Nr 1 (11) /2008
Transkrypt
Nr 1 (11) /2008
Co w szkole piszczy… NOWY SAMORZAD W dniu 17.09. b.r. odbyły się wybory do Samorządu Szkolnego. Z każdego oddziału zostali wybrani przedstawiciele, którzy reprezentowali daną klasę. W tym wspólnym gronie wyłoniono przewodniczącą szkoły – Dominikę Szubę ( II a LO) , z -cę – Aleksandra Bulika ( II b gim.), z –cę – Annę Kroczek ( I b LO). Przewodnicząca wybrała na swojego sekretarza Kingę Zalot ( II a LO), a na skarbnika – Cecylię Walczak ( II a LO). Jako przewodnicząca chcę Wam przedstawić swój plan pracy na ten rok. Po raz pierwszy została powierzona mi taka funkcja, dlatego liczę na Wasze wsparcie i pomoc we wspólnych przedsięwzięciach. Organizowane są sekcje, w których uczniowie będą mogli wykazać się swoimi umiejętnościami i talentami. Sekcje, które zaplanowaliśmy w planie pracy to: sekcja sportowa, dekoracyjna, porządkowa, organizacyjna i redagowania gazetki szkolnej. Zachęcam Was, Drogie Koleżanki i Drodzy Koledzy, do uczęszczania na te dodatkowe zajęcia, gdzie praca zawsze będzie połączona z przyjemnością. Współpracujmy razem, wymieniajmy się pomysłami, a na pewno stworzymy solidną grupę. Uczniów, którzy chcieliby poświęcić swój czas dzieciom z podstawówki i pomagać im w nauce, zachęcam do uczestnictwa w powstałej szkolnej grupie wolontariuszy. Dzięki dobrej woli Pani dyr. Doroty Tracz w dniu 07.10.08r. odbędzie się dla liceum dyskoteka. Opracowaliśmy zatem regulamin, z którym każdy będzie musiał się zapoznać i, co ważniejsze, przestrzegać go. Będzie on wywieszony na tablicy w szkolnym holu. DOMINIKA SZUBA 2 Okolice szkoły LATO JUŻ SIĘ KOŃCZY… A JA ZARAZ WPADNĘ W ROZPACZ… Koniec lata oznacza tylko jedno – początek szkoły. A szkoła to nauka, prace domowe, często zrywanie się z łóżka wcześnie rano…No, dużo by mówić. Ale wraz z początkiem września (lub w czerwcu, na koniec poprzedniego roku) w co ambitniejszych, aczkolwiek leniwych uczniach, kiełkuje postanowienie: „Następnym razem będzie pasek…”. Niestety, początek jest dobry, tylko finisz, jak na złość, nie wychodzi. Przynajmniej większości, bo na szczęście są tacy, którzy co roku mają na cenzurze pasek. I chwała im za to. Niektórzy z Was (no, nie czarujmy się, jasne, że nie wszyscy, prawda?) Na pewno cieszą się z tego, że jest wrzesień i ten okres, który do wakacji zdąży nam się znudzić – rok szkolny. Póki nie ma matury, jest spokój. Ale co roku z początkiem września w klasach trzecich zaczyna się strach: „Mój Boże, matura!”. Sposób na to jest tylko jeden: brać się do nauki, o czym od początku raczą nas informować nauczyciele. Kochani, prawda? Nawet przed maturą nie dadzą człowiekowi spokoju. Ale trzeba spojrzeć na to z innej strony: „Może belfer jednak ma rację?”. Ech… Zdania na ten temat pewnie są podzielone… No, ale nie będę się długo rozpisywać, bo to tym razem nie mój cel. Życzę Wam wszystkim, obojętnie, w której klasie jesteście, udanego roku szkolnego, pod koniec zadowolonych z cenzury rodziców (uf…, trudne do osiągnięcia, cokolwiek by się robiło), a tym, którzy zaczynają na poważnie uczyć się do matury – owocnych przygotowań. I żeby nas, drodzy uczniowie, nauczyciele nie zamęczyli. I rodzice też. Ogłoszenie zupełnie bezpłatne Uczniów, którzy interesują się dziennikarstwem, zachęcamy do redagowanie gazetki szkolnej. Jeżeli z pewnych powodów nie możecie regularnie przychodzić na spotkania, a macie pomysły na pisanie tekstów, istnieje możliwość pisania ich w domu. Dostarczyć je możecie opiekunowi gazetki lub przedstawicielom Samorządu Szkolnego. Redakcja 3 Co w szkole piszczy… Niezapomniana przygoda… Jak co roku nasza szkoła zorganizowała wycieczkę językową do Niemiec i krajów sąsiadujących. Tym razem byliśmy oczywiście w Niemczech oraz Szwajcarii i Francji. Zwiedziliśmy wiele pięknych miast, a przy okazji dowiedzieliśmy się dużo ciekawych rzeczy na temat tradycji danego kraju… Postaram się opisać przebieg tej wspaniałej przygody i przybliżyć Wam emocje, jakie towarzyszyły uczestnikom podróży, a być może i zachęcić do brania udziału w kolejnej wycieczce. Chciałam tylko jeszcze zaznaczyć, że od 4 lat biorę udział w takich wyjazdach organizowanych przez panią Elżbietę Stokłosą i zawsze wracam bardzo zadowolona i podekscytowana. Nasza przygoda rozpoczęła się nad wodospadem na Renie w Szafuzie. Wodospad uważany jest za jeden ze szwajcarskich cudów natury. Z urwisk o szerokości 150m przepływa około 1250m3 wody na sekundę. Spadające masy wody, częściowo spowite mgiełką urzekły nas wszystkich, a mogliśmy je podziwiać z wielu różnych punktów obserwacyjnych. foto Nad wodospadem na Renie w Szafuzie Następnie zwiedziliśmy Zurych. Tuż za stacją kolejową znajduje się Szwajcarskie Muzeum Narodowe. Niestety, nic nie mogliśmy sfotografować „verboten ist verboten”, ale dobrze zapamiętaliśmy olbrzymiego mamuta, znaleziska archeologiczne, pozostałości z czasów rzymskich i pomieszczenia, które urządzono w stylach typowych dla XV – XVIII wieku. Potem udaliśmy się na Bahnhofstrasse – ulica ciągnie się od dworca kolejowego aż do jeziora. Na każdym kroku uderza przepych. Swoją siedzibę ma tu 5 największych banków w Szwajcarii. Naszą uwagę przyciągały witryny najróżniejszych sklepów z torebkami, konfekcją i biżuterią. Mówiąc krótko, tutaj można znaleźć, to na co w danym momencie nas nie stać Poza ofertą handlową ciekawa jest architektura jak np. fasada domu towarowego 4 Jelmoli – jeden z pierwszych budynków ze stali, czy też budynki gildii – będące dzisiaj restauracjami. Nad jeziorem Zuryskim było bardzo tłoczno, mnóstwo turystów oczekiwało na podróż statkiem, inni podziwiali panoramę Alp, a my mieliśmy czas, by pospacerować po promenadzie. Po przejściu mostem nad rzekę Limmat doszliśmy do romańsko – gotyckiej „Wielkiej Katedry” z bliźniaczymi wieżami, w której to swoje kazania głosił kiedyś Urlich Zwinglli. Naszą uwagę przyciągnęła też wieża kościoła św. Piotra z największą w Europie tarczą zegarową o średnicy 8,7m. Poznawaliśmy atmosferę tej bankowej stolicy, idąc wzdłuż wąskich uliczek pełnych gwaru i małych restauracji. Kolejny dzień podróży to Alzacja – najmniejsza kraina Francji, ale niezwykle piękna. Do dzisiaj zachowała niepowtarzalny religijny, społeczny i kulturowy charakter. Jej stolicą jest Strasburg. Rozpoczęliśmy zwiedzanie od dzielnicy europejskiej. Parlament europejski ujął nas swoją wielkością. Poczucie dumy rozpierało nas, gdy ujrzeliśmy polsko brzmiejące nazwiska przy kuli na dziedzińcu parlamentu oraz opis masztów, na których widnieją flagi. Tym samym dowiedzieliśmy się, że pochodzą ze stoczni gdańskiej. Duże wrażenie robi Stare Miasto, na którym nie sposób znaleźć dwa takie same budynki. Domy z muru pruskiego wyglądają jakby zachwiano ich proporcje. Fronty są szerokie i mają wysokość 2-3 pięter, natomiast na dachach mieści się do 5 okien umieszczonych jedno pod drugim. Przechodząc przez Plac Gutenberga z trochę odpustową kolorową karuzelą, zauważyliśmy, że ruch samochodowy jakby zanikł. Naszym oczom ukazała się malownicza dzielnica „La Petite France”, czyli skupisko domków utrzymanych w nieskazitelnym stanie, a świeżo pomalowane fasady są ozdobione kwiatami. Ta część miasta jest tak piękna, że wygląda nierealnie – jak plan filmowy lub olbrzymie miasto lalek. 5 Następnie zobaczyliśmy siedziby Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i Rady Europy. Wybrukowanymi uliczkami dotarliśmy do katedry Notre – Dame, która została wybudowana z różowego piaskowca. Jak przystało na klejnot gotyku, budowla ma mnóstwo zdobień – wiele koronkowych wieżyczek i niezliczonych posągów. Znów naszą uwagę przyciągnął zegar, ale tym razem astronomiczny – pokazujący godzinowy, dzienny i roczny ruch gwiazd, a gdy wybija godzina 12:30 mitologiczne i biblijne postacie odgrywają różne scenki. Ze Strasburga udaliśmy się do Colmaru – tu urodził się m.in. Bartholeli – twórca nowojorskiej Statuy Wolności. Chwilę ochłody przeżyliśmy przy fontannie. Idąc dalej wąskimi uliczkami, często nad kanałami, podziwialiśmy domy byłych garbarzy albo kupców. Te z kolei zdobione są wieżyczkami lub niezwykłymi rzeźbami. W centrum Starówki górowała ponad nimi katedra, tym razem z pomarańczowego piaskowca. Nowy dzień i nowe atrakcje… Udaliśmy się do malowniczej Konstancji. Tutaj urzekły nas przepiękne freski na ścianach mieszczańskich kamienic. Dowiedzieliśmy się, że jest to miasto, w którym spalono na stosie czeskiego reformatora Jana Husa w roku 1415. Tutaj odbył się w roku 1440 słynny sobór – na konklawe wybrano papieża Marcina V, kończąc tym samym schizmę zachodnią. Stąd pochodził też Ferdynand Zeppelin, niemiecki konstruktor sterowców. W katedrze św. Maurycego znajduje się Kopia Grobu Pańskiego. W niewielkiej odległości od Starówki, w miejscu, gdzie Ren wpada do Jeziora Bodeńskiego, znajduje się średniowieczna brama miejska, do której dotarliśmy, mijając kamieniczki rzemieślników. Konstancję opuszczaliśmy w porcie, nad którym góruje potężna „Imperia”. 6 Półgodzinny rejs po Jeziorze Bodeńskim skończył się na wyspie Mainau, zwanej potocznie wyspą kwiatów. Subtropikalny klimat sprawia, że kwiaty, cytrusy, setki gatunków drzew i krzewów ozdobnych upiększają ją praktycznie przez cały rok. Na wyspie znajduje się największa w Niemczech motylarnia . foto Karzeł z kwiatów na wyspie Mainau 7 Naszą tygodniową przygodę kończyliśmy w słynnym mieście limuzyn – Stuttgarcie. Największe wrażenie zrobiło na nas Muzeum Mercedesa, a tym samym wspaniała kolejka samochodów osobowych i wyścigowych, ciężarnych, transportu sanitarnego i innych służb. Do wielu pojazdów mogliśmy wejść i poczuć się jak właściciele tych przepięknych samochodów lub mistrzowie kierownicy, którzy uciekają przed powrotem do domu. foto Muzeum Mercedesa w Stuttgarcie Na tej wycieczce dowiedzieliśmy się wielu ciekawych rzeczy, zwiedziliśmy mnóstwo pięknych miejsc. Atmosfera wśród uczestników była bardzo miła i przyjazna. Wspólnie wygłupialiśmy się i bawiliśmy. Zadania językowe, które wykonywaliśmy co wieczór, pomogły nam trochę „podrasować” swój język. Warunki w ośrodku, gdzie spędzaliśmy noce, były bardzo dobre. Dla mnie była to niezapomniana przygoda. Mam nadzieję, że takie wycieczki będą jeszcze organizowane. Kinga Zalot Okolice szkoły STARE DOBRE MAŁŻEŃSTWO W JAROSŁAWIU Być może tylko nieliczni młodzi ludzie ich znają (a warto wiedzieć, że grają już od 1984 roku), za to dorośli kojarzą prawie wszyscy, chociażby z takich przebojów jak Czwarta nad ranem, Jest już za późno, nie jest za późno, czy Jak, piosenka, z którą wystąpili na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu w 1996 roku. To jest właśnie SDM w składzie: Krzysztof Myszkowski, Wojciech Czemplik, Ryszard Żarowski, Andrzej Stagraczyński, Dariusz Czarny, Przemysław Chołody. 21 września o godzinie 18:00 w Miejskim Ośrodku Kultury mieli swój jarosławski koncert. Dla mnie samej był to troszeczkę szok, bo, ignorując upływ czasu, spodziewałam się 8 przystojnych chłopaków z okładki albumu pt. „Makatki”, a tu… już może nie tak przystojni, ale nadal utalentowani panowie, którzy przyciągają publiczność jak magnes. Mimo upływu lat ciągle potrafią w ten sam czarujący sposób przekazać słuchaczowi poezję, zaśpiewać ją tak, aby dało się odczuć jej głębię. Mimo iż tych znanych i starszych piosenek było znacznie mniej, koncert był bardzo dobry, bo grupa potrafi dać z siebie wszystko, nawet w takim mieście jak Jarosław. Moja „przygoda” z zespołem Stare Dobre Małżeństwo zaczęła się zaraz na początku minionych wakacji, gdy usłyszałam piosenkę Jak na płycie wydawanej przez Galę z okazji 45 KFPP w Opolu. Spodobało mi się i… przesłuchałam dwa albumy z takimi utworami jak: Jest już za późno, nie jest za późno, Gloria, Szara ballada, czy Piosenka dla Wojtka Bellona. Głos pana Myszkowskiego w zestawieniu z pięknem tekstu i muzyki to rozkosz dla ucha. Oczywiście, gdy tylko dowiedziałam się o koncercie, powiedziałam sobie: „Muszę pójść”. No i poszłam. Osób w moim wieku dużo nie było, ale i tak cała sala była pełna. I co najważniejsze: większość widzów śpiewała te najbardziej znane piosenki, co zapewne było zaskoczeniem dla pana Krzysztofa. Po koncercie dzięki „babskiemu uporowi” udało mi się dostać autograf pana Myszkowskiego (i nie tylko). To przemiły człowiek. Wyszedł na scenę jak normalny, skromny mężczyzna: dżinsy, T-shirt… I tak też było poza sceną. Z uśmiechem dał mi swój autograf, podziękowałam za bardzo dobry występ, a na koniec… (i to już było totalnym zaskoczeniem) uśmiechnął się i życzył mi wszystkiego dobrego. I wcale nie musiałam na to moje „wymarzone” spotkanie długo czekać (w zasadzie w ogóle nie musiałam czekać), bo zdaje się, że byłam jedyną osobą, której naprawdę bardzo zależało na spotkaniu z Krzysztofem Myszkowskim. I trzeba przyznać, że ten wyjątkowy artysta szanuje swoich fanów. Zdawał się być ucieszony nawet z tego, że tylko jedna osoba przyszła prosić o autograf. Wyszedł, gdy tylko się dowiedział, że ktoś na niego czeka i nie przeszkadzało mu, że była to dziewczyna 28 lat od niego młodsza. Mam nadzieję, że jeszcze będę mogła zobaczyć SDM na scenie. Ale tego spotkania z panem Myszkowskim do końca życia nie zapomnę. Karolina Kumka 9 Nasze prace ... Nie umiem czekać, aż na lepsze Zmieni się świat Zbyt długie sekundy... A wokól wśród gruzów obojętności Ludzkie serca Spalona w płomieniach podejrzeń Bezinteresowność Rozgrabiona wiara Ośmieszona nadzieja Nie mogę na to patrzeć! Już dość! Co nam zostało? Morze nicości Nad nim nigdy nie wzejdzie Złote słońce Więc co nam zostało? Mamy bogactwo Choć brak nam pieniędzy Mamy noc Choć brak nam snu Mamy uśmiech Choć brak nam radości Mamy miłość Choć brak nam Miłości I tylko kto Gdy w sercu zgaśnie światło Odważy się tym obronić? Łezka rys. Justyna Koniuszy- „Chodzę do szkoły…” 10