowym okresie socjalizmu. Nie zostały też wyrównane szanse edukacyjne – mimo spektakularnego upowszechnienia oświaty i kształcenia na stopniu średnim i wyższym, z możliwości kształcenia uniwersyteckiego korzysta głównie młodzież pochodzenia inteligenckiego. I wreszcie – pogłębiają się różnice w dochodach poszczególnych warstw ludności9. Można by rzec, iż rację miał poniewierany dziś Karol Marks, kiedy twierdził, że w kapitalizmie bogaci stają się jeszcze bogatsi, a biedni coraz bardziej biednieją, jeśli nawet jest to biednienie zrelatywizowane. Pogłębianie się różnic w dochodach jest wszelako charakterystyczną cechą tej wersji kapitalizmu, która dominuje dziś na świecie, także i w Polsce. W ciągu dziesięciu pierwszych lat transformacji wyraźnie wzrosły tylko dochody wyższej kadry kierowniczej w administracji państwowej i w wielkich organizacjach gospodarczych, nieznacznie wzrosły dochody inżynierów i inteligencji nietechnicznej, spadek dochodów zanotowali właściciele firm (tu zagrały jednak prawidłowości statystyczne, do tej kategorii zaliczane są bowiem firmy zatrudniające kilka osób bądź jednoosobowe, o niskim kapitale zakładowym). Nie należy jednak zapominać, że po początkowym trudnym okresie przezwyciężania skutków kryzysu ekonomicznego z lat osiemdziesiątych nastąpił powolny, ale wyraźny 8 A. Nobis, Chaos i ład, [w:] Kulturowy wymiar przemian społecznych…, s. 53. H. Domański, Wzrost merytokracji i nierówności szans, [w:] Jak żyją Polacy, pod red. H. Domańskiego, A. Ostrowskiej i A. Rycharda, IFiS PAN, Warszawa 2000, s. 33–69. 9 Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS 308 Stefan Bednarek wzrost ogólnych wskaźników zamożności społeczeństwa oraz wyposażenia gospodarstw domowych w dobra materialne10. Po zarysowaniu tego bardzo ogólnego i uproszczonego obrazu przeobrażeń społecznych doby transformacji czas przejść do próby odpowiedzi na pytanie, kto właściwie jest bywalcem piętnowanego w spotach salonu, z którym walczą bracia Kaczyńscy, a do którego tęsknią widzowie programu „wyfiokowanej Joli”, czyli pytanie o nowe polskie elity. Ich pojawienie się w pejzażu społecznym III i IV Rzeczypospolitej jest w istocie zjawiskiem nowym. Nominalnie egalitarny ustrój PRL-u w rzeczywistości obfitował wprawdzie w różnorakie nierówności społeczne, nie ukształtowała się w nim jednak wyraźniejsza warstwa wyższa. Arystokrację rodową zmiotły wichry historii, ziemiaństwo rozparcelowano i spauperyzowano, elita pieniądza – jeśli nawet istniała – nie demonstrowała swojego bogactwa z obawy przed restrykcjami fiskalnymi, potocznie zwanymi „domiarem”, bo stanowili ją tzw. badylarze oraz wytwórcy plastikowej galanterii, zaś elita władzy wywodziła się ze wszystkich warstw społecznych, a poziomem i sposobem życia nie różniła się radykalnie od innych warstw, ponadto żyła w ciągłym poczuciu zagrożenia deklasacją. Jedynie tzw. elita artystyczna i intelektualna była jakoś widoczna w pejzażu społecznym PRL-u, nie dysponowała jednak ani siłą polityczną, ani (poza nielicznymi wyjątkami) bogactwem pozwalającym na luksusowe życie, za to cieszyła się znacznym prestiżem społecznym, a i przychylnością władzy, dla której stanowiła, jako „inteligencja pracująca”, ważny składnik struktury społecznej, nierzadko też była instrumentalnie wykorzystywana, także w utrwalaniu tej struktury i legitymizowaniu władzy. I oto przemiana ustrojowa stworzyła szansę na ukształtowanie się nowych elit społecznych, a zgodnie z prawidłowością wskazaną przez Nobisa „powtórne narodziny kapitalizmu w Polsce”, nie mogły się odbyć przez odtworzenie starego porządku. Nie miejsce tu na rekonstrukcję tego procesu, opisywano go już zresztą dość dokładnie11. W jego rezultacie ukształtowała się grupa, której nazwa „elita” przysługuje raczej warunkowo, co wnikliwie zauważył Henryk Domański, wskazując, iż wyznacznikiem prawdziwej klasy wyższej jest nie tylko i nie przede wszystkim bogactwo, i niekoniecznie udział w sprawowaniu władzy, lecz „istnienie nieformalnego kręgu szanowanych rodzin i bliskich znajomych; prawdziwa klasa wyższa jest siecią ekskluzywnych koligacji, ma poczucie historycznej ciągłości i utrzymania dziedzictwa”12. Tak rozumianej elity u nas nie ma. Jest natomiast elita władzy politycznej, administracji wysokiego szczebla oraz elita pieniądza. Powiązania, zależności i „układy” w obrębie poszczególnych segmen10 Ibidem, s. 65, 69. J. Frentzel-Zagórska, J. Wasilewski (ed.), The Second Generation of Democratic Eli tes in Central and Eastern Europe, INP PAN, Warszawa 2000; K. Jasiecki, Elita biznesu w Polsce. Drugie narodziny kapitalizmu, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 2002. 12 H. Domański, Polska klasa średnia, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2002, s. 147. 11 Zob. Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS Jak jeść bezę? 309 tów upper class oraz między nimi stanowią wdzięczny przedmiot inwestygacji prasowych, czasem też trafiają na wokandy sądów. Polska elita potransformacyjna ma charakter heterogeniczny i jest pod wieloma względami zróżnicowana, choć, jak wskazują badania Jacka Wasilewskiego, jej przedstawicieli łączy wiele poglądów na temat ekonomiki oraz ogólnych zasad sprawowania władzy13. Dałoby się też prawdopodobnie określić jakąś wspólnotę habitusu tej klasy. Nie posiada ona natomiast spójnego etosu, który spajałby ją jako całość o wyrazistym obliczu, nie może odwołać się do żadnej wspólnej tradycji, wspólnoty wartości i wzorów itd. Oczywiście, dla większości członków dzisiejszej elity obecność w niej nie jest wynikiem jakiegoś skokowego awansu (choć i tu są przykłady niespodziewanych a podejrzanych karier), jest to raczej skutek umiejętnego wyzyskania historycznych okoliczności, niekoniecznie legalnie zdobyta wiedza o tym „gdzie są konfitury” oraz sprawność w wykorzystaniu swojego miejsca w dotychczasowej strukturze jako odskoczni do zajęcia uprzywilejowanej pozycji w nowej. Badania Wasilewskiego potwierdzają obiegowy pogląd o „uwłaszczeniu nomenklatury” i ukazują znaczny odsetek (1/4) prominentnych przedstawicieli starego porządku w nowych elitach pieniądza14. Badaczka współczesnej obyczajowości tak pisze o tej grupie: Obyczajowość tej grupy wyróżnia ostentacyjna konsumpcja traktowana jako zewnętrzny wskaźnik wysokiej pozycji społecznej, przejawiająca się przede wszystkim w gromadzeniu luksusowych dóbr, a także w kosztownych rozrywkach, wyjazdach do modnych zagranicznych kurortów, nagłaśnianym sponsorowaniu różnych imprez kulturalnych, sportowych czy rozrywkowych. Charakterystyczne jest także przywiązanie do tradycyjnego modelu rodziny, w którym mężczyzna jest najważniejszą osobą zapewniającą byt, kobieta zaś dba o dom, dzieci, stworzenie mężowi spokojnego azylu, a jeśli podejmuje samodzielną działalność, to jest ona sponsorowana czy wspierana przez męża albo ma charakter charytatywny. Dla kobiet pełniących rolę eleganckiej „wizytówki” swojego partnera przymusem obyczajowym jest pielęgnacja urody, troska o młody i zadbany wygląd. Dla przedstawicieli tej klasy charakterystyczne jest poczucie bezkarności wynikające z wiary we wszechmoc pieniądza, podstawowego celu ich działalności, w której nie liczą się żadne inne reguły czy normy moralne, dlatego często działają na pograniczu prawa, mają niejasne związki ze światem polityki i światem przestępczym15. I mamy oto obraz bywalców salonu, którego drzwi uchylili nam spin doktorzy PiS-u. Jeśli coś doskwiera przedstawicielom tej elity, to świadomość, że prestiż budowany na bogactwie nie gwarantuje pełnej satysfakcji. Stąd wysyłanie dzieci do elitarnych szkół zagranicznych, nabywanie kolekcji dzieł sztuki czy nawiązywanie znajomości w sferach o lepiej ugruntowanej w elitarnych kręgach pozycji (artystów, dziennikarzy, polityków). A także troska o ukształtowanie swojego habitusu na wzór i podobieństwo wyobrażeń o życiu eleganckim, wy13 J. Wasilewski, Normatywna integracja polskiej elity potransformacyjnej, [w:] Jak żyją Polacy…, s. 71–100. 14 Ibidem, s. 78–79. 15 B. Łaciak, Obyczajowość polska czasu transformacji, czyli wojna postu z karnawałem, Trio, Warszawa 2005, s. 340–341. Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS 310 Stefan Bednarek twornym, godnym zajmowanej pozycji. Dbanie o odpowiedni styl, w czym dopomoże telewizyjny program „Lekcja stylu” lub kolorowy magazyn drukowany na błyszczącym papierze (czasopismo „Twój Styl”, portal „Styl i Klasa”). Kłopoty dzisiejszych nuworyszy z dostosowaniem swojego wyglądu i zachowania do habitusu obowiązującego w sferach wyższych nie są niczym nowym. Historia europejskich obyczajów aż roi się od molierowskich panów Jourdain, którzy wynajmują nauczycieli, żeby nauczyć się chodzenia z gracją, dobierania odpowiedniego stroju, właściwego używania sztućców oraz aby dowiedzieć się, że mówią prozą. To dla nich wydawane są liczne poradniki i podręczniki savoir-vivre’u, a dzisiejsza mnogość takich wydawnictw miała już swoje precedensy w przeszłości. Każda epoka miała swoich nowobogackich, którzy swój awans materialny pragnęli przekuć na prestiż wyższej pozycji społecznej. Dzieci „starych” elit były uczone manier przez bony i guwernerów, dla kandydatów do high society przeznaczone były odpowiednie wydawnictwa. Na tego rodzaju źródłach oparł swoją słynną książkę o przemianach obyczajów Norbert Elias, ukazując przy okazji, jak owe wzory dobrego zachowania z czasem się zmieniają i rafinują. Mało apetycznym, ale instruktywnym przykładem owej ewolucji obyczajów jest spluwanie, dziś uznane za czynność kompromitującą, w średniowieczu traktowane jako naturalne i dopuszczalne w każdych okolicznościach i w każdej warstwie społecznej. „Istotne ograniczenie, do jakiego się posuwano, sprowadza się do tego, żeby nie spluwać na stół, lecz pod stół”16. Kolejne wieki przynosiły coraz surowsze ograniczenia; w osiemnastowiecznym traktacie o cywilizowanych zachowaniach czytamy: „Ongiś uchodziło… za rzecz dozwoloną spluwać na ziemię w obecności osób dystyngowanych, wystarczyło tylko zadeptać nogą plwociny; dziś uchodzi to za rzecz nieprzyzwoitą”17. W tym też czasie uznano, iż „osoby wyższego stanu zwykły spluwać do chustki”18. Pod koniec wieku XIX zaś w Paryżu ucieszono się, że z miejsc publicznych powoli znikają spluwaczki, w Polsce obecne jeszcze po II wojnie światowej, z napisem nad nimi: „Pluć tylko do spluwaczki”!. Dziś trudno się spodziewać, aby problem spluwania mógł być omawiany w programie „Lekcja stylu”19. Za to zarówno w tym programie, jak i w dziesiątkach czasopism, portali, poradników zawsze jest miejsce na uczenie dobrych manier przy stole. Zadziwiające jest to wieczne zainteresowanie sposobem spożywania posiłków i domagałoby się ono odrębnego namysłu. Nie jest przy tym bez znaczenia fakt, że zwykle chodzi o jedzenie publiczne – w restauracji, na bankiecie czy podczas uroczysto16 N. Elias, Przemiany obyczajów w cywilizacji Zachodu, PIW, Warszawa 1980, s. 223. Ibidem, s. 218. 18 Ibidem, s. 219. 19 Aby już zamknąć ten temat, warto wspomnieć, że przed olimpiadą w Pekinie tamtejsze władze przeprowadziły szeroko zakrojoną akcję wychowawczą, której celem było odzwyczajenie Chińczyków od spluwania na ulicę, bo to zachowanie może się nie podobać przybyłym na igrzyska gościom z Europy. 17 Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS Jak jeść bezę? 311 ści rodzinnych. Na ogół nie grilluje się w samotności, więc trzeba wiedzieć, jak urządzić party w ogrodzie, na daczy lub choćby na balkonie wielkomiejskiego bloku. Co prawda elity nie mieszkają w blokach, ale przecież każdy może kiedyś przenieść się z bloku do podmiejskiej willi. A przy stole czyha wiele niebezpieczeństw: coś może trysnąć, coś nie daje się pokroić, coś wymaga specjalnych przyrządów o zagadkowej konstrukcji i trudnym do opanowania mechanizmie. I tu, oczywiście, widoczne są różnice historyczne. Dzisiejsze problemy z bezami, ptysiami, winami i ostrygami nie przypominają jeszcze niedawnych dylematów rozwiązywanych przez Janinę Ipohorską (pod pseudonimem Jan Kamyczek) w tygodniku „Przekrój”, który był socjalistycznym odpowiednikiem „Twojego Stylu”. Kształtotwórcza rola „Przekroju” w dziedzinie obyczaju jest nie do przecenienia, w PRL-u bowiem były nie tylko nowe quasi-elity, ale i liczne grupy dokonujące rzeczywistego czy pozornego awansu społecznego, które szukały wzorów właściwego postępowania. Dopomagała im w tym rubryka „Demokratyczny savoir-vivre”, a w niej co tydzień garść porad. J. Kamyczek boryka się z takimi „problemami savoir vivre’u” jak: „Czy wolno przyjść do restauracji z własną szynką, przysiąść się do obcych ludzi, zamówić bułki i zrobić sobie kanapki, a potem wyjąć z torby owoce i je skonsumować?”. Jakie jest jego rozwiązanie? „Oczywiście przysiąść się do obcych ludzi wolno, bo przecież w restauracjach przeważnie nie ma wolnych miejsc. Kanapek z własną szynką nie należy jeść w kawiarniach. Własne owoce można zjeść wszędzie”20. Na jednym z forów internetowych, gdzie dyskutowano o sposobie spożywania bez, ktoś ujawnił, że na sopockiej plaży widział panią prezydentową jedzącą bezę palcami. Nie sposób zweryfikować tej wiadomości, ale można ją uznać za prawdopodobną. Żyjemy bowiem w czasach pluralizmu wzorów, znacznej swobody w demonstrowaniu indywidualności i (prawie) pełnej tolerancji dla wszelkich odstępstw od czegoś, co kiedyś było normą. Jeśli jednak jest jakiś morał do wyciągnięcia z tej przypowieści o salonie i bezach, to może taki, że choć żyjemy w świecie, w którym już wszystko wolno, to pragniemy wiedzieć, jak należy postępować, gdy zechcemy postępować, jak należy. Nie trzeba przeto natrząsać się z pytań typu „jak jeść bezę”, tylko szukać nań odpowiedzi. No właśnie, jak ją jeść? 20 J. Kamyczek, Grzeczność na co dzień, I wyd., Warszawa 1956 (7 wydań do 1978 r.). Cytat zaczerpnięto z: http://www.krajski.com/875svprl.htm Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS