mlodzianki 237

Transkrypt

mlodzianki 237
Pismo studentów od św. Anny
MŁODZI
ANKI
Nr 27 (237)
11 V 2008
Zesłanie
Ducha
Świętego
KOMENTARZ DO NIEDZIELNEJ
EWANGELII
(J 20, 19-23)
Wieczorem w dniu zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie drzwi były
zamknięte z obawy przed Żydami. Przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich:
„Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem
uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: „Pokój wam! Jak Ojciec
Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział
im: „Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a
którym zatrzymacie, są im zatrzymane”.
Żyjemy pełni obaw o siebie, o swoją przyszłość, o to czy uda się zrealizować nasze
własne plany, czy wszystko potoczy się
zgodnie z naszą wolą. Gdyby tak nieco
dokładniej przyjrzeć się postępowaniu wielu współczesnych katolików moglibyśmy
dość do wniosku, że oni także ciągle przebywają w zamknięciu obawiając się jakiegokolwiek kontaktu z innymi ludźmi i z
samym źródłem życia, jakim jest Chrystus.
Mimo zmartwychwstania, mimo tak licznych znaków Bożej obecności bardzo często zamiast trwać w radości, wolą się izolować, rozczulając się nieustannie nad swoją
słabością, niedostatkami, czy kolejnymi
upadkami.
Chrystus nie zważa na to wszystko i „mimo
drzwi zamkniętych” po raz kolejny przychodzi, aby nas obdarować. Nie zważa na
liczne przeszkody, które stawiamy na jego
drodze, bo prawdziwie zależy mu na każdym człowieku. Pojawia się wszędzie tam,
gdzie tak czysto po ludzku nie potrafilibyśmy znaleźć żadnej nadziei i właśnie w
takich okolicznościach chce udzielać nam
swojego pokoju. Z innej części Ewangelii
wiemy już, że nie jest to taki „zwykły”
pokój, który często oferuje nam świat, ale
pokój pełny i pochodzący z jedynego prawdziwego źródła. Chrystus przynosi nam
pokój, dwukrotnie powtarzając te same
słowa. Pokój serca i duszy, a więc stan
2
wewnętrznego otwarcia się na działanie
Ducha Świętego, którego On sam nieustannie chce nam ofiarować. Niezwykły dar
pokoju, pozwalający nam jednocześnie na
całkowite, a zarazem osobiste zbliżenie z
Bogiem i doświadczenie tej radości, jaka
była udziałem uczniów wspomnianych w
dzisiejszej Ewangelii.
Warto zauważyć, że przesłanie Jezusa jest
bardzo proste. On nie przychodzi, aby prawić nam jakieś banalne morały i nie zabawia się w życiowego doradcę, jakim my
często chcemy być dla innych ludzi. Chrystus staje wobec nas dzisiaj i daje nam swój
pokój. Zaprasza przez to do prawdziwego
szczęścia, którego nie da się osiągnąć bez
Boga, na własną rękę. Bardzo często nie
potrafimy docenić znaczenia tych słów,
skupiając się na tak wielu innych – zdawałoby się ważniejszych – sprawach. Tkwimy
głęboko, obiema nogami w naszym życiu i
oczekujemy od Chrystusa „czegoś ekstra”,
traktując Go przy tym jak kogoś, kto rozwiąże wszystkie nasze życiowe problemy.
Oczekujemy nieustannie znaków i kolejnych przejawów Jego obecności, a tymczasem nie potrafimy wziąć tego co najważniejsze. Przechodzimy tak często obojętni
wobec daru Ducha Świętego, którego
szczególnie dzisiaj Chrystus chce nam obficie udzielać.
Marcin Stębelski
W tym roku uczestniczyłam po raz trzeci w
72. akademickiej pielgrzymce na Jasną Górę.
Program przygotowany na tę uroczystość jak
zawsze był pełen ciekawych i intrygujących
propozycji. Skuszona tematem konferencji
Pani Miry Jankowskiej – redaktorki Radia
Józef i twórczyni Mistrzowskiej Akademii
Miłości - zdecydowałam się wziąć w niej
udział.
Bazylika Jasnogórska wypełniona była „po
brzegi” kobietami– młodszymi i starszymi,
świeckimi i zakonnymi, które następnie w
skupieniu wsłuchiwały się w treść przemówienia. Chciałabym podzielić się z Wami
moimi przemyśleniami, które zrodził się
podczas wypowiedzi Pani Miry.
Uważam, że dla nas kobiet bardzo ważne jest
żeby odkryć w sobie to piękno, które wpisane zostało w nas od momentu poczęcia. Każda kobieta jest niepowtarzalna i wyjątkowa,
jest niczym kwiat, który rozkwita w „bożym
ogrodzie”, pod warunkiem, że będzie właściwie pielęgnowany. A kwiat, aby mógł wzrastać potrzebuje wody, słońca, ziemi, miejsca,
nawozu. Warto zastanowić się co takiego
robię na co dzień, aby to piękno, dary i talenty, jakie Stwórca złożył w nasze serca – od-
krywać, rozwijać i dzielić się nimi z innymi
ludźmi.
Ważne jest abyśmy potrafiły zatrzymać się i
postarać o refleksję : jaką jestem kobietą i
jak wygląda moja „kobiecość”.
Ostatnio spotkałam się ze znajomym, którego widziałam około trzy miesiące temu, i
usłyszałam z jego ust takie zdanie „jak ty
ładnie wyglądasz, coraz ładniej, to małżeństwo rzeczywiście ci służy”, uśmiechnęłam
się i odpowiedziałam „rzeczywiście” .
Czasem jest tak, że przez długi czas nie słyszymy żadnych miłych, ciepłych słów na
nasz temat. Myślimy sobie pewnie wtedy, że
„ jestem nieatrakcyjna”, „niczym szczególnie
nie wyróżniam się” albo „jestem po prostu
bardzo przeciętną osobą, czy mogę kogoś
zainteresować?”. Zaczynamy popadać w
kompleksy i desperacko szukać jakiegoś
rozwiązania, „złotego środka” , żeby choć
raz usłyszeć coś w stylu : „jak dobrze Cię
widzieć” albo „jaki masz ładny uśmiech,
pięknie wyglądasz” lub „jak dobrze, że Cię
poznałem – jesteś kimś szczególnym dla
mnie”. To prawda, że takie komplementy lub
wyznania bardzo nas dowartościowują i
„dodają skrzydeł”, ale myślę, że nie możemy
3
się tylko na nich zatrzymywać. Może się
zdarzyć, że starając się coś zmienić w naszym życiu, albo zaczynamy „przypinać”
sobie różne maski na przykład
„intelektualistki”, „grzecznej dziewczynki” ,
„top modelki” w celu zwrócenia na siebie
uwagi albo „odgradzamy” się od świata angażując się w różne aktywne działania w
pracy, w domu, na studiach. Wybierając każdy z wymienionych „styli” bycia i postępowania możemy „przegapić” to co najważniejsze w naszym życiu - Miłość do drugiego
człowieka i do siebie samej.
Co robić żeby się nie „zagalopować” czy to
w użalaniu się nad sobą, czy to w gonitwie
za karierą, sławą i uznaniem? Myślę, że warto spojrzeć z pewnym „dystansem” na siebie,
a potem na swoje życie i postarać się dostrzec w sobie to, co jest dobre i piękne tzw.
„mocne strony”, także nasze talenty, które
otrzymałyśmy „za darmo” od Boga i o które
4
powinnyśmy zadbać bez względu na to co
robimy i kim jesteśmy (żoną, panną, siostrą
zakonną, babcią, ciocią, wdową).
Pan Bóg wyprowadza mnie ze wszystkich
moich kompleksów, braku wiary w siebie,
nieśmiałości oraz lęków, a ja zmieniając siebie i umocniona jego łaską, staram się czynić
wiele dobra. Nasz Ojciec Niebieski posługuje się tu na ziemi swoimi Sługami –
„pomocnikami” aby nas przyprowadzać do
siebie. W moim dorastaniu i stawaniu się
dojrzałą kobietą ogromną rolę odegrali moi
rodzice, a szczególnie moja Mama. To dzięki
Niej z nieśmiałej dziewczynki, później kapryśnej nastolatki, poszukującej swojego
powołania studentki - przerodziłam się w
wierzącą w siebie mężatkę. Rodzice nauczyli
mnie kochać drugiego człowieka i przyjmować Miłość, którą obdarowują mnie inni.
Myślę, że warto aby każda z nas miała i dostrzegała w swoim najbliższym otoczeniu
taką Osobę, o której wie, że może zawsze na
niej polegać, porozmawiać na każdy temat i
zawsze zostanie wysłuchana. Może to być
Mama, siostra, babcia, koleżanka, nauczycielka itd. Na zakończenie pragnę gorąco
zachęcić do wysłuchania wspomnianej już
konferencji Pani Miry Jankowskiej „Cała
piękna jesteś” dostępnej na stronie radia Jasna Góra , bo naprawdę warto!
Żaneta Domżał Mrówka
Pielgrzymowanie kojarzy nam się głównie z
okresem wakacyjnych pieszych wędrówek
do różnych sanktuariów, z których pierwsze i
niejako najważniejsze miejsce na szlaku zajmuje oczywiście Częstochowa. Już na samym początku mam więc pewną wątpliwość,
czy naszą rodzinną wyprawę do Rzymu można również nazywać jeszcze pielgrzymką,
czy też powinienem posłużyć się w tym kontekście jakimś innym, bardziej adekwatnym
określeniem. Skoro jednak ma to być jedynie
krótka relacja, stąd też zamiast rozstrzygania
terminologicznych dylematów, warto powiedzieć słów kilka na temat wrażeń z podróży,
które mimo upływu czterech tygodni są
wciąż niezwykle żywe.
Nasz wspólny, rodzinny pomysł na wyjazd
do Rzymu pojawił się już stosunkowo dawno. Głównym i podstawowym celem wyprawy była chęć nawiedzenia grobu Jana Pawła
II oraz uczestnictwa we wspólnej niedzielnej
modlitwie w Bazylice i na placu św. Piotra.
Oczywiście mieliśmy przy tym świadomość,
jak pięknym i turystycznie atrakcyjnym miastem jest Rzym, aczkolwiek naszym głównym motywem było raczej przeżycie tej podróży w aspekcie duchowym. Paradoksalnie
okazało się jednak, że dzięki takiemu nastawieniu udało nam się nie tylko „przeżyć”
Rzym, ale do tego zobaczyć nawet więcej niż
się spodziewaliśmy i to bez większego wysiłku. No, może nie licząc nieco bolących nóg.
Patrząc na to wyjazdowe doświadczenie z
perspektywy kilku minionych tygodni mogę
powiedzieć, że generalnie Rzym zaskoczył
mnie bardzo pozytywnie. Co prawda przed
wylotem nie miałem jakichś specjalnych
oczekiwań i nie tworzyłem sobie własnych
wyobrażeń o tym mieście. Chciałem raczej
odwiedzić te miejsca, które dla mnie, jako
osoby wierzącej wydają się niezwykle ważne. Jakkolwiek sam pobyt, zaledwie kilkudniowy, okazał się niezwykle radosnym i
ciepłym doświadczeniem. Żeby w tym miej5
niem z małym chłopcem, nie okazały się jednak w żadnym razie przeszkodą, którą obecnie mógłbym
wspominać w kontekście tego wyjazdu. Zamiast tego przypominają
mi się liczne, drobne przejawy sympatii i zwykłej ludzkiej życzliwości,
z jakimi wielokrotnie mieliśmy do
czynienia na ulicy, w pizzerii, czy w
nieco bardziej znanych, a przez to
liczniej uczęszczanych miejscach.
Może to kwestia odpowiedniego
terminu – połowa kwietnia, ale mimo tego, iż Rzym generalnie jest
scu nie popadać w zbytnio cukierkowy nastrój dla równowagi dodam,
że podróże po Rzymie odbywaliśmy
wyłącznie piechotą, pomagając sobie od czasu do czasu metrem. Trzeba jednak wspomnieć, że samo dotarcie na stację wiązało się za każdym razem z koniecznością pokonywania naturalnych przeszkód
(mnóstwa schodów i brak podjazdów), które wymagały od nas nie
lada wysiłku przy przenoszeniu
wózka z naszym synkiem. Ten wysiłek, podobnie jak pewne miłe
utrudnienia związane z podróżowadość zatłoczonym miastem (tak
stwierdziła nasza znajoma mieszkająca tam na stałe), my przez te niecałe 4 dni, łącznie z weekendem nie
doświadczyliśmy szczególnie tego
tłoku, a już na pewno nie dał się on
nam we znaki. Nieco więcej ludzi
było oczywiście podczas niedzielnej
Mszy Świętej w Bazylice św. Piotra, czy podczas modlitwy południowej na placu, jakkolwiek dotarcie w
te miejsca nie stanowiło żadnego
poważniejszego problemu. Większe
audytorium sprawiało natomiast
dodatkowe wrażenie jedności na
6
modlitwie wokół Ojca Świętego, „trwali jednomyślnie na modlitwie” (Dz 1,14), co z
pewnością można uznać za jedno z najważniejszych doświadczeń naszej podróży.
Tego ducha wiary obecnego podczas wspólnej modlitwy, dało się poczuć także podczas
licznych wizyt w innych rzymskich świątyniach. Moje doświadczenia, wyniesione podczas zwiedzania kościołów w niektórych
miastach Europy Zachodniej, tutaj w Rzymie
były zgoła odmienne. Można wręcz powiedzieć, że mogliśmy się tu poczuć jak u siebie, bowiem nawet w tych najbardziej popularnych świątyniach widać było wyraźnie
trwałość kultu przejawiającą się chociażby w
obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie czy w odbywających się dość
często Mszach. Dla nas takie spostrzeżenie
może wydawać się nieco banalne, skoro na
co dzień mamy praktycznie nieograniczony
dostęp do licznie sprawowanych Mszy Świętych czy adoracji. Niestety nie jest to obecnie
ten „standard” wiary, z którym można mieć
do czynienia w innych europejskich stolicach. Pod tym względem Rzym wydaje się
być wyjątkiem, i to zdecydowanie na plus.
Na pytanie czy warto pokusić się choćby o
kilkudniową pielgrzymkę do Rzymu, odpowiadam: z pewnością tak. Oczywiście pewną
barierą mogą być tu koszty takiej wyprawy,
aczkolwiek w naszym przypadku nie okazały
się one wcale wygórowane. Zaplanowanie
takiej podróży z odpowiednim wyprzedzeniem i takież samo wczesne wykupienie
miejsc noclegowych i biletów na samolot
(my kupiliśmy nasze ponad rok wcześniej)
może pozwolić na znaczną obniżkę ogólnych
kosztów. Nie trzeba też dodawać, że podróżowanie w pojedynkę – także tanimi liniami
– generalnie nie stanowi specjalnego wydatku. W zamian, za taką „inwestycję” można
otrzymać naprawdę bardzo solidne duchowe
umocnienie. Jadąc do Rzymu jako pielgrzym, z podobnymi sprawami i intencjami,
jakie zanosimy np. podczas naszych pieszych
pielgrzymek, z pewnością doświadczymy
głębokiego wewnętrznego poruszenia związanego z przebywaniem w miejscu, które jest
Stolicą Apostolską, i to wcale nie tylko w jej
administracyjnym wymiarze.
Marcin Stębelski
Poczuć, że żyję
Można przeżyć całe życie i nigdy tak naprawdę się nie obudzić. W uśpieniu studiować, spotykać się ze znajomymi, bawić.
Chodzić do kościoła albo i nie, modlić się.
Jeść, pić i spać. Kupować nowe ciuchy, kosmetyki, modele komórek. Robić plany na
przyszłość, założyć rodzinę lub nie. Chodzić
do pracy, budować dom, brać kredyt na samochód, przeżywać dobre i złe chwile i…
nie wypłynąć na głębię życia z …braku czasu.
Kilkanaście lat funkcjonowałam w takim
ciągłym pędzie – kończyłam szkołę jedną po
drugiej, dwa fakultety naraz w dwóch różnych miastach. Potem studia doktoranckie, a
do tego praca zawodowa, spotkania w biegu
z przyjaciółmi, zaangażowanie w Kościele –
świetlana przyszłość. Grafik napięty do granic możliwości. Mistrzostwo świata w wymyślaniu sobie zajęć. Ale jestem niezła –
myślałam, patrząc w lusterko – a do tego
jaka mądra. Wszystko tak gładko mi przychodzi i wszyscy mnie podziwiają… Pewnego
dnia, zupełnie niespodziewanie, poczułam
jakbym została przebudzona z głębokiego
snu. To było dziwne uczucie. Przetarłam
oczy, rozejrzałam się wokół i… zamarłam z
przerażenia. Co ja zrobiłam ze swoim życiem? Jak mogłam być tak ślepa? Ile tu
kłamstwa, lęku, kompromisów, manipulacji,
toksycznych relacji, chorych ambicji. No i
Jezus skrupulatnie dostosowany do moich
7
potrzeb – jakby żywy… ale niestety, kompletnie nieprawdziwy. Rozpłakałam się i
zawołałam w rozpaczy do Boga: – Panie, nie
wiem kim jesteś, ani jaki jesteś, a myślałam,
że wiem. Daj mi się poznać i ratuj mnie, bo
czuję, że umieram. Nie czekałam długo na
odpowiedź – ogarnął mnie pokój, poczułam
jakby ktoś wlał we mnie tysiące litrów światła i doszło do mnie, że Bóg jest miłosierny i
nieskończenie kocha mnie kompletnie za nic.
Nie wysilaj się tak bardzo – po prostu daj mi
się kochać i pozwól mi się prowadzić – usłyszałam w ciszy taki głos. I wtedy podjęłam
decyzję, by żyć inaczej – żyć na nowo.
Wszystko nabrało nowego wymiaru. Oczywiście nie bez bólu i walki. Były upadki,
porażki. Były dni, że myślałam, że serce pęknie mi z żalu, ze złości, że dłużej tego nie
wytrzymam. Ale zostawiałam to, co stare –
chore relacje, chore ambicje, plany, zachowania, miejsca i poszłam za Jezusem w kierunku nowego życia. Dziś czuję, że żyję. Nie
spieszę się już tak bardzo, nie wymyślam
sobie kolejnych zajęć, nie podnoszę kolejnych poprzeczek, niczego nie udowadniam
sobie ani innym, nie usiłuję zrobić dobrego
wrażenia. Idę spokojnie, cieszę się każdą
chwilą, z radością patrzę w słońce, przyjaź-
!
s
#
nie uśmiecham do innych. Wiem, że nie jestem sama i wiem, że nie muszę się tak starać, bo jest Ktoś kto czuwa nad moim życiem
i mnie prowadzi.
Bóg nad każdym z nas dziś wypowiada Słowa Życia, które mają moc zamienić ciemność w światłość, beznadzieję i rozpacz w
radość, nienawiść w miłość, kłamstwo w
prawdę, uzależnienie w wolność, lęk w pokój
i odwagę, śmierć w życie. Dziś jest czas łaski
i Miłosierdzia. Nie jest ważne, co się dotychczas działo w Twoim życiu – Bóg chce, by
Jego serce było blisko Twojego serca. Chce
Cię obudzić i dać Ci nowe życie. Nie wejdzie
jednak bez zaproszenia. Czy wpuścisz Go?
Czy pozwolisz Mu się obudzić? Czy naprawdę chcesz poczuć, że żyjesz?
Oto otwieram wasze groby i wydobywam
was z grobów, ludu mój, i wiodę was do kraju Izraela, i poznacie, że Ja jestem Pan, gdy
wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój. Udzielę wam mego ducha po
to, byście ożyli, i powiodę was do kraju waszego, i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i wykonam, mówi Pan Bóg. (Ez 37,1214)
Katarzyna Kamińska
Zapraszamy do współredagowania naszego
pisma. Teksty i uwagi można przesyłać na adres
e-mail:
Redakcja spotyka się w poniedziałki o 17.30
u ks. Michała
ul. Krakowskie Przedmieście 68,
www.swanna.waw.pl, tel. 826-89-91
Msze św. niedzielne: 8.30; 10.00; 12.00; 15.00;
19.00; 21.00.
Msze św. w dni powszednie: 7.00; 7.30; 15.00;
18.30. (w I piątki miesiąca i 2. dnia miesiąca:
21.00)
8
Sakrament Pokuty i Pojednania: pon.-piąt.
7.00-8.00; 15.00-19.00, sobota: 7.00-8.00, 15-16,
18.30-19; niedziela: w czasie Mszy świętych.
Chrzty dzieci w I i III niedzielę miesiąca o godz
12.00

Podobne dokumenty