Czas zatarł ślad
Transkrypt
Czas zatarł ślad
Rozdział XII A na łąkach pachnie jesienią, Babie lato spoczęło na trawie, Wokół kwiaty barwami się mienią, Odlatują kluczami żurawie. Na mokradłach bociany klekoczą, W próbnych lotach trzepoczą skrzydłami… Dzień odfrunął… – Spójrz, na niebie już gwiazdy migocą, Odgłos strzałów umilknie nad ranem, Lęk przeminie, odpłynie wraz z nocą. Wróg upadnie!, bo Pan Bóg jest z nami… Jesień zawitała bogatą paletą barw; kolory żółci, złota i miedzi przeplatały się z zielenią sosnowego i świerkowego igliwia. Żółte liście klonów, skąpane kroplą rosy, kołysały się na wietrze, z lekkim szelestem opadając na ziemię, ścieliły na ziemi rdzaworude dywany. Festony pajęczyn osnuły trawy i chaszcze, strojąc się rankiem w brylantowe krople, które suszyło słońce ciepłymi OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA – Rozdział XII 127 promieniami, uwalniając pajęcze nici – zwiastuny złotej polskiej jesieni. Bo przecież ta jesień, mimo okupacji, była wciąż polska; osnuta łuną pożarów, czasem gniewna seriami strzałów, czasem żałosna jękiem padających ciał, czasem zimna, czasem głodna, ale dumna… walcząca… Jeszcze Polska nie zginęła! Choć Ciałem rzucona na szańce. Biało-Czerwona do Krzyża przylgnęła, A Dzieci mówią Różańce… „Módl się za nami, Święta Boża Rodzicielko…”! 8 „Módl się za nami…”! Słychać było modlitwę w chatach polskich rodzin: – „Chleba naszego, powszedniego…” i „Pod Twoją obronę…”, i „Aniele Boży…” – szeptany przez dzieci. – Tak, trzeba otulić modlitwą rodzinę i dom, i tych, co już domu nie mają, i tych, co tej nocy „zasną raz ostatni”, i tych, co „w pierwszym szeregu podążą na bój” – bo tylko tej broni jest wciąż pod dostatkiem, a czasem tylko ta broń pozostaje – modlitwa…! Ścieliła się więc modlitwa po domach, po ogrodach i zagonach, płynęła wzdłuż leśnych ścieżek, mocą swoją chroniąc również tych, którzy zamieszkali w leśnych ostępach, by westchnieniem cichym powrócić pod strzechy. Skończyły się omłoty, nastał czas wykopek. ___________________________ 8 Wiersz z autorskiego zbioru „Polska Droga Krzyżowa”. 128 CZAS ZATARŁ ŚLAD Znów zaroiły się pola, zadymiły ogniska, a wokół zapachniało pieczonymi ziemniakami. Ludzie spieszyli się, żeby w porę złożyć w piwnicach i kopcach zapasy warzyw i ziemniaków, a w wolnych chwilach ściągnąć wiatrołomy z pobliskich zagajników, ułożyć w słońcu, by przed jesiennymi szarugami zdążyły trochę przeschnąć. Przynosili też do swych domów kosze pełne grzybów i worki wypchane liśćmi do gacenia chat i obór; po zbiorach mogli wreszcie odpocząć, nacieszyć się sobą, porozmawiać. Jesienne chmury przetaczały się po niebie, ciemnymi łatami czerniąc resztki błękitu, dni stawały się coraz krótsze, ustępując miejsca mrocznym wieczorom. Znów zakopciły naftowe lampy, ścieląc po ścianach przeróżne cienie; czasem śmieszne, czasem złowrogie; czasem przybierające postacie bohaterów z teatrzyku cieni. Na środku izby chybotała kołyska, kojąc do snu najmłodszą, która przyszła na świat pod koniec lata. Karolina nie miała tym razem pokarmu, trzeba było dokarmiać dziecko kozim mlekiem, a między karmieniem podawano małej „smoczek”, który łapczywie ssała przed zaśnięciem. Był to rozmiękczony cukier, zawinięty w płócienną serwetkę, uformowaną na kształt prawdziwego smoczka, co pozwalało rozwijać u niemowlęcia odruch ssania. Kończyły się drobne zapasy w spiżarni, gdyż latem brakowało rąk do pracy. Karolina często nie domagała, więc tylko Marian szedł na służbę, a Antoś zostawał w domu. OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA – Rozdział XII 129 Po pierwszych przymrozkach kobieta poczuła się na tyle dobrze, że mogła zostawić Stasia z dziećmi, a sama z najstarszym wychodziła w pole. Spod sztywniejących grudek ziemi wybierali ziemniaki, które bieliły się po polach, przynosili do domu – smażyła później placki ziemniaczane albo piekła tarciucha. Był to nie lada przysmak, a przy tym bardzo syty posiłek; ziemniaki zarobione przy wykopkach zostały na okres zimy. A zima przyszła niespodziewanie z mrozem i śnieżycą; sypnął biały puch, kłębiąc się zaspami po polach i łąkach, po drogach i rowach. Mróz pokrył okna gałązkami kwiatów, srebrzystymi gwiazdkami i drobnym ażurem. Śnieżyca szalała przez kilka dni; mężczyźni wrócili z lasów, wystawiając tylko czujki. Michał mógł wreszcie nacieszyć się domem i dziećmi, a szczególnie najmłodszą córką, której do tej pory prawie nie widział; opowiadała mu o niej Janka, gdy jeszcze byli w lesie, a ona przynosiła im meldunki albo prowiant, a że miała być chrzestną matką, więc opowiadania były pełne zachwytu nad dzieckiem. Teraz mógł sam poznać swoją córeczkę i sprawdzić, na ile opowiadania Janki pokrywały się z rzeczywistym obrazem. Dziecko było nadzwyczaj radosne, chwilami jakby zanosiło się od śmiechu: – No, chociaż to maleństwo nic nie rozumie, śmieje się z wojny i z biedy. Tak, Janka nie przesadziła, mała jest niezwykle urokliwym dzieckiem – stwierdził szczęśliwy tato. 130 CZAS ZATARŁ ŚLAD Tymczasem mała ciągle dopominała się o pokarm, łapczywie ssała swój „smoczek”, a butelki z mlekiem opróżniała w iście błyskawicznym tempie. Co ją mógł obchodzić mróz czy wiatr wyjący wśród drzew albo śnieżne zaspy przy chłopskich zagrodach i to, że zima nie odpuszcza, że zadomowiła się na dobre na kieleckiej ziemi?… Zima tego roku była wyjątkowo sroga; wybieliła śniegiem zarośla i borki, pokryła mroźnym szronem drzewa w zagajnikach; święta Bożego Narodzenia całe w bieli, mroźne. Ptactwo i drobna zwierzyna podchodziły w pobliże domu w poszukiwaniu pokarmu. Chłopcy szybko wpadli na pomysł, w jaki sposób zdobyć trochę mięsa; pozastawiali wnyki na „czeremchowym” wzgórzu, a na podwórzu ustawili klatkę zrobioną z drucianej siatki, z drzwiczkami, do których przywiązany był długi sznur, przeciągnięty końcem do okna w sieni. Gdy tylko klatka zapełniła się ptactwem, chłopcy luzowali naciągnięty sznur, po czym drzwiczki zatrzaskiwały się, zatrzymując w środku cenną zdobycz. Najczęściej łapały się wróble, ale przecież zdarzyło się „upolować” kuropatwę, albo bażanta, a we wnykach często znajdowali zające. Musieli przy tym zachowywać dużą ostrożność, starali się też nie opowiadać w domu o swoich polowaniach, żeby mama nie stresowała się zbytnio; wychodzili z domu o świcie, udając, że się bawią śnieżkami, i tak docierali do znanych sobie miejsc, sprawdzali sidła, chowali zdobycz za pazuchy, a po powrocie zabierali się do odśnieżania placu, żeby zatrzeć ślady. OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA – Rozdział XII 131 Podrzucali mamie swoje łupy, wiedząc, że wyczaruje z tych produktów niemal królewskie dania. Ani spostrzegli, jak mijał pierwszy miesiąc nowego 1943 roku… W jeden z mroźnych styczniowych dni zapukała do ich drzwi żydowska rodzina; młode małżeństwo, szesnastoletni chłopak i siwy, stary dziadek tulący do piersi coś na kształt pakunku owiniętego w koc. – Wchodźcie, szybko – powiedział Michał – ogarniając spojrzeniem całe obejście. Przybysze, korzystając z zaproszenia, szybciutko zajęli miejsce przy ciepłym piecu; widać było, że są przemarznięci niemal do kości, brudni i głodni. – Janka, przygotuj ciepłą wodę – zwrócił się do dziewczyny, która tego dnia była gościem u wujostwa – a ty, Karola, ze mną do kuchni. Janiu, w starej skrzyni znajdziesz ciepłą bieliznę i ubrania. Dopilnuj… Młoda żydowska kobieta ucieszyła się na myśl o ciepłej wodzie i świeżym przyodziewku. Jej smutne oczy ożywiły się, uśmiechnęła się nawet i z ochotą rozpoczęła toaletę za zrobionym naprędce parawanem. W tym czasie dziadek położył na stole „pakunek” i począł rozwijać koc. Oczom domowników ukazało się małe dziecko, widocznie zziębnięte, bo skuliło się w kłębek. – Wujek, przyjdź na chwilę – poprosiła Janka – mamy jeszcze jedno maleństwo. Dziecko przebudziło się i zakwiliło, było głodne. 132 CZAS ZATARŁ ŚLAD – Kiedy było karmione? – z tym pytaniem zwrócił się Michał w stronę kobiety za parawanem. Wyszła już czysta, ubrana. Dopiero teraz jej uroda ukazała się w całej pełni; pukle czarnych włosów spadały luźno na ramiona, a spod rozwichrzonej grzywki widać było duże, piwne oczy pełne młodzieńczego blasku, co w czasie trwania wojny było rzadkim widokiem. Odezwała się nieśmiało: – Nie ma u mnie pokarmu, straciłam, to i mała nie dojada. – Janka, rozgrzej dzieciaka, obmyj i ubierz w ubranka naszej śmieszki. A to pewno rówieśnice, więc ubranka powinny pasować. Mężczyźni myli się za parawanem, tymczasem Jania razem z młodą mamą myły i ubierały dziecko i już po chwili maleństwo łapczywie opróżniało butlę z ciepły mlekiem. Z kuchni doleciał zapach świeżo ugotowanej zalewajki i podpłomyków upieczonych na kuchennym blacie. – Prosimy do stołu. – No, to ja już pójdę – Janka szykowała się do wyjścia, ale Michał zatrzymał ją tuż przy drzwiach. – Nigdzie nie pójdziesz, dopóki oni są u nas. Nikt nie może się o nich dowiedzieć. – Ależ wujku! Przecież ja nikomu nie powiem. – Ja ci wierzę, oni nie muszą. Ze strachu gotowi wyjść na ten mróz, zanim się na dobre rozgrzeją – zostań. Została. Pomagała cioci pakować prowiant dla przybyszów na dalszą drogę. Oni tymczasem zajadali się zupą i podpłomykami, wzrokiem wyrażając wdzięczność dla gospodyni. OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA – Rozdział XII 133 Młody, wychudzony chłopak, zaczął dusić się od kaszlu. Widać było, że nie jest zdrów, a duszności są reakcją rozgrzanego organizmu. – Co jemu? – spytał Michał. – My byli w lesie, nie było gdzie iść. Przeziębił się, nu kaszle. – A skąd i dokąd Bóg prowadzi? – Dom spalony, nie ma domu. Dotąd las był domem. Ale Sara niedawno urodziła, Dawid chory, a tu zima. W ziemiance też mroźno. To mnie przyszła myśl, co by iść do rodziny koło Szczekocin, może jeszcze tam mieszkają? Kto to wie, co być może? – A jak pańska godność? – Nu, a co ja za pan? Przed wojną, panie szanowny, to ja i może był pan. A teraz? Ja bez chaty, bez szynku… O ogrodzie i sadzie to już nawet mi nie wspomnieć. Łachmany, te co w kąt rzucone – nu taki ja pan. Izaak jestem, stary Izaak. – W ten mróz nie dojdziecie daleko. To może zostawcie chłopca u nas, a jak przejdzie zima, wrócicie po niego. Widać, że ma gorączkę, nie przetrzyma. – A on bezpieczny tu? – Bardziej bezpieczny jak na tym mrozie, nie dojdziecie z nim. Chłopcu trzeba lekarza. – A doktor swój? – Swój, zaufany. Nie doniesie Niemcom. – No to ja spokojny. A co wy chcecie za to? – Nic nie trzeba, my przecież ludzie. Nam tak samo ciężko jak wam. Odpocznijcie, a później w drogę. Chłopca zo- 134 CZAS ZATARŁ ŚLAD stawcie, u nas nie stanie się mu krzywda. Nie mamy wiele, ale przeżyjemy. Stary, siwy Żyd patrzył na Michała i Karolinę, po jego policzkach popłynęły ciężkie, słone łzy. – Ja nie wiem, co mówić. Ja wam wierzę, tylko ciężko się rozstać… Ale pewno tak musi być. Da Bóg, skończy się wojna, wrócą nasze szabaty i dzieciom opowiadać będziemy, co Bóg nam uczynił swą przemożną ręką, i was też wspominać będziemy. Bóg wam odpłaci za troskę… Zamilkł, a po chwili, rozgrzany ciepłem i posiłkiem, zapadł w drzemkę. Sara, słysząc rozmowę mężczyzn, przytuliła maleństwo do piersi, jej też z oczu płynęły łzy. – Wrócimy wiosną po Dawida – powiedziała drżącym głosem. – Ale wśród ludzi musimy dać mu polskie imię, on musi być jak nasz, tak będzie bezpieczniej dla chłopca i dla nas – powiedział Michał, prosząc tym samym o przyzwolenie na zmianę imienia. – Rozumiemy, czyńcie, jak trzeba. – Połóżcie się, prześpijcie, a nad ranem w drogę. Ledwie przytknęli głowy do poduszek, zaraz zasnęli, a żeby im nie przerywać snu, dla domowników naniesiono słomy, która na tą noc zastąpiła łóżka. Michał nie spał, czuwał nad śpiącymi, co pewien czas spoglądał w okno, obserwując teren. Obudził ich, gdy zaczęło świtać: OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA – Rozdział XII 135 – Panie Izaak, już czas – potrząsnął ramieniem siwobrodego dziadka. – Aj, to już dzień? My zaspali? – Spokojnie, jeszcze wcześnie. Powoli zaczęli szykować się do odejścia. Joachim, mąż Sary, udzielał Dawidowi ostatnich wskazówek i napomnień, Sara otuliła małą, a Izaak wyjął Księgę i przed posiłkiem zaczął czytanie: Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną […]. Stół dla mnie zastawiasz wobec mych przeciwników […]. Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni mego życia i zamieszkam w domu Pańskim po najdłuższe czasy. (Ps 23, 4-6) Później wzniósł oczy ku górze i błogosławił posiłek, rodzinę i dom cały: – Niech wam błogosławi Bóg Ojców naszych – Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba – po tym dziękczynnym błogosławieństwie dla całej rodziny, stary Żyd – dziadek, podszedł do kołyski, wziął na ręce małą córeczkę Michała i uniósł ku górze, wypowiadając słowa błogosławieństwa: 136 CZAS ZATARŁ ŚLAD – „Błogosławiony bądź Boże, Panie i Królu Wszechświata, za to, że dałeś życie”. – „Błogosławiony bądź teraz i na wieki” – odpowiedzieli zgodnie Dawid, Sara i Joachim. – Idźcie z Bogiem. Janka przeprowadzi was bezpiecznie borem do drogi za wsią. Ciężkie to było rozstanie; łzy cisnęły się do oczu tym, co odchodzili, i tym, co zostali w chacie. Dawid długo stał przy zamarzniętym oknie; poprzez małe, odtajane miejsce na szybie patrzył w dal, chociaż jego rodzinę już dawno przesłoniły drzewa… Nazajutrz dotarła do wioski wstrząsająca wiadomość: koło „sprowskiej” kaplicy znaleziono starego, siwobrodego Żyda… Jego ciało było całkowicie zamarznięte… Dawid chciał biec w stronę kaplicy, pewien, że zamarzł jego dziadek, powstrzymał go Michał: – Nie trzeba, chłopcze. Tam już jest policja – dziadkowi nie pomożesz, a ciebie zabiorą. Jak to było? „Choćbym szedł ciemną doliną…” A na końcu? „I zamieszkam w domu Pańskim po najdłuższe czasy”. Twój dziadek już doszedł do celu, a tobie trzeba żyć – to mówiąc, otulił chłopca swymi ramionami, kojąc jego ból i serdeczny płacz. Na dworze znów szalała zamieć; wiatr zawodził wśród ośnieżonych drzew i gnał po niebie ciemne, skłębione chmury, gotowe sypnąć nowymi porcjami białego puchu.