Wieść o morderstwie, którego dokonał Żyd Levin

Transkrypt

Wieść o morderstwie, którego dokonał Żyd Levin
Wieść o morderstwie,
którego dokonał Żyd Levin Moses,
pomiędzy Lęborkiem a Oskowem w pobliżu wsi Cewice w październiku 1781,
za co w lutym 1782 skazany został przez Trybunał na stracenie.
Przedstawiona jest tu opowieść o morderstwie na pocztylionie, którego dokonał stróż żydowski z
Lęborka zwany Lenin Moses w miesiącu październiku 1781-go roku pomiędzy Lęborkiem a Oskowem
w pobliżu wsi Cewice, po czym dwa miechy pieniędzy z wozu pocztowego zrabował. Ten sam na wozie
pocztowym w Cewicach widziany, wkrótce przyznał się do winy w procesie i w miesiącu lutym 1782
stracony został w Lęborku za sprawą Sądu.
Żyda Mosesa przesłuchanie i rozpoznanie.
Trzykrotnie nosiłem się z zamiarem dokonania tego morderstwa. Pierwszy raz przymierzyłem się
z drągiem, leżąc w pobliżu szlaku za wzniesieniem i oczekiwałem na wóz pocztowy. Gdy ten przybył,
szli przed nim dwaj parobkowie. Odłożyłem więc mój kij, poniechałem napadu i poszedłem swoją
drogą. Innym razem udałem się do wsi i czekałem na wóz. Gdy już słychać było tętent, pomyślałem
znowu: „Tak być nie może” i poniechałem próby. Trzecim razem poszedłem w pobliże Cewic i
zaczekałem na pocztę. Gdy ta przyjechała, powiedziałem do pocztyliona: „Weź mnie ze sobą!”
Odpowiedział: „Jeśli dasz mi flaszkę bimbru.” Ja na to: „W takim razie dam ci”, po czym wsiadłem na
wóz. Pocztylion rzekł: „Żydzie! Jedź więc, mi jest to obojętne.” Tak więc jechałem aż pod Cewice,
gdzie on zasnął. Obudziłem go i powiedziałem: „Jedźże, ja pójdę do Cewic.” Powiedział: „Muszę
dojechać do gospody, ale pijany nie mam odwagi, daję ci więc moją flaszkę na bimber i 6 fenigów –
masz wrócić z bimbrem.” Poszedłem do wsi. Tam ukryłem za pazuchą duży nóż, który potem zgubiłem.
Wróciłem więc do niego i pojechaliśmy. Spytałem go: „Chcesz bimbru?” Odpowiedział: „Tak, daj mi
butelkę.” Powiedziałem, że ma pić. Nie chciał, to nie byłoby właściwe, musiałby komuś powierzyć wóz.
Chciał się zatrzymać w gospodzie, napoić konie. Ja nie chciałem mu pomóc. Zaproponowałem:
„Mógłbym ja powozić dalej. Połóż się w wozie.” Odpowiedział: „Dobrze mój drogi Żydzie.” Miał
worek z atłasem, który podłożyłem mu pod plecy. Jechałem cały kawałek, aż do godziny piątej. On spał.
Wtedy zatrzymałem się, odwiesiłem lejce. Zszedłem na lewą stronę, wziąłem mój bat, którym chciałem
go uderzyć, ale nie mogłem go dosięgnąć, bo za głęboko leżał w wozie. Zszedłem na ziemię i wziąłem
cztery kamienie razem i uderzyłem go raz w głowę. Wrzasnął: „Ho!” Uderzyłem go jeszcze dwa lub
trzy razy. Leżał i rzęził. Pojechałem z nim do szlaku słupskiego i nim samym jeszcze jedno
skrzyżowanie. Tam się zatrzymałem i jako że on ciągle jeszcze rzęził, zciągnąłem zupełnie lejce,
zszedłem na lewą stronę. Tam dobyłem worek, w którym było osiemnaście noży. Wziąłem jeden z nich.
On jednak leżał całkiem głęboko w wozie. Chwyciłem go za włosy, podniosłem wysoko i wbiłem nóż w
jego gardło, aż przestał rzęzić. Potem wziąłem nóż, odciąłem paski ze skórzanej torby, zabrałem z niej
dwa miechy ze złotem. W jednym z nich były także listy, które wyjąłem i rzuciłem na stronę. Pobiegłem
z sakwami pełnymi pieniędzy przez pola do wsi Wuttin. Położyłem je nad strumieniem w krzakach.
Poszedłem do wsi do rolnika, którego znałem. Ten poczęstował mnie tabaką i szklanką wody. On jednak
zauważył krew na mojej fletni ukrytej w kurtce. Pozostawiłem go samemu sobie. Wzięła mnie trwoga,
że ktoś mógłby zabrać pieniądze. Zabrałem je zatem. Kupiłem 2 szklanki bimbru, jako że czułem się
winny i jedną wziąłem jeszcze dodatkowo. Jako że zbliżała się noc, zapukałem do gospody w Osowie.
Szynkarz poczęstował mnie szklanką bimbru. Zapłaciłem mu 1 Talara 12 groszy, które byłem mu
winien, bo teraz miałem już pieniądze. Chciałem iść dalej, ale szynkarz stwierdził, że jest już noc i
spytał, czy nie chciałbym u niego pozostać. Dał mi więc łóżko. Wcześnie rano spotkałem szanowną
panią baronową, która mnie zapytała, czy nie mam czegoś na handel. Zaprzeczyłem. Powiedziałem za
to, że wiem, iż rybacy powinni mieć pstrągi ze strumienia. Pospiesznie wróciłem nad strumień, dobyłem
miechy i ukryłem je znowu w krzaku. Spotkałem także kobietę z drzewem, która mnie zapytała, co tutaj
robię. Odpowiedziałem: „Czekam na brata.” Pospieszyłem poprzez pola do młyna. Tam młynarz
powiedział do mnie: „Moses! Jesteś poszukiwany, muszę cię aresztować.” Odpowiedziałem na to:
„Chcieliby. Musieliby najpierw mnie wypuścić, bo zbyt dużo bimbru wypiłem.” Pijany i z duszą na
ramieniu wróciłem do Oskowa, gdzie już otwarto wóz pocztowy i odnaleziono pocztyliona. Nie
przejąłem się tym, jako że wkrótce miałem zostać uwięziony. Zeznałem, że to szynkarz z Cewic
współdziałał w morderstwie i to on go rozpoczął. Myślałem, że pod przymusem się przyzna, a ja tylko
przed Bogiem i sumieniem odpowiem za zło, które wyrządziłem i Jego prosił będę o przebaczenie. Do
tej pory w życiu nikogo nie okradłem ani nie zabiłem, a ten raz jest pierwszy i ostatni, na co przysięgam
Bogu. Proszę więc Boga o wybaczenie a wysoki sąd o łaskawy wyrok.
Pieśń.
(w oryginale wierszem, rym typu abab)
Cóż ja, schwytany, mogę rzec,
To, co zrobiłem, kosztowało mnie życie!
Wyrok mój przyjmuję z żalem i wielką udręką,
Sąd go wydał, nie mogło być inaczej.
Przelałem niewinną krew, żałośnie mordując,
Źle jest nawet przy mnie stać,
Ja sam widzę, jak mnie sądzą,
Już płacę swym wyrokiem, już nie ucieknę.
Kamienie, które owinąłem w chustę,
Które posłużyły za narzędzie zbrodni na wolnym szlaku,
Pakowałem wszystkie, z gorliwością i odwagą,
I wkrótce zamordowałem – młoda, niewinna krew.
Nóż wziąłem potem w ręce moje,
I którym młodą krew przelałem, jego życie zakończyłem,
Ja, tak żałuję zła, którego wyrządziłem,
O Boże! Zmiłuj się i bądź litościwy.
Bóg nie mógł dłużej na te złe czyny patrzeć, Ogarnął mnie strach i trwoga.
Musiałem się do winy przyznać. Do całego zła.
Po przyznaniu nadszedł też wyrok,
Na który zasłużyłem i który muszę udźwignąć
Żaden żałosny pieniądz nie powróci tego,
I żaden człowiek na świecie nie zwróci,
Tak, Juda i Chrystus oddzielił dzień od nocy i prawo od zbrodni,
Szukamy Go i pamiętamy o Nim
Aj waj, aj wi, jak boli mnie to zdarzenie,
Widzę już przeto szubieniczny plac. Chrystus i Juda ujawniają,
Jak w zwierciadle moje czyny. Stało się, co się miało stać,
Na westchnienia już za późno.
tłumaczenie: Przemysław Szymla, Towarzystwo Historyczne Gminy Cewice, 2013
Nachricht von einer Mordthat,
so ein Jude Namens Levin Moses,
zwischen Lauenburg und Wutzkow ohnweit dem Dorf Zewitz im Oktober 1781
ausgeueber; worauf dieser Moerder und Raeuber im Februar 1782
durch das Rad von Leben zum Tode gebracht worden.
Es werden Nachrichten von einer Mordthat hiereinen angezeigt, welche in dem Monat Oktober
des 1781-sten Jahres zwischen Lauenburg und Wutzkow vorgegangen, da nemlich ein Schutzjude aus
Lauenburg, Nahmens Levin Moses ohnweit dem Dorf Zewitz einen Postillion ermordet und 2 Beutel
Geld von dem Postwagen geraubet. Da derselbe auf dem Postwagen bei Zewitz gesehen worden, so
wurde die That sobald kund und ist bemeldter Jude in dem Monat Februar 1782 bei Lauenburg von
unterauf geradert und auf das Rad geflochten worden.
Des Juden Moses Verhoer und Bekenntnitz.
Ich bin dreimal in der Absicht ausgegangen diese Mordthat zu begehen. Das erstemal schnitt ich
mir einen grossen Knueppel ab, legre mich ohnweit der Landstrasse hinter einen Berg, und erwartete
den Postwagen. Als solcher gefahren kam, giengen 2 Handwerksbursche vor demselben her, ich lietz
also meinen Knueppel liegen, unterlies die Mordthat, und gieng meinen Weg. Zum andermal gieng ich
auf einen andern Ort und wartete auf den Postwagen, da kam einer daben geritten, ich dachte wieder:
das geht nicht, und habe es gelassen. Zum drittenmal gieng ich bis ohnweit Zewitz, und erwartete die
Post. Als solche gefahren kam, sagte ich zum Postillion: Nimm mich mit! Er gab mir zur Antwort, wenn
du mir einen Brandtwein giebst, ich antwortete ihm: den will ich dir geben, und setzte mich auf den
Wagen. Der Postillion sagte: Juedchen! fahre doch, mir ist nicht wohl, so bin ich gefahren, bis vor
Zewitz, da hat er geschlafen, so habe ich ihn aufgeweckt, und gesagt: Nun fahre du, ich werde in Zewitz
gehen. Er sagte, ich muss an den Krug fahren, mir ist nicht gut zu Muthe, ich gab ihm mein
Brandweinglas und 6 Pfenning. er sollte Brandwein mitbringen, gieng in das Dorf, so hatt ich ein gross
Messer in dem Busen stecken das hatte ich verlohren, da gieng ich zurueck und er kam schon gefahren.
Ich fragte ihm: hast du Brandwein mitgebracht? Er sprach: ja, gab mir mein Flaeschen, ich sagte, er
sollte trinken: er fragte, er wollte nicht, ihm waere fehr uebel, er haette sich uebergeben muessen, haette
in dem Krug Wasser getrunken es wollte ihm aber nichts helfen, ich fragte: ich will fahren, leg dich in
den Wagen, er antwortete, ja mein lieber Jude, er hatte einen Sack mit Malz, dem hab ich ihm zum
Ruecken geleget, da legte er sich drauf, ich fuhr ganz sachte bis es fuenfter war, und es schlief. Num
hielt ich still, band die Leine an, gieng auf die linke Seite, nahm meinen Kohrstock, wollte ihm einen
Schlag darmit geben, konte aber nicht ankomen wiel er zu tief in den Wagen lag, da gieng ich aus der
Erden und nahm die 4 Zipfel zusammen, und gab ihm einen Schlag an den Kopf, so schie er auf: ho! ich
gab ihm noch 2 bis 3 Schlaege, da lag er und roechelte. Ich fuhr mit ihn gegen die stolpische Strasse und
auf selbiger noch eine Ecke fort.Darnach hielt ich stille und als er noch roechelte, band ich die Pferde
ganz kurz an die Leine, gieng auf die linke Seite, da nahm ich einen Beuetel, darinnen waren 18 Messer,
darvon nahm ich eines, er lag aber ganz steif in den Wagen; so nahm ich ihn den Haaren, hebte ihn in
die Hoeh, stach ihn in die Gurgei bis er aufhoerte zu roecheln. Hernach nahm ich das Messer, gieng bei
dem Felleisen, schnitt den Riemen auf: nahm die 2 Beutel mit Geld heraus, in dem einen Beutel waren
auch Briefe, die nahm ich heraus, und schmitz sie auf die Seite: ich lief mit den Beutels als mit dem
Gelde gerad Feldueber nach dem Dorfe Wuttin, legte es an den Bach an einen Strauch, gieng in das Dorf
bei einen Bauern da ich bekannt war, steckte mir eine Pfeife Taback an, foderte mir ein Glass Wasser,
da ich aber bei dem Ansteckten der Pfeife an meinen Rockermel Blut gewahr wurde, so liess ich
demselben sachte nieder. Jedoch war mir sehr bange, ob jemand die Verbergung des Geldes moechte
wahrgenommen haben von dem Gelde nahm ich zu 2 Glass Brandwein, allwo ich eins schuldig war und
eins mir noch geben liess. Dieweiln es nun Nacht worden, klopfte ich bei den Krueger in Wossow an,
forderte mir ein Glass Brandwein, bezahlte ihm auch 1 Thaler 12 Gr. so ich ihm noch schuldig war mit
Vermelden, dass ich heute zu Geld gekommen waere, ich wollte auch noch weiter gehen, der Krueger
aber redte mir zu, wiel es Nacht waere, so moechte ich hier bleiben, steck mich auch bei sich in dem
Bette schlafen, des Morgens frueh gieng ich bei der gnaedigen Frau Baronessin, fragte sie: ob sie nichts
zu handeln haette, welches sie mir mit nein beantwortete; wobei ich vernahm, dass die Fischer in dem
Bach Forellen fischen sollten. Ich erschrack hierauf, eilte nach dem Bach, holte das Geld und versteckte
es wieder in einen Strauch, es begegnere mir auch eine Frau mit Holz, welche mich fragte: was ich hier
machte? Ich antwortete: Ich warte auf meinen Bruder, eilte also Feldueber nach der Muehle; wo der
Mueller mir fragte: Moses! nach dir ist Lermen, ich muss dich arretiren; worauf ich antwortete: moecht
ihr doch, ihr muesst mich wohl wieder loss lassen, weil ich viel Brandwein getrunken hatte, um um
betrunken zu sein und mehr Herz zu fassen, ich wurde also nach Wutzkow gebracht, allwo sie den
Postillion schon hingebracht und geoeffnet hatten, solches ruhrte mich aber gar nicht: ob ich gleich
geschlossen wurde. Ich gab den Krueger aus Zewitz an, dass er den Mord begangen haette, in Gedanken,
dass eres wuerde aus Zwang gestehen muessen und ich davon kommen moechte, da mir aber Gott und
mein Gewissen ueberzeuget und mich der Bossheit beschuldigt: also bitte ich solches demselben ab.
Sonst habe ich Zeit meines Lebens niemand etwas gestohlen noch todtgeschlagen, und ist dieses das
erste und letzte, dass ich wieder 4 Hauptgebore Gottes gefuendigt, bitte also Gott um Verzeihung und
eine hohe Obrigkeit un gnaedige Errafe.
Lied.
Wen mir, was fang ich an, was soll ich nun angeben;
Was hab ich doch gethan, es kostet mir mein Leben!
Was wird doch sein mein Lohn, ich leide grosse Pein;
das Rad trag ich davon, es kan nicht anders sein.
Ich that unschuldig Blut ganz jaemmerlich ermorden,
und es ist auch nicht gut, anjetzo mit mir worden:
Wei mir, ich sehe schon anjetzo das Gericht;
mir folget schon der Lohn, ich kan entfliehen nicht.
Ein Stein, den band ich bald in einer Tuch dermassen,
und that ein Moerder fein, auf freien Weg und Strassen;
ich packte allda auf mit Eifer und in Muth,
ermordte bald darauf, untschuldigs junges Blut.
Ein Messer nahm ich doch alsdenn in meinen Haenden,
und that dem jungen Blutt alsdann sein Leben enden.
Wen mir, es reuet mich, was Boeses ich gethan;
ach Gott! erbarme dich, und nimm dich meiner an.
Gott konte nicht gar lang, die boese That ansehen,
mir wurde angst und bang', ich musst die That gestehen;
dann auf die boese That, erfolget auch der Lohn,
wie mans verdienet hat, das traeget man davon.
Was kan das leid'ge Geld auch nicht zu Wege bringen,
dass auf der ganzen Welt die Menschen darnach ringen!
Ja Jud' und Christe ist; bemuehet Tag und Nacht;
mit Recht und Unrecht sucht er solches ohn Bedacht.
An wei au wie, wie mir, wie thut mir doch geschehen,
ich thu anjetzt allhier den Richtplatz vor mir sehen.
Christ und Jud' spiegelt euch an meiner boesen That:
dann wann die That vollbracht, so ist die Keu zu.

Podobne dokumenty