Czym prędzej, tym lepiej!

Transkrypt

Czym prędzej, tym lepiej!
Czym prędzej, tym lepiej!
Jak w każdej chorobie, tak i w uzależnieniu od alkoholu wczesna
diagnoza
i właściwe leczenie zwiększają prawdopodobieństwo wyzdrowienia.
Piszę o tym, bo zbyt często spotykam się z ludźmi uzależnionymi od
alkoholu, którzy ,przegapili" moment, w którym trzeba było podjąć leczenie.
Maciej stracił dwie nogi, bo pijany leżał na torach kolejowych. Ma 38 lat.
Gdy miał 33 lata znalazł się w Ośrodku dla Bezdomnych z powodu nadużywania
alkoholu. Leczenia nie chciał podjąć uparcie twierdząc: ,,nie jest ze mną aż tak
źle, nie jestem żadnym alkoholikiem, poradzę sobie sam".
Krzysztofa, którego wcześniej widywałem sporadycznie uczęszczającego
na spotkania AA, spotkałem niedawno w Areszcie Śledczym przy ul. Młyńskiej
w Poznaniu. Sprawiał wrażenie przygnębionego... Okazało się, że w
alkoholowym zamroczeniu, na tzw. ,,urwanym filmie", zabił żonę. Dostał
"ćwiarę", czyli dla niewtajemniczonych, 25 lat więzienia. Znany był z tego, że
wyśmiewał się często z ,,tych nawiedzonych czubasów, anonimowych
alkoholików, co modlą się i pieprzą o tym, ile kto w życiu wychlał". Nie zdążył
nawet połapać się o co chodzi...
Mariusz, młody, wykształcony ekonomista, dyrektor prężnego banku,
śliczna żona, dwoje kochanych, małych dzieci, nowowybudowany dom pod
Poznaniem, dwa drogie auta w garażu... Gdy dowiedział się, że jest zwolniony
za kolejne pojawienie się w pracy ,,na kacu" – powiesił się...
Takich przypadków mógłbym przytoczyć mnóstwo. Pracuję z uzależnionymi od
alkoholu od kilkunastu lat. Szczególnie upodobałem sobie pracę z więźniami i
bezdomnymi. Być może dlatego, że zrozumiałem, jaki los został mi
oszczędzony. Nie mam dziś najmniejszych nawet wątpliwości, że gdybym nie
przestał pić i nie podjął leczenia, dziś albo już bym nie żył, podobnie jak dwaj
moi starsi bracia, którzy życiem przypłacili niepodjęcie we właściwym czasie
leczenia, albo bym wegetował w jakimś więzieniu, szpitalu dla psychicznie
chorych, bądź w schronisku dla bezdomnych.
Dlatego zdecydowałem się napisać, zaapelować wręcz do tych
wszystkich, którzy borykają się z chorobą uzależnienia od alkoholu, dla których
jeszcze nie jest za późno, którzy są jeszcze w miarę zdrowi, nie dorobili się
wyroków, może mają jeszcze prawo jazdy, pracę, rodzinę: NIE ZWLEKAJCIE Z
PODJĘCIEM
LECZENIA!
NIE
ODKŁADAJCIE TEJ,
PRAWDOPODOBNIE
NAJWAŻNIEJSZEJ W WASZYM ŻYCIU DECYZJI. JUTRO MOŻE BYĆ ZA PÓŹNO.
MOŻECIE OBUDZIĆ SIĘ W RYNSZTOKU, W WIĘZIENIU, BĄDŹ W SZPITALU.
MOŻECIE TEŻ NIE OBUDZIĆ SIĘ WCALE...!
Dzisiaj jestem mądrzejszy, ale gdy w 1986 roku znalazłem się po raz
pierwszy w poradni odwykowej i na mitingu AA, wśród innych osób, którzy
mówili o sobie, że są alkoholikami, zadziałały te same mechanizmy obronne.
Zaprzeczania,
bagatelizowania,
minimalizowania,
racjonalizowania...
Stwierdziłem, że co prawda piję, może nawet ciut więcej niż inni, ale daleko mi
do bycia (i tu pada to okropne, wstrętne, poniżające, uwłaczające ludzkiej
godności słowo...) ALKOHOLIKIEM. Denaturatu nie piłem, pod sklepem nigdy
nie leżałem, w więzieniu nie byłem, z bezdomnymi alkoholikami, z ludźmi z
marginesu społecznego się nie zadawałem, na pijackich melinach nie bywałem,
delirium tremens, omamy i halucynacje znałem tylko z mrocznych, strasznych
opowieści tych, którzy te okropności przeżyli. Brak elementarnej wiedzy o
chorobie uzależnienia, wstyd przed zaszufladkowaniem mnie jako ,,alkoholik",
i to na zawsze, dożywotnio, ponura perspektywa nieuleczalności, zmora
czyhających nawrotów, brak nadziei na wyzdrowienie, to wszystko razem wzięte
spowodowało mój opór, niechęć do leczenia, do psychologów, do terapii, do AA.
JA NIE CHCIAŁEM BYĆ ALKOHOLIKIEM!!!
Dziś wiem, że samo słowo ALKOHOLIK bardzo negatywnie na mnie podziałało,
opóźniło gotowość do poddania się leczeniu, zaszkodziło mi... Miałem jednak to
szczęście, że zdążyłem się pozbierać zanim byłoby za późno, zdążyłem
wyskoczyć z tego pędzącego ku śmierci pociągu...
Staram się nie używać słowa ALKOHOLIK w kontakcie wstępnym z
ludźmi nadużywającymi alkoholu, w mojej pracy terapeutycznej, w rozmowach
z ewentualnymi pacjentami i ich rodzinami. Mówię o CHOROBIE UZALEŻNIENIA
OD ALKOHOLU, a ofiary tej przypadłości nazywam CHORYMI, PACJENTAMI,
UZALEŻNIONYMI.
Wiem, że w wielu placówkach leczenia uzależnień w dalszym ciągu wymusza się
na pacjencie, by głośno wyartykuował ,,JESTEM ALKOHOLIKIEM". Podobnie w
grupach samopomocowych AA jest taki zwyczaj, ale nie obowiązek (!), by
zaczynać każdą wypowiedź od sakralnego ,,JESTEM ALKOHOLIKIEM".
Najwłaściwszym wydaje mi się pozostawienie każdemu całkowitej swobody w
doborze słów przy przedstawianiu się.
Najważniejsze to być w zgodzie z samym sobą, a nie powtarzać rytualne
określenia tylko dlatego, że ,,wszyscy tak mówią"!
Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że uzależnienie od alkoholu,
nieleczone, lub leczone niewystarczająco, niewłaściwie, jest ZAWSZE chorobą
postępującą.
Dlatego nie zwlekaj z decyzją o zaprzestaniu picia!
Sam jednak nie dasz rady. Doświadczenie milionów uzależnionych na całym
świecie niezbicie wskazuje i potwierdza, że pomoc zewnętrzna jest nieodzowna.
Zgłoś się, zatelefonuj, porozmawiaj z kimś kompetentnym.
Kiedy? Najlepiej jeszcze dzisiaj, teraz, natychmiast!!! Jutro może być na
późno...
(Gminna Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych,
Koziegłowy, ul. Poznańska 15d/82, tel. 61 812-12-79)
Piotr Domański
(terapeuta
uzależnień)

Podobne dokumenty