Wiara żywa na przykładzie Błogosławionych Męczenników z Pratulina

Transkrypt

Wiara żywa na przykładzie Błogosławionych Męczenników z Pratulina
Wiara żywa na przykładzie
Błogosławionych Męczenników z
Pratulina
Autor: Ks. Jarosław Oponowicz
Ks. Lombardi, watykański rzecznik prasowy, przed pierwszą kanonizacją w roku
Wiary powiedział: „Nowa ewangelizacja zacznie się od świętych naszych czasów.
Święci od zawsze są najbardziej wiarygodnymi świadkami wiary
chrześcijańskiej, żywej obecności i działania Ducha zmartwychwstałego Jezusa,
przemiany ludzkości dzięki tajemniczej mocy Ewangelii.” Wskazał na wielką
potrzebę dzisiejszego świata w kwestii źródeł wiary, nadziei i miłości, która
można odnaleźć w chrześcijaństwie, a w nim w postaciach błogosławionych i
świętych.
Niewątpliwie, najmocniej przemawia do nas świadectwo oddawania życia dla
bliźniego, zamiast drugiego człowieka, czy też patrząc szerzej dla tego, co
najważniejsze w życiu społeczności. Do najwyższych wartości należy wiara,
która egzystuje w człowieku, jako zbiór przekonań, którymi wierzący się
kieruje, aby dokonało się jego zbawienie. Owe przekonania, wypływają ze
zbawczej interwencji Boga, z faktu, że właśnie Bóg okazał się wierny
człowiekowi, wierny wobec mnie.
Świadectwo błogosławionego Wincentego Lewoniuka i towarzyszy, unitów z
Pratulina, posiada szczególną wymowę w kontekście Roku Wiary. Jest ono tym
mocniejsze, że śmierć w obronie kościoła i wierność Kościołowi ponieśli
prości ludzie, najczęściej rolnicy, mieszkańcy okolicznych wobec Pratulina
wiosek, sami mężczyźni. Ich historia rozpoczęła się wraz Unią Brzeską 1595,
gdy to większość biskupów prawosławnych na terenach Rzeczypospolitej
zapragnęła połączyć się z Kościołem Katolickim, pod zwierzchnictwem Ojca
Świętego. Zachowali swój obrządek, piękną liturgię, sposób życia księży, ale
przyjęli dla wypełnienia słów Chrystusa „aby byli jedno” trudną drogę
łączności z Rzymem, i co wiązało się w praktyce z większym związaniem z
polskością. Może, dlatego Rosja widziała w tym ruchu nie tylko odejście od
wyznania prawosławnego ale przede wszystkim opuszczenie strefy kulturowej
wschodniej, zresztą już mocno na tych terenach nadwątlonej. Oficjalna
propaganda carska podczas największych prześladowań powoływała się, na te
elementy, zupełnie zamazując istotę: unici nie chcieli powrotu do obrządku
prawosławnego i dlatego ginęli za wiarę.
Wiara posiada zawsze wymiar zewnętrzny. „Cokolwiek usłyszycie w ciemności
powtarzajcie na dachach”. Chrystusowe wskazanie dotyczy całej postawy
człowieka wierzącego. Nie można utrzymywać, że jest się człowiekiem
wierzącym, gdy nie widać czynów z wiary, postawy. Unici podczas prześladowań
związanych z likwidacją ich diecezji chełmskiej, także braku reakcji nawet
środowisk zachodnich (skutecznie dezinformowanych oraz zastraszonych przez
carat, w niewielkim stopniu także biskupów katolickich) byli zepchnięci do
podziemia. Zakazywano im wszelkiej aktywności w przyjmowaniu sakramentów,
stopniowo wcielano poprzez chrzest do Kościoła prawosławnego, karano za
poszukiwanie pomocy u księży katolickich. Oni mimo wszystko nadal potajemnie
chrzcili dzieci po katolicku, wędrowali wiele kilometrów, aby zawrzeć
katolicki (tzw. krakowski) ślub czy też potrafili dosłownie wykradać ciało
zmarłego z domu pilnowanego przez strażnika, aby je pochować na katolickim
cmentarzu. Jak wiele zapłacili za to, mówią dane o zesłanych na Sybir (rejon
Wołkowyska i Smoleńska), całe pacyfikowane obecnością kozaków wioski, którzy
je objadali zostawiając puste zagrody, czy też raporty samych duchownych
prawosławnych, którzy wskazywali, że praktycznie nikt z siłą zmuszonych do
prawosławia nie spełniał obowiązków w cerkwi oraz nie uczestniczył w życiu
tej wspólnoty. Dzisiaj także z katolików czy chrześcijan próbuje się, jak z
unitów, uczynić „kałakutów” – osoby siedzące w kącie, ze spuszczoną głową,
które miałyby łaskawie prosić o możliwość spełniania publicznego swojej
religijnej powinności i okazania wiary. Wszak jest to prawo zagwarantowane
przez Prawo Międzynarodowe, którego nawet współczesne rządy nie
przestrzegają, gdy np. dyskryminuje się siostrę zakonną z powodu habitu,
która chciała uczestniczyć w standardowym spotkaniu, a przecież jej strój
jest nieodłączną częścią jej powołania a więc i osoby.
Unici potrafili wyznawaną wiarą przekraczać granice śmierci. Ich zapał, aby
broniąc wiary umrzeć za nią wypowiadali wobec swoich bliskich. Tak uczynił
najmłodszy z obrońców pratulińskiej świątyni, bł. Anicet Hryciuk, lat 19,
który wyznał: „Może i ja będę godny, że mnie zabiją”. Inny Bł. Bartłomiej
Osypiuk, lat 30, żonaty przed śmiercią powiedział, że jest szczęśliwy oddając
życie za wiarę w Boga. Życie swoje oparli o Chrystusa, zorganizowali wokół
spraw wiary: poznawali świat przez pryzmat Ewangelii, uczyli się, choć nie
studiowali przepisów liturgicznych, śpiewu, aby pięknie sprawować liturgię,
wiedzę swoją gromadzili posługując sobie wzajemnie, jak chociażby czynił
Paweł Pikuła blisko związany z Błogosławionymi i dla wielu z nich duchowy
przywódca. On to właśnie umacniał ich poznanie Boga oraz sam poszukiwał
najlepszej drogi aby żyć w wierności, nie zaprzeć się Chrystusa ani przed
swoimi ani przed władzami, które go przekupywały i zastraszały a nawet
więziły. Często powtarzał: „Życie krótkie, wieczność bez końca”.
Błogosławieni byli częścią Kościoła i to bardzo aktywną. Pojmowali swoje
miejsce w tej świętej społeczności jako niezastąpione przez nikogo, jak to
rozumiał ich przywódca bł. Wincenty Lewoniuk, wciąż na nowo starali się
odczytywać swoje miejsce w Kościele. Należeli do bractwa cerkiewnego,
trzymali krzyż i nie wstydzili się tego znaku Zbawiciela jak chociażby bł.
Ignacy Frańczuk, lat 50, żonaty, czy wzywali zgromadzonych do modlitwy,
ponieważ tutaj “dokonuje się nie bitwa o kościół, ale walka o wiarę i dla
Chrystusa” co uczynił bł. Daniel Karmasz, lat 48, żonaty. Śpiewali w cerkwi
jak bł. Jan Andrzejuk; ubogacali liturgię przez aktywne jej tworzenie jak
noszący świecę bł. Maksym Hawryluk, lat 34, żonaty; uczciwie pracowali i tak
realizowali swoje chrześcijaństwo jak bł. Konstanty Bojko, lat 49, żonaty,
bł. Konstanty Łukaszuk, lat 45, żonaty; byli bardzo uczciwi, wspomagali się
wzajemnie jak czynił bł. Filip Kiryluk, lat 44, żonaty; wzywali innych do
wsparcia Kościoła jak bł. Łukasz Bojko, lat 22, kawaler, który zwołał wielu
do obrony świątyni; mieli wielką świadomość przemian w otaczającym świecie i
jasnego w nich swojego udziału jak bł. Onufry Wasyluk, lat 21, żonaty; dali
się pociągnąć przykładowi innych w Kościele i dołączyli do grona obrońców
świątyni, kochali przy tym Maryję jak bł. Michał Wawryszuk, lat 21, żonaty.
Gdy spoglądamy na starotestamentalne rozumienie wiary widzimy w niej
niezwykłą podstawę do nadziei. Nadzieja rodzi niesamowitą wytrwałość,
zaufanie Bogu, nawet w najtrudniejszych okolicznościach. Prorok Izajasz, choć
rysuje konieczność spełnienia się Bożych wyroków, które z powodu ludzkich
uchybień, będą karzące, naprawcze, jednak wierni, Reszta Izraela, ma za
zadanie szukać ocalenia wyłącznie w Bogu. Tym tylko można wytłumaczyć
niezwykłą wierność prześladowanych, którzy nie wybierali opcji zdrady Boga,
Kościoła Katolickiego czy Ojca Świętego. Boga poznawali, jako wiernego
człowiekowi i sami tak się „wiernie” zachowywali. Oto kilka obrazów:
„W roku 1883 jechał przez Podlasie na koronację nowego cara delegat ojca
świętego Leona XIII arcybiskup Vanutelli. Na trasie w Brześciu, Chotyłowie,
Białej i Międzyrzecu wzdłuż kolei czatowali unici, niektórzy nawet od dwóch
tygodni. Gdy pociąg nadszedł, lud zgromadził się na torach, padł na kolana,
niektóre niewiasty kładły się na szyny i głosem pełnym jęku wołały: „Ojcze
święty ratuj. Żyjemy bez kościoła, umieramy bez księdza”. Nuncjusz płakał i
błogosławił lud.
Nadzwyczajne! Nie wołają, że katują, czy zabierają inwentarz i latami
trzymają w więzieniach. Wołają tylko: „żyjemy bez Kościoła, umieramy bez
księdza”.*
„Prześladowanie trwało latami. Nic nie zapowiadało zmiany. Nadzieja nie
gasła, ale zaczynało brakować sił. Był rok 1889. I wtedy pociecha przyszła z
nieba. Oto w Jabłoniu, Kwasówce i Kornicy ukazała się Matka Boska. Kornicy na
polu, przy gruszach ukazała się wielka jasność. Była widoczna w okolicznych
wioskach. Ludzie, którzy się zbiegli byli w pełnej jasności. Nie było cienia.
Pod gruszą z rękami złożonymi jak do pacierza klęczała Marysia Jaroszuk.
Miała może 10 lat. „Matkę Boską widziałam, tu była Matka Boska” wyszeptała
najbliższym. Nowy duch wstąpił w ludzkie serca. Powtarzano nawet jakby
usłyszane od Marysi, że w Kornicy kościół stanie, tam, gdzie było największe
krwi przelanie. Ale to wydawało się niemożliwe. Bo kto pokona moskiewskiego
cara, kto przegoni strażników, kto wygoni kozaków. I kto go zbuduje. To nie
jest możliwe. A jednak. Upłynęło kilkanaście lat. Po przegranej wojnie
moskiewski car spokorniał.
W Kornicy rodziny Giereszów, Tymickich i Kalinowskich przeniosły swoje
budynki. Wieś pomogła. I na tej ziemi, w którą niedawno wsiąkła męczeńska
krew powstała nowy gotycki, piękny kościół. 16 października 1908 roku biskup
Franciszek Jaczewski dokonał jego konsekracji. Dla wierzącego nawet to, co po
ludzku niemożliwe, stanie się możliwe.”
„Męstwo ludu bożego miało swoje odniesienie do postawy tutejszych kapłanów.
Duchowieństwo łacińskie z ogromną ofiarnością niosło pomoc udręczonym
braciom. Ciche i tajne śluby, po kryjomu chrzty, namaszczanie chorych nocą,
było częstą praktyką naszego duchowieństwa. Cała posługa odbywała się w
lasach, w niedostępnych bagiennych terenach i tam gdzie nie mogło wypatrzeć
oko żandarma. Sypały się kary finansowe i zamykanie w areszcie. Były zsyłki
na Syberię. Powędrował tam między innymi ksiądz proboszcz z Wisznic. Nie
doszedł do Syberii, bo skonał w drodze ks. proboszcz z Komarówki. Piękne
świadectwo o naszych kapłanach daje biskup lubelski Franciszek Jaczewski.
Otóż było rozporządzenie władz moskiewskich, by do parafii gdzie byli unici
nie posyłać księży wcześniej karanych za udzielanie im posług
duszpasterskich. W 1897 biskup Jaczewski pisze do gubernatora Imertyńskiego w
Warszawie, by cofnął ten zakaz. Nie ma już do dyspozycji choćby jednego
kapłana, który nie byłby karany.”
„Godna uwagi jest postawa Symeona Jozafaciuka z międzyrzeckiej parafii,
starca przeszło 70- letniego. Był to człowiek rozumny i wzorowych obyczajów,
miał wielki wpływ we wsi. Zabrano mu dobytek, zboże, trzodę i sprzęty
gospodarskie i zniszczono go. W Siedlcach trzymali go moskale ponad rok. Nie
zmienił się. Został wezwany do Radzynia, gdyż naczelnikowi wiele zależało na
tym, aby tego wpływowego i szanowanego we wsi starca opór przełamać.
Naczelnik Kotow począł przekonywać starca najpierw łagodnie i odwodzić go od
religijnego uporu. Obiecywał mu sumy pieniężne, wynagrodzenie strat i poprawę
jego zniszczonej fortuny; prosił go, aby parafian odwodził od uporu i sam
przyjął nowy obrządek. Starzec w prostocie swojego ducha wyciągając swe
kościste, wyschłe ręce zawołał: “Wielmożny Panie Naczelniku! Te ręce
pracowały cały mój wiek, rano i wieczorem składałem je do modlitwy mojemu
Bogu, te ręce wypiastowały synów i piastują dziś wnuki. I ty panie chcesz
abym je splamił podpisem i przyjął obcą wiarę. Nigdy tego nie zrobię”.
Skatowany, złamany na zdrowiu, wkrótce umarł.”
Wiara Unitów była pełna, Dotyczyła przyjmowania sakramentów,
systematycznego, często z narażeniem życia. Bóg w Chrystusie jest i był dla
nich Zbawicielem, do którego zdążali za wszelką cenę. Chrystus był dla nich,
jak dla św. Pawła, Jedynym Usprawiedliwiającym, żadne układy, dobrobyt czy
„święty spokój” nie miały dla nich wielkiego znaczenia. Tamte czasy wspomina
jedna z potomków unitów: „po prostu się wierzyło i już”. Podkreślają
dzisiejsi parafianie z Pratulina, wzajemne budowanie się wiarą, przekazywanie
jej młodemu pokoleniu, rozmowy o wierze, jako coś „codziennego”,
praktykowanie wiary we wspólnotowych formach rozlicznych stowarzyszeń czy
wspólnot religijnych.
Wiara Unitów była dla nich drogą życia, nie dodatkiem, nie obowiązkiem, ale
życiem samym i dlatego dla współczesnego człowieka jest tak wyraźnym
światłem. Męczeństwo licznych z Pratulina, Drelowa i innych miejscowości,
jest tego dowodem.
Więcej informacji znajdziecie Państwo na WWW.sanktuariumpratulin.pl oraz na
profilu Facebook.
* – fragmenty jeszcze niepublikowanych rozważań ks. Romana Wiszniewskiego,
wykorzystanych podczas poświęcenia Dróżek Męczenników.

Podobne dokumenty