„Sport to przygoda życia ,a porażka to tylko przystanek w drodze do

Transkrypt

„Sport to przygoda życia ,a porażka to tylko przystanek w drodze do
„Sport to przygoda życia ,a porażka to tylko przystanek w drodze do zwycięstwa”. Te słowa
Otylii Jędrzejczak, które towarzyszą mi zawsze podczas treningów pływackich, pewnego dnia
sprawdziły się.
Przed tym feralnym dniem spędziłam dziesięć lipcowych dni na obozie pływackim
w Kołobrzegu, przygotowującym do następnego sezonu. Z wielką niecierpliwością czekałam na
ten wyjazd, gdyż chciałam rozwijać swoje umiejętności pływackie i jednocześnie byłam ciekawa
długiej rozłąki z rodzina. Dni na obozie płynęły szybko. Chociaż każdego ranka budziliśmy się
o 5.30 (Sama w to nie wierzę!) - trening zaczynaliśmy pół godziny później- byliśmy pełni werwy
i energii. Następnie schodziliśmy na śniadanie i odpoczywaliśmy .Kiedy rodzicom wspominałam o
tym, że w południe leżę i relaksuję się po męczącym treningu, to śmiali się, pytając, czy aby nie
cofnęłam się do czasu leżakowania w przedszkolu. Niestety, ten błogi relaks szybko się kończył,
ponieważ trzeba było biec na salę gimnastyczną zaliczać „suchy trening”. Graliśmy tam
w koszykówkę i piłkę nożną. Współzawodnictwo w grach zespołowych nauczyło nas zasad fair
play i szacunku dla innych. Mogliśmy sprawdzić się również w innych dyscyplinach. Nauczyliśmy
się tak dobierać drużyny, aby dziewczyny, które stanowiły zdecydowaną mniejszość, mogły
rywalizować z chłopakami. Również różnica wiekowa nie stanowiła problemu. Po treningu znowu
był basen, gdzie doskonaliliśmy swoje umiejętności. Żabka, kraul, grzbiet...żabka, kraul, grzbiet...
Nawet poobiedni wolny czas spędzaliśmy nad wodą, ale tym razem już nad morzem. Zamiast
jednak leżeć na plaży, odpoczywać i zażywać kąpieli słonecznych, wkładaliśmy pianki i „dawaj do
wody”! Lubię takie beztroskie pływanie. Nie na czas, nie dla techniki... Ot tak...dla radości, dla
samej siebie.
Na treningach byłam zdeterminowana, lecz z czasem coraz bardziej słabsza, by mierzyć się
z najlepszymi w grupie. Pływaliśmy po kilka kilometrów dziennie, a dla mnie to był pierwszy taki
obóz w życiu. Dopiero klimatyzowałam się w środowisku osób, które przygodę z pływaniem
zaczynały w czwartym roku życia. Natomiast ja rozpoczęłam ją dopiero w wieku dziesięciu lat, co
skutkowało tym, że z trudem dawałam sobie radę z taką codzienną dawką ćwiczeń. To jednak
mobilizowało mnie do dalszych działań. Dodatkową zachętą, było zdobycie wysokiego miejsca na
Mistrzostwach Polski przez naszego klubowego kolegę. Dominik zajął wtedy ósme miejsce
i wszyscy w klubie byliśmy z niego dumni. Chcieliśmy, aby w późniejszych startach
zakwalifikował się wyżej .Gratulowaliśmy mu i trzymaliśmy za niego kciuki.
- Brawo Dominik! Gratulacje! -krzyknęliśmy z radością do telefonu.
Ta jego dobra passa nas bardzo motywowała.
Pewnej niedzieli, w ramach odpoczynku, udaliśmy się na wycieczkę do Niemiec.
- Zbiórka jutro o godzinie 6 rano na placu przed budynkiem. A teraz zapraszam was do
przygotowania bagażu na wyjazd -oświadczył trener i opuścił basen .
Nawet ten jeden wolny dzień nie pozwolił nam zapomnieć o wodzie. Odwiedziliśmy bowiem
oceanarium w Stralsund, gdzie można było podziwiać piękną florę i faunę. Z zaciekawieniem
obserwowałam, z jaką gracją i lekkością te zwierzęta poruszają się w wodzie. Zastanawiałam się,
do którego z nich mogę się przyrównać. Zdecydowanie był to delfin! Jest on miły, pogodny
i sprawia wrażenie, jakby się cały czas uśmiechał, a pływanie dawało mu ogromną radość. To
zupełnie jak ja! Uśmiech nie schodzi mi z twarzy! Pełni niesamowitych wrażeń późnym wieczorem
wróciliśmy do hotelu, marząc o odpoczynku. Następny dzień znów rozpoczęliśmy treningiem. Nasz
trener ponownie wygłosił znane nam już „kazanie”: „Trening czyni mistrza! Kto wie, może ujrzę
któregoś z Was na podium olimpijskim? - rozmarzył się. -Więc jazda! Zabierać się do roboty!
Do wody marsz!”
Czas obozu szybko minął. Dzień po powrocie byłam jeszcze zmęczona, ale zadowolona
i szczęśliwa, że udało mi się go przeżyć. Powrót do domu i do rodziny był zawsze dla mnie
radosny, bo kocham wracać do domu. Jednak brakowało mi tego „czegoś”, do czego przez ostatnie
dziesięć dni przyzwyczaiłam się- treningu i zadowolenia z niego, zmęczenia oraz codziennego
rannego wstawania, no i najważniejszego WODY. Wraz z rodzicami postanowiliśmy odpocząć od
miasta i wyjechać nad jezioro, aby wspólnie spędzić czas i nacieszyć się sobą. Po udanym dniu
wróciliśmy do domu i stała się rzecz najgorsza. Radość ostatnich dni zakłócił mi straszny ból, taki
nie do opisania.
Trzy dni później leżałam już w szpitalu z rozpoznanym rozległym zapaleniem ucha. Co
najgorsze byłam tam przez 2 tygodnie. Niestety, urodziny również byłam zmuszona obchodzić w
szpitalu. Kiedy rodzice byli przy mnie, czułam się lepiej i na chwilę zapominałam o bólu. Najgorsze
dopiero było przede mną. Lekarz, wypisując mnie do domu, oświadczył, że mam całkowity zakaz
pływania przez okres 3 miesięcy, z możliwością przedłużenia! Tragedia!!! To był najgorszy czas w
moim pływackiej karierze. Ja, pełna energii, tak bardzo zarażona bakcylem pływania, tak bardzo
chcąca dorównać bardziej doświadczonym kolegom, miałam zrezygnować z pływania?! Płakałam z
bezsilności. Na co ten mój trud? Na co moje wyrzeczenia? Jednak miałam w pamięci słowa mojej
mamy: ”Zdrowie jest najważniejsze”. Chcąc utrzymać kondycję, zaczęłam ćwiczyć. Zapisałam się
na zajęcia koszykówki, trochę biegałam i chodziłam z kijkami nordic walking. Wszystkiego
próbowałam, ale to była tylko namiastka tego, co dawało mi pływanie. Przez kolejne miesiące
starałam się być twarda i przetrwać ten trudny czas. Zawsze, gdy wracałam ze szkoły, rodzice
pytali:
- Jak ci minął dzień, kochanie?
- Dobrze, było super - odpowiadałam bez entuzjazmu.
Próbowałam żyć i funkcjonować jak dawniej, jednak nie przestawałam myśleć o pływaniu.To był
czas, kiedy zaczynałam naukę w gimnazjum. Nowe środowisko, nowe otoczenie. Na pytania, czy
będzie tak dobrze jak w podstawówce, pełna obaw odpowiadałam sobie, że musi być dobrze! Myślę
bowiem jak sportowiec, jak ktoś, kto nie załamie się drobnym niepowodzeniem. Jak ktoś, kto patrzy
w przyszłość z nadzieją. Bo kto, jeśli nie sportowiec, wierzy, że „porażka to tylko przystanek w
drodze do zwycięstwa”? No właśnie, moja idolka Otylia Jędrzejczak, którą miałam przyjemność
poznać, jest dla mnie takim wzorem. Zdjęcie z Otylią wisi w moim pokoju. Motywowało mnie
zawsze, nawet wtedy, kiedy nie mogłam pływać z powodu choroby.
Dodatkowym zmartwieniem było dla mnie to, że szkolne zajęcia wychowania fizycznego
też odbywały się na basenie. Z żalem patrzyłam na koleżanki i kolegów z klasy, którzy mogli
pływać, choć dla nich nie było to tak ważne jak dla mnie. Siedząc na trybunach, wyobrażałam
sobie, że pływam, zaliczam długości basenu, nawroty i skoki. Moje marzenia przerwała Pani,
mówiąc:
- Marysiu, myślę że jest Ci ciężko gdy nie pływasz?
- Tak, bardzo-odparłam zasmucona- Często myślę, że pływam. Kiedy jednak widzę mój
suchy strój, wracam do rzeczywistości.
Teraz ,kiedy mój pięciomiesięczny okres bez pływania dobiegł końca - staram się na nowo
ćwiczyć formę. Chociaż nie jest łatwo, daję z siebie, ile mogę. Szkolne pływanie zaliczam na
szóstki. Mając w pamięci słowa taty: ”Najpierw nauka, potem sport”, po odrobieniu lekcji pędzę na
basen. Nie wiem, czy dam radę znów dogonić tych, którzy ćwiczą dłużej niż ja, no i bez przerwy,
ale będę próbować. Dam z siebie wszystko, bo kocham pływać, kocham wodę, kocham ten sport.
Kiedy mama wyciągała mnie na bieganie lub kijki, to niekiedy rano wstawałam z trudem. Gdy ktoś
zapyta mnie, czy idę na basen, wstaję bez trudu i pędzę. To chyba jest jednak miłość. Czy aby
odwzajemniona? Tak, na pewno. W zamian dostaję zadowolenie, motywację i kondycję. Dzięki
pływaniu wiem, że pasja to coś wspaniałego, że istnieję i należę do paczki fajnych ludzi. Mam cel,
który staram się małymi kroczkami osiągać. Nie muszą to być od razu miejsca na podium ani
medale, chociaż jak każdy sportowiec marzę o tym, by wystąpić na olimpiadzie. Póki co, moim
celem jest odzyskanie formy, aby poprawiać swoje czasówki. Kiedyś kontuzje stawu skokowego, a
dokładniej złamania ( i to trzykrotne), spowodowały, że przestałam uczęszczać na zajęcia hiphopu, pomimo że tańczyłam cztery lata. Pchnęło mnie to, do spróbowania sił w innej dyscyplinie.
Wybrałam basen i pływanie. Nie żałuję tego.
Pomimo przerwy potrafiłam wrócić do pływania. Sport jest dla mnie czymś ważnym,
„sport to przygoda życia…” i ja nie zrezygnuję z tej przygody. Zwyciężę. Dla siebie.