KONTRO WERSJE

Transkrypt

KONTRO WERSJE
WERSJE
* TELEWIZJI MAX
* MIASTA - NOWEGO DZIENNIKA KOSZALIŃSKIEGO
* „idź POD PRĄD” (wyłączny wywiad z P. Stanisławem na str. 1)
W konferencji brali udział i zadawali pytania przedstawiciele Redakcji:
* GŁOSU KOSZALIŃSKIEGO
nieprawdy. To mnie trochę podnosi na duchu. (...)
Bardzo „spontaniczny” rezonans w oskarżaniu mnie o antysemityzm trochę
mnie przeraża. Chodzi mi o efekty tej tresury. Jest nie do pogodzenia z
wolnością słowa sytuacja, w której pewne tematy są wyłączone z dyskursu
publicznego albo można o nich mówić wyłącznie z aprobatą czy wręcz z
entuzjazmem. Dopóki będę żył i dopóki będę mógł, nie poddam się takim
ograniczeniom – bez względu na koszty. Całe swoje życie walczyłem z
cenzurą, nawet wtedy, gdy to było niebezpieczne i zamierzam to kontynuować
do śmierci. (...)
Wprowadzanie tematów zakazanych to wynalazek faszystowski nie do
pogodzenia z wolnością słowa. Socjalizm, czy to narodowy, czy
międzynarodowy, długo bez terroru wytrzymać nie może i jesteśmy właśnie
świadkami jego narodzin. Obawiam się, że będziemy mieli do czynienia z
eskalacją tego terroru. Coraz to nowe tematy będą wyłączane z dyskursu
publicznego. Jeżeli się na to zgodzimy i będziemy temu przyklaskiwać, to tym
szybciej zostaniemy sterroryzowani.
Czy jest Pan antysemitą?
Według tradycyjnej definicji nie jestem, ale pod definicję, według której
antysemityzmem jest każda krytyka Żydów, to już podpadam...
Jakie szykany spadły na Pana po wygłoszeniu pamiętnego felietonu?
Dwie redakcje zerwały ze mną współpracę natychmiast. Jedna, kapitałowo
powiązana ze spółką Agora, Interia.pl, zerwała ze mną bez podania przyczyn.
Domyśliłem się, o co chodzi. Potwierdzili to prywatnie jej pracownicy. Druga
redakcja, zagraniczna, skorzystała według mnie z okazji, by mi nie zapłacić, a
winna mi była za pół roku...
Jaką rolę na obecnej scenie politycznej odgrywa UPR? Pytam,
ponieważ, gdyby UPR zwiększyła swoją reprezentację polityczną,
osiągnęłaby duży sukces, na który czeka od lat.
Panie Redaktorze, bardzo się cieszę, że Pan tak myśli. Mamy cały czas
nadzieję. Jak w dowcipie o milionerze i pucybucie. Kiedy milioner zarzucił
pucybutowi, że się wałkoni i nie odnosi sukcesów, ten odparł:
„Proszę Pana, między
nami jest taka różnica, że Pan
pracuje na drugi milion, a ja w
dalszym ciągu na pierwszy.”
W UPR jesteśmy
właśnie w takiej sytuacji, że
pracujemy na ten pierwszy milion.
Mamy nadzieję, że się nam w
końcu uda. To zależy nie tyle od
nas, co od pewnych nastrojów
społecznych. Większość
społeczeństwa, która się w ogóle
Lokalne media nie raczyły poinformować o
polityką
interesuje (połowa się nią
spotkaniu więc sami wyszliśmy na ulice.
nie zajmuje lub jest tak zirytowana,
Sala Radia Koszalin pękała w szwach...
że już nie chodzi na żadne wybory)
nadal ma złudzenia, że państwo poprzez przemielenie pieniędzy podatkowych
rozwiąże jakieś problemy społeczne czy ekonomiczne. Jest to bardzo bolesne
złudzenie. Dopóki jednak ludzie je mają, będą dawali im wyraz w różnych
politycznych wyborach. Dla mnie pocieszające jest to, że UPR, mimo że nie
odnosi sukcesu politycznego, ma stałe notowania. Oznacza to, że jest w Polsce
środowisko (bardzo niewielkie jeszcze), które jednak już myśli w tych
kategoriach. Z wielkim trudem przychodzi nam zaszczepianie tych idei dlatego,
że większość środowisk opiniotwórczych pracuje na „odwrotnej fali”. Ja nie
mam pretensji, ja tylko opisuję rzeczywistość. Tak jest nie tylko w Polsce, z UE
płynie też ogromną falą propaganda socjalistyczna. Niestety również część
duchowieństwa, nie wiedząc o tym mówi „prozą” – propaguje socjalistyczne
rozwiązania, nie zdając sobie sprawy, że one są socjalistyczne.
„ i d ź P O D P R Ą D ” - pismo biblijnych chrześcijan
Prezes UPR Koszalin Jakub Pyżanowski wita S. Michalkiewicza fot. A.Turczyn
Stanisław Michalkiewicz: „Proszę Państwa, kilka słów wyjaśnienia. Mam
zaszczyt wystąpić tu przed Państwem jako jeszcze człowiek wolny od
podejrzeń, ale nie wiem jak długo, ponieważ do prokuratury w Toruniu zostały
skierowane dwa doniesienia o przestępstwie, które jest mi przypisywane w
związku z felietonem wygłoszonym w RM 29.03. tego roku. Wskazywałem w
nim na fiasko naszej polityki wschodniej, gdy tymczasem, na domiar złego,
dwie organizacje żydowskie z USA
kierują od lat wobec Polski roszczenia
finansowe i czynią to z dużym tupetem.
Chodzi o Światowy Kongres Żydów i
Amerykański Komitet Żydowski.
16.03.2006r. Pan Premier
Marcinkiewicz złożył przedstawicielowi
jednej z tych organizacji, Panu
Dawidowi Harisowi, obietnicę, że
sprawa tych roszczeń zostanie
załatwiona JESZCZE w tym roku.
Ponieważ roszczenia w mojej (i innych)
opinii są pozbawione podstaw
prawnych, a ich szacunkowa wartość
sięga 60-65 mld $, uważałem, że opinia
publiczna w Polsce powinna zostać o
tej obietnicy poinformowana, zanim będzie za późno. Jej spełnienie
oznaczałoby jeśli nie katastrofę, to przynajmniej bardzo poważne trudności
płatnicze państwa polskiego. To nie Rząd by płacił, nie partie polityczne, ale
obywatele i tak już obciążeni bardzo poważnie.
Musiałem widocznie dotknąć bardzo czułego punktu, a dodatkowo mój
felieton dał bardzo wygodny pretekst do kolejnego ataku na RM. Nie chodzi tu
specjalnie o treści tam publikowane. Ta rozgłośnia samym swoim istnieniem
narusza pewien ład medialny zaprojektowany przy Okrągłym Stole. Jego
istotą jest nadanie pewnym środowiskom przywileju przemawiania w imieniu
całego społeczeństwa. Dzięki RM środowiska skazane na milczenie
przemówiły własnym głosem – nieważne, czy ten głos jest rozsądny czy nie,
czy to, co mówią ci ludzie, jest mądre czy niemądre, ważne, że jest
autentyczne i własne. Ta sytuacja może i byłaby do zniesienia, gdyby nie fakt,
że w ubiegłym roku ujawniły się polityczne skutki przełamania „ładu”
medialnego. Środowiska tym zagrożone zrozumiały, że trzeba coś z tym
zrobić, póki nie jest jeszcze za późno. Stąd ataki na RM, w których również
moja skromna osoba została wykorzystana jako pretekst. Zobaczymy, czy
doniesienia do prokuratury toruńskiej będą miały dalszy ciąg. Zależy to od
postanowienia Rządu – prokuratura jest jemu hierarchicznie
podporządkowana. Jeśli Rząd uzna, że będzie z jakichś powodów wygodniej
pokazać, że wypowiedzi podejrzane o antysemityzm są w Polsce surowo
represjonowane, to będę doskonałym alibi dla Rządu. Jeśli nie, to sądzę, że
sprawa „rozejdzie się po kościach”.
Przedstawiłem to pokrótce, ponieważ miałem duże trudności z
zaprezentowaniem tej sprawy w mediach. Na szczęście jest RM, gdzie
mogłem to tłumaczyć. Państwa obecność napawa mnie optymizmem, że coś
się zmienia na lepsze. Proszę o pytania.
Czy czuje się Pan niewinny?
Naturalnie. Mało tego, czuję się dumny, że narażając się na kłopoty,
przedstawiłem opinii publicznej to zagrożenie. Proszę zwrócić uwagę, że
dziennikarze (mówię oczywiście o warszawskich kolegach...), którzy są
bardzo wnikliwi w różnych
sprawach, przez prawie
dwa miesiące nie odważyli
się zapytać
Pana
Premiera, jaką właściwie
obietnicę złożył Panu
Dawidowi Harisowi.
Jednocześnie żaden z
moich oskarżycieli nie
zarzucił mi powiedzenia
KONFERENCJA PRASOWA W RADIU KOSZALIN
KONTRO
8
Kontrowersje konferencja prasowa
w radiu Koszalin
16
Okiem ...
M. Kosiński, M. Kowalski 15
Komentują: JKM,
Karnowski, Chojecki……. 14
Inkwizycja
P. Setkowicz……………… 12
Trudne wersety 8
P. Chojecki……………….. 11
Meandry sporów o
pochodzenie - M.
Zagadka Sierpnia '80
P. Setkowicz……………... 6
Impotenci też klienci…
Natalia Dueholm…………. 5
Dlaczego nie szkoła?
Małgorzata Machała…….. 5
Ewangelia Judasza a
Biblia - A. Palla…………... 3
UPRzejmy punkt
widzenia - W. Popiela…... 2
Zus? zaorać M. Waszak………………... 2
Wywiad ze St.
Michalkiewiczem………… 1
Uwaga, fałszywi kapłani
P. Chojecki………...….….. 1
W tym numerze:
P O D
P R Ą D
Czym różnią się więc oba systemy?
Najważniejszą cechą kapłanów jest
pośrednictwo między Bogiem a ludźmi. Naród
żydowski został wybrany, by jako
c.d. na str. 13
W 7. rozdziale wspomnianego listu Bóg poucza
ich, by umieli rozpoznać dwa konkurencyjne
porządki kapłańskie: według porządku Melchisedeka
i Aarona/Lewiego. Kapłaństwo lewickie, jego system
przykazań i rytuałów, wprowadzone za czasów
Mojżesza, zostało zastąpione nowym kapłaństwem:
Gdyby zaś doskonałość była osiągalna przez
kapłaństwo lewickie, a wszak w oparciu o
nie otrzymał lud zakon, to jaka jeszcze była
potrzeba ustanawiać innego kapłana według
porządku Melchisedeka, zamiast pozostać
przy porządku Aarona?
(Hebr. 7:11)
Paweł Chojecki: Minęła niedawno rocznica śmierci papieża. Rok
temu pisał Pan w „Najwyższym Czasie”, że żałoba po papieżu
była ćwiczeniem razwiedki (służb specjalnych) w sterowaniu
emocjami tłumu. Jaki według Pana razwiedka może mieć interes
w kreowaniu kultu Jana Pawła II?
Stanisław Michalkiewicz: Nie tyle w kreowaniu kultu papieża, bo
tutaj nie sądzę, by akurat razwiedka ten kult krzewiła, natomiast
razwiedka według mnie wykorzystała tę okazję do sprawdzenia
siły oddziaływania skoordynowanej propagandy telewizyjnej na
emocje wielkich mas ludzkich. Okazało się, że to bardzo sprawnie
działa. Nie byłem do końca przekonany, że tak jest – nie byłem
c.d. na str. 4
pewien – ale utwierdziło mnie w tym następujące
zdarzenie. Pani Pochanke w TVN zaproponowała,
żeby syreny zawyły w piątek, w dniu pogrzebu, o
godzinie śmierci Papieża. Syreny rzeczywiście
zawyły. Spontaniczność wszędzie jest możliwa, ale
tam nie- jest to element systemu obrony
terytorialnej państwa. Tam wykonuje się rozkazy...
Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że razwiedka
przeprowadziła tu jakieś ćwiczenia. Czy ma ona
jakiś interes w kulcie Papieża? Odnoszę wrażenie,
że w tej chwili postać Jana Pawła II jest
dla naszej gazety
STANISŁAW MICHALKIEWICZ
Co zrobić, by się strzec przed tym losem? Jak nie wpaść w
dół przeznaczony dla tych duchowo ślepych, a jednak zręcznych
w mamieniu ludzi „przewodników”?
Najważniejsze, by umieć ich rozpoznać. Gdy nam się to
uda, dalsze kroki są oczywiste...
Bóg nie zostawił nas bezbronnymi wobec duchowych
zwodzicieli. Opisał w Biblii proste testy, za pomocą których
można rozpoznać fałszywych kapłanów. Celuje w tym zwłaszcza
List do Hebrajczyków inaczej zwanych Żydami lub Judejczykami
(to ostatnie określenie, zmienione nieco przez Juliana Tuwima,
zostało niedawno uznane przez „media” za antysemickie!).
Hebrajczycy więc znali starotestamentowy system kapłański i od
dzieciństwa byli wdrażani w jego praktyki i rytuały. Kiedy słyszeli
o Mesjaszu-Jezusie i Jego Nowym Przymierzu-Testamencie,
mieli poważny problem, co zrobić z religią wpajaną im od
dzieciństwa i utożsamianą z tradycją narodową. Odejście od
judaizmu poczytywane było przez rodaków za zdradę i karane
często śmiercią. Rozróżnienie więc pomiędzy prawdziwą i
fałszywą religijnością było dla nich dosłownie sprawą życia lub
śmierci.
UWAGA!!!
FAŁSZYWI
KAPŁANI
ROK 4, NR 5 (22) MAJ 2006, CENA 1 zł ( VAT 0%)
ISSN 1734-2708, INDEKS 332143, nakład 10 000 egz.
PŁYNĄ
okół nas krąży niewiarygodnie wielka liczba
fałszywych kapłanów, a jednak media o tym
milczą. Nie ostrzegają przed nimi nawet kościoły
chrześcijańskie. Nie biją na alarm wyczulone zwykle na wpływy
żydowskie środowiska narodowe, choć wzorce tego kapłaństwa
sięgają swymi korzeniami do religii mojżeszowej. Jezus
wypowiedział się o nich jasno:
Zostawcie ich! Ślepi są przewodnikami ślepych, a jeśli
ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną.
(Mat. 15:14)
W
Paweł Chojecki
TYLKO Z D R O W E RYBY
idź
KTO KRYŁ BOLKA? - ODKRYWA GWIAZDA str.6
STR.3
EWANGELIA J U D A S Z A A BIBLIA
Z
akład Ubezpieczeń Społecznych czy
m oż e r ac z ej Z akł ad Uty li z acj i
Społeczeństwa albo Zawsze Ukradną
Składkę, jak krotochwilnie, lecz precyzyjnie
nazywa tę instytucję ulica, to absurdalna, otoczona
złą sławą instytucja, swoiste państwo w państwie
pobierające od wszystkich zatrudnionych olbrzymi
haracz i nie dające w zamian właściwie nic. Ten
przeżytek realnego socjalizmu dzielnie opiera się
wszelkim reformom, jest niewydajny i właściwie nie
wiadomo, co z nim począć. Wyjście jest tylko
jedno – należy ZUS całkowicie zlikwidować,
pasożytujących w nim urzędników rozpędzić na
cztery wiatry, a ich luksusowe siedziby sprzedać
na wolnym rynku. Ale zaraz! Co z głodowymi
rentami i emeryturami, które ten moloch jeszcze
wypłaca? Zostawić kilka milionów ludzi na
przysłowiowym lodzie? Otóż nie. Wypłatę
świadczeń ludziom, którzy nabyli już do nich
prawo, musi wziąć na siebie budżet Państwa –
zapewniam, że podoła. Natomiast przyszłym
emerytom należy powiedzieć uczciwie – żadnej
emerytury nie dostaniecie, bo nie będzie miał kto
na nią zapracować i to bez względu na to, czy ZUS
istnieje czy nie. Zresztą, nawet jeżeli Rząd ZUS-u
nie zlikwiduje, to ta instytucja zlikwiduje się sama –
za kilka lat zaczną przechodzić na emeryturę
roczniki powojennych wyży demograficznych,
zatrudnionych, od których ZUS pobiera haracz,
jest coraz mniej, a masowa, wielomilionowa
emigracja zarobkowa jeszcze tę katastrofę
pogłębia. Dzisiejszym 40-, 50-latkom trzeba
powiedzieć wreszcie uczciwie: żadnej emerytury
nie dostaniecie, bo po prostu nie będzie na to
pieniędzy – radźcie sobie sami, odkładając
pieniądze na starość, ubezpieczając się w
prywatnych firmach (dobrowolnie rzecz jasna!),
zakładajcie rentowne firmy i starajcie się o dzieci,
które utrzymają was na starość, bo katastrofa
systemu emerytalnego nastąpi za około 10 lat i nic
nie jest w stanie jej zapobiec. Będzie tak w całej
niemal Europie. Politycy zdają sobie z tego
sprawę, ale tchórzliwie chowają głowę w piasek,
mając nadzieję, że ten cały system "rypnie się"
dopiero po zakończeniu ich kadencji. Ponadto
likwidacja ZUS-u i uwolnienie przedsiębiorców od
przymusu opłacania składki spowoduje skokowy
wzrost zatrudnienia i wzrost płac ze wszystkimi
błogosławionymi tego skutkami. Ponadto, jak się
szacuje, około 50% (połowa!) rent jest wypłacana
na podstawie sfałszowanych orzeczeń lekarskich,
a to koszt niebagatelny! Próby urynkowienia,
zreformowania ZUS-u są z góry skazane na
niepowodzenie. Należy tę niemoralną instytucję
wyrwać wraz z korzeniami – w przeciwnym razie
dalej będzie stwarzała ludziom złudne, fałszywe
poczucie bezpieczeństwa. No i raz na zawsze
należy znieść przymus wszelkich ubezpieczeń.
Wiem, że to wszystko brzmi brutalnie, ale nic nie
poradzę – taka jest prawda – ZUS jest
nowotworem na ciele Narodu, a takie się wycina –
bez litości. Zresztą mam wątpliwości, czy
funkcjonowanie ZUS-u jest zgodne z... Konstytucją
RP! A co z opłacaną przez ZUS "bezpłatną" służbą
zdrowia? O tym – za tydzień. I przypominam, drogi
Czytelniku – jak Ci się chce, wytnij ten artykuł i
wyślij do swojego Posła. Może coś do niego
dotrze....
ZUS? ZAORAĆ
Mariusz Waszak
rys. Arkadiusz Gacparski
fragment
G
2
dyby goszczący od kilkunastu
dni na półkach księgarń
"Najgorszy"
pana
Waldemara Łysiaka czytany był w odcinkach na
antenie Radia Maryja, szanse na najszczersze
oburzenie starego i nowego salonu byłyby
większe.
Tymczasem – póki co – czytany nie jest, a
wcześniejsze doświadczenia i błąd nadania
rozgłosu popełniony z panem Michalkiewiczem
wskazują, że salon pozostanie przy tradycyjnej
metodzie zamilczenia na śmierć.
W „Najgorszym” sama mowa nienawiści,
prymitywny antysemityzm, a i feministki niejedno
by dla siebie znalazły. Czegóż ci rozmówcy nie
wygadują! Że w sprawie pana Jurczyka i innych
"polskie trybunały wciąż są w dużej części
fałszywe, pracują tam marionetki, które muszą
grzecznie słuchać werdyktów ciemnawych
mocy spoza kulis", które to posłuszeństwo
utrzymywane jest kwitami. Że bohater książek
historycznych dla dziatwy szkolnej, były prezydent
III RP i TW Bolek nr ewid. GD 12535
"zwerbowany 29 grudnia 1970 r. przez
starszego inspektora Wydziału II KWMO w
Olsztynie” to ta sama osoba. Że „rok temu
opublikowano fragment rozmowy werbunkowej z
Michnikiem jako werbowanym i ‘Adaś’ robi się
coraz bardziej nerwowy”, choć „kiedyś był dużo
bardziej bezczelny niż dzisiaj, bo umożliwiono
mu zniszczenie własnej teczki w archiwum SB,
gdzie wpuścił go bezprawnie jego kumpel,
również kapusta, minister Kozłowski”. Że „tak
zwany pogrom kielecki organizowało NKWD. Jest
on dla Żydów koronnym dowodem antysemityzmu
katolików polskich”, itd., itp.
Z uwagi na poczytność autora i co najmniej
kilkudziesięciotysięczny nakład rozchodzący się
jak ciepłe bułeczki salon będzie miał problem. I
zdaje się, wybierze wypróbowaną metodę. O tym,
że metoda „totschweigen” jest sprawdzona,
świadczy fakt, że portal interia.pl musiał
zdecydować się zdjąć z głównych stron
dotychczasowe felietony „Realnym okiem”, o
nowych nie wspominając, zaś redaktor mówionej
Wyborczej - TOK.FM, J.Gugała wyrażał oburzenie
pojawianiem się niejakiego Stanisława
Michalkiewicza w publicznej telewizji. Wiadomo, że
państwowa telewizja powinna być miejscem dla
pupilów salonu, a i wyroki najlepiej wydawać
wówczas, gdy oskarżony nie ma prawa do obrony.
Prawda nie psuje wówczas dobrego
samopoczucia. Oburzenie jest więc uzasadnione i
pozostaje nadzieja, że panowie redaktorzy
Skowroński i Pospieszalski zostaną wydaleni z
wilczymi biletami. Nie wiadomo, co zrobić z panią
Pochanke, ale to już prywatna telewizja, a w niej
rządzi właściciel i wkrótce Rady Pracowników
szczęśliwie uchwalone przez Sejm na życzenie
Brukseli, której polski parlament i rząd słuchają
czasem jak PZPR Moskwy (Przedstawicielka
Ministerstwa Finansów w telewizji: „gdybyśmy nie
podnieśli akcyzy na paliwo, to Bruksela okazałaby
swoje niezadowolenie, a poza tym musimy
dochodzić do minimów unijnych.”).
Skoro już o Sejmie, to z parlamentarnych
piewców i obrońców wolności nie odezwał się nikt
w sprawie czy to nagonki na pana Michalkiewicza,
czy to meritum – bezpodstawnych ,
wielomiliardowych roszczeń. Najodważniejsi
przedstawiciele narodu zdobyli się na połajanki
i gniewne pomruki połączone z szyderstwami.
Reszta, także byli członkowie UPR zasilający
partie parlamentarne, wymownie milczy. Być może
listy, które wkrótce przekażemy dla każdego z
parlamentarzystów, sprawią, że pośród 560 osób
choć jedna opłacana z naszych podatków odważy
się zgodnie ze złożonym ślubowaniem „strzec
suwerenności Ojczyzny i dobra obywateli” i
podejmie temat na forum publicznym, nie
pozwalając panu premierowi prosić o kolejne
pytanie, jak uczynił to w sprawie „polskości”
niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz,
którą to próbę naszej wytrzymałości na obelgi
podjął po raz kolejny Światowy Kongres Żydów.
UPRzejmy punkt widzenia (12)
Wojciech Popiela, Prezes UPR
Oto jak Pani Kanclerka Niemiec wyraża
się o nieokreślonym rozszerzaniu UE:
„…twór, który nie ma granic, nie może
działać sprawnie. Musimy to sobie jasno
uzmysłowić i wyznaczyć te granice” (Dziennik
12.05.2006).
Nie dziwi więc, że socjalistyczni spece od
zniszczenia państw kierują najpierw Europę,
a potem świat na drogę zacierania granic.
Państwami bez granic nie da sprawnie
zarządzać. Decyzje więc zaczną zapadać na
wyższym szczeblu: światowych regionów
typu UE, a w końcu Rządu Światowego.
Angela Merkel widzi Niemcy jako
nadzorcę UE i dlatego troszczy się o jasne
wytyczenie jej granic. A o co troszczą się nasi
Rządzący pchający Polskę do UE i układu z
Schengen likwidującego granice między
Państwami??? Są głupi czy sprzedajni – a
może dwa w jednym?
Zapóźniony
Merkel nie jest głupia!
W
WOLNORYNKOWCY W
SŁUŻBIE NARODOWCOM
Marcin Kosiński
OKIEM WOLNORYNKOWCA
„Prezydent Lech Kaczyński uważa, że decyzja o integracji Polski z UE była ze
wszech miar słuszna, a członkostwo w Unii jest dla naszego kraju korzystne.”
Onet.pl
olnorynkowcy mogą czuć się ostatnimi zmianami personalnymi
nieźle skołowani. Narodowcy zresztą też...
Ultrakonserwatywna koalicja, jak ją ochrzciły media zachodnie,
weszła w falę realizacji "swoich obietnic". Oczywiście tylko tych, które
doprowadzą do wzmocnienia koalicji, osłabienia opozycji czy sfinansowania
rosnących wydatków budżetu...
Jednak największe zamieszanie wprowadziły ostatnio przeprowadzone
nominacje. I to w polityce kadrowej widać zasadniczą różnicę między PiS a
innymi partiami.
Wielki liberał gospodarczy, Robert Gwiazdowski, prezesem najbardziej
znienawidzonej przez drobnych przedsiębiorców organizacji wymuszającej
pieniądze - ZUS-u. Zapowiedziana przez pana prezesa reforma, mająca
obniżyć drastycznie wydatki tej organizacji poprzez obniżenie emerytur do
kwoty minimum socjalnego, i tak nie ma wiele szans na przejście przez
narodową koalicję. Co ciekawe pan Gwiazdowski nie akcentuje prawie w ogóle,
o ile miałyby spaść w ramach reformy składki. Inna propozycja dotyczy
zrzucenia na Urząd Skarbowy obowiązku ścigania osób unikających płacenia
haraczu na ZUS. Warto przypomnieć przy tej okazji słowa pana prezesa sprzed
4 lat:
- Policja skarbowa chce nowych uprawnień, ponieważ system podatkowy
jest tak skomplikowany, że nie może skutecznie go kontrolować. Skomplikowało
go samo państwo. Polacy płaciliby podatki, gdyby system nie był tak
niezrozumiały i nie przypominał wywłaszczenia. Państwo powinno zlikwidować
przyczyny ułomności systemu, a nie zwalczać skutki.
Bojownik o jawność, Bronisław Wildstein, szefem tuby propagandowej
każdej kolejnej ekipy przy korycie - TVP. Zanim jeszcze było wiadomo, kto
zostanie nowym prezesem, agencje prasowe doniosły, że prezes PiS, Jarosław
Kaczyński, odbył tajne spotkanie z dwoma kandydatami na szefa TVP. Wśród
nich znalazł się Bronisław Wildstein. Grunt to robienie tajnych spotkań z
człowiekiem, który zasłynął ujawnieniem 'tajnej' listy katalogowej IPN.
Zyta Gilowska - ex liberał (lub liberał chwilowo uśpiony) - szefem
finansowym całego folwarku. To już dużo wcześniejsza nominacja, ale dobrze
pokazuje, że PiS przyciąga silne osobowości, wyrzucane z innych partii. Kolejne
i ostatnie posunięcia pani minister warto skomentować jej własnymi słowami
sprzed paru lat:
- Do polityki nie przywiodła mnie myśl o stanowiskach, a niezgoda na to, co
się dzieje.
I w ramach tej niezgody pani Gilowska firmuje swoim nazwiskiem podwyżki
podatków i zwiększanie kontroli państwa nad ludźmi. Państwa, które z
uczciwych ludzi robi przestępców, wmawiając im, że niepłacenie podatków, by
nakarmić swoją rodzinę, jest czymś niemoralnym.
No i ultra narodowiec, Roman Giertych, ministrem edukacji. Tę nominację
niech skomentuje sam Ronald Reagan:
Jakość nauczania spada wraz ze wzrostem wynalazków rządu centralnego
i wprowadzaniem ich w życie. (31 marca 1976 roku).
Reformy Margaret Thatcher i Ronalda Reagana udały się dzięki dwóm
sprawom. Po pierwsze, prowolnorynkowym poglądom. A po drugie, dzięki
posiadanemu zapleczu w postaci swoich partii, które służyły za maszynki do
głosowania.
To, czego nie można zarzucić Kaczyńskim, to to, że nie obawiają się
nominować jednostek wybijających się ponad przeciętność. Tych, dla których
nie ma miejsca tak w LPR i Samoobronie, jak i w PO. Ale jednak na czele
mamy patriotycznych socjalistów w postaci Kaczyńskich i Marcinkiewicza. A ich
zaplecze to albo ignoranci ekonomiczni, albo cała armia drobnych
kombinatorów.
Wobec tego puentą ostatniego miesiąca działań rządzących niech będzie
cytat pochodzący od Margaret Thatcher:
Nie chcemy takiego społeczeństwa, w którym państwo odpowiada za
wszystko, a nikt nie odpowiada za państwo.
www.korespondent.pl
15
eszcze do niedawna sądziłem, że najczarniejszym
symbolem propagandy reżimu był Jerzy Urban. Jako
rzecznik rządu schyłkowego PRL-u zasłynął między innymi
atakami na ówczesnych opozycjonistów i akcją wysyłania
śpiworów bezdomnym nowojorczykom. Po tzw. przemianach
demokratycznych dawni opozycjoniści stali się jego kolegami do kieliszka,
oczywiście nie wszyscy, bo np. Ks. Popiełuszko z oczywistych przyczyn nie
dawał nadziei na fraternizację. Śpiworowa hojność złościła i śmieszyła zwykłych
ludzi, był to bowiem czas powszechnych niedoborów wszelkich dóbr, a papier
toaletowy był sporym luksusem. Podejrzewam zresztą, że celowo produkowano
mało papieru toaletowego, by zwiększyć zainteresowanie prasą codzienną i nie
pozostawić narodu sam na sam ze swymi myślami nawet w toalecie. Sam Jerzy
Urban miał złą opinię nawet u partyjniaków, którzy uważali go za błazna. Wiem
to z pierwszej ręki, gdyż kilku miałem nieprzyjemność poznać. Towarzysz
rzecznik nie był lubiany, bo na niego spadł ciężki obowiązek tłumaczenia
społeczeństwu, „dlaczego po rozwinięciu papierka okazuje się, że nie ma weń
cukierka”.
W swej naiwności sądziłem, że w nowej Rzeczpospolitej propaganda nie
będzie miała miejsca, a przynajmniej nie będzie zmuszać jej odbiorców do
bluzgania na własny telewizor. Sorry Urban! Młode wilki dziennikarstwa: Lis,
Morozowski, Sekielski, Olejnikowa biją mistrza na głowę. Od pół roku, gdy
okazało się że SLD, PO, PD, SDPL tracą władzę, rozpętano najohydniejszą
nagonkę medialną od czasów zabójstwa Ks. Jerzego. Program Lisa od kilku
miesięcy jest monotematyczny i powinien nosić tytuł „Co z tym radiem
(Maryja)”. Landrynkowy Tomeczek, od kiedy ujawnił swoje ambicje polityczne i
wyleciał z TVN, od razu pomiarkował, z której strony jest chleb posmarowany i
odzyskał rozsądek. Sekielski i Morozowski widać pozazdrościli i pokazują, że
szkoła we władaniu Giertycha zmieni się w kuźnię Hitlerjugend.
Niezorientowany widz może dojść do wniosku, że utrapieniem Polaków nie jest
brak roboty i forsy, lecz prywatna stacja w Toruniu oraz to, że naród
sprzeniewierzył się sondażom przedwyborczym.
Najbardziej śmieszą mnie ataki na Leppera ze strony PO i SLD. Nazywanie
go przestępcą to spora przesada, ponieważ wszelkie jego wybryki odbywały się
w ramach działalności związkowej, a to przecież wyżej wymienieni uczynili ze
związków zawodowych fundament Rzeczpospolitej. Pamiętacie państwo
kolegów Tuska i Rokity - Majewskiego i Niewiarowskiego? Majewski, szef MSW
u Bieleckiego, Niewiarowski, minister przemysłu u Suchockiej - obaj siedzą w
pierdlu za przestępstwa kryminalne. Do tego Kwiatkowski (ZChN), minister u
Wałęsy, ten z kolei kibluje za gangsterkę. I ci ludzie mają czelność wypominać
Andrzejowi wysypane zboże. Ataki na obecnych koalicjantów są coraz głupsze i
dotychczas nie mają miejsca już tylko w programach sportowych i prognozie
pogody. Rozumiem, że można nie darzyć sympatią tego czy owego polityka,
ale ataki na Młodzież Wszechpolską i czynienie z niej krzyżówki gestapo oraz
inkwizycji, świadczy o wyjątkowej podłości środowisk, które do dziś nie
dopuszczają myśli o zbrodniach komunistów, no bo jak tu mieć żal do tatusia i
dziadka? Pragnę także przypomnieć, że po poprzednich wyborach
samorządowych to właśnie SLD zawiązał koalicję z Samoobroną we wszystkich
sejmikach wojewódzkich. Konkluzja jest taka: jak rządzimy my - zwycięża
demokracja, a jak rządzą oni - jest to zwycięstwo faszyzmu i zamach na
demokrację.
„Niezależne” media i publicyści są tak powiązani z układem, jak pies z
budą, a prawda się nie liczy. Wola wyborców? Wolne media? Z chamami tylko
kłopot. Nasi szczerzy demokraci teraz mogą się już tylko wyszczekać w
instytucjach unijnych i tamtejszej prasie. Podobnie zresztą czynili targowiczanie
na Petersburskim dworze. Minęło 215 lat od uchwalenia Konstytucji 3 Maja, a
bojowników tolerancji wciąż u nas nie brakuje. SLD, SDPL i PD utworzyli
Centrolew i wzywają do obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec rządu. Proszę
zwrócić uwagę, że te trzy partie mają w nazwie demokrację. Kiedyś żyliśmy w
czasach demokracji ludowej, dziś za to mamy demokrację korytową. Kumple z
okrągłego stołu (koryta) wyznaczają jej kanony. Aha, byłbym zapomniał ostatnie wybory zostały przeprowadzone zgodnie z ordynacją, a rząd
utworzono zgodnie z konstytucją. Do głowy by mi nie przyszło, że będę musiał
stawać kiedykolwiek w obronie PiS-u, Ligi, Samoobrony, obecnej konstytucji
oraz demokracji. Ale widać życie stawia przed nami coraz to nowe wyzwania.
Nie wiem, czy ten rząd odniesie sukces, ale wiem, że jego krytycy dali d... na
całej linii i to także na mój koszt.
J
OKIEM NARODOWCA
Marian Kowalski
PRZEPRASZAM URBANA
J
Prezes TVP
Po latach delegowania do TVP
partyjnych aparatczyków lub
macherów telewizyjnych
produkcji firma ta może wreszcie
doczekać się prezesa innej
jakości - dziennikarza o dużej
kompetencji intelektualnej,
godnym pozazdroszczenia
dorobku i świadomości, czym
powinny być media publiczne.
Prezesa, który może postawić na
nowocześnie pokazywaną
kulturę, debatę, historię. Który sprawi, że audycja
publicystyczna w TVP nie będzie trwała o połowę
krócej niż taki program w stacji komercyjnej (vide
"Wywiad i Opinie" Krzysztofa Skorwońskiego z "Co
z tą Polską" Tomasza Lisa). Na to liczę.
Jednocześnie jednak nie ma co ukrywać - dla
pewnej części opinii publicznej i środowiska
medialnego tak wyrazisty prezes może być - mimo
niezaprzeczalnych jego walorów - powodem
dyskomfortu i poczucia przechwycenia TVP przez
"prawicę".
Niedopuszczenie do powstania takiego
politycznego "muru" będzie pierwszym zadaniem
Bronisława Wildsteina. Jeśli jednak potwierdzą się
doniesienia o narzucaniu przez dominujące partie
w KRRiT nominacji na dolnych szczeblach
machiny telewizyjnej, będzie to trudne. Ten sam
czynnik może też uniemożliwić reformy
wewnętrzne w TVP - pilne jak zawsze, od lat
spychane na później. Ale wystarczy spojrzeć na
Michał Karnowski
14
www.newsweek.redakcja.pl/blog/
Patriotycznie
Kilkakrotnie oberwało się ode mnie
kancelarii Prezydenta RP (nowej), ale
tym razem trzeba pochwalić i to mocno.
Odznaczenie 80 kombatantów walk o
wolną i niepodległą Polskę, w tym
Orderami Orła Białego - Anny
Walentynowicz, Andrzeja Gwiazdy, abp
Ignacego Tokarczuka - zasługuje na
wielką pochwałę. To spełnienie
przedwyborczych obietnic, to spełnienie
obowiązku Polski wobec tych osób.
Świetnie mówi o tym w dzisiejszym
"Dzienniku" prof. Jadwiga Staniszkis:
"Ania Walentynowicz zaganiała z
powrotem rozchodzących
się robotników. Ona pozostała wierna
idei Solidarności po 1989 roku (...),
wskazując na patologie transformacji".
A zatem - gratulacje.
dołujące słupki oglądalności (przy
jednoczesnym - to paradoks maksymalnym skomercjalizowaniu
TVP), by dostrzec, że dalsze czekanie
oznacza zejście kanałów telewizji
publicznych do drugiej ligi.
Podsumowując - w TVP jest bardzo źle
i to dla Wildsteina dobrze, bo ma
potencjał wzrostu. Równocześnie wielu
myślało, że tam już gorzej być nie
może. Może. Na pewno Bronisław
Wildstein podejmuje się zadania chyba
najtrudniejszego w jego życiu.
Paweł Chojecki
Autorytetem Moralnym? Ogłaszał. No to 99% szans
na to, że był agentem.
A skąd Adam Michnik wie, kogo ogłosić
Autorytetem Moralnym? Stąd, że w 1989 roku przez
kilka miesięcy On sam (oraz p.prof.prof. Ajnenkiel,
Holzer i Kroll - dziwnym trafem powiązani z "Wielkim
Wschodem Francji" - i zapewne tez agenci bezpieki)
zostali wpuszczeni do archiwum SB. Michnik, mając
papiery na tysiące osób, był więc - nie piastując
żadnego oficjalnego stanowiska - jednym z
najbardziej wpływowych polityków! Mając te dane
mógł wymuszać obsadzanie Autorytetów Moralnych
na posady np. redaktorskie - a potem jednym
telefonem z groźbą ujawnienia wymuszać właściwe
zachowanie się gazety czy telewizji. Na tym, a nie
na uroku osobistym, polegała Jego siła.
I jest rzeczą oczywistą, że był On przeciwnikiem
lustracji. Gdyby agentów ujawniono, Jego wpływy
zniknęłyby w mgnieniu oka!!
Nici wiążą ks.Czajkowskiego z całym
"postępowym" nurtem w Kościele - w szczególności
z "Tygodnikiem Powszechnym". Gdy sobie
przypomnimy, że "komisję Michnika" wpuścił do
archiwum SB p.Krzysztof Kozlowski, sekretarz tej
redakcji, koncesjonowanej przez "komunę", a
następnie powiązanej z "Wielkim Wschodem
Francji" - to sprawa jest OCZYWISTA!
Pamiętajcie jednak Państwo, że Antoni
Macierewicz ujawnił tylko 1/7 agentów SB (tych, co
już NIE pracowali dla UOP...), a w ogóle nie miał
dostępu do akt najważniejszych: agentów WSI.
Przeżyjecie więc Państwo jeszcze wiele
sensacji. Ja: nie.
Śp. baron Jerzy Cuvier na podstawie jednej
kości napiętka zrekonstruował Australopiteka. Czy
gdy potem odkryto Australopiteka - i okazał się on
bardzo podobny - to Cuvier miał się DZIWIĆ?
[email protected]
Nawet Judasz miał lepszy…
Problem nie tkwi w tym z kim skończył, ale z kim zaczął
współpracę. Jezus radzi, by oceniać po owocach.
Ag. Czajkowski był do dziś bardzo użyteczny dla środowiska
Michnika/Kiszczaka. Po śmierci ks. Popiełuszki SB ustąpiła
miejsca WSI…
„…Ale jeżeli się odciął od tej działalności po śmierci ks.
Jerzego Popiełuszki, to znaczy, że zachował kręgosłup
moralny.”
Prymas Józef Glemp o Czajkowskim (Rzeczpospolita)
Pamiętam, że wtedy w reżymowej telewizji
pokazano cały tłum "autorytetów moralnych", który
chórem odrzucał te niecne pomówienia. Proszę
przeszukać archiwa TVP, obejrzeć ten kadr - i
przyjąć do wiadomości, że widzieliście Państwo tłum
agentów, działających na zasadzie: "Jeden za
wszystkich - wszyscy za jednego". Zakładali, i
słusznie, że ludzie mogą uwierzyć, że ten i ów był
agentem SB - ale nie uwierzą, że byli nimi PRAWIE
WSZYSCY.
Ale taka jest prawda. Przypominam, że w NRD
jedna pani, która założyła 10-osobowe kółko
opozycyjne, przeglądając akta Komisji pastora
Gaucka, odkryła, że poza nią reszta
"opozycjonistów" (z jej mężem włącznie) była
agentami StaSi! Nie wiedzącymi o sobie nawzajem,
oczywiście.
W Polsce istniała możliwość, że na dziewięciu
opozycjonistów trzech to agenci SB, trzech WSI, a
trzech np. StaSi - a ponieważ służby te NIE
wymieniały między sobą informacji, każdy z trzech
oficerów prowadzących sam był przekonany, że
kontroluje groźnych wrogów ustroju!
Dziś "Newsweek" ujawnia, że "wielki pisarz i
Autorytet Moralny", śp.Andrzej Szczypiorski, też był
agentem SB - i nawet pomagał w zwabienia z
Londynu do kraju własnego ojca. Ludzie się dziwią.
Ja się nie dziwię. Czy Adam Michnik ogłaszał, że
Andrzej Szczypiorski jest Wielkim Pisarzem i
rys. Arkadiusz Gacparski
uż dzwonią telefony - bo
"sensacja": ks.Michał
Czajkowski, jeden z
Wielkich Autorytetów (wg
"Gazety Wybiórczej"
oczywiście) okazał się być
agentem SB. Rozmaici ludzie,
którym ks.Czajkowski zalazł za skórę węszeniem
wszędzie mniej lub bardziej rzekomego
"antysemityzmu", oddychają z ulgą.
I pytają mnie: "A Pan się nie cieszy?"
Ludzie są kompletnie pomyleni. Czemu mam się
dziwić - i z czego cieszyć?
Przecież tłumaczę wszystkim od 17 lat, że
praktycznie CAŁY ten "Okrągły Stół" to robota
bezpieki; że w zasadzie wszyscy popierający ten
układ, którzy zasiadali do obrad w Magdalence, to
agentura - a ludzie nie mogą uwierzyć, że taka
ogromna impreza mogła się bezpiece udać.
Tak: istotnie rzadko zdarza się, że służbom
specjalnym udaje się taki numer - ale tym razem
właśnie się udał. Ja o tym wiem - z
prawdopodobieństwem 99%, powiedzmy. W związku
z tym gdyby ktoś przyszedł i mi powiedział, że ks.
Czajkowski NIE był agentem służb specjalnych - to
wtedy bym się zdziwił, i to bardzo!!
15 lat temu wyszło na jaw, że pewien minister
spraw zagranicznych (ps."Kask"), szantażowany z
powodu swego homoseksualizmu, był agentem SB.
komentuje
ARCHEOPOLITYKOLOGIA
wewnętrzną, stronę górną jak stronę dolną, i jeśli
macie zwyczaj czynić to, co męskie i żeńskie
jednością, aby to, co jest męskie, nie było
męskim, a to, co jest żeńskie, nie było żeńskim;
jeśli będziecie mieli zwyczaj czynić oczy jednym
okiem, a jedną rękę dacie w miejsce ręki i nogę w
miejsce nogi, i obraz w miejsce obrazu - wtedy
wejdziecie do królestwa”.
56 Rzekł Jezus: „Kto poznał świat, znalazł
Ireneusz z Lyonu napisał w II wieku, że jej
autorami byli gnostycy z ugrupowania Kainitów.
Kainic i mieli negatyw ny wizerunek
starotestamentowego Boga, między innymi
dlatego, że wyznawali dualizm, uważając
materię za zło, a ponieważ Bóg stworzył materię,
przypisywali Mu stworzenie zła. Ich antypatia
wobec Boga wyrażała się hołubieniem tych,
którzy żyli w buncie wobec Niego: Kaina,
7 Rzekł Jezus: „Szczęśliwy lew, którego zje
człowiek. I lew stanie się człowiekiem. Przeklęty
człowiek, którego zje lew. I człowiek stanie się
lwem”.
22. Spytali Go: „Jeśli staniemy się małymi,
wejdziemy do królestwa? Odrzekł im Jezus: „Wejdziecie, jeśli macie zwyczaj czynić dwa jednością i
stronę wewnętrzną czynić tak, jak stronę
zewnętrzną, a stronę zewnętrzną tak, jak
Wschodu, mimo iż jego terminologia przypomina
chrześcijańską. Wielu chrześcijan sympatyzuje z
ruchem New Age, co jednak nie czyni go częścią
chrześcijaństwa. Podobnie gnostycyzm nie był
formą chrześcijaństwa, mimo iż gnostycy szanowali
Jezusa Chrystusa, posługiwali się terminologią
chrześcijańską, a nawet pisali ewangelie.
Ewangelie gnostyków powstały później od
kanonicznych, na co wskazują między innymi
występujące w nich nowotestamentowe cytaty. Np.
Ewangelia Filipa zawiera dwa takie cytaty w jednym
akapicie: Ani ciało, ani krew nie będą mogły
dziedziczyć królestwa Bożego (1Kor 15:50). Które
nie będzie dziedziczyć? To, które jest na nas. Które
zaś tylko będzie dziedziczyć? To [ciało] Jezusa i
Jego krew. Dlatego powiedział: Kto nie będzie
pożywał mojego ciała ani pił mojej krwi, nie będzie
miał życia w sobie (Jan 6:53).1 Nawet w przypadku
Ewangelii wg Tomasza z II wieku, która zawiera
nieco autentycznych wypowiedzi Jezusa, nie da się
wykazać, że była źródłem wypowiedzi zapisanych
w kanonicznych Ewangeliach, ale można wskazać
na jej zależność od nich.2
Chrześcijaństwo odrzuciło ewangelie
gnostyków, gdyż głosiły inną ewangelię od tej, którą
przekazał Jezus i apostołowie, a nierzadko
sprzeczną z nią, pomijając to, że w odróżnieniu od
ksiąg nowotestamentowych powstały dopiero wiek,
dwa lub trzy po śmierci apostołów. Nie są one
ewangeliami w pełnym tego słowa znaczeniu, gdyż
nie zawierają opisu służby i nauk Jezusa. Nie ma w
nich wzmianek o miastach, rzekach, górach ani
chronologii wydarzeń z życia Jezusa. Na ogół
stanowią jedynie zbiór luźnych wypowiedzi
przypisanych Jezusowi, ale bez kontekstu,
ponieważ powstały długo po śmierci Jezusa.
W gnostyckich ewangeliach natrafimy na myśli
wypowiedziane przez Jezusa, które znamy z
kanonicznych ewangelii, a także na myśli, które
mógłby wypowiedzieć każdy przywódca religijny w
owym czasie. Znajdziemy w nich poglądy
sprzeczne z naukami Pisma Świętego, na przykład
w Ewangelii wg Tomasza są idee panteistyczne:
Rozłup drewno, Ja tam jestem. Podnieś kamień, a
znajdziesz Mnie tam.3 Niektóre z myśli w pismach
gnostyków noszą znamiona niedorzeczności, jak
poniższe z Ewangelii Tomasza:
3
Ewangelia Judasza
Kilkadziesiąt lat temu egipscy wieśniacy z
Muhafazat al Minya dostrzegli jaskinię w pobliżu
brzegu Nilu. W starożytności w takich miejscach
grzebano zmarłych, toteż fellahowie dostali się do
wnętrza, aby sprawdzić, czy nie znajdą czegoś,
co mogliby spieniężyć. W środku natknęli się na
ludzkie kości i kamienny pojemnik, z którego
wyjęli papirusowy kodeks w skórze.
Przez kilkanaście lat papirus wędrował z rąk
do rąk, kradziony i sprzedawany. W 1983 roku
wypłynął na czarnym rynku w Genewie.
Sprzedawca żądał 3 milionów dolarów, ale nie
znalazł nabywcy, gdyż nie było
pewności, czy jest to autentyk. W
końcu na kupno zdecydowała się
szwajcarska fundacja Maecenas
prowadząca badania archeologiczne. Za jej sprawą manuskrypt
przebadano. Specjaliści stwierdzili
jego autentyczność, datując go na
III wiek.
Kodeks ten zawiera dużą
część gnostyckiej Ewangelii
Judasza w języku koptyjskim.
Glory f ik uje ona J udas za,
przypisując mu dzieło wybawienia
Jezusa z ludzkiego ciała, a
Jezusowi wkłada w usta słowa,
które stawiają Judasza nad
pozostałymi apostołami. Choć
media obwołały ją nowym i
wielkim objawieniem, to jej treść
była znana wczesnochrześcijańskim pisarzom, którzy
uważali ją za próbę zafałszowania
prawdy i gloryfikacji złodzieja i
zdrajcy, jakim był Judasz.
Ewangelie gnostyków nie zawierają sekretnej
gnozy Jezusa, ale wypowiedzi Jezusa znane z
ewangelii kanonicznych, wymieszane z
gnostycką filozofią, późnymi legendami i
niedorzecznościami. Nie znajdziemy w nich
prawie niczego, co pozwoliłoby lepiej poznać
nauki i osobę historycznego Jezusa. I nic
dziwnego, gdyż powstały przynajmniej wiek
później, a nawet więcej niż Nowy Testament.
Ewangelia Judasza jest jedną z tych gnostyckich
ewangelii.
trupa, a kto znalazł trupa, świat nie jest go wart”.
98 Rzekł Jezus: „Królestwo Ojca podobne
jest do człowieka pragnącego zabić możnego
pana. Wydobył miecz w swym domu i wbił go w
ścianę, aby poznać, czy jego ręka będzie silna.
Wówczas zabił możnego pana”.
Sodomitów, Ezawa, Koracha i Judasza.4 Od
Kaina wzięli swoją nazwę, a Judasza uczynili
bohaterem, głosząc, że bez jego pomocy Jezus
poniósłby fiasko.
Ewangelia Judasza zaprzecza sprawozdaniu
Mateusza, Marka, Łukasza i Jana. Czy to
oznacza, że należy bezkrytycznie przyjąć jej
relację jako prawdę? Nie, gdyż Ewangelie
kanoniczne powstały w I wieku, gdy żyli jeszcze
naoczni świadkowie opisanych wydarzeń, a ich
także mają za sobą tysiące dowodów
prawdomówności, podczas gdy ewangelie
gnostyków powstały znacznie później i zawierają
legendy i niedorzeczności.
Jezus, według Ewangelii Judasza, postawił
Judasza wyżej od pozostałych apostołów,
podczas gdy w Ewangeliach kanonicznych
czytamy, że nazwał go „synem zatracenia”
(J 17:12). Apostoł Jan napisał, że Judasz był
„złodziejem”, który podkradał pieniądze z kasy
na ubogich (J 12:6). Judasz zdradził Jezusa,
wydając go arcykapłanom za 30 srebrników,
działając z inspiracji diabła, a nie Jezusa
(J 13:2.27). Ktoś mógłby powiedzieć, że sądząc
po owocach - kwestionowanie dzieła zbawienia i
wiarygodności Nowego Testamentu - gnostycy
ulegli temu samemu duchowi, zwłaszcza że
Ewangelia Judasza kwestionuje
nowotestamentową naukę o tym, iż Syn Boży
przyszedł w ciele ludzkim, co apostoł Jan uważał
za dowód zwiedzenia: „Po tym poznawajcie
Ducha Bożego: Wszelki duch, który wyznaje, że
EWANGELIA JUDASZA A BIBLIA cz.2
G
nostyków można porównać do
dzisiejszego ruchu New Age. Jedni i
drudzy posługiwali się chrześcijańską
terminologią i odnosili się z szacunkiem do Jezusa
Chrystusa, ale jednocześnie praktykowali
ezoteryzm i czerpali poglądy ze wschodnich religii.
Wielu gnostyków uważało się za chrześcijan. Dziś
jest podobnie, gdy chodzi o zwolenników ruchu
New Age, który ma swe korzenie w religiach
rys. Arkadiusz Gacparski
1. Ewangelia wg Filipa, 23.
2. Gregory Boyd, Jesus Under Siege, s. 118.
3. Ewangelia wg Tomasza, 77.
4. Ireneusz, Przeciwko herezjom, 31:1-2, Hipolit, Przeciw wszystkim herezjom, 8:20,
Epifaniusz, Panarion, 38, 2:4.
5. Ireneusz, Przeciwko herezjom, 31:1-2
6. Euzebiusz z Cezarei, Historia Kościoła, 3, 25:4-7.
7. Listę 27 ksiąg Nowego Testamentu znaleźć można w pismach Euzebiusza z Cezarei
(260-340), a także Liście Atanazjusza do kościoła w Aleksandrii z 367 roku.
Przypisy:
Alfred Palla
Podsumowanie
Popularność pism gnostyckich wiele zawdzięcza wpływowi ezoteryzmu i
relatywizmu na obecne narcystyczne pokolenie. Gnostycy byli podobni w
swej orientacji - w sobie samych upatrywali boskości, mądrości, zbawienia,
odrzucając boskość Chrystusa i chrześcijańskie absoluty. Wyjaśnia to
sceptycyzm liberalnych teologów oraz konspiracyjne teorie zwolenników
ezoteryzmu wobec kanonicznych ewangelii i boskości Chrystusa, przy
jednoczesnym forowaniu ewangelii gnostycznych.
Ewangelie gnostyków nie znalazły się w kanonie Nowego Testamentu
nie dlatego, że tak zarządził Kościół, ale dlatego, że nie mogły spełnić
kryteriów stawianych wobec pism nowotestamentowych. Na czym one
polegały? Po pierwsze, treść musiała się opierać na relacji naocznych
świadków, a więc ich autorem musiał być apostoł lub jego uczeń, co
wykluczyło wszystkie ewangelie gnostyków, ponieważ powstały zbyt późno,
aby ich autorami mogli być ci, których imiona noszą (np. Judasz, Tomasz,
Filip, Piotr, Maria Magdalena). Po drugie, musiały być w zgodzie ze Starym
Testamentem, naukami Chrystusa i apostołów, tymczasem ewangelie
gnostyków są zabarwione pogańską mitologią, filozofią i religią, która jest
obca Pismu Świętemu. Po trzecie, powinny wydawać dobre owoce w życiu
wierzących i Kościoła. Po czwarte, musiały mieć szeroką akceptację ze
strony kościołów chrześcijańskich na całym świecie.6 Intrygującym
fenomenem jest to, że większość ksiąg, które tworzą kanon Nowego
Testamentu, już w pierwszych dwóch wiekach cieszyła się akceptacją wśród
kościołów rozsianych od Wielkiej Brytanii po Mezopotamię i od Egiptu po
Macedonię, co samo w sobie jest rzeczą niezwykłą, zważywszy
zróżnicowanie geograficzne i kulturowe ich czytelników.7
Kanon Pisma Świętego nie był arbitralnym wyborem jakiegoś jednego
człowieka czy soboru, jak to naiwnie ukazują autorzy konspiracyjnych teorii.
Kanon był rezultatem autorytetu, jaki niektóre pisma wyrobiły sobie w ciągu
wieków. Tak synod rabinów w Jamni w I wieku n.e. w sprawie kanonu
starotestamentowego, jak i sobory chrześcijańskie w Laodycei (363 r.) i w
Kartaginie (397 r.) w sprawie kanonu nowotestamentowego nie obdarzyły
ksiąg biblijnych innym autorytetem poza tym, jaki miały wśród wierzących od
wieków.
Jezus Chrystus przyszedł w ciele, z Boga jest. Wszelki zaś duch, który nie
wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, nie jest z Boga. Jest to duch
antychrysta, o którym słyszeliście, że ma przyjść, i teraz już jest na
świecie.” (1J 4:2-3).
Nic dziwnego, że chrześcijanie uważali w pierwszych wiekach
Ewangelię Judasza za próbę zafałszowania prawdy. Dziś, mając do
dyspozycji jej tekst, możemy się przekonać o prawdziwości tej oceny,
pozostawionej w II wieku przez Ireneusza z Lyonu w jego dziele pt.
Przeciwko herezjom.5
Ewangelia Judasza jest typowym dla gnostyków eklektycznym pismem,
w którym chrześcijańska terminologia została wymieszana z ideami
zaczerpniętymi z greckiej mitologii i wschodnich religii. Nie wnosi ona
niczego nowego w wizerunek Chrystusa ani w opis Jego ostatnich godzin
życia. Pozwala natomiast lepiej poznać przekonania gnostyków, którzy ją
napisali. Niemniej roszczenia dotyczące wagi tego znaleziska dla obrazu
wczesnego chrześcijaństwa czy ostatnich dni Jezusa należy uznać za
niedorzeczne.
Chrześcijanie dobrze uczynią, pokładając ufność w Nowym
Testamencie, a tym, którzy odrzucają jego autorytet, egzaltując się pismami
gnostyków czy propagując rozmaite konspiracyjne teorie skierowane
przeciwko autorytetowi Nowego Testamentu, jak to czyni Dan Brown, warto
przypomnieć słowa Jezusa skierowane do sceptyków żyjących w Jego
czasach: „Błądzicie, nie znając Pism ani mocy Bożej.” (Mt 22:29).
4
dla naszej gazety
STANISŁAW
MICHALKIEWICZ
eksploatowana i politycznie, i ideologicznie, i pod każdym innym względem,
więc razwiedka, jeśli się jeszcze w to nie włączyła, to na pewno się włączy.
P.Ch.: W jednym z ostatnich felietonów przypomniał Pan o księżach „patriotach”. Już Andrzej Gwiazda, kiedy wspomina rok 80., wskazuje na część
duchowieństwa jako na przeszkodę mówienia już wtedy prawdy o Wałęsie.
Twierdzi, że gdyby wtedy powiedzieli, kim jest Wałęsa, z ambon całej Polski
popłynęłyby oskarżenia o małych, zazdrosnych ludziach atakujących Bohatera.
Do dzisiaj księża „patrioci” nie zostali zdemaskowani. Dalej kościół katolicki
wywiera oprócz mediów główny wpływ na myślenie Polaków, na tresurę, o
której Pan wspomniał. Dlaczego według Pana nadal nie następuje
oczyszczenie szeregów duchowieństwa katolickiego z agentów?
S.M.: Nie tylko katolickiego, innych też. Co do tego, o czym mówił Pan Andrzej
Gwiazda – wydaje mi się, że część księży mogła to robić w dobrej wierze. Nie
przyszło im do głowy, że Wałęsa może być w ten sposób manipulowany czy
wykorzystywany. Oni autentycznie mogliby wyrażać oburzenie na tego rodzaju
informacje. Specjalnie się im nie dziwię, bo przy takiej legendzie
martyrologicznej, jaka została stworzona – częściowo przecież autentycznej –
to o łatwowierność nie było wcale trudno. Natomiast teraz takie postawy muszą
dziwić. Jeśli się je spotyka i gdy ktoś na przykład piętnuje Krzysztofa
Wyszkowskiego, Gwiazdę i inne osoby, które po prostu mówią prawdę – nie
demonizują specjalnie Wałęsy, ale też nie kucają przed nim – to budzi
zdziwienie i nasuwa podejrzenia o jakąś solidarność łajdacką. Ostatnie
posunięcia lustracyjne Kościoła Katolickiego polegające na tworzeniu różnych
komisji, których celem jest, jak przypuszczam, utrudnienie czy uniemożliwienie
dostępu innym osobom do dokumentów, które kompromitują pewne postacie
z „towarzystwa”, jest próbą zablokowania poznania prawdy. Niestety patronują
tym wysiłkom różni wysoko postawieni hierarchowie, na przykład w Lublinie JE
abp Życiński. Czy to jest efektem poważnego ostrzeżenia, jakim było
ujawnienie sprawy Ojca Hejmo. Przypominam, że to się stało zaraz po
pogrzebie Papieża, więc mógł to być taki sygnał. Dlaczego Prezes Kieres wziął
w tym udział, to wymaga szczegółowego, oddzielnego wyjaśnienia. Było to
więc pokazanie – pierwsze poważne ostrzeżenie pod adresem tej części
duchowieństwa, która może się obawiać lustracji – że tu nie ma żartów.
Pokazujemy wam, że naprawdę mamy komplematy i że nie jest bezpiecznie.
Stąd też myślę, że część duchowieństwa bierze udział w nagonce na Radio
Maryja i „włącza” się w różne takie medialne przedsięwzięcia. Zresztą jeden z
biskupów niemalże powiedział, że „palił, ale się nie zaciągał”, w związku z tym
takie podejrzenia nie są pozbawione podstaw. Zobaczymy, czy działalność
tych komisji będzie przynosiła jakieś efekty lustracyjne – na razie nie przyniosła
żadnych. Mam tu na myśli najwcześniej utworzoną komisję w Lublinie. W
listopadzie 2004 ujawniłem agenturalny epizod prof. Kłoczowskiego, na
początku 2005 powstała wzmiankowana komisja i mamy 2006 rok, a tu ani
śladu, ani słówka... Jak tak dalej pójdzie, podejrzenia o to, że jest to tylko
zablokowanie dostępu do dokumentów, okażą się całkowicie uzasadnione.
P.Ch.: Kto tym steruje?
S.M.: To dobre pytanie. Ja takich rzeczy nie wiem. Gdybym wiedział, to bym za
dużo wiedział.
P.Ch.: Dzięki temu jeszcze Pan żyje... (śmiech).
c.d. ze str. 1
Ludzie są bardzo twórczy w wynajdowaniu
sprzecznych z Bożym zamierzeniem form kultu.
Nawet najlepsze Boże dary potrafią przekształcić
w bałwochwalczy kult. Stało się tak przykładowo z
miedzianym wężem, który kiedyś w historii Izraela
spełnił ważną rolę w uratowaniu go od plagi
jadowitych węży powodującej śmierć. Bóg kazał
Widzimy więc, że kapłani starego,
żydowskiego porządku musieli sami za siebie
codziennie składać ofiary, a do budynku ziemskiej
świątyni wchodzili z cudzą krwią ofiarną.
Jezus zmienił ten stan rzeczy: jako
bezgrzeszny Bóg Syn nie musiał sam siebie
oczyszczać i mógł swoją, a nie cudzą krwią
zadośćuczynić Bogu Ojcu za grzechy świata.
Ważna uwaga! Jezus złożył tę ofiarę jeden raz i to
wystarczyło. System składanych przez ludzi ofiar
za grzechy został w ten sposób raz na zawsze
anulowany przez samego Boga.
A każdy kapłan sprawuje codziennie swoją
służbę i składa wiele razy te same ofiary,
które nie mogą w ogóle zgładzić grzechów;
Lecz gdy On złożył raz na zawsze jedną
ofiarę za grzechy, usiadł po prawicy Bożej
(Hebr. 10:11-12)
Do kapłanów należało więc składanie Bogu
ofiar przebłagalnych za grzechy ludzi. Najpierw
musieli oni sami dokonać swego rytualnego
oczyszczenia, a potem mogli w imieniu ludu
zabijać na ofiarę niewinne baranki bez skazy za
grzechy innych i wnosić ich krew do budynku
świątyni.
Oto jak Bóg porównuje ten aspekt nowego i
starego kapłaństwa:
Takiego to przystało nam mieć arcykapłana
(...), który nie musi codziennie, jak inni
arcykapłani, składać ofiar najpierw za
własne grzechy, następnie za grzechy
ludu; uczynił to bowiem raz na zawsze, gdy
ofiarował samego siebie. (Hebr. 7:26-27)
Albowiem Chrystus nie wszedł do świątyni
zbudowanej rękami, która jest odbiciem
prawdziwej, ale do samego nieba, aby się
wstawiać teraz za nami przed obliczem
Boga;
I nie dlatego, żeby wielekroć ofiarować
samego siebie, podobnie jak arcykapłan
wchodzi do świątyni co roku z cudzą krwią,
gdyż w takim razie musiałby cierpieć wiele
razy od początku świata; ale obecnie
objawił się On jeden raz u schyłku wieków
dla zgładzenia grzechu przez ofiarowanie
samego siebie. (Hebr. 9:24-26)
Izraelici zostali też jasno poinstruowani, że
tylko przez przelanie krwi mogą oczyścić się z
grzechu:
A według zakonu niemal wszystko bywa
oczyszczane krwią, i bez rozlania krwi nie
ma odpuszczenia. (Hebr. 9:22)
pierwszy zrozumieć grzeszność człowieka, jego
niezdolność do samodzielnego sprostania bożym
wymaganiom:
...Przecież nie poznałbym grzechu, gdyby
nie zakon (przykazania moralne). (Rzym. 7:7)
UWAGA!!!
FAŁSZYWI KAPŁANI
c.d. ze str. 1
13
Sprawa jest więc prosta – jeśli spotkasz na
swej drodze osoby utrzymujące, że mogą dla
Ciebie złożyć Bogu ofiarę za grzechy Twoje lub
Twoich bliskich lub że są pośrednikami między
Tobą a Bogiem, możesz być pewien, że
napotkałeś na fałszywych kapłanów. O ile
pośrednictwo i składanie ofiar w imieniu ludu było
usprawiedliwione wśród Żydów do czasu przyjścia
Jezusa, który stał się jedynym prawdziwym
kapłanem-pośrednikiem i który Swoją Krew wylał
za nas, o tyle teraz jest to już tylko żałosna
imitacja zdezaktualizowanej religii mojżeszowej
(Hebr. 8:13). Nasza reakcja wobec takich ludzi
powinna być zgodna z zaleceniem Jezusa z Ew.
Mateusza zacytowanym na początku tego
artykułu.
Oto jeszcze inne cechy nowego kapłaństwa
wg porządku Melchisedeka:
Podobnie jest z Ofiarą Jezusa złożoną raz na
zawsze dla zgładzenia kary za nasze grzechy. Bóg
przewidział, że złakniony znaków i rytuałów lud
oraz niepotrzebna w Nowym Przymierzu kasta
kapłanów będą usilnie starać się, by przynajmniej
częściowo powrócić do systemu lud-kapłan-Bóg,
gdzie pośrednicy będą jeśli nie składali, to
przynajmniej powtarzali lub „uobecniali” jedyną
Ofiarę Jezusa. Dał więc w Swoim Słowie mocny
odpór tej pokusie:
Albowiem jedną ofiarą uczynił na zawsze
doskonałymi tych, którzy są uświęceni.(...)
Dodaje: A grzechów ich i ich nieprawości
nie wspomnę więcej.
Gdzie zaś jest ich odpuszczenie, tam nie ma
już ofiary za grzech. (Hebr. 10:14,17-18)
oraz:
Albowiem jeden jest Bóg, jeden też
pośrednik między Bogiem a ludźmi,
człowiek Chrystus Jezus. (1 Tym. 2:5)
Jak dalej potoczyły się losy tej rzeźby?
On to zniósł świątynki na wyżynach,
potrzaskał słupy i rozkruszył węża
miedzianego, którego sporządził Mojżesz;
do tego bowiem czasu synowie izraelscy
spalali mu kadzidło, nazywając go
Nechusztan. (2 Król. 18:4)
sporządzić go Mojżeszowi, by każdy, kto nań
spojrzy, został uratowany od śmierci
spowodowanej grzechem:
Od góry Hor wyruszyli potem ku Morzu
Czerwonemu, aby obejść ziemię Edom.
Lecz lud zniecierpliwił się w drodze.
I zaczął lud mówić przeciw Bogu i przeciw
Mojżeszowi: Po co wyprowadziliście nas z
Egiptu, czy po to, abyśmy pomarli na
pustyni? Gdyż nie mamy chleba ani wody i
zbrzydł nam ten nędzny pokarm.
Wtedy zesłał Pan na lud jadowite węże,
które kąsały lud, i wielu z Izraela pomarło.
Przyszedł więc lud do Mojżesza i rzekli:
Zgrzeszyliśmy, bo mówiliśmy przeciwko
Panu i przeciwko tobie; módl się do Pana,
żeby oddalił od nas te węże. I modlił się
Mojżesz za lud.
I rzekł Pan do Mojżesza: Zrób sobie węża i
osadź go na drzewcu. I stanie się, że każdy
ukąszony, który spojrzy na niego, będzie
żył.
I zrobił Mojżesz miedzianego węża, i osadził
go na drzewcu. A jeśli wąż ukąsił
człowieka, a ten spojrzał na miedzianego
węża, pozostawał przy życiu. (4 Moj. 21:4-9)
Jezus, jedyny prawdziwy kapłan teraźniejszego
czasu, chce wprowadzić Cię w Nowe Przymierze z
Bogiem, gdzie ratunek od kary za Twoje grzechy
otrzymujesz jako wieczny prezent nabyty Jego
bezcenną Krwią. Wie, że żyjesz w otoczeniu wielu
fałszywych ideologii i kapłanów-uzurpatorów. Dał Ci
jednak rozum i Swoje Słowo, byś mógł rozpoznać
Prawdę i pójść za nią. Twój los spoczywa więc w
Twoim ręku...
4. Stan duchowy wyznawców:
Prawa moje włożę w ich umysły i na sercach
ich wypiszę je, I będę im Bogiem, A oni będą
mi ludem.
I nikt nie będzie uczył swego ziomka Ani też
swego brata, mówiąc: Poznaj Pana, Bo
wszyscy mnie znać będą Od najmniejszego
aż do największego z nich.
Gdyż łaskawy będę na nieprawości ich, A
grzechów ich nie wspomnę więcej. (Hebr.
8:10-12)
...nie może w żadnym razie przez te same
ofiary, nieprzerwanie składane rok w rok,
przywieść do doskonałości tych, którzy z
nimi przychodzą.
Bo czyż nie zaprzestanoby ich składać,
gdyby ci, co je składają, nie mieli już żadnej
świadomości grzechów, gdy raz zostali
oczyszczeni?
Przeciwnie, one właśnie przywodzą na
pamięć grzechy co roku. (Hebr. 10:1-3)
3. Aktualne zajęcie
Ale Ten sprawuje kapłaństwo
nieprzechodnie, ponieważ trwa na wieki.
Dlatego też może zbawić na zawsze tych,
którzy przez niego przystępują do Boga, bo
żyje zawsze, aby się wstawiać za nimi. (Hebr.
7:24-25)
Który nie musi codziennie, jak inni
arcykapłani, składać ofiar najpierw za
własne grzechy, następnie za grzechy ludu;
(Hebr. 7:27)
A każdy kapłan sprawuje codziennie swoją
służbę i składa wiele razy te same ofiary,
które nie mogą w ogóle zgładzić grzechów;
Lecz gdy On złożył raz na zawsze jedną
ofiarę za grzechy, usiadł po prawicy Bożej,
(Hebr. 10:11-12)
Tych, którzy do Niego przychodzą, zbawia na
zawsze i stale wstawia się za nimi – sami są
grzeszni, a ich ofiary są bezużyteczne.
2. Świątynia
Bóg, który stworzył świat i wszystko, co na
nim, Ten, będąc Panem nieba i ziemi, nie
mieszka w świątyniach ręką zbudowanych
(Dz.Ap. 17:24)
Lecz Chrystus, który się zjawił jako
arcykapłan dóbr przyszłych, wszedł przez
większy i doskonalszy przybytek, nie ręką
zbudowany, to jest nie z tego stworzonego
świata pochodzący. (Hebr. 9:11)
Wszedł do świątyni niebieskiej – wchodzą do
budowli ludzkich zwanych świątyniami.
1. Liczba
Tamtych kapłanów było więcej, gdyż śmierć
nie pozwalała im pozostawać w urzędzie
Ale Ten sprawuje kapłaństwo
nieprzechodnie, ponieważ trwa na wieki.
(Hebr. 7:23-24)
Jeden na zawsze – wielu śmiertelnych
WALDENSI
Nazwa waldensów pochodzi od
nazwiska pewnego kupca z Lyonu, który
nazywał się Valdes i podobno miał na
imię Piotr. Był zamożnym człowiekiem,
który zapragnął żyć w sposób
podobający się Bogu. Kiedy zapytał
pewnego teologa, co ma robić, ten miał
mu zacytować słowa Jezusa: „Jeśli
chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co
posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz
miał skarb w niebie. Potem przyjdź i
chodź za mną” (Ew. Łukasza 19:21), a
on zaczął żyć według nich. Sprzedał
swój majątek, zapewnił utrzymanie żonie
i córkom, a sam zaczął żyć w ubóstwie i
wspomagać pieniędzmi biednych.
Podczas wielkiego głodu, który dotknął
Lyon w roku 1176 prowadził dla nich
kuchnię.1 Zaczął też myśleć o tym, jak
powstrzymać szerzenie się nauki
katarów i szybko stało się to jego
głównym celem. Katarscy kaznodzieje
powoływali się na Pismo Święte, było
więc rzeczą oczywistą, że aby podjąć z
nimi dyskusję, trzeba je dobrze poznać.
W tym celu Valdes sfinansował2
przetłumaczenie dużej części Nowego
Testamentu na miejscowy dialekt i
zaczął go studiować. W rezultacie - jak
to opisuje późniejszy dokument
inkwizycji – Grzesząc pychą ośmielił się
głosić Ewangelię na ulicach i placach,
posługując się licznymi wspólnikami,
których tam posyłał.3 Tych wspólników
przybywało mu bardzo szybko nie tylko
w Lyonie. W nauczaniu starali się
opierać tylko na Piśmie Świętym,
chociaż nie zawsze rozumieli je
prawidłowo.
Valdes uważał się za katolika4 i jego
zamiarem było jedynie wspomóc
katolicyzm w walce z katarami. Nie
rozumiał, że rozpoczynając działalność
kaznodziejską wśród ludzi świeckich,
wystąpił przeciwko niemu. Jeśli ludzie
mogą samodzielnie studiować Pismo
Święte i udzielać sobie nawzajem nauk,
to szczególna pozycja katolickiego
kapłana nie ma żadnego uzasadnienia.
Jeśli w Piśmie Bóg zawarł wszystkie
wiadomości, które są potrzebne, by
prowadzić pobożne życie, to katolicki
Urząd Nauczycielski nie ma racji bytu.
Początkowo zwolennicy Valdesa nie
występowali przeciwko żadnym
katolickim dogmatom. Wydawało się im
też, że nie występują przeciwko
kompetencjom hierarchii – chcieli
zastępować tylko skorumpowanych
księży.5
Hierarchowie rozumieli jednak
dobrze, jakie są konsekwencje
stanowiska Valdesa. Zdawali sobie też
sprawę, że nie można dopuścić, by owce
My nie niszczymy naszych wrogów; my
ich zmieniamy.
George Orwell – „Rok 1984”
cz.9
podkreślić, że pomimo swego
zdecydowanie negatywnego stanowiska
wobec katarów waldensi zawsze byli
przeciwni stosowaniu wobec nich
przemocy.
Podczas krucjat pustoszących
Langwedocję w latach 1209-29
stosunkowo rzadko byli obiektem
prześladowań. Wiadomo o spaleniu
wówczas w miejscowości Rouergue
siedmiu waldensów.12 Głównego wroga
katolicyzm upatrywał w katarach, którzy
byli znacznie liczniejsi i utworzyli już
strukturę organizacyjną bardzo podobną
do katolickiej. 1 3 Systematyczne
prześladowania waldensów przez
inkwizycję papieską zaczęły się dopiero
w latach trzydziestych XIII wieku i
zmusiły ich do rezygnacji z otwartego
działania.14 Zwykli wierni zaczęli udawać
katolików, uczestniczyli w katolickich
nabożeństwach, a kaznodzieje ukrywali
się i najczęściej spotykali z wyznawcami
nocą. Życie w kłamstwie pozwalało
często uniknąć represji, ale paczyło
charaktery i, jak sądzę, powodowało
narastanie zwyrodnień w nauce.
Sukces waldensów, podobnie jak
katarów, miał dwie główne przyczyny.
Jedną była dobra, w porównaniu do
katolickiego duchowieństwa, znajomość
Pisma Świętego. Popełniali niekiedy
poważne błędy w jego interpretacji.
Katolickie relacje przedstawiają ich jako
głupich i n iewykszta łcon ych
wygłaszających bezładne kazania.15 Z
pewnością byli i tacy, ale warto
zauważyć, że podejmowali polemikę z
katarami, a często przeciętny ksiądz, a
nawet biskup, nie był w stanie tego
dokonać.16 Drugą był ich pełen
wyrzeczeń tryb życia, który wzbudzał do
nich powszechny szacunek i był dla
wielu powodem, by brać ich naukę
poważnie. Durand z Huesca tak opisał
cel i metodę ruchu: „Aby naszych myśli
nie krępowała miłość do bogactwa, z
łaską Boską celem naszym uczyniliśmy
oddanie się modlitwie i głoszeniu kazań;
zgodnie z nakazem Pana jako robotnicy
wysłani po zebranie plonów, czyli jako
kaznodzieje posłani między lud:
postanowiliśmy zachęcić do pokuty i
zawrócić ludzi do prakościoła,
kontynuując dzieło zlecone przez Pana
siedemdziesięciu uczniom.” 17
Waldensi bardzo gorliwie pragnęli
dostosowania swego życia do nakazów
Pisma Świętego. Nie zauważali w nim
jednak tego, że usprawiedliwionym
można być tylko na podstawie wiary,
nigdy z uczynków. Kiedy dyskutowali
problem, czy Valdes jest zbawiony,
część z nich stwierdziła, że jest w raju,
jeśli zadośćuczynił Bogu za popełnione
grzechy.18
Nie ustrzegli się też innych błędów i
przesady. Opis rozesłania przez Jezusa
siedemdziesięciu uczniów uznali za wzór
działalności kaznodziejskiej
obowiązujący zawsze i z uporem
kopiowali. Wędrowali, głosząc kazania
dwójkami, ponieważ Jezus „wysłał ich po
dwóch” (Ewangelia Łukasza 10;1) i
zgodnie z Jego słowami: „nie noście ze
sobą trzosa ani torby, ani
12
12
decydowały o tym, kto może być ich
pasterzem. Sprawa waldensów była dla
katolicyzmu poważnym problemem.
Rozpatrywano ją na III soborze
laterańskim (1179 rok). Angielski ksiądz
Walter Map, referując ojcom soborowym
wyniki swoich badań nad nimi,
stwierdził: „Nie mają oni stałego miejsca
zamieszkania, wędrują boso, po dwóch,
ubrani w wełniane szaty. Niczego nie
posiadają, a wszystko, co mają, wspólnie
użytkują, tak jak apostołowie, idąc nadzy
śladami nagiego Chrystusa.
Rozpoczynają teraz swoją działalność
drogą skrajnej pokory, albowiem nie
mogą się nigdzie zahaczyć, ale
gdybyśmy ich przyjęli, to oni by nas
wyrzucili”.6 Konflikt nieuchronnie się
zbliżał, ale początkowo papież
Aleksander III próbował półśrodków.
Wezwał Valdesa na sobór, wyraził
uznanie dla jego gorliwości, uściskał i
zabronił głoszenia kazań, jeśli nie będzie
to mile widziane przez miejscowych
księży. Stosunek miejscowego
duchowieństwa do waldensów był
zdecydowanie negatywny, oznaczało to
w praktyce całkowity zakaz nauczania7 .
Waldensi nie podporządkowali mu się,
dlatego biskup Jeanne de Bellesmains będący też feudalnym panem Lyonu ekskomunikował ich i wypędził z miasta.
W roku 1184 papież Lucjusz III wydał
bullę Ab abolendam, w której obok
katarów, humiliatów, zwolenników
Arnolda z Brescii wyklął też ubogich z
Lyonu, zobowiązał w niej biskupów do
ścigania i karania ich.8 Przez długi czas
najsurowszą formą represji było
wypędzenie heretyka z miejsca
zamieszkania, co sprzyjało rozwojowi
ruchu, z czasem rozszerzył się on na
całą Langwedocję, Lombardię, Niemcy,
Austrię i Czechy.9 Waldensi cieszyli się
sympatią ludności, a nawet niższego
duchowieństwa.10 Działali nadal jawnie,
a zwalczanie nauki katarów było w
dalszym ciągu ich głównym celem. Na
przełomie lat osiemdziesiątych i
dziewięćdziesiątych XII wieku Durand z
Huesca – katolicki ksiądz, który stał się
bliskim współpracownikiem Valdesa napisał książkę Liber antiheresis, w
której starał się wykazać fałszywość ich
nauki w oparciu o Pismo Święte.
Stwierdził też w niej, że Valdes otrzymał
powołanie do pracy kaznodziejskiej
bezpośrednio od Boga, więc nikt nie
może mu tego zakazać. Tylko tym
twierdzeniem Durand występował
przeciwko katolicyzmowi.11
Jest ironią losu, że waldensi,
zawsze zwalczający katarów, zostali
ostatecznie jako „albigensi” wrzuceni z
nimi do jednego worka. Czy, mówiąc
mniej metaforycznie, w ten sam ogień.
Katolicyzm, jak się zdaje, starał się
utożsamić te dwa ruchy. Już bulla Ab
abolendam wymienia je jednym tchem.
Później ukuto termin „albigensi”, którym
określono wszystkich działających w
Langwedocji heretyków, jak gdyby
niczym się między sobą nie różnili. W ten
sposób
antyspołeczne
i
antychrześcijańskie nauczanie katarów
można było przypisać wszystkim. Warto
1 Malcolm Lambert – Malcolm Lambert, „Herezje
Średniowieczne” – Wyd. Marabut Gdańsk –
Warszawa 2002, str.100.
2 Podobno wynagrodzeniem dla tłumaczy był
piec do pieczenia chleba - Adolf Holl, „Heretycy”,
Wydawnictwo Ureus, Gdynia 1994., str. 193.
3 Adolf Holl Adolf Holl, op. cit., str.28.
4 W roku 1180 na soborze diecezjalnym w
Lyonie podpisał katolickie wyznanie wiary Malcolm Lambert –op. cit., str.102.
5 Adolf Holl –op. cit., str.191.
6 Jan Wierusz – Kowalski,„Chrześcijaństwo
średniowieczne XI – XIV wiek”, KAW Warszawa
1985,,, str. 97
7 Malcolm Lambert –op. cit., str.102.
8 Malcolm Lambert –op. cit., str.108 –109.
9 W XIV wieku waldensi pojawili się na Pomorzu
Zachodnim i Dolnym Śląsku, w okolicach
Świdnicy - Malcolm Lambert –op. cit., str. 220.
10 Malcolm Lambert –op. cit., str.109.
11 Malcolm Lambert –op. cit., str.114 – 115.
12 Malcolm Lambert –op. cit., str.225.
13 Na terenie Langwedocji istniały cztery diecezje
katarskie, których stolicami były: Albi, Tuluza,
Carcassonne i Agen - Adolf Holl –op. cit.,
str.172.
14 Malcolm Lambert –op. cit., str.227.
15 Malcolm Lambert –op. cit., str.103.
16 Rino Cammileri,”Prawdziwa historia
inkwizycji”, Wydawnictwo Salwator Kraków 2005,
str. 33.
17 Adolf Holl –op. cit., str.29.
18 Malcolm Lambert –op. cit., str.138.
19 Żyjący w tych czasach Franciszek z Asyżu
zalecał: „Powinniśmy żywić nienawiść do
naszych ciał obciążonych ich zdrożnościami i
grzechami” - Adolf Holl, op. cit., str. 287.
Przypisy:
sandałów” (Ew. Łukasza 10;4) nie robili
nic, by zapewnić sobie byt. Valdes uznał,
prawdopodobnie na podstawie nakazu:
„W tym domu zostańcie jedząc i pijąc, co
mają: bo zasługuje robotnik na swoją
zapłatę.” (Ew. Łukasza 10;7), że
kaznodzieja nie może pracować i musi
utrzymywać się z datków słuchaczy. Fakt,
że misje apostołów opisane w Dziejach
Apostolskich wyglądały inaczej, jakoś ich
nie zastanawiał.
Ludzie zawsze mają skłonność, by
pewnym postawom czy działaniom
przyznawać większą wartość, niż one
rzeczywiście posiadają. W naszych
czasach takim fetyszem jest na przykład
tolerancja. W średniowieczu była nim
asceza, „modna” tak w katolicyzmie,19 jak
i poza nim. Człowiek żyjący w ubóstwie
czy zadający sobie cierpienie, niemal u
wszystkich wzbudzał podziw, a jego słów
słuchano z zaufaniem. W dziwny sposób
uznano w tych czasach, że szczególnie
miłe Bogu jest ubóstwo połączone z
żebractwem. Prawdziwie „święty mąż” nie
powinien plamić się pracą zarobkową.
Nie sposób było zwalczyć tego
przekonania, odwołując się do
argumentów biblijnych. Apostoł Paweł na
przykład zarabiał na swoje utrzymanie,
szyjąc namioty (Dzieje Ap. 18:3) i napisał
słowa: „Kto nie chce pracować, niech też
nie je!” (2Tes. 3:10). Nie pomagał
argument zdroworozsądkowy, że
„świątobliwi” żebracy zabierają pieniądze
tym, którzy rzeczywiście nie mogą zarobić
na swoje utrzymanie. Księża, występujący
przeciwko takiemu pasożytnictwu wśród
katolików, mogli zostać oskarżeni o
herezję.
Cdn. Piotr Setkowicz
[email protected]
ĘDZIOWIE MYŚLI - Z DZIEJÓW INKWIZYCJI
KOŚCIÓŁ NOWEGO PRZYMIERZA W LUBLINIE
cena: roczna — 30 zł ( w tym koszty przesyłki)
przyjmujemy zgłoszenia listowne i e-mailowe, realizacja po
dokonaniu wpłaty na podane wyżej konto bankowe.
pomnożona przez 1 zł; plus koszt wysyłki 2 zł. Dostępne
także na stronie www.knp.lublin.pl
EGZEMPLARZE Wszystkie dotychczas wydane numery można zamawiać w
ARCHIWALNE: ten sam sposób jak prenumeratę. Opłata: ilość egzemplarzy
PRENUMERATA:
STRONA INTERNETOWA:
www.podprad.knp.lublin.pl
NR KONTA: PKO BP O/1 Krosno
81 1020 2964 0000 6502 0045 8331
TELEFON: 0693 549 841
e-mail: [email protected]
20-807 Lublin, ul. Czeremchowa 12/19
ADRES DO KORESPONDENCJI:
Anna Kopeć, Anna i Michał Fałkowie, Wiesława Gazda, Urszula i
ZESPÓŁ
Andrzej Hamerowie, Marzena Chojecka, Paweł Machała, Piotr
REDAKCYJNY: Setkowicz, Renata Kłosowicz.
REDAKTOR NACZELNY: Paweł Chojecki
W Y D A W C A:
U
5
Natalia Dueholm
licą Krzywą szła demonstracja
homoseksualistów, zwana paradą
równości i tolerancji domagająca się
adopcji dzieci i uznania tzw. małżeństw
homoseksualnych. Ulicą Cichą szli za to impotenci
z hasłem: Impotenci też klienci domagający się
refundacji viagry. Trzecią ulicą szli organizatorzy
parady Czas na relaks z hasłem: Onanizm
wzmacnia organizm, żądający legalizacji
pornografii. Wszyscy spotkali się na dużym placu w
centrum miasta. Niektórym zdawało się, że to plac
Wolności.
Taki podobny plac wolności z paradami
różności już mamy, a na nim spotykają się ci, którzy
demonstrowanie wykorzystania zawartości majtek
dziwacznie ubrali w szaty wolności i demokracji.
Czym bardziej to wykorzystanie urozmaicone, tym
więcej ma być tej wolności, a zarazem więcej
równości. Bo w demokracji wszystkie fantazje
seksualne mają prawo (a może i obowiązek?) wyjść
na ulicę w imię seksrówności. To, co prywatne i
intymne, musi być manifestowane i stać się
publiczne w imię wolności słowa. A potem bazą do
kierowania roszczeń, z którymi wszyscy mają się
zgodzić i które wszyscy mają sfinansować.
Kategoria tzw. seksualnej orientacji staje się w
ten sprytny sposób kategorią polityczną, nie tylko
bazą do roszczeń, ale do budowania swojego
elektoratu. Głosujemy na tych, którzy mają te same
fantazje seksualne. Kategoria homo sapiens nie
jest wystarczająca (homo jest krótsze i właściwie
czemu nie?). Nie liczy się zawartość mózgu i serca
(moralność!?), ale sposób wykorzystania organów, i
już nie tylko tych reprodukcyjnych, zwykle ukrytych
w majtkach.
Prawdziwi bojownicy wolności i demokracji nie
boją się ani nie wstydzą pokazać w takich
paradach. A parad takich coraz więcej. Takie to
jednak niesprawiedliwe społecznie, że w paradzie
impotentów nie będzie zbyt wielu prominentnych
bojowników o wolność, a media obstawią głównie
paradę bezbiustonoszowych feministek łączących
się z lesbijkami w jedność pod czerwonymi
sztandarami.
Otrzymujemy sygnały do Czytelników
o trudnościach z zakupem naszej
gazety. Informujemy, że w każdym
kiosku obsługiwanym przez Ruch lub
Kolporter można zażyczyć sobie
sprowadzanie naszej gazety na
indywidualne zamówienie.
Lista wybranych punktów sprzedaży
znajduje się na naszej stronie
internetowej. Oto jej fragment:
Kołobrzeg: ul. Mariacka
Szczecin: ul. Reymonta
Słupsk: Garncarska,
Lębork: Staromiejska
Szczecinek: ul. Połczyńska
Człuchów: ul Długosza
Goleniów: pl. Lotników
Warszawa: ul. Puławska 114 (księg.)
Warszawa tel. 0508480501;
e-mail: [email protected]
Radom tel. 0609712329;
e-mail: [email protected]
Rzeszów tel. 0603934396;
e-mail: [email protected]
Koszalin mail: [email protected]
(niekoniecznie z naszego kościoła):
kontaktów z
osobami spoza Lublina
myślącymi podobnie jak
my
w
sprawach
duchowych i społecznopolitycznych
Gdzie kupić „iPP”? Lista
korytarzu szkolnym. To wypacza charakter dzieci,
które zamiast uczyć się wytrwałości w pracy, uczą
się jak od niej uciekać.
3. Dzieci są zmuszane do tego, by w tym
samym czasie przyswoić ten sam materiał
niezależnie od ich możliwości. Dodatkowo
stresowane są oceną. Skutkiem tego dzieci uczą
się dla ocen, a nie dla siebie.
Oparty na wadliwych założeniach system
szkolny powoduje często u dzieci nerwice, gdyż za
wcześnie stawia im się zbyt duże wymagania. Dla
pierwszoklasisty siedzenie w ławce 45 min. to
tortura i gwałt na jego naturalnych możliwościach i
skłonnościach.
Najważniejszą jednak dla mnie sprawą jest to,
że szkoła nie jest w stanie wychować mojego
dziecka. To rodzic powinien być autorytetem, który
przekaże swoim dzieciom światopogląd i wartości,
w których chce, by trwały. Edukacja domowa w
najlepszy sposób daje taką możliwość. Rodzicowi
najbardziej zależy na wypuszczeniu w świat osoby
ukształtowanej moralnie, przygotowanej do
samodzielnego i dojrzałego funkcjonowania w
społeczeństwie oraz inteligentnej, która wie, gdzie
szukać informacji i jak je praktycznie
wykorzystywać. Nauczanie domowe daje okazję do
rozwijania pasji i zainteresowań dziecka, co
sprawia, że specjalizuje się ono w tym, co lubi i
umie robić najlepiej .
Spełnianie obowiązku szkolnego poza szkołą
pozwala, by dziecko wzrastało i uczyło się w
przyjaznych mu warunkach, otoczone miłością i
troską rodziców, w odpowiednim dla jego rozwoju
tempie i w dostosowany do niego sposób
(literatura, podróże, eksperymenty czy
podręczniki) .
Podałam tylko kilka faktów, które różnią
edukację domową od nauczania szkolnego.
Prawdą jest, że jesteśmy skutecznie zniewalani
przez różnego rodzaju systemy (między innymi
państwowy szkolny), które dbają o to, byśmy jako
obywatele i rodzice składali odpowiedzialność za
sprawy najważniejsze w obce ręce. Prawdą jest
jednak to, że nikt i nic nie zadba tak dobrze o
dzieci, jak świadomi i odpowiedzialni rodzice,
którymi i my chcemy być.
Dlaczego nie szkoła?
tym, że system szkolnictw a
państwowego jest nieefektywny i
niewydolny, wie każdy rodzic i wiedzą
nauczyciele. Zdajemy sobie sprawę z tego, że
szkoła nie zapewnia bezpieczeństwa, rozwoju
indywidualnych zdolności dzieci, że wypuszcza w
świat przeciętniaków, którzy w żadnej dziedzinie
nie są wybitni, ale we wszystkich średni… Ale co
na to można poradzić? Jestem mamą czwórki
dzieci, z których najstarsza córka rozpoczęła
edukację w pierwszej klasie. Przyjęłam za rzecz
oczywistą, że dziecko musi uczyć się w szkole i
nawet wierzyłam, że uda się je uchronić przed
zagrożeniami nowego środowiska. Szybko jednak
okazało się, że córka jest zestresowana, cierpi na
ciągłe bóle brzucha, traci naturalną pewność
siebie i przejmuje niektóre negatywne zachowania
od rówieśników.
Szczęśliwym trafem w tym właśnie roku
dowiedzieliśmy się z mężem o rodzinach, które
uczą swoje dzieci w domu i z coraz większym
zainteresowaniem zaczęliśmy poszukiwać
informacji na ten temat. W maju tego roku
wzięliśmy udział w spotkaniu rodzin, które edukują
domowo swoje dzieci bądź chcą to robić.
Dowiedzieliśmy się tam, że prawo polskie zezwala
na taką formę edukacji, a jedynym wymogiem jest
ustalenie z dyrektorem szkoły, w której dziecko
jest zapisane, warunków, na jakich będzie
realizowany obowiązek szkolny (czy i kiedy będą
odbywały się konsultacje z nauczycielem i
egzaminy końcowe). Idea edukacji domowej
(homeschoolingu) bardzo przypadła nam do serca,
gdyż nie jesteśmy zadowoleni z założeń i
funkcjonowania systemu szkolnego, w którym:
1. Dziecko ma za zadanie sprawnie odtwarzać
informacje podawane przez nauczyciela (wiedza
ilościowa);
2. Praca w szkole oparta jest na podziale na
lekcje i przerwy. Przedmioty nauczane na
kolejnych lekcjach nie mają związku ani ze sobą
nawzajem, ani z praktycznym życiem. W szkole
właściwą władzę sprawuje „dzwonek” – on
sprawia, że dzieci są w stanie przerwać
najbardziej interesujące zajęcia w imię
doświadczenia chwili niezmąconej wolności na
O
Małgorzata Machała
KOBIETY CIEMNOGRODU
IMPOTENCI TEŻ KLIENCI,
CZYLI O SEKSUALNYCH
PREFERENCJACH
DEMOKRACJI
JAK SIĘ TWORZY MIT
Mit to nieprawda, w którą ogół chce wierzyć.
Lech Wałęsa twierdził, że sam obalił komunizm.
Każdy czasem chce wierzyć, że jest lepszy i znaczy
więcej, niż to jest naprawdę. Najczęściej staje się
wtedy śmieszny, ale jest to bardzo ludzkie. Kiedyś
wierzyłem, że Polacy w sierpniu 1980 roku sami z
siebie zerwali się z łańcucha i nie byłem w tym
odosobniony. To też jest ludzkie. Człowiek chce
wierzyć, że należy do niezwykłego narodu.
Niestety wersja przedstawiana przez Andrzeja
Gwiazdę i nie tylko jego jest bardziej
prawdopodobna. Strajki wybuchły, bo pewni ludzie
na Kremlu tak zdecydowali. Nie chcieli suwerennej
Polski. Chcieli tylko przeprowadzić pewien
eksperyment. Podobnie jak w roku 1956 i 1970.
Pułkownik Henryk Piecuch w swojej książce „Czas
generałów” pisze: „…Wielki Brat traktował Peerel jak
swoiście pojmowaną stację doświadczalną, w której
wypróbowywano metody budowania Imperium
Zewnętrznego…”. Wydawało się, że ryzyko związane
z eksperymentem jest znikome, bo „…nawet jak
ludzie się ruszą, to po miesiącu machną ręką,
pobawią się trochę, a potem zajmą się swoimi
sprawami”. To założenie okazało się błędne.
Stało się wtedy coś naprawdę niezwykłego,
naród spróbował decydować o sobie. Taki powód do
dumy musi mi wystarczyć. Tylko że dobrymi chęciami
piekło brukowane. Nie wyszło to najlepiej. W roku
1980 powszechne było przekonanie, że demokracja
jest wspaniałym ustrojem, że ludzie są w stanie
kontrolować władze, które wybrali. Jeśli tylko będą
mieli swobodę wypowiedzi i nie będą im za to groziły
represje.
W NSZZ Solidarność była demokracja i swoboda
wypowiedzi, ale skutki okazały się inne, niż się
spodziewano. Związek nie potrafił podejmować
racjonalnych decyzji, miotał się. Ścierały się w nim
sprzeczne tendencje. Załatwiano osobiste
porachunki i interesy na górze i na dole związkowej
piramidy. Wątpię, żeby SB musiała do tego
namawiać. Nowi działacze, zasiadłszy w gabinetach,
dostawali od tego zawrotu głowy. Chaos narastał, a
zapał i zaufanie znikało. Pod koniec 1981 roku
telewizja chętnie robiła programy z ludźmi, którzy
wystąpili z Solidarności. Niewątpliwie była to
propagandowa przygrywka przed uderzeniem, które
musiało nastąpić. Bez względu na to, co o
Solidarności myśleli jej członkowie, ale nie sądzę,
żeby ci ludzie byli podstawieni.
Generał Jaruzelski zwlekał z wprowadzeniem
stanu wojennego, zabiegał o „bratnią pomoc”. Nic
dziwnego, Solidarność miała ponad dziewięć
milionów członków. Gdyby stawili zdecydowany opór,
mogło zabraknąć krajowych sił. Towarzysze
radzieccy nie chcieli interweniować w Polsce, co też
jest zupełnie zrozumiałe. Mieli i bez tego dość
własnych kłopotów. Nie mogli też pozostawić
wydarzeń swojemu biegowi. Solidarność samym
swoim istnieniem zagrażała całemu „obozowi
socjalistycznemu”. Nalegali na PZPR, by rozgromiła
„kontrrewolucję” polskimi siłami. Wojciech Jaruzelski
zastąpił Stanisława Kanię na stanowisku I Sekretarza
KC dzięki ich poparciu. Osobiście dziękował za nie
Breżniewowi. Zawdzięczał je swej opinii człowieka
zdolnego, by poprowadzić partię do tego boju.
Oczywiście gdyby zawiódł zaufanie, towarzysze
radzieccy znaleźliby i poparli kogoś innego. Według
Andrzeja Gwiazdy miał jeszcze jeden powód, by
uderzyć. Agentura we władzach Solidarności traciła
wpływy: ”…od października '81 następował powrót do
tej pierwotnej linii związku. Kierownictwo (jako
kierownictwo mam na myśli agenturę w
kierownictwie) już wyraźnie zeszło z tej linii i
usiłowało przeciągnąć cały związek, lecz to się nie
6
powiodło. Związek gdzieś tak w październiku
zareagował strajkami. Kuroń to nazywał strajkami o
pietruszkę, a to były strajki o linię Związku i dalszy
sposób postępowania. Jaruzelski nie miał już na co
czekać”.
Generał stojący wobec takiej perspektywy wybrał
mniejsze zło. Wszystko poszło zadziwiająco gładko.
Czy to wyłącznie dowód tchórzostwa Polaków? Nie
sądzę. Solidarność przegrała przed 13 grudnia.
Andrzej Gwiazda przeczuwał to. Na ostatnim przed
wprowadzeniem stanu wojennego posiedzeniu Komisji
Krajowej mówił: „… koledzy, przez ten czas - ostatni w
każdym bądź razie – przegrywamy propagandowo, i to
zdecydowanie przegrywamy propagandowo, a to, że
ludzie wciąż nam wierzą, że jest ten kredyt zaufania,
że mają prawo wyrazić swoje poglądy w tym związku i
łączą z działalnością naszego związku aspiracje, to nie
powinno nam przesłaniać tego faktu”.
Przebieg wydarzeń po 13 grudnia wskazuje, że
ten kredyt zaufania był mniejszy niż przypuszczał.
Wprawdzie to nie Solidarność doprowadziła do
kryzysu, a organizowane przez nią strajki raczej nie
pogarszały znacząco sytuacji, ale przestała po prostu
być nadzieją dla wielu swoich członków. Widzieli w niej
za dużo głupoty i prywaty. Dlatego nie byli zbyt chętni,
by zaryzykować życie. Przyjęli stan wojenny w
większości z rezygnacją, a niektórzy nawet z ulgą.
Naturalnym dążeniem każdego narodu jest
suwerenność. Solidarność była w okresie PRL jedyną
organizacją, w której to pragnienie mogło się wyrazić.
Komunizm jest ideologią złą. Zapisanie się do
Solidarności było najłatwiejszym sposobem wyrażenia
swojego sprzeciwu wobec niej. W latach 1980–81
takich słów się nie używało. Byłyby uznane za „antysocjalistyczną propagandę”. Niewielu potrafiłoby nawet
sformułować taką myśl. Jednak taka właśnie była
prawda. Dlatego ludzie udzielili związkowi kredytu
zaufania i wybaczali mu wiele.
Dlatego też po wprowadzeniu stanu wojennego
Myśmy od pierwszego dnia strajku byli przekonani,
że Wałęsa jest agentem, ale nie mieliśmy na to
żadnych dowodów. Nasze przekonanie wynikało z
tego, co Wałęsa mówi i robi, a to widzieli wszyscy i
bili brawo, i klaskali, i się zachwycali, więc czym
mieliśmy ich przekonać?
Po drugie, Kościół. Przecież wiadomo było, że
jeżeli byśmy próbowali oskarżyć Wałęsę, można
powiedzieć gołosłownie, że z tego, jak on się
zachowuje, widać, że jest agentem bezpieki (...),
wszystkie ambony by podniosły alarm, że tutaj
wspaniały Polak-katolik jest przez jakąś tam grupę
sekowany.
Andrzej Gwiazda
powstały podziemne struktury. Utworzyli je ludzie,
którzy chcieli mocno osiągnąć te cele, którzy mocno
pragnęli władzy, dla których życie bez udziału w
jakiejś dużej awanturze było bez sensu. Było ich
mało, ale wielu mniej odważnych życzliwie im
kibicowało i szczerze podziwiało. Podsycany z
Zachodu opór z czasem słabł, ale wciąż się tlił.
Partia zrobiła dużo, by wytworzyć w
społeczeństwie mit Solidarności, miała pełnię władzy
i nie potrafiła wyprowadzić kraju z kryzysu,
skompromitowała się. To najkrótsze streszczenie lat
1982–88. Prawda, że historia jak z III RP? Człowiek
łatwo zapomina to, co złe. Wspomnienia z czasów
solidarnościowego karnawału nabierały blasku.
Rozmowę Lecha Wałęsy z bratem, którą Polskie
Radio nadało w 1982 roku zapomniano lub uznano
za zręczny montaż. Ludzie chcą wierzyć, że ktoś ich
poprowadzi do lepszego jutra i że mogą nimi rządzić
ludzie uczciwi. Skoro partia kolejny raz zawiodła,
nawet nadzieje ludzi, którym rządy PZPR dotąd nie
przeszkadzały coraz mocniej wiązały się z jej
przeciwnikami.
Dobrze jest, jeśli rządzący mają autorytet i
choćby minimalne zaufanie rządzonych. Zwłaszcza,
gdy trzeba dokonać poważnych zmian, a pod koniec
lat osiemdziesiątych ich konieczność była już
oczywista. Realny socjalizm poniósł klęskę, a
warunki gry dyktował już Zachód. Ludzie stojący na
szczytach władzy w PRL, może nie wszyscy, ale na
pewno ci mądrzejsi, musieli zdać sobie sprawę, że
wkrótce banki staną się ważniejsze od komitetów, a
przy okazji zmiany ustroju można będzie naprawdę
dobrze zarobić. Wiadomo nie od dziś, że mądrzy
ludzie żyją z głupich ludzi, a głupi z pracy. Tylko
trzeba się było postarać, by naród cierpliwie zniósł
bolesną operację.
Chciałbym, aby ci, którzy hipotezę pierestrojki
przygotowywanej na wiele lat z góry uważają za
chore urojenie, zastanowili się nad spostrzeżeniem
profesora Jerzego Przystawy na temat wydarzeń lat
1988-89: „W roku 1981 Jerzy Urban napisał
przewrotny list do I sekretarza KC PZPR Stanisława
Kani, aby wziąć ‘Solidarność’ do rządu i ‘urządzić
Polakom przełom’, a gazety niech tylko krytykują. I
tak się stało. Uważam, że przełom był zaplanowany
przez SB. Nie przypadkiem w wielu zakładach na
czele ‘Solidarności’ stali funkcjonariusze SB” (http://
www.sw.org.pl/relacje/gw1.html). Może Jerzy Urban
nie wpadł na ten pomysł jako pierwszy?
Okrągły Stół był dobrym sposobem na
zrealizowanie tego pomysłu. Otwierał różne
możliwości. Można było wprowadzić opozycjonistów
do Sejmu i potem obarczyć częścią winy za kryzys,
korzystając z ich poparcia dokonać różnych
niepopularnych posunięć, oskarżać o bierność,
gdyby nie chcieli tego poparcia udzielić. Można było
liczyć na nowe kredyty z Zachodu. Wielu członków
KC przed 4 czerwca 1989 roku szczerze martwiło
się, czy „dru-żyna Wałęsy” zdobędzie choć kilka
miejsc w Sejmie i Senacie. Okazało się, że zupełnie
niepotrzebnie. Tak wielki sukces opozycji trochę
skomplikował sytuację, ale jak widać z perspektywy
czasu, nie tak znów bardzo.
Wróćmy jednak do tworzenia mitów. Tym razem
mitów pewnych osób. Przy Okrągłym Stole znaleźli
się najwięksi bohaterowie opozycji: Jacek Kuroń,
Adam Michnik, Lech Wałęsa, Zbigniew Bujak,
Władysław Frasyniuk... Pobyt w więzieniu czy
ośrodku internowania oczywiście był dobrą
rekomendacją, ale przecież taką przeszłość mieli nie
tylko oni. Skąd Polacy wiedzieli, że to kryształowi i
godni zaufania ludzie? Z radia. Słuchali zachodnich
rozgłośni nadających w języku polskim, a one mówiły
ZAGADKA SIERPNIA ‘80 cz.3
rys. Arkadiusz Gacparski
Piotr Setkowicz
Ciekawy jest jeszcze pewien szczegół katolickiej spowiedzi – penitent
wyznaje swoje grzechy na klęczkach i musi z pokłonem pocałować
trzymaną przez księdza stułę. Oto jak ap. Piotr zareagowałby na taką
uniżoność:
Piotr podniósł go ze słowami: Wstań, ja też jestem człowiekiem.
(Dz 10:26 BT)
Na pierwszy rzut oka nie wydaje się, by była to znaczna różnica. Gdyby
jednak tekst ten wypowiedziany był w brzmieniu cytowanym przez znaczną
część katolików, sekwencja wydarzeń byłaby następująca: najpierw delegat
Jezusa odpuszcza delikwentowi grzechy, a później dokonuje się ich
odpuszczenie przez Boga. Taka jest teologia katolicka i tak jej wyznawcy
zapisują sobie w pamięci ten werset. Biblijna sekwencja wydarzeń jest inna –
gdy delegat Jezusa odpuszcza delikwentowi grzechy, one są mu już
odpuszczone! Obserwacja tego prostego faktu
pozwala na wyciągnięcie oczywistego
wniosku, że delegat Jezusa (kimkolwiek by on
nie był) nie odpuszcza grzechów w sensie
sprawczym, tylko obwieszcza sytuację już
zaistniałą. Jest tylko heroldem Jezusa, a nie
Jego zastępcą, w odpuszczaniu grzechów.
Widać więc, jak łatwo obalić katolicką naukę o
rzekomej władzy odpuszczania grzechów
przez kler. By pokazać jeszcze dobitniej
praktykę fałszowania przesłania Pisma
poprzez wyrywanie wersetu z kontekstu, co
przewrotny katolicyzm zarzuca właśnie
protestantom, przyjrzymy się innym
fragmentom Biblii, które mówią o
odpuszczeniu grzechów:
Wtedy uczeni w Piśmie i faryzeusze
zaczęli zastanawiać się i mówić: Któż to
jest, co bluźni? Któż może grzechy
odpuszczać, jeśli nie Bóg jedynie?
A Jezus poznał myśli ich i odpowiadając,
rzekł do nich: Cóż to rozważacie w
sercach waszych?
Co jest łatwiej, rzec: Odpuszczone są ci
grzechy twoje, czy rzec: Wstań i chodź?
Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy
ma moc na ziemi odpuszczać grzechy,
rzekł do sparaliżowanego: Powiadam ci:
Gdy kilkuset słuchaczy usłyszało tę dobrą nowinę (ewangelię)
natychmiast uwierzyło i Duch Święty zamieszkał w ich sercu. W tej
sytuacji Piotr każe ochrzcić tych wierzących:
Wtedy odezwał się Piotr: Któż może odmówić chrztu tym, którzy
otrzymali Ducha Świętego tak samo jak my? (Dz 10:47 BT)
Dla Żydów władza odpuszczania grzechów należała tylko do Boga. Jezus,
sprawując ją, potwierdzał swoją boskość. Czy i dzisiejsi „włodarze
konfesjonałów” też mają takie aspiracje?
Należy jeszcze zadać sobie pytanie: kto miał zrozumieć właściwy sens
słów Jezusa w Jan 20:23? Czy średniowieczni teologowie, czy też
bezpośredni adresaci słów Jezusa – Jego uczniowie?
By zapisać dla potomności ich interpretacje i zastosowania Jego poleceń,
Bóg pozostawił nam księgę Dziejów Apostolskich. Prześledźmy więc na jej
podstawie historię wznoszenia konfesjonałów i kolejek do spowiedzi.
Jak rozumiał to ap. Piotr:
Wszyscy prorocy świadczą o tym, że każdy, kto w Niego wierzy, przez
Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów. (Dz 10:43 BT)
Wstań, podnieś łoże swoje i idź do domu swego. (Łuk. 5:21-24)
11
rys. Arkadiusz Gacparski
Każdy człowiek, który świadom swoich
grzechów i wiecznej kary piekła, na którą
zasłużył, zwróci się z zaufaniem do Jezusa,
Boga Syna, który umarł za wszystkie grzechy
całej ludzkości, otrzymuje jednorazowym aktem
Jego Łaski odpuszczenie wszystkich swoich
przewinień wobec Boga Ojca. Każdy, kto
próbuje coś dołożyć do tego aktu wiary (jako
jedynego koniecznego i wystarczającego
warunku przebaczenia grzechów), jest
uzurpatorem i zwodzicielem. Będzie miał do
czynienia z samym Sędzią i Autorem naszego
zbawienia.
Każdy też, kto zaufa tym fałszywym
szafarzom bożego przebaczenia, zamiast
zwrócić się o nie bezpośrednio do Jezusa,
obudzi się w piekle z przysłowiową „ręką w
nocniku”…
Paweł Chojecki
A ap. Paweł rozwiewa wszelkie wątpliwości:
I was, umarłych na skutek występków i nieobrzezania waszego
(grzesznego) ciała, razem z Nim przywrócił do
życia. Darował nam wszystkie występki,
skreślił zapis dłużny obciążający nas nakazami.
To właśnie, co było naszym przeciwnikiem,
usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża.
Kol 2:13-14 (BT, podkreślenie autora)
Warto tu zwrócić uwagę na dwa fakty: po pierwsze obaj apostołowie
wskazują na akt zaufania (wiary) Jezusowi jako na jedyny warunek
odpuszczenia grzechów; po drugie w ujęciu apostolskim odpuszczenie
grzechów jest aktem jednorazowym i skończonym. W podobnym tonie
wypowiada się także ap. Jan:
Piszę wam, dzieci, gdyż odpuszczone są wam grzechy dla imienia jego.
(1Jan. 2:12)
Jak z kolei ap. Paweł realizował nakaz Jezusa z Jan 20:23?
Niech więc będzie wam wiadomo, bracia, że zwiastuje się wam
odpuszczenie grzechów przez Niego:
Każdy, kto uwierzy, jest przez Niego usprawiedliwiony ze wszystkich
[grzechów], z których nie mogliście zostać usprawiedliwieni w Prawie
Mojżeszowym. (Dz 13:38-39 BT)
TRUDNE 8
Jest to jeden z ulubionych wersetów cytowanych przez katolicyzm.
Ogrom katolickiej praktyki i teorii teologicznych zbudowanych na podstawie
jednego wersetu Biblii jest chyba rekordowy w jego przypadku – w szranki
może stanąć tylko Mat. 16:18-19.
Ujmując skrótowo, werset ten posłużył do wprowadzenia obowiązku
wyznawania wszystkich swoich grzechów księżom podczas spowiedzi. Nie
jest to jakiś zwyczajny obowiązek. Jego świadome lekceważenie zamyka
przed człowiekiem możliwość uzyskania przebaczenia grzechów. Dlatego też
katolicy z taka gorliwością zabiegają o spowiedź tuż przed śmiercią. Kapłan
ma przecież delegowaną od Boga władzę odpuszczania grzechów…
Tragiczny owoc takiej wiary możemy
zobaczyć na przejmującym przykładzie pewnej
kobiety opisanym w opowiadaniu pt. „KSIĄDZ,
KOBIETA I KONFESJONAŁ” C. Chiniquy
(wersja PDF dostępna: http://matthew.terramail.
pl/). Były ksiądz z bólem dzieli się świadectwem,
jak dociekliwe i intymne pytania spowiedników
rodziły pokusy i grzech u niewinnej dziewczyny.
Kiedy w końcu usidlona kobieta odmówiła
kolejnemu księdzu wstydliwych szczegółów
swoich grzechów seksualnych, ten związany
prawem kanonicznym swego kościoła, nie mógł
jej udzielić odpuszczenia grzechów…
Jeśli katolicka interpretacja cytowanego wersetu jest słuszna, nie można
mówić nie tylko o nieutracalności zbawienia – nie można mówić ani o jego
pewności, ani o zbawieniu będącym darem Boga otrzymywanym przez samą
tylko wiarę skruszonego grzesznika.
Przyjrzyjmy się więc dokładniej temu fundamentalnemu wersetowi.
Ciekaw jestem, jak wielu z Państwa zauważyło, że na wstępie zacytowałem
go błędnie – co czyni zresztą wielu księży, mówiąc go z pamięci.
W rzeczywistości brzmi on następująco:
Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie,
są im zatrzymane. (Jan 20:23 BT - podkreślenie autora)
Którym odpuścicie grzechy, będą im odpuszczone, a
którym zatrzymacie, będą im zatrzymane.
(Jan 20:23)
WERSETY
Asimov bardzo przekonująco obalił to
przekonanie. „Jeżeli idea ewolucji byłaby
rzeczywiście nieodpowiednia, nie dawałoby to mimo
wszystko żadnych podstaw do przyjęcia poglądu
[kreacjonistycznego] [...]. Przecież jeśli po
dokładnych badaniach okazałoby się, że nasza
fizjologia reprodukcji nie jest całkowicie słuszna, nie
znaczyłoby to jeszcze wcale, że dzieci przynoszone
są przez bociany. Równie dobrze mogą być przecież
znajdywane w główkach kapusty lub przynoszone w
czarnej lekarskiej torbie” (s. 25). Niestety muszę
zmartwić naszych Czytelników. Asimov nie wyjaśnił,
czy jest zwolennikiem teorii kapuścianej czy
torbowej. Na pewno ewolucjonizm i kreacjonizm nie
są jedynymi możliwymi koncepcjami pochodzenia
życia. Na pewno istnieją jeszcze jakieś inne teorie,
czego dowodzi bez cienia wątpliwości niezwykle
przekonujący argument z główkami kapusty i
lekarską torbą. Ale Asimov przecenił zdolności
umysłowe swoich czytelników (tak to bywa z
geniuszami, że zapominają o ograniczeniach
umysłowych innych osób) i nie wymienił żadnej innej
koncepcji oprócz ewolucjonizmu i kreacjonizmu.
Niestety Asimov już zmarł i zabrał tę tajemnicę ze
sobą do grobu. Ale nie martwmy się! Ewolucjoniści
mają niejednego geniusza i prędzej czy później
dowiemy się wszystkiego.
W każdym razie na pewno wiemy, że „nauka to
samokorygujący się proces, a naukowcy
rzeczywiście zmieniają swoje poglądy. Robią to
jednak jedynie w oparciu o nowe fakty” (s. 25). A
fakty nigdy nie będą przemawiały za kreacjonizmem:
kreacjoniści „muszą przedstawić istotne fakty [...].
Nie trzeba tu mówić, że tego nigdy nie będą w stanie
dokonać” (s. 25). Uczeni (czyli ewolucjoniści)
Kreacjonizm i ewolucjonizm wyczerpują
możliwe wyjaśnienia pochodzenia
organizmów ożywionych. Organizmy te albo
pojawiły się na Ziemi w pełni rozwinięte,
albo nie. Jeśli nie, to musiały rozwinąć się z
wcześniej istniejących gatunków na drodze
jakiegoś procesu modyfikacji. Jeśli pojawiły
się w pełni rozwiniętym stanie, to musiały
faktycznie być stworzone przez jakąś
wszechmocną inteligencję.4
Nic bardziej błędnego! Niestety dali to sobie
wmówić nawet ewolucjoniści. Dla przykładu
znakomity krytyk kreacjonizmu, Douglas Futuyma,
wypowiedział błędną myśl, idąc nieopatrznie i
niepotrzebnie tym samym na rękę kreacjonistom:
pochodzi od czasu i przypadku,
działających na wewnętrzne własności
materii (ewolucja), albo w grę wchodzi nie
tylko materia i istnieją nieredukowalne
własności organizacji, które są rezultatem
projektu i stworzenia. 3
Przypisy:
Mieczysław Pajewski
[email protected], www.creationism.org.pl
zmieniają więc swoje poglądy, ale nigdy nie
zmienią ich na inne, czyli kreacjonistyczne.
Ewolucjoniści tak zmieniają te poglądy, że
pozostają zawsze przy poglądach
ewolucjonistycznych. Jeśli ktoś nie rozumie, jak
można zmieniać poglądy, nie zmieniając ich, to po
prostu nie rozumie istoty nauki.
Poza tym nie należy zapominać, że
kreacjonizm jest prawie kompletnie pozbawiony
treści: „Załóżmy jednak, że zamierzamy nauczać
kreacjonizmu. Co będzie przedmiotem nauczania?
Jedynie to, że Stwórca powołał do istnienia gotowy
wszechświat i wszystkie gatunki? Tylko tyle? Nic
więcej? Żadnych szczegółów?” (s. 26) Ten zarzut
bezlitośnie obnaża nicość publikacji
kreacjonistycznych. Weźmy bowiem dla przykładu
taką książkę Pajewskiego Stworzenie czy
ewolucja? Jej autor bez przerwy, od początku do
końca, powtarza tylko jedno zdanie: Stwórca
powołał do istnienia gotowy wszechświat i
wszystkie gatunki. Stwórca powołał do istnienia
gotowy wszechświat i wszystkie gatunki. Stwórca
powołał do istnienia gotowy wszechświat i
wszystkie gatunki. Stwórca powołał... itd. na
wszystkich 220 stronach swej książki. To samo
jest z innymi książkami kreacjonistycznymi.
Wszystkie mielą bez przerwy to samo zdanie.
Tylko tyle. Nic więcej. Żadnych szczegółów.
Co gorsza, powtarzając ciągle to samo zdanie
dopuszczają się „przeinaczeń i fałszerstw
nauki” (s. 15), a „niedokładności [ewolucjonizmu]
przedstawiają bardzo często w przekręcony,
uproszczony i całkowicie błędny sposób” (s. 25).
Jak to możliwe, by powtarzając tylko jedno
zdanie – tylko tyle, nic więcej i żadnych
szczegółów – mogli jeszcze przeinaczać i
fałszować naukę, a jej niedokładności
przedstawiać w przekręcony, uproszczony i
całkowicie błędny sposób? A, właśnie! Pewnie nie
wiecie? Zapomnieliście już, co to jest Armia
Mroku. Jak się niesie Biblie wysoko nad głowami,
to nie takie rzeczy są możliwe!
Jeśli jakiś kreacjonista przedstawia się jako
profesor, to nie wierzcie w to, bo prace
kreacjonistów „pisane są przez ludzi, którzy nie
mają za sobą najmniejszego dorobku
naukowego” (s. 17). A my dodajmy, że nie mają
oni najmniejszego dorobku naukowego także i
przed sobą, i obok siebie, i nad sobą, i pod sobą.
A skąd to wiadomo? Cytowaliśmy już odpowiedź
na to pytanie: „Nie trzeba tu mówić, że tego nigdy
nie będą w stanie dokonać” (s. 25). A skoro nie
trzeba tu mówić, to czas kończyć. Nie ma rady.
Abp Józef Życiński Rzp
10
1 Wszystkie odnośniki o tej postaci odnoszą się
do książki Isaaka ASIMOVA, Błądzący umysł,
Pandora, Łódź 1995.
Z A D Z I W I A J Ą C A ZBIEŻNOŚĆ
2 Richard DAWKINS, Ślepy zegarmistrz czyli, jak
ewolucja dowodzi, że świat nie został
„Odpowiadając na Pana list w sprawie Radia Maryja, pragnę przekazać wyrazy ubolewania ze względu
zaplanowany, Biblioteka Myśli Współczesnej,
na zaistniały ostatnio przypadek wypowiedzi antysemickiej na antenie rozgłośni.”
PIW, Warszawa 1994, s. 490.
Premier Marcinkiewicz w liście do M. Edelmana GW
3 PAJEWSKI, Stworzenie czy ewolucja?, s. 158.
4
"Prawicowy publicysta", przywoływany przez Ziemkiewicza jako autorytet, ma ostatnio problemy z powodu Douglas J. FUTUYMA, Science on Trial, Pantheon Books, New York 1983, s. 197.
antysemickiego tekstu przedstawionego w Radiu Maryja.”
Ostatecznie rzecz biorąc istnieją tylko
dwie możliwości co do pochodzenia
wszelkiego wzorca porządku. Albo
materia (masa-energia) jest jedyną
rzeczywistością, a wszelki porządek
(s. 24) o ewolucji. Wynika z tego, że jeśli ktoś tej
oczywistej prawdy, mozolnie budowanej przez
ponad dwa stulecia nie akceptuje, to nie jest
biologiem, nawet jeśli skończył studia z biologii i
przez całe życie pracował w tej dziedzinie w jakiejś
instytucji naukowej, jak np. prof. Dean H. Kenyon z
San Francisco State University czy prof. Michael
Behe z Lehigh University.
Na tle wspaniałej teorii ewolucji jakże
nikczemnie wygląda kreacjonizm i sami
kreacjoniści. Dyskwalifikuje już ich sam fakt, że
„kreacjoniści często podkreślają, że ewolucja jest
‘jedynie teorią’” (s. 13). O teorii, która jest mozolnie
budowana przez ponad dwa stulecia nie można
bezkarnie mówić, że jest tylko teorią.
Co prawda wiadomo, że to teoria, ale za to
jaka wspaniała! Tak wspaniała, że aż trudno
wymówić słowo „teoria”. „W przeciwieństwie do
niej kreacjonizm nie jest teorią. Z punktu widzenia
nauki nie ma żadnego świadectwa, które by go
wspierało – najmniejszego strzępu” (s. 13).
Spróbujcie bowiem znaleźć w pismach naukowych
(tzn. ewolucjonistycznych oczywiście!) choćby
najmniejszy strzęp świadectwa popierającego
kreacjonizm. Na pewno niczego takiego nie
znajdziecie! Bo wiecie, czym jest kreacjonizm?
Jest on „jedynie wiarą w stare legendy Bliskiego
Wschodu” (s. 13). Co innego legendy, które są
mozolnie budowane od 1859 roku, ale stare
legendy mające kilka tysięcy lat na pewno nie
mogą mieć nic wspólnego z prawdą! Zwłaszcza,
że „kreacjoniści, dla kontrastu, nie przedstawiają
żadnych dowodów na poparcie swoich
poglądów” (s. 25).
No to co właściwie przedstawiają
kreacjoniści? Okazuje się, że ich „argumentacja
jest jedynie negacją” (s. 25). Gdyby proponowali
teorię ewolucji, to byłoby wszystko w porządku, ale
oni – proszę sobie wyobrazić! – „utrzymują, że
jeżeli teoria ewolucji nie wyjaśnia wyczerpująco
wszystkiego, [to] jest to powód wystarczający do
przyjęcia kreacjonizmu [...]. Wyłapują
niedokładności, sprzeczności i luki w argumentacji
przemawiającej za ewolucją” (s. 25). Ups..., to
znaczy, że są jakieś niedokładności, sprzeczności
i luki w argumentacji, przemawiającej za ewolucją?
Jeśli nawet są, to są bardzo malutkie, tak małe, że
ich nie ma.
Poza tym kreacjonistom wydaje się, że
ewolucjonizm i kreacjonizm są dwiema wzajemnie
wykluczającymi się i uzupełniającymi poglądami
na temat pochodzenia życia i jego form:
NAUKA A BIBLIA
głównie o nich. W latach osiemdziesiątych nadawały
one wiele tekstów Adama Michnika, pisanych przez
niego w więzieniu. Czasami zastanawiałem się, jak
docierają do Wolnej Europy, BBC, RFI… Cóż,
widocznie są sposoby. Dla ludzi znających
działalność podziemną z własnego doświadczenia
było to bardziej zastanawiające. Jadwiga
Chmielowska, członkini „Solidarności Walczącej”
doszła do następującego wniosku: Przypomniałam
sobie słowa Andrzeja Rozpłochowskiego (po
zwolnieniu internowanych słynna "11" została na
wiele miesięcy aresztowana, wśród nich m.in.
Andrzej Gwiazda i Adam Michnik), który wspominał,
że z aresztu nie mógł nawet grypsu przemycić, a
Michnik całe rozprawy pisał. Wtedy zrozumiałam, na
czym to wszystko polega. Oni byli tylko
dysydentami. My wrogami. Oni mieli wizję innego
komunizmu, my – niepodległości Polski.
Oni zwyciężyli i realizują marksistowską wizję
socjalizmu europejskiego. Dlatego dla tych
środowisk ważniejszy jest interes Unii Europejskiej
niż polska racja stanu.
My byliśmy niewygodni. Skazano nas na
wegetację i zamilczenie (http://www.sw.org.pl/
„Wyklęci”).
Można powiedzieć, że Michnik miał dużo
większe doświadczenie więzienne od pozostałej
dziesiątki. Potrafił grypsować, a tamci nie.
Zastanawia mnie jednak, że według wspomnianej
relacji Andrzeja Rozpłochowskiego wobec innych
więźniów zastosowano bardzo skuteczny środek
zapobiegający grypsowaniu. Po prostu nie dawano
niczego, czym można było pisać. (http://www.
jerzyrobertnowak.com/ksiazki/czarny_leksykon.htm).
W okresie legalnego działania Solidarności ani
Michnik, ani Kuroń nie mieli w niej wiele do
powiedzenia. A propaganda partyjna wściekle ich
atakowała. Te ataki trwały w stanie wojennym.
Mówiły też o nich rozgłośnie zachodnie. Pierwsza
zasada marketingu politycznego: nieważne, czy
mówią źle czy dobrze, ważne, żeby mówili. W
świetle tych faktów to, że Adam Michnik zaprzyjaźnił
się z generałem Kiszczakiem, przestaje tak dziwić.
Owszem, MSW rozważało podobno jego fizyczną
likwidację w połowie lat siedemdziesiątych. W
polityce jest jednak tak, że wczorajszy wróg jest dziś
przyjacielem i odwrotnie. W roku 1990 MSW
pozwala swemu wrogowi swobodnie buszować w
swoich archiwach. Inni do dziś nie dostąpili tej łaski.
Ktoś powiedział, że polityka to sztuka
zdobywania, utrzymywania i przekazywania władzy.
Jeśli decydujemy, komu przekazujemy władzę, to
nie tracimy jej tak zupełnie. Wpływamy w ten sposób
na przebieg przyszłych wydarzeń. Ratujemy wpływy
swojej partii lub własną skórę. Jak się zdaje
przekazanie władzy grupie skupionej wokół Adama
Michnika i Jacka Kuronia kierownictwo PZPR brało
pod uwagę na długo przed 1989 rokiem. Oczywiście
jako jeden z wielu możliwych wariantów.
Jadwiga Chmielowska ma powód, by nie lubić
Adama Michnika i Jacka Kuronia. W styczniu 1988
roku szukała adwokata dla aresztowanych kolegów.
Gdy usłyszałam, że AI nie zamierza wystąpić w
obronie Kornela Morawieckiego, Andrzeja
Kołodzieja i Hanki Łukowskiej-Karniej, zamurowało
mnie. Zapytałam, dlaczego? Co się stało? Czy
łącznik niewiarygodny? Odpowiedź była
paraliżująca. AI stwierdziła, że "Solidarność
Walcząca" jest organizacją terrorystyczną, a
terrorystom się nie pomaga. Dostałam też
ostrzeżenie, że powinnam zdać sobie sprawę z
tego, że gdy ja będę aresztowana, to też nie mam
co liczyć na obronę. Zapytałam, skąd oni wytrzasnęli
ten terroryzm, i dowiedziałam się, że AI zasięgała
opinii u Michnika i Kuronia. Trudno było mi w to
uwierzyć, myślałam, że może jakieś przekłamanie.
Niestety, informacja potwierdziła się z kilku źródeł
7
(http://www.sw.org.pl/ - „Wyklęci”).
Utworzona przez Kornela Morawieckiego „Solidarność Walcząca” to najbardziej bezkompromisowy
odłam solidarnościowego podziemia. Dopuszczał
możliwość zbrojnej walki z komunistami, ale nie
wprowadził tych deklaracji w czyn. Nie przeprowadził
żadnej akcji, którą można by uznać za terrorystyczną i
nie miał takiego zamiaru. Stawiał sobie za cel pełną
niepodległość Polski, wyprowadzenie z niej wojsk
sowieckich i wprowadzenie ustroju gospodarczego,
który określał niepokojącym dla mnie osobiście
mianem „solidaryzmu”. Tak zwanych trzecich dróg
między socjalizmem a kapitalizmem jest wiele. Jedną z
nich właśnie idziemy. Wszystkie prowadzą donikąd,
ale na tej partyjni dygnitarze czuliby się znacznie
gorzej.
W okresie, który decydował o przejęciu władzy,
żadnego środka ostrożności nie można było
zaniedbać. „Solidarność Walcząca” miała zbyt wiele
wad, by ją do niej dopuścić. Nie zdołano jej
wystarczająco nasycić agenturą, no i trzeba było
stwierdzić, że to terroryści. Dziennikarze „reżymowi” i
„opozycyjni” odsądzali ją od czci i wiary. Służba
Bezpieczeństwa prowadziła działania przeciwko niej
podczas obrad Okrągłego Stołu i po powstaniu rządu
Tadeusza Mazowieckiego. Do samego końca swojego
istnienia.
W niektórych artykułach poświęconych Michnikowi
padają stwierdzenia, że w porównaniu z dawnymi
czasami zmienił się. Oczywiście na gorsze. Czy na
pewno? Popularne jest powiedzenie, że każda władza
korumpuje. A może ludzie, którzy do niej dochodzą, są
już zepsuci? Jacek Kuroń wydawał się niezwykle
sympatycznym człowiekiem, ale jako minister Pracy i
Polityki Socjalnej, poseł na Sejm umiał bezczelnie
kłamać. Okazuje się, że posiadł tę sztukę już
wcześniej.
Przewroty w latach 1956 i 1970 były uzgadniane z
Kremlem. Nieudana próba z roku 1980 – też, na
pewno z Moskwą i być może z Zachodem. Irytacja, z
jaką pewne zachodnie gazety pisały o Solidarności,
mogła wynikać z tego, że pokrzyżowała ona plany
także ich właścicielom.
Wielki „przełom” w roku 1989 był na pewno
wynikiem zgodnego współdziałania Wschodu i
Zachodu. Pewni ludzie z solidarnościowego podziemia
byli przez Zachód lansowani i finansowani, a pewni
nie. To rzecz oczywista. Lech Wałęsa dostał pokojową
nagrodę Nobla, kiedy jego popularność była już mała.
Dostał też wiele doktoratów honoris causa, choć jaki
poziom umysłowy reprezentuje, widać. To też była
okazja, aby o nim przypomnieć. Internowanie w
Arłamowie – reprezentacyjnym ośrodku Rady
Ministrów – nie było zbyt przykre, ale się liczy jako
bohaterski epizod w biografii. O to zadbała już „strona
rys. Arkadiusz Gacparski
rządowa”.
Swoją drogą Amerykanie świetnie wybrali.
Człowiek bardzo ograniczony, ale absolutnie pewny
swojej doskonałości to typ przywódcy, który Polacy
lubią chyba najbardziej. Władysław Gomułka, Lech
Wałęsa, Andrzej Lepper to tylko niektóre dowody.
Czy sami na to wpadli, czy ktoś im podpowiedział?
Zaangażowali się mocno. Prezydent George Bush
Starszy przemawiał w kontraktowym Sejmie. Mówił
pięknie. Bóg jest z nami na tej sali! Niedługo potem
Wałęsa odczytał przemówienie przed Kongresem.
My naród… Nie będziemy umierać za Gdańsk…
Potem trzeba było umierać za Paryż, za Londyn, za
Hawaje…
Wstyd się przyznać, mnie to chwytało za serce.
Cóż to za przywódca!
Jednak nawet poparcie zachodnich polityków
nie gwarantowało zaufania narodu. Potrzebny był
trzeci partner. Andrzej Gwiazda mówi: to
zaplanowanie pierestrojki w porozumieniu Zachodu,
Kościoła i Kremla kompletnie nas blokowało w
gruncie rzeczy. Ludziom się to nie mieściło w
głowie i do tej pory się nie mieści. No, bo
przecież gdyby był agentem, to nie dostałby
Nagrody Nobla, papież by go nie przyjmował i nie
popierał. Fundamentalne kłamstwo jest nie do
obalenia wprost, bo to jest fundamentalne kłamstwo
całego okresu pierestrojki. W to rzeczywiście trudno
uwierzyć, ale tylko wspólne działanie komunistów,
polityków zachodnich i katolickiej hierarchii mogło
dać pożądany efekt. Joanna Gwiazda zauważa:
„Kościół był postrzegany przez ludzi jako taka
enklawa, gdzie żadne złe moce nie mogą się
dostać. Kościół się nie mógł mylić”.
Wszyscy uczestnicy rozgrywki rozumieli, jakim
atutem jest duchowe wsparcie i zabiegali o nie
każdy na swój sposób. Służba Bezpieczeństwa
miała wśród duchowieństwa duże wpływy. Dopiero
teraz zaczyna to wychodzić na jaw. Andrzej
Gwiazda komentuje: „Właśnie upada ten argument,
który stosował Wałęsa – ale przy Okrągłym Stole
byli przecież księża, prawda? – My wiemy, którzy
księża!” Jednak tłumaczenie poparcia dla Okrągłego
Stołu tym, że jacyś księża ugięli się pod presją albo
mieli w tym jakiś osobisty interes, nie wydaje mi się
przekonujące. To była zbyt ważna sprawa, a
katolicka hierarchia jest zdyscyplinowana i świetnie
zorganizowana. Polecenie musiało przyjść z samej
góry. Sam Andrzej Gwiazda kilka lat wcześniej
stwierdził: Jest faktem, że podczas wizyty szefa CIA
w Watykanie, postawił on papieżowi warunek
wzajemnej współpracy, a mianowicie taki, by kościół
w Polsce nie wspierał "ekstremalnych " ugrupowań.
( h t t p : / / w w w . p o l o n i c a . n e t /
PrawdaPonadWszystko_Gwiazda.htm). Czy
zaangażowanie w okrągłostołowe układy nie jest
logiczną konsekwencją tego porozumienia. Trudno
też jest mi uwierzyć, że papież nie poznał się na
Lechu Wałęsie, nie wiedział, jakimi ludźmi są inni
uczestnicy rozmów. Był człowiekiem inteligentnym,
znał sytuację w Polsce i znał się na ludziach.
Uważam, że Andrzej Gwiazda broni się przed
wyciągnięciem wniosku, że wspieranie
"ekstremalnych " ugrupowań po prostu nigdy nie
było zamiarem Jana Pawła II. Były użytecznym
narzędziem nacisku na komunistów, ale nie
zgodziłyby się na Zjednoczoną Europę, której tak
pragnął Największy Polak. Czy gdyby było inaczej,
Aleksander Kwaśniewski znalazłby się w
papamobile? Fundamentalne kłamstwo pierestrojki
wspiera się mocno na innym – na micie Dobrego
Papieża – Polaka.
Tworzenie mitów wydaje się czynnością
żałosną, obrzydliwą i jałową. Jak się jednak okazuje,
jest to niezwykle dochodowe.
Cdn.
[email protected]
Henry M. Morris, CREATION AND ITS CRITICS. ANSWERS TO COMMON QUESTIONS AND
CRITICISM ON THE CREATION MOVEMENT,
Creation-Life Publishers, San Diego 1982, s. 2526.
Po drugie, Armia Mroku wierzy, że „istoty
ludzkie wraz z innymi gatunkami zostały powołane
przez Wszechmocnego Stwórcę jako zupełnie
odrębne gatunki” (s. 10). Twierdzi, iż „ewolucjoniści
nie są w stanie na podstawie żadnych
skamieniałości wskazać stadium pośredniego
pomiędzy gatunkami” (s. 14). Ogólnie rzecz
biorąc „każdy oddzielny gatunek został stworzony
przez Stwórcę” (s. 25).
związany z niedawnym stworzeniem.
sporów o
14
Niemal wszystkie ludy mają swoje mity o
stworzeniu świata, a historia opisana w
Genesis wyróżnia się tylko tym, że została
przyjęta przez pewne szczególne plemię
pasterzy na Bliskim Wschodzie. Jej status
nie odbiega specjalnie od przekonań
pew nego zachodnioafr ykańskiego
plemienia, które wierzy, że świat stworzony
został z odchodów mrówek.2
8
A NAPRAWDĘ...
kreacjoniści nie głoszą osobnego
stworzenia wszystkich istniejących gatunków –
mówią, i to od dawna, nawet w czasach
Darwina – o stworzeniu większych jednostek
taksonomicznych niż gatunek, nazywając je
„rodzajem”, „ty-pem”, „podstawowym typem”
lub „barami-nem” (patrz w tej sprawie
„Meandry 7”, idź POD PRĄD październik 2005,
nr 10 (15), s. 8-9).
Po trzecie wreszcie, kreacjoniści twierdzą, że
Zdaniem niżej podpisanego definicja Biblii
‘nigdy nie zachodziły ani nie zachodzą żadne
podana przez Dawkinsa jest lepsza od tej
procesy ewolucyjne’ (s. 10). Nie wierzą, że istniały
znajdowanej u Asimova – zwłaszcza mówienie o
stadia pośrednie między gatunkami (s. 14).
odchodach i Biblii jednocześnie to majstersztyk
Mroku składa się z dziesiątków milionów
kreacjonistów, którzy „nigdy nawet nie słyszeli i nie
myśleli o argumentach” ani za, ani przeciw teorii
ewolucji, a którzy maszerują „z Bibliami trzymanymi
wysoko nad głową”. Bo, oczywiście, jak się
maszeruje, trzymając Biblię w ręku, w dodatku
jeszcze wysoko nad głową, to myślenie jest
niemożliwe. Armia Mroku to „potężna i przerażająca
siła, głucha na argumenty” i zabezpieczona przed
czystym racjonalizmem (s. 19).
Zwłaszcza ta Biblia jest szczególnie groźna, bo
cóż to jest Biblia? To po prostu kolekcja napisana
„dwa i pół tysiąca lat temu przez prowincjonalnych
pisarzy plemiennych nie posiadających najmniejszej
wiedzy” z biologii, astronomii i kosmogonii. A takiej
wiedzy wojownicy Armii Mroku w Biblii szukają (s.
36). Kreacjoniści, „mając do wyboru Biblię i naukę,
wybiorą Biblię, odrzucając całkowicie naukę, mimo
licznych dowodów i świadectw” (s. 21). Swoją
definicją Biblii Asimov konkuruje z Richardem
Dawkinsem, innym antykreacjonistą, według
którego:
Meandry
O tym, jak ewolucjonistyczni rycerze światłości dobrego smaku i subtelnego wychowania!
walczyć muszą z kreacjonistyczną Armią Mroku Przegrywając w tej jednej dziedzinie z Dawkinsem,
Asimov jednak góruje w kilku innych.
W ostatnim numerze idź POD PRĄD p. Janusz
Korwin-Mikke przedstawił nieco swoich refleksji po Kim są wojownicy Armii Mroku i co głoszą?
Po pierwsze, wierzą oni w młodą Ziemię.
śmierci Stanisława Lema, dołączając tego
ostatniego do sporego już szeregu pretendentów Upierają się, że „wszechświat, życie i istoty ludzkie
do tytułu „obalacza socjalizmu” (jest tam m.in. JPII, zostały powołane do istnienia w obecnym kształcie
Gorbaczow, Wałęsa, zbiorowo Solidarność; zaledwie przed paru tysiącami lat” (s. 41), że Ziemia
osobiście najbardziej cenię wkład Reagana). ma co najwyżej 10 000 lat (s. 10, 25), że datowanie
Dzisiaj chciałbym napisać o innym autorze za pomocą pomiarów radioaktywności jest niepewne
Science-Fiction, Isaacu Asimovie, i nie o jego (s. 14). Uczony, który dyskutuje z kreacjonistami,
dziełach literackich, ale popularno-naukowych. A i winien domagać się od nich „rzeczywistych faktów
wskazujących, że stworzenie wszechświata miało
to węziej, bo dotyczących tylko kreacjonizmu.
Isaac Asimov napisał co najmniej 216 książek miejsce przed kilkoma tysiącami lat” (s. 42).
(s. 45),1 powieści, książek popularyzujących
naukę, zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. A CO NAPRAWDĘ MÓWIĄ KREACJONIŚCI?
Zajmował się też krytyką kreacjonizmu,
Naukowy model stworzenia NIE JEST w
wypowiadając przy tej okazji wiele odkrywczych i
ogóle związany z koncepcją młodej
malowniczych twierdzeń.
Ziemi, pomimo istniejącego bardzo
szerokiego nieporozumienia na ten
Zagrożenie przez kreacjonizm
temat. Podstawowe świadectwa na rzecz
Kreacjoniści to fanatycy, którzy mogą
stworzenia i przeciwko ewolucji (np. luki
doprowadzić do „upadku całych narodów”.
w zapisie kopalnym, prawa
Kreacjonizm to „zły sen dla tych, którzy „zetknęli się
termodynamiki, złożoność układów
z prawdziwą nauką”, to „nagły powrót do życia w
ożywionych) są całkowicie niezależne od
koszmarze”, nowy marsz Armii Mroku, stanowiący
wieku Ziemi czy od daty stworzenia.
„wyzwanie dla wolnej myśli i oświecenia” (s. 11).
Dlatego kreacjoniści nie porponują
„Armie Mroku” lub „Armie Nocy” (armies of night)
nauczania w szkołach publicznych takiej
to szczególnie udane wyrażenie Asimova. Armia
odmiany kreacjonizmu, który byłby
A NAPRAWDĘ...
Wnioski kreacjonistyczne wyprowadzane są
nie z tego, czego nie wiemy, ale z tego, co
wiemy. To wiedza o skamieniałościach,
rodzajach i tempie mutacji, o nieredukowalnej
złożoności układów biochemicznych, o
informacji biologicznej skłania nas do przyjęcia
wniosku, że wiele układów biologicznych nie
mogło powstać na mocy samych tylko ślepych
praw przyrody.
Zamiast starać się usuwać swoją niewiedzę,
kreacjoniści interesują się tylko starożytnymi
podaniami żydowskimi. Gorzej, „jedynie o nich
właśnie (w większości przypadków) w ogóle słyszeli
i tylko je w związku z tym chcieliby propagować”
(s.12). Dla czytelnika tekstu Asimova złowieszcza
rola Biblii nie jest jednak do końca jasna. Z jednej
strony „kreacjo-niści wymagają, by nauczać
dosłownie słów Biblii” (s. 26), z drugiej strony
„aktualna strategia jego [kreacjonizmu] wyznawców
polega na tym, by się na nią [Biblię] nie
powoływać” (s. 17). Asimov nie wyjaśnił, jak można
wymagać dosłownego nauczania słów Biblii i
jednocześnie się na nią nie powoływać, ale skoro
wiemy, że Armia Mroku to „potężna i przerażająca
siła, głucha na argumenty”, a przy tym maszeruje „z
Bibliami trzymanymi wysoko nad głową”, to możemy
być pewni, że jakiś sposób zabójczy „dla wolnej
myśli i oświecenia”, niestety, Armia ta znajdzie.
to nie powód, by te tajemnice wyjaśniać, odwołując
się do Boga. „Tego typu argumenty redukują Boga
do kilkusylabowego substytutu, znaczącego po
prostu ‘Nie wiem’. [...]” Dać się pokonać przez
niewiedzę czy wręcz nieuctwo, a później nazwać
przeciwnika Bogiem – to był zawsze symptom
niedojrzałości” (s. 12).
pochodzenie
A NAPRAWDĘ...
kreacjoniści akceptują istnienie tak mutacji,
jak i doboru naturalnego. Działa on w ramach
stworzonych typów, prowadząc do pojawiania
się rozmaitych gatunków. Kreacjoniści akceptują
więc mikroewolucję, a zaprzeczają istnieniu
makroewolucji, powstawaniu nowych ogólnych
planów życia poprzez radykalną ekspansję puli
genetycznej.
Źródłem kreacjonizmu jest brak wiedzy i
nieuctwo płynące (oczywiście) z Biblii.
Od początku świata niewiedza była źródłem
wiary w bogów i demony: ”deszcz zraszający ziemię
spływać musi z naczynia trzymanego rękami
boga”, „wiatr dmie z płuc boga”, „słońce podróżujące
po niebie domaga się ognistego rumaka oraz
trzymającego lejce boga”. Asimov słusznie
zauważa, że „można tak ciągnąć tego typu racje bez
końca. Dla ludzi sprzed ery naukowej całkowicie nie
do przyjęcia była myśl, by słońce, wiatr i deszcz
wynikały jedynie z następstwa praw ślepej natury,
bez uczestnictwa sprawczego rozumu” (s. 11).
Kreacjoniści znajdują się na poziomie ludzi sprzed
ery naukowej, ale czego można się spodziewać od
ludzi, którzy maszerują „z Bibliami trzymanymi
wysoko nad głową”? Gdyby jeszcze trzymali je za
pazuchą albo pod pachą. Ale nie, oni trzymają ją
nad głową! Wiele jeszcze jest tajemnic
wszechświata, na które nauka nie może udzielić
zadawalającej odpowiedzi” – zauważa Asimov – ale
NAUKA A BIBLIA
A NAPRAWDĘ...
Gdy Associated Press i NBC News zadali
Amerykanom w 1981 roku pytanie na temat
nauczania w szkole kreacjonizmu obok
ewolucjonizmu, to 86% odpowiedzi poparło
taką ideę (wg MORRIS, CREATION AND ITS
CRITICS..., s. 13). Taką ideę nauczania obu
punktów widzenia poparli nawet niektórzy
rodzice niewierzący, którzy po prostu chcieli,
by ich dzieci otrzymały wszechstronny obraz
kontrowersji na temat pochodzenia życia i
rodzajów życia.
Gdy jednak w 1994 roku Public Agenda
zadała rodzicom uczniów amerykańskich szkół
publicznych pytanie, jaką mają opinię w
sprawie „nauczania na lekcjach nauk
przyrodniczych na równi biblijnego uj,ęcia
stworzenia i darwinowskiej teorii ewolucji”, to
odpowiedzi popierających udzieliło tylko 38%
Wasze kościoły, nasze szkoły!
Dopóki jednak kreacjoniści mają swoje
kościoły, wara im od szkoły! Ostatecznie
konkurencja wymaga istnienia na równych prawach
obu stron. A jakie to równe prawa, jaka to równość,
jeśli kreacjoniści mają swoje kościoły, a chcą
jeszcze wejść na teren szkół publicznych?
„Kreacjoniści, kontrolujący kościół i społeczeństwo,
w którym żyją, i którzy za ‘przeciwnika’ mają
jedynie szkoły publiczne o okrojonym programie w
zakresie ewolucji, nie mogą zdzierżyć nawet tej
nikłej konkurencji i domagają się ‘równego czasu
nauczania’” (s. 20). Mają swoje kościoły i jeszcze
im mało! Co za bezczelność!
czy na poszerzanie horyzontów umysłowych
uczniów” (s. 20). Komitety szkolne w Ameryce
złożone są z rodziców, a – jak wiadomo –
wszystkim rodzicom na świecie bardzo zależy, by
ich dzieci niczego się w szkole nie nauczyły.
Najlepiej by było, gdyby nauczyciele nie krępowali
się w żaden sposób opinią rodziców i robili, co
chcą (oczywiście, co chcą ewolucjoniści).
Asimov nie wyjaśnia jednak pewnej
tajemniczej sprawy: dlaczego szkoła może
wymknąć się spod kontroli Armii Mroku? Jeśli
Armia ta stanowi większość odmalowaną
plastycznie wcześniej (te koszmarne miliony ludzi
z Bibliami trzymanymi wysoko w rękach!), to jak
szkoła może wymknąć się spod kontroli
większości w tak demokratycznym państwie jak
Stany Zjednoczone? A może (aż strach pomyśleć i
jeszcze większy strach powiedzieć!) demokracja
amerykańska ma swoje granice i dobrze
zorganizowana i zdecydowana na wszystko
mniejszość jest w stanie wbrew woli większości
opanować całe dziedziny życia społecznego, jak
szkolnictwo, radio, prasę, telewizję, przemysł
filmowy i rozrywkowy, sądownictwo i
administrację? Tylko, niestety, pozostają jeszcze
te kościoły! Ale i tu jest postęp. „Przyznać trzeba,
że jest również wiele dość liberalnych kościołów,
które pogodziły się z postępami nauki – nawet z
ewolucją” (s. 19). Na szczęście są i takie kościoły.
Chwała wszystkim postępowym pastorom,
rabinom, księżom i arcybiskupom! Niestety, nie
wszystkie kościoły jeszcze są takie. Spokojnie
można będzie zasnąć dopiero wtedy, gdy zniknie
ostatni kościół, który jeszcze nie godzi się z
postępami nauki, odrzuca ewolucjonizm i uważa
Biblię za coś bardziej wartościowego niż odchody
mrówek.
Oczywistość ewolucjonizmu i nienaukowość
kreacjonizmu
Istnienie kreacjonistów jest tym bardziej nie do
zniesienia, że „naukowe świadectwa przekonujące o
wieku Ziemi i procesach ewolucyjnych są dla
naukowców oczywiste i miażdżące. Jakim
sposobem ktokolwiek może w nie wątpić?” (s. 11).
Kto może wątpić w coś, co jest oczywiste i
miażdżące? Oczywiście, tylko chory umysłowo albo
nieuk, a najprędzej chory umysłowo nieuk. W nauce
istnieją różne teorie, ale „być może żadna teoria nie
jest lepiej zbadana, solidniej przeegzaminowana,
krytyczniej przeanalizowana i powszechniej
akceptowana niż teoria ewolucji” (s. 13). Jeśli jednak
tak dobrze jest z teorią ewolucji, to po co tracić czas
na polemikę z kreacjonistami? A może aż tak
dobrze z tą teorią ewolucji to nie jest? Ale nie, precz
zwątpienia! Uczeni „mają odmienne zdania o
pewnych szczegółach teorii ewolucji [...]. Tym
niemniej całkowicie akceptują samo istnienie
procesu ewolucji” (s. 15). Paranoja, której ulegli
kreacjoniści jest tym większa, że „te-orię ewolucji,
mozolnie budowaną i rozwijaną przez ponad dwa
stulecia w oparciu o badania naukowe, wspiera
niezwykła ilość dowodów i argumentów. Wszyscy
biolodzy, bez wyjątku, niezależnie zupełnie od
swoich pozycji, akceptują oczywistą prawdę”
minutę na propagowanie ich poglądów. Pełna
wolność myśli i przekonań zostanie uratowana
dopiero wtedy, gdy zamknie się usta ostatniemu
kreacjoniście. Wolność słowa, prawdziwy pluralizm i
niczym nie skrępowana konkurencja będą
zagwarantowane tylko wówczas, gdy w szkołach
będzie się nauczać jedynie ewolucjonizmu.
pytanych, a spośród praktykujących chrześcijan
jeszcze mniej, bo tylko 37% (FIRST THINGS
FIRST: WHAT AMERICANS EXPECT FROM THE
PUBLIC SCHOOLS, Public Agenda, New York
1994, za: Molleen Matsumura, „Finds 38% of
Americans Favor Teaching Creationism”,
National Center for Science Education Reports,
Fall 1996, vol. 125, No. 3, s. 5). I słusznie poparło
tak niewielu – prawdę mówiąc, nikt nie powinien
tego pomysłu poprzeć – bo biblijny kreacjonizm
ma charakter teologiczny, religijny i może być
nauczany tylko na lekcjach religii. Obok
ewolucjonizmu na lekcjach nauk przyrodniczych
można nauczać jedynie innej przyrodniczej
koncepcji, kreacjonizmu naukowego.
Asimov w proroczym natchnieniu maluje
przyszłość, jaka nastąpi, jeśli kreacjonistów wpuści
się do szkół: „Jeżeli rząd zdecyduje się użyć swojej
policji i swoich więzień, aby zapewnić, że
nauczyciele poświęcą tyle samo uwagi
kreacjonizmowi co ewolucji, w następnej chwili może
okazać się, że ta sama siła zostanie użyta do
całkowitej eliminacji teorii ewolucji ze szkolnego
nauczania” (s. 21). Tym samym położy się – o czym
już pisałem – „funda-ment pod renesans
barbarzyństwa, pod legalnie kontrolowane i siłą
wprowadzane nieuctwo, i w końcu pod totalitarną
kontrolę myśli i sumień” (s. 21). Ostatecznie przecież
już teraz widać, co kreacjoniści wyrabiają u siebie:
„w kościołach kongregacji kreacjonistów wymaga się
kategorycznie wiary pod groźbą ognia piekielnego.
Wrażliwi młodzi ludzie nauczeni, że czeka ich Piekło,
gdy będą słuchać o teorii ewolucji, czynią to bardzo
niechętnie, a jeśli już się na to zdecydują, to trudno
im w nią uwierzyć” (s. 20). Jedyny ratunek przed
totalitarnym zagrożeniem myśli ze strony
kreacjonistów, to nie pozwolić im choćby przez
9
NAUKA A BIBLIA
Podstawowy, a nieprawdziwy zarzut
[antykreacjonistów] sprowadza się do
tego, że kreacjoniści traktują Pismo
Święte jako źródło wiedzy naukowej.
Maciej GIERTYCH, „O uczciwą polemikę w
sprawie ewolucji”, w: Eugeniusz MOCZYDLOWSKI
(red.), PAN BÓG CZY DOBÓR NATURALNY,
Megas, Białystok 1994, s. 85 oraz Kosmos 1993,
t. 42 (3/4), s. 676.
Kreacjoniści rozróżniają dwa całkowicie
rożne rodzaje kreacjonizmu – biblijny i
naukowy. Naukowy kreacjonizm nie
opiera się ani na Księdze Genesis, ani
na jakimkolwiek nauczaniu religijnym.
Żadne rozumowanie nie korzysta tu z
autorytetu Biblii. Naukowi kreacjoniści
mówią o genetyce, paleontologii,
termodynamice, geologii itd., a nie o
teologii czy religii. Ich argumenty na
rzecz stworzenia opierają się na wiedzy
o DNA, mutacjach, skamieniałościach,
termodynamice itp. Pojęcia te w ogóle
nie występują w Biblii. Kreacjonizm
biblijny natomiast opiera się wyłącznie
na Biblii.
Mieczysław PAJEWSKI, STWORZENIE CZY
EWOLUCJA?, Wydawnictwo „Duch Czasów”,
Bielsko-Biała 1992, s. 11-12, http://kchds.pl/
wydawn.htm
„Jedynie szkoła może wymknąć się ich kontroli.
Niestety – tylko w bardzo ograniczonym stopniu”
(s. 20), bo nauczyciele są „skrępowani, wiedząc
wystarczająco dobrze, że ich praca jest w rękach
członków komitetu szkolnego, którzy, jak wiadomo,
nie są zazwyczaj nastawieni na rozwój intelektualny
A NAPRAWDĘ...
O co im chodzi? Gdzie maszeruje Armia Mroku?
Kreacjoniści kładą „fundament pod renesans
barbarzyństwa, pod legalnie kontrolowane i siłą
wprowadzane nieuctwo”, chcą zaprowadzić „totalitarną kontrolę myśli i sumień” (s. 21). Opanowali już
niektóre mniej popularne kościoły na prowincji,
przekształcając je na bastiony kreacjonizmu (s. 19).
Kościoły te wpływają na dom, na gazety, na całą
otaczającą społeczność. Wyraża się to „choćby w
naturze świąt”. Od kreacjonistów nie można się
uwolnić, to prawdziwa zmora myślących ludzi. Nie
można przed nimi uciec nawet w Kosmos: „w 1968
roku astronautom krążącym wokół Księżyca
nakazano przeczytać kilka wersetów Genesis, tak
jakby NASA pragnęła w ten sposób uspokoić opinię
publiczną, że odważyła się pogwałcić firmament
niebieski” (s. 10). Astronauci wili się jak piskorze, ale
co mogli zrobić, skoro im nakazano! „Nawet
prezydent Stanów Zjednoczonych [Ronald Reagan]
wyrażał swoją sympatię dla kreacjonistów” (s. 19).
Kreacjoniści mają w garści nie tylko NASA i
astronautów, ale nawet prezydenta. Nie zawsze
Amerykanie mają to szczęście, by mieć takiego
prezydenta jak Bill Clinton, który w przeciwieństwie
do Reagana i Busha opierał się, jak tylko mógł,
naciskom kreacjonistów, popierał aborcję i związki
homoseksualne, a na złość kreacjonistom nie
przesadzał z ulubionym przez nich staroświeckim
związkiem monogamicznym, twórczo wykorzystując
do tego celu cygaro.
Skąd ci kreacjoniści wiedzą, że Bóg stworzył
świat? Ponieważ tak mówi Biblia, a dla nich „to jest
wszystko, co ma naprawdę jakiekolwiek
znaczenie” (s. 18).

Podobne dokumenty