KONTRO WERSJE
Transkrypt
KONTRO WERSJE
WERSJE * TELEWIZJI MAX * MIASTA - NOWEGO DZIENNIKA KOSZALIŃSKIEGO * „idź POD PRĄD” (wyłączny wywiad z P. Stanisławem na str. 1) W konferencji brali udział i zadawali pytania przedstawiciele Redakcji: * GŁOSU KOSZALIŃSKIEGO nieprawdy. To mnie trochę podnosi na duchu. (...) Bardzo „spontaniczny” rezonans w oskarżaniu mnie o antysemityzm trochę mnie przeraża. Chodzi mi o efekty tej tresury. Jest nie do pogodzenia z wolnością słowa sytuacja, w której pewne tematy są wyłączone z dyskursu publicznego albo można o nich mówić wyłącznie z aprobatą czy wręcz z entuzjazmem. Dopóki będę żył i dopóki będę mógł, nie poddam się takim ograniczeniom – bez względu na koszty. Całe swoje życie walczyłem z cenzurą, nawet wtedy, gdy to było niebezpieczne i zamierzam to kontynuować do śmierci. (...) Wprowadzanie tematów zakazanych to wynalazek faszystowski nie do pogodzenia z wolnością słowa. Socjalizm, czy to narodowy, czy międzynarodowy, długo bez terroru wytrzymać nie może i jesteśmy właśnie świadkami jego narodzin. Obawiam się, że będziemy mieli do czynienia z eskalacją tego terroru. Coraz to nowe tematy będą wyłączane z dyskursu publicznego. Jeżeli się na to zgodzimy i będziemy temu przyklaskiwać, to tym szybciej zostaniemy sterroryzowani. Czy jest Pan antysemitą? Według tradycyjnej definicji nie jestem, ale pod definicję, według której antysemityzmem jest każda krytyka Żydów, to już podpadam... Jakie szykany spadły na Pana po wygłoszeniu pamiętnego felietonu? Dwie redakcje zerwały ze mną współpracę natychmiast. Jedna, kapitałowo powiązana ze spółką Agora, Interia.pl, zerwała ze mną bez podania przyczyn. Domyśliłem się, o co chodzi. Potwierdzili to prywatnie jej pracownicy. Druga redakcja, zagraniczna, skorzystała według mnie z okazji, by mi nie zapłacić, a winna mi była za pół roku... Jaką rolę na obecnej scenie politycznej odgrywa UPR? Pytam, ponieważ, gdyby UPR zwiększyła swoją reprezentację polityczną, osiągnęłaby duży sukces, na który czeka od lat. Panie Redaktorze, bardzo się cieszę, że Pan tak myśli. Mamy cały czas nadzieję. Jak w dowcipie o milionerze i pucybucie. Kiedy milioner zarzucił pucybutowi, że się wałkoni i nie odnosi sukcesów, ten odparł: „Proszę Pana, między nami jest taka różnica, że Pan pracuje na drugi milion, a ja w dalszym ciągu na pierwszy.” W UPR jesteśmy właśnie w takiej sytuacji, że pracujemy na ten pierwszy milion. Mamy nadzieję, że się nam w końcu uda. To zależy nie tyle od nas, co od pewnych nastrojów społecznych. Większość społeczeństwa, która się w ogóle Lokalne media nie raczyły poinformować o polityką interesuje (połowa się nią spotkaniu więc sami wyszliśmy na ulice. nie zajmuje lub jest tak zirytowana, Sala Radia Koszalin pękała w szwach... że już nie chodzi na żadne wybory) nadal ma złudzenia, że państwo poprzez przemielenie pieniędzy podatkowych rozwiąże jakieś problemy społeczne czy ekonomiczne. Jest to bardzo bolesne złudzenie. Dopóki jednak ludzie je mają, będą dawali im wyraz w różnych politycznych wyborach. Dla mnie pocieszające jest to, że UPR, mimo że nie odnosi sukcesu politycznego, ma stałe notowania. Oznacza to, że jest w Polsce środowisko (bardzo niewielkie jeszcze), które jednak już myśli w tych kategoriach. Z wielkim trudem przychodzi nam zaszczepianie tych idei dlatego, że większość środowisk opiniotwórczych pracuje na „odwrotnej fali”. Ja nie mam pretensji, ja tylko opisuję rzeczywistość. Tak jest nie tylko w Polsce, z UE płynie też ogromną falą propaganda socjalistyczna. Niestety również część duchowieństwa, nie wiedząc o tym mówi „prozą” – propaguje socjalistyczne rozwiązania, nie zdając sobie sprawy, że one są socjalistyczne. „ i d ź P O D P R Ą D ” - pismo biblijnych chrześcijan Prezes UPR Koszalin Jakub Pyżanowski wita S. Michalkiewicza fot. A.Turczyn Stanisław Michalkiewicz: „Proszę Państwa, kilka słów wyjaśnienia. Mam zaszczyt wystąpić tu przed Państwem jako jeszcze człowiek wolny od podejrzeń, ale nie wiem jak długo, ponieważ do prokuratury w Toruniu zostały skierowane dwa doniesienia o przestępstwie, które jest mi przypisywane w związku z felietonem wygłoszonym w RM 29.03. tego roku. Wskazywałem w nim na fiasko naszej polityki wschodniej, gdy tymczasem, na domiar złego, dwie organizacje żydowskie z USA kierują od lat wobec Polski roszczenia finansowe i czynią to z dużym tupetem. Chodzi o Światowy Kongres Żydów i Amerykański Komitet Żydowski. 16.03.2006r. Pan Premier Marcinkiewicz złożył przedstawicielowi jednej z tych organizacji, Panu Dawidowi Harisowi, obietnicę, że sprawa tych roszczeń zostanie załatwiona JESZCZE w tym roku. Ponieważ roszczenia w mojej (i innych) opinii są pozbawione podstaw prawnych, a ich szacunkowa wartość sięga 60-65 mld $, uważałem, że opinia publiczna w Polsce powinna zostać o tej obietnicy poinformowana, zanim będzie za późno. Jej spełnienie oznaczałoby jeśli nie katastrofę, to przynajmniej bardzo poważne trudności płatnicze państwa polskiego. To nie Rząd by płacił, nie partie polityczne, ale obywatele i tak już obciążeni bardzo poważnie. Musiałem widocznie dotknąć bardzo czułego punktu, a dodatkowo mój felieton dał bardzo wygodny pretekst do kolejnego ataku na RM. Nie chodzi tu specjalnie o treści tam publikowane. Ta rozgłośnia samym swoim istnieniem narusza pewien ład medialny zaprojektowany przy Okrągłym Stole. Jego istotą jest nadanie pewnym środowiskom przywileju przemawiania w imieniu całego społeczeństwa. Dzięki RM środowiska skazane na milczenie przemówiły własnym głosem – nieważne, czy ten głos jest rozsądny czy nie, czy to, co mówią ci ludzie, jest mądre czy niemądre, ważne, że jest autentyczne i własne. Ta sytuacja może i byłaby do zniesienia, gdyby nie fakt, że w ubiegłym roku ujawniły się polityczne skutki przełamania „ładu” medialnego. Środowiska tym zagrożone zrozumiały, że trzeba coś z tym zrobić, póki nie jest jeszcze za późno. Stąd ataki na RM, w których również moja skromna osoba została wykorzystana jako pretekst. Zobaczymy, czy doniesienia do prokuratury toruńskiej będą miały dalszy ciąg. Zależy to od postanowienia Rządu – prokuratura jest jemu hierarchicznie podporządkowana. Jeśli Rząd uzna, że będzie z jakichś powodów wygodniej pokazać, że wypowiedzi podejrzane o antysemityzm są w Polsce surowo represjonowane, to będę doskonałym alibi dla Rządu. Jeśli nie, to sądzę, że sprawa „rozejdzie się po kościach”. Przedstawiłem to pokrótce, ponieważ miałem duże trudności z zaprezentowaniem tej sprawy w mediach. Na szczęście jest RM, gdzie mogłem to tłumaczyć. Państwa obecność napawa mnie optymizmem, że coś się zmienia na lepsze. Proszę o pytania. Czy czuje się Pan niewinny? Naturalnie. Mało tego, czuję się dumny, że narażając się na kłopoty, przedstawiłem opinii publicznej to zagrożenie. Proszę zwrócić uwagę, że dziennikarze (mówię oczywiście o warszawskich kolegach...), którzy są bardzo wnikliwi w różnych sprawach, przez prawie dwa miesiące nie odważyli się zapytać Pana Premiera, jaką właściwie obietnicę złożył Panu Dawidowi Harisowi. Jednocześnie żaden z moich oskarżycieli nie zarzucił mi powiedzenia KONFERENCJA PRASOWA W RADIU KOSZALIN KONTRO 8 Kontrowersje konferencja prasowa w radiu Koszalin 16 Okiem ... M. Kosiński, M. Kowalski 15 Komentują: JKM, Karnowski, Chojecki……. 14 Inkwizycja P. Setkowicz……………… 12 Trudne wersety 8 P. Chojecki……………….. 11 Meandry sporów o pochodzenie - M. Zagadka Sierpnia '80 P. Setkowicz……………... 6 Impotenci też klienci… Natalia Dueholm…………. 5 Dlaczego nie szkoła? Małgorzata Machała…….. 5 Ewangelia Judasza a Biblia - A. Palla…………... 3 UPRzejmy punkt widzenia - W. Popiela…... 2 Zus? zaorać M. Waszak………………... 2 Wywiad ze St. Michalkiewiczem………… 1 Uwaga, fałszywi kapłani P. Chojecki………...….….. 1 W tym numerze: P O D P R Ą D Czym różnią się więc oba systemy? Najważniejszą cechą kapłanów jest pośrednictwo między Bogiem a ludźmi. Naród żydowski został wybrany, by jako c.d. na str. 13 W 7. rozdziale wspomnianego listu Bóg poucza ich, by umieli rozpoznać dwa konkurencyjne porządki kapłańskie: według porządku Melchisedeka i Aarona/Lewiego. Kapłaństwo lewickie, jego system przykazań i rytuałów, wprowadzone za czasów Mojżesza, zostało zastąpione nowym kapłaństwem: Gdyby zaś doskonałość była osiągalna przez kapłaństwo lewickie, a wszak w oparciu o nie otrzymał lud zakon, to jaka jeszcze była potrzeba ustanawiać innego kapłana według porządku Melchisedeka, zamiast pozostać przy porządku Aarona? (Hebr. 7:11) Paweł Chojecki: Minęła niedawno rocznica śmierci papieża. Rok temu pisał Pan w „Najwyższym Czasie”, że żałoba po papieżu była ćwiczeniem razwiedki (służb specjalnych) w sterowaniu emocjami tłumu. Jaki według Pana razwiedka może mieć interes w kreowaniu kultu Jana Pawła II? Stanisław Michalkiewicz: Nie tyle w kreowaniu kultu papieża, bo tutaj nie sądzę, by akurat razwiedka ten kult krzewiła, natomiast razwiedka według mnie wykorzystała tę okazję do sprawdzenia siły oddziaływania skoordynowanej propagandy telewizyjnej na emocje wielkich mas ludzkich. Okazało się, że to bardzo sprawnie działa. Nie byłem do końca przekonany, że tak jest – nie byłem c.d. na str. 4 pewien – ale utwierdziło mnie w tym następujące zdarzenie. Pani Pochanke w TVN zaproponowała, żeby syreny zawyły w piątek, w dniu pogrzebu, o godzinie śmierci Papieża. Syreny rzeczywiście zawyły. Spontaniczność wszędzie jest możliwa, ale tam nie- jest to element systemu obrony terytorialnej państwa. Tam wykonuje się rozkazy... Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że razwiedka przeprowadziła tu jakieś ćwiczenia. Czy ma ona jakiś interes w kulcie Papieża? Odnoszę wrażenie, że w tej chwili postać Jana Pawła II jest dla naszej gazety STANISŁAW MICHALKIEWICZ Co zrobić, by się strzec przed tym losem? Jak nie wpaść w dół przeznaczony dla tych duchowo ślepych, a jednak zręcznych w mamieniu ludzi „przewodników”? Najważniejsze, by umieć ich rozpoznać. Gdy nam się to uda, dalsze kroki są oczywiste... Bóg nie zostawił nas bezbronnymi wobec duchowych zwodzicieli. Opisał w Biblii proste testy, za pomocą których można rozpoznać fałszywych kapłanów. Celuje w tym zwłaszcza List do Hebrajczyków inaczej zwanych Żydami lub Judejczykami (to ostatnie określenie, zmienione nieco przez Juliana Tuwima, zostało niedawno uznane przez „media” za antysemickie!). Hebrajczycy więc znali starotestamentowy system kapłański i od dzieciństwa byli wdrażani w jego praktyki i rytuały. Kiedy słyszeli o Mesjaszu-Jezusie i Jego Nowym Przymierzu-Testamencie, mieli poważny problem, co zrobić z religią wpajaną im od dzieciństwa i utożsamianą z tradycją narodową. Odejście od judaizmu poczytywane było przez rodaków za zdradę i karane często śmiercią. Rozróżnienie więc pomiędzy prawdziwą i fałszywą religijnością było dla nich dosłownie sprawą życia lub śmierci. UWAGA!!! FAŁSZYWI KAPŁANI ROK 4, NR 5 (22) MAJ 2006, CENA 1 zł ( VAT 0%) ISSN 1734-2708, INDEKS 332143, nakład 10 000 egz. PŁYNĄ okół nas krąży niewiarygodnie wielka liczba fałszywych kapłanów, a jednak media o tym milczą. Nie ostrzegają przed nimi nawet kościoły chrześcijańskie. Nie biją na alarm wyczulone zwykle na wpływy żydowskie środowiska narodowe, choć wzorce tego kapłaństwa sięgają swymi korzeniami do religii mojżeszowej. Jezus wypowiedział się o nich jasno: Zostawcie ich! Ślepi są przewodnikami ślepych, a jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną. (Mat. 15:14) W Paweł Chojecki TYLKO Z D R O W E RYBY idź KTO KRYŁ BOLKA? - ODKRYWA GWIAZDA str.6 STR.3 EWANGELIA J U D A S Z A A BIBLIA Z akład Ubezpieczeń Społecznych czy m oż e r ac z ej Z akł ad Uty li z acj i Społeczeństwa albo Zawsze Ukradną Składkę, jak krotochwilnie, lecz precyzyjnie nazywa tę instytucję ulica, to absurdalna, otoczona złą sławą instytucja, swoiste państwo w państwie pobierające od wszystkich zatrudnionych olbrzymi haracz i nie dające w zamian właściwie nic. Ten przeżytek realnego socjalizmu dzielnie opiera się wszelkim reformom, jest niewydajny i właściwie nie wiadomo, co z nim począć. Wyjście jest tylko jedno – należy ZUS całkowicie zlikwidować, pasożytujących w nim urzędników rozpędzić na cztery wiatry, a ich luksusowe siedziby sprzedać na wolnym rynku. Ale zaraz! Co z głodowymi rentami i emeryturami, które ten moloch jeszcze wypłaca? Zostawić kilka milionów ludzi na przysłowiowym lodzie? Otóż nie. Wypłatę świadczeń ludziom, którzy nabyli już do nich prawo, musi wziąć na siebie budżet Państwa – zapewniam, że podoła. Natomiast przyszłym emerytom należy powiedzieć uczciwie – żadnej emerytury nie dostaniecie, bo nie będzie miał kto na nią zapracować i to bez względu na to, czy ZUS istnieje czy nie. Zresztą, nawet jeżeli Rząd ZUS-u nie zlikwiduje, to ta instytucja zlikwiduje się sama – za kilka lat zaczną przechodzić na emeryturę roczniki powojennych wyży demograficznych, zatrudnionych, od których ZUS pobiera haracz, jest coraz mniej, a masowa, wielomilionowa emigracja zarobkowa jeszcze tę katastrofę pogłębia. Dzisiejszym 40-, 50-latkom trzeba powiedzieć wreszcie uczciwie: żadnej emerytury nie dostaniecie, bo po prostu nie będzie na to pieniędzy – radźcie sobie sami, odkładając pieniądze na starość, ubezpieczając się w prywatnych firmach (dobrowolnie rzecz jasna!), zakładajcie rentowne firmy i starajcie się o dzieci, które utrzymają was na starość, bo katastrofa systemu emerytalnego nastąpi za około 10 lat i nic nie jest w stanie jej zapobiec. Będzie tak w całej niemal Europie. Politycy zdają sobie z tego sprawę, ale tchórzliwie chowają głowę w piasek, mając nadzieję, że ten cały system "rypnie się" dopiero po zakończeniu ich kadencji. Ponadto likwidacja ZUS-u i uwolnienie przedsiębiorców od przymusu opłacania składki spowoduje skokowy wzrost zatrudnienia i wzrost płac ze wszystkimi błogosławionymi tego skutkami. Ponadto, jak się szacuje, około 50% (połowa!) rent jest wypłacana na podstawie sfałszowanych orzeczeń lekarskich, a to koszt niebagatelny! Próby urynkowienia, zreformowania ZUS-u są z góry skazane na niepowodzenie. Należy tę niemoralną instytucję wyrwać wraz z korzeniami – w przeciwnym razie dalej będzie stwarzała ludziom złudne, fałszywe poczucie bezpieczeństwa. No i raz na zawsze należy znieść przymus wszelkich ubezpieczeń. Wiem, że to wszystko brzmi brutalnie, ale nic nie poradzę – taka jest prawda – ZUS jest nowotworem na ciele Narodu, a takie się wycina – bez litości. Zresztą mam wątpliwości, czy funkcjonowanie ZUS-u jest zgodne z... Konstytucją RP! A co z opłacaną przez ZUS "bezpłatną" służbą zdrowia? O tym – za tydzień. I przypominam, drogi Czytelniku – jak Ci się chce, wytnij ten artykuł i wyślij do swojego Posła. Może coś do niego dotrze.... ZUS? ZAORAĆ Mariusz Waszak rys. Arkadiusz Gacparski fragment G 2 dyby goszczący od kilkunastu dni na półkach księgarń "Najgorszy" pana Waldemara Łysiaka czytany był w odcinkach na antenie Radia Maryja, szanse na najszczersze oburzenie starego i nowego salonu byłyby większe. Tymczasem – póki co – czytany nie jest, a wcześniejsze doświadczenia i błąd nadania rozgłosu popełniony z panem Michalkiewiczem wskazują, że salon pozostanie przy tradycyjnej metodzie zamilczenia na śmierć. W „Najgorszym” sama mowa nienawiści, prymitywny antysemityzm, a i feministki niejedno by dla siebie znalazły. Czegóż ci rozmówcy nie wygadują! Że w sprawie pana Jurczyka i innych "polskie trybunały wciąż są w dużej części fałszywe, pracują tam marionetki, które muszą grzecznie słuchać werdyktów ciemnawych mocy spoza kulis", które to posłuszeństwo utrzymywane jest kwitami. Że bohater książek historycznych dla dziatwy szkolnej, były prezydent III RP i TW Bolek nr ewid. GD 12535 "zwerbowany 29 grudnia 1970 r. przez starszego inspektora Wydziału II KWMO w Olsztynie” to ta sama osoba. Że „rok temu opublikowano fragment rozmowy werbunkowej z Michnikiem jako werbowanym i ‘Adaś’ robi się coraz bardziej nerwowy”, choć „kiedyś był dużo bardziej bezczelny niż dzisiaj, bo umożliwiono mu zniszczenie własnej teczki w archiwum SB, gdzie wpuścił go bezprawnie jego kumpel, również kapusta, minister Kozłowski”. Że „tak zwany pogrom kielecki organizowało NKWD. Jest on dla Żydów koronnym dowodem antysemityzmu katolików polskich”, itd., itp. Z uwagi na poczytność autora i co najmniej kilkudziesięciotysięczny nakład rozchodzący się jak ciepłe bułeczki salon będzie miał problem. I zdaje się, wybierze wypróbowaną metodę. O tym, że metoda „totschweigen” jest sprawdzona, świadczy fakt, że portal interia.pl musiał zdecydować się zdjąć z głównych stron dotychczasowe felietony „Realnym okiem”, o nowych nie wspominając, zaś redaktor mówionej Wyborczej - TOK.FM, J.Gugała wyrażał oburzenie pojawianiem się niejakiego Stanisława Michalkiewicza w publicznej telewizji. Wiadomo, że państwowa telewizja powinna być miejscem dla pupilów salonu, a i wyroki najlepiej wydawać wówczas, gdy oskarżony nie ma prawa do obrony. Prawda nie psuje wówczas dobrego samopoczucia. Oburzenie jest więc uzasadnione i pozostaje nadzieja, że panowie redaktorzy Skowroński i Pospieszalski zostaną wydaleni z wilczymi biletami. Nie wiadomo, co zrobić z panią Pochanke, ale to już prywatna telewizja, a w niej rządzi właściciel i wkrótce Rady Pracowników szczęśliwie uchwalone przez Sejm na życzenie Brukseli, której polski parlament i rząd słuchają czasem jak PZPR Moskwy (Przedstawicielka Ministerstwa Finansów w telewizji: „gdybyśmy nie podnieśli akcyzy na paliwo, to Bruksela okazałaby swoje niezadowolenie, a poza tym musimy dochodzić do minimów unijnych.”). Skoro już o Sejmie, to z parlamentarnych piewców i obrońców wolności nie odezwał się nikt w sprawie czy to nagonki na pana Michalkiewicza, czy to meritum – bezpodstawnych , wielomiliardowych roszczeń. Najodważniejsi przedstawiciele narodu zdobyli się na połajanki i gniewne pomruki połączone z szyderstwami. Reszta, także byli członkowie UPR zasilający partie parlamentarne, wymownie milczy. Być może listy, które wkrótce przekażemy dla każdego z parlamentarzystów, sprawią, że pośród 560 osób choć jedna opłacana z naszych podatków odważy się zgodnie ze złożonym ślubowaniem „strzec suwerenności Ojczyzny i dobra obywateli” i podejmie temat na forum publicznym, nie pozwalając panu premierowi prosić o kolejne pytanie, jak uczynił to w sprawie „polskości” niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, którą to próbę naszej wytrzymałości na obelgi podjął po raz kolejny Światowy Kongres Żydów. UPRzejmy punkt widzenia (12) Wojciech Popiela, Prezes UPR Oto jak Pani Kanclerka Niemiec wyraża się o nieokreślonym rozszerzaniu UE: „…twór, który nie ma granic, nie może działać sprawnie. Musimy to sobie jasno uzmysłowić i wyznaczyć te granice” (Dziennik 12.05.2006). Nie dziwi więc, że socjalistyczni spece od zniszczenia państw kierują najpierw Europę, a potem świat na drogę zacierania granic. Państwami bez granic nie da sprawnie zarządzać. Decyzje więc zaczną zapadać na wyższym szczeblu: światowych regionów typu UE, a w końcu Rządu Światowego. Angela Merkel widzi Niemcy jako nadzorcę UE i dlatego troszczy się o jasne wytyczenie jej granic. A o co troszczą się nasi Rządzący pchający Polskę do UE i układu z Schengen likwidującego granice między Państwami??? Są głupi czy sprzedajni – a może dwa w jednym? Zapóźniony Merkel nie jest głupia! W WOLNORYNKOWCY W SŁUŻBIE NARODOWCOM Marcin Kosiński OKIEM WOLNORYNKOWCA „Prezydent Lech Kaczyński uważa, że decyzja o integracji Polski z UE była ze wszech miar słuszna, a członkostwo w Unii jest dla naszego kraju korzystne.” Onet.pl olnorynkowcy mogą czuć się ostatnimi zmianami personalnymi nieźle skołowani. Narodowcy zresztą też... Ultrakonserwatywna koalicja, jak ją ochrzciły media zachodnie, weszła w falę realizacji "swoich obietnic". Oczywiście tylko tych, które doprowadzą do wzmocnienia koalicji, osłabienia opozycji czy sfinansowania rosnących wydatków budżetu... Jednak największe zamieszanie wprowadziły ostatnio przeprowadzone nominacje. I to w polityce kadrowej widać zasadniczą różnicę między PiS a innymi partiami. Wielki liberał gospodarczy, Robert Gwiazdowski, prezesem najbardziej znienawidzonej przez drobnych przedsiębiorców organizacji wymuszającej pieniądze - ZUS-u. Zapowiedziana przez pana prezesa reforma, mająca obniżyć drastycznie wydatki tej organizacji poprzez obniżenie emerytur do kwoty minimum socjalnego, i tak nie ma wiele szans na przejście przez narodową koalicję. Co ciekawe pan Gwiazdowski nie akcentuje prawie w ogóle, o ile miałyby spaść w ramach reformy składki. Inna propozycja dotyczy zrzucenia na Urząd Skarbowy obowiązku ścigania osób unikających płacenia haraczu na ZUS. Warto przypomnieć przy tej okazji słowa pana prezesa sprzed 4 lat: - Policja skarbowa chce nowych uprawnień, ponieważ system podatkowy jest tak skomplikowany, że nie może skutecznie go kontrolować. Skomplikowało go samo państwo. Polacy płaciliby podatki, gdyby system nie był tak niezrozumiały i nie przypominał wywłaszczenia. Państwo powinno zlikwidować przyczyny ułomności systemu, a nie zwalczać skutki. Bojownik o jawność, Bronisław Wildstein, szefem tuby propagandowej każdej kolejnej ekipy przy korycie - TVP. Zanim jeszcze było wiadomo, kto zostanie nowym prezesem, agencje prasowe doniosły, że prezes PiS, Jarosław Kaczyński, odbył tajne spotkanie z dwoma kandydatami na szefa TVP. Wśród nich znalazł się Bronisław Wildstein. Grunt to robienie tajnych spotkań z człowiekiem, który zasłynął ujawnieniem 'tajnej' listy katalogowej IPN. Zyta Gilowska - ex liberał (lub liberał chwilowo uśpiony) - szefem finansowym całego folwarku. To już dużo wcześniejsza nominacja, ale dobrze pokazuje, że PiS przyciąga silne osobowości, wyrzucane z innych partii. Kolejne i ostatnie posunięcia pani minister warto skomentować jej własnymi słowami sprzed paru lat: - Do polityki nie przywiodła mnie myśl o stanowiskach, a niezgoda na to, co się dzieje. I w ramach tej niezgody pani Gilowska firmuje swoim nazwiskiem podwyżki podatków i zwiększanie kontroli państwa nad ludźmi. Państwa, które z uczciwych ludzi robi przestępców, wmawiając im, że niepłacenie podatków, by nakarmić swoją rodzinę, jest czymś niemoralnym. No i ultra narodowiec, Roman Giertych, ministrem edukacji. Tę nominację niech skomentuje sam Ronald Reagan: Jakość nauczania spada wraz ze wzrostem wynalazków rządu centralnego i wprowadzaniem ich w życie. (31 marca 1976 roku). Reformy Margaret Thatcher i Ronalda Reagana udały się dzięki dwóm sprawom. Po pierwsze, prowolnorynkowym poglądom. A po drugie, dzięki posiadanemu zapleczu w postaci swoich partii, które służyły za maszynki do głosowania. To, czego nie można zarzucić Kaczyńskim, to to, że nie obawiają się nominować jednostek wybijających się ponad przeciętność. Tych, dla których nie ma miejsca tak w LPR i Samoobronie, jak i w PO. Ale jednak na czele mamy patriotycznych socjalistów w postaci Kaczyńskich i Marcinkiewicza. A ich zaplecze to albo ignoranci ekonomiczni, albo cała armia drobnych kombinatorów. Wobec tego puentą ostatniego miesiąca działań rządzących niech będzie cytat pochodzący od Margaret Thatcher: Nie chcemy takiego społeczeństwa, w którym państwo odpowiada za wszystko, a nikt nie odpowiada za państwo. www.korespondent.pl 15 eszcze do niedawna sądziłem, że najczarniejszym symbolem propagandy reżimu był Jerzy Urban. Jako rzecznik rządu schyłkowego PRL-u zasłynął między innymi atakami na ówczesnych opozycjonistów i akcją wysyłania śpiworów bezdomnym nowojorczykom. Po tzw. przemianach demokratycznych dawni opozycjoniści stali się jego kolegami do kieliszka, oczywiście nie wszyscy, bo np. Ks. Popiełuszko z oczywistych przyczyn nie dawał nadziei na fraternizację. Śpiworowa hojność złościła i śmieszyła zwykłych ludzi, był to bowiem czas powszechnych niedoborów wszelkich dóbr, a papier toaletowy był sporym luksusem. Podejrzewam zresztą, że celowo produkowano mało papieru toaletowego, by zwiększyć zainteresowanie prasą codzienną i nie pozostawić narodu sam na sam ze swymi myślami nawet w toalecie. Sam Jerzy Urban miał złą opinię nawet u partyjniaków, którzy uważali go za błazna. Wiem to z pierwszej ręki, gdyż kilku miałem nieprzyjemność poznać. Towarzysz rzecznik nie był lubiany, bo na niego spadł ciężki obowiązek tłumaczenia społeczeństwu, „dlaczego po rozwinięciu papierka okazuje się, że nie ma weń cukierka”. W swej naiwności sądziłem, że w nowej Rzeczpospolitej propaganda nie będzie miała miejsca, a przynajmniej nie będzie zmuszać jej odbiorców do bluzgania na własny telewizor. Sorry Urban! Młode wilki dziennikarstwa: Lis, Morozowski, Sekielski, Olejnikowa biją mistrza na głowę. Od pół roku, gdy okazało się że SLD, PO, PD, SDPL tracą władzę, rozpętano najohydniejszą nagonkę medialną od czasów zabójstwa Ks. Jerzego. Program Lisa od kilku miesięcy jest monotematyczny i powinien nosić tytuł „Co z tym radiem (Maryja)”. Landrynkowy Tomeczek, od kiedy ujawnił swoje ambicje polityczne i wyleciał z TVN, od razu pomiarkował, z której strony jest chleb posmarowany i odzyskał rozsądek. Sekielski i Morozowski widać pozazdrościli i pokazują, że szkoła we władaniu Giertycha zmieni się w kuźnię Hitlerjugend. Niezorientowany widz może dojść do wniosku, że utrapieniem Polaków nie jest brak roboty i forsy, lecz prywatna stacja w Toruniu oraz to, że naród sprzeniewierzył się sondażom przedwyborczym. Najbardziej śmieszą mnie ataki na Leppera ze strony PO i SLD. Nazywanie go przestępcą to spora przesada, ponieważ wszelkie jego wybryki odbywały się w ramach działalności związkowej, a to przecież wyżej wymienieni uczynili ze związków zawodowych fundament Rzeczpospolitej. Pamiętacie państwo kolegów Tuska i Rokity - Majewskiego i Niewiarowskiego? Majewski, szef MSW u Bieleckiego, Niewiarowski, minister przemysłu u Suchockiej - obaj siedzą w pierdlu za przestępstwa kryminalne. Do tego Kwiatkowski (ZChN), minister u Wałęsy, ten z kolei kibluje za gangsterkę. I ci ludzie mają czelność wypominać Andrzejowi wysypane zboże. Ataki na obecnych koalicjantów są coraz głupsze i dotychczas nie mają miejsca już tylko w programach sportowych i prognozie pogody. Rozumiem, że można nie darzyć sympatią tego czy owego polityka, ale ataki na Młodzież Wszechpolską i czynienie z niej krzyżówki gestapo oraz inkwizycji, świadczy o wyjątkowej podłości środowisk, które do dziś nie dopuszczają myśli o zbrodniach komunistów, no bo jak tu mieć żal do tatusia i dziadka? Pragnę także przypomnieć, że po poprzednich wyborach samorządowych to właśnie SLD zawiązał koalicję z Samoobroną we wszystkich sejmikach wojewódzkich. Konkluzja jest taka: jak rządzimy my - zwycięża demokracja, a jak rządzą oni - jest to zwycięstwo faszyzmu i zamach na demokrację. „Niezależne” media i publicyści są tak powiązani z układem, jak pies z budą, a prawda się nie liczy. Wola wyborców? Wolne media? Z chamami tylko kłopot. Nasi szczerzy demokraci teraz mogą się już tylko wyszczekać w instytucjach unijnych i tamtejszej prasie. Podobnie zresztą czynili targowiczanie na Petersburskim dworze. Minęło 215 lat od uchwalenia Konstytucji 3 Maja, a bojowników tolerancji wciąż u nas nie brakuje. SLD, SDPL i PD utworzyli Centrolew i wzywają do obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec rządu. Proszę zwrócić uwagę, że te trzy partie mają w nazwie demokrację. Kiedyś żyliśmy w czasach demokracji ludowej, dziś za to mamy demokrację korytową. Kumple z okrągłego stołu (koryta) wyznaczają jej kanony. Aha, byłbym zapomniał ostatnie wybory zostały przeprowadzone zgodnie z ordynacją, a rząd utworzono zgodnie z konstytucją. Do głowy by mi nie przyszło, że będę musiał stawać kiedykolwiek w obronie PiS-u, Ligi, Samoobrony, obecnej konstytucji oraz demokracji. Ale widać życie stawia przed nami coraz to nowe wyzwania. Nie wiem, czy ten rząd odniesie sukces, ale wiem, że jego krytycy dali d... na całej linii i to także na mój koszt. J OKIEM NARODOWCA Marian Kowalski PRZEPRASZAM URBANA J Prezes TVP Po latach delegowania do TVP partyjnych aparatczyków lub macherów telewizyjnych produkcji firma ta może wreszcie doczekać się prezesa innej jakości - dziennikarza o dużej kompetencji intelektualnej, godnym pozazdroszczenia dorobku i świadomości, czym powinny być media publiczne. Prezesa, który może postawić na nowocześnie pokazywaną kulturę, debatę, historię. Który sprawi, że audycja publicystyczna w TVP nie będzie trwała o połowę krócej niż taki program w stacji komercyjnej (vide "Wywiad i Opinie" Krzysztofa Skorwońskiego z "Co z tą Polską" Tomasza Lisa). Na to liczę. Jednocześnie jednak nie ma co ukrywać - dla pewnej części opinii publicznej i środowiska medialnego tak wyrazisty prezes może być - mimo niezaprzeczalnych jego walorów - powodem dyskomfortu i poczucia przechwycenia TVP przez "prawicę". Niedopuszczenie do powstania takiego politycznego "muru" będzie pierwszym zadaniem Bronisława Wildsteina. Jeśli jednak potwierdzą się doniesienia o narzucaniu przez dominujące partie w KRRiT nominacji na dolnych szczeblach machiny telewizyjnej, będzie to trudne. Ten sam czynnik może też uniemożliwić reformy wewnętrzne w TVP - pilne jak zawsze, od lat spychane na później. Ale wystarczy spojrzeć na Michał Karnowski 14 www.newsweek.redakcja.pl/blog/ Patriotycznie Kilkakrotnie oberwało się ode mnie kancelarii Prezydenta RP (nowej), ale tym razem trzeba pochwalić i to mocno. Odznaczenie 80 kombatantów walk o wolną i niepodległą Polskę, w tym Orderami Orła Białego - Anny Walentynowicz, Andrzeja Gwiazdy, abp Ignacego Tokarczuka - zasługuje na wielką pochwałę. To spełnienie przedwyborczych obietnic, to spełnienie obowiązku Polski wobec tych osób. Świetnie mówi o tym w dzisiejszym "Dzienniku" prof. Jadwiga Staniszkis: "Ania Walentynowicz zaganiała z powrotem rozchodzących się robotników. Ona pozostała wierna idei Solidarności po 1989 roku (...), wskazując na patologie transformacji". A zatem - gratulacje. dołujące słupki oglądalności (przy jednoczesnym - to paradoks maksymalnym skomercjalizowaniu TVP), by dostrzec, że dalsze czekanie oznacza zejście kanałów telewizji publicznych do drugiej ligi. Podsumowując - w TVP jest bardzo źle i to dla Wildsteina dobrze, bo ma potencjał wzrostu. Równocześnie wielu myślało, że tam już gorzej być nie może. Może. Na pewno Bronisław Wildstein podejmuje się zadania chyba najtrudniejszego w jego życiu. Paweł Chojecki Autorytetem Moralnym? Ogłaszał. No to 99% szans na to, że był agentem. A skąd Adam Michnik wie, kogo ogłosić Autorytetem Moralnym? Stąd, że w 1989 roku przez kilka miesięcy On sam (oraz p.prof.prof. Ajnenkiel, Holzer i Kroll - dziwnym trafem powiązani z "Wielkim Wschodem Francji" - i zapewne tez agenci bezpieki) zostali wpuszczeni do archiwum SB. Michnik, mając papiery na tysiące osób, był więc - nie piastując żadnego oficjalnego stanowiska - jednym z najbardziej wpływowych polityków! Mając te dane mógł wymuszać obsadzanie Autorytetów Moralnych na posady np. redaktorskie - a potem jednym telefonem z groźbą ujawnienia wymuszać właściwe zachowanie się gazety czy telewizji. Na tym, a nie na uroku osobistym, polegała Jego siła. I jest rzeczą oczywistą, że był On przeciwnikiem lustracji. Gdyby agentów ujawniono, Jego wpływy zniknęłyby w mgnieniu oka!! Nici wiążą ks.Czajkowskiego z całym "postępowym" nurtem w Kościele - w szczególności z "Tygodnikiem Powszechnym". Gdy sobie przypomnimy, że "komisję Michnika" wpuścił do archiwum SB p.Krzysztof Kozlowski, sekretarz tej redakcji, koncesjonowanej przez "komunę", a następnie powiązanej z "Wielkim Wschodem Francji" - to sprawa jest OCZYWISTA! Pamiętajcie jednak Państwo, że Antoni Macierewicz ujawnił tylko 1/7 agentów SB (tych, co już NIE pracowali dla UOP...), a w ogóle nie miał dostępu do akt najważniejszych: agentów WSI. Przeżyjecie więc Państwo jeszcze wiele sensacji. Ja: nie. Śp. baron Jerzy Cuvier na podstawie jednej kości napiętka zrekonstruował Australopiteka. Czy gdy potem odkryto Australopiteka - i okazał się on bardzo podobny - to Cuvier miał się DZIWIĆ? [email protected] Nawet Judasz miał lepszy… Problem nie tkwi w tym z kim skończył, ale z kim zaczął współpracę. Jezus radzi, by oceniać po owocach. Ag. Czajkowski był do dziś bardzo użyteczny dla środowiska Michnika/Kiszczaka. Po śmierci ks. Popiełuszki SB ustąpiła miejsca WSI… „…Ale jeżeli się odciął od tej działalności po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, to znaczy, że zachował kręgosłup moralny.” Prymas Józef Glemp o Czajkowskim (Rzeczpospolita) Pamiętam, że wtedy w reżymowej telewizji pokazano cały tłum "autorytetów moralnych", który chórem odrzucał te niecne pomówienia. Proszę przeszukać archiwa TVP, obejrzeć ten kadr - i przyjąć do wiadomości, że widzieliście Państwo tłum agentów, działających na zasadzie: "Jeden za wszystkich - wszyscy za jednego". Zakładali, i słusznie, że ludzie mogą uwierzyć, że ten i ów był agentem SB - ale nie uwierzą, że byli nimi PRAWIE WSZYSCY. Ale taka jest prawda. Przypominam, że w NRD jedna pani, która założyła 10-osobowe kółko opozycyjne, przeglądając akta Komisji pastora Gaucka, odkryła, że poza nią reszta "opozycjonistów" (z jej mężem włącznie) była agentami StaSi! Nie wiedzącymi o sobie nawzajem, oczywiście. W Polsce istniała możliwość, że na dziewięciu opozycjonistów trzech to agenci SB, trzech WSI, a trzech np. StaSi - a ponieważ służby te NIE wymieniały między sobą informacji, każdy z trzech oficerów prowadzących sam był przekonany, że kontroluje groźnych wrogów ustroju! Dziś "Newsweek" ujawnia, że "wielki pisarz i Autorytet Moralny", śp.Andrzej Szczypiorski, też był agentem SB - i nawet pomagał w zwabienia z Londynu do kraju własnego ojca. Ludzie się dziwią. Ja się nie dziwię. Czy Adam Michnik ogłaszał, że Andrzej Szczypiorski jest Wielkim Pisarzem i rys. Arkadiusz Gacparski uż dzwonią telefony - bo "sensacja": ks.Michał Czajkowski, jeden z Wielkich Autorytetów (wg "Gazety Wybiórczej" oczywiście) okazał się być agentem SB. Rozmaici ludzie, którym ks.Czajkowski zalazł za skórę węszeniem wszędzie mniej lub bardziej rzekomego "antysemityzmu", oddychają z ulgą. I pytają mnie: "A Pan się nie cieszy?" Ludzie są kompletnie pomyleni. Czemu mam się dziwić - i z czego cieszyć? Przecież tłumaczę wszystkim od 17 lat, że praktycznie CAŁY ten "Okrągły Stół" to robota bezpieki; że w zasadzie wszyscy popierający ten układ, którzy zasiadali do obrad w Magdalence, to agentura - a ludzie nie mogą uwierzyć, że taka ogromna impreza mogła się bezpiece udać. Tak: istotnie rzadko zdarza się, że służbom specjalnym udaje się taki numer - ale tym razem właśnie się udał. Ja o tym wiem - z prawdopodobieństwem 99%, powiedzmy. W związku z tym gdyby ktoś przyszedł i mi powiedział, że ks. Czajkowski NIE był agentem służb specjalnych - to wtedy bym się zdziwił, i to bardzo!! 15 lat temu wyszło na jaw, że pewien minister spraw zagranicznych (ps."Kask"), szantażowany z powodu swego homoseksualizmu, był agentem SB. komentuje ARCHEOPOLITYKOLOGIA wewnętrzną, stronę górną jak stronę dolną, i jeśli macie zwyczaj czynić to, co męskie i żeńskie jednością, aby to, co jest męskie, nie było męskim, a to, co jest żeńskie, nie było żeńskim; jeśli będziecie mieli zwyczaj czynić oczy jednym okiem, a jedną rękę dacie w miejsce ręki i nogę w miejsce nogi, i obraz w miejsce obrazu - wtedy wejdziecie do królestwa”. 56 Rzekł Jezus: „Kto poznał świat, znalazł Ireneusz z Lyonu napisał w II wieku, że jej autorami byli gnostycy z ugrupowania Kainitów. Kainic i mieli negatyw ny wizerunek starotestamentowego Boga, między innymi dlatego, że wyznawali dualizm, uważając materię za zło, a ponieważ Bóg stworzył materię, przypisywali Mu stworzenie zła. Ich antypatia wobec Boga wyrażała się hołubieniem tych, którzy żyli w buncie wobec Niego: Kaina, 7 Rzekł Jezus: „Szczęśliwy lew, którego zje człowiek. I lew stanie się człowiekiem. Przeklęty człowiek, którego zje lew. I człowiek stanie się lwem”. 22. Spytali Go: „Jeśli staniemy się małymi, wejdziemy do królestwa? Odrzekł im Jezus: „Wejdziecie, jeśli macie zwyczaj czynić dwa jednością i stronę wewnętrzną czynić tak, jak stronę zewnętrzną, a stronę zewnętrzną tak, jak Wschodu, mimo iż jego terminologia przypomina chrześcijańską. Wielu chrześcijan sympatyzuje z ruchem New Age, co jednak nie czyni go częścią chrześcijaństwa. Podobnie gnostycyzm nie był formą chrześcijaństwa, mimo iż gnostycy szanowali Jezusa Chrystusa, posługiwali się terminologią chrześcijańską, a nawet pisali ewangelie. Ewangelie gnostyków powstały później od kanonicznych, na co wskazują między innymi występujące w nich nowotestamentowe cytaty. Np. Ewangelia Filipa zawiera dwa takie cytaty w jednym akapicie: Ani ciało, ani krew nie będą mogły dziedziczyć królestwa Bożego (1Kor 15:50). Które nie będzie dziedziczyć? To, które jest na nas. Które zaś tylko będzie dziedziczyć? To [ciało] Jezusa i Jego krew. Dlatego powiedział: Kto nie będzie pożywał mojego ciała ani pił mojej krwi, nie będzie miał życia w sobie (Jan 6:53).1 Nawet w przypadku Ewangelii wg Tomasza z II wieku, która zawiera nieco autentycznych wypowiedzi Jezusa, nie da się wykazać, że była źródłem wypowiedzi zapisanych w kanonicznych Ewangeliach, ale można wskazać na jej zależność od nich.2 Chrześcijaństwo odrzuciło ewangelie gnostyków, gdyż głosiły inną ewangelię od tej, którą przekazał Jezus i apostołowie, a nierzadko sprzeczną z nią, pomijając to, że w odróżnieniu od ksiąg nowotestamentowych powstały dopiero wiek, dwa lub trzy po śmierci apostołów. Nie są one ewangeliami w pełnym tego słowa znaczeniu, gdyż nie zawierają opisu służby i nauk Jezusa. Nie ma w nich wzmianek o miastach, rzekach, górach ani chronologii wydarzeń z życia Jezusa. Na ogół stanowią jedynie zbiór luźnych wypowiedzi przypisanych Jezusowi, ale bez kontekstu, ponieważ powstały długo po śmierci Jezusa. W gnostyckich ewangeliach natrafimy na myśli wypowiedziane przez Jezusa, które znamy z kanonicznych ewangelii, a także na myśli, które mógłby wypowiedzieć każdy przywódca religijny w owym czasie. Znajdziemy w nich poglądy sprzeczne z naukami Pisma Świętego, na przykład w Ewangelii wg Tomasza są idee panteistyczne: Rozłup drewno, Ja tam jestem. Podnieś kamień, a znajdziesz Mnie tam.3 Niektóre z myśli w pismach gnostyków noszą znamiona niedorzeczności, jak poniższe z Ewangelii Tomasza: 3 Ewangelia Judasza Kilkadziesiąt lat temu egipscy wieśniacy z Muhafazat al Minya dostrzegli jaskinię w pobliżu brzegu Nilu. W starożytności w takich miejscach grzebano zmarłych, toteż fellahowie dostali się do wnętrza, aby sprawdzić, czy nie znajdą czegoś, co mogliby spieniężyć. W środku natknęli się na ludzkie kości i kamienny pojemnik, z którego wyjęli papirusowy kodeks w skórze. Przez kilkanaście lat papirus wędrował z rąk do rąk, kradziony i sprzedawany. W 1983 roku wypłynął na czarnym rynku w Genewie. Sprzedawca żądał 3 milionów dolarów, ale nie znalazł nabywcy, gdyż nie było pewności, czy jest to autentyk. W końcu na kupno zdecydowała się szwajcarska fundacja Maecenas prowadząca badania archeologiczne. Za jej sprawą manuskrypt przebadano. Specjaliści stwierdzili jego autentyczność, datując go na III wiek. Kodeks ten zawiera dużą część gnostyckiej Ewangelii Judasza w języku koptyjskim. Glory f ik uje ona J udas za, przypisując mu dzieło wybawienia Jezusa z ludzkiego ciała, a Jezusowi wkłada w usta słowa, które stawiają Judasza nad pozostałymi apostołami. Choć media obwołały ją nowym i wielkim objawieniem, to jej treść była znana wczesnochrześcijańskim pisarzom, którzy uważali ją za próbę zafałszowania prawdy i gloryfikacji złodzieja i zdrajcy, jakim był Judasz. Ewangelie gnostyków nie zawierają sekretnej gnozy Jezusa, ale wypowiedzi Jezusa znane z ewangelii kanonicznych, wymieszane z gnostycką filozofią, późnymi legendami i niedorzecznościami. Nie znajdziemy w nich prawie niczego, co pozwoliłoby lepiej poznać nauki i osobę historycznego Jezusa. I nic dziwnego, gdyż powstały przynajmniej wiek później, a nawet więcej niż Nowy Testament. Ewangelia Judasza jest jedną z tych gnostyckich ewangelii. trupa, a kto znalazł trupa, świat nie jest go wart”. 98 Rzekł Jezus: „Królestwo Ojca podobne jest do człowieka pragnącego zabić możnego pana. Wydobył miecz w swym domu i wbił go w ścianę, aby poznać, czy jego ręka będzie silna. Wówczas zabił możnego pana”. Sodomitów, Ezawa, Koracha i Judasza.4 Od Kaina wzięli swoją nazwę, a Judasza uczynili bohaterem, głosząc, że bez jego pomocy Jezus poniósłby fiasko. Ewangelia Judasza zaprzecza sprawozdaniu Mateusza, Marka, Łukasza i Jana. Czy to oznacza, że należy bezkrytycznie przyjąć jej relację jako prawdę? Nie, gdyż Ewangelie kanoniczne powstały w I wieku, gdy żyli jeszcze naoczni świadkowie opisanych wydarzeń, a ich także mają za sobą tysiące dowodów prawdomówności, podczas gdy ewangelie gnostyków powstały znacznie później i zawierają legendy i niedorzeczności. Jezus, według Ewangelii Judasza, postawił Judasza wyżej od pozostałych apostołów, podczas gdy w Ewangeliach kanonicznych czytamy, że nazwał go „synem zatracenia” (J 17:12). Apostoł Jan napisał, że Judasz był „złodziejem”, który podkradał pieniądze z kasy na ubogich (J 12:6). Judasz zdradził Jezusa, wydając go arcykapłanom za 30 srebrników, działając z inspiracji diabła, a nie Jezusa (J 13:2.27). Ktoś mógłby powiedzieć, że sądząc po owocach - kwestionowanie dzieła zbawienia i wiarygodności Nowego Testamentu - gnostycy ulegli temu samemu duchowi, zwłaszcza że Ewangelia Judasza kwestionuje nowotestamentową naukę o tym, iż Syn Boży przyszedł w ciele ludzkim, co apostoł Jan uważał za dowód zwiedzenia: „Po tym poznawajcie Ducha Bożego: Wszelki duch, który wyznaje, że EWANGELIA JUDASZA A BIBLIA cz.2 G nostyków można porównać do dzisiejszego ruchu New Age. Jedni i drudzy posługiwali się chrześcijańską terminologią i odnosili się z szacunkiem do Jezusa Chrystusa, ale jednocześnie praktykowali ezoteryzm i czerpali poglądy ze wschodnich religii. Wielu gnostyków uważało się za chrześcijan. Dziś jest podobnie, gdy chodzi o zwolenników ruchu New Age, który ma swe korzenie w religiach rys. Arkadiusz Gacparski 1. Ewangelia wg Filipa, 23. 2. Gregory Boyd, Jesus Under Siege, s. 118. 3. Ewangelia wg Tomasza, 77. 4. Ireneusz, Przeciwko herezjom, 31:1-2, Hipolit, Przeciw wszystkim herezjom, 8:20, Epifaniusz, Panarion, 38, 2:4. 5. Ireneusz, Przeciwko herezjom, 31:1-2 6. Euzebiusz z Cezarei, Historia Kościoła, 3, 25:4-7. 7. Listę 27 ksiąg Nowego Testamentu znaleźć można w pismach Euzebiusza z Cezarei (260-340), a także Liście Atanazjusza do kościoła w Aleksandrii z 367 roku. Przypisy: Alfred Palla Podsumowanie Popularność pism gnostyckich wiele zawdzięcza wpływowi ezoteryzmu i relatywizmu na obecne narcystyczne pokolenie. Gnostycy byli podobni w swej orientacji - w sobie samych upatrywali boskości, mądrości, zbawienia, odrzucając boskość Chrystusa i chrześcijańskie absoluty. Wyjaśnia to sceptycyzm liberalnych teologów oraz konspiracyjne teorie zwolenników ezoteryzmu wobec kanonicznych ewangelii i boskości Chrystusa, przy jednoczesnym forowaniu ewangelii gnostycznych. Ewangelie gnostyków nie znalazły się w kanonie Nowego Testamentu nie dlatego, że tak zarządził Kościół, ale dlatego, że nie mogły spełnić kryteriów stawianych wobec pism nowotestamentowych. Na czym one polegały? Po pierwsze, treść musiała się opierać na relacji naocznych świadków, a więc ich autorem musiał być apostoł lub jego uczeń, co wykluczyło wszystkie ewangelie gnostyków, ponieważ powstały zbyt późno, aby ich autorami mogli być ci, których imiona noszą (np. Judasz, Tomasz, Filip, Piotr, Maria Magdalena). Po drugie, musiały być w zgodzie ze Starym Testamentem, naukami Chrystusa i apostołów, tymczasem ewangelie gnostyków są zabarwione pogańską mitologią, filozofią i religią, która jest obca Pismu Świętemu. Po trzecie, powinny wydawać dobre owoce w życiu wierzących i Kościoła. Po czwarte, musiały mieć szeroką akceptację ze strony kościołów chrześcijańskich na całym świecie.6 Intrygującym fenomenem jest to, że większość ksiąg, które tworzą kanon Nowego Testamentu, już w pierwszych dwóch wiekach cieszyła się akceptacją wśród kościołów rozsianych od Wielkiej Brytanii po Mezopotamię i od Egiptu po Macedonię, co samo w sobie jest rzeczą niezwykłą, zważywszy zróżnicowanie geograficzne i kulturowe ich czytelników.7 Kanon Pisma Świętego nie był arbitralnym wyborem jakiegoś jednego człowieka czy soboru, jak to naiwnie ukazują autorzy konspiracyjnych teorii. Kanon był rezultatem autorytetu, jaki niektóre pisma wyrobiły sobie w ciągu wieków. Tak synod rabinów w Jamni w I wieku n.e. w sprawie kanonu starotestamentowego, jak i sobory chrześcijańskie w Laodycei (363 r.) i w Kartaginie (397 r.) w sprawie kanonu nowotestamentowego nie obdarzyły ksiąg biblijnych innym autorytetem poza tym, jaki miały wśród wierzących od wieków. Jezus Chrystus przyszedł w ciele, z Boga jest. Wszelki zaś duch, który nie wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, nie jest z Boga. Jest to duch antychrysta, o którym słyszeliście, że ma przyjść, i teraz już jest na świecie.” (1J 4:2-3). Nic dziwnego, że chrześcijanie uważali w pierwszych wiekach Ewangelię Judasza za próbę zafałszowania prawdy. Dziś, mając do dyspozycji jej tekst, możemy się przekonać o prawdziwości tej oceny, pozostawionej w II wieku przez Ireneusza z Lyonu w jego dziele pt. Przeciwko herezjom.5 Ewangelia Judasza jest typowym dla gnostyków eklektycznym pismem, w którym chrześcijańska terminologia została wymieszana z ideami zaczerpniętymi z greckiej mitologii i wschodnich religii. Nie wnosi ona niczego nowego w wizerunek Chrystusa ani w opis Jego ostatnich godzin życia. Pozwala natomiast lepiej poznać przekonania gnostyków, którzy ją napisali. Niemniej roszczenia dotyczące wagi tego znaleziska dla obrazu wczesnego chrześcijaństwa czy ostatnich dni Jezusa należy uznać za niedorzeczne. Chrześcijanie dobrze uczynią, pokładając ufność w Nowym Testamencie, a tym, którzy odrzucają jego autorytet, egzaltując się pismami gnostyków czy propagując rozmaite konspiracyjne teorie skierowane przeciwko autorytetowi Nowego Testamentu, jak to czyni Dan Brown, warto przypomnieć słowa Jezusa skierowane do sceptyków żyjących w Jego czasach: „Błądzicie, nie znając Pism ani mocy Bożej.” (Mt 22:29). 4 dla naszej gazety STANISŁAW MICHALKIEWICZ eksploatowana i politycznie, i ideologicznie, i pod każdym innym względem, więc razwiedka, jeśli się jeszcze w to nie włączyła, to na pewno się włączy. P.Ch.: W jednym z ostatnich felietonów przypomniał Pan o księżach „patriotach”. Już Andrzej Gwiazda, kiedy wspomina rok 80., wskazuje na część duchowieństwa jako na przeszkodę mówienia już wtedy prawdy o Wałęsie. Twierdzi, że gdyby wtedy powiedzieli, kim jest Wałęsa, z ambon całej Polski popłynęłyby oskarżenia o małych, zazdrosnych ludziach atakujących Bohatera. Do dzisiaj księża „patrioci” nie zostali zdemaskowani. Dalej kościół katolicki wywiera oprócz mediów główny wpływ na myślenie Polaków, na tresurę, o której Pan wspomniał. Dlaczego według Pana nadal nie następuje oczyszczenie szeregów duchowieństwa katolickiego z agentów? S.M.: Nie tylko katolickiego, innych też. Co do tego, o czym mówił Pan Andrzej Gwiazda – wydaje mi się, że część księży mogła to robić w dobrej wierze. Nie przyszło im do głowy, że Wałęsa może być w ten sposób manipulowany czy wykorzystywany. Oni autentycznie mogliby wyrażać oburzenie na tego rodzaju informacje. Specjalnie się im nie dziwię, bo przy takiej legendzie martyrologicznej, jaka została stworzona – częściowo przecież autentycznej – to o łatwowierność nie było wcale trudno. Natomiast teraz takie postawy muszą dziwić. Jeśli się je spotyka i gdy ktoś na przykład piętnuje Krzysztofa Wyszkowskiego, Gwiazdę i inne osoby, które po prostu mówią prawdę – nie demonizują specjalnie Wałęsy, ale też nie kucają przed nim – to budzi zdziwienie i nasuwa podejrzenia o jakąś solidarność łajdacką. Ostatnie posunięcia lustracyjne Kościoła Katolickiego polegające na tworzeniu różnych komisji, których celem jest, jak przypuszczam, utrudnienie czy uniemożliwienie dostępu innym osobom do dokumentów, które kompromitują pewne postacie z „towarzystwa”, jest próbą zablokowania poznania prawdy. Niestety patronują tym wysiłkom różni wysoko postawieni hierarchowie, na przykład w Lublinie JE abp Życiński. Czy to jest efektem poważnego ostrzeżenia, jakim było ujawnienie sprawy Ojca Hejmo. Przypominam, że to się stało zaraz po pogrzebie Papieża, więc mógł to być taki sygnał. Dlaczego Prezes Kieres wziął w tym udział, to wymaga szczegółowego, oddzielnego wyjaśnienia. Było to więc pokazanie – pierwsze poważne ostrzeżenie pod adresem tej części duchowieństwa, która może się obawiać lustracji – że tu nie ma żartów. Pokazujemy wam, że naprawdę mamy komplematy i że nie jest bezpiecznie. Stąd też myślę, że część duchowieństwa bierze udział w nagonce na Radio Maryja i „włącza” się w różne takie medialne przedsięwzięcia. Zresztą jeden z biskupów niemalże powiedział, że „palił, ale się nie zaciągał”, w związku z tym takie podejrzenia nie są pozbawione podstaw. Zobaczymy, czy działalność tych komisji będzie przynosiła jakieś efekty lustracyjne – na razie nie przyniosła żadnych. Mam tu na myśli najwcześniej utworzoną komisję w Lublinie. W listopadzie 2004 ujawniłem agenturalny epizod prof. Kłoczowskiego, na początku 2005 powstała wzmiankowana komisja i mamy 2006 rok, a tu ani śladu, ani słówka... Jak tak dalej pójdzie, podejrzenia o to, że jest to tylko zablokowanie dostępu do dokumentów, okażą się całkowicie uzasadnione. P.Ch.: Kto tym steruje? S.M.: To dobre pytanie. Ja takich rzeczy nie wiem. Gdybym wiedział, to bym za dużo wiedział. P.Ch.: Dzięki temu jeszcze Pan żyje... (śmiech). c.d. ze str. 1 Ludzie są bardzo twórczy w wynajdowaniu sprzecznych z Bożym zamierzeniem form kultu. Nawet najlepsze Boże dary potrafią przekształcić w bałwochwalczy kult. Stało się tak przykładowo z miedzianym wężem, który kiedyś w historii Izraela spełnił ważną rolę w uratowaniu go od plagi jadowitych węży powodującej śmierć. Bóg kazał Widzimy więc, że kapłani starego, żydowskiego porządku musieli sami za siebie codziennie składać ofiary, a do budynku ziemskiej świątyni wchodzili z cudzą krwią ofiarną. Jezus zmienił ten stan rzeczy: jako bezgrzeszny Bóg Syn nie musiał sam siebie oczyszczać i mógł swoją, a nie cudzą krwią zadośćuczynić Bogu Ojcu za grzechy świata. Ważna uwaga! Jezus złożył tę ofiarę jeden raz i to wystarczyło. System składanych przez ludzi ofiar za grzechy został w ten sposób raz na zawsze anulowany przez samego Boga. A każdy kapłan sprawuje codziennie swoją służbę i składa wiele razy te same ofiary, które nie mogą w ogóle zgładzić grzechów; Lecz gdy On złożył raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, usiadł po prawicy Bożej (Hebr. 10:11-12) Do kapłanów należało więc składanie Bogu ofiar przebłagalnych za grzechy ludzi. Najpierw musieli oni sami dokonać swego rytualnego oczyszczenia, a potem mogli w imieniu ludu zabijać na ofiarę niewinne baranki bez skazy za grzechy innych i wnosić ich krew do budynku świątyni. Oto jak Bóg porównuje ten aspekt nowego i starego kapłaństwa: Takiego to przystało nam mieć arcykapłana (...), który nie musi codziennie, jak inni arcykapłani, składać ofiar najpierw za własne grzechy, następnie za grzechy ludu; uczynił to bowiem raz na zawsze, gdy ofiarował samego siebie. (Hebr. 7:26-27) Albowiem Chrystus nie wszedł do świątyni zbudowanej rękami, która jest odbiciem prawdziwej, ale do samego nieba, aby się wstawiać teraz za nami przed obliczem Boga; I nie dlatego, żeby wielekroć ofiarować samego siebie, podobnie jak arcykapłan wchodzi do świątyni co roku z cudzą krwią, gdyż w takim razie musiałby cierpieć wiele razy od początku świata; ale obecnie objawił się On jeden raz u schyłku wieków dla zgładzenia grzechu przez ofiarowanie samego siebie. (Hebr. 9:24-26) Izraelici zostali też jasno poinstruowani, że tylko przez przelanie krwi mogą oczyścić się z grzechu: A według zakonu niemal wszystko bywa oczyszczane krwią, i bez rozlania krwi nie ma odpuszczenia. (Hebr. 9:22) pierwszy zrozumieć grzeszność człowieka, jego niezdolność do samodzielnego sprostania bożym wymaganiom: ...Przecież nie poznałbym grzechu, gdyby nie zakon (przykazania moralne). (Rzym. 7:7) UWAGA!!! FAŁSZYWI KAPŁANI c.d. ze str. 1 13 Sprawa jest więc prosta – jeśli spotkasz na swej drodze osoby utrzymujące, że mogą dla Ciebie złożyć Bogu ofiarę za grzechy Twoje lub Twoich bliskich lub że są pośrednikami między Tobą a Bogiem, możesz być pewien, że napotkałeś na fałszywych kapłanów. O ile pośrednictwo i składanie ofiar w imieniu ludu było usprawiedliwione wśród Żydów do czasu przyjścia Jezusa, który stał się jedynym prawdziwym kapłanem-pośrednikiem i który Swoją Krew wylał za nas, o tyle teraz jest to już tylko żałosna imitacja zdezaktualizowanej religii mojżeszowej (Hebr. 8:13). Nasza reakcja wobec takich ludzi powinna być zgodna z zaleceniem Jezusa z Ew. Mateusza zacytowanym na początku tego artykułu. Oto jeszcze inne cechy nowego kapłaństwa wg porządku Melchisedeka: Podobnie jest z Ofiarą Jezusa złożoną raz na zawsze dla zgładzenia kary za nasze grzechy. Bóg przewidział, że złakniony znaków i rytuałów lud oraz niepotrzebna w Nowym Przymierzu kasta kapłanów będą usilnie starać się, by przynajmniej częściowo powrócić do systemu lud-kapłan-Bóg, gdzie pośrednicy będą jeśli nie składali, to przynajmniej powtarzali lub „uobecniali” jedyną Ofiarę Jezusa. Dał więc w Swoim Słowie mocny odpór tej pokusie: Albowiem jedną ofiarą uczynił na zawsze doskonałymi tych, którzy są uświęceni.(...) Dodaje: A grzechów ich i ich nieprawości nie wspomnę więcej. Gdzie zaś jest ich odpuszczenie, tam nie ma już ofiary za grzech. (Hebr. 10:14,17-18) oraz: Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus. (1 Tym. 2:5) Jak dalej potoczyły się losy tej rzeźby? On to zniósł świątynki na wyżynach, potrzaskał słupy i rozkruszył węża miedzianego, którego sporządził Mojżesz; do tego bowiem czasu synowie izraelscy spalali mu kadzidło, nazywając go Nechusztan. (2 Król. 18:4) sporządzić go Mojżeszowi, by każdy, kto nań spojrzy, został uratowany od śmierci spowodowanej grzechem: Od góry Hor wyruszyli potem ku Morzu Czerwonemu, aby obejść ziemię Edom. Lecz lud zniecierpliwił się w drodze. I zaczął lud mówić przeciw Bogu i przeciw Mojżeszowi: Po co wyprowadziliście nas z Egiptu, czy po to, abyśmy pomarli na pustyni? Gdyż nie mamy chleba ani wody i zbrzydł nam ten nędzny pokarm. Wtedy zesłał Pan na lud jadowite węże, które kąsały lud, i wielu z Izraela pomarło. Przyszedł więc lud do Mojżesza i rzekli: Zgrzeszyliśmy, bo mówiliśmy przeciwko Panu i przeciwko tobie; módl się do Pana, żeby oddalił od nas te węże. I modlił się Mojżesz za lud. I rzekł Pan do Mojżesza: Zrób sobie węża i osadź go na drzewcu. I stanie się, że każdy ukąszony, który spojrzy na niego, będzie żył. I zrobił Mojżesz miedzianego węża, i osadził go na drzewcu. A jeśli wąż ukąsił człowieka, a ten spojrzał na miedzianego węża, pozostawał przy życiu. (4 Moj. 21:4-9) Jezus, jedyny prawdziwy kapłan teraźniejszego czasu, chce wprowadzić Cię w Nowe Przymierze z Bogiem, gdzie ratunek od kary za Twoje grzechy otrzymujesz jako wieczny prezent nabyty Jego bezcenną Krwią. Wie, że żyjesz w otoczeniu wielu fałszywych ideologii i kapłanów-uzurpatorów. Dał Ci jednak rozum i Swoje Słowo, byś mógł rozpoznać Prawdę i pójść za nią. Twój los spoczywa więc w Twoim ręku... 4. Stan duchowy wyznawców: Prawa moje włożę w ich umysły i na sercach ich wypiszę je, I będę im Bogiem, A oni będą mi ludem. I nikt nie będzie uczył swego ziomka Ani też swego brata, mówiąc: Poznaj Pana, Bo wszyscy mnie znać będą Od najmniejszego aż do największego z nich. Gdyż łaskawy będę na nieprawości ich, A grzechów ich nie wspomnę więcej. (Hebr. 8:10-12) ...nie może w żadnym razie przez te same ofiary, nieprzerwanie składane rok w rok, przywieść do doskonałości tych, którzy z nimi przychodzą. Bo czyż nie zaprzestanoby ich składać, gdyby ci, co je składają, nie mieli już żadnej świadomości grzechów, gdy raz zostali oczyszczeni? Przeciwnie, one właśnie przywodzą na pamięć grzechy co roku. (Hebr. 10:1-3) 3. Aktualne zajęcie Ale Ten sprawuje kapłaństwo nieprzechodnie, ponieważ trwa na wieki. Dlatego też może zbawić na zawsze tych, którzy przez niego przystępują do Boga, bo żyje zawsze, aby się wstawiać za nimi. (Hebr. 7:24-25) Który nie musi codziennie, jak inni arcykapłani, składać ofiar najpierw za własne grzechy, następnie za grzechy ludu; (Hebr. 7:27) A każdy kapłan sprawuje codziennie swoją służbę i składa wiele razy te same ofiary, które nie mogą w ogóle zgładzić grzechów; Lecz gdy On złożył raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, usiadł po prawicy Bożej, (Hebr. 10:11-12) Tych, którzy do Niego przychodzą, zbawia na zawsze i stale wstawia się za nimi – sami są grzeszni, a ich ofiary są bezużyteczne. 2. Świątynia Bóg, który stworzył świat i wszystko, co na nim, Ten, będąc Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach ręką zbudowanych (Dz.Ap. 17:24) Lecz Chrystus, który się zjawił jako arcykapłan dóbr przyszłych, wszedł przez większy i doskonalszy przybytek, nie ręką zbudowany, to jest nie z tego stworzonego świata pochodzący. (Hebr. 9:11) Wszedł do świątyni niebieskiej – wchodzą do budowli ludzkich zwanych świątyniami. 1. Liczba Tamtych kapłanów było więcej, gdyż śmierć nie pozwalała im pozostawać w urzędzie Ale Ten sprawuje kapłaństwo nieprzechodnie, ponieważ trwa na wieki. (Hebr. 7:23-24) Jeden na zawsze – wielu śmiertelnych WALDENSI Nazwa waldensów pochodzi od nazwiska pewnego kupca z Lyonu, który nazywał się Valdes i podobno miał na imię Piotr. Był zamożnym człowiekiem, który zapragnął żyć w sposób podobający się Bogu. Kiedy zapytał pewnego teologa, co ma robić, ten miał mu zacytować słowa Jezusa: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za mną” (Ew. Łukasza 19:21), a on zaczął żyć według nich. Sprzedał swój majątek, zapewnił utrzymanie żonie i córkom, a sam zaczął żyć w ubóstwie i wspomagać pieniędzmi biednych. Podczas wielkiego głodu, który dotknął Lyon w roku 1176 prowadził dla nich kuchnię.1 Zaczął też myśleć o tym, jak powstrzymać szerzenie się nauki katarów i szybko stało się to jego głównym celem. Katarscy kaznodzieje powoływali się na Pismo Święte, było więc rzeczą oczywistą, że aby podjąć z nimi dyskusję, trzeba je dobrze poznać. W tym celu Valdes sfinansował2 przetłumaczenie dużej części Nowego Testamentu na miejscowy dialekt i zaczął go studiować. W rezultacie - jak to opisuje późniejszy dokument inkwizycji – Grzesząc pychą ośmielił się głosić Ewangelię na ulicach i placach, posługując się licznymi wspólnikami, których tam posyłał.3 Tych wspólników przybywało mu bardzo szybko nie tylko w Lyonie. W nauczaniu starali się opierać tylko na Piśmie Świętym, chociaż nie zawsze rozumieli je prawidłowo. Valdes uważał się za katolika4 i jego zamiarem było jedynie wspomóc katolicyzm w walce z katarami. Nie rozumiał, że rozpoczynając działalność kaznodziejską wśród ludzi świeckich, wystąpił przeciwko niemu. Jeśli ludzie mogą samodzielnie studiować Pismo Święte i udzielać sobie nawzajem nauk, to szczególna pozycja katolickiego kapłana nie ma żadnego uzasadnienia. Jeśli w Piśmie Bóg zawarł wszystkie wiadomości, które są potrzebne, by prowadzić pobożne życie, to katolicki Urząd Nauczycielski nie ma racji bytu. Początkowo zwolennicy Valdesa nie występowali przeciwko żadnym katolickim dogmatom. Wydawało się im też, że nie występują przeciwko kompetencjom hierarchii – chcieli zastępować tylko skorumpowanych księży.5 Hierarchowie rozumieli jednak dobrze, jakie są konsekwencje stanowiska Valdesa. Zdawali sobie też sprawę, że nie można dopuścić, by owce My nie niszczymy naszych wrogów; my ich zmieniamy. George Orwell – „Rok 1984” cz.9 podkreślić, że pomimo swego zdecydowanie negatywnego stanowiska wobec katarów waldensi zawsze byli przeciwni stosowaniu wobec nich przemocy. Podczas krucjat pustoszących Langwedocję w latach 1209-29 stosunkowo rzadko byli obiektem prześladowań. Wiadomo o spaleniu wówczas w miejscowości Rouergue siedmiu waldensów.12 Głównego wroga katolicyzm upatrywał w katarach, którzy byli znacznie liczniejsi i utworzyli już strukturę organizacyjną bardzo podobną do katolickiej. 1 3 Systematyczne prześladowania waldensów przez inkwizycję papieską zaczęły się dopiero w latach trzydziestych XIII wieku i zmusiły ich do rezygnacji z otwartego działania.14 Zwykli wierni zaczęli udawać katolików, uczestniczyli w katolickich nabożeństwach, a kaznodzieje ukrywali się i najczęściej spotykali z wyznawcami nocą. Życie w kłamstwie pozwalało często uniknąć represji, ale paczyło charaktery i, jak sądzę, powodowało narastanie zwyrodnień w nauce. Sukces waldensów, podobnie jak katarów, miał dwie główne przyczyny. Jedną była dobra, w porównaniu do katolickiego duchowieństwa, znajomość Pisma Świętego. Popełniali niekiedy poważne błędy w jego interpretacji. Katolickie relacje przedstawiają ich jako głupich i n iewykszta łcon ych wygłaszających bezładne kazania.15 Z pewnością byli i tacy, ale warto zauważyć, że podejmowali polemikę z katarami, a często przeciętny ksiądz, a nawet biskup, nie był w stanie tego dokonać.16 Drugą był ich pełen wyrzeczeń tryb życia, który wzbudzał do nich powszechny szacunek i był dla wielu powodem, by brać ich naukę poważnie. Durand z Huesca tak opisał cel i metodę ruchu: „Aby naszych myśli nie krępowała miłość do bogactwa, z łaską Boską celem naszym uczyniliśmy oddanie się modlitwie i głoszeniu kazań; zgodnie z nakazem Pana jako robotnicy wysłani po zebranie plonów, czyli jako kaznodzieje posłani między lud: postanowiliśmy zachęcić do pokuty i zawrócić ludzi do prakościoła, kontynuując dzieło zlecone przez Pana siedemdziesięciu uczniom.” 17 Waldensi bardzo gorliwie pragnęli dostosowania swego życia do nakazów Pisma Świętego. Nie zauważali w nim jednak tego, że usprawiedliwionym można być tylko na podstawie wiary, nigdy z uczynków. Kiedy dyskutowali problem, czy Valdes jest zbawiony, część z nich stwierdziła, że jest w raju, jeśli zadośćuczynił Bogu za popełnione grzechy.18 Nie ustrzegli się też innych błędów i przesady. Opis rozesłania przez Jezusa siedemdziesięciu uczniów uznali za wzór działalności kaznodziejskiej obowiązujący zawsze i z uporem kopiowali. Wędrowali, głosząc kazania dwójkami, ponieważ Jezus „wysłał ich po dwóch” (Ewangelia Łukasza 10;1) i zgodnie z Jego słowami: „nie noście ze sobą trzosa ani torby, ani 12 12 decydowały o tym, kto może być ich pasterzem. Sprawa waldensów była dla katolicyzmu poważnym problemem. Rozpatrywano ją na III soborze laterańskim (1179 rok). Angielski ksiądz Walter Map, referując ojcom soborowym wyniki swoich badań nad nimi, stwierdził: „Nie mają oni stałego miejsca zamieszkania, wędrują boso, po dwóch, ubrani w wełniane szaty. Niczego nie posiadają, a wszystko, co mają, wspólnie użytkują, tak jak apostołowie, idąc nadzy śladami nagiego Chrystusa. Rozpoczynają teraz swoją działalność drogą skrajnej pokory, albowiem nie mogą się nigdzie zahaczyć, ale gdybyśmy ich przyjęli, to oni by nas wyrzucili”.6 Konflikt nieuchronnie się zbliżał, ale początkowo papież Aleksander III próbował półśrodków. Wezwał Valdesa na sobór, wyraził uznanie dla jego gorliwości, uściskał i zabronił głoszenia kazań, jeśli nie będzie to mile widziane przez miejscowych księży. Stosunek miejscowego duchowieństwa do waldensów był zdecydowanie negatywny, oznaczało to w praktyce całkowity zakaz nauczania7 . Waldensi nie podporządkowali mu się, dlatego biskup Jeanne de Bellesmains będący też feudalnym panem Lyonu ekskomunikował ich i wypędził z miasta. W roku 1184 papież Lucjusz III wydał bullę Ab abolendam, w której obok katarów, humiliatów, zwolenników Arnolda z Brescii wyklął też ubogich z Lyonu, zobowiązał w niej biskupów do ścigania i karania ich.8 Przez długi czas najsurowszą formą represji było wypędzenie heretyka z miejsca zamieszkania, co sprzyjało rozwojowi ruchu, z czasem rozszerzył się on na całą Langwedocję, Lombardię, Niemcy, Austrię i Czechy.9 Waldensi cieszyli się sympatią ludności, a nawet niższego duchowieństwa.10 Działali nadal jawnie, a zwalczanie nauki katarów było w dalszym ciągu ich głównym celem. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XII wieku Durand z Huesca – katolicki ksiądz, który stał się bliskim współpracownikiem Valdesa napisał książkę Liber antiheresis, w której starał się wykazać fałszywość ich nauki w oparciu o Pismo Święte. Stwierdził też w niej, że Valdes otrzymał powołanie do pracy kaznodziejskiej bezpośrednio od Boga, więc nikt nie może mu tego zakazać. Tylko tym twierdzeniem Durand występował przeciwko katolicyzmowi.11 Jest ironią losu, że waldensi, zawsze zwalczający katarów, zostali ostatecznie jako „albigensi” wrzuceni z nimi do jednego worka. Czy, mówiąc mniej metaforycznie, w ten sam ogień. Katolicyzm, jak się zdaje, starał się utożsamić te dwa ruchy. Już bulla Ab abolendam wymienia je jednym tchem. Później ukuto termin „albigensi”, którym określono wszystkich działających w Langwedocji heretyków, jak gdyby niczym się między sobą nie różnili. W ten sposób antyspołeczne i antychrześcijańskie nauczanie katarów można było przypisać wszystkim. Warto 1 Malcolm Lambert – Malcolm Lambert, „Herezje Średniowieczne” – Wyd. Marabut Gdańsk – Warszawa 2002, str.100. 2 Podobno wynagrodzeniem dla tłumaczy był piec do pieczenia chleba - Adolf Holl, „Heretycy”, Wydawnictwo Ureus, Gdynia 1994., str. 193. 3 Adolf Holl Adolf Holl, op. cit., str.28. 4 W roku 1180 na soborze diecezjalnym w Lyonie podpisał katolickie wyznanie wiary Malcolm Lambert –op. cit., str.102. 5 Adolf Holl –op. cit., str.191. 6 Jan Wierusz – Kowalski,„Chrześcijaństwo średniowieczne XI – XIV wiek”, KAW Warszawa 1985,,, str. 97 7 Malcolm Lambert –op. cit., str.102. 8 Malcolm Lambert –op. cit., str.108 –109. 9 W XIV wieku waldensi pojawili się na Pomorzu Zachodnim i Dolnym Śląsku, w okolicach Świdnicy - Malcolm Lambert –op. cit., str. 220. 10 Malcolm Lambert –op. cit., str.109. 11 Malcolm Lambert –op. cit., str.114 – 115. 12 Malcolm Lambert –op. cit., str.225. 13 Na terenie Langwedocji istniały cztery diecezje katarskie, których stolicami były: Albi, Tuluza, Carcassonne i Agen - Adolf Holl –op. cit., str.172. 14 Malcolm Lambert –op. cit., str.227. 15 Malcolm Lambert –op. cit., str.103. 16 Rino Cammileri,”Prawdziwa historia inkwizycji”, Wydawnictwo Salwator Kraków 2005, str. 33. 17 Adolf Holl –op. cit., str.29. 18 Malcolm Lambert –op. cit., str.138. 19 Żyjący w tych czasach Franciszek z Asyżu zalecał: „Powinniśmy żywić nienawiść do naszych ciał obciążonych ich zdrożnościami i grzechami” - Adolf Holl, op. cit., str. 287. Przypisy: sandałów” (Ew. Łukasza 10;4) nie robili nic, by zapewnić sobie byt. Valdes uznał, prawdopodobnie na podstawie nakazu: „W tym domu zostańcie jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę.” (Ew. Łukasza 10;7), że kaznodzieja nie może pracować i musi utrzymywać się z datków słuchaczy. Fakt, że misje apostołów opisane w Dziejach Apostolskich wyglądały inaczej, jakoś ich nie zastanawiał. Ludzie zawsze mają skłonność, by pewnym postawom czy działaniom przyznawać większą wartość, niż one rzeczywiście posiadają. W naszych czasach takim fetyszem jest na przykład tolerancja. W średniowieczu była nim asceza, „modna” tak w katolicyzmie,19 jak i poza nim. Człowiek żyjący w ubóstwie czy zadający sobie cierpienie, niemal u wszystkich wzbudzał podziw, a jego słów słuchano z zaufaniem. W dziwny sposób uznano w tych czasach, że szczególnie miłe Bogu jest ubóstwo połączone z żebractwem. Prawdziwie „święty mąż” nie powinien plamić się pracą zarobkową. Nie sposób było zwalczyć tego przekonania, odwołując się do argumentów biblijnych. Apostoł Paweł na przykład zarabiał na swoje utrzymanie, szyjąc namioty (Dzieje Ap. 18:3) i napisał słowa: „Kto nie chce pracować, niech też nie je!” (2Tes. 3:10). Nie pomagał argument zdroworozsądkowy, że „świątobliwi” żebracy zabierają pieniądze tym, którzy rzeczywiście nie mogą zarobić na swoje utrzymanie. Księża, występujący przeciwko takiemu pasożytnictwu wśród katolików, mogli zostać oskarżeni o herezję. Cdn. Piotr Setkowicz [email protected] ĘDZIOWIE MYŚLI - Z DZIEJÓW INKWIZYCJI KOŚCIÓŁ NOWEGO PRZYMIERZA W LUBLINIE cena: roczna — 30 zł ( w tym koszty przesyłki) przyjmujemy zgłoszenia listowne i e-mailowe, realizacja po dokonaniu wpłaty na podane wyżej konto bankowe. pomnożona przez 1 zł; plus koszt wysyłki 2 zł. Dostępne także na stronie www.knp.lublin.pl EGZEMPLARZE Wszystkie dotychczas wydane numery można zamawiać w ARCHIWALNE: ten sam sposób jak prenumeratę. Opłata: ilość egzemplarzy PRENUMERATA: STRONA INTERNETOWA: www.podprad.knp.lublin.pl NR KONTA: PKO BP O/1 Krosno 81 1020 2964 0000 6502 0045 8331 TELEFON: 0693 549 841 e-mail: [email protected] 20-807 Lublin, ul. Czeremchowa 12/19 ADRES DO KORESPONDENCJI: Anna Kopeć, Anna i Michał Fałkowie, Wiesława Gazda, Urszula i ZESPÓŁ Andrzej Hamerowie, Marzena Chojecka, Paweł Machała, Piotr REDAKCYJNY: Setkowicz, Renata Kłosowicz. REDAKTOR NACZELNY: Paweł Chojecki W Y D A W C A: U 5 Natalia Dueholm licą Krzywą szła demonstracja homoseksualistów, zwana paradą równości i tolerancji domagająca się adopcji dzieci i uznania tzw. małżeństw homoseksualnych. Ulicą Cichą szli za to impotenci z hasłem: Impotenci też klienci domagający się refundacji viagry. Trzecią ulicą szli organizatorzy parady Czas na relaks z hasłem: Onanizm wzmacnia organizm, żądający legalizacji pornografii. Wszyscy spotkali się na dużym placu w centrum miasta. Niektórym zdawało się, że to plac Wolności. Taki podobny plac wolności z paradami różności już mamy, a na nim spotykają się ci, którzy demonstrowanie wykorzystania zawartości majtek dziwacznie ubrali w szaty wolności i demokracji. Czym bardziej to wykorzystanie urozmaicone, tym więcej ma być tej wolności, a zarazem więcej równości. Bo w demokracji wszystkie fantazje seksualne mają prawo (a może i obowiązek?) wyjść na ulicę w imię seksrówności. To, co prywatne i intymne, musi być manifestowane i stać się publiczne w imię wolności słowa. A potem bazą do kierowania roszczeń, z którymi wszyscy mają się zgodzić i które wszyscy mają sfinansować. Kategoria tzw. seksualnej orientacji staje się w ten sprytny sposób kategorią polityczną, nie tylko bazą do roszczeń, ale do budowania swojego elektoratu. Głosujemy na tych, którzy mają te same fantazje seksualne. Kategoria homo sapiens nie jest wystarczająca (homo jest krótsze i właściwie czemu nie?). Nie liczy się zawartość mózgu i serca (moralność!?), ale sposób wykorzystania organów, i już nie tylko tych reprodukcyjnych, zwykle ukrytych w majtkach. Prawdziwi bojownicy wolności i demokracji nie boją się ani nie wstydzą pokazać w takich paradach. A parad takich coraz więcej. Takie to jednak niesprawiedliwe społecznie, że w paradzie impotentów nie będzie zbyt wielu prominentnych bojowników o wolność, a media obstawią głównie paradę bezbiustonoszowych feministek łączących się z lesbijkami w jedność pod czerwonymi sztandarami. Otrzymujemy sygnały do Czytelników o trudnościach z zakupem naszej gazety. Informujemy, że w każdym kiosku obsługiwanym przez Ruch lub Kolporter można zażyczyć sobie sprowadzanie naszej gazety na indywidualne zamówienie. Lista wybranych punktów sprzedaży znajduje się na naszej stronie internetowej. Oto jej fragment: Kołobrzeg: ul. Mariacka Szczecin: ul. Reymonta Słupsk: Garncarska, Lębork: Staromiejska Szczecinek: ul. Połczyńska Człuchów: ul Długosza Goleniów: pl. Lotników Warszawa: ul. Puławska 114 (księg.) Warszawa tel. 0508480501; e-mail: [email protected] Radom tel. 0609712329; e-mail: [email protected] Rzeszów tel. 0603934396; e-mail: [email protected] Koszalin mail: [email protected] (niekoniecznie z naszego kościoła): kontaktów z osobami spoza Lublina myślącymi podobnie jak my w sprawach duchowych i społecznopolitycznych Gdzie kupić „iPP”? Lista korytarzu szkolnym. To wypacza charakter dzieci, które zamiast uczyć się wytrwałości w pracy, uczą się jak od niej uciekać. 3. Dzieci są zmuszane do tego, by w tym samym czasie przyswoić ten sam materiał niezależnie od ich możliwości. Dodatkowo stresowane są oceną. Skutkiem tego dzieci uczą się dla ocen, a nie dla siebie. Oparty na wadliwych założeniach system szkolny powoduje często u dzieci nerwice, gdyż za wcześnie stawia im się zbyt duże wymagania. Dla pierwszoklasisty siedzenie w ławce 45 min. to tortura i gwałt na jego naturalnych możliwościach i skłonnościach. Najważniejszą jednak dla mnie sprawą jest to, że szkoła nie jest w stanie wychować mojego dziecka. To rodzic powinien być autorytetem, który przekaże swoim dzieciom światopogląd i wartości, w których chce, by trwały. Edukacja domowa w najlepszy sposób daje taką możliwość. Rodzicowi najbardziej zależy na wypuszczeniu w świat osoby ukształtowanej moralnie, przygotowanej do samodzielnego i dojrzałego funkcjonowania w społeczeństwie oraz inteligentnej, która wie, gdzie szukać informacji i jak je praktycznie wykorzystywać. Nauczanie domowe daje okazję do rozwijania pasji i zainteresowań dziecka, co sprawia, że specjalizuje się ono w tym, co lubi i umie robić najlepiej . Spełnianie obowiązku szkolnego poza szkołą pozwala, by dziecko wzrastało i uczyło się w przyjaznych mu warunkach, otoczone miłością i troską rodziców, w odpowiednim dla jego rozwoju tempie i w dostosowany do niego sposób (literatura, podróże, eksperymenty czy podręczniki) . Podałam tylko kilka faktów, które różnią edukację domową od nauczania szkolnego. Prawdą jest, że jesteśmy skutecznie zniewalani przez różnego rodzaju systemy (między innymi państwowy szkolny), które dbają o to, byśmy jako obywatele i rodzice składali odpowiedzialność za sprawy najważniejsze w obce ręce. Prawdą jest jednak to, że nikt i nic nie zadba tak dobrze o dzieci, jak świadomi i odpowiedzialni rodzice, którymi i my chcemy być. Dlaczego nie szkoła? tym, że system szkolnictw a państwowego jest nieefektywny i niewydolny, wie każdy rodzic i wiedzą nauczyciele. Zdajemy sobie sprawę z tego, że szkoła nie zapewnia bezpieczeństwa, rozwoju indywidualnych zdolności dzieci, że wypuszcza w świat przeciętniaków, którzy w żadnej dziedzinie nie są wybitni, ale we wszystkich średni… Ale co na to można poradzić? Jestem mamą czwórki dzieci, z których najstarsza córka rozpoczęła edukację w pierwszej klasie. Przyjęłam za rzecz oczywistą, że dziecko musi uczyć się w szkole i nawet wierzyłam, że uda się je uchronić przed zagrożeniami nowego środowiska. Szybko jednak okazało się, że córka jest zestresowana, cierpi na ciągłe bóle brzucha, traci naturalną pewność siebie i przejmuje niektóre negatywne zachowania od rówieśników. Szczęśliwym trafem w tym właśnie roku dowiedzieliśmy się z mężem o rodzinach, które uczą swoje dzieci w domu i z coraz większym zainteresowaniem zaczęliśmy poszukiwać informacji na ten temat. W maju tego roku wzięliśmy udział w spotkaniu rodzin, które edukują domowo swoje dzieci bądź chcą to robić. Dowiedzieliśmy się tam, że prawo polskie zezwala na taką formę edukacji, a jedynym wymogiem jest ustalenie z dyrektorem szkoły, w której dziecko jest zapisane, warunków, na jakich będzie realizowany obowiązek szkolny (czy i kiedy będą odbywały się konsultacje z nauczycielem i egzaminy końcowe). Idea edukacji domowej (homeschoolingu) bardzo przypadła nam do serca, gdyż nie jesteśmy zadowoleni z założeń i funkcjonowania systemu szkolnego, w którym: 1. Dziecko ma za zadanie sprawnie odtwarzać informacje podawane przez nauczyciela (wiedza ilościowa); 2. Praca w szkole oparta jest na podziale na lekcje i przerwy. Przedmioty nauczane na kolejnych lekcjach nie mają związku ani ze sobą nawzajem, ani z praktycznym życiem. W szkole właściwą władzę sprawuje „dzwonek” – on sprawia, że dzieci są w stanie przerwać najbardziej interesujące zajęcia w imię doświadczenia chwili niezmąconej wolności na O Małgorzata Machała KOBIETY CIEMNOGRODU IMPOTENCI TEŻ KLIENCI, CZYLI O SEKSUALNYCH PREFERENCJACH DEMOKRACJI JAK SIĘ TWORZY MIT Mit to nieprawda, w którą ogół chce wierzyć. Lech Wałęsa twierdził, że sam obalił komunizm. Każdy czasem chce wierzyć, że jest lepszy i znaczy więcej, niż to jest naprawdę. Najczęściej staje się wtedy śmieszny, ale jest to bardzo ludzkie. Kiedyś wierzyłem, że Polacy w sierpniu 1980 roku sami z siebie zerwali się z łańcucha i nie byłem w tym odosobniony. To też jest ludzkie. Człowiek chce wierzyć, że należy do niezwykłego narodu. Niestety wersja przedstawiana przez Andrzeja Gwiazdę i nie tylko jego jest bardziej prawdopodobna. Strajki wybuchły, bo pewni ludzie na Kremlu tak zdecydowali. Nie chcieli suwerennej Polski. Chcieli tylko przeprowadzić pewien eksperyment. Podobnie jak w roku 1956 i 1970. Pułkownik Henryk Piecuch w swojej książce „Czas generałów” pisze: „…Wielki Brat traktował Peerel jak swoiście pojmowaną stację doświadczalną, w której wypróbowywano metody budowania Imperium Zewnętrznego…”. Wydawało się, że ryzyko związane z eksperymentem jest znikome, bo „…nawet jak ludzie się ruszą, to po miesiącu machną ręką, pobawią się trochę, a potem zajmą się swoimi sprawami”. To założenie okazało się błędne. Stało się wtedy coś naprawdę niezwykłego, naród spróbował decydować o sobie. Taki powód do dumy musi mi wystarczyć. Tylko że dobrymi chęciami piekło brukowane. Nie wyszło to najlepiej. W roku 1980 powszechne było przekonanie, że demokracja jest wspaniałym ustrojem, że ludzie są w stanie kontrolować władze, które wybrali. Jeśli tylko będą mieli swobodę wypowiedzi i nie będą im za to groziły represje. W NSZZ Solidarność była demokracja i swoboda wypowiedzi, ale skutki okazały się inne, niż się spodziewano. Związek nie potrafił podejmować racjonalnych decyzji, miotał się. Ścierały się w nim sprzeczne tendencje. Załatwiano osobiste porachunki i interesy na górze i na dole związkowej piramidy. Wątpię, żeby SB musiała do tego namawiać. Nowi działacze, zasiadłszy w gabinetach, dostawali od tego zawrotu głowy. Chaos narastał, a zapał i zaufanie znikało. Pod koniec 1981 roku telewizja chętnie robiła programy z ludźmi, którzy wystąpili z Solidarności. Niewątpliwie była to propagandowa przygrywka przed uderzeniem, które musiało nastąpić. Bez względu na to, co o Solidarności myśleli jej członkowie, ale nie sądzę, żeby ci ludzie byli podstawieni. Generał Jaruzelski zwlekał z wprowadzeniem stanu wojennego, zabiegał o „bratnią pomoc”. Nic dziwnego, Solidarność miała ponad dziewięć milionów członków. Gdyby stawili zdecydowany opór, mogło zabraknąć krajowych sił. Towarzysze radzieccy nie chcieli interweniować w Polsce, co też jest zupełnie zrozumiałe. Mieli i bez tego dość własnych kłopotów. Nie mogli też pozostawić wydarzeń swojemu biegowi. Solidarność samym swoim istnieniem zagrażała całemu „obozowi socjalistycznemu”. Nalegali na PZPR, by rozgromiła „kontrrewolucję” polskimi siłami. Wojciech Jaruzelski zastąpił Stanisława Kanię na stanowisku I Sekretarza KC dzięki ich poparciu. Osobiście dziękował za nie Breżniewowi. Zawdzięczał je swej opinii człowieka zdolnego, by poprowadzić partię do tego boju. Oczywiście gdyby zawiódł zaufanie, towarzysze radzieccy znaleźliby i poparli kogoś innego. Według Andrzeja Gwiazdy miał jeszcze jeden powód, by uderzyć. Agentura we władzach Solidarności traciła wpływy: ”…od października '81 następował powrót do tej pierwotnej linii związku. Kierownictwo (jako kierownictwo mam na myśli agenturę w kierownictwie) już wyraźnie zeszło z tej linii i usiłowało przeciągnąć cały związek, lecz to się nie 6 powiodło. Związek gdzieś tak w październiku zareagował strajkami. Kuroń to nazywał strajkami o pietruszkę, a to były strajki o linię Związku i dalszy sposób postępowania. Jaruzelski nie miał już na co czekać”. Generał stojący wobec takiej perspektywy wybrał mniejsze zło. Wszystko poszło zadziwiająco gładko. Czy to wyłącznie dowód tchórzostwa Polaków? Nie sądzę. Solidarność przegrała przed 13 grudnia. Andrzej Gwiazda przeczuwał to. Na ostatnim przed wprowadzeniem stanu wojennego posiedzeniu Komisji Krajowej mówił: „… koledzy, przez ten czas - ostatni w każdym bądź razie – przegrywamy propagandowo, i to zdecydowanie przegrywamy propagandowo, a to, że ludzie wciąż nam wierzą, że jest ten kredyt zaufania, że mają prawo wyrazić swoje poglądy w tym związku i łączą z działalnością naszego związku aspiracje, to nie powinno nam przesłaniać tego faktu”. Przebieg wydarzeń po 13 grudnia wskazuje, że ten kredyt zaufania był mniejszy niż przypuszczał. Wprawdzie to nie Solidarność doprowadziła do kryzysu, a organizowane przez nią strajki raczej nie pogarszały znacząco sytuacji, ale przestała po prostu być nadzieją dla wielu swoich członków. Widzieli w niej za dużo głupoty i prywaty. Dlatego nie byli zbyt chętni, by zaryzykować życie. Przyjęli stan wojenny w większości z rezygnacją, a niektórzy nawet z ulgą. Naturalnym dążeniem każdego narodu jest suwerenność. Solidarność była w okresie PRL jedyną organizacją, w której to pragnienie mogło się wyrazić. Komunizm jest ideologią złą. Zapisanie się do Solidarności było najłatwiejszym sposobem wyrażenia swojego sprzeciwu wobec niej. W latach 1980–81 takich słów się nie używało. Byłyby uznane za „antysocjalistyczną propagandę”. Niewielu potrafiłoby nawet sformułować taką myśl. Jednak taka właśnie była prawda. Dlatego ludzie udzielili związkowi kredytu zaufania i wybaczali mu wiele. Dlatego też po wprowadzeniu stanu wojennego Myśmy od pierwszego dnia strajku byli przekonani, że Wałęsa jest agentem, ale nie mieliśmy na to żadnych dowodów. Nasze przekonanie wynikało z tego, co Wałęsa mówi i robi, a to widzieli wszyscy i bili brawo, i klaskali, i się zachwycali, więc czym mieliśmy ich przekonać? Po drugie, Kościół. Przecież wiadomo było, że jeżeli byśmy próbowali oskarżyć Wałęsę, można powiedzieć gołosłownie, że z tego, jak on się zachowuje, widać, że jest agentem bezpieki (...), wszystkie ambony by podniosły alarm, że tutaj wspaniały Polak-katolik jest przez jakąś tam grupę sekowany. Andrzej Gwiazda powstały podziemne struktury. Utworzyli je ludzie, którzy chcieli mocno osiągnąć te cele, którzy mocno pragnęli władzy, dla których życie bez udziału w jakiejś dużej awanturze było bez sensu. Było ich mało, ale wielu mniej odważnych życzliwie im kibicowało i szczerze podziwiało. Podsycany z Zachodu opór z czasem słabł, ale wciąż się tlił. Partia zrobiła dużo, by wytworzyć w społeczeństwie mit Solidarności, miała pełnię władzy i nie potrafiła wyprowadzić kraju z kryzysu, skompromitowała się. To najkrótsze streszczenie lat 1982–88. Prawda, że historia jak z III RP? Człowiek łatwo zapomina to, co złe. Wspomnienia z czasów solidarnościowego karnawału nabierały blasku. Rozmowę Lecha Wałęsy z bratem, którą Polskie Radio nadało w 1982 roku zapomniano lub uznano za zręczny montaż. Ludzie chcą wierzyć, że ktoś ich poprowadzi do lepszego jutra i że mogą nimi rządzić ludzie uczciwi. Skoro partia kolejny raz zawiodła, nawet nadzieje ludzi, którym rządy PZPR dotąd nie przeszkadzały coraz mocniej wiązały się z jej przeciwnikami. Dobrze jest, jeśli rządzący mają autorytet i choćby minimalne zaufanie rządzonych. Zwłaszcza, gdy trzeba dokonać poważnych zmian, a pod koniec lat osiemdziesiątych ich konieczność była już oczywista. Realny socjalizm poniósł klęskę, a warunki gry dyktował już Zachód. Ludzie stojący na szczytach władzy w PRL, może nie wszyscy, ale na pewno ci mądrzejsi, musieli zdać sobie sprawę, że wkrótce banki staną się ważniejsze od komitetów, a przy okazji zmiany ustroju można będzie naprawdę dobrze zarobić. Wiadomo nie od dziś, że mądrzy ludzie żyją z głupich ludzi, a głupi z pracy. Tylko trzeba się było postarać, by naród cierpliwie zniósł bolesną operację. Chciałbym, aby ci, którzy hipotezę pierestrojki przygotowywanej na wiele lat z góry uważają za chore urojenie, zastanowili się nad spostrzeżeniem profesora Jerzego Przystawy na temat wydarzeń lat 1988-89: „W roku 1981 Jerzy Urban napisał przewrotny list do I sekretarza KC PZPR Stanisława Kani, aby wziąć ‘Solidarność’ do rządu i ‘urządzić Polakom przełom’, a gazety niech tylko krytykują. I tak się stało. Uważam, że przełom był zaplanowany przez SB. Nie przypadkiem w wielu zakładach na czele ‘Solidarności’ stali funkcjonariusze SB” (http:// www.sw.org.pl/relacje/gw1.html). Może Jerzy Urban nie wpadł na ten pomysł jako pierwszy? Okrągły Stół był dobrym sposobem na zrealizowanie tego pomysłu. Otwierał różne możliwości. Można było wprowadzić opozycjonistów do Sejmu i potem obarczyć częścią winy za kryzys, korzystając z ich poparcia dokonać różnych niepopularnych posunięć, oskarżać o bierność, gdyby nie chcieli tego poparcia udzielić. Można było liczyć na nowe kredyty z Zachodu. Wielu członków KC przed 4 czerwca 1989 roku szczerze martwiło się, czy „dru-żyna Wałęsy” zdobędzie choć kilka miejsc w Sejmie i Senacie. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Tak wielki sukces opozycji trochę skomplikował sytuację, ale jak widać z perspektywy czasu, nie tak znów bardzo. Wróćmy jednak do tworzenia mitów. Tym razem mitów pewnych osób. Przy Okrągłym Stole znaleźli się najwięksi bohaterowie opozycji: Jacek Kuroń, Adam Michnik, Lech Wałęsa, Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk... Pobyt w więzieniu czy ośrodku internowania oczywiście był dobrą rekomendacją, ale przecież taką przeszłość mieli nie tylko oni. Skąd Polacy wiedzieli, że to kryształowi i godni zaufania ludzie? Z radia. Słuchali zachodnich rozgłośni nadających w języku polskim, a one mówiły ZAGADKA SIERPNIA ‘80 cz.3 rys. Arkadiusz Gacparski Piotr Setkowicz Ciekawy jest jeszcze pewien szczegół katolickiej spowiedzi – penitent wyznaje swoje grzechy na klęczkach i musi z pokłonem pocałować trzymaną przez księdza stułę. Oto jak ap. Piotr zareagowałby na taką uniżoność: Piotr podniósł go ze słowami: Wstań, ja też jestem człowiekiem. (Dz 10:26 BT) Na pierwszy rzut oka nie wydaje się, by była to znaczna różnica. Gdyby jednak tekst ten wypowiedziany był w brzmieniu cytowanym przez znaczną część katolików, sekwencja wydarzeń byłaby następująca: najpierw delegat Jezusa odpuszcza delikwentowi grzechy, a później dokonuje się ich odpuszczenie przez Boga. Taka jest teologia katolicka i tak jej wyznawcy zapisują sobie w pamięci ten werset. Biblijna sekwencja wydarzeń jest inna – gdy delegat Jezusa odpuszcza delikwentowi grzechy, one są mu już odpuszczone! Obserwacja tego prostego faktu pozwala na wyciągnięcie oczywistego wniosku, że delegat Jezusa (kimkolwiek by on nie był) nie odpuszcza grzechów w sensie sprawczym, tylko obwieszcza sytuację już zaistniałą. Jest tylko heroldem Jezusa, a nie Jego zastępcą, w odpuszczaniu grzechów. Widać więc, jak łatwo obalić katolicką naukę o rzekomej władzy odpuszczania grzechów przez kler. By pokazać jeszcze dobitniej praktykę fałszowania przesłania Pisma poprzez wyrywanie wersetu z kontekstu, co przewrotny katolicyzm zarzuca właśnie protestantom, przyjrzymy się innym fragmentom Biblii, które mówią o odpuszczeniu grzechów: Wtedy uczeni w Piśmie i faryzeusze zaczęli zastanawiać się i mówić: Któż to jest, co bluźni? Któż może grzechy odpuszczać, jeśli nie Bóg jedynie? A Jezus poznał myśli ich i odpowiadając, rzekł do nich: Cóż to rozważacie w sercach waszych? Co jest łatwiej, rzec: Odpuszczone są ci grzechy twoje, czy rzec: Wstań i chodź? Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma moc na ziemi odpuszczać grzechy, rzekł do sparaliżowanego: Powiadam ci: Gdy kilkuset słuchaczy usłyszało tę dobrą nowinę (ewangelię) natychmiast uwierzyło i Duch Święty zamieszkał w ich sercu. W tej sytuacji Piotr każe ochrzcić tych wierzących: Wtedy odezwał się Piotr: Któż może odmówić chrztu tym, którzy otrzymali Ducha Świętego tak samo jak my? (Dz 10:47 BT) Dla Żydów władza odpuszczania grzechów należała tylko do Boga. Jezus, sprawując ją, potwierdzał swoją boskość. Czy i dzisiejsi „włodarze konfesjonałów” też mają takie aspiracje? Należy jeszcze zadać sobie pytanie: kto miał zrozumieć właściwy sens słów Jezusa w Jan 20:23? Czy średniowieczni teologowie, czy też bezpośredni adresaci słów Jezusa – Jego uczniowie? By zapisać dla potomności ich interpretacje i zastosowania Jego poleceń, Bóg pozostawił nam księgę Dziejów Apostolskich. Prześledźmy więc na jej podstawie historię wznoszenia konfesjonałów i kolejek do spowiedzi. Jak rozumiał to ap. Piotr: Wszyscy prorocy świadczą o tym, że każdy, kto w Niego wierzy, przez Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów. (Dz 10:43 BT) Wstań, podnieś łoże swoje i idź do domu swego. (Łuk. 5:21-24) 11 rys. Arkadiusz Gacparski Każdy człowiek, który świadom swoich grzechów i wiecznej kary piekła, na którą zasłużył, zwróci się z zaufaniem do Jezusa, Boga Syna, który umarł za wszystkie grzechy całej ludzkości, otrzymuje jednorazowym aktem Jego Łaski odpuszczenie wszystkich swoich przewinień wobec Boga Ojca. Każdy, kto próbuje coś dołożyć do tego aktu wiary (jako jedynego koniecznego i wystarczającego warunku przebaczenia grzechów), jest uzurpatorem i zwodzicielem. Będzie miał do czynienia z samym Sędzią i Autorem naszego zbawienia. Każdy też, kto zaufa tym fałszywym szafarzom bożego przebaczenia, zamiast zwrócić się o nie bezpośrednio do Jezusa, obudzi się w piekle z przysłowiową „ręką w nocniku”… Paweł Chojecki A ap. Paweł rozwiewa wszelkie wątpliwości: I was, umarłych na skutek występków i nieobrzezania waszego (grzesznego) ciała, razem z Nim przywrócił do życia. Darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny obciążający nas nakazami. To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża. Kol 2:13-14 (BT, podkreślenie autora) Warto tu zwrócić uwagę na dwa fakty: po pierwsze obaj apostołowie wskazują na akt zaufania (wiary) Jezusowi jako na jedyny warunek odpuszczenia grzechów; po drugie w ujęciu apostolskim odpuszczenie grzechów jest aktem jednorazowym i skończonym. W podobnym tonie wypowiada się także ap. Jan: Piszę wam, dzieci, gdyż odpuszczone są wam grzechy dla imienia jego. (1Jan. 2:12) Jak z kolei ap. Paweł realizował nakaz Jezusa z Jan 20:23? Niech więc będzie wam wiadomo, bracia, że zwiastuje się wam odpuszczenie grzechów przez Niego: Każdy, kto uwierzy, jest przez Niego usprawiedliwiony ze wszystkich [grzechów], z których nie mogliście zostać usprawiedliwieni w Prawie Mojżeszowym. (Dz 13:38-39 BT) TRUDNE 8 Jest to jeden z ulubionych wersetów cytowanych przez katolicyzm. Ogrom katolickiej praktyki i teorii teologicznych zbudowanych na podstawie jednego wersetu Biblii jest chyba rekordowy w jego przypadku – w szranki może stanąć tylko Mat. 16:18-19. Ujmując skrótowo, werset ten posłużył do wprowadzenia obowiązku wyznawania wszystkich swoich grzechów księżom podczas spowiedzi. Nie jest to jakiś zwyczajny obowiązek. Jego świadome lekceważenie zamyka przed człowiekiem możliwość uzyskania przebaczenia grzechów. Dlatego też katolicy z taka gorliwością zabiegają o spowiedź tuż przed śmiercią. Kapłan ma przecież delegowaną od Boga władzę odpuszczania grzechów… Tragiczny owoc takiej wiary możemy zobaczyć na przejmującym przykładzie pewnej kobiety opisanym w opowiadaniu pt. „KSIĄDZ, KOBIETA I KONFESJONAŁ” C. Chiniquy (wersja PDF dostępna: http://matthew.terramail. pl/). Były ksiądz z bólem dzieli się świadectwem, jak dociekliwe i intymne pytania spowiedników rodziły pokusy i grzech u niewinnej dziewczyny. Kiedy w końcu usidlona kobieta odmówiła kolejnemu księdzu wstydliwych szczegółów swoich grzechów seksualnych, ten związany prawem kanonicznym swego kościoła, nie mógł jej udzielić odpuszczenia grzechów… Jeśli katolicka interpretacja cytowanego wersetu jest słuszna, nie można mówić nie tylko o nieutracalności zbawienia – nie można mówić ani o jego pewności, ani o zbawieniu będącym darem Boga otrzymywanym przez samą tylko wiarę skruszonego grzesznika. Przyjrzyjmy się więc dokładniej temu fundamentalnemu wersetowi. Ciekaw jestem, jak wielu z Państwa zauważyło, że na wstępie zacytowałem go błędnie – co czyni zresztą wielu księży, mówiąc go z pamięci. W rzeczywistości brzmi on następująco: Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. (Jan 20:23 BT - podkreślenie autora) Którym odpuścicie grzechy, będą im odpuszczone, a którym zatrzymacie, będą im zatrzymane. (Jan 20:23) WERSETY Asimov bardzo przekonująco obalił to przekonanie. „Jeżeli idea ewolucji byłaby rzeczywiście nieodpowiednia, nie dawałoby to mimo wszystko żadnych podstaw do przyjęcia poglądu [kreacjonistycznego] [...]. Przecież jeśli po dokładnych badaniach okazałoby się, że nasza fizjologia reprodukcji nie jest całkowicie słuszna, nie znaczyłoby to jeszcze wcale, że dzieci przynoszone są przez bociany. Równie dobrze mogą być przecież znajdywane w główkach kapusty lub przynoszone w czarnej lekarskiej torbie” (s. 25). Niestety muszę zmartwić naszych Czytelników. Asimov nie wyjaśnił, czy jest zwolennikiem teorii kapuścianej czy torbowej. Na pewno ewolucjonizm i kreacjonizm nie są jedynymi możliwymi koncepcjami pochodzenia życia. Na pewno istnieją jeszcze jakieś inne teorie, czego dowodzi bez cienia wątpliwości niezwykle przekonujący argument z główkami kapusty i lekarską torbą. Ale Asimov przecenił zdolności umysłowe swoich czytelników (tak to bywa z geniuszami, że zapominają o ograniczeniach umysłowych innych osób) i nie wymienił żadnej innej koncepcji oprócz ewolucjonizmu i kreacjonizmu. Niestety Asimov już zmarł i zabrał tę tajemnicę ze sobą do grobu. Ale nie martwmy się! Ewolucjoniści mają niejednego geniusza i prędzej czy później dowiemy się wszystkiego. W każdym razie na pewno wiemy, że „nauka to samokorygujący się proces, a naukowcy rzeczywiście zmieniają swoje poglądy. Robią to jednak jedynie w oparciu o nowe fakty” (s. 25). A fakty nigdy nie będą przemawiały za kreacjonizmem: kreacjoniści „muszą przedstawić istotne fakty [...]. Nie trzeba tu mówić, że tego nigdy nie będą w stanie dokonać” (s. 25). Uczeni (czyli ewolucjoniści) Kreacjonizm i ewolucjonizm wyczerpują możliwe wyjaśnienia pochodzenia organizmów ożywionych. Organizmy te albo pojawiły się na Ziemi w pełni rozwinięte, albo nie. Jeśli nie, to musiały rozwinąć się z wcześniej istniejących gatunków na drodze jakiegoś procesu modyfikacji. Jeśli pojawiły się w pełni rozwiniętym stanie, to musiały faktycznie być stworzone przez jakąś wszechmocną inteligencję.4 Nic bardziej błędnego! Niestety dali to sobie wmówić nawet ewolucjoniści. Dla przykładu znakomity krytyk kreacjonizmu, Douglas Futuyma, wypowiedział błędną myśl, idąc nieopatrznie i niepotrzebnie tym samym na rękę kreacjonistom: pochodzi od czasu i przypadku, działających na wewnętrzne własności materii (ewolucja), albo w grę wchodzi nie tylko materia i istnieją nieredukowalne własności organizacji, które są rezultatem projektu i stworzenia. 3 Przypisy: Mieczysław Pajewski [email protected], www.creationism.org.pl zmieniają więc swoje poglądy, ale nigdy nie zmienią ich na inne, czyli kreacjonistyczne. Ewolucjoniści tak zmieniają te poglądy, że pozostają zawsze przy poglądach ewolucjonistycznych. Jeśli ktoś nie rozumie, jak można zmieniać poglądy, nie zmieniając ich, to po prostu nie rozumie istoty nauki. Poza tym nie należy zapominać, że kreacjonizm jest prawie kompletnie pozbawiony treści: „Załóżmy jednak, że zamierzamy nauczać kreacjonizmu. Co będzie przedmiotem nauczania? Jedynie to, że Stwórca powołał do istnienia gotowy wszechświat i wszystkie gatunki? Tylko tyle? Nic więcej? Żadnych szczegółów?” (s. 26) Ten zarzut bezlitośnie obnaża nicość publikacji kreacjonistycznych. Weźmy bowiem dla przykładu taką książkę Pajewskiego Stworzenie czy ewolucja? Jej autor bez przerwy, od początku do końca, powtarza tylko jedno zdanie: Stwórca powołał do istnienia gotowy wszechświat i wszystkie gatunki. Stwórca powołał do istnienia gotowy wszechświat i wszystkie gatunki. Stwórca powołał do istnienia gotowy wszechświat i wszystkie gatunki. Stwórca powołał... itd. na wszystkich 220 stronach swej książki. To samo jest z innymi książkami kreacjonistycznymi. Wszystkie mielą bez przerwy to samo zdanie. Tylko tyle. Nic więcej. Żadnych szczegółów. Co gorsza, powtarzając ciągle to samo zdanie dopuszczają się „przeinaczeń i fałszerstw nauki” (s. 15), a „niedokładności [ewolucjonizmu] przedstawiają bardzo często w przekręcony, uproszczony i całkowicie błędny sposób” (s. 25). Jak to możliwe, by powtarzając tylko jedno zdanie – tylko tyle, nic więcej i żadnych szczegółów – mogli jeszcze przeinaczać i fałszować naukę, a jej niedokładności przedstawiać w przekręcony, uproszczony i całkowicie błędny sposób? A, właśnie! Pewnie nie wiecie? Zapomnieliście już, co to jest Armia Mroku. Jak się niesie Biblie wysoko nad głowami, to nie takie rzeczy są możliwe! Jeśli jakiś kreacjonista przedstawia się jako profesor, to nie wierzcie w to, bo prace kreacjonistów „pisane są przez ludzi, którzy nie mają za sobą najmniejszego dorobku naukowego” (s. 17). A my dodajmy, że nie mają oni najmniejszego dorobku naukowego także i przed sobą, i obok siebie, i nad sobą, i pod sobą. A skąd to wiadomo? Cytowaliśmy już odpowiedź na to pytanie: „Nie trzeba tu mówić, że tego nigdy nie będą w stanie dokonać” (s. 25). A skoro nie trzeba tu mówić, to czas kończyć. Nie ma rady. Abp Józef Życiński Rzp 10 1 Wszystkie odnośniki o tej postaci odnoszą się do książki Isaaka ASIMOVA, Błądzący umysł, Pandora, Łódź 1995. Z A D Z I W I A J Ą C A ZBIEŻNOŚĆ 2 Richard DAWKINS, Ślepy zegarmistrz czyli, jak ewolucja dowodzi, że świat nie został „Odpowiadając na Pana list w sprawie Radia Maryja, pragnę przekazać wyrazy ubolewania ze względu zaplanowany, Biblioteka Myśli Współczesnej, na zaistniały ostatnio przypadek wypowiedzi antysemickiej na antenie rozgłośni.” PIW, Warszawa 1994, s. 490. Premier Marcinkiewicz w liście do M. Edelmana GW 3 PAJEWSKI, Stworzenie czy ewolucja?, s. 158. 4 "Prawicowy publicysta", przywoływany przez Ziemkiewicza jako autorytet, ma ostatnio problemy z powodu Douglas J. FUTUYMA, Science on Trial, Pantheon Books, New York 1983, s. 197. antysemickiego tekstu przedstawionego w Radiu Maryja.” Ostatecznie rzecz biorąc istnieją tylko dwie możliwości co do pochodzenia wszelkiego wzorca porządku. Albo materia (masa-energia) jest jedyną rzeczywistością, a wszelki porządek (s. 24) o ewolucji. Wynika z tego, że jeśli ktoś tej oczywistej prawdy, mozolnie budowanej przez ponad dwa stulecia nie akceptuje, to nie jest biologiem, nawet jeśli skończył studia z biologii i przez całe życie pracował w tej dziedzinie w jakiejś instytucji naukowej, jak np. prof. Dean H. Kenyon z San Francisco State University czy prof. Michael Behe z Lehigh University. Na tle wspaniałej teorii ewolucji jakże nikczemnie wygląda kreacjonizm i sami kreacjoniści. Dyskwalifikuje już ich sam fakt, że „kreacjoniści często podkreślają, że ewolucja jest ‘jedynie teorią’” (s. 13). O teorii, która jest mozolnie budowana przez ponad dwa stulecia nie można bezkarnie mówić, że jest tylko teorią. Co prawda wiadomo, że to teoria, ale za to jaka wspaniała! Tak wspaniała, że aż trudno wymówić słowo „teoria”. „W przeciwieństwie do niej kreacjonizm nie jest teorią. Z punktu widzenia nauki nie ma żadnego świadectwa, które by go wspierało – najmniejszego strzępu” (s. 13). Spróbujcie bowiem znaleźć w pismach naukowych (tzn. ewolucjonistycznych oczywiście!) choćby najmniejszy strzęp świadectwa popierającego kreacjonizm. Na pewno niczego takiego nie znajdziecie! Bo wiecie, czym jest kreacjonizm? Jest on „jedynie wiarą w stare legendy Bliskiego Wschodu” (s. 13). Co innego legendy, które są mozolnie budowane od 1859 roku, ale stare legendy mające kilka tysięcy lat na pewno nie mogą mieć nic wspólnego z prawdą! Zwłaszcza, że „kreacjoniści, dla kontrastu, nie przedstawiają żadnych dowodów na poparcie swoich poglądów” (s. 25). No to co właściwie przedstawiają kreacjoniści? Okazuje się, że ich „argumentacja jest jedynie negacją” (s. 25). Gdyby proponowali teorię ewolucji, to byłoby wszystko w porządku, ale oni – proszę sobie wyobrazić! – „utrzymują, że jeżeli teoria ewolucji nie wyjaśnia wyczerpująco wszystkiego, [to] jest to powód wystarczający do przyjęcia kreacjonizmu [...]. Wyłapują niedokładności, sprzeczności i luki w argumentacji przemawiającej za ewolucją” (s. 25). Ups..., to znaczy, że są jakieś niedokładności, sprzeczności i luki w argumentacji, przemawiającej za ewolucją? Jeśli nawet są, to są bardzo malutkie, tak małe, że ich nie ma. Poza tym kreacjonistom wydaje się, że ewolucjonizm i kreacjonizm są dwiema wzajemnie wykluczającymi się i uzupełniającymi poglądami na temat pochodzenia życia i jego form: NAUKA A BIBLIA głównie o nich. W latach osiemdziesiątych nadawały one wiele tekstów Adama Michnika, pisanych przez niego w więzieniu. Czasami zastanawiałem się, jak docierają do Wolnej Europy, BBC, RFI… Cóż, widocznie są sposoby. Dla ludzi znających działalność podziemną z własnego doświadczenia było to bardziej zastanawiające. Jadwiga Chmielowska, członkini „Solidarności Walczącej” doszła do następującego wniosku: Przypomniałam sobie słowa Andrzeja Rozpłochowskiego (po zwolnieniu internowanych słynna "11" została na wiele miesięcy aresztowana, wśród nich m.in. Andrzej Gwiazda i Adam Michnik), który wspominał, że z aresztu nie mógł nawet grypsu przemycić, a Michnik całe rozprawy pisał. Wtedy zrozumiałam, na czym to wszystko polega. Oni byli tylko dysydentami. My wrogami. Oni mieli wizję innego komunizmu, my – niepodległości Polski. Oni zwyciężyli i realizują marksistowską wizję socjalizmu europejskiego. Dlatego dla tych środowisk ważniejszy jest interes Unii Europejskiej niż polska racja stanu. My byliśmy niewygodni. Skazano nas na wegetację i zamilczenie (http://www.sw.org.pl/ „Wyklęci”). Można powiedzieć, że Michnik miał dużo większe doświadczenie więzienne od pozostałej dziesiątki. Potrafił grypsować, a tamci nie. Zastanawia mnie jednak, że według wspomnianej relacji Andrzeja Rozpłochowskiego wobec innych więźniów zastosowano bardzo skuteczny środek zapobiegający grypsowaniu. Po prostu nie dawano niczego, czym można było pisać. (http://www. jerzyrobertnowak.com/ksiazki/czarny_leksykon.htm). W okresie legalnego działania Solidarności ani Michnik, ani Kuroń nie mieli w niej wiele do powiedzenia. A propaganda partyjna wściekle ich atakowała. Te ataki trwały w stanie wojennym. Mówiły też o nich rozgłośnie zachodnie. Pierwsza zasada marketingu politycznego: nieważne, czy mówią źle czy dobrze, ważne, żeby mówili. W świetle tych faktów to, że Adam Michnik zaprzyjaźnił się z generałem Kiszczakiem, przestaje tak dziwić. Owszem, MSW rozważało podobno jego fizyczną likwidację w połowie lat siedemdziesiątych. W polityce jest jednak tak, że wczorajszy wróg jest dziś przyjacielem i odwrotnie. W roku 1990 MSW pozwala swemu wrogowi swobodnie buszować w swoich archiwach. Inni do dziś nie dostąpili tej łaski. Ktoś powiedział, że polityka to sztuka zdobywania, utrzymywania i przekazywania władzy. Jeśli decydujemy, komu przekazujemy władzę, to nie tracimy jej tak zupełnie. Wpływamy w ten sposób na przebieg przyszłych wydarzeń. Ratujemy wpływy swojej partii lub własną skórę. Jak się zdaje przekazanie władzy grupie skupionej wokół Adama Michnika i Jacka Kuronia kierownictwo PZPR brało pod uwagę na długo przed 1989 rokiem. Oczywiście jako jeden z wielu możliwych wariantów. Jadwiga Chmielowska ma powód, by nie lubić Adama Michnika i Jacka Kuronia. W styczniu 1988 roku szukała adwokata dla aresztowanych kolegów. Gdy usłyszałam, że AI nie zamierza wystąpić w obronie Kornela Morawieckiego, Andrzeja Kołodzieja i Hanki Łukowskiej-Karniej, zamurowało mnie. Zapytałam, dlaczego? Co się stało? Czy łącznik niewiarygodny? Odpowiedź była paraliżująca. AI stwierdziła, że "Solidarność Walcząca" jest organizacją terrorystyczną, a terrorystom się nie pomaga. Dostałam też ostrzeżenie, że powinnam zdać sobie sprawę z tego, że gdy ja będę aresztowana, to też nie mam co liczyć na obronę. Zapytałam, skąd oni wytrzasnęli ten terroryzm, i dowiedziałam się, że AI zasięgała opinii u Michnika i Kuronia. Trudno było mi w to uwierzyć, myślałam, że może jakieś przekłamanie. Niestety, informacja potwierdziła się z kilku źródeł 7 (http://www.sw.org.pl/ - „Wyklęci”). Utworzona przez Kornela Morawieckiego „Solidarność Walcząca” to najbardziej bezkompromisowy odłam solidarnościowego podziemia. Dopuszczał możliwość zbrojnej walki z komunistami, ale nie wprowadził tych deklaracji w czyn. Nie przeprowadził żadnej akcji, którą można by uznać za terrorystyczną i nie miał takiego zamiaru. Stawiał sobie za cel pełną niepodległość Polski, wyprowadzenie z niej wojsk sowieckich i wprowadzenie ustroju gospodarczego, który określał niepokojącym dla mnie osobiście mianem „solidaryzmu”. Tak zwanych trzecich dróg między socjalizmem a kapitalizmem jest wiele. Jedną z nich właśnie idziemy. Wszystkie prowadzą donikąd, ale na tej partyjni dygnitarze czuliby się znacznie gorzej. W okresie, który decydował o przejęciu władzy, żadnego środka ostrożności nie można było zaniedbać. „Solidarność Walcząca” miała zbyt wiele wad, by ją do niej dopuścić. Nie zdołano jej wystarczająco nasycić agenturą, no i trzeba było stwierdzić, że to terroryści. Dziennikarze „reżymowi” i „opozycyjni” odsądzali ją od czci i wiary. Służba Bezpieczeństwa prowadziła działania przeciwko niej podczas obrad Okrągłego Stołu i po powstaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego. Do samego końca swojego istnienia. W niektórych artykułach poświęconych Michnikowi padają stwierdzenia, że w porównaniu z dawnymi czasami zmienił się. Oczywiście na gorsze. Czy na pewno? Popularne jest powiedzenie, że każda władza korumpuje. A może ludzie, którzy do niej dochodzą, są już zepsuci? Jacek Kuroń wydawał się niezwykle sympatycznym człowiekiem, ale jako minister Pracy i Polityki Socjalnej, poseł na Sejm umiał bezczelnie kłamać. Okazuje się, że posiadł tę sztukę już wcześniej. Przewroty w latach 1956 i 1970 były uzgadniane z Kremlem. Nieudana próba z roku 1980 – też, na pewno z Moskwą i być może z Zachodem. Irytacja, z jaką pewne zachodnie gazety pisały o Solidarności, mogła wynikać z tego, że pokrzyżowała ona plany także ich właścicielom. Wielki „przełom” w roku 1989 był na pewno wynikiem zgodnego współdziałania Wschodu i Zachodu. Pewni ludzie z solidarnościowego podziemia byli przez Zachód lansowani i finansowani, a pewni nie. To rzecz oczywista. Lech Wałęsa dostał pokojową nagrodę Nobla, kiedy jego popularność była już mała. Dostał też wiele doktoratów honoris causa, choć jaki poziom umysłowy reprezentuje, widać. To też była okazja, aby o nim przypomnieć. Internowanie w Arłamowie – reprezentacyjnym ośrodku Rady Ministrów – nie było zbyt przykre, ale się liczy jako bohaterski epizod w biografii. O to zadbała już „strona rys. Arkadiusz Gacparski rządowa”. Swoją drogą Amerykanie świetnie wybrali. Człowiek bardzo ograniczony, ale absolutnie pewny swojej doskonałości to typ przywódcy, który Polacy lubią chyba najbardziej. Władysław Gomułka, Lech Wałęsa, Andrzej Lepper to tylko niektóre dowody. Czy sami na to wpadli, czy ktoś im podpowiedział? Zaangażowali się mocno. Prezydent George Bush Starszy przemawiał w kontraktowym Sejmie. Mówił pięknie. Bóg jest z nami na tej sali! Niedługo potem Wałęsa odczytał przemówienie przed Kongresem. My naród… Nie będziemy umierać za Gdańsk… Potem trzeba było umierać za Paryż, za Londyn, za Hawaje… Wstyd się przyznać, mnie to chwytało za serce. Cóż to za przywódca! Jednak nawet poparcie zachodnich polityków nie gwarantowało zaufania narodu. Potrzebny był trzeci partner. Andrzej Gwiazda mówi: to zaplanowanie pierestrojki w porozumieniu Zachodu, Kościoła i Kremla kompletnie nas blokowało w gruncie rzeczy. Ludziom się to nie mieściło w głowie i do tej pory się nie mieści. No, bo przecież gdyby był agentem, to nie dostałby Nagrody Nobla, papież by go nie przyjmował i nie popierał. Fundamentalne kłamstwo jest nie do obalenia wprost, bo to jest fundamentalne kłamstwo całego okresu pierestrojki. W to rzeczywiście trudno uwierzyć, ale tylko wspólne działanie komunistów, polityków zachodnich i katolickiej hierarchii mogło dać pożądany efekt. Joanna Gwiazda zauważa: „Kościół był postrzegany przez ludzi jako taka enklawa, gdzie żadne złe moce nie mogą się dostać. Kościół się nie mógł mylić”. Wszyscy uczestnicy rozgrywki rozumieli, jakim atutem jest duchowe wsparcie i zabiegali o nie każdy na swój sposób. Służba Bezpieczeństwa miała wśród duchowieństwa duże wpływy. Dopiero teraz zaczyna to wychodzić na jaw. Andrzej Gwiazda komentuje: „Właśnie upada ten argument, który stosował Wałęsa – ale przy Okrągłym Stole byli przecież księża, prawda? – My wiemy, którzy księża!” Jednak tłumaczenie poparcia dla Okrągłego Stołu tym, że jacyś księża ugięli się pod presją albo mieli w tym jakiś osobisty interes, nie wydaje mi się przekonujące. To była zbyt ważna sprawa, a katolicka hierarchia jest zdyscyplinowana i świetnie zorganizowana. Polecenie musiało przyjść z samej góry. Sam Andrzej Gwiazda kilka lat wcześniej stwierdził: Jest faktem, że podczas wizyty szefa CIA w Watykanie, postawił on papieżowi warunek wzajemnej współpracy, a mianowicie taki, by kościół w Polsce nie wspierał "ekstremalnych " ugrupowań. ( h t t p : / / w w w . p o l o n i c a . n e t / PrawdaPonadWszystko_Gwiazda.htm). Czy zaangażowanie w okrągłostołowe układy nie jest logiczną konsekwencją tego porozumienia. Trudno też jest mi uwierzyć, że papież nie poznał się na Lechu Wałęsie, nie wiedział, jakimi ludźmi są inni uczestnicy rozmów. Był człowiekiem inteligentnym, znał sytuację w Polsce i znał się na ludziach. Uważam, że Andrzej Gwiazda broni się przed wyciągnięciem wniosku, że wspieranie "ekstremalnych " ugrupowań po prostu nigdy nie było zamiarem Jana Pawła II. Były użytecznym narzędziem nacisku na komunistów, ale nie zgodziłyby się na Zjednoczoną Europę, której tak pragnął Największy Polak. Czy gdyby było inaczej, Aleksander Kwaśniewski znalazłby się w papamobile? Fundamentalne kłamstwo pierestrojki wspiera się mocno na innym – na micie Dobrego Papieża – Polaka. Tworzenie mitów wydaje się czynnością żałosną, obrzydliwą i jałową. Jak się jednak okazuje, jest to niezwykle dochodowe. Cdn. [email protected] Henry M. Morris, CREATION AND ITS CRITICS. ANSWERS TO COMMON QUESTIONS AND CRITICISM ON THE CREATION MOVEMENT, Creation-Life Publishers, San Diego 1982, s. 2526. Po drugie, Armia Mroku wierzy, że „istoty ludzkie wraz z innymi gatunkami zostały powołane przez Wszechmocnego Stwórcę jako zupełnie odrębne gatunki” (s. 10). Twierdzi, iż „ewolucjoniści nie są w stanie na podstawie żadnych skamieniałości wskazać stadium pośredniego pomiędzy gatunkami” (s. 14). Ogólnie rzecz biorąc „każdy oddzielny gatunek został stworzony przez Stwórcę” (s. 25). związany z niedawnym stworzeniem. sporów o 14 Niemal wszystkie ludy mają swoje mity o stworzeniu świata, a historia opisana w Genesis wyróżnia się tylko tym, że została przyjęta przez pewne szczególne plemię pasterzy na Bliskim Wschodzie. Jej status nie odbiega specjalnie od przekonań pew nego zachodnioafr ykańskiego plemienia, które wierzy, że świat stworzony został z odchodów mrówek.2 8 A NAPRAWDĘ... kreacjoniści nie głoszą osobnego stworzenia wszystkich istniejących gatunków – mówią, i to od dawna, nawet w czasach Darwina – o stworzeniu większych jednostek taksonomicznych niż gatunek, nazywając je „rodzajem”, „ty-pem”, „podstawowym typem” lub „barami-nem” (patrz w tej sprawie „Meandry 7”, idź POD PRĄD październik 2005, nr 10 (15), s. 8-9). Po trzecie wreszcie, kreacjoniści twierdzą, że Zdaniem niżej podpisanego definicja Biblii ‘nigdy nie zachodziły ani nie zachodzą żadne podana przez Dawkinsa jest lepsza od tej procesy ewolucyjne’ (s. 10). Nie wierzą, że istniały znajdowanej u Asimova – zwłaszcza mówienie o stadia pośrednie między gatunkami (s. 14). odchodach i Biblii jednocześnie to majstersztyk Mroku składa się z dziesiątków milionów kreacjonistów, którzy „nigdy nawet nie słyszeli i nie myśleli o argumentach” ani za, ani przeciw teorii ewolucji, a którzy maszerują „z Bibliami trzymanymi wysoko nad głową”. Bo, oczywiście, jak się maszeruje, trzymając Biblię w ręku, w dodatku jeszcze wysoko nad głową, to myślenie jest niemożliwe. Armia Mroku to „potężna i przerażająca siła, głucha na argumenty” i zabezpieczona przed czystym racjonalizmem (s. 19). Zwłaszcza ta Biblia jest szczególnie groźna, bo cóż to jest Biblia? To po prostu kolekcja napisana „dwa i pół tysiąca lat temu przez prowincjonalnych pisarzy plemiennych nie posiadających najmniejszej wiedzy” z biologii, astronomii i kosmogonii. A takiej wiedzy wojownicy Armii Mroku w Biblii szukają (s. 36). Kreacjoniści, „mając do wyboru Biblię i naukę, wybiorą Biblię, odrzucając całkowicie naukę, mimo licznych dowodów i świadectw” (s. 21). Swoją definicją Biblii Asimov konkuruje z Richardem Dawkinsem, innym antykreacjonistą, według którego: Meandry O tym, jak ewolucjonistyczni rycerze światłości dobrego smaku i subtelnego wychowania! walczyć muszą z kreacjonistyczną Armią Mroku Przegrywając w tej jednej dziedzinie z Dawkinsem, Asimov jednak góruje w kilku innych. W ostatnim numerze idź POD PRĄD p. Janusz Korwin-Mikke przedstawił nieco swoich refleksji po Kim są wojownicy Armii Mroku i co głoszą? Po pierwsze, wierzą oni w młodą Ziemię. śmierci Stanisława Lema, dołączając tego ostatniego do sporego już szeregu pretendentów Upierają się, że „wszechświat, życie i istoty ludzkie do tytułu „obalacza socjalizmu” (jest tam m.in. JPII, zostały powołane do istnienia w obecnym kształcie Gorbaczow, Wałęsa, zbiorowo Solidarność; zaledwie przed paru tysiącami lat” (s. 41), że Ziemia osobiście najbardziej cenię wkład Reagana). ma co najwyżej 10 000 lat (s. 10, 25), że datowanie Dzisiaj chciałbym napisać o innym autorze za pomocą pomiarów radioaktywności jest niepewne Science-Fiction, Isaacu Asimovie, i nie o jego (s. 14). Uczony, który dyskutuje z kreacjonistami, dziełach literackich, ale popularno-naukowych. A i winien domagać się od nich „rzeczywistych faktów wskazujących, że stworzenie wszechświata miało to węziej, bo dotyczących tylko kreacjonizmu. Isaac Asimov napisał co najmniej 216 książek miejsce przed kilkoma tysiącami lat” (s. 42). (s. 45),1 powieści, książek popularyzujących naukę, zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. A CO NAPRAWDĘ MÓWIĄ KREACJONIŚCI? Zajmował się też krytyką kreacjonizmu, Naukowy model stworzenia NIE JEST w wypowiadając przy tej okazji wiele odkrywczych i ogóle związany z koncepcją młodej malowniczych twierdzeń. Ziemi, pomimo istniejącego bardzo szerokiego nieporozumienia na ten Zagrożenie przez kreacjonizm temat. Podstawowe świadectwa na rzecz Kreacjoniści to fanatycy, którzy mogą stworzenia i przeciwko ewolucji (np. luki doprowadzić do „upadku całych narodów”. w zapisie kopalnym, prawa Kreacjonizm to „zły sen dla tych, którzy „zetknęli się termodynamiki, złożoność układów z prawdziwą nauką”, to „nagły powrót do życia w ożywionych) są całkowicie niezależne od koszmarze”, nowy marsz Armii Mroku, stanowiący wieku Ziemi czy od daty stworzenia. „wyzwanie dla wolnej myśli i oświecenia” (s. 11). Dlatego kreacjoniści nie porponują „Armie Mroku” lub „Armie Nocy” (armies of night) nauczania w szkołach publicznych takiej to szczególnie udane wyrażenie Asimova. Armia odmiany kreacjonizmu, który byłby A NAPRAWDĘ... Wnioski kreacjonistyczne wyprowadzane są nie z tego, czego nie wiemy, ale z tego, co wiemy. To wiedza o skamieniałościach, rodzajach i tempie mutacji, o nieredukowalnej złożoności układów biochemicznych, o informacji biologicznej skłania nas do przyjęcia wniosku, że wiele układów biologicznych nie mogło powstać na mocy samych tylko ślepych praw przyrody. Zamiast starać się usuwać swoją niewiedzę, kreacjoniści interesują się tylko starożytnymi podaniami żydowskimi. Gorzej, „jedynie o nich właśnie (w większości przypadków) w ogóle słyszeli i tylko je w związku z tym chcieliby propagować” (s.12). Dla czytelnika tekstu Asimova złowieszcza rola Biblii nie jest jednak do końca jasna. Z jednej strony „kreacjo-niści wymagają, by nauczać dosłownie słów Biblii” (s. 26), z drugiej strony „aktualna strategia jego [kreacjonizmu] wyznawców polega na tym, by się na nią [Biblię] nie powoływać” (s. 17). Asimov nie wyjaśnił, jak można wymagać dosłownego nauczania słów Biblii i jednocześnie się na nią nie powoływać, ale skoro wiemy, że Armia Mroku to „potężna i przerażająca siła, głucha na argumenty”, a przy tym maszeruje „z Bibliami trzymanymi wysoko nad głową”, to możemy być pewni, że jakiś sposób zabójczy „dla wolnej myśli i oświecenia”, niestety, Armia ta znajdzie. to nie powód, by te tajemnice wyjaśniać, odwołując się do Boga. „Tego typu argumenty redukują Boga do kilkusylabowego substytutu, znaczącego po prostu ‘Nie wiem’. [...]” Dać się pokonać przez niewiedzę czy wręcz nieuctwo, a później nazwać przeciwnika Bogiem – to był zawsze symptom niedojrzałości” (s. 12). pochodzenie A NAPRAWDĘ... kreacjoniści akceptują istnienie tak mutacji, jak i doboru naturalnego. Działa on w ramach stworzonych typów, prowadząc do pojawiania się rozmaitych gatunków. Kreacjoniści akceptują więc mikroewolucję, a zaprzeczają istnieniu makroewolucji, powstawaniu nowych ogólnych planów życia poprzez radykalną ekspansję puli genetycznej. Źródłem kreacjonizmu jest brak wiedzy i nieuctwo płynące (oczywiście) z Biblii. Od początku świata niewiedza była źródłem wiary w bogów i demony: ”deszcz zraszający ziemię spływać musi z naczynia trzymanego rękami boga”, „wiatr dmie z płuc boga”, „słońce podróżujące po niebie domaga się ognistego rumaka oraz trzymającego lejce boga”. Asimov słusznie zauważa, że „można tak ciągnąć tego typu racje bez końca. Dla ludzi sprzed ery naukowej całkowicie nie do przyjęcia była myśl, by słońce, wiatr i deszcz wynikały jedynie z następstwa praw ślepej natury, bez uczestnictwa sprawczego rozumu” (s. 11). Kreacjoniści znajdują się na poziomie ludzi sprzed ery naukowej, ale czego można się spodziewać od ludzi, którzy maszerują „z Bibliami trzymanymi wysoko nad głową”? Gdyby jeszcze trzymali je za pazuchą albo pod pachą. Ale nie, oni trzymają ją nad głową! Wiele jeszcze jest tajemnic wszechświata, na które nauka nie może udzielić zadawalającej odpowiedzi” – zauważa Asimov – ale NAUKA A BIBLIA A NAPRAWDĘ... Gdy Associated Press i NBC News zadali Amerykanom w 1981 roku pytanie na temat nauczania w szkole kreacjonizmu obok ewolucjonizmu, to 86% odpowiedzi poparło taką ideę (wg MORRIS, CREATION AND ITS CRITICS..., s. 13). Taką ideę nauczania obu punktów widzenia poparli nawet niektórzy rodzice niewierzący, którzy po prostu chcieli, by ich dzieci otrzymały wszechstronny obraz kontrowersji na temat pochodzenia życia i rodzajów życia. Gdy jednak w 1994 roku Public Agenda zadała rodzicom uczniów amerykańskich szkół publicznych pytanie, jaką mają opinię w sprawie „nauczania na lekcjach nauk przyrodniczych na równi biblijnego uj,ęcia stworzenia i darwinowskiej teorii ewolucji”, to odpowiedzi popierających udzieliło tylko 38% Wasze kościoły, nasze szkoły! Dopóki jednak kreacjoniści mają swoje kościoły, wara im od szkoły! Ostatecznie konkurencja wymaga istnienia na równych prawach obu stron. A jakie to równe prawa, jaka to równość, jeśli kreacjoniści mają swoje kościoły, a chcą jeszcze wejść na teren szkół publicznych? „Kreacjoniści, kontrolujący kościół i społeczeństwo, w którym żyją, i którzy za ‘przeciwnika’ mają jedynie szkoły publiczne o okrojonym programie w zakresie ewolucji, nie mogą zdzierżyć nawet tej nikłej konkurencji i domagają się ‘równego czasu nauczania’” (s. 20). Mają swoje kościoły i jeszcze im mało! Co za bezczelność! czy na poszerzanie horyzontów umysłowych uczniów” (s. 20). Komitety szkolne w Ameryce złożone są z rodziców, a – jak wiadomo – wszystkim rodzicom na świecie bardzo zależy, by ich dzieci niczego się w szkole nie nauczyły. Najlepiej by było, gdyby nauczyciele nie krępowali się w żaden sposób opinią rodziców i robili, co chcą (oczywiście, co chcą ewolucjoniści). Asimov nie wyjaśnia jednak pewnej tajemniczej sprawy: dlaczego szkoła może wymknąć się spod kontroli Armii Mroku? Jeśli Armia ta stanowi większość odmalowaną plastycznie wcześniej (te koszmarne miliony ludzi z Bibliami trzymanymi wysoko w rękach!), to jak szkoła może wymknąć się spod kontroli większości w tak demokratycznym państwie jak Stany Zjednoczone? A może (aż strach pomyśleć i jeszcze większy strach powiedzieć!) demokracja amerykańska ma swoje granice i dobrze zorganizowana i zdecydowana na wszystko mniejszość jest w stanie wbrew woli większości opanować całe dziedziny życia społecznego, jak szkolnictwo, radio, prasę, telewizję, przemysł filmowy i rozrywkowy, sądownictwo i administrację? Tylko, niestety, pozostają jeszcze te kościoły! Ale i tu jest postęp. „Przyznać trzeba, że jest również wiele dość liberalnych kościołów, które pogodziły się z postępami nauki – nawet z ewolucją” (s. 19). Na szczęście są i takie kościoły. Chwała wszystkim postępowym pastorom, rabinom, księżom i arcybiskupom! Niestety, nie wszystkie kościoły jeszcze są takie. Spokojnie można będzie zasnąć dopiero wtedy, gdy zniknie ostatni kościół, który jeszcze nie godzi się z postępami nauki, odrzuca ewolucjonizm i uważa Biblię za coś bardziej wartościowego niż odchody mrówek. Oczywistość ewolucjonizmu i nienaukowość kreacjonizmu Istnienie kreacjonistów jest tym bardziej nie do zniesienia, że „naukowe świadectwa przekonujące o wieku Ziemi i procesach ewolucyjnych są dla naukowców oczywiste i miażdżące. Jakim sposobem ktokolwiek może w nie wątpić?” (s. 11). Kto może wątpić w coś, co jest oczywiste i miażdżące? Oczywiście, tylko chory umysłowo albo nieuk, a najprędzej chory umysłowo nieuk. W nauce istnieją różne teorie, ale „być może żadna teoria nie jest lepiej zbadana, solidniej przeegzaminowana, krytyczniej przeanalizowana i powszechniej akceptowana niż teoria ewolucji” (s. 13). Jeśli jednak tak dobrze jest z teorią ewolucji, to po co tracić czas na polemikę z kreacjonistami? A może aż tak dobrze z tą teorią ewolucji to nie jest? Ale nie, precz zwątpienia! Uczeni „mają odmienne zdania o pewnych szczegółach teorii ewolucji [...]. Tym niemniej całkowicie akceptują samo istnienie procesu ewolucji” (s. 15). Paranoja, której ulegli kreacjoniści jest tym większa, że „te-orię ewolucji, mozolnie budowaną i rozwijaną przez ponad dwa stulecia w oparciu o badania naukowe, wspiera niezwykła ilość dowodów i argumentów. Wszyscy biolodzy, bez wyjątku, niezależnie zupełnie od swoich pozycji, akceptują oczywistą prawdę” minutę na propagowanie ich poglądów. Pełna wolność myśli i przekonań zostanie uratowana dopiero wtedy, gdy zamknie się usta ostatniemu kreacjoniście. Wolność słowa, prawdziwy pluralizm i niczym nie skrępowana konkurencja będą zagwarantowane tylko wówczas, gdy w szkołach będzie się nauczać jedynie ewolucjonizmu. pytanych, a spośród praktykujących chrześcijan jeszcze mniej, bo tylko 37% (FIRST THINGS FIRST: WHAT AMERICANS EXPECT FROM THE PUBLIC SCHOOLS, Public Agenda, New York 1994, za: Molleen Matsumura, „Finds 38% of Americans Favor Teaching Creationism”, National Center for Science Education Reports, Fall 1996, vol. 125, No. 3, s. 5). I słusznie poparło tak niewielu – prawdę mówiąc, nikt nie powinien tego pomysłu poprzeć – bo biblijny kreacjonizm ma charakter teologiczny, religijny i może być nauczany tylko na lekcjach religii. Obok ewolucjonizmu na lekcjach nauk przyrodniczych można nauczać jedynie innej przyrodniczej koncepcji, kreacjonizmu naukowego. Asimov w proroczym natchnieniu maluje przyszłość, jaka nastąpi, jeśli kreacjonistów wpuści się do szkół: „Jeżeli rząd zdecyduje się użyć swojej policji i swoich więzień, aby zapewnić, że nauczyciele poświęcą tyle samo uwagi kreacjonizmowi co ewolucji, w następnej chwili może okazać się, że ta sama siła zostanie użyta do całkowitej eliminacji teorii ewolucji ze szkolnego nauczania” (s. 21). Tym samym położy się – o czym już pisałem – „funda-ment pod renesans barbarzyństwa, pod legalnie kontrolowane i siłą wprowadzane nieuctwo, i w końcu pod totalitarną kontrolę myśli i sumień” (s. 21). Ostatecznie przecież już teraz widać, co kreacjoniści wyrabiają u siebie: „w kościołach kongregacji kreacjonistów wymaga się kategorycznie wiary pod groźbą ognia piekielnego. Wrażliwi młodzi ludzie nauczeni, że czeka ich Piekło, gdy będą słuchać o teorii ewolucji, czynią to bardzo niechętnie, a jeśli już się na to zdecydują, to trudno im w nią uwierzyć” (s. 20). Jedyny ratunek przed totalitarnym zagrożeniem myśli ze strony kreacjonistów, to nie pozwolić im choćby przez 9 NAUKA A BIBLIA Podstawowy, a nieprawdziwy zarzut [antykreacjonistów] sprowadza się do tego, że kreacjoniści traktują Pismo Święte jako źródło wiedzy naukowej. Maciej GIERTYCH, „O uczciwą polemikę w sprawie ewolucji”, w: Eugeniusz MOCZYDLOWSKI (red.), PAN BÓG CZY DOBÓR NATURALNY, Megas, Białystok 1994, s. 85 oraz Kosmos 1993, t. 42 (3/4), s. 676. Kreacjoniści rozróżniają dwa całkowicie rożne rodzaje kreacjonizmu – biblijny i naukowy. Naukowy kreacjonizm nie opiera się ani na Księdze Genesis, ani na jakimkolwiek nauczaniu religijnym. Żadne rozumowanie nie korzysta tu z autorytetu Biblii. Naukowi kreacjoniści mówią o genetyce, paleontologii, termodynamice, geologii itd., a nie o teologii czy religii. Ich argumenty na rzecz stworzenia opierają się na wiedzy o DNA, mutacjach, skamieniałościach, termodynamice itp. Pojęcia te w ogóle nie występują w Biblii. Kreacjonizm biblijny natomiast opiera się wyłącznie na Biblii. Mieczysław PAJEWSKI, STWORZENIE CZY EWOLUCJA?, Wydawnictwo „Duch Czasów”, Bielsko-Biała 1992, s. 11-12, http://kchds.pl/ wydawn.htm „Jedynie szkoła może wymknąć się ich kontroli. Niestety – tylko w bardzo ograniczonym stopniu” (s. 20), bo nauczyciele są „skrępowani, wiedząc wystarczająco dobrze, że ich praca jest w rękach członków komitetu szkolnego, którzy, jak wiadomo, nie są zazwyczaj nastawieni na rozwój intelektualny A NAPRAWDĘ... O co im chodzi? Gdzie maszeruje Armia Mroku? Kreacjoniści kładą „fundament pod renesans barbarzyństwa, pod legalnie kontrolowane i siłą wprowadzane nieuctwo”, chcą zaprowadzić „totalitarną kontrolę myśli i sumień” (s. 21). Opanowali już niektóre mniej popularne kościoły na prowincji, przekształcając je na bastiony kreacjonizmu (s. 19). Kościoły te wpływają na dom, na gazety, na całą otaczającą społeczność. Wyraża się to „choćby w naturze świąt”. Od kreacjonistów nie można się uwolnić, to prawdziwa zmora myślących ludzi. Nie można przed nimi uciec nawet w Kosmos: „w 1968 roku astronautom krążącym wokół Księżyca nakazano przeczytać kilka wersetów Genesis, tak jakby NASA pragnęła w ten sposób uspokoić opinię publiczną, że odważyła się pogwałcić firmament niebieski” (s. 10). Astronauci wili się jak piskorze, ale co mogli zrobić, skoro im nakazano! „Nawet prezydent Stanów Zjednoczonych [Ronald Reagan] wyrażał swoją sympatię dla kreacjonistów” (s. 19). Kreacjoniści mają w garści nie tylko NASA i astronautów, ale nawet prezydenta. Nie zawsze Amerykanie mają to szczęście, by mieć takiego prezydenta jak Bill Clinton, który w przeciwieństwie do Reagana i Busha opierał się, jak tylko mógł, naciskom kreacjonistów, popierał aborcję i związki homoseksualne, a na złość kreacjonistom nie przesadzał z ulubionym przez nich staroświeckim związkiem monogamicznym, twórczo wykorzystując do tego celu cygaro. Skąd ci kreacjoniści wiedzą, że Bóg stworzył świat? Ponieważ tak mówi Biblia, a dla nich „to jest wszystko, co ma naprawdę jakiekolwiek znaczenie” (s. 18).