Pielgrzymka za Pireneje

Transkrypt

Pielgrzymka za Pireneje
tekst i fot. Paweł Suliński, fot. 3 str. okładki
Pielgrzymka za Pireneje
Na swoje 10-lecie Klub Rzymski zorganizował we wrześniu 2004
roku pielgrzymkę do Fatimy. Podróż była długa w czasie i przestrzeni. Trwała siedemnaście dni,
a autokarem pokonaliśmy blisko
dziesięć tysięcy kilometrów. Na
szczęście dopisywała nam dobra
pogoda. Mimo, że wiosną i wczesnym latem w Hiszpanii panowały
ogromne upały, to w czasie naszego tam pobytu temperatury były
zupełnie znośne, kilka razy popadało a nawet mgła przeszkadzała
w zwiedzaniu Gibraltaru. Program
obejmował dwadzieścia miast
i miasteczek, w których znajdowały
się interesujące nas obiekty. Oczywiście również sam przejazd dostarczył wielu wrażeń, a piękne krajobrazy z różnorodną szatą roślinną przykuwały uwagę. Właściwie
nie było miejsca gdzie nie chciało
by się trochę dłużej pozostać i nacieszyć widokami.
Drzwi katedry w Madrycie
z motywami poświęconymi
pontyfikatowi Jana Pawła II
Przez Czechy, Austrię i Włochy
dotarliśmy pierwszego dnia do Monako. To miasto – państwo położone jest na skalistym brzegu, wrzynającym się ostrym cyplem w morze. Każdy metr kwadratowy ziemi
jest tutaj zagospodarowany, czasem nawet kilkakrotnie, bo wiele
budowli „wisi” tu jedna nad drugą.
Mimo braku terenu dla mieszkań
dużo miejsca wydzielono dla roślin. Szczególne wrażenie robią
Ogrody Egzotyczne, gdzie oglądać można okazy roślin z całego
świata. Wiele jest też obiektów służących celom rozrywkowym, na
przykład sporo miejsca zajmuje stadion piłkarski AS Monaco.
Ale już zawody samochodowego
22
Grand Prix Monaco nie mają swojego toru – wykorzystuje się ulice
miasta, którymi przebiega trasa
wyścigu. Zajrzeliśmy też do ogólnodostępnej części słynnego kasyna Monte Carlo, a niektórzy próbowali szczęścia na automatach
do gier losowych, czasem nawet
z zyskiem kilkudziesięciu euro.
W zupełnie innym świecie znaleźliśmy się następnego dnia w Lourdes. Wieczorne nabożeństwo
z procesją ze świecami i udział
w nim setek osób na wózkach inwalidzkich zmuszało do refleksji
nad kruchością ludzkiej egzystencji, nad sensem ludzkiego cierpienia. Monte Carlo – Lourdes. Dwa,
przecież nie tak odległe, ale jakże
inne światy.
Wiele emocji i pięknych widoków dostarczyła przeprawa przez
sam środek Pirenejów, przełęczą
Somport (1632 m npm.) oddzielającą wysokie na ponad 2,5 tys. m.
szczyty. Znaleźliśmy się w Aragonii, w jej stolicy – Huesce – zwiedziliśmy gotycką katedrę i ratusz. Ale
w Aragonii bardziej znana jest, położona nad rzeką Ebro, Saragossa. W jej centrum znajdują się dwie
katedry. Starsza, La Seo, intryguje
niezwykłą mieszanką stylów (od XII
wiecznego gotyku, poprzez mudejar do XVIII wiecznego baroku),
a ogromny alabastrowy ołtarz
główny zachwyca misternymi rzeźbami. Innych wrażeń dostarcza
Nuestra Senora del Pilar, świątynia
wzniesiona wokół legendarnej kolumny, na której Matka boska objawiła się św. Jakubowi. Kaplica,
gdzie znajduje się cudowna figura
Matki Bożej na filarze, stanowi najciekawszą część świątyni nawiedzanej licznie przez pielgrzymów
z całej Europy. My wzięliśmy udział
we Mszy św., której koncelebransem był nasz opiekun duchowy ks.
Andrzej Szczotka.
Kolejny, piąty dzień wędrówki
zdominował pobyt w pięknie położonym Toledo, mieście El Grekiem
słynącym. Ślady tego malarza można tu spotkać na każdym kroku,
a obejrzenie obrazu „Pogrzeb Hrabiego Orgaza” wymaga kupienia
biletu do kościołą św. Tomasza.
Obrazy El Greco, a także innych
mistrzów pędzla: Tycjana, Rubensa, Van Dycka zachęcają do zwiedzenia muzeum przy katedrze
w Toledo. Sama zaś katedra to arcydzieło architektury, które powstawało od 1226 r. przez 250 lat, urze-
kające nawarstwieniem stylów
z dominującym gotykiem płomienistym i renesansem.
Stolicy Hiszpanii, Madrytowi,
poświęciliśmy mało czasu, przeznaczając go głównie na zwiedzenie Museo del Prado, gromadzącego jedną z najstarszych i największych kolekcji dzieł sztuki na
świecie. Główną atrakcją muzeum
są obrazy mistrzów flamandzkich
(Bosch, Rubens), hiszpańskich (El
Greco, Goja, Velázquez), włoskich
(Tycjan, Rafael, Tintoretto, Veronese, Caravagio), niemieckich (Dürer, Cranach Starszy). Oczywiście
zwiedzanie Prado odbywało się –
niestety – w ekspresowym tempie.
Resztę czasu w Madrycie poświęciliśmy na wędrówkę przez miasto,
od katedry (m.in. piękne spiżowe
drzwi z motywami poświęconymi
pontyfikatowi Jana Pawła II) i pałacu królewskiego, przez uliczki miasta do Plaza Mayor, madryckiego
rynku.
Droga z Madrytu do Fatimy wiedzie przez Estremadurę krainę, która staje się coraz bardziej liczącą
się atrakcją turystyczną Hiszpanii.
Zatrzymaliśmy się w Guadalupe,
w słynnym sanktuarium maryjnym,
a także w dwóch starych miastach
konkwistadorów Trujillo i Caceres.
Matkę Bożą z Guadelupe kojarzymy najczęściej z Meksykiem,
którego jest patronką. Ale do Ameryki Środkowej jej kult dotarł właśnie z hiszpańskiej Guadelupe,
m.in. za sprawą Kolumba. Tutaj już
w XV w. czczona była ciemnolica
figura Matki Bożej, wyrzeźbiona
w drzewie cedrowym przez św. Łukasza w XII w. Ogromne sanktuarium i klasztor Franciszkanów
swój wspaniały wystrój i bogactwo
dzieł sztuki zawdzięcza licznym
fundacjom konkwistadorów.
Caceres i Trujillo zakonserwowały swoją miejską substancję
z XVI w. W Trujillo zobaczyliśmy zespoły okazałych rezydencji konkwistadorów i fundowanych przez nich
budowli miejskich. Przed katedrą
stoi konny pomnik Pizzara, zdobywcy Peru, który w tym mieście
się urodził. W Caceres imponujące
wrażenie robi otoczona murami
starówka z wieloma pałacami i domami w znacznej części zbudowanymi przez zdobywców Ameryki.
Każdy budynek ma tutaj swoją historię. W jednym z nich Franco nadał sobie tytuł generalissimusa
i ogłosił się głową państwa. Uroku
Caceres dodają niezliczone bocianie gniazda.
Drodze przez Estremadurę towarzyszą liczne skupiska wiatra-
ków. Oczywiście nie stawia się ich
dla upiększenia krajobrazu (ten
i tak jest piękny, a wiatraki dodają
mu oryginalności), ale w celu wykorzystanie silnych prądów powietrza
do produkcji energii elektrycznej.
Nie zauważyliśmy nawet, kiedy
przekroczyliśmy granicę Portugalii.
Kierując się do Fatimy przejechaliśmy przez Batalhę, gdzie zwiedziliśmy jedno z najwspanialszych dzieł
portugalskiej architektury, klasztor
Matki Boskiej Zwycięskiej. Upamiętnia on bitwę pod Aljubarrota,
w wyniku, której Portugalia obroniła
w 1385 r. niezależność od Kastylii.
Wybudowana i ozdobiona w stylu
gotyku portugalskiego świątynia
kryje w swoim wnętrzu szczątki fundatorów, pary królewskiej Jana
I i Filipy Lancaster, a także ich
czworo najmłodszych synów,
Pomnik Odkrywców Nowego Świata
w Lizbonie
wśród nich Henryka Żeglarza, wielkiego inspiratora dalekomorskich
podróży portugalskich żeglarzy.
Późnym popołudniem dotarliśmy do Fatimy. Miejsce to szczególne, w którym z historią objawień Matki Bożej w 1917 roku tak
bardzo splecione są współczesne
nam wydarzenia, związane są
z pontyfikatem Jana Pawła II. Fenomen Fatimy trudno opisać – tam
trzeba być i przeżyć niezwykłość
tego miejsca. Jest ono zupełnie inne niż Lourdes. Leżące na „krańcu” Europy, wyciszone sprzyja modlitewnej kontemplacji. Mieliśmy
mało czasu, ale mogliśmy wziąć
udział w wieczornym nabożeństwie
różańcowym i procesji, która go
kończy. Odwiedziliśmy też miejsca
związane z Hiacyntą, Łucją, i Franciszkiem, pastuszkami, którym objawiła się Matka Boża. Zwiedziliśmy Bazylikę Matki Bożej Różańcowej, modliliśmy się w Kaplicy
Objawień gdzie ks. Andrzej odprawił Mszę Świętą.
BIP 137 – styczeń 2005 r.
Z Fatimy udaliśmy się do Lizbony. Trudno opisać walory tego pięknego portowego miasta leżącego
ok. 20 km od Oceanu nad zatoką
zwaną Słomianym Morzem. Zwiedzanie stolicy Portugalii podzieliliśmy na trzy etapy. Pierwszy obejmował dzielnicę Belem, nad brzegiem Tagu. Tutaj króluje symbol Lizbony – Wieża Belem. Tutaj znajduje się inne arcydzieło portugalskiej architektury – Klasztor Hieronimitów. Ciekawym obiektem jest
też nowoczesny Pomnik odkrywców Nowego Świata.
Inny charakter ma najstarsza,
śródmiejska dzielnica Alfana. Spacerem przemierzyliśmy jej uliczki
od kościoła Św. Antoniego Padewskiego (tutaj się urodził i jest bardzo czczony w Portugalii), na
Wzgórze Zamkowe Św. Jerzego.
Po drodze zwiedziliśmy Katedrę.
Trzecim etapem zwiedzania Lizbony, był rejs statkiem po Słomianym
Morzu. Z pokładu mogliśmy jeszcze raz zobaczyć budowle, obok
których wcześniej chodziliśmy,
a także dwa potężne i ładne mosty,
które są naj… naj…. Most 25 Kwietnia, zwany wcześniej mostem Salazara, jest najdłuższym wiszącym
mostem Europy (zbudowany w
1966 r. ma 3 km długości). Most
Vasco da Gama jest w ogóle najdłuższym mostem Starego Kontynentu i ma długość 18 km. Wrażenie robi ogromna Statua Chrystusa
Króla ustawiona na wysokim brzegu obok wjazdu na most 25 Kwietnia. W jej wysokim na 82 m cokole
mieści się kaplica, a windą można
wyjechać na taras u stóp 28 metrowej figury. Niestety pięknego widoku na Lizbonę z tego miejsca nie
dane było nam podziwiać.
Kolejne cztery dni naszego podróżowania spędziliśmy w Andaluzji. Była to ostatnia kraina, którą
królowie katoliccy Ferdynand i Izabela odbili z rąk Maurów (w 1492 r.
zdobyto Grenadę). Arabowie pozostawili po sobie wiele wspaniałych budowli i przyczynili się do powstania oryginalnego andaluzyjskiego stylu architektonicznego
zwanego mudejar.
Zwiedzanie Andaluzji rozpoczęliśmy od stolicy Sevilli, miasta
o niezapomnianym uroku. Jej dumą jest katedra, zbudowana na
fundamentach meczetu, którego
XV-wieczny minaret zamieniono na
wieżę katedralną z 25 dzwonami,
zakończoną brązową figurką, La
Giraldą, która dała nazwę całej
wieży. Zdumienie budzi sposób
wychodzenia na wieżę po pochyłej
rampie, po której muzein konno
BIP 137 – styczeń 2005 r.
wjeżdżał na szczyt, aby wzywać
wiernych do modlitwy. Katedra jest
ogromną, trzecią co do wielkości
świątynia katolicką na świecie. Do
wykonania głównego ołtarza zużyto
2,4 tony złota przywiezionego z Peru i Meksyku. Nie złoto jednak, ale
misterne rzeźby pokrywające ołtarz
robią największe wrażenie. Podobnie jak XV i XVI wieczne stalle rzeźbione w kubańskim mahoniu.
Wspaniałe pozostałości świata
islamu zachowały się w innych andaluzyjskich miastach: Kordobie
i Grenadzie. W Kordobie, przez kilka wieków stolicy zachodniego islamu, najważniejszym obiektem
jest katedra. Arabska nazwa Mezquita – czyli meczet – jest dotąd
używana mimo, że wewnątrz znajduje się świątynia katolicka. Wbudowano ja w środek meczetu, ale
najciekawsze jest otoczenie 824
kolumn (każda inna), zwieńczonych dwukondygnacyjnymi łukami
na wzór rzymskich akweduktów.
W meczecie zachował się mihrab
– misternie zdobiona nisza modlitewna, na krańcowej ścianie – Kiblu, zwróconej w stronę Mekki.
Stąd imam przewodził modlitwom
wiernych zgromadzonych w meczecie. Obok Mezquity stoi Alhazar
XIV wieczna twierdza, służąca Ferdynandowi i Izabeli w czasie przygotowań do ostatecznej rozprawy
z Arabami w Grenadzie.
Grenada, a szczególnie rezydencja islamskich władców – Alhambra, to chyba najważniejsze
miejsce dla turystów odwiedzających Hiszpanię. Aby opisać to niesamowite nagromadzenie piękna
architektury i przyrody trzeba by
być Washingtonem Irvingiem, który
na początku XIX wieku zamieszkał
tu przez kilka tygodni, aby w literackiej formie oddać piękno Grenady.
Żywym pięknem Andaluzji jest
Flamenco. Trzy formy wyrazu: taniec, muzyka gitarowa i pieśń składają się na to zjawisko kulturowe,
łączące elementy arabskie, cygańskie i rodzime. O popularności Flamenco świadczą jego dźwięki codziennie wieczorami rozbrzmiewające w lokalach, a także wprost na
uliczkach andaluzyjskich miast
i miasteczek.
W drodze z Sevilli do Gibraltaru
odwiedziliśmy najstarsze miasto
Europy Kadyks, założony w 1100 r.
przed Chr. przez Fenicjan. Miasto
usytuowane jest na cyplu oblanym
wodami Atlantyku, a oglądane
z wieży katedry robi wrażenie jakby
leżało na końcu świata.
W Gibraltarze spotkała nas niespodzianka. Najpierw przy wjeź-
dzie do… Wielkiej Brytanii długo
tkwiliśmy w wolno poruszającej się
kolumnie samochodów. Przyczyną
tego była dość szczegółowa kontrola graniczna. Niestety gęsta
mgła, jaka spowiła Skałę Gibraltarską zniechęciła nas do wyjazdu na
górę, by stamtąd oglądać położone u stóp miasto, Cieśninę i Góry
Atlas w Afryce.
Pobyt w eleganckiej Maladze,
rodzinnym mieście Picassa – kończył nasze krótkie penetrowanie
gorącej Andaluzji. Zobaczyć tu
można „niedokończoną” renesansową katedrę. Brakuje jej zachodniej wieży, bowiem ówczesny biskup zebrane na nią fundusze
przeznaczył na pomoc walczącym
o niepodległość Amerykanom.
Opuszczając Andaluzję zawitaliśmy na chwilę do stolicy małego
regionu – Murcji. Miasto założone
w IX w. przez Arabów szczyci się
okazałą katedrą, zawdzięczającą
swoje piękno harmonijnej mieszaninie różnych stylów.
Wreszcie na Costa Colta (gorącym wybrzeżu) czynnie spotkaliśmy się z morzem. Akurat tego
wieczoru nie było w La Mange,
gdzie zamieszkaliśmy, zbyt gorąco, ale kąpiel w rozhuśtanym morzu była bardzo przyjemna.
W drodze do Barcelony „wstąpiliśmy” do Montserrat, nawiedzając położony na wysokości 721 m
klasztor Benedyktynów z XI wieku.
Tutaj wokół sławnej figury Matki
Boskiej powstało wielkie centrum
pielgrzymkowe Katalonii, przyciągające pielgrzymów z całej Europy.
Po całodniowej podróży, po emocjach jazdy serpentynami Monserrat, wieczorem znowu byliśmy nad
morzem, tym razem na Costa Brava w Calelli.
Na koniec pielgrzymki zostało
nam zwiedzanie Barcelony. Piękna
jest stolica Katalonii. Bardzo
„uproszczone” zwiedzanie zaczęliśmy od Dzielnicy Gotyckiej i stojącej tu katedry. Była niedziela, więc
tylko pobieżnie mogliśmy się z nią
zapoznać. Zaczęliśmy od kaplicy,
gdzie zawieszony jest krzyż, który
znajdował się na dziobie jednego
z okrętów w czasie bitwy pod Lepanto. W innej kaplicy (a jest ich
aż 29) znajduje się marmurowa
chrzcielnica przy której ochrzczono
sześciu Indian, przywiezionych
przez Kolumba z Ameryki w 1493 r.
Weszliśmy do krypty pod prezbiterium, gdzie znajduje się grób św.
Eulalii – patronki Barcelony.
Duże wrażenie na turyście robi
główna arteria miasta La Rambla,
którą nad brzegiem morza zamyka
wysmukła kolumna z postacią Kolumba. Dużo przyjemności sprawił
nam spacer po Wzgórzu Żydów od
Stadionu Olimpijskiego do widokowych tarasów, otoczonych egzotyczną zielenią. Będąc w Barcelonie nie sposób pominąć dzieł genialnego architekta Gaudiego,
szczególnie niedokończonej jeszcze świątyni Sagrada Familia, oraz
urzekającego zaskakującymi pomysłami aranżacji przestrzeni, parku Gűell. Można by zachwycać się
Barceloną przez co najmniej kilka
dni. My mieliśmy tylko jeden i ograniczone możliwości kondycyjne.
Nocny odpoczynek w Calelli był
ostatnim przed powrotem do kraju.
Rano rozpoczęliśmy pokonywanie
2200 km jakie dzieliły nas od Krakowa. Potrzebowaliśmy 27 godzin
aby pokonać ten dystans przez
Francję i Niemcy i szczęśliwie znaleźć się na ulicy Reymonta.
Kilka słów na zakończenie. Pielgrzymkę zorganizował „Klub Rzymski”, ale oprócz naszych członków
wzięło w niej udział 10 osób z zewnątrz, nawet z odległego Białegostoku i Bielska Podlaskiego. Cieszy udział ludzi spoza naszego
środowiska, bowiem świadczy
o atrakcyjności imprez organizowanych przez Klub Rzymski. Tytuł
„Pielgrzymka” przysługiwał naszej
wyprawie z dwu powodów. Po
pierwsze, program obejmował nawiedzenie kilku sanktuariów na ziemi francuskiej, hiszpańskiej i portugalskiej. Po drugie, obecność księdza pozwalała codziennie uczestniczyć we Mszy św. Dziękujemy
Ks. Andrzejowi za to, ze mimo wielu obowiązków w swojej parafii
znalazł czas, aby być z nami. Podziękowanie należy się też dla biura podróży „Orlando” za bardzo
dobre przygotowanie wyjazdu,
a szczególnie dla Pana Jarka – pilota i przewodnika, który znakomicie wywiązał się ze swoich zadań.
Dokąd następnym razem?
ZIEMIA ŚWIĘTA
Na początku kwietnia 2005 planujemy wyjazd – pielgrzymkę do
Ziemi Świętej przez Egipt. W związku z koniecznością dokonania
wczesnej rezerwacji lotniczej prosimy zainteresowanych o szybki
kontakt: Paweł Suliński tel. 28–69 lub 28–18.
Serdecznie zapraszamy, Klub Rzymski
23

Podobne dokumenty