Eugeniusz Mironowicz Ewolucja tożsamości ludności białoruskiej
Transkrypt
Eugeniusz Mironowicz Ewolucja tożsamości ludności białoruskiej
Od tożsamości do wspólnoty ojczyzn seminarium Uniwersytetu Powszechnego im. Jana Józefa Lipskiego w Teremiskach Eugeniusz Mironowicz Ewolucja tożsamości ludności białoruskiej Białostocczyzny po II wojnie światowej Tezy wystąpienia na seminarium Od tożsamości do wspólnoty ojczyzn W 1944 r. w granicach państwa polskiego pozostawało około 165 tysięcy prawosławnych. Administracja państwowa przyjmowała, że wyznanie prawosławne określało na Białostocczyźnie narodowość białoruską. Kryterium to, chociaż budzi poważne wątpliwości, było uzasadnione. Do końca 1946 r. trwała repatriacja ludności białoruskiej do ZSRR, po jej zakończeniu pozostało na Białostocczyźnie około 125 tys. osób wyznania prawosławnego. W powiatach bielskim, białostockim i sokólskim obok białoruskojęzycznych prawosławnych mieszkali także białoruskojęzyczni katolicy. Prawosławni różnili się jednak od katolików mówiących gwarami języka białoruskiego samoidentyfikacją, stosunkiem do przeszłości II RP oraz władzy komunistycznej. Byli przede wszystkim wyznawcami „wiary ruskiej”, byli zatem ruskimi i tak siebie najczęściej określali. Białoruskojęzyczni katolicy byli wyznawcami „wiary polskiej” i byli zatem Polakami. Podział był nad wyraz czytelny. II RP w pamięci prawosławnych była symbolem głodu, poniżenia, brakiem perspektyw, obcym państwem, sanacja kojarzyła się z mroczną przeszłością. Katolikom pozostała w pamięci jako wielkie państwo Polaków (a oni czuli się Polakami), z którego byli dumni. Zostało ono zastąpione czymś, co w ich odbiorze było zaprzeczeniem katolicyzmu i polskości. Powojenne podziemie zostało zapamiętane przez prawosławnych Białorusinów jako uosobienie natury Polaków, której nieodłącznym elementem była chęć rabowania i zabijania „ruskich”. Podziemie kojarzono z siłami walczącymi o powrót sanacyjnej – mrocznej – przeszłości. Jednym z celów działania podziemia na Białostocczyźnie było rzeczywiście zmuszenie Białorusinów do opuszczenia terytorium Polski, dlatego kojarzono go z ruchem, który zamierzał pozbawić ojcowizny, miejsca na ziemi zajmowanej od stuleci przez przodków. Mit złowrogiego podziemia pokutuje do dziś jako wyraz niczym nie ograniczonych zachowań Polaków. Prawosławni mieli możliwość wyjechać po wojnie do ZSRR, byli zachęcani różnymi sposobami zarówno przez komisarzy sowieckich, jak podziemie, mniej intensywnie przez władze Polski Ludowej. Sowiecką rzeczywistość poznali jednak w latach 1939-1941, dlatego wyjechali tylko ci, co musieli. Przymus był wynikiem działalności podziemia. Polska Ludowa w odróżnieniu od wszystkich poprzednich reżimów była dla prawosławnych Białorusinów rozwiązaniem optymalnym, potraktowali ją jako swoją ojczyznę, spełniającą ich oczekiwania. Nawet po upadku PRL we wschodniej Białostocczyźnie głosowano na partię (SDRP), która była uważana za spadkobiercę tradycji PZPR tworzącej przez 40 peerelowska rzeczywistość. Tuż po wojnie władze pozwoliły na zakładanie białoruskich szkół. Tworzone były głównie w miejscowościach jednolitych etnicznie lub tam, gdzie ludność prawosławna stanowiła zdecydowaną większość. Władza i jej struktury stały się dostępne dla Białorusinów, co było to Fundacja Edukacyjna Jacka Kuronia Od tożsamości do wspólnoty ojczyzn seminarium Uniwersytetu Powszechnego im. Jana Józefa Lipskiego w Teremiskach zaprzeczeniem praktyki II RP. Polska mitologia o Białorusinach tymczasem zawierała silny element ich przywiązania do cywilizacji wschodniej, której uosobienie stanowiła Rosja. Władzy komunistycznej tymczasem zależało na pozyskaniu większości polskiej, dlatego dbano, aby Białorusini piastujący stanowiska w aparacie partyjno-państwowym lub chociażby będących milicjantami nie zdradzali swego niepolskiego pochodzenia. Od funkcjonariuszy władzy wymagano dobrej znajomości języka polskiego i posługiwania się nim w miejscach publicznych. Zamykano szkoły białoruskie, gdy mniejszość polska na terenie gminy protestowała przeciw ich istnieniu. Białorusin, który awansował na stanowisko wójta lub nawet zwykłego urzędnika gminnego z reguły nie przeciwdziałał polityce ograniczającej lub likwidującej białoruskie życie narodowe, nawet wspierał taką politykę licząc, że jego zasługi zostaną zauważone i stanowić będą podstawę do dalszych awansów. Administracja państwowa od 1946 r. przestała przyjmować do wiadomości istnienie białoruskiej narodowości w Polsce. Ze strony białoruskiej nie było natomiast widocznych protestów. Białorusinów potraktowano jako pełnoprawnych obywateli. Uzyskali dostęp do wszystkich instytucji stanowiących elementy składowe ludowego państwa. Otrzymali pełnię praw jako Polacy, nic natomiast jako Białorusini. W polityce ludowego państwa polskiego były lata liberalizacji i dystansowania się od polityki asymilacyjnej, najczęściej jednak świadomie lub nieświadomie, lecz realizowano idee Romana Dmowskiego przez cały okres istnienia PRL. Wyjątkiem była epoka stalinizacji życia publicznego. W 1949 r. sekretariat KC PZPR podjął decyzje o odbudowie szkolnictwa białoruskiego w Polsce. Władza musiała włożyć dużo wysiłku, aby przekonywać Białorusinów do posyłania dzieci do tych szkół. Przedstawiciele gmin i powiatów białoruskiego pochodzenia niechętnie odnosili się do inicjatyw płynących z KC PZPR. Paradoksalnie przedstawiciele kuratorium, wykonując zresztą powierzone im polecenia służbowe, przekonywali białoruskich włodarzy gmin, do organizowania szkół z białoruskim językiem nauczania, a ci z kolei musieli to czynić wobec mieszkańców. Urzędnicy, szefowie gminnych struktur partyjnych, milicjanci pamiętali, że ich awans następował wtedy, gdy przestali mówić językiem białoruskim. Swoim dzieciom życzyli przecież także sukcesów i woleli uczyć języka, który ten sukces zapewniał. Białorusini odbudowę szkolnictwa z językiem ojczystym przyjmowali bez entuzjazmu, traktowano je jako przedsięwzięcie koniunkturalne, podejrzane i krótkotrwałe. Spadek zainteresowania szkolnictwem białoruskim był również wynikiem pierwszych migracji ludności wiejskiej do miast. W nowym środowisku i miejscu pracy potrzebna była przede wszystkim znajomość języka polskiego. Przemiany polityczne, społeczne, a nawet gospodarcze stwarzały chłopom białoruskim ogromną szansę zmiany ich położenia. Władza żądała - z ich punktu widzenia - niewiele, akceptacji jej poczynań i głoszonej przez nią ideologii. Nie pytając o narodowość i wyznanie oferowała miejsca w swoich szeregach. Nie wymagała także wielkich umiejętności i wykształcenia, a jedynie wyraźnego opowiedzenia się ideologicznego i politycznego. Dla chłopów białoruskich była to cena tak niska, że bez wahania przyjmowali tę ofertę. Nowy ustrój nie był odbierany przez nich jako tragedia, a wręcz przeciwnie, stwarzał on po raz pierwszy szansę awansu społecznego, kulturalnego i politycznego. W przeszłości nie było niczego za czym należałoby tęsknić. W przypadku Białorusinów wszystko to, co się działo po wojnie było przyjmowane jako zwrot ku lepszemu. Były to postawy odwrotne niż wśród miejscowych katolików. Nawet kolektywizacja, która odebrała ziemię chłopom i zapoczątkowała proces pośpiesznego wyludniania się wsi białoruskiej na Białostocczyźnie, nie utkwiła w pamięci jako tragedia. Ci, co opuścili wieś szybko znaleźli atrakcyjniejsze warunki do życia w mieście, gdzie dzień pracy trwał 8 godzin, a nie 16 jak na własnym polu i gospodarstwie, praca najczęściej była mniej męcząca, miasto nieustannie zapewniało atrakcje, które na wsi zdarzały się sporadycznie - kino, potańcówki, czas na życie towarzyskie. Fundacja Edukacyjna Jacka Kuronia Od tożsamości do wspólnoty ojczyzn seminarium Uniwersytetu Powszechnego im. Jana Józefa Lipskiego w Teremiskach System, którego filary wznoszono na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, dla Polaków był zniewoleniem, kolejną okupacją, dla Białorusinów - chociaż narzucał szereg absurdalnych rozwiązań społecznych i gospodarczych - stwarzał także szanse awansu we wszystkich obszarach życia publicznego. Ubogim białoruskim chłopom otwierał drogę do awansu społecznego, prowadzącą poprzez wojsko, milicję, służbę bezpieczeństwa, aparat partyjny i niższe szczeble administracji. Jak pisał Bazyli Pietruczuk w autobiograficznej powieści Ściernisko nawet podoficerski stopień i władza nad niewielką grupą ludzi wywoływała szokujące wrażenie poczucia własnej wartości i bezmiar wdzięczności dla wszystkiego, co sprzyjało takim przemianom. Praca we wspomnianych instytucjach wymagała jednak, przynajmniej w sferze formalnej, maskowania białoruskiego pochodzenia. Niemal wszyscy funkcjonariusze państwowi lub partyjni, gdy przyjeżdżali do rodzinnych wsi, publicznie zwracali się do swoich znajomych i kolegów w języku polskim. Na państwowej posadzie obowiązywał państwowy język. Sytuacja taka nie przeszkadzała bynajmniej urzędnikom, działaczom partyjnym czy milicjantom pochodzenia białoruskiego. Ich zachowanie ze zrozumieniem było także przyjmowane przez białoruskojęzyczne otoczenie. W powszechnym mniemaniu język polski wyróżniał ich i nobilitował, był symbolem człowieka, któremu się powiodło, i który reprezentował władzę. Dlatego też bez specjalnej presji ze strony przełożonych, awansowani do roli milicjantów, urzędników, nauczycieli, czy sekretarzy partii białoruscy chłopi, stawali się warstwą aktywnie wspierającą procesy polonizacyjne własnych środowisk. Zmiany zachodzące w polskim życiu politycznym od 1955 r. wywołały także wzrost nastrojów narodowych na pograniczu polsko-białoruskim na Białostocczyźnie. Zaowocowało to eksplozją wrogości wobec Białorusinów, z drugiej zaś strony wywołało nową falę strachu przed ewentualnymi konsekwencjami polskiego konfliktu wewnętrznego. Upowszechniały się stereotypy Białorusina komunisty, oczekującego przyłączenia Białostocczyzny do Związku Radzieckiego, a po drugiej stronie Polaka nacjonalisty i okrutnika, żądnego krwi bezbronnych prawosławnych z racji ich inności narodowej i religijnej. W 1956 r. z inicjatywy władz powołano Białoruskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne (BTSK) oraz redakcję pisma w języku białoruskim „Niwa”. Odwilż polityczna w środowiskach prawosławnych zaczęła siew jednak pod znakiem wzrastającej niepewności i obawami o powrót koszmaru z lat powojennych. Odruchem Białorusinów w tym czasie było domaganie się likwidacji szkół z białoruskim językiem nauczania. Odmowę posyłania dzieci na lekcje języka białoruskiego uzasadniano m.in. trudnościami, jakie je czekały podczas nauki w szkołach zawodowych, w których językiem wykładowym był polski. W listach, kierowanych do władz szkolnych z żądaniami likwidacji nauczania języka ojczystego, podawano także rzeczywiste powody tych decyzji – a przede wszystkim liczne przypadki agresywnego zachowania polskich rówieśników wobec kolegów posługujących się językiem białoruskim. Aby nie narażać dzieci na nieprzyjemności, rodzice proponowali nie uczyć ich własnego języka, ze znajomości którego jak twierdzili - nie było żadnego konkretnego pożytku, a tylko same kłopoty. Proces rozpadu szkolnictwa białoruskiego powstrzymano dopiero w II połowie 1956 r., przy znacznym zaangażowaniu władz państwowych. BTSK i jej terenowe struktury podległe kontroli PZPR i MSW upowszechniły wśród prawosławnych mieszkańców Białostocczyzny pojęcie „Białorusini”, lecz przede wszystkim jako zbiorowości etnograficznej. Władze partyjne i państwowe w latach 60. i 70. starannie dbały, aby jakakolwiek działalność tej organizacji nie przekraczała granic pielęgnowania folkloru i propagowania idei socjalistycznych. Alternatywny wobec BTSK ruch białoruski pojawił się dopiero w 1980 r. i wzorował się na hasłach polskiej opozycji. Był sceptyczny wobec jedynej legalnej organizacji białoruskiej oraz jej mocodawców z PZPR, odwoływał się do szerszej tożsamości niż więź regionalna. Jego pionierami byli studenci studiujący w Warszawie, Krakowie, Lublinie, Gdańsku. Podobnie jak intelektualiści polscy, stawiali pytania o naród i jego przeszłość i współczesne miejsce na ziemi. Fundacja Edukacyjna Jacka Kuronia Od tożsamości do wspólnoty ojczyzn seminarium Uniwersytetu Powszechnego im. Jana Józefa Lipskiego w Teremiskach Z niebytu odnajdywano nazwiska poetów, pisarzy białoruskich, działaczy politycznych, czarną komunistyczną legendę zastępowano nowymi mitami bohaterów narodowych, niektórych awansowano do tej roli nawet zbyt pośpiesznie. Pojawiła się białoruska prasa drugiego obiegu, niezarejestrowane, a więc nielegalne Białoruskie Zrzeszenie Studentów, uniwersytet ludowy, organizowano odczyty na tematy historyczne, rajdy piesze po wschodniej Białostocczyźnie. Aktywność inteligencji wciągała do życia narodowego wszystkie grupy społeczne. Od 1985 r. obchodzono 25 marca rocznicę ogłoszenia powstania w 1918 r. Białoruskiej Republiki Ludowej, będącej symbolem białoruskich dążeń niepodległościowych. Państwowość ta, oczerniana wszelkimi sposobami przez radziecką propagandę, stawiano jako alternatywę dla BSRR i jej zakotwiczenia w ZSRR. Nieuchronny w tej sytuacji był konflikt pokoleniowy i ideologiczny młodej inteligencji z działaczami BTSK, przez kilka dziesięcioleci propagujących wartości socjalistyczne wśród białostockich Białorusinów. Polski kryzys roku 80 i powstanie „Solidarności” budził strach i niepokój wśród większości prawosławnych. „Solidarność” zakwestionowała porządek, z którym się utożsamiali. Na Białostocczyźnie ruch solidarnościowy był wybitnie katolicki, propagował kult bohaterów budzących grozę – dowódców podziemia „Łupaszki”, „Burego”, winnych pacyfikacji wiosek białoruskich w pierwszych latach po wojnie. Mnożyły się incydenty między katolikami i prawosławnymi, wzrost napięcia rodził poczucie zagrożenia tych ostatnich. Dlatego większość prawosławnych z uczuciem ulgi przyjęło wprowadzeniu stanu wojennego. W 1983 r. zostałem poproszony przez profesora Jerzego Tomaszewskiego o napisanie opracowania na temat tożsamości narodowej ludności prawosławnej na Białostocczyźnie. Nie mając żadnych doświadczeń w pracy badawczej z zakresu socjologii, sporządziłem własną ankietę i w ciągu dwóch lat przepytałem 460 respondentów. Z odpowiedzi na kilkanaście pytań udało mi się określić orientacje narodowe moich rozmówców. Polak - 33 osoby (7,2%) Polak – prawosławny – 98 (21,7%) Białorusin – 123 (26,3%) Ruski – 145 (31,5%) Tutejszy – 44 (9,6%) Ukrainiec 9 (2%) Bez określenia 8 (1,7%) Na początku lat osiemdziesiątych tożsamość polska - 28,9% - zyskała już przewagę nad białoruską – 26,3%. Ruscy i tutejsi – razem ponad 41% - to w zasadzie ta sama kategoria wiążąca swoją tożsamość z wyznaniem. Druga połowa lat 80. i początek 90. to okres intensywnego propagowania idei białoruskości przez zorganizowane grupy inteligencji białoruskiej, sporów ideowych z BTSK, udziału w wyborach pod szyldem Białoruskiego Komitetu Wyborczego, upublicznienia problemu białoruskiego na Białostocczyźnie w polskich mediach. Jednocześnie był to renesans polskiego życia narodowego. Na fali tych przemian prowadził badania tożsamości ludności wschodniej Białostocczyzny znany socjolog Andrzej Sadowski. W 1993 r. otrzymał on następujące wyniki: niemal 76% badanych prawosławnych najchętniej określiłaby swoją tożsamość tylko jako „prawosławny”. Pytani o wskazanie narodowości odpowiadali – Polacy 53%, Białorusini 28%, Ukraińcy 2%, Ruscy 10%. Chociaż badania były prowadzone różnymi metodami, wyraźnie można uchwycić pewne tendencje. W ciągu 10 lat grupa „ruskich” stopniała 3-krotnie, i całkowicie znikła grupa „tutejszych”. Obie te kategorie zasiliły grupę deklarujących się jako Polacy. Niezmienny pozostał odsetek Białorusinów, mimo intensywnej propagandy ze strony działaczy. Nie miała także żadnego wpływu na prawosławnych Białostocczyzny intensywna propaganda ukraińska, wspierana zarówno przez odchodzący reżim PRL, jak III RP. Taki stan został zamrożony i kolejne wyniki spisu go potwierdzają go w pełni. Według spisu z 2000 r. narodowość białoruską deklarowało 46 tys. mieszkańców województwa Fundacja Edukacyjna Jacka Kuronia Od tożsamości do wspólnoty ojczyzn seminarium Uniwersytetu Powszechnego im. Jana Józefa Lipskiego w Teremiskach podlaskiego, co stanowi około 30% wyznawców prawosławia. Kategoria Polaków prawosławnych jest niewątpliwie dominująca wśród tej grupy wyznaniowej. Polacy prawosławni różnią się jednak od zamieszkujących w sąsiedztwie Polaków katolików, przede wszystkim stosunkiem do polskiej mitologii narodowej. Nazwiska Józefa Piłsudskiego, niegdyś Lecha Wałęsy, Karola Wojtyły, czy Romana Dmowskiego nigdy nie stały się hasłami stanowiącymi powód do dumy narodowej. Polacy prawosławni jako zbiorowość nie są niechętni białoruskiej kulturze narodowej, chociaż mogą się od niej demonstracyjnie odżegnywać. Podobny jest ich stosunek do kultury rosyjskiej. Polakowi katolikowi polskość jest świętością, prawosławnemu luksusowym towarem zapewniającym komfort psychiczny. Polak prawosławny ma poczucie inności wobec Polaka katolika. Polskość nie przesądza o jego poczuciu przynależności do rusko-bizantyjskiego kręgu kulturowego. Dla części Polaków prawosławnych wielkim autorytetem jest Aleksander Łukaszenko, uosobienie mitu o bojownika o jedność świata prawosławnego. Wśród Białorusinów – mniejszości wśród prawosławnych – występują także znaczne różnice w pojmowaniu swojej tożsamości. Dla znacznej części uosobieniem cech narodowych jest wspomniany Łukaszenko ze swoją sowiecką nostalgią i tradycją. Dla nich Białorusinami nie są ani Zenon Poźniak, ani Stanisław Szuszkiewicz, gdyż jako katolicy są Polakami. To myślenie w kategoriach dziewiętnastowiecznej ideologii zapadnorusizmu, gdzie białoruskość występowała jako jeden z trzech – obok wielkoruskiego i małoruskiego – komponentów ruskiej cywilizacji. Tekst powstał w ramach seminarium „Od tożsamości do wspólnoty ojczyzn” sfinansowanego ze środków Urzędu Marszałkowskiego w Białymstoku i Fundacji Edukacyjnej Jacka Kuronia Fundacja Edukacyjna Jacka Kuronia