Nieskazitelne warszawskie światło

Transkrypt

Nieskazitelne warszawskie światło
Creatio Fantastica
PL ISSN: 2300-2514 R. XII, 2016, nr 2 (53)
Izabela Osiadły
Nieskazitelne warszawskie Światło*
Walka Dobra ze Złem, Jasności z Ciemnością to motyw stary jak nasza planeta Ziemia, o ile nie jak sam niezbadany dotąd wszechświat. Wystarczy sięgnąć po którąkolwiek
książkę – niemal zawsze znajdziemy na stronicach powieści pierwiastki ścierających się
opozycji, reprezentantów tego, co mniema się za właściwe, i zwolenników tego, co karygodne. Racja, możemy to usprawiedliwiać przekonaniem o kilkutysięcznej tradycji, że nierozstrzygnięty konflikt tkwi u podstaw natury człowieka, czerpie źródło u prapoczątku,
w ogrodzie Eden. Ludzi zwyczajnie nie opuszcza ciekawość o to, jak było naprawdę, oraz
co stanie się, gdy nadejdzie Dzień Sądu Ostatecznego. Dlatego szukamy coraz to nowych
historii, rozwiązań fabularnych, sięgamy wyobraźnią dalej i dalej, ale niestety. Wciąż tkwimy w nieukończonej walce Dobra ze Złem, nawet w literaturze. Już prędzej zainteresowałoby mnie oryginalne przedstawienie starcia się dwóch sił nieskazitelnie dobrych w rzeczywistości perfekcyjnie czystej lub dwóch sił piekielnie złych w realiach na wskroś bestialskich.
Autor, Mike Wysocky, jest polskim debiutantem. Urodził się w Kropkowicach na
Opolszczyźnie, jak czytamy w notce zamieszczonej na skrzydełku publikacji. Niedawno
ukończył tournée po Polsce (Wrocław, Kropkowice, Łódź, Włocławek, Warszawa), podczas którego promował powieść, będącą „pierwszą częścią trylogii o istocie bytów wplecionej w sens istnienia Wszechświata” (cytat za wydawcą). „Ta książka naprawdę zaskakuje” – przekonuje zdanie wieńczące krótki zarys fabuły na okładce. I w tej kwestii zdecydowanie nie było przekłamania, bo historia Janka, uwięzionego z niewiadomych przyczyn w lochu, rozrasta się do zdarzeń międzynarodowych, ba, międzyplanetarnych nawet,
sięgających prapoczątków – Wielkiego Wybuchu, narodzin Wszystkiego.
Recenzja książki: Mike Wysocky, Lux Aeterna, Wydawnictwo Novae Res, 2016, ISBN: 978-83-8083-045-5,
ss. 439.
*
1
Powieść powinna przypaść do gustu zwolennikom narracji pierwszoosobowej.
Świat przedstawiony poznajemy z perspektywy naszego warszawskiego rodaka, dość typowego nastolatka – mam tutaj na myśli to, że gdyby wziąć do odegrania tej roli jakiegokolwiek młodego mężczyznę ze szkoły średniej, nadałby się on idealnie. Jest to zarazem
plus i minus tej postaci. Szybko obdarzamy Janka sympatią i czujemy, że łączy go z nami
bliska więź, choćby z uwagi na znajomość otaczających nas polskich realiów, jednak po
przekartkowaniu dalszych partii powieści zaczynamy żałować, że nie posiada on cech,
które odmalowałyby go jako istotę oryginalną i zapadającą w pamięć. Aż chciałoby się
w pewnych momentach dodać mu więcej błyskotliwości, inteligencji i… wiary.
Jankowi Boguckiemu bardzo trudno uwierzyć w to, co doświadcza. Według mnie
z początku jawi się on jako Everyman, o którego długo i zacięcie walczą Gwardziści, będący uosobieniem Światła, oraz Buntownicy – uosobienie Ciemności. Chłopiec jest wręcz
zerem, które z biegiem czasu zmienia się w bohatera mierzonego w boskich jednostkach.
Tak, mowa tu o boskości, ponieważ Janek jest wybrańcem. Motyw poszukiwań tej jednej
jedynej istoty, obdarzonej najwspanialszą mocą nadprzyrodzoną, jest równie modny
w literaturze, co walka dobra ze złem. Autor nie zmienia tej konwencji, zmierza idealnie
po śladach schematu. Jedyne, co serwuje nam świeżego, to pomysł na oprawę widowiska.
I tu nadchodzi wspomniane zaskoczenie.
Utarło się, że superbohater koniecznie musi być obywatelem Stanów Zjednoczonych – bo jakże to tak, Ameryka miałaby nie uratować świata? Już nawet ktoś z Japonii czy
Indii wypadłby egzotycznie i przyzwoicie. Tymczasem Mike Wysocky proponuje nam, by
wybawiciel mieszkał w szarej, brudnej Warszawie, czekając z nadzieją w kolejce po zasiłek w Urzędzie Pracy, robiąc zakupy w dyskoncie, żyjąc na co dzień z macochą i ojcemmechanikiem. Historia rozpoczyna się od rzucenia czytelnikom wabika w postaci umieszczenia pozbawionego pamięci Janka w więzieniu. Nic nie wiemy, miota nami ciekawość.
Najpierw fabuła przeciąga się, stawia małe, wolne kroki, niekiedy przypiera do ściany
i zmusza do zadania sobie pytań: „Długo tak jeszcze?”, „O co tutaj chodzi?”. Cierpliwość
wytrwałych zostaje wynagrodzona. Akcja powieści opuszcza Warszawę i przenosi się na
teren innych krajów, nawet kontynentów. Widać inspirację autora kulturą, zwłaszcza architekturą, Dalekiego Wschodu, dostrzega się elementy japońskie i chińskie, po czym do
akcji wkracza nagle interesująca nowa technologia. Nie jest jej zbyt wiele, pełni ona funkcję zaledwie pomocniczą. Asem w rękawie Wysockyego jest wielka tajemnica osnuwająca
Wieczne Światło, którą wraz z bohaterem próbujemy odkryć.
2
Światłu od tysiącleci przydawano określone konotacje. Jego symbolika i znaczenie
powinny niemal natychmiast skojarzyć się z jedną z największych religii świata – chrześcijaństwem. Lux Aeterna przedstawia rozwiązanie nieco kontrowersyjne a niekiedy wręcz
ocierające się o absurd. W powieści zostaje ukazana odważna teoria stworzenia – i to
zarówna świata, jak i człowieka. Autor nie boi się ponadto bawić z przeszłością czy przyszłością państw znanych nam współcześnie. Jeżeli więc czytelnik choć trochę orientuje się
w obecnej sytuacji politycznej oraz zdarzeniach zaistniałych w Europie na przestrzeni
ostatnich kilku lat, dostrzeże wiele aluzji, które zmuszają do marszczenia brwi. Historia
Janka dotyka nas bezpośrednio, nie sposób odnieść wrażenia, że to nie dzieje się naprawdę. Aby nie stracić przyjemności z lektury, lepiej nabrać dystansu i przezwyciężyć bariery
poznawcze, gdyż może się okazać, że owe zaskoczenie będzie równało się z wystawieniem
na próbę wyznawanych zasad i idei. W moim mniemaniu autor lubi czasem stąpać po
cienkim lodzie, ale jednocześnie trudno nie podziwiać odwagi, która pozwoliła mu na
poszerzenie horyzontów wyobraźni. Z jednej strony świetnie, że przekroczono granice
i przełamano tabu, z drugiej strony jednak Lux Aeterna to swego rodzaju hybryda dobrze
znanej konwencji i poetyki absurdu, wobec której aż narzuca się pytanie: jaki to wszystko
ma cel? Niemniej jednak przyznaję, że zakończenie wywołuje piorunujące uczucie. Powieść Wysockyego jest przemyślana, w dodatku broni się błyskotliwym ukazaniem bohatera jako istoty chorej na schizofrenię – zdając tym samym trudny egzamin w zakresie
przedstawienia zdarzeń fabularnych jako objawów zaburzeń psychicznych.
Trylogia Wiecznego Światła ma duży potencjał, ale wszystko zależy od tomów kontynuujących opowieść. Poznawszy zakończenie pierwszej części cyklu, przewiduję, że autor będzie mieć twardy orzech do zgryzienia, gdyż wysoko postawił sobie poprzeczkę. Jeśli plan już dawno powstał w jego głowie i jest równie przekonujący, co przebudzenie Janka – daję temu szansę. Poza tym, należy pochwalić piękną okładkę ze skrzydełkami oraz
solidne wykonanie publikacji przez Novae Res. Zauważyłam, że wydawnictwo ostatnio
wkłada dużo pracy i kunsztu w opracowania graficzne wydań. Nic zatem nie pozostaje,
jak tylko trzymać kciuki za Redakcję oraz Debiutanta.
Powieścią Lux Aeterna jestem zaintrygowana – i to chyba najlepsze podsumowanie
lektury.
3