J. Majchrzak

Transkrypt

J. Majchrzak
w
W śród ró żn o ro d n y ch przejaw ów folkloru n ajm niej wiem y o spontanicznym
m uzykow aniu i m uzyk an tach ludow ych. M imo iż zjaw isko to było na Śląsku
niezw ykle p o p u larn e, nie doczekało się jeszcze pełnego o p rac o w an ia i w ciąż
czeka na swego badacza. Śląska pieśń ludow a, śląskie ch ó ry i koła śpiew acze,
obrzędy doroczne i rodzin n e przetrw ały w dużej m ierze dzięki licznym , an o n im o ­
wym g rajk o m i m uzykantom ludow ym .
Istniejącej luki w śląskiej folklorystyce nie zapełni niniejszy artykuł, w skaże
natom iast na n iek tóre zag ad n ien ia zw iązane z tem atem i zachęci, być może,
do podjęcia b adań. P ew n ą p ró b ą zarysow ania żyjącego tu bogactw a m oże być
praca m agisterska A. B ra tk o .1 R odzinne kapele m u zykujące dla w łasnej radości
i upiększenia uroczystości ro d zin n y ch p rzerad zały się w zespoły m uzyczne,
opierające swój re p e rtu a r głów nie na m elosie ludow ym . J. B urszta, om aw iając
ludowe k ap ele,2 czyni to w trzech aspektach; p re z e n tu je m ianow icie
1) proces w yłonienia się k an d y d ata do m uzykow ania i jego dojście do pozycji
m uzyka, w tym drogi kształtow ania się zespołu (k ap e li),
2) przedstaw ia fu n k cję społeczną m uzykow ania, a więc sytuacje, w których
m uzykant lub kapela bierze udział o raz odbiór m uzykow ania przez
uczestników ze szczególnym uw zględnieniem w yw ieranego przez g ranie
w pływu na nich,
3) zw raca uw agę n a pozycję społeczną m uzykantów w społeczności w iejskiej
na tle i w zw iązku z ich losam i życiow ym i.
S próbujm y zatem prześledzić w zm iankow ane aspekty na k o n k retn y c h p rzy ­
kładach p o ch o dzących z wsi opolskich. W yb ran o je dla naszych rozw ażań z tych
głównie przyczyn, iż tu w łaśnie zn alazł się sam orodny k ro n ik arz, który z a re ­
jestrow ał dzieje w łasnej w iejskiej kapeli. L zy sk ane od niego in fo rm ac je pogłę­
bione zostały bad an iam i terenow ym i, w yw iadam i i rozm ow am i z śląskim i m uzy­
kantam i, ja k i istniejącym i publik acjam i na tem at wsi, z k tó rych poch o d zą.3
B adania nasze potw ierdziły, iż śląska kap ela ludow a p rez en tu je dość je d n o ­
lity typ u kładu instrum entalnego, a m ianow icie instrum enty dęte blaszane
i drew niane. Są to przypuszczalnie skurki ;zęstej obecności w ojsk i o rk iestr
wojskow ych arm ii pruskiej, fran cu sk iej, c-ustriackiej, rosyjskiej i polskiej.
Pc w prow adzeniu służby w ojskow ej, w ielu Ślązaków g rało w łaśnie w ork iestrach
pułkow ych arm ii pruskiej. W ra c a jąc do ro d zin n y ch wsi, przyw ozili z sobą
Układ
instrum entalny
685
instrum enty dęte i zakładali w łasne kapeie. T ego typu in fo rm acje podaje w sw o­
jej k ronice K. M ientus, „ e tn o g ra f” i dziejopis z D ań ca koło Opola:
„ N esto r naszych m ieszkańców F ran ciszek K u banek m ający dziś 96 lat, oto
w ten sposób m ówi o tychże najstarszych m uzykantach. W szyjscy łóni suzyli
we w ojsku we pułku piechoty we festungu M etz. T an sie dostali do «Spielmopsów». N utów to łóni nie znali, jyno jem tan po łran m arszów w pakow ali.
Jak z w ojska w rócili, to niekiedy sie na wsi zagrali ja k zebrali sie koledzy z pułku
«K riegerverein», abo we W ilem ów G eburstag i przem asiyrow ali z tan «K nypelm uzyka» bez wieś. N a w eselach i m uzykach nie grali. T e in stru m e n ta se poprzynosili z w ojska ze ch tó reg o w róciyli kole 1885 ro k u ” .4
A utor kroniki zapisał nazw iska m uzykantów , o których m ówi F. K ubanek.
Byr to około 1880 r.
1. H. K ulas, u rodzony w 1860 r., z zaw odu „siągorz” , g ra ł na „piscołce” ,
2. A. K ról, u ro d zo n y w 1863 r., był ro b o tn ik iem w cem entow ni w G roszow icach, g ra ł na „ ta m b o rz e ” ,
3. S. W iesiołek, (C ich o n ió w ), był stolarzem i g ra ł n a „piscołce” ,
4. P. Szmit, był rolnikiem i g ra ł n a flecie.
N a u p o d o b an ia m uzyczne Ślązaków m iały też niem ały wpływ liczne orkiestry
dęte w ędrow nych m uzykantów czeskich, p o jaw iające się tu w X IX i n a początku
XX w. Z w ano ich „B em ak am i” . P rz y takich okazjach przypuszczalnie niejeden
in stru m en t p rzed o stał się n a Śląsk Opolski, ja k rów nież n iejeden u tw ó r przyswoili
sobie tutejsi grajkow ie. W ędrow ni m uzykanci czescy posiadali d ru kow ane
zeszyty nutow e, z k tó ry ch z czasem korzystać zaczęły także tutejsze kapele.
T e wpływy przyczyniły się niew ątpliw ie do ukształtow ania określonego typu
kapel, a więc kapel dętych, które należą do ulubionych i n ajb ard z ie j po p u larn y ch
na całym Śląsku. K ro n ik arz K. M ientus po d aje genezę trad y c y jn ej próby
g ran ia n a pierw szym , w e w łasnym zakresie w ykonanym , instrum encie. Pisze on:
„N ajp ro stszy in stru m en t dęty n a wsi, to «piscołka» w yko n an a z wierzby,
lipy, jarzęb in y latem , kiedy id ą soki. N ajm łodszy p astuch krów czy kóz, ja k mu
się nudziło, w y b rał odpow iedni p rę t z w yżej w ym ienionego drzew a o grubości
paica. U ciął k aw ałek o długości 10 do 15 cm. P otem klep ał nożem tak długo
aż m u k o ra od d rzew a odeszła. K oniecznie m usiał m ówić przy tym n astęp u jące
zaklęcie:
Piscołecko wymieć mi sie,
bo ja k mi sie nie wymiecies
pociepnan cie pod płot.
Podzióbią cie cołrne kury,
malowany kokot.
Pociepnan cie na łąki,
podzióbią cię pająki.
Pociepnan cie do łasa,
przejedzie cie kolasa.
686
W tej korze w ycięto odpow iednie otw orki i ju ż sobie pastuch gw izdał” .5
Był\ to je d n a k dopiero początki. D alszą e d u k ac ją dzieci, zw łaszcza uzdol­
nionych, zajm ow ał się ojciec, czasem dziadek, org an ista lub nauczyciel, a później
wojsko; tak pow staw ały całe m uzykanckie rody. Z n a n a je st np. n a Opolszczyźnie
kapela K rólów z D ańca, a po niej Filów, C zajów z K adłuba W olnego, K apiców
z Szym iszowa, Uliczków ze Sm olarni, W ołków z C hrzelic, P lutów z D ziergow ic,
W iesiołków z P aw łow a itd. R od zin n ą s tru k tu rę tych kapel ułatw iał jeszcze fakt
dużej populacji, np. J. C zaja II m uzykant z K adłuba W olnego m iał 7 synów
i 3 córki, a nie był to przy p ad ek odosobniony. Z w yw iadów starszych in fo rm a ­
torów w ynika, iż n a u k a m uzyki w życiu ro dzinnym zajm ow ała w ażne m iejsce.
W czasie lekcji nie w olno było przeszkadzać, w chodzić do izby, posyłać syna
do robót polow ych itp. A depci sztuki m uzycznej otrzym yw ali w rodzinnych
k apelach solidne w ykształcenie. M usieli o p an o w ać sztukę czytania nut, podstaw y
o rto g rafii m uzycznej, tech n ik ę wszystkich n iuansów w ykonaw czych. Toteż
śląskie kapele grały z nut, a pam ięciow e w ykonaw stw o było tu zjaw iskiem r a ­
czej w tórnym . K ażdy m uzykant opan o w y w ał schem at harm o n iczn y utw oru
w takim stopniu, że gdy zespół zm uszony był zag rać n a życzenie „w eselnika”
jak ąś m elodię ludow ą, do k tó rej nikt n ie p o siadał nut, m uzykant zn ają c m ożli­
wości sw ojego in stru m en tu i p ełn io n ą w zespole rolę, w iedział ja k zaim prow izo­
wać i w topić głos w łasnego in stru m en tu w h a rm o n ic zn ą całość. N a ogół członek
zespołu nie o g ran iczał się do jed n eg o in stru m en tu , ale g ra ł n a dw óch lub trzech
w zależności od potrzeb. K o n k u re n c ja w zespole była silna. Słabsi kandydaci
sami odpadali, zaś dob re zespoły, k tó ry ch w okolicy było zwykle kilka, k o n k u ro ­
wały ze sobą. R yw alizacja zaostrzyła się zw łaszcza w p o czątkach X X w., w o k re ­
sach pow szechnego bezro b o cia. Z anim doszło do utw o rzen ia zespołów, zalążkiem
kapeli było co n ajm n iej dw óch g rajków . Je d e n w ykonyw ał m elodię, a drugi
rytm iczny akom p an iam en t. Do celów tych używ ane były dw a głów nie in stru ­
menty. N a wsi opolskiej były to piszczałka i diabelskie skrzypce, k tóre ta k opisuje
kronikarz:
„S tary in stru m en t tak zw any «T eufelsgeiga» używ any daw niej przy różnych
zabaw ach ludow ych, przy ch o dzeniu z niedźw iedziem , n a «Żniw niok», n a w ese­
lach i przy d arciu pierza. Z robione były z św ierkow ego kija, do którego p rzym o­
cow ana była duża puszka od śledzi. S tru n y były z d ru tu . U góry kij m iał kozią
głowę z rogam i. Sm yczek był z listwy d rew n ian ej z w yżłobionym i zębam i.
Do skrzypców jeszcze przym ocow yw ano dzw onki, różne blaszki i kolorow e
wstążki. In stru m en t taki dod aw ał tak tu do śpiew u, był coś w ro d z aju dzisiejszej
p erk u sji” .6
Z czasem utw orzył się schem at kapeli. T ypow a śląska kapela dęta m iała
pięcio- lub sześcioosobow ą obsadę. W razie p otrzeby zw iększano lub zm niejszano
liczbę grający ch . K apele uczestniczyły we wszystkich sytu acjach ludycznych
i religijnych. A zatem , grały n a zab aw ach w karczm ie zw ane tu „m uzyką” ,
grały na w eselach, tow arzyszyły każd em u d o ro cznem u obrzędow i i uroczystoś­
ciom kościelnym , a p rzede wszystkim w czasie w ędrów ek pątniczych n a G órę
św. A nny. T ak w ięc okazji do m uzykow ania było wiele. D ow iadujem y się o nich
m.in. z pam iętnika m uzykanta, J . C zaji II z K ad łu ba W olnego, w którym zn ajd u je
się także opis w ielu scen z życia g rajk ó w w iejskich:
„N a jed n ej zabaw ie tanecznej w N ow ej W si koło Zębow ic pow. Olesno
zagraliśm y na życzenie chłopców krak o w iak a, k tó ry to kaw ałek daw no był ulubio-
Kapele
687
ny. C hw ycieli się tys w m ężczyzy i to ju z dosyć starzy do ta ń c a i przy jednym podskocyniu je d e n z tych chłopów pad znacki i przestoł się ruszać. M yśleli początkow o
wszyscy i ja także, że robi ten chłop żarty. Ale został leżeć i był m artw y. P a m ię ­
tam , że się n azyw ał P aw lik. [ ...] G dy ju z tu pisę o zabaw ie we wsi Szem row ice
3 km oddalonej od m ojej wioski, przy p o m in a mi się je d n a spraw a, któ rej do
śm ierci nie zapom nę. N a koniec jed n ej zabaw y w eselnej, n a k tó rej mój zespół
m uzyków (6 osób m uzyka d enta) grał, w racałem do dom u koło 2 po północy.
D ro g a prow adziła przez nizinę, tzw. glinianki przez k tó re ciece m ały strom yk.
W m iejscu gdzie p rzech o d ził dróge, w edług opow ieści stary ch ludzi, stroszało,
co mi tez było w iadom e. Idę tylko ja jeden do dom u, ci drudzy zostali z dziołcham i,
a m iałem na ran o zaś g ra ć na innem w eselu z innym zespołem i pilnow ał do sp a­
nia do dom. Gdy się zbliżam tro c h ę z górki ku tem u ogrom nem u m iescu widzę
z przeciw nej stro n y , tys tro c h ę spadzistej, coś białego się w b ardzo śmieszny
sposób ku m nie zbliża. Było niebo p o p rzery w an em u obokam i zaciągnięte, a za
tem i św iecił księżyc. W m iarę przech o d zący ch oboków było raz jaśn iej, zaś
raz ciem niej, co mi uniem ożliw iło poznać, co się zbliża i to przy cudow nym
sm yrze. N a m ostku chce zejść z tej strony, gdzie w idzę tego strach a, ale w tym
m om encie strach n a przeciw m nie tyz n a d ru g ą stronę. J a zw rot a co nogi
strzym ały zpow rotem do wioski około 600 m o ddalonej. Wosy stały ja k dróty.
M oich kolegów m uzyków trafiłem i proszę iść ze m ną do dom u, bo m nie rzeczy­
wiście postraszyło. C hłopcy zaraz u zb ro jen i każdy stach y tan od płota m nie o d ­
prow adzili do zn anego w szystkim m iesca. P rzy b liżając się do m ostka, widzę
strach a na tem m iescu, gdzie ja zrobił zw rot. C hłopcy m ów ią, pójdźm y, bo go
z a ra z usuniem y. Idziem y ale ju z wszyscy tro c h ę w olniej, ale idziem y i zaśliśmy
do strach a. Była to w ielka g azeta ow inięta o strom ze siosy, k tó rą w iatr od tej
strony p o pychał a na najniszym m iejscu zak ręcił i ciep n a stronę, n a któ rej ja
chciałem w ym inąć. Śm iechu u chłopców , a gajby u m nie nie brakow ało długi
czas, a bać się ju z potem żaden nie chciał. A ja był w ylykow any od w iary w s tra ­
chy na w iecność” .7
Obok an egdotycznych opisów m uzykanckich przygód, C zaja n iejed n o k ro tn ie
w skazuje n a silny zw iązek Ślązaków z M acierzą. T em u celow i służyły przede
wszystkim zbiorow e w ycieczki do K rakow a, W arszaw y, C zęstochow y i W ielunia.
W 1910 r. kilkudziesięcioosobow a g ru p a m ieszkańców W olnego K adłuba udała
się do K rakow a, gdzie uczestniczyła w o b ch o d ach 5 0 0-lecia zw ycięstw a pod
G runw aldem . P odczas tych uroczystości K ad łu b ian ie byli św iadkam i odsłonięcia
pom nika W ładysław a Jagiełły, fu n d ac ji I. Paderew skiego. A ktow i tem u tow a­
rzyszyły liczne chóry poiskie ze Śląska, z W ielkopolski, z P om orza, a dyrygow ał
nim i kom pozytor F. N ow ow iejski.
M uzykanci
688
M uzykanci wnosili w życie wsi radość i elem ent zabaw y, staw ali się w śro d o ­
wisku w iejskim niem al niezbędni. K ażdy z nich był przecież później, gdy jego
popularność ju ż w zrosła, znanym w okolicy m uzykantem ludow ym . O siągnięta
p ozycja społeczna zasp o k ajała jego osobistą dążność w yróżnienia się spośród
rów ieśników i w yrastania ponad przeciętność. Szczególnym szacunkiem cieszył
się zawsze kapelm istrz, U órym najczęściej był ojciec rodziny. Je m u oddaw ano
bezw zględny posłuch, a jeśli nie był ojcem — zw racan o się do niego przez
„p er W y” . Sam d o b ie ra ł on m uzykantów , pełnił rolę nauczyciela i w ychow aw cy,
o rganizow ał cotygodniow e próby, p o d ejm o w ał sta ra n ia o m ateriał nutow y,
profilow ał re p e rtu a r, o k reślał wysokość h o n o ra riu m , w reszcie reg u lo w ał obo­
wiązki i u p raw n ien ia każdego członka kapeli. C zynił to na podstaw ie praw a
zw yczajow ego, o którym m am y wiele in fo rm acji. Jego też nazw iskiem określała
się kapela. T ak więc m ówiło się kapela Filów , C zajów , P lutów itd. D o b ra kapela
decydow ała o atm osferze w esela. M usiała tedy posiadać w swym gronie m uzy­
kanta, który baw ił w eselników żartam i, facecjam i, kaw ałam i, zagadkam i i a n e g ­
dotam i. A że zarów no m uzykanci, ja k i cała ludność Ślą: ’ i byli P olakam i,
toteż re p e rtu a r m uzyczny o bejm ow ał głów nie starośląskie m elodie tańców
takich, jak: dziad, ścierka, w y m ie nn y , mietlorz, trojok, m łynek, szewc, krakow iak,
polka na trzy, m azurek, trylinka itp.
Ja k ju ż w spom inano, m uzykanci szczególnie w ażną fu n k c ję pełnili w pielgrzym kach, w tzw. pąci. N a „ p ą ć ” jec h a ło się do G óry św. A nny, do P ie k a r
Śląskich, a nade wszystko do C zęstochow y. W m iejscach pielgrzym kow ych
zaopatryw ano się w polskie książki, kup o w an o lite ra tu rę straganow ą, m odli­
tewniki, d ruczki ulotne z balladam i dziadow skim i i legendam i, a m uzykanci
nabyw ali przede wszystkim nuty pieśni relig ijn ych dla kapel dętych. Np. na
G órze św. Anny. w m iejscow ej księgarni n akładczej F. G ielnika m uzycy k u p o ­
wali d ru k o w an e książeczki głosowe w w ersji polskiej. N ajw iększą po p u larn o ścią
i popytem cieszyły się w śród edycji nuto w y ch o p rac o w a n ia R. G illa ra ra , d ru k o ­
w ane w o ficynach E. R eim an n we W rocław iu i C.C. R o d e ra w Lipsku. W artość
tych w ydaw nictw polegała nie tylko n a p o p raw n y ch o p rac o w an ia ch in stru m entacyjnych, ale głów nie n a polskojęzycznym edytorstw ie. P oza tym były
one przeznaczone dla pełnego i m ałego zespołu in strum entalnego, co w tu te j­
szych w a ru n k ach m iało zasadnicze zn aczen ie p raktyczne. W ydaw nictw a nutow e
ze w zględu na w ielki popyt i obro tn o ść w ydaw ców pojaw iały się w wysokich
n ak ład ach i były często w znaw iane. W ydaw ca w yposażał zbiór z reguły w polską
przedm ow ę. Jeszcze dziś oglądam y te zbutw iałe egzem plarze, zn a jd u ją c e się
u każdego niem al starszego m uzy k an ta na wsi opolskiej. J. C zaja II podaje
w swym pam iętniku, że n a G órze św. A nny był ze sw oją o rk ie strą ponad pięćdzie­
siąt razy, a T. Fila ponad trzydzieści razy. Sam o m uzykow anie m iało m iejsce
podczas m arszu pątników . M uzykanci, p ro w ad ząc kom panię pątników , g rali
na przem ian pieśni religijne i m arsze św ieckie. M ówi o tym nieżyjący już, n a j­
starszy m ieszkaniec D ańca, F. K ubanek:
„C ałoł p a ra fia sła daw a razy w ro k u piechty do św. A nny. To je bardzo
daleko i ja k ju z wsz>scy byli słabi, n a nogi utyskali, te figury sie tak jen o kolybały, a m uzykantom ju z sie zm ierzło pieśni g rać, to zag rali ciętego m arsza.
W tedy sie nogi pow yciągały, a figury sły fajn iście prosto. A śpiew ok pedzioł:
— Ja, do tego toście są bard zo g ry fn i” .8
R e p e rtu a r m uzyczny w ykonyw any ju ż w m iejscu pielgrzym kow ym był dw o­
jakiego rod zaju , religijny i świecki. P o łączo n e orkiestry grały w jednym wielkim
zespole — oczywiście z n u t — pieśni religijne w czasie sam ych nabożeństw , zaś
44 — F o l k l o r G ó r n e g o Ś lą s k a
Pieśni i nuty
689

Podobne dokumenty