Kochaj wszystkich, wszystkim s³u

Transkrypt

Kochaj wszystkich, wszystkim s³u
Pismo dedykowane ukochanemu Bhagawanowi
Œri Sathya Sai Babie
Kochaj wszystkich, wszystkim s³u¿
Stowarzyszenie Sathya Sai w Polsce
„SAI RAM” ukazuje się cztery razy w roku jako kwartalnik.
Zamknięcie numeru ma miejsce 25-go lutego, maja, sierpnia i listopada.
Ze względu na konieczność utrzymania poprawności językowej pisma,
a także z powodów technicznych zastrzegamy sobie prawo
dokonywania zmian i skrótów w nadsyłanych tekstach.
Wszelkie listy i artykuły prosimy kierować na adres:
e-mail: [email protected]
lub Ośrodek Sathya Sai w Krakowie, skr. poczt. 11, 30-965 Kraków 69
Wpłaty na prenumeratę należy dokonywać na konto:
„Stowarzyszenie Sathya Sai”
Konto Bank BPH I/O Kraków
nr rachunku: 10601376-330000223139
Adres Stowarzyszenia:
Stowarzyszenie Sathya Sai
ul. Gajowicka 160/7, 53-150 Wrocław
tel. (071) 361-73-31
Cena 1 egz. „Sai Ram” – 8,00 zł (wraz z kosztami wysyłki)
Magazyn redagują: Anna Kołkowska, Marta Lech, Beata Pietrzyk, Jarosław
Karwowski
Stała współpraca: Anna Ogonowska, Maria Quoos, Ewa Serwańska
Spis treści
Sai Ram – jesień 2002
Spis treści
Słowo wstępne – od redakcji. . . . . . . . . .
Drogi boskości: przyjście Śankary – dyskurs. . . .
Chwalebna saga Śankary – dyskurs . . . . . . .
Wedy i wedanta – dyskurs . . . . . . . . . .
Śankara apeluje do młodzieży – dyskurs . . . . .
Porzućcie przywiązania – dyskurs . . . . . . .
X Ogólnopolski Zjazd Wielbicieli Sai – relacja . . .
Czego oczekujemy od Boga(...)? – J. Jagadeesan . . .
Wprowadzenie do pracy Organizacji – M. Oziewicz. .
Psychiatria i duchowość – S. H. Sandweiss. . . . .
Karol Wojtyła. . . . . . . . . . . . . .
Marek Kotański. . . . . . . . . . . . .
Orneta North-East – M. K. Czarnowiejski . . . . .
O naszych inicjatywach społecznych – M. Oziewicz.
Jak okiełznać narowistego konia – I. Piotrowska. . .
Nauki Sai a wiedza akademicka – J. Saha. . . . .
Przypowieść o księciu – opowiadanie. . . . . . .
Młodzieżowy obóz Sai w Gruszkowie – relacja . . .
Paradygmaty Absolutu – Aneti . . . . . . . .
Księgarnia Wysyłkowa Organizacji Sathya Sai. . .
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
. 4
. 6
. 11
.15
.20
.25
.30
.31
.56
.66
.78
.81
.83
.84
.89
.93
.97
.102
.104
.105
3
Sai Ram – jesień 2002
Słowo wstępne
Od redakcji
Kochani
Witamy Was w jubileuszowym dla nas (w rok po rozpoczęciu prac
nad redakcją Sai Ram’u w Krakowie) numerze.
Skończyły się wakacje, rozpoczął się melancholijny okres jesieni.
Jesień zawsze przywołuje na myśl tematykę przemijania – roślinność,
tak bujna i pełna życia jeszcze parę tygodni temu, dziś zamiera i usycha.
Prawdopodobnie każdy przy tej okazji zastanawia się nad nieuchronnością
przemijania i nad tym czy można oszukać surowego i bezwzględnego, ale
najskuteczniejszego nauczyciela jakim jest czas. Nie sposób tutaj uniknąć
pytań w stylu: Co się w moim życiu zmieniło? Czy wykorzystuję w pełni
dany mi czas? Czy przypadkiem nie jestem w tym samym miejscu co
rok temu?
Być może w tych rozmyślaniach pomocne będzie poniższe
opowiadanie.
Pewien człowiek wędrując brzegiem morza, znalazł całkiem porządną,
właściwie prawie nową, skórzaną sakiewkę. Podniósł ją i jakież było jego
zdziwienie, gdy stwierdził, że sakiewka pełna jest niepozornych, szarych,
ni to krągłych, ni to ostrych kamyków. Najpierw z ciekawości, a może dla
zabawy, przebierając palcami w kamykach, wyjmował z sakiewki jeden
po drugim i bacznie się każdemu przyglądał, a potem, jakby machinalnie,
może z nudów, a może bezmyślnie, wyrzucał je kolejno w morze. A kiedy
na dnie sakiewki zostało zaledwie kilka najmniejszych kamyczków, być
może dlatego, że było już blisko do domu, albo ponieważ znudziło mu
się to rzucanie, zawiązał sakiewkę i włożył do kieszeni.
Skórzana sakiewka, jako że była ładna i nie zniszczona, znalazła
się na honorowym, a może tylko dobrze widocznym miejscu – na jednej z pół­ek stylowej etażerki. Za jakiś czas przyszedł z wizytą jeden
z przyjaciół pana domu. Zainteresował się sakiewką i zapytał czy może
ją obejrzeć.
„Oczywiście” – rzekł gospodarz z uśmiechem i podał mu sakiewkę.
Przyjaciel zajrzał do środka i wyciągnął jeden kamyczek. Oglądał
go dokładnie i uważnie przez dłuższą chwilę, a potem zapytał:
„Czy wiesz, co to za kamień?”
4
Sai Ram – jesień 2002
„Nie, nie wiem.” - odpowiedział człowiek.
„To jest DIAMENT!!! – wyjaśnił przyjaciel wyraźnie poruszony odkryciem – za jeden z takich kamyczków możesz kupić nawet cały dom, duży
jak ten w którym teraz mieszkasz!”
Człowiek w wielkim pośpiechu wybiegł z domu i popędził nad morze.
Nie udało mu się jednak odnaleźć ani jednego z wcześniej wyrzuconych
diamentów. Nie było takiej możliwości... A jak my postępujemy z naszymi
dniami, które są jak te niepozorne kamyki?
Teraz parę słów o zawartości niniejszego numeru. Nie można w tym
miejscu nie wspomnieć wydarzenia jakim był Ogólnopolski Zjazd w Sobieszewie oraz o jego głównym gościu, Jaga Jagadeesanie. Nie będzie chyba
przesady w stwierdzeniu, że jego obecność, a w szczególności wygłoszone
przez niego wykłady inspirują do otwarcia nowego rozdziału dla wielbicieli
Sai w Polsce, i to nie tylko aktywnych członków Organizacji. Dlatego też
w ramach relacji zamieszczamy teksty dwóch jego wykładów, planujemy
również zamieścić w następnym numerze ich kontynuację. Innym nawiązaniem do zjazdu jest tekst wygłoszonego tam wykładu Marka Oziewicza,
poświęconego charakterowi Organizacji Sathya Sai.
Znajdziecie również fragment książki Samuela Sandweissa, „Sai Baba –
święty człowiek i psychiatra”. Autor ten zapowiadany jest jako główny gość
przyszłorocznego Zjazdu.
Zazwyczaj napływające do nas materiały same kształtują charakter i tematykę kolejnych numerów Sai Ram’u. Wierzymy, że świadczy to o boskim
prowadzeniu i praca nasza polega bardziej na zakomponowaniu tych materiałów w spójną całość, niż na kształtowaniu tematyki. Tak było też i tym razem.
Jednak z pewnym zdumieniem przyglądaliśmy się powstawaniu tego numeru,
bo jak sami być może zauważycie, różni się on dość znacząco od poprzednich.
Mamy jednak nadzieję, że w takiej właśnie postaci najlepiej trafi w potrzeby
i oczekiwania naszych drogich czytelników.
Brak też w niniejszym numerze zwyczajowego opowiadania dla dzieci
autorstwa Beaty Kajdańskiej. Stało się tak dlatego, że autorka cyklu opowiadań jest zajęta opracowywaniem ich zbioru w wersji książkowej.
Na zakończenie życzymy naszym czytelnikom, by wszelkie refleksje
dotyczące czasu i przemijania były jak najbardziej budujące, pełne nadziei,
wolne od trosk i zmartwień. Bo i tak najważniejsze jest TU i TERAZ.
Redakcja
5
Sai Ram – jesień 2002
Dyskurs
Drogi boskoœci: przyjœcie Œankary
Dyskurs wygłoszony przez Bhagawana Śri Sathya Sai Babę w dniu 6 września 1996 r.
Glina jest jednolitą substancją, z której można wykonać wiele przedmiotów o różnych kształtach i nazwach. Podobnie, ze złota można wykonać wiele różnych ozdób. Takie samo białe mleko otrzymujemy od krów
różnej maści. Najwyższa jaźń jest jedna, ale przejawia się w niezliczonych
ciałach, które różnią się imionami i formami.
Gdy uważnie przyjrzycie się kosmicznej scenie, zauważycie, że jedna
i ta sama podstawowa substancja tworzy niezliczone przedmioty o różnych
formach. Na przykład z jednego nasionka wyrasta drzewo o wielu gałęziach,
liściach, kwiatach i owocach. Te przedmioty różnią się od siebie kształtem,
nazwą i zastosowaniem, ale wszystkie one powstały z jednego nasionka.
Ekoham bahusjam – jeden zapragnął stać się wielością. W procesie tworzenia mamy trzy czynniki. Aby powstał dzban, musi istnieć garncarz i glina.
Garncarz jest przyczyną, dzban efektem, a glina stanowi budulec. Dzban
może ulec rozbiciu, ale glina pozostanie gliną. Tak więc garncarz wykonuje
dzban z substancji, która jest trwała. Los dzbana nie wpływa w żaden sposób
na garncarza. Glina w dzbanie pozostaje gliną, bez względu na to, co dzieje
się z dzbanem. Te same stwierdzenia będą również prawdziwe w odniesieniu
do jubilera, złota i wykonanej zeń biżuterii.
Podobnie, Bóg jest niezmiennym twórcą, który stwarza niezliczone
przedmioty świata. Przedmioty te różnią się nazwami i formami, a ponadto podlegają zmianom. Trzeba dobrze zrozumieć relację pomiędzy trzema
czynnikami procesu tworzenia. Garncarz nie wykona dzbana, jeśli nie
będzie gliny. Dzban nie powstanie również wtedy, gdy będzie glina, ale
zabraknie garncarza. Aby stworzyć dzban, musi być i garncarz i glina.
Stwórca jest aktywną przyczyną stworzenia – nimittha-karana. Ciała
są jak dzbany, które używane w różnych celach, stanowią źródło radości.
Jednak tak jak dzbany, ulegają zniszczeniu. Gdy ich czas dobiega końca,
przestają istnieć. Ale Stwórca jest wieczny, tak jak i elementy, z których
zbudowane jest ciało. Jedynie ciało znika. Może ono zostać użyte w celach dobrych bądź złych.
6
Sai Ram – jesień 2002
Bóg przejawia się we wszechświecie pod pięcioma imionami: Para-namam, Wjuha-namam, Wibhawa-namam, Antaraatma-namam
i Arczana-namam.
Para-namam odnosi się do Tego, który przebywa w najsubtelniejszej
przestrzeni zwanej Wajkunta. Wajkunta znaczy niezmienny. Tak więc
Para-namam to imię najwyższego Boga trwającego ponad wszelkimi
zmianami. Nikt nie może dotrzeć do tej przestrzeni bez zmian, w której
Bóg przejawia się jako świetlistość. Boskie światło penetruje wszystko, ale
nie jest widzialne; nikt nie jest zdolny do postrzegania tej formy Boga.
Wjuha-namam określa Boga w postaci Pana spoczywającego w ocea­
nie mleka na zwojach węża. Tę Jego postać mogą oglądać jedynie istoty
posiadające boskie moce, zwane dewami (bogami). Zwykli ludzie nie
są zdolni do postrzegania tej formy Boga. Wjuha spełnia pragnienia
dew. Na pewno znacie historię Hiranjakaśipu, który na różne sposoby
dokuczał dewom. Nękani przez niego bogowie udali się do Pana spoczywającego na zwojach węża i modlili się o pomoc. W odpowiedzi
na ich błagania Bóg zstąpił na ziemię.
Wibhawa-namam odnosi się do różnych postaci, w jakich Bóg
pojawia się na ziemi w celu udzielenia ochrony dobrym oraz ukarania
i nawrócenia na właściwą drogę złych. Dotyczy ono awatarów, takich jak
Rama czy Kriszna. Imię Wibhawa obejmuje dziesięciu boskich awatarów.
Bóg przejawiający się w postaciach awatarów ukazuje człowiekowi relację
pomiędzy Nim a Jego wielbicielami.
Antaraatma-namam odnosi się do tej formy Boga, w jakiej przenika On każdą komórkę ludzkiego ciała jako wewnętrzny duch. Ten
wewnętrzny duch w człowieku jest boski.
Arczana-namam określa te przejawienia boskości, które wielbimy,
którym oddajemy cześć i do których modlimy się o łaskę.
Od niepamiętnych czasów Bóg przejawiał się na ziemi w różnych postaciach określanych tymi pięcioma imionami. Współczesnemu człowiekowi
może się to wydawać zadziwiające. Na przykład, gdy słyszy o tym jak wyglądało życie w kritajudze, odczuwa zdziwienie i nie jest w stanie uwierzyć.
W tamtych czasach ludzie żyli setki lat, a ich ciała nie były tak małe jak
obecnie. Ówcześni ludzie byli gigantami; ich ręce miały blisko dwa metry
długości. Jak długo żyli? W kritajudze życie pozostawało w ciele, dopóki
7
Sai Ram – jesień 2002
kości nie uległy uszkodzeniu. Nawet gdy wszystkie inne części ciała uległy
rozpadowi, życie nadal trwało w szkielecie. W tretajudze wysokość istoty
ludzkiej, jak też długość jej życia, uległy zmniejszeniu. Życie odchodziło
z ciała wraz z tkanką mięśniową. W dwaparajudze istota ludzka żyła, dopóki w jej ciele krążyła krew. Jak wiecie Bhiszma, który został ranny na polu
Kurukszetry, leżał żywy na wbitych w jego ciało strzałach 56 dni. Życie
opuściło go dopiero wtedy, gdy w ciele zabrakło krwi. W kalijudze człowiek
żyje, dopóki w jego ciele jest pokarm. Bez pokarmu nie przetrwa.
W krita- i tretajudze człowiek miał bliski kontakt z Bogiem, a pożywienie nie odgrywało tak ważnej roli, jak obecnie. W dwaparajudze
umysł odgrywał rolę kluczową.
Krita- i tretajuga to czas panowania dharmy. Dharma muulam idam
dżagat – cały wszechświat opiera się na dharmie. W dwaparajudze rozpoczął się proces zanikania znaczenia dharmy i wzrostu roli dóbr materialnych. Dana muulam idam dżagat – cały świat opiera się na bogactwie.
To właśnie o prawa własności toczyła się wojna pomiędzy Kaurawami
i Pandawami. W obecnej kalijudze ani dharma, ani bogactwo (dana) nie
są tak istotne, jak współczucie (daja). Korzeniem wszystkich ludzkich
problemów na świecie jest teraz brak współczucia.
We wczesnych wiekach kalijugi dominującymi religiami były
buddyzm i dżainizm. Wtedy w wiosce Kaladi w Kerali, małżeństwu
Śiwaguru i Arjamby urodził się syn. W tamtych czasach bardzo często
toczyły się wojny między królami różnych krain. Wojny te doprowadziły
do wzrostu nienawiści pomiędzy mieszkańcami różnych regionów i do
zaniku poczucia jedności narodowej. W rezultacie zaczęło szerzyć się
zło – kłamstwo, niesprawiedliwość, nieuczciwość i niegodne czyny stały
się nagminne. Mało tego, pandici, uczeni i intelektualiści zaczęli niewłaściwie interpretować Wedy. Zafałszowali ich treść, w wyniku czego
ludzie przestali wierzyć w odwieczną mądrość Wed i świętych pism.
W takich czasach Bóg lub inspirowani przez Niego święci bądź
mesjasze przybywają na ziemię, aby nawrócić ludzi złych i przywrócić
panowanie dharmy. Takie wcielenia zaliczają się do przejawień boskości
nazywanych Arczana (Arczana-namam). Są to awatarowie wyposażeni w pewne szczególne aspekty boskości, tak zwani amsa-awatarowie
(niepełni awatarowie). Wcielenia zaliczające się do przejawień boskości
zwanych Wibhawa (Wibhawa-namam), takie jak Rama czy Kriszna, przy8
Sai Ram – jesień 2002
bywają w pełni boskiej mocy. Ci określani są mianem purna-awatarowie,
czyli pełni awatarowie. Natomiast amsa-awatarowie stanowią częściową
manifestację boskiej mocy. Takie wcielenia Boga pojawiają się na ziemi
od czasu do czasu, nie tylko w Indiach, ale też w innych krajach.
Na początku swej ziemskiej podróży Jezus twierdził, że jest „wysłannikiem Boga”. Jacy są wysłannicy Boga? Można ich określić dwojako: jamadutha i awadutha. Ci nazywani jamadutha bezlitośnie niszczą
złych, natomiast ci nazywani awadutha chronią dobrych. Jezus należał
do drugiej grupy. Gdy czas dojrzał, Jezus rozpoznał swą wewnętrzną
boskość i stwierdził: „Jestem synem Boga”. To stwierdzenie sprawiło,
że z czasem urzeczywistnił w sobie wszystkie boskie cechy, a wówczas
mógł ogłosić: „Ja i Mój Ojciec jesteśmy jednym”.
Podobny trzyetapowy postęp możemy zauważyć w oświadczeniach
Zaratusztry, który najpierw głosił: „Jestem w świetle”, później twierdził:
„Światło jest we mnie”, by ostatecznie oświadczyć: „Jestem światłem”. Te
stwierdzenia odpowiadają trzem nurtom indyjskiej myśli filozoficznej:
dwoistości, warunkowej niedwoistości i niedwoistości. Śankara propagował doktrynę niedwoistości, ale sam uważał się za sługę Boga.
Ojciec Śankary, Śiwaguru, zmarł, gdy chłopiec miał zaledwie trzy lata.
Przy tej okazji warto zauważyć, jak działa Bóg. Otóż, dziesięć dni przed swą
śmiercią Śiwaguru miał widzenie światła, które przekazało mu następujące
polecenie: „Wtajemnicz syna w mantrę Gajatri”. Śiwaguru niezwłocznie
zorganizował ceremonię przekazania mantry, zwaną upanajanam. Tak więc
Śankara zaczął recytować mantrę Gajatri jako trzyletnie dziecko.
Po śmierci męża zrozpaczona wdowa oddała się wychowywaniu
synka. We właściwym czasie zaprowadziła go do guru, który przekazał
mu wiedzę zawartą w świętych pismach. Mając szesnaście lat, Śankara
ukończył studia nad czterema Wedami i sześcioma systemami filozofii,
co zajęłoby przeciętnemu człowiekowi więcej niż pięćdziesiąt lat. Jednak
Śankara był „cudownym dzieckiem”. Potrafił zrozumieć w lot każde
zagadnienie. Nawet guru był zadziwiony jego geniuszem.
Tymczasem matka chciała go ożenić i rozmawiała o tym z guru.
Młodzieniec był temu przeciwny, gdyż pragnął zostać sannjasinem, czyli
człowiekiem w pełni wyrzeczonym. Powiedział matce: „Chciałbym
oddać Bogu swe ciało, umysł i wszystko, co posiadam, gdyż wiem, że
to są dary od Niego. Czuję się całkowicie oddany Bogu”.
9
Sai Ram – jesień 2002
Matka była bardzo zawiedziona wolą syna. Któregoś dnia Śankara wybrał
się z nią nad rzekę po wodę. Po drodze prosił ją: „Matko, pozwól mi zostać
sannjasinem”, ale ona nie chciała się zgodzić. Gdy weszli do rzeki, by wziąć
kąpiel, Śankara na chwilę zanurzył się głębiej, wyciągnął rękę nad wodę i zaczął krzyczeć: „Matko, krokodyl mnie złapał! Chociaż teraz pozwól mi zostać
sannjasinem”. Przerażona matka odrzekła: „Jeśli podjęcie sannjasy uratuje cię
od śmierci, zostań sannjasinem, obyś tylko żył!” Wówczas Śankara wyszedł
z wody i powiedział: „W oceanie samsary o mało co nie zjadł mnie krokodyl
w postaci żony. Kiedy pozwoliłaś mi zostać sannjasinem, ten krokodyl puścił
mnie, ponieważ nikt nie może wyjść za mąż za sannjasina”.
Wyrzeczenie nie polega na przywdzianiu szaty sannjasina. Żeby stać
się sannjasinem, trzeba odpowiednio ukształtować swój charakter.
Śankara padł do stóp matce i pożegnał się z nią, by rozpocząć życie ascety.
Matka kazała mu jednak obiecać, że przybędzie doń w chwili jej śmierci.
I tak Śankara rozpoczął pieszą pielgrzymkę, odwiedzając wszystkie
święte miejsca w kraju. Uczestniczył w debatach uczonych, pokonując
ich w dyskusji. Głosił doktrynę niedwoistości. „Są różne ciała i różne
formy, ale wewnętrzna jaźń jest jedna i ta sama. Jeden i ten sam Bóg jest
wszędzie, tak jak w wielu różnych roślinach trzciny cukrowej jest ten sam
słodki sok” – nauczał. Jednym z jego przeciwników był Mandanamiśra,
zwolennik działania opisanego w traktacie „Karma siddhanta” (przypis
tłum.: Mandanamiśra – filozof indyjski, autor sanskryckich tekstów szkoły
mimamsy głoszącej między innymi, że dla wyzwolenia duszy najważniejsze
są obrzędy religijne). Śankara bez trudu pokonał go w debacie.
Śankara przemierzył ten kraj z północy na południe i z powrotem
kilka razy, głosząc prawdę o niedwoistości istnienia. Ekam ewa adwitijam – jaźń jest jedna, nic innego nie istnieje.
Adi Śankara potrafił przekonać uczonych o prawdzie niedwoistości.
Ludzie ulegają złudzeniu wywołanemu wielością nazw i form, tymczasem
podstawą wszelkiej różnorodności jest jeden Bóg. Nic nie może istnieć
bez podstawy. Ten fakt głoszą wszystkie religie. Bóg jest jeden i cel jest
jeden. Nie jest łatwo zrozumieć teorię niedwoistości. Studentom należałoby ją wyjaśniać w sposób inteligentny i prosty.
Śankara odszedł z tego świata w wieku trzydziestu dwóch lat, ale
zdążył wypełnić misję, z którą przybył. Przed śmiercią zebrał pięć lin10
Sai Ram – jesień 2002
gamów i umieścił je w różnych świętych miejscach: w Puri, Dwarace,
Śrinagarze, Benaresie i Kańczipuram. W Kańczipuram Śankara umieścił
tak zwany joga-lingam. Jednym z kapłanów był tam Sureśa – nikt inny,
jak Mandanamiśra, który też stał się sannjasinem.
Głosząc w całych Indiach doktrynę duchowej jedności, Śankara
przyczynił się do zapanowania harmonii w kraju. Niestety, kilku jego
uczniów zafałszowało głoszoną przez Śankarę teorię, dodając doń swoje
poglądy. W końcu jednak uczniowie ci sami poróżnili się między sobą.
Podobnie, różnice zdań powstały też wśród jedenastu apostołów
Chrystusa. W rezultacie tylko Mateusz pozostał wierny nauce głoszonej
przez Jezusa i spisał ją w swojej ewangelii. Pierwszym spośród apostołów był Piotr, ale on wyrzekł się Jezusa, gdy przedstawiciele ówczesnej
władzy zakwestionowali Jego boskość.
Ramanudża, który nauczał po Śankarze, stworzył zmodyfikowaną
wersję teorii niedwoistości Śankary. Później przybył Madhawaczarja – zwolennik doktryny dwoistości. Te teorie wyjaśnię w następnych dyskursach.
„Sathya Sai Speaks” tom 29
Tłumaczenie: Ewa Serwańska prz y współpracy Anny Ogonowskiej
Chwalebna saga Œankary
Dyskurs wygłoszony przez Bhagawana Śri Sathya Sai Babę w dniu 7 września 1996 r.
Gdy jedna gałąź drzewa nieustannie pociera o drugą, pojawia się
ogień. Gdy przez dłuższy czas ubijasz śmietanę, pojawia się masło,
z którego wytapia się ghi. Gdy całkowicie oddasz się wewnętrznemu
dociekaniu, rozpoznasz swą wewnętrzną boskość.
Cierpliwością można dokonać wszystkiego – mówi przysłowie
w języku telugu. Gita zapewnia, że regularną praktyką można osiągnąć
duchową wiedzę, która ostatecznie prowadzi do pełnego wyrzeczenia
(tjaga). Każda działalność w życiu wymaga praktyki. Podobnie, żeby
zyskać boską świadomość, potrzebna jest regularna praktyka, przy czym
samo powtarzanie boskiego imienia nie wystarczy. Bowiem oddanie
Bogu powinno przejawiać się w bezinteresownej służbie społeczeństwu.
Każda praca wykonana z myślą o dobru społeczeństwa staje się służbą
Bogu.
Pewien wiersz w sanskrycie mówi: „Jedna jaźń obecna jest w milio11
Sai Ram – jesień 2002
nach ciał, tak jak masło obecne jest w mleku, olej w nasionach, zapach
w kwiatach, słodki sok w owocach i ogień w suchym drewnie”. Tę prawdę
głosi wedanta. Dzisiaj młodzi ludzie nie uświadamiają sobie tego faktu,
przez co marnują swe życie.
Adi Śankara dowodził, że wspólną osnową wszystkich form, nazw
i cech jest jedna i ta sama rzeczywistość, która jako jedyna jest niezmienną
prawdą. To jest istota doktryny niedwoistości. Z nasionka mango wyrasta
drzewo z gałęziami, liśćmi, kwiatami i owocami, przy czym każdy z tych
przedmiotów ma inną formę i zastosowanie, ale wszystkie one zawdzięczają swoje istnienie jednemu nasionku, z którego wyrosło drzewo. Ten
fakt stwierdził Kriszna w Gicie: bidżam mam sarwabutanam – Ja jestem
nasieniem, z którego powstają wszystkie istoty. Wszystkie przedmioty
tego świata są przejawieniami jednego Boga.
W poprzednim dyskursie opowiedziałem wam o tym, jak młodziutki
Adi Śankara stał się sannjasinem i jak trafił do swego guru, Gowindy.
Nauczycielem Gowindy był Gaudapada. Gaudapada wydzielił te hymny
Rigwedy, które głoszą, że Bóg jest jeden. Pod opieką Gowindy Śankara
opanował Wedy i śastry w wieku czternastu lat. Szczere pragnienie
wiedzy prowadzi do pełni zrozumienia (dżniana).
Pewnego dnia Gowinda postanowił sprawdzić wiedzę swego
ucznia i zaproponował mu filozoficzną debatę. Miała to być dyskusja
między nauczycielem i uczniem. Śankara był pokorny wobec swojego
guru i darzył go wielką czcią, zatem przed debatą pokłonił się, prosząc
o pozwolenie na spieranie się z nim w dyskusji. Później, za pozwoleniem
swego mistrza, opierając się na świętych pismach, bardzo umiejętnie
obalił argumenty Gowindy i zaprezentował swój pogląd, który nie zaprzeczał wedyjskim autorytetom, a zarazem pozostawał w zgodzie ze
zdrowym rozsądkiem. Wykazał, że ścieżkę wewnętrzną (niwritti) można
doskonale zharmonizować ze ścieżką zewnętrzną (prawritti).
Śankara był mocno oburzony tym, że ówcześni uczeni wykazywali większe zainteresowanie zarabianiem pieniędzy na swej znajomości świętych pism,
niż zawartą w nich wiedzą. Zapomnieli, że posiadanej wiedzy nie powinni
wykorzystywać w celach komercyjnych. Obecnie wielu studentów zdobywa
wykształcenie z myślą o zarabianiu na życie. To jest nieporozumienie. Na
życie trzeba pracować, ale wiedza powinna służyć nabywaniu mądrości.
Śankara pragnął zmienić niegodną postawę ówczesnych uczonych.
12
Sai Ram – jesień 2002
Jaki jest pożytek z nabywania różnego rodzaju wiedzy, jeśli człowiek
nie myśli o Bogu i nie wielbi Go czynem własnych rąk? Taka wiedza
jest zmarnowana.
Śankarę dręczyło postępowanie większości uczonych. Gowinda
solidaryzował się ze swym uczniem, a i mistrz Gowindy, Gaudapada,
też nie akceptował postawy panditów. Szlachetne uczucia Śankary podniosły na duchu obu nauczycieli, gdyż uświadomili sobie, że ten młody
człowiek ma wszelkie kwalifikacje ku temu, by w oparciu o święte nauki
Wed przeciwstawić się panującej w społeczeństwie nieprawości i niemoralnym tendencjom. Pewnego dnia powiedzieli Śankarze: „Drogie
dziecko, nie ma potrzeby, byś nadal pozostawał z nami. Jutro udaj się
do Kaasi (dawna nazwa Benaresu, obecnie Vaaranaasi). Spotkasz tam
wielkich panditów i będziesz ich nauczał o niedwoistości. Nikt inny nie
jest w stanie wypełnić tej misji”.
Studenci powinni uświadomić sobie, że to właśnie oni mogą stać się
najpotężniejszym narzędziem w procesie oczyszczania społeczeństwa
z wszelkich negatywnych tendencji.
Za pozwoleniem dwóch nauczycieli Śankara wyruszył do Kaasi.
W tamtych czasach nie było takich środków transportu, jakie mamy dzisiaj,
zatem Śankara musiał dotrzeć do Benaresu pieszo. I tak oto szesnastoletni
młodzieniec zebrał swych uczniów, by wraz z nimi wyruszyć do Kaasi.
Po drodze spotkali pandita, który siedząc pod drzewem powtarzał reguły
gramatyki. W tym momencie Śankara ułożył hymn bhadża gowindam.
(Swami wyrecytował inwokację tego hymnu): „Przyjacielu, twój umysł
trwa w ciemności. Po co zajmujesz się regułami gramatyki? Czy one uratują cię, gdy śmierć zapuka do twych drzwi? Lepiej poświęć się wielbieniu
Gowindy!” W chwili śmierci ciała nikt nie pójdzie za odchodzącą duszą;
jedynie imię Boga nigdy jej nie opuści. Śankara doradził owemu uczonemu,
by zamiast gramatycznych reguł, nieustannie powtarzał imię Boga.
Po udzieleniu swej pierwszej lekcji, Śankara kontynuował podróż do
Kaasi. Wieści o jego naukach rozeszły się po kraju, a uczeni z Benaresu
zaaranżowali w tym świętym mieście wielkie zgromadzenie panditów.
Przybyło nań wielu uczonych wraz z wszystkimi swymi insygniami.
Organizatorzy zadbali o wyjątkowo uroczystą atmosferę. Śankara przybył
ubrany w proste dhoti i okrywający ramiona szal. Nadęci uczeni pomyśleli,
13
Sai Ram – jesień 2002
że to żart, a niektórzy tak oto krytykowali jego skromny strój: „Jak on wygląda? Nie ma nawet naszyjnika z rudrakszy. Co taki wyrostek może nam
powiedzieć?” Wreszcie ktoś ośmielił się powiedzieć głośno: „Przybyliśmy
tu, ponieważ sądziliśmy, że jesteś wielkim autorytetem w Wedach, śastrach,
gramatyce i logice, oraz wykładowcą filozofii niedwoistości”.
Wówczas Śankara zaśpiewał swą pieśń bhadża gowindam, zwracając
ich uwagę na przemijalność dóbr materialnych i konieczność porzucenia
doczesnych pragnień. Stwierdził, że od panditów wymaga się spokoju
umysłu i wyrzeczenia bogactwa, które powinno być rezultatem pracy.
„Porzućcie pragnienie pieniędzy, wzbudźcie w sobie pragnienie Boga!”
– napomniał ich ostrym tonem, a następnie wygłosił wspaniały dyskurs
o niedwoistości i metafizyce.
Wszyscy słuchacze oniemieli z zachwytu. Zrozumieli, że Adi Śankara był nie tylko wielkim uczonym, ale i człowiekiem, który praktykuje to,
co głosi. Jedność myśli, słów i czynów jest znakiem wielkości. Śankara
ucieleśniał sobą czystość myśli, słów i czynów.
Wielu zadawało mu liczne pytania. Śankara odpowiadał na nie z łatwością. Oświadczył, że niedwoistość to jedność ducha i świadomości
prowadząca do dżniany, czyli duchowej mądrości, która jako jedyna
zasługuje na miano prawdziwej wiedzy. Powiedział też, że pandici nie
rozumieją tej prawdy.
Śankara głosił, że chociaż imion i form jest wiele, istnieje tylko jedna
jaźń, która zawsze obecna jest w ludzkim sercu. Zalecił panditom, by
oczyścili swe serca i słuchali głosu sumienia. Wyjaśnił też, że religii jest
wiele, ale Bóg jest jeden.
Zaapelował do wszystkich obecnych, by zadowalali się skromnymi
dochodami i nie gonili za pieniędzmi, gdyż prawdziwa wiedza nie idzie
w parze z przyziemnymi pragnieniami.
Wszyscy studenci powinni wziąć sobie do serca historię młodzieńca,
który przyszedł na świat w małej wiosce Kaladi i przyniósł wielką sławę
Kerali oraz całym Indiom. Powinni też praktykować wartości ludzkie,
takie jak miłość, współczucie, prawość i prawdę, by zasługiwać na miano
człowieka. Każdy student powinien, tak jak Śankara, dążyć do ideału.
Chciałbym tu jeszcze dodać, że w „bhadża gowindam” Śankara mówi
o porzuceniu wszystkich doczesnych przywiązań. W związku z tym pewni
14
Sai Ram – jesień 2002
ludzie mogą sądzić, że Swami zaleca swym uczniom taką nieżyciową postawę.
Nie martwi mnie to, ponieważ wszystko, co mówię, jest prawdą. Czy łatwo
jest osiągnąć stan wyrzeczenia? Nie. Ludzie, którzy słuchają mnie od lat, nie
zmienili się ani trochę. Jeśli sądzicie, że jeden dyskurs może wywołać zasadniczą zmianę, jesteście w błędzie. Zaledwie kilku szczęśliwców ulega pełnej
transformacji. Jeżeli w kimś obudzi się pragnienie prawdziwego wyrzeczenia,
będzie to największe błogosławieństwo, jakiego można dostąpić.
Bliski kontakt z Bogiem inspiruje ducha wyrzeczenia, nawet jeśli
ktoś nie uświadamia sobie tego. Owocem wyrzeczenia jest spełnienie
życia i zbawienie.
„Sathya Sai Speaks” tom 29
Tłumaczenie: Ewa Serwańska prz y współpracy z Anną Ogonowską
Wedy i wedanta
Dyskurs wygłoszony przez Bhagawana Sri Sathya Sai Babę 8 września 1996
Możesz opanować całe Wedy,
Być biegłym w ich recytowaniu,
Ale jeśli twój umysł nie jest cz ysty,
Zejdziesz na złą drogę.
Posłuchaj dobrej rady, synu Bharatu.
Ucieleśnienia Miłości!
Śankara, w oparciu o cytaty świętych tekstów, twierdził, że Wedy nauczają o dwoistości (dwaita), a wedanta uczy jedności (adwaita). Różnice
między Wedami i wedantą są takie, jak pomiędzy różnymi organami tego
samego ciała. Oczy, uszy, nos, ramiona, nogi – to różne części jednego
ciała. Człowiek jest częścią społeczeństwa. Społeczeństwo jest częścią
ludzkości. Ludzkość zaś jest częścią Natury (świata przejawionego).
Natura to część Wyższej Jaźni (paraatma).
W Kaasi w czasie zgromadzeń uczeni w pismach spierali się na tematy
filozoficzne. Rozbawiony owymi sporami Śankara oświadczył: „Różnice
zdań wzmagają wrogość”. Niekończące się dyskusje prowadzą jedynie
do rosnącej zawziętości. Kłótnie nie są odpowiednim podejściem do
tematów duchowych.
15
Sai Ram – jesień 2002
Człowiek musi nauczyć się stawiać czoła życiowym problemom. Życie nigdy nie jest wolne od zmartwień. Od narodzin do śmierci człowiek
zmaga się z problemami. A jedyną drogą na pozbycie się ich jest rozwijanie miłości do Boga. Miłość to najlepsze lekarstwo na wszelkie choroby.
Jednak Wedy za mało mówią o tym, jak bardzo ważna jest miłość. Kładą
większy nacisk na praktyki zewnętrzne (asajam) niż na doświadczenia wewnętrzne (anubhawam). Wielu uczonych w pismach bez końca cytuje Wedy.
Jednak to tylko słowa nie poparte praktyką. Właśnie to Śankara nazywa
dwoistością. Wszystkie mantry wedyjskie mają formę modlitw błagalnych
(chciałbym to, chciałbym tamto). Korzeniami dwoistości są pragnienia.
A biorą się one z poczucia różnorodności. Jakby ten kto pragnie (podmiot)
i obiekt pragnień (przedmiot) istniały oddzielnie. Niedwoistość zaś, to
usunięcie podziału poprzez połączenie podmiotu i przedmiotu. Dualizm
istnieje wtedy, kiedy pożądana rzecz, na przykład chusteczka, uznawana
jest za coś oddzielonego od osoby, która jej pragnie.
Niedwoistość jest jedynie stanem świadomości, którego możemy
doświadczyć, ale nie możemy opisać go słowami. Można to porównać
do niemowy, który zjadł wspaniały obiad, ale nie może opisać smaku
potraw, które spożył.
Istnieją dwa sposoby postrzegania wszystkiego: postrzeganie zewnętrzne i wewnętrzne przeżycie. Błogości, która wynika z doświadczania jedności, nie można ująć w słowa. Można jej jedynie doświadczyć, ale
nigdy opisać, czy wytłumaczyć. W takiej sytuacji, gdyby nie przeżycie
wewnętrzne, postrzeganie zewnętrzne nie miałoby racji bytu. Niestety,
obecnie ludzie wolą namacalne dowody i gardzą dowodami niebezpośrednimi. Popełniają błąd. Oto przykład: ktoś patrzy na bryłę lodu.
Wygląda ona na ciało stałe, a przecież cała powstała z wody, która jest
cieczą. W ten sposób woda, której obecność nie jest bezpośrednia, tworzy
twardy blok lodu, który możemy zaobserwować bezpośrednio.
Podobnie, niewidzialna boskość jest podstawą istnienia świata
fizycznego. Człowiek nie dostrzega tej prawdy, ponieważ zagłębia się
w dualną koncepcję Wed, zamiast odkrywać prawdę zawartą w niedualistycznej wedancie.
Człowiek spędza życie zanurzony w sprawach świata fizycznego. Śankara poświęcił wszystko, by przekonywać ludzi do zwrócenia się ku drodze
wewnętrznych przeżyć. Pomoc i zachętę czerpał od swego nauczyciela Gau16
Sai Ram – jesień 2002
dapady. Mimo młodego wieku, Śanakara pokazał swą wielką determinację
i wewnętrzną siłę. Mając jedynie 16 lat, potrafił przekonać szanowanych
panditów z Kaasi o ważności doktryny niedwoistości. Czym jest niedwoistość? To jedność wszystkiego. Święte teksty mówią, że cały wszechświat
przepełniony jest Bogiem. Oddawanie Mu czci pod postacią różnych form
i imion, tworzenie różnych ruchów religijnych i sekt, to tylko wynik pragnień
wielbicieli.
Pewien zamożny wielbiciel Kriszny bardzo pragnął systematycznie
oddawać cześć Jego posągowi. Jubiler wykonał dla niego złoty posążek.
Wielbiciel dokupił jeszcze złotą krowę, która świetnie pasowała do posążka.
Potem zamówił jeszcze złotego pawia i złotą misę do rytuałów obmywania.
Codziennie wielbił Krisznę dokonując kąpieli przedstawiającego
Go posążka.
Po pewnym czasie jednak człowiek ten popadł w ruinę i stał się
nędzarzem. Zebrał więc swoją złotą kolekcję i zaniósł do kupca, aby mu
ją sprzedać. Każda sztuka została wyceniona na 60 tysięcy rupii. Biedak nie potrafił zrozumieć, jak jego ukochany Kriszna mógł mieć taką
samą wartość co krowa, paw, czy misa. Twierdził, że posążek Kriszny
ma większą wartość. Na to kupujący odparł: „Panie, dla ciebie figurka
Kriszny może być cenniejsza niż inne przedmioty. Ale dla mnie liczy
się tylko ilość zawartego w niej złota, a nie forma”.
W obecnym świecie człowiek przywiązuje zbytnią wagę do formy
zewnętrznej, zamiast do boskiej treści, która jest sednem wszystkiego.
Każda istota zbudowana jest z pięciu pierwiastków. Szósty pierwiastek
nie istnieje. Ludzie jednak wierzą, że on istnieje i szukają go. To szalone
pragnienie jest przyczyną większości nieszczęść.
Trudno jest pozbyć się pragnień. Ale można postawić im granicę.
(Bhagawan przytoczył tu opowieść o królu Midasie, który zapragnął, aby
wszystko czego dotknie zamieniało się w złoto. Szybko przekonał się,
że nie mógł nic zjeść, ponieważ żywność w jego dłoniach zamieniała
się w złoto. Tym razem zaczął się modlić o zabranie mu tego daru).
Z opowiadania tego wynika, że nienasycone pragnienia mogą mieć
tragiczne konsekwencje. Tylko ci, którzy działają zgodnie z boskimi
prawami, zdobędą szczęśliwość i dobrobyt.
17
Sai Ram – jesień 2002
Śankara ostrzegał ludzi przed szalonym pędem za bogactwem i nawoływał do ograniczania pragnień.
Osiągasz bogactwa z godnie z twoją karmą.
Dlatego ciesz się tym, co posiadasz.
Kontrolujcie pragnienia. Rozwijajcie miłość do Boga. Ta miłość da
wam wszystko, czego będziecie potrzebować. Nie musicie o nic prosić Boga.
Cz yż nie dawał Sabari tego, czego potrzebowała, mimo że o nic nie prosiła? (wiersz
w telugu) Dasaratha długo modlił się i gorliwie prosił, aby jego syn mógł
wykonać dla niego przedśmiertne rytuały. Niestety tak się nie stało. Zaś
ptaszek Dżataju dostąpił zaszczytu otrzymania tych rytuałów z dłoni Ramy.
Dżataju osiągnął wyzwolenie, kiedy Rama skropił go wodą.
(Swami opowiedział historię o tym, jak Sabari cierpliwie czekała
na przybycie Ramy i jak przygotowywała wszystko na Jego powitanie
i wybierała najsłodsze owoce).
Głębokie oddanie Sabari uwieńczone zostało nagrodą. Bóg rozdaje
łaskę zgodnie z waszymi zasługami, a nie zgodnie ze złością, jaką okazujecie.
Ale wielbiciele oceniają działania Boga według własnych kryteriów. Człowiek przeglądający się w lustrze dostrzega odbicie własnego wnętrza.
Nikt nie może uciec przed konsekwencjami swoich czynów. Nawet
gdyby bardzo się starał.
Cz y możesz uniknąć karmy, człowieku?
Jakie są twe cz yny, takie są ich konsekwencje.
W skali kosmosu lustrem jest natura. Bóg jest obserwatorem. Wszystko co odbija się w naturze jest boskie. Istnieje tylko On. Tylko dzięki
obecności lustra pojawia się przedmiot i jego odbicie. Gdy znika lustro,
znika obraz. Oto tajemnica natury i boskich cudów. Żadne słowa nie
opiszą różnorodności boskiej chwały.
Boska arytmetyka różni się od ludzkiej. Na przykład, kiedy stajecie przed
lustrem, jest was troje: ty, lustro i twoje odbicie. Według zwykłej arytmetyki,
po zabraniu lustra powinno zostać was dwoje: trzy minus jeden. Ale gdy
znika lustro, zostajesz tylko ty. Trzy minus jeden równa się jeden!
Mówi się: z pieniędzy powstaje wiele rzeczy. A Ja mówię: z pieniędzy
powstaje wiele zła.
Ludzie nauczą się czynić dobry użytek z pieniędzy, kiedy dostrzegą
różnicę między ludzkim i boskim punktem widzenia.
18
Sai Ram – jesień 2002
Oto najważniejsze znaczenie niedwoistości w pojęciu Śankary. Porównał on doświadczanie życia codziennego do doktryny duchowej
jedności (ekatwam). Bóg jest jeden, choć wielbiony pod różnymi imionami i formami: Allah, Jezus, Budda, Zaratustra, Rama, Hari lub Hara.
Wszyscy są tym samym. Śankara nie zgadzał się z uznawaniem Boga za
matkę, ojca itp. Związek między Bogiem i człowiekiem to jedność. Ty
i Ja to Jedno. Oto esencja nauk o niedwoistości. Śankara nauczał, że ta
świadomość jedności daje nieskończoną radość. Jednak jej doświadczanie
nie przychodzi łatwo. Trzeba długo poszukiwać i praktykować duchową
dyscyplinę. Kiedy dyscyplina doprowadzi do uwrażliwienia ducha, wtedy
pojawi się świadomość jedności z Bogiem. Jakże szczęśliwi są ci, którzy
mogą jej doświadczać! Nie ma ludzi bardziej szczęśliwych.
Kto to osiągnie, staje się panem wszechświata, mistrzem swego
Ja. Staje się on panem kosmosu. Atma obecna jest w każdej komórce
ludzkiego ciała. Kiedy człowiek odnajduje tę najsłodszą prawdę, przestaje szukać w świecie ułudy. Każdy powinien szukać nektaru wiecznej
atmicznej szczęśliwości.
Śankara z całych sił nauczał o niedwoistości każdego w swoim kraju:
króla i prostego człowieka, nauczyciela i analfabetę.
Śankara obiecał swojej matce, że w ostatnich chwilach jej życia
przybędzie, aby dokonać dla niej ostatnich rytuałów. Jako osoba o czystej i wzniosłej duszy musiał dotrzymać danego słowa. Czyste serce
dotrzymuje obietnicy. A nawet więcej – co powie, to się stanie.
(Bhagawan opowiedział epizod z Mahabharaty mający pokazać,
że Bóg wybiera czas i miejsce, aby zesłać Swą łaskę i przekazać Swe
przesłanie. W tym przypadku bitwa na polu Kurukszetry była dla Ardżuny odpowiednim miejscem, aby Kriszna mógł wypróbować jego
wiarę i ukazać, że Ardżuna zasługuje na otrzymanie nauk zawartych
w Gicie.)
Prawdziwą moc można osiągnąć tylko poprzez miłość.
Na próżno szukać innych sposobów.
Prośmy więc Boga jedynie o dar prawdziwej miłości.
Bhagawan zakończ ył dyskurs bhadżanem Hej! Giridżapati Bhawani Śankara...
„Sathya Sai Speaks” tom 29
tłum. Anna Kołkowska prz y współpracy z Majką Quoos
19
Sai Ram – jesień 2002
Œankara apeluje do m³odzie¿y
Dyskurs wygłoszony przez Bhagawana Sri Sathya Sai Babę 9 września 1996 r.
Cóż złego może ucz ynić nędznik nie okazujący szacunku szlachetnym duszom?
Cz y wspaniały słoń traci swe dostojeństwo, gdy obszczekują go psy?
Ucieleśnienia boskiej atmy!
Wszystko, co postrzegacie na tym świecie, emanuje kolorami. Dlatego sądzicie, że kolory są czymś naturalnym. Jednak tak nie jest. Niebo
jawi się nam w kolorze niebieskim, ocean wydaje się granatowy. Myślicie zatem, że niebo i morze mają niebieski kolor. To nie jest prawda.
Ani niebo, ani morze nie są niebieskie. To głębia przestrzeni i oceanu
stwarza wrażenie błękitu. Gdy weźmiecie w dłoń trochę wody z oceanu
i przyjrzycie się jej, zauważycie, że jest bezbarwna.
Podobnie dobro i zło oceniamy na podstawie naszych myśli i odczuć.
Prawdziwe kolory otaczającego świata są niedostrzegalne. Zatem, nie
widzimy jego prawdziwej formy.
Elektrownie wytwarzają prąd elektryczny. Prądu też nie możemy zobaczyć, ale widzimy różnorodne formy jego wykorzystania. Podobnie, wszystko
co żywe wyłania się z atmy. A przecież jej też nie możemy dostrzec. Widzimy
natomiast powstające z niej istoty, ich zachowanie, tak dobre jak i złe.
Kiedy Śankara przebywał w Kaasi nauczając o istocie niedwoistości,
zebrali się tam również wielcy uczeni tego świętego miasta. Gdy Śankara
na chwilę przymknął oczy, doświadczył wizji, w której ujrzał swą matkę
pogrążoną w cierpieniu. Natychmiast opuścił zebranych i udał się do
Kaaladi. Przybył w ostatniej chwili by, jak obiecał, skropić usta matki
świętą wodą. W ten sposób dotrzymał danego słowa.
Mieszkańcy Kaaladi nie pochwalali zachowania Śankary. W tamtych
czasach uważano, że ten kto stał się sannjasinem, nie powinien wracać
do domu i dokonywać rytuałów. Sannajsa znaczy bowiem odrzucenie
wszelkich pragnień.
Z punktu widzenia ortodoksyjnych panditów sannjasin nie mógł
wykonywać ostatnich rytuałów nawet dla swej matki czy ojca. Ten
obowiązek należał do osoby utrzymującej dom.
20
Sai Ram – jesień 2002
Aby studenci mogli zrozumieć sens tego wydarzenia, wyjaśnię, co to
znaczy być sannjasinem. Zanim osoba zdecyduje się zostać sannjasinem
musi przejść przez Viraya Home (ceremonię wyrzeczenia). Oznacza to,
że owa osoba umiera dla świata, porzuca wszystkie związki i zaczyna
nowe życie. Symbolem tego jest przywdzianie nowej szaty. Stara forma
i imię przestają istnieć. Osoba dostaje nowe imię, łączące się z ascetycznym życiem. Do imienia dodaje się końcówkę ananda, chociaż niewiele
osób noszących takie imię naprawdę doświadcza anandy! Czyż może
istnieć jeszcze przywiązanie do ojca czy matki po takiej ceremonii?
Przy tej okazji opowiem wam o zdarzeniu jakie miało miejsce, gdy
podróżowałem z Burugula Ramakrishną Rao, gubernatorem stanu
Utthar Pradesh. Był on oddanym wielbicielem Swamiego. Znał wiele
języków obcych, był inteligentny. Wpadł na pomysł podróżowania w towarzystwie Bhagawana do Badhrinath i Kedharnath. Szybko dowiedzieli
się o tym inni i do grupy Swamiego dołączyło jeszcze 200 osób.
Ramakrishna Rao i jego żona byli ludźmi szlachetnymi i pobożnymi. Swój posiłek zjadali dopiero wtedy, gdy pożywił się Swami i owych
200 pielgrzymów. Takie było ich oddanie! Ramakrishna Rao osobiście
obsługiwał wszystkich. Nikomu innemu nie pozwalał tego robić. Zwykł
wtedy mawiać: „Jestem sługą Swamiego, a nie gubernatorem”.
Ramakrishna Rao był kiedyś premierem stanu Andra Pradesh.
Gdy Swami przybył w owym czasie do Malakpet, tysiące osób ustawiło
się w kolejce, aby otrzymać darśan. Wolontariusze, aby przyspieszyć
sprawę, poszturchiwali i popychali zebranych.
Posłuchajcie jakie dobre serce miał Ramakrishna Rao. Sam również
stanął w długiej kolejce. Gdy Inspektor Policji podszedł do niego i poprosił, by podszedł bez kolejki, usłyszał odpowiedź: „Jako polityk, mogę być
premierem. Jako wyznawca jestem zwykłym wielbicielem! Nie jestem aż tak
wielki, żeby podchodzić bez kolejki”. Taką duszę miał Ramakrishna Rao!
Dojechaliśmy do Hrishikeshu. Ramakrishna Rao wynajął duży dom
i przylegające do niego budynki. Odwiedził nas tam Śiwananda z grupką
swoich wielbicieli, by zaprosić Swamiego nazajutrz do swego aśramu. Miał to
być dzień jego siedemdziesiątych urodzin. Swami zauważył jednak: „To nie
są urodziny Śiwanandy tylko Kuppuswamiego. Takie było bowiem jego imię
zanim przeszedł ceremonię wyrzeczenia. Był on kiedyś lekarzem. Tamten
21
Sai Ram – jesień 2002
Kuppuswami przestał istnieć, gdy stał się sannjasinem. Wówczas otrzymał
imię Śiwananda. Stało się to 26 lat temu. Tak więc, Śiwananda ma dopiero
26 lat. To 70-te urodziny Kuppuswamiego, ale 26-te Śiwanandy!”
Śiwananda rzekł na to: „Swami! Nikt dotąd nie uświadomił mi
tego tak jasno”.
To ciało ma 70 lat. Ludzie dostrzegają jego formę fizyczną, ale nie
rozpoznają siły, która ją podtrzymuje. Tylko awatarowie potrafią zrozumieć tę prawdę. To ciało od chwili narodzin aż do śmierci ma jedną
formę i jedno imię.
Ludzie, którzy deklarują świadomość adwaity, często pamiętają
o swoim życiu sprzed ceremonii wyrzeczenia i ciągną te wspomnienia
będąc już sannjasinami
Śankara stanął przed trudną decyzją. Nikt z wioski nie zamierzał
mu pomagać. Musiał sam dokonać kremacji ciała swej matki. Miejscowi
bramini twierdzili, że nie wolno im dotykać zmarłych. Uważali, że Śankara postępuje wbrew zaleceniom świętych tekstów. Nie mając innego
wyjścia, Śankara sam zaniósł ciało matki na podwórze i spalił je. W Ka­
aladi ten zwyczaj ponuje do dzisiaj. Gdy ktoś umiera, ciało palone jest
na podwórzu, na tyłach domu. Nie ma na to wyznaczonego miejsca.
Gdybyście przyjechali do Kerali, zobaczylibyście, że domy stoją
frontem do ulicy, a za nimi znajduje się otwarta przestrzeń. Każdy, kto
się w niej znajdzie musi później brać oczyszczającą kąpiel.
Śankara wypełnił więc obietnicę daną matce i wyruszył z powrotem
do Kaasi. Zachowanie ludzi z Kaaladi sprawiło mu wielki ból. Poszedł
więc do świętego miasta, niosąc jedynie kij i lampkę oliwną, dla oświetlenia drogi nocą.
Przyglądając się napotkanym kobietom i mężczyznom, Śankara zauważył, że młodych ludzi bardziej interesują zmysłowe przyjemności, niż
rozważania na temat atmy. To smutne, że ludzie tak bardzo przywiązują
się do ciała, mieszczącego w sobie tyle nieczystości. Tak bardzo pociąga
ich wygląd zewnętrzny. Aż przykro patrzeć. Dlaczego tak ważnym jest
dla nich to nietrwałe ciało? Jak długo może trwać młodość? Śankara przy
każdej sposobności uczył ludzi o przemijaniu cielesnych przyjemności.
Jego nauki były ostrzeżeniem dla młodych, aby zważali na to, jakie
wiodą życie. Uczył o porzuceniu przywiązania do ciała. Opowiem wam
22
Sai Ram – jesień 2002
teraz historię o księciu, który chciał poślubić córkę kupca jedynie z powodu jej urody. Dziewczyna ta była bardzo oddana Bogu i nie zamierzała
wychodzić za mąż, obmyśliła więc plan, który miał sprawić, by książę
zmienił zdanie na jej temat. Napisała list, w którym oznajmiła, iż zostanie
jego żoną, jeśli wytrzyma z nią przez tydzień. W międzyczasie zażywała
środki przeczyszczające. Efekty ich działania zebrała do dzbana i udała się
na spotkanie z księciem. Metoda ta tak ją wycieńczyła, że straciła cały swój
fizyczny czar. Kiedy stanęła przed księciem oznajmiła , iż cała jej uroda,
którą tak podziwiał, obecnie znajduje się w dzbanie. Książę zrozumiał
lekcję i postanowił także służyć Bogu, pozostając kawalerem.
W taki sposób Śankara starał się odwracać umysły młodych ludzi
od przyjemności zmysłowych i kierować je ku Bogu. Nie nawoływał,
aby wszyscy mężczyźni stali się sannjasinami. Zachęcał jedynie do wykonywania swoich obowiązków i oddaniu ciała w służbie Bogu.
Śankara nauczał o prawdzie, praktykował ją i rozgłaszał na cały świat.
Obecnie młodzi ludzie stali się niewolnikami zmysłów i zachowują
się jak zwierzęta. Śankara porównywał ziemskie życie do filmu wyświe­
tlanego na ekranie. Pojawia się on i znika, ale ekran pozostaje. Mówił:
„Istnieje tylko Wyższe Ja. Świat jest iluzją”. Mówił też: „Cały świat wypełniony jest Bogiem”. Kiedy studenci zarzucali mu niespójność tych dwóch
twierdzeń, Śankara odpowiadał: „Ziemskie życie jest iluzją, ponieważ
ciągle ulega zmianom”. Równocześnie to ziemskie życie odbieramy jak
sceny z filmu wyświetlanego na wiecznym ekranie. W tym procesie
świat i Bóg stają się jednym, tak jak jednym staje się film i ekran. Stąd
stwierdzenie „Cały świat wypełniony jest Bogiem”. Upaniszady mówią,
że Bóg mieszka w całym kosmosie.
Tak oto Śankara nauczał o niedwoistości. Uznajcie Boga za podstawę
wszystkiego i prowadźcie życie świadomi tego, że jest ono przemijające.
Kosmos nie istniałby bez Boga. Dlatego człowiek musi dostrzec boski,
atmiczny pierwiastek obecny w każdej istocie. Można go nazywać różnymi imionami, ale Wieczny Bóg nie rodzi się i nie ma imienia.
(Swami opisał wspaniałą rozmowę Śankary z Mandana Miśrą i jego
żoną Ubhayabharathi, którzy oboje wybrali drogę sannjasu. Później
Śankara udał się do Kaszmiru).
Władca Kaszmiru był wielkim mecenasem dla wszystkich uczonych
w pismach. Śankara postanowił ich pokonać. Gdy wszedł do świątyni
23
Sai Ram – jesień 2002
Kanaha-Durga, drzwi zatrzasnęły się nagle i nikt nie był w stanie ich
otworzyć. Pandici zaczęli modlić się do bogini Durgi. W odpowiedzi
bogini przemówiła: „Śankara jest wielkim nauczycielem (aćarja). Ma tylko jedną skazę. Kiedy ją zmyje, drzwi zostaną otwarte”.
Śankara zaczął śpiewać pieśni do Śiwy. Zrozumiał, że popełnił błąd
wchodząc w ciało zmarłego króla Benaresu, po to, aby móc rozmawiać
z Ubhayabharathi, żoną Mandana Miśry. Aby zmyć z siebie ten grzech,
postanowił pościć przez jedenaście dni. W dwunastym dniu drzwi
świątyni otwarły się same. Oto jaką determinację w pokucie okazał
Śankara.
Krisznamurti i Sandipan Chatterdżi (którzy przemawiali wcześniej) mówili o premie i wzywali studentów do rozwijania miłości. Jaki
rodzaj miłości powinniście w sobie rozwijać? Śankara odpowiedział
na to pytanie. Miłość powinna pochodzić z atmy. Prawdziwa miłość
(modlitwa) powinna wypływać z duszy, a nie z ciała. Taka miłość jest
Bogiem. Żyjcie w miłości.
Śankara nauczał młodych doktryny nieprzywiązania, ponieważ rozumiał, że przywiązania wypracowane w czasie wielu wcieleń nie mogą
zostać usunięte przez wysłuchanie jednego czy dwóch wykładów. Pewien
biznesmen obawiał się, że jego syn odwróci się od świata materialnego,
gdy usłyszy wykład pandity wychwalającego wspaniałość wyrzeczenia.
Pandita uspokoił go, że jednodniowe zajęcia nie zmienią jego syna, jeśli
cała seria wykładów nie wpłynęła na jego ojca. Tylko wtedy wkładamy
wysiłek w duchowe oczyszczanie, kiedy czujemy potrzebę czystości
w życiu codziennym. W ten sposób Śankara nauczał młodych filozofii
wyrzeczenia i nieprzywiązania. Studenci powinni trzymać się Boga jako
jedynego prawdziwego przyjaciela i pomocnika. Jeśli wasza wiara jest
silna, Bóg osobiście stanie przed wami. Oto jedyna Prawda.
Obecnie wielu panditów naucza adwaity, ale niewielu ją praktykuje.
Adwaitę trzeba przeżywać, a nie tylko powtarzać słowa! Pamiętajcie:
„Sathyam, dźnanam, anantam, brahma”.
„Sathya Sai Speaks” tom 29
tłum. Anna Kołkowska prz y współpracy z Majką Quoos
24
Sai Ram – jesień 2002
Porzuæcie przywi¹zania
Dyskurs wygłoszony przez Bhagawana Sri Sathya Sai Babę 10 września 1996 r.
Tak jak jęz yk swobodnie porusza się w ustach, unikając uścisku zębów,
Tak człowiek powinien na swej drodze, unikać pułapek ż ycia.
Zapamiętajcie tę radę !
Śankara patrzył na życie człowieka jak na rolę aktora na scenie.
Odgrywa on swoją partię rodząc się, rozwijając i umierając.
Życie ludzkie jest jak kropla wody lśniąca na liściu lotosu.
Wypełnia je i żal i smutek.
Porzuć prz ywiązanie do tego ż ycia i zacznij oddawać cześć Gowindzie,
Niemądry człowieku.
Życie ludzkie jest jak dom pełen pokoi. A każdy z nich to inne pragnienie.
Pragnienia i rozczarowania wypełniają każdy dzień. Co chwilę pojawiają się
nowe wątpliwości. Niepewność staje się torturą. Strach podąża za człowiekiem wszędzie. Ludzie wpadają w labirynt problemów nie mogąc się od nich
uwolnić. Nawet przyjemności, które udaje się czerpać z życia połączone są
ze strachem. Co zrobić, by się go pozbyć? Gdy znikają przywiązania, znika
także strach. Jak osiągnąć ten stan? Poprzez zbliżenie się do Boga.
Śankara zalecał pokonywanie strachu właśnie przez porzucanie przywiązań (wairaagya) i wędrówkę w stronę atmy. Tylko poprzez oświecenie można
zrozumieć naturę strachu. Radość i smutek, zysk i strata, światło i ciemność to
przeciwności, które istnieją jedynie wtedy, gdy nie odczuwamy jedności. A przecież i one mają swoje korzenie w atmie. Bo wszystko pochodzi od atmy.
Oto kwiat o wielu płatkach. Możemy obserwować każdy z nich
osobno. Ale wszystkie płatki wyrosły z tego samego pąku. Pąk jest
siedzibą atmy, z której powstały płatki. My postrzegamy kwiat jako
całość. Lecz choć płatków jest wiele, pochodzą z jednego źródła.
Podobnie jest z falami powstającymi na oceanie. Choć jest ich wiele,
ich bazą jest ten sam ocean. Z fal powstaje piana morska. Ma ona te same
właściwości co fale i ocean, chociaż ma inną formę i nazwę. Ocean, fala
i piana to dowód na to, że istnieje: obserwacja bezpośrednia (prathyakśa),
dowód niebezpośredni (parokśa) i wniosek (anumaana). Oto logiczne
podstawy adwaity, zwane trupthi – trzy w jednym – zasada atmiczna.
25
Sai Ram – jesień 2002
Ciało funkcjonuje na bazie umysłu. Umysł ma oparcie w atmie, zaś
atma jest podstawą wszystkiego. Jest zatem podstawą ludzkości. Oto
doktryna niedwoistości.
Nieświadomy tej prawdy człowiek podąża za miliardami przemijających rzeczy, aż wreszcie dojdzie do zrozumienia prawa atmy.
Po wielu latach małżeństwa królowi Suddhodhanie urodził się syn
o imieniu Siddartha. Król postanowił trzymać go cały czas na terenie
pałacu, aby chłopiec nie poznał cierpienia jakie istniało na zewnątrz.
Pewnego dnia Suddhodhana przedstawił syna wykształconemu pandicie, który był jasnowidzem. Powiedział on królowi: „Suddhadhano, ten
chłopiec wyrzeknie się wszystkiego i osiągnie stan absolutnego nieprzywiązania (wairaagya). Więcej, stanie się największym nauczycielem mądrości”.
Słysząc to, Suddhadhana przeraził się. Aby temu zapobiec zabronił synowi wychodzić na zewnątrz pałacu. Gdy chłopiec skończył 18 lat, król ożenił
go i koronował na następcę tronu. Jednak po takiej ceremonii Siddartha
postanowił objechać królestwo. Władca nie powinien zamykać się w pałacu.
Chciał on poznać życie swych przyszłych poddanych. Król musiał się z tym
pogodzić. Jego syn był teraz żonaty i chyba nie myślał o ucieczce.
Siddartha wsiadł do powozu i ruszył na objazd stolicy. W pewnej chwili
dostrzegł starą kobietę, przygarbioną przez czas. Szła powoli brzegiem
drogi, podpierając się kijem. Młody książę spytał swego woźnicę: „Co to
za dziwna istota idzie drogą?” „Panie, kiedy człowiek starzeje się, traci siły,
a jego plecy przygarbiają się. Oto stara kobieta”.
Książę zapytał: „Czy tak dzieje się z każdym?”
„To nieuniknione. Takie jest prawo natury” – odpowiedział woźnica.
Powóz jechał dalej. Pod drzewem siedział chory człowiek. Kaszlał
i jęczał. Książę spytał o powód takiego zachowania. Woźnica wyjaśnił:
„Ciało ludzkie poddaje się różnym chorobom. Ten człowiek jest ciężko
chory. Nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie choroba”.
Książę zapamiętał to.
Jechali dalej. Napotkali cztery osoby niosące zmarłego. Książę chciał
wiedzieć co niosą ci ludzie. Usłyszał w odpowiedzi: „To zwłoki”.
„Co to są zwłoki?” – spytał książę.
„Zwłoki to ciało bez życia”.
„A co z naszymi ciałami?”
26
Sai Ram – jesień 2002
„W nas jest życie”.
„Czy każdy musi umrzeć?” – książę zadał kolejne pytanie.
„Tak. Śmierci nie można uniknąć. Przychodzi wcześniej czy później”.
Gdy książę to usłyszał, kazał zawrócić do pałacu.
Tego wieczora nic nie zjadł. Położył się, ale nie mógł zasnąć. Patrzył
wnikliwie na śpiącą obok żonę Jaśodarę i ich małego synka. Wtedy przez
umysł przemknęły mu takie myśli:
„Wszystko jest cierpieniem. Wszystko wypełnia strach. Wszystko przemija”. W końcu stwierdził: „Wszystko jest pustką”. Po czym opuścił pałac.
To było prawdziwe wyrzeczenie! Widzimy wielu chorych, starych,
widzimy martwe ciała. Jak wielu z nas decyduje się na wyrzeczenie? Tylko
Siddartha to zrozumiał. Aby jednak osiągnąć taką kontrolę na zmysłami
i porzucić przywiązania, potrzebna jest boża łaska.
Innym razem młody książę polował w lesie. Gdy poczuł zmęczenie
i głód, udał się do pobliskiego aśramu, by odpocząć i napić się wody. Mędrzec z pustelni zapytał go kim jest i co sprowadza go do aśramu. Książę
rzekł: „Nazywam się Dżitendiya. Jestem z królestwa Dżitendiya i chcę napić
się wody”.
Mędrzec dał mu pić i poprosił, by usiadł przy nim. Chciał się przekonać, czy przybysz w istocie był tym, za kogo się podawał. Dżitendiya
oznacza bowiem kogoś, kto w pełni panuje nad swymi zmysłami.
Mędrzec poprosił go o zdjęcie królewskiego ubioru i założenie skromnej szaty ascety. Sam zaś posypał strój czerwonym proszkiem i zaniósł do
pałacu. Przy bramie strażnik powitał go z szacunkiem i zapytał o powód
wizyty. Mędrzec odparł, że książę zginął w lesie rozszarpany przez dzikie
zwierzę, a on przynosi jego ubranie. Poprosił, aby doniósł o tym królowi.
Na to strażnik uśmiechnął się i spytał: „Po co przyniosłeś to ubranie? Nikt
nie uniknie śmierci. Kto się urodził, musi umrzeć. Narodziny i śmierć idą
w parze”.
(Swami dał tu przykład stemplowania daty na wagonach kolejowych,
aby wiedzieć, kiedy mają powrócić do warsztatu w celu odrestaurowania.
Każdy z nas nosi w sobie taką datę, ale jest ona niewidoczna).
Strażnik wpuścił mędrca, aby ten osobiście udał się do króla. Asceta
opowiedział królowi swoją historyjkę i zaczął płakać. A gdy on płakał, król
zaśmiał się i powiedział: „Nosisz szatę w kolorze ochry, ale twoje słowa
27
Sai Ram – jesień 2002
nie pasują do sannjasina. Czemu płaczesz? Nie ma powodu do smutku.
Stado ptaków powraca na noc na drzewo. Rankiem odlatuje. Co łączy te
ptaki? Podobnie na drzewie mojej rodziny, moja żona i dzieci są jak ptaki.
Przez chwilę są razem, a potem odlatują. Nikt nie wie kiedy i dokąd odlecą.
Nie należy rozpaczać nad ich odejściem. Takie jest prawo natury”.
Mędrzec uznał, że król jest bez serca. Udał się więc do królowej,
licząc , że ona zasmuci się losem syna. Zwrócił się więc do niej: „Matko!
Twój syn nie żyje. Oto jego ubranie”.
Ale królowa również roześmiała się: „Oh, saddhu. Sam wyrzekłeś
się wszystkiego. Jak możesz angażować się w coś tak przemijającego?
Życie jest jak zajazd, w którym zatrzymują się wędrowcy. Przebywają
tam przez chwilę i odchodzą. A każdy robi to w swoim czasie. Nie ma
powodu do rozpaczy gdy, ktoś opuszcza ten świat”.
Wtedy mędrzec udał się do żony księcia, aby przekonać się, czy ona
zachowa się inaczej. Kiedy powiedział jej o śmierci męża, rzekła: „Kiedy
pada deszcz, liście spadają z drzew. W oceanie życia jestem tylko drobiną. Książę był nią również. Połączyliśmy się, a teraz rozdzieli. Wcale
mnie to nie dziwi i nie będę rozpaczać. To przywiązanie i zaborczość
są przyczynami smutku, a nie same wydarzenia. One po prostu muszą
zaistnieć. Czy to powód do zmartwienia?”
Mędrzec zrozumiał, że książę i jego państwo słusznie nosili imię Dżitendiya. Chciał jednak jeszcze sprawdzić samego księcia. Powrócił do aśramu
i zawołał: „Książę! Wróg napadł na twoje królestwo, a twoi rodzice zostali
pojmani. Musisz natychmiast ruszyć im z odsieczą. Szykuj się do wojny”.
Ale książę odrzekł: „Wszystko to stało się zgodnie z wolą Boga. Kiedy
się rodziłem, nie przyniosłem ze sobą królestwa. Czy mogę je więc zabrać
w chwili śmierci? Po co mam wszczynać wojnę, aby je odzyskać? To nie
jest moje królestwo. Moim królestwem jest atma. Chcę ją osiągnąć. To jest
Królestwo Niebios. Tylko tam jestem bezpieczny. Nie interesuje mnie wojna.
Królestwo niebiańskie można osiągnąć jedynie miłością. Tylko ono mnie
interesuje”.
Wtedy sannjasin upadł przed księciem i zawołał: „Nosimy szaty będące symbolem naszego wyrzeczenia, ale nie mamy go w sobie. Wielu tych,
którzy nie są sannjasinami, prowadzi życie pozbawione przywiązania”.
(Swami opowiedział jeszcze jedną historię, aby podkreślić, że nieza28
Sai Ram – jesień 2002
leżnie od tego jaką dostaliśmy na to życie rolę, musimy być wytrwali).
Na dwór królewski przybył aktor. Przebrany za Śankarę wspaniale
wyłożył zasady nierzeczywistości ludzkich związków i nietrwałości materialnych pragnień. Aktor tak dobrze przedstawił doktrynę adwaity, że król
polecił dać aktorowi tacę pełną złotych monet. Ale ów Śankara odmówił
przyjęcia daru, twierdząc, że nie ma on dla niego żadnej wartości.
Na drugi dzień ten sam aktor wystąpił w roli tancerza i dał piękne
przedstawienie. Król znów był zachwycony i polecił nagrodzić aktora
tacą pełną złotych monet. Tym razem aktor odmówił, tłumacząc, że
jest to zbyt mała nagroda za jego występ.
Minister, który przekazywał mu dar, zauważył, że to ten sam aktor,
który poprzedniego dnia był Śankarą. Spytał więc, czemu wczoraj odmówił przyjęcia pieniędzy, a dziś żąda więcej.
Aktor wyjaśnił mu, że poprzedniego dnia grał sannjasina, który
wyrzekł się wszystkiego. Nie mógł więc przyjąć zapłaty. Ale jako tancerz mógł zażądać więcej, ponieważ normalnym jest, że tancerze żyją
z tego co zarobią tańcem.
Śankara nawoływal ludzkość do zrozumienia, iż będąc ludźmi winni
szanować i praktykować ludzkie wartości. Inaczej nie wypełniają swej
prawdziwej roli życia. Śankara wędrował po całym kraju namawiając,
aby ludzie prowadzili duchowe życie i odrzucali wartości zwierzęce.
Jego uczniowie chłonęli esencję tych nauk i stali się godnymi by nauczać
o adwaicie. Naukę tę mógł poznać cały Bharat.
Jednak na przestrzeni czasu straciła ona swoją siłę. Studenci, nie
chodzi mi o to, abyście wszyscy stali się sannjasinami i wyrzekli się
wszystkiego. Chcę tylko, byście wykonywali należycie swe obowiązki
i umacniali wiarę w Boga. Byście zrozumieli, że podstawą wszystkiego
jest jedna rzeczywistość. Kiedy to pojmiecie, nieprzywiązanie pojawi
się samoistnie. Do nieprzywiązania nie można zmusić. Lecz gdy rośnie
miłość do Boga, obojętność wobec świata materialnego przychodzi
w sposób naturalny.
(Bhagawan zakończ ył dyskurs bhdżanem „Bhadźa Gowindam! Bhadźa Gowindam!”)
„Sathya Sai Speaks” tom 29
tłum. Anna Kołkowska prz y współpracy z Majką Quoos
29
Sai Ram – jesień 2002
Relacja
X Ogólnopolski Zjazd Wielbicieli Sai
W dniach 30.05-02.06.2002 r. odbył się w Sobieszewie X Ogólnopolski Zjazd Wielbicieli Sai. Miłą niespodzianką dla strudzonych
podróżą uczestników Zjazdu była piękna okolica i sprzyjająca spacerom pogoda. Tak się jednak złożyło, że chyba mało kto spacerował
wzdłuż plaży, a jeśli już to tylko w przerwach.
Nasz czas wypełniały przede wszystkim wykłady i opowieści gościa Zjazdu – Dato Jaga Jagadeesana (których nieustannie chcieliśmy
więcej i więcej). Część wykładów prezentujemy na dalszych stronach.
Chcąc uniknąć prób opisywania atmosfery panującej w czasie wystąpień gościa, jak również streszczenia ich tematyki(w planach Stowarzyszenia jest bowiem wydanie kaset video) pozwolimy sobie tylko
na refleksję, że mimo tego, iż tematyka poruszana przez Jagadeesana
była wszystkim bardzo dobrze znana, to jednak wnioski okazały
się odkrywcze i inspirujące. Charyzma, miłość i poczucie humoru
pozwoliły mu, by tematy niezbyt często podejmowane, spotkały się
z pełną akceptacją. Umożliwiły bowiem lepsze zrozumienie misji
Sai i Jego nauk. Pokazały w jaki sposób wdrażać je w życie. Tekst
niniejszy nie jest typową relacją, lecz próbą odnotowania pewnych
wydarzeń. Dlatego też tylko wspominamy o cennych wykładach
Rysia Basaka i Marka Oziewicza, prezentacji artystycznych dokonań
ośrodka łódzkiego i gdańskiego, także panelach tematycznych w
postaci warsztatów grupowych.
Wyrazy szczerego uznania należą się organizatorom Zjazdu
i służbom porządkowym, dzięki którym cała impreza przebiegała
bardzo sprawnie.
Redakcja
30
Sai Ram – jesień 2002
Wykład
Czego oczekujemy od Boga,
czego Bóg oczekuje od nas?
Dzisiejsze spotkanie ma być poświęcone naszym oczekiwaniom
względem Boga i oczekiwaniom Boga względem nas. Będziemy mówić
o tym, czego my jako wielbiciele oczekujemy od Boga, a czego Bóg wymaga od nas, swoich wielbicieli. Każdy z nas ma coś czego chce od Boga.
Inaczej by nas tutaj nie było. „Ej, Boże ja mam takie i takie pragnienia
i lepiej mi je spełnij”. Ale zapominamy, że Bóg mówi to samo do nas:
„Ej, ty, Ja chciałbym od ciebie to i to”. I zapominamy czego On od nas
chce. Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie czego Bóg od nas oczekuje.
Czy oczekuje od nas wielkich i bardzo udekorowanych ołtarzy? Czy potrzebuje od nas girland kwiatów? Czy chce tysięcy świec? W takim razie
czego On od nas chce? Miłości.
A co dzisiaj dzieje się na świecie? Ludzie chodzą do świątyń,
do meczetów, do centrów Sai. I każdy deklaruje „Och, Baba jak ja Cię
kocham, ale nienawidzę tamtego człowieka”. To jest główny problem
dzisiejszego świata. Wiecie, co jest śmieszne? To, że w wielu ośrodkach
na świecie, ludzie po włączeniu się w działanie tych ośrodków, walczą
z innymi bardziej niż wtedy, gdy do nich nie należeli. Ludzie walczą
bardziej, gdy włączają się w pracę tego, co powinno być ośrodkami
miłości. Przed włączeniem się w pracę ośrodka z nikim nie walczymy,
no ewentualnie mąż z żoną czy żona z mężem. Ale po wstąpieniu do
niego mamy tylu wrogów. Co za dziwna rzecz. „Och, Baba, jak ja Cię
kocham, ale tego tutaj nie lubię i zamierzam go pognębić”. Jaki sens mają
takie deklaracje? No, oczywiście nie mówię o Polsce. Jestem tu tylko
przejazdem, jestem gościem. Nie wiem nic o Polsce i nie chcę żadnej
przemocy, która byłaby skierowana przeciwko mnie. Cokolwiek mówię
nie dotyczy to Polski.
I will fly in the sky just for you
I will dance in the wind just for you
I will reach for the stars
I will be such a Star
A bright shining star just for you
To dla Ciebie gwiazd sięgnąć chcę
Chcę dla Ciebie do nieba się wznieść
Mogę sięgnąć gwiazd
Mogę jedną z nich się stać
To dla Ciebie zmienić się chcę
31
Sai Ram – jesień 2002
Sai Ram Ram Ram Sai Ram
Sai Ram Ram Ram Sai Ram
Sai Ram Ram Ram Sai Ram
A bright shining star just for you
You have said oh my Lord, „be a star”
I will shine my light near and far
I will love, I will serve
Be a guiding light of love
A bright shining star just for you
Sai Ram Ram Ram Sai Ram
Sai Ram Ram Ram Sai Ram
Sai Ram Ram Ram Sai Ram
Dla Ciebie zmienić się chcę
Mówisz mi, mogę być jedną z gwiazd
Przecież wiem, światła dość w sobie mam
Mogę lśnić, mogę trwać
Pomoc, miłość innym dać
Dla Ciebie zmienić się chcę
Drodzy Bracia i Siostry,
Tak jak w tej piosence powinniśmy również czuć w naszych sercach.
Swami, pozwól mi być tą gwiazdą na niebie. Chcę być źródłem miłości
i światła. W moim życiu mogą pojawiać się smutki, ale moje światło będzie świeciło nieumniejszone; przyjdzie szczęście w moim życiu, ale moje
światło będzie świeciło nieumniejszone. Pozwól mi zawsze być światłem
miłości. Ale co dzieje się dzisiaj? Ludzie dzielą się miłością jak skąpcy.
Tobie trochę dam, tobie trochę dam, ale tobie nie dam. Swami powiedział kiedyś: „Ja wiem, co wy wielbiciele wyczyniacie. Niektórych lubicie
i mówicie słodko SAI RAAM. A innych nie lubicie i mówicie oschle Sai
Ram”. Oczywiście nie w Polsce, tylko gdzieś na świecie.
Od czasu gdy Swami osiągnął czternasty rok życia głosi swoje nauki.
Wyobraźcie sobie czternastolatka gdzieś w dalekiej wiosce w Indiach. Nie ma
samochodów, nie ma elektryczności, nie ma wody bieżącej, telewizji. Bardzo
odległa zapomniana wioska. Czternastoletni chłopak przychodzi do matki
i mówi: „Matko, moje dzieci mnie wzywają, muszę Cię opuścić”. W dzisiejszym świecie jeśli czternastolatek powiedziałby takie słowa matce, to na pewno
miałby coś innego na myśli. Takie są teraz problemy. Ale w Puttaparthi, gdy
Baba oznajmił swojej matce, że wzywają go Jego dzieci i musi ją opuścić,
matka zapytała: „A kim są Twoje dzieci?” A Baba odpowiedział, że są nimi
wszyscy ludzie na świecie. Wyobraźcie sobie taką sytuację w Polsce. Jaka byłaby
reakcja ojca? Zadzwoniłby od razu do psychiatry i powiedział, żeby zrobił coś
z jego dzieckiem. Może dać mu jakiś zastrzyk, a może wsadził go do jakiejś
sali specjalnego nadzoru. Na szczęście w tamtym czasie nie było psychiatrów
w Puttaparthi. Byli oczywiście jacyś znachorzy, którzy torturowali Sai Babę.
Ogolili go, przecinali mu skórę na głowie, na przecięcia sypali proszek chili,
myśląc, że opanował go demon. Chcieli poprzez cierpienie ciała wygonić
32
Sai Ram – jesień 2002
demona. Baba nie reagował. Potem, gdy Go zapytano, dlaczego pozwolił
na tortury, powiedział, że chciał pokazać światu, iż ciało jest niczym. Atma,
duch jest wszystkim. Wyobraźcie sobie, czternastolatek. Od tego czasu orędzie Swamiego zaczęło się rozprzestrzeniać. Kiedy miał dwadzieścia jeden lat
Baba napisał list do swego starszego brata, który bardzo się o Niego martwił.
W tamtych czasach Sai Baba miał może 10-15, może 20 wielbicieli. Niewielka
grupka. Baba powiedział do nich: „Przychodźcie teraz i korzystajcie ze swojej
szansy, przychodźcie teraz i doświadczajcie Mnie, bo nadejdzie czas, kiedy
będą się gromadziły takie tłumy wielbicieli, że niebo będzie musiało być sklepieniem, a ziemia salą spotkań. Tłumy moich wielbicieli będą tak ogromne, że
nie będzie ich można objąć wzrokiem”. Gdy powiedział to swoim dwudziestu
wielbicielom, to oni przytaknęli, ale nie sądzę by któryś z nich w to uwierzył.
Kochani, na siedemdziesiąte urodziny Sai Baby miałem okazję przemawiać
do wielbicieli zgromadzonych na stadionie w Prasanthi Nilayam. Patrząc na
to morze głów przypomniało mi się to stwierdzenie, które Swami poczynił
mając dwadzieścia jeden lat. Świat nie widział dotąd takiego fenomenu, jaki
dzieje się w postaci Sai Baby. Żadni inni boscy posłańcy w czasie swojego
życia nie rozprzestrzeniali na taką skalę swojej energii miłości. Zobaczcie co
się dzieje, co robi Swami nawet nie wyjeżdżając z Indii. Co prawda widywano
Go wszędzie, w Malezji, w Stanach Zjednoczonych, w Afryce. Pisałem na
ten temat książki, ponieważ próbowałem pokazać skalę fenomenu Sai Baby.
Zbierałem takie historie. Mamy wielką ilość cudów, których On dokonuje.
Jesteśmy świadkami niewyobrażalnych rzeczy. Nie mówię tutaj o materializacji
wibuthi, ponieważ Baba powiedział, że materializacji może dokonać każdy.
Można nauczyć się panowania nad mocami sidhi i wtedy można takie rzeczy
robić. W swoim życiu osobiście spotkałem się z pięcioma innymi ludźmi,
którzy potrafią zmaterializować wibuthi. Niektórzy z nich nawet nie byli
wielbicielami Sai Baby, więc z perspektywy duchowej materializacja jest czymś
normalnym. Na przykład ten pierścionek, który noszę na łańcuszku został
zmaterializowany przez wielbiciela Sai Baby w Afryce. Co jest więc takiego
specjalnego w fenomenie Sai? Materializacje świętego popiołu wibuthi na
całym świecie. Widziałem w wielu miejscach wibuthi sypiące się z obrazów.
Taka właśnie materializacja cudu sprawiła, że stałem się wielbicielem. Wibuthi
pojawiło się na obrazie. Widziałem również kumkum w dziewięciu kolorach
pojawiający się na obrazach. Widziałem wodę wylewającą się z obrazów.
Widziałem miód cieknący z posążków. Widziałem naprawdę wiele takich
33
Sai Ram – jesień 2002
cudów. (Jaga pokazał film prezentujący boskie cuda Baby.)
Kochani wielbiciele!
Czy powinniśmy dziwić się, że Swami czyni takie cuda? Nie. Powinniśmy
dziwić się, jeśli On by tego nie robił. Bo wszyscy mówimy o nim przecież –
człowiek cudów. Jest awatarem. Musi być w stanie robić takie rzeczy. Krishna,
Rama, Budda – wszyscy oni czynili cuda. Dlaczego więc Sai Baba miałby
ich nie robić? Początkowo cuda Sai Baby bardzo mnie przyciągały, ale teraz
mnie to nie dziwi. On jest awatarem, cuda są Jego naturą. My jesteśmy Jego
cudami. I od tego zaczyna się misja awatara. Dlatego kieruję moje orędzie do
was wszystkich, do całej rodziny Sai w Polsce. Nie mówmy już o Babie jako
o człowieku cudów. Sami stańmy się Jego cudami. Nie mówmy już o wibhuti,
które pojawia się na zdjęciach i ilustracjach. Wiecie jakie jest znaczenie wibhuti?
W Bhagawadgicie wibhuti znaczy „chwała Boga”. My musimy tworzyć wibhuti
w społeczeństwie. My musimy przejawiać boskie cuda w społeczeństwie.
Tylko wtedy będziemy mogli uzasadnić naszą wiarę w to, że Sai Baba jest
awatarem. Ruch Sai na całym świecie rozwija się w szybkim tempie. Miliony
ludzi twierdzą, że Swami jest awatarem. No i co z tego? Jeżdżę po świecie,
spotykam się z ludźmi, którzy wykonują wielką służbę społeczną. Na czym
polega ich działalność? Na przykład rozdają biednym kanapki, robią darmową zupę, garkuchnię, odwiedzają domy starców. To jest dobre, ale są tysiące
innych osób i organizacji, które to robią. Tysiące osób, które nigdy nie słyszały
o Sai Babie. Tysiące chrześcijan czy buddystów. Wszyscy oni rozdają kanapki,
odwiedzają domy starców. Więc co wspaniałego jest w tym, że my to wszystko
robimy? Chyba jest coś nie w porządku z nami, że awatar sam musi zstąpić
z nieba po to, byśmy komuś dali kanapkę. Zadajcie sobie pytanie: „Jaka jest
misja Sai Baby?” Przywrócenie rządów dharmy. Największym wyzwaniem
z jakim musi się teraz skonfrontować ruch Sai na świecie nie jest rozdawanie
kanapek, wizyty w domach starców itp. To są początki, to jest dopiero próba
przed przedstawieniem.
Skoro awatar narodził się na ziemi, skoro wy wszyscy to sobie uświadamiacie, to jaki wpływ wy, wielbiciele Sai, wywieracie na swój kraj? Jeżeli
naprawdę wierzymy, że jest On awatarem tego wieku, to ruch Sai powinien
stać się potężną siłą kształtującą naród. Z tego, że wielbiciele Sai istnieją całe
społeczeństwo powinno czerpać korzyści. Tysiące ludzi, liderzy polityczni,
liderzy grup religijnych nie muszą być wielbicielami Sai Baby, ale powinni
chcieć pojechać do Niego i podziękować za to, co zrobili w tym kraju Jego
34
Sai Ram – jesień 2002
wielbiciele. To jest prawdziwe wyzwanie.
Kochani wielbiciele!
Popatrzcie na działalność Swamiego w Indiach. Darmowy, specjalistyczny szpital, darmowe uniwersytety, realizacja projektu wodnego, to było
coś czego nikt, nawet rząd nie był w stanie zrobić. Sai staje się rzeczywiście
potężną, kreatywną siłą w budowaniu dobrobytu całego społeczeństwa,
całego narodu. Ale na czym polega najważniejsza rzecz, którą On robi?
Zmienia ludzi. Sprawia, że ludzie, którzy byli samolubni, którzy zajmowali się
tylko sobą, swoimi rodzinami i przyjaciółmi uświadamiają sobie, że powinni
stać się użytecznym narzędziem w Jego misji. W miarę jak ruch Sai będzie
się rozrastał, będziemy musieli być w stanie odpowiedzieć na te pytania.
Załóżmy, że wszyscy wychodzicie i robicie jakąś sewę, 50 osób idzie podjąć
bezinteresowne działanie w jakimś miejscu. Przybywa lokalny urzędnik
gminny i pyta was: „Kim jest ten Sai Baba?” A wielbiciele odpowiadają:
„Jest Bogiem”. Wyobraźcie sobie taką scenę. Olbrzymia grupa ochotników
pracuje w szpitalu w czasie Bożego Narodzenia. Przychodzi dyrektor i pyta
jednego z wielbicieli: „Kim jest Sai Baba?” Ten odpowiada: „Jest Bogiem,
jest awatarem, który chodzi po ziemi. Mieszka w Indiach”. Jak myślicie, jaka
byłaby reakcja dyrektora szpitala? Powiedziałby: „Proszę opuścić salę, proszę
iść do domu. To jacyś wariaci”.
Kochani, ruch Sai powinien was przygotować do tego, jak mądrze
i inteligentnie odpowiadać na pytania, które z pewnością pojawią się
w miarę tego, jak misja Sai będzie się dalej rozwijała. Od czasu, gdy
Swami miał czternaście lat aż do dzisiaj, przekazał nam niezliczoną ilość
nauk, książek, dyskursów. To jest po prostu oce­an nauk. Ale ja nie muszę wypić całego oceanu, aby wiedzieć, jaki smak ma woda. Wystarczy
mi kilka kropel wody morskiej na języku, by poznać jej smak. Spróbuję
wam przekazać kilka takich kropelek.
Pierwsza kropla: Jest tylko jeden Bóg dla wszystkich ludzi. Nazywa
się Go różnymi imionami, ale jest to ten sam Bóg. Ludzie niestety dzisiaj
żyją w wielkiej ignorancji. I co robią? Na przykład ktoś w Polsce powiedział: „Och, polskie słońce jest takie piękne”. Ktoś w Rosji zaś: „Nie ma
to jak rosyjskie słońce”. Francuz zaś stwierdzi: „Francuskie słońce jest
najpiękniejsze. Polskie słońce nie jest najlepsze”. Człowiek w swoim kraju,
chwaląc swoje własne słońce, potępia słońce innych. Ale gdyby Francuz
przyleciał do Polski to przekonałby się, że polskie słońce jest takie samo
35
Sai Ram – jesień 2002
jak francuskie. Wszystkie imiona wskazują na tego samego Boga.
Druga kropla: Podążaj za własną religią. Nie musisz jej zmieniać,
możesz trwać w swojej własnej. Dlaczego? Bo Swami twierdzi, że wszystkie religie pochodzą od tego samego Boga. Żadna religia nie zaleca nam
czynienia zła, lecz zaleca: bądź dobry, dostrzegaj dobro, czyń dobro itd.
Każda religia mówi: szanuj swego ojca i matkę. Przeanalizujmy ten przykład z ojcem i matką. W chrześcijaństwie jest Dziesięć Przykazań. Jedno
z nich mówi: szanuj ojca swego i matkę swoją. W hinduizmie ojciec jest
Bogiem, matka jest Bogiem. Jeżeli nie jesteś w stanie czcić i kochać Boga,
którego widzisz w postaciach swej matki i ojca, jak możesz być w stanie
czcić i kochać Boga, którego w ogóle nie widzisz. Baba powiedział ostatnio: „Nie musicie Mi oddawać czci, oddawajcie cześć swoim matkom. To
jest tak jakbyście czcili mnie”. Bardzo mocne wezwanie. Mówi również:
„Jestem tutaj, aby hinduista był lepszym hinduistą, aby chrześcijanin
był lepszym chrześcijaninem, buddysta lepszym buddystą. To jest moja
misja”. Baba nie przyszedł aby zhinduizować świat, ale po to, aby świat
uduchowić. Wielu ludzi na świecie myli niestety te dwie rzeczy. Myślą, że
jeżeli Baba urodził się w Indiach, to teraz powinniśmy przyjąć hinduskie
tradycje. Jeżeli to robicie, to uważam, że ograniczacie Boga, który przejawia
się w postaci Sai Baby. Obniżacie poziom tych lotów. To jest dokładnie
to samo, co stwierdzenie, że indyjskie słońce jest lepsze od polskiego.
To nie jest prawdziwe. Spotykając się z wielbicielami hinduskimi na całym
świecie, powtarzam im: Wyobraźcie sobie, że Swami urodziłby się w Chinach, nie jeździlibyśmy do Puttaparthi, jeździlibyśmy do Chantung. Nie
śpiewalibyśmy bhadżanów po hindusku, tylko po chińsku. Och, chiński
to jest ten język, który Bóg rozumie najlepiej. To jest nieprawdą. Każdy
język jest Jego. Jaki jest cel tego, że my śpiewamy bhadżany? Dla kogo je
śpiewamy? Myślicie, że śpiewamy dla Niego. On jest źródłem wszystkiego. Śpiewamy dla siebie. Weźcie za przykład Polskę. Jeżeli zależy nam na
tym, aby śpiewanie pieśni wychwalających Boga było praktyką w całym
kraju, w całej Polsce, czy możemy to zrobić, posługując się bhadżanami
śpiewanymi po hindusku. Musi być to śpiew w języku, który rozumiecie.
Osoby nowe, które śpiewają, muszą nie tylko rozumieć muzykę, muszą
wiedzieć dokładnie co śpiewają. Bowiem za każdym razem, kiedy śpiewamy pieśni, mówimy Bogu jakieś słowa. Jaka jest idea śpiewania, jeżeli nie
wiemy co Bogu mówimy. Śpiewajcie w swoim języku. Języki hinduskie
36
Sai Ram – jesień 2002
nie są językami Boga.
Trzecia kropla: Szanuj wszystkie inne religie. W języku angielskim jest taki termin: tolerancja religijna. Wielbiciele Sai nie powinni wierzyć w tolerancję
religijną. Tolerancja oznacza, że toleruję kogoś, ale nie lubię i nie akceptuję go,
ale będę go tolerować. Niech reszta świata toleruje inne religie. Wielbiciele Sai
powinni szanować inne religie, ponieważ wiemy, że Bóg Ojciec wychwalany
w każdej z tych religii jest ten sam. Widzicie jaka jest różnica między tolerancją a szacunkiem. Co trzeba zrobić, aby kochać, akceptować inną religię?
Oczywiście nie ma sensu robienia z siebie pół-muzułmanina, pół-Hindusa.
Baba powiedział: Szanuj wszystkie inne religie. Zastanawiałem się, czy jeżeli
w pieśniach wymawiam imię Jezusa, Allaha, to oznacza, że szanuję tamte
religie. Nie. Mogę tylko wtedy szanować religię, jeśli ją rozumiem. Ważną
praktyką jest czytanie świętych pism. Przeczytałem Biblię, Koran, pisma
buddyjskie, czytałem pisma judaistyczne, wszystkie główne pisma wielkich
religii. I uświadomiłem sobie, że każda z tych religii jest piękna. Piękne perły
są zawarte w każdej z tych religii. Kiedy to sobie uświadomiłem, napisałem
książkę „Jedność religii”. Jest to porównawcze studium jedenastu religii
świata, pokazujące podobieństwa między nimi.
Czwarta kropla: Bezinteresowna służba potrzebującym. Co znaczy bezinteresowna? To znaczy służba bez żadnej reklamy, bez żadnego rozgłosu.
Nikt o tym nie wie, nie ma podziękowań, nagród. Po prostu służysz. Tak
jak matka służy swojemu dziecku. Albo brat bratu. Służy, ponieważ taki
jest jego obowiązek, służy z miłością. Załóżmy, że wasz brat lub siostra jest
w szpitalu. Pojechalibyście go odwiedzić. Ale jeżeli nikt z waszej rodziny
nie leży w szpitalu, czy jeździcie do szpitala? A potem przychodzimy na
spotkanie i mówimy o braterstwie ludzkości. Niezła hipokryzja. Mówimy:
Kochaj wszystkich, wszystkim służ. Tak mówimy, ale mamy na myśli:
Kochaj niektórych, niektórym służ. Ale tak naprawdę myślimy: Kochaj
niektórych, ale nikomu nie służ. Nie musisz. Przypomnijcie sobie hasło
Swamiego: Zawsze pomagaj, nigdy nie krzywdź. Krzywdzicie kogoś?
Zawsze pomagaj, nigdy nie krzywdź. Sam Bóg musi zejść na ziemię, aby
nam to powiedzieć. Dlaczego? Dlatego, że ludzie na świecie zamiast głosić:
Zawsze pomagaj, nigdy nie krzywdź głoszą hasło: Nigdy nie pomagaj, ale
zawsze krzywdź. I tak się dzieje. Komu pomagamy? Zawsze krzywdzimy.
Ilu z was służy potrzebującym? Odpowiedzcie sobie cicho, odpowiedzcie
Jemu, odpowiedzcie Bogu w sercach. Braterstwo ludzkości, a co właściwie
37
Sai Ram – jesień 2002
robimy? Jak mam brata w szpitalu pojadę, jak nie mam – nie interesuje
mnie to.
Piąta kropla: Żyj według wartości. Zasada jest taka, by najpierw realizować te wartości w życiu, a potem je głosić. Te wartości to: prawda,
prawość, pokój, miłość, niekrzywdzenie. Wszyscy pięknie wymieniają te
wartości, a ilu według nich postępuje. Jeżeli wszyscy postępowalibyście
według tych wartości, nikogo nie byłoby na tej sali. Wszyscy dostąpilibyście wyzwolenia.
Kochani, to jest pięć kropli wody oceanu Swamiego. Wszystko co
mówi Baba oparte jest na tych pięciu punktach. Swami przedstawia to
w różny sposób, ale zawsze po to, byśmy zrozumieli.
Wyobraźcie sobie czasy, kiedy Jezus był na ziemi i miał jedenastu uczniów.
Bardzo często chrześcijanie mają takie myśli: „Och, jakby to było wspaniale,
gdybym żył w czasach Jezusa. Tak, żebym mógł Go zobaczyć i porozmawiać
z nim”. Podobnie wielu ludzi mówi: „Jak szczęśliwe były te pasterki, które
mogły spotkać Krisznę. Och, jakże chciałbym żyć w czasach Kriszny”. „Och,
jakże chciałbym żyć w czasach Ramy” – twierdzą natomiast wielbiciele Ramy.
Wiecie co? Za sto lat od teraz ludzie będą mówili: „Jakże szczęśliwi byli ci,
którzy żyli teraz. Och, jakże byśmy chcieli żyć w czasie, kiedy awatar był na
ziemi”. Teraz pojawia się pytanie. Co my z tym robimy? Bóg jest na ziemi.
Czy jesteśmy częścią Jego misji? To są poważne pytania. Chciałbym rzucić
wam wyzwanie. Czy będziecie utrzymywać dalej, że Baba jest człowiekiem
cudów, będziecie głosić, że Swami materializuje wibhuti, czy uznacie, że
sami jesteście cudami Baby i sami chcecie robić wibhuti w społeczeństwie,
chcecie współtworzyć boską chwałę? Ruch Sai powinien stać się potężną,
twórczą siłą w tym narodzie. Czy macie odwagę iść w tym kierunku, czy
chcecie zostać małą zamkniętą grupką śpiewającą bhadżany? Nawet polskie
bhadżany. Czy chcecie się spotykać i coś tam sobie śpiewać po polsku? Czy
też macie odwagę stać się potężną siłą dobra w tym kraju? To jest pytanie,
które powinniście sobie zadać. Baba nie zrobi tego za was. Baba powiedział
mi kiedyś, że rozmawiał z wielbicielami spoza Indii w świątyni Prasanthi
Nilayam. To było w środku, w mandirze. „Ta dłoń może zmienić skałę
w diament, ta moja dłoń może zmienić ziemię w niebo, a niebo w ziemię, ale
nawet ta dłoń nie może zwrócić waszych serc ku Bogu”. Co za niesamowite
orędzie. Awatar, który zstąpił na ziemię, aby prowadzić nas do Boga, mówi
nam, że Jego dłoń, która może zmienić niebo w ziemię jest bezsilna wobec
38
Sai Ram – jesień 2002
naszych serc. Do kogo to mówił? Nie mówił do Hindusów na zewnątrz.
Mówił do tych, którzy ponieśli ogromne koszty, aby przyjechać do Prasanthi.
Swami twierdzi, że serca tych ludzi nie są zwrócone ku Bogu. Co to znaczy?
To znaczy, że przemieszczenie swojego ciała z Polski czy z Malezji do Indii
wcale nie jest jednoznaczne z nakierowaniem serca ku Bogu. Ani też przejście
ze swojego domu do ośrodka Sai i uczestniczenie w spotkaniu, wcale nie jest
równoznaczne ze zwróceniem serca ku Bogu. Co Baba próbuje przekazać
nam w ten sposób. Kiedy usłyszałem to orędzie, wyobraziłem sobie Sai jako
matkę, która płacze, rozmawiając ze swymi dziećmi: „Dzieci ja was kocham.
Wielokrotnie to wam powtarzam, ale wy nie chcecie mnie słuchać. Ja nie
chcę was bić, bardzo was kocham, więc mogę tylko prosić abyście słuchali”.
Ale czy wy słuchacie? Słuchacie tylko uszami, ale nie wcielacie tego w życie.
Dlatego też pewnego razu w Prasanthi Nilayam podczas Nawaratri Baba nie
mówił. Trwało to ponad miesiąc. Żadnych dyskursów. Baba nie rozmawiał
z wielbicielami, nie zapraszał na interview. Po prostu milczał. Powszechny
szok. Co się stało z Babą, dlaczego on do nas nie mówi? Cały miesiąc milczał,
a potem w końcu po miesiącu milczenia powiedział: „Po co mam do was
mówić, powiedziałem już wszystko, co trzeba było powiedzieć. Nie mogę
nic innego dodać. Ale wy mnie nie słuchacie, wy tego nie realizujecie. Moje
słowa nie mają dla was słodyczy”. Postanowiłem wtedy w ramach mojej osobistej ścieżki duchowej, że to stwierdzenie Baby nigdy nie będzie dotyczyło
mnie, że Boska Matka nie będzie roniła łez z mojego powodu i poświęcę
całe moje życie dla realizacji Jej orędzia. Czy każdy z was indywidualnie
jest w stanie to zrobić. To zależy od was. Podczas innego dyskursu Baba
powiedział: Nadejdzie czas, kiedy ludzie na świecie nie będą już musieli
przyjeżdżać do Prasanthi Nilayam, aby doświadczyć mojej miłości. Kiedy
ludzie z całego świata, będą spotykali moich wielbicieli” będą mieli przez
nich mój darśan. Mój darśan powinien płynąć przez was do świata. Takie
są oczekiwania awatara.
Popatrzcie tylko teraz na to, co dzieje się w Indiach. W jaki sposób ludzie
odczuwają miłość Baby. Czy to się dzieje przez dotykanie Swamiego? Wiecie, że Swami już nie daje padnamaskaru. Więc w jaki sposób można teraz
odczuć Jego miłość. W każdej kropli wody, którą piją ci ludzie czują miłość
Baby. W każdej wykonywanej w szpitalu specjalistycznym operacji czują Jego
miłość. Przez całą służbę, która jest wykonywana przez wielbicieli na całym
świecie inni ludzie powinni odczuwać miłość Boga. Czy polski ruch Sai ma
39
Sai Ram – jesień 2002
stać się twórczą siłą w tym narodzie? Czy chcecie, aby światło miłości płynęło
przez waszą Organizację? Nie wiem jakie są potrzeby w Polsce. To wy musicie
zadać sobie to pytanie? Zastanówcie się jakie byłyby dwa, trzy najważniejsze
wyzwania, które stoją przed polskim narodem. Nie wykopujcie dwudziestu
pięciu studni naraz, żeby dostać tu kropelkę, tu dwie. Skoncentrujcie się
na dwóch, trzech głębokich studniach. Pozwólcie niech woda wytryśnie,
niech ludzie sobie uświadomią, że to jest praca Sai. To jest to co my teraz
robimy w Malezji. Malezja jest krajem muzułmańskim. Ponad 50 % ludności
to muzułmanie (wszyscy przywódcy polityczni to muzułmanie), 40 % to
Chińczycy, zaś Hindusi to zaledwie 10 % populacji. W Malezji mamy więcej
chińskich niż hinduskich wielbicieli Sai. Jedną z podstawowych wytycznych,
które ustaliliśmy dla siebie (ponieważ na początku w Malezji wielbicielami
byli tylko Hindusi), było pokazanie Sai Baby Chińczykom, w ten sposób, aby
oni Go przyjęli. Na każdym ołtarzu – powiedziałem – musi być zdjęcie lub
posążek chińskiego Boga. Powinien tam być Budda, Quan Yen, Jezus i inne
formy hinduskich Bogów. Niech każda z tych form ma tę samą ważność.
Nie zróbcie z Sai Baby kultu, sekty.
Kochani wielbiciele!
Naszym obowiązkiem jest właściwe zaprezentowanie Sai Baby światu.
Ludzie będą oceniać Swamiego, szczególnie na początku, w ten sposób w jaki
my Go pokazujemy. Weźmy taki przykład. Jeżeli wybralibyśmy najlepsze wino na świecie, rocznik 1900 i dali to wino Francuzowi; dajemy mu najlepsze
wino. Wiecie, w Indiach jak się podróżuje, bardzo często spotyka się zajazdy
przydrożne, w których są gliniane miseczki lub metalowe kubeczki do picia.
Wlejcie najlepsze wino do tego prostego, metalowego, hinduskiego naczynia
i dajcie to Francuzowi. Co on zrobi. Kiedy nie będziecie patrzyli odłoży je
na bok i podziękuje. Ale nalejcie gorsze wino do kryształowego kieliszka
i dajcie Francuzowi. Weźmie wino, zakręci, powącha, posmakuje i wypije
z wielkim zadowoleniem. Wyobraźcie sobie, że przyjeżdża do was do domu
Francuz. Każdego dnia dajecie mu gorsze wino, ale w kryształowych kieliszkach. Będzie doceniał naczynie, pijąc wino. A po tygodniu, dwóch, gdy
przyjdzie do waszego domu, wy powiecie mu, że kryształowy kieliszek pękł
i że nie macie więcej kryształowych kieliszków. Zapytacie go, czy możecie
mu nalać wina do tej metalowego kubka. Teraz dopiero, gdy Francuz zna
smak zawartości, nie będzie już tak bardzo patrzył na naczynie. Tak samo
jest z Sai Babą. Musimy przedstawiać jego nauki w różnych krajach w takim
40
Sai Ram – jesień 2002
opakowaniu w jakim ludzie w danej kulturze to przyjmą. W Polsce musi to
być polska paczka, w Chinach chińska, w Japonii japońska. Zawartość jest
ta sama, ale opakowanie musi być inne. Dopiero kiedy ludzie zapoznają się
z zawartością, po jakimś czasie nie będą zwracali uwagi na opakowanie. To
jest wielkie wyzwanie.
Kochani wielbiciele!
Wybierzcie dwa, trzy projekty, które mogłyby się stać celami sztandarowymi Organizacji w Polsce. Musi to być coś co spełni oczekiwania,
zaspokoi potrzeby waszego narodu. Są wśród was liderzy, którzy mogą być
najlepszymi liderami na świecie, ale nie mogą nic zrobić bez waszego udziału. Mogą mieć najlepszy plan, ale jeżeli wielbiciele z grupy czy ośrodka nie
udzielą im poparcia, niczego nie są w stanie zrobić. Liderzy są służącymi
numer jeden. Największym wyzwaniem dla nich nie jest wykonywanie sewy poprzez prowadzenie ośrodka, ale zaskarbienie sobie miłości i zaufania
wielbicieli. Jeżeli ją zdobędą, wielbiciele pójdą za nimi do piekła. Ale nie
muszą iść tak daleko.
Malezja jest krajem muzułmańskim, w którym obowiązuje takie prawo,
że jeżeli ponad siedem osób gromadzi się regularnie w jednym miejscu,
to jest to nielegalne zgromadzenie. Chyba, że grupa ta zarejestruje się jako
stowarzyszenie. Po drugie prawo jest takie, że muzułmanie nie mogą brać
udziału w działaniach, które nie mają związku z islamem. Jeżeli muzułmanin
przychodzi na śpiewanie bhadżanów do ośrodka, on będzie miał problemy
i my również moglibyśmy pójść do więzienia za to, że on śpiewał z nami.
W Malezji islam i inne religie są bardzo mocno oddzielone. Muzułmanie
pomagają tylko muzułmanom, Chińczycy tylko Chińczykom, Hindusi – Hindusom. Jeżeli Hindus pomaga muzułmaninowi to od razu rodzą się pytania:
„Czemu mu pomagasz, jakie masz powody?” W Malezji naprawdę jest wiele
powodów natury prawnej, które mogłyby zahamować naszą działalność. Tyle
przeszkód. Ale ja powiedziałem wielbicielom w Malezji: „Kto robi tę pracę?
Jeżeli my ją będziemy robić, to lepiej nie róbmy, lepiej wcale nie zaczynajmy.
Ale jeżeli mamy być narzędziami w ręku awatara, to róbmy”. Ośmielmy
się być boscy, miejmy odwagę służyć, stawiać przed sobą wyzwania. Przez
wiele lat ten proces trwał i malajskie gazety nawet nie wspominały imienia
Sai Baby. Ale my pracowaliśmy bez ustanku. Dzisiaj w Malezji imię Sai Baby
raz po raz pojawia się w nagłówkach gazet. Zaskarbiliśmy sobie zaufanie
ministrów rządu, którzy są muzułmaninami. Król Malezji – muzułmanin
41
Sai Ram – jesień 2002
bywa na spotkaniach ośrodka. Teraz gdybyście pojechali do Malezji i spytali
jaka grupa realizuje wartości ludzkie, to od poziomu ministerialnego aż po
przywódców religijnych, każdy by powiedział, że są to ośrodki i grupy Sai
Baby. Zaczynamy również tworzyć międzywyznaniowe grupy pomocy, które
mogłyby świadczyć pomoc dla różnych wyznań. Organizacja Sathya Sai jest
inicjatorem tego pomysłu. Uczestniczyłem w Radzie Kościołów i Różnych
Wyznań Religijnych i zaproponowałem im dokument do podpisania. Wszyscy
przywódcy religijni go podpisali, popierając całkowicie inicjatywę Organizacji
Sathya Sai. Podpisał się tam przewodniczący Rady Kościołów Chrześcijańskich w Malezji, lider buddyzmu, lider grup hinduistycznych. Teraz kiedy
wrócę do Malezji, oczekuję na podpis lidera grup muzułmańskich. Jak to jest
możliwe? Kiedy podróżuję po świecie chrześcijanie mówią mi: „Jaga, kościół
chrześcijański w ogóle nie będzie z nami współpracował”, a w Malezji kościół chrześcijański współpracuje z nami. Jak to jest możliwe? Odpowiedzią
są słowa Chrystusa: „Poznacie ich po owocach”. Służcie, pracujcie dla dobra
narodu. A wtedy będą was szanować.
( Jagadeesan zaprezentował film przedstawiający projekty zrealizowane
przez Organizację Sathya Sai w Malezji.)
W jaki sposób Organizacja w Malezji doszła do realizacji tak
wielkich projektów? W jaki sposób projekty te były przeprowadzane
i nadzorowane?
Był to proces ewolucji. Trafiłem do ruchu Sai w 1976 r. W latach 19761980 w Malezji toczyła się wojna w ruchu Sai, między wielbicielami. Każdy
walczył z każdym. Nie było w tym odrobiny miłości. Brakowało współpracy, były tylko podchody. Każdy chciał być liderem. Każdy chciał innymi
dyrygować na swój sposób. Brakowało w tym jedności. W tym okresie nie
byliśmy w stanie nic przedsięwziąć, ponieważ liderzy koncentrowali się
na walce między sobą. Wtedy zrozumiałem, że moim wyzwaniem nie jest
zdobycie miłości Swamiego. Kochać go jest bardzo łatwo. Zrozumiałem,
że kochanie obrazka nie jest kochaniem Sai Baby. Największym wyzwaniem
jest kochać i zyskać miłość osób nastawionych przeciwko mnie. Postanowiłem podjąć to wielkie wyzwanie – zjednoczyć wszystkich w miłości.
Jeśli atakują mnie, mówię: Sai Ram, jeśli chwalą mnie, mówię: Sai Ram.
Nie mogę być podatny ani na ataki, ani na pochwały. Gotów byłem nawet
kłaniać się innym do stóp, po to, by doprowadzić do jedności. Nigdy nie
42
Sai Ram – jesień 2002
mówiłem źle o innych, zwłaszcza za ich plecami. Sugerowałem osobom,
które mnie otaczały, by nie mówiły źle o innych. Jeśli inni chcą, mogą sobie
mówić źle, ale my mamy stworzyć wokół siebie ekran miłości. Nie walczmy
ogniem przeciw ogniowi. Przeciwstawmy ogniowi miłość.
W tamtym okresie realizowaliśmy różne małe projekty: wizyty
w szpitalach, w domach starców, w sierocińcach. Było to dla nas pole
doświadczalne, uczyliśmy się dzięki temu podstawowej współpracy.
Jednego tygodnia prowadziłem spotkanie z grupą 1500 osób. Następnego tygodnia zajmowałem się sprzątaniem toalet u starszych osób.
W ten sposób służyłem innym jako przykład. Lider w końcu powinien
być pierwszy w podejmowaniu takich aktywności. Powoli, stopniowo
odbywało się jednoczenie, do momentu, aż zapanowała całkowita jedność w Organizacji. Duże projekty były budowane od samych podstaw.
Odbudowaliśmy Organizację niemalże od nowa, pielęgnując w sobie
nastawienie na służbę i poczucie jedności. Powiem wam jedno drodzy
bracia. Sai mówi, że jedność jest boskością, więc jeśli chcecie by Jego
łaska spłynęła na was, powinniście być w stanie jedności.
Jak rozpocząć realizację poważnych projektów?
Wiele osób na całym świecie mówi mi: „Jaga, czekamy na to, aż Swami
pokaże nam drogę”. Wiele osób powiada: „Jestem otwarty na to, by Swami
pokazał mi drogę”. Pytam wówczas: „Co to znaczy pokazać drogę? Przecież
w każdym swoim przemówieniu Sai mówi nam co mamy robić”. Widzicie
moi drodzy, Sai jest jak słońce. Ale słońce, mimo całej swej olbrzymiej mocy
nie jest w stanie rozpalić najmniejszego źdźbła trawy. Słońce jest tak potężne,
a nie może rozpalić ognia na powierzchni ziemi. Po to, by ten ogień mógł
powstać, potrzebne jest szkło powiększające. To proste, nawet najtańsze szkło
powiększające jest potrzebne do tego, by zogniskować potężną moc słońca,
i dopiero wtedy może powstać ogień. Sai jest jak słońce, ofiarowuje nam
przesłanie za przesłaniem: „Kochaj wszystkich, wszystkim służ”, „Pomagaj
ubogim”, „Zawsze pomagaj, nigdy nie krzywdź”, wartości ludzkie, Wychowanie w Wartościach Ludzkich, Educare… Tak wiele do nas mówi. Ale nie
przyjdzie po to, by powiedzieć: „W Polsce macie robić to i to. W Malezji
macie robić to i to. W Ameryce macie robić to i to.”. Nie powie wam tego.
Daje wam za to wszystko, czego potrzebujecie. Każdy lider powinien być jak
to szkło powiększające, a my mamy chwytać energię Swamiego i inicjować
ogień na powierzchni.
43
Sai Ram – jesień 2002
Wiele osób mówi mi: „Jaga. My nie mamy pieniędzy. Nie mamy
ludzi. Jak będziemy mieli pieniądze i zasoby ludzkie, to zaczniemy coś
robić”. Ale gdybyście mieli środki materialne i dużo ludzi do pomocy,
nie byłaby potrzebna łaska boska do wykonania pracy.
Jakikolwiek projekt chcemy zrealizować, należy zacząć od sporządzenia
pisemnego planu działania. Należy określić cel projektu, metody działania,
potrzebne środki finansowe, korzyści jakie przyniesie realizacja projektu.
To wszystko powinno być przedstawione liderowi, ewentualnie lider
przygotowuje taki plan działania. Następnie plan powinien być poddany
pod dyskusję. Nie zawsze będziecie mieli od razu do dyspozycji wszystkie
środki potrzebne do zrealizowania projektu. Ale czy myślicie, że gdy Swami ogłosił rozpoczęcie budowy Specjalistycznego Szpitala miał pieniądze
na sfinalizowanie budowy albo gdy rozpoczynał projekt wodny, czy miał
całość funduszy. Nie. On po prostu ogłosił projekt. Podobnie robiliśmy
w Malezji. Mamy plan i stawiamy sobie tylko dwa pytania: „Czy nasze cel
jest szlachetny? Czy motywy są czyste?” Jeśli w obu przypadkach odpowiedź brzmi „Tak”, to ruszajcie z działaniem naprzód.
Moi drodzy. Wszystkie projekty, o których wspominaliśmy, realizowaliśmy w ten właśnie sposób. Najpierw mieliśmy wizję (plan). Potem pytaliśmy
sami siebie o to, czy cel jest szlachetny a motywacja czysta. Bardzo ważną
rzeczą było też to, że miałem wokół siebie stabilną ekipę służącą wsparciem
i poradą. Lider nie jest w stanie niczego zrobić sam. Potrzebuje stałej pomocy
3-5 osób, którzy gotowi są pójść za nim do piekła. I wtedy można działać.
Sai powiedział „Twoje bhakti jest mocniejsze, niż moja śakti”, czyli twoja
wiara jest mocniejsza niż moja moc, a więc twoja wiara może przyciągnąć
moją moc do ciebie, ale musisz mieć tę wiarę. I to jest właśnie to, czym ja
się zajmuję w Malezji. Nie siedzę czekając i wołając do Swamiego: „Sai.
Pokaż mi drogę. Proszę. Pokaż mi drogę. A pójdę tam. Zrobię to”. Jak On
ma wskazać tę drogę. Jak On ma to zrobić. Zamiast siedzieć, muszę wstać
i ruszyć z miejsca wołając „Swami ja ruszyłem. Idę by działać. Prowadź.
Jeśli mnie nie poprowadzisz, mogę potknąć się i przewrócić”. Wtedy On
musi przyjść i mnie poprowadzić, a jeśli potknę się, musi przyjść i mnie
złapać. To jest właśnie rola awatara. Na tym właśnie polega praca Boga – na
wspieraniu wszystkich naszych szlachetnych działań.
Pewnego razu wielbiciel z Bombaju przyjechał do Puttaparthi
i powiedział Swamiemu „Swami, pracuję w Bombaju, ale chciałbym też
44
Sai Ram – jesień 2002
wykonywać jakąś pracę w Puttaparthi”. Czy wiecie co Sai odpowiedział?
„Jak myślisz? Czyją pracę wykonujesz w Bombaju? To jest przecież praca
Swamiego. Ty jesteś jednym z dwóch ostrzy nożyczek, ja jestem tym
drugim. Potrzebuję ciebie, by wycinać (kształtować) w materiale dharma
samstapana (ustanowienia dharmy). Potrzebuję ciebie, żeby wypełnić
moją misję”. Awatar mówi do wielbiciela „Jesteś jednym ostrzem nożyczek – ja jestem drugim. Potrzebuję ciebie by wypełnić moją misję. Bez
ciebie nie mogę nic wykroić”. Jakież to wyznanie, przemyślcie to.
Spójrzmy na czasy Ramy. Rama mógł sam pokonać Rawanę, nie potrzebował do tego pomocy Hanumana i innych wielbicieli, ale on dał im
szansę służenia w Jego misji. Kriszna mógł sam pokonać Kaurawów, ale on
zjednoczył Pandawów, aby Mu pomogli – dał im szansę współuczestnictwa.
Obecnie awatar też daje nam szansę, to nas ośmiela w działaniu.
Chciałbym wam opowiedzieć o największym cudzie, jaki wydarzył się
w moim życiu. Cud ten dotyczył sewy. Opowiem wam, a wy sami osądzicie, czy to była łaska Swamiego, czy zasługa moich zdolności. Organizowaliśmy azjatycki festiwal spektakli poświęconych wartościom ludzkim. W
festiwalu tym brały udział ekipy z 8 państw z całej Azji. Przyjechali ludzie m.
in. z Japonii, Hong Kongu, Australii, Tajlandii, Filipin; nie byli to wielbiciele
Sai, nie mieli nic wspólnego z ośrodkami Sai. Rozesłaliśmy do tych państw
informacje, by przeprowadzili u siebie, na poziomie lokalnym, festiwale
teatralne wśród ludzi spoza ruchu Sai, a zwycięzcy tych konkursów będą
zaproszeni na finały do Malezji. Chcieliśmy w ten sposób wywołać swoistą
gorączkę wartości ludzkich w Azji. Przygotowałem pisemny plan działania
i przedstawiłem go swoim doradcom. Plany były bardzo piękne, nieprawdaż? Ale moi doradcy są osobami bardzo rozważnymi i zaczęli zadawać
mi bardzo logiczne pytania. Jak zachęcić reprezentacje z tych wszystkich
państw by przyjechały na finały do Malezji? Przecież będą musiały wydać
dużo pieniędzy na bilety lotnicze. Chyba, że ogłosimy nagrodę w wysokości
miliona dolarów. Jaki będą miały powód by przyjechać?
Musiałem przyznać im rację, ale zaproponowałem, byśmy reprezentacji każdego z 10 krajów, biorących udział w festiwalu, ofiarowali po
10 biletów lotniczych na przylot do Malezji (i oczywiście powrotnych) jako
nagrodę w zawodach na poziomie lokalnym. W tym miejscu członkowie
rady zadali mi uzasadnione pytanie: „Skąd weźmiemy pieniądze na 100
biletów lotniczych?” Faktycznie, nie mieliśmy żadnych pieniędzy. Odpo45
Sai Ram – jesień 2002
wiedziałem: „Dobrze. Nie zadawajcie mi już więcej pytań. Wykonajmy za
to trochę pracy dla Swamiego”. Zgodzili się, a ja miałem już pewien plan.
Na każdy szalony pomysł musi być jakiś plan. Plan nie musi być koniecznie zrealizowany w sposób, w jaki został przewidziany, ale plan musi być.
Mój plan był bardzo prosty. Zamierzałem zwrócić się do linii lotniczych
różnych państw z prośbą, by ufundowały bilety dla uczestników festiwalu
z tego właśnie kraju, na przykład by japońskie linie lotnicze ufundowały
bilety dla reprezentacji japońskiej. Nie miały to być bilety dla nas, tylko dla
Japończyków, około 3-5 sztuk. Podobnie inne linie lotnicze, na przykład
australijskie, miałyby ufundować bilety dla Australijczyków. W ten właśnie
sposób zamierzałem wybrać się do narodowych linii lotniczych wszystkich krajów zaproszonych do udziału w festiwalu. Musicie przyznać, że to
był dobry pomysł. Po chwili zastanowienia postanowiłem wybrać się na
początek do linii malajskich. Jeśli malajskie linie będą w stanie zasponsorować 3-5 biletów po to, by obywatele innych państw mogli przylecieć do
Malezji, to wtedy będę mógł udać się do biura linii japońskich i powiedzieć:
„Linie malajskie gotowe są płacić Japończykom, by przyjeżdżali do Malezji.
Co wy na to? Może moglibyście to dosponsorować?” Nam nie chodziło
o to, że chcemy gdzieś wyjechać, tylko o to, by obywateli innych państw
zgromadzić u nas w Malezji. Tak właśnie wyglądał mój plan.
Jego realizację zacząłem od tego, że napisałem list do dyrektora linii malajskich, który był muzułmaninem. List zawierał informacje o festiwalu, o tym,
że chcemy obudzić „gorączkę” wartości ludzkich w Azji; w związku z tym, że
wartości upadają, potrzebne są pewne bodźce i motywacja dla młodzieży, by
zechciała się zwrócić w stronę tych wartości. List był bardzo długi. Następnie
udałem się na spotkanie z nim. Warto w tym miejscu dodać, że we wcześniejszym okresie wykonaliśmy już w Malezji wiele sewy: organizowaliśmy obozy
medyczne, pomagaliśmy mieszkańcom biednych obszarów, zrealizowaliśmy
projekt polegający na wybudowaniu kilkuset toalet w rejonach tego potrzebujących. Krótko mówiąc, mieliśmy już za sobą wiele zrealizowanych projektów
służebnych i o tym wszystkim mogłem nadmienić w rozmowie z dyrektorem
linii lotniczych, by mu uzmysłowić jakiego typu działalność prowadzimy i że
nie jest to nasze pierwsze przedsięwzięcie. Wysłuchał mnie. Po czym stwierdził,
że jest to dobry pomysł, że realizacją takich projektów powinien zajmować się
rząd, ale ze względu na to, iż tak wiele osób prosi o darmowe bilety, nie mogą
ich dawać wszystkim. Powiedział, że musi porozmawiać o tym ze swoim me46
Sai Ram – jesień 2002
nedżerem i wtedy zobaczymy co da się zrobić. Trzy tygodnie później dostałem
list od owego menedżera, również był to muzułmanin. „Panie Jagadeesan.
Zapraszamy na spotkanie, dotyczące pana prośby. Mamy do zadania wiele
pytań związanych z tym tematem”. Udałem się na to spotkanie wraz z trójką
innych wielbicieli, w tym dwoje było chińskiego pochodzenia, jeden z nich
jest aktualnie przewodniczącym Organizacji w Malezji. Gdy już siedzieliśmy
w gabinecie menedżera, wszedł on sam. Sprawiał wrażenie bardzo nieuprzejmego człowieka. „Dobrze, dobrze. Powiedzcie mi, o co wam w ogóle chodzi.” – mówił bardzo szorstko. Zacząłem mu powoli wyjaśniać, że jesteśmy
międzywyznaniową organizacją, koncentrującą się na służbie. Chciałem mu
naświetlić jak najszerzej całą ideę. Zacząłem przedstawiać mu wszystkie projekty
realizowane przez nas w Malezji. Zanim poruszyłem temat biletów lotniczych,
musiałem w jakiś sposób zdobyć jego zaufanie. W pewnym momencie, zanim
skończyłem swoją przemowę, on przerwał mi mówiąc, że się bardzo spieszy.
Kontynuował: „Singapur odpada, ponieważ mamy tak sformułowaną umowę
o współpracy z liniami singapurskimi, że nie możemy rozdawać darmowych
biletów. Tajlandia odpada z podobnych powodów”. Gdy on mówił ja sobie
wszystko notowałem na kartce: Singapur – nie, Tajlandia – nie. I tak sobie
w duchu myślę: „Swami, w ładne zamieszanie mnie wprowadziłeś; Singapur –
nie, Tajlandia – nie, ciekawe na czym to się skończy. Po coś mnie tutaj w ogóle
przyprowadził”. I wtedy ten człowiek powiedział: „A reszta w porządku”.
Zastanawiałem się: „Co on ma na myśli?” Pytam go: „Osiemdziesiąt biletów?”
On na to: „Tak”. „Za darmo?” „Tak”. Spojrzał na mnie jak na wariata. A ja nie
wierzyłem własnym uszom. Poszedłem tam, by zdobyć 3, może 5 darmowych
biletów, a ten człowiek mówi, że oferuje mi 80 biletów. Zapytałem jeszcze raz
„Za darmo?” A on już najwyraźniej poirytowany odpowiedział nerwowo
„Tak”. Pytam: „Co powinienem w tej sytuacji zrobić?” On na to: „Przekaż
nazwiska osób, które mają z tych biletów skorzystać odpowiadającemu za to
urzędnikowi z informacją kiedy mają lecieć. I to wszystko”. Wstał i wyszedł.
Dwadzieścia minut i spotkanie skończone. A my w czwórkę siedzieliśmy
tam jeszcze długo oniemiali. Nie byliśmy w stanie słowa z siebie wydusić. Po
pewnym czasie wyszliśmy. Potem, gdy już mogliśmy mówić, wymienialiśmy
między sobą: „Czy on powiedział – 80 biletów?” „Tak.” „Czy on powiedział
– za darmo?” „Tak.”
Drodzy wielbiciele.
Czy to była zasługa naszych zdolności czy też cud Swamiego? Na47
Sai Ram – jesień 2002
wet gdyby minister zwrócił się do biura lotniczego z prośbą o darmowe
bilety, czy dostałby aż 80? Poszliśmy po 3-5 darmowych biletów. Malajskie linie dały nam ich 80 sztuk. W sumie to było nawet 90 darmowych
biletów, ponieważ początkowo rozważano udział Indii w festiwalu, ale
w końcu do tego nie doszło.
Drodzy wielbiciele.
Sai powiada: „Jeśli masz odwagę żeby coś robić, to rób to. Jeśli
działasz, łaska boska będzie cię wspierać”. Olbrzymie wrażenie wywarł
na mnie ten cud. Ale ponieważ mieliśmy odwagę podjąć się tego działania, stworzyliśmy możliwość do zaistnienia cudu. Czy pamiętacie jak
mówiłem: „Twoja bhakti jest silniejsza niż moja śakti. Twoja wiara jest
większa od mojej potęgi. Twoja wiara może przyciągnąć moją moc”.
To jest właśnie to co zrobiliśmy. Jak myślicie czy to cud? Możecie iść
do linii lotniczych zapytać o bilety.
Co to jest cud? Cud, to coś, co dzieje się w czasie i przestrzeni, coś
absolutnie niespodziewanego. Jest to zbieg pewnych okoliczności w czasie i przestrzeni, wydarzających się w nieoczekiwany sposób.
Opowiem wam następną historię związaną z tym samym festiwalem
teatralnym. Zastanawialiśmy się w gronie komitetu organizacyjnego nad
tym, kto powinien być honorowym gościem festiwalu. Czy mógłby to
być jakiś minister, może nawet premier? Jeden z wielbicieli zauważył, że
festiwal jest największym z dotychczas realizowanych projektów: Ogólnoazjatycki Festiwal Teatralny Wartości Ludzkich; wobec tego wskazanym byłoby, aby w charakterze gościa honorowego zaproszony był król
Malezji. W tej sytuacji postanowiliśmy zaprosić króla. Przy czym należy
podkreślić, że król Malezji jest zarazem przywódcą muzułmanów, a z
uwagi na prawo obowiązujące muzułmanów, nie mogą oni uczestniczyć
w niemuzułmańskich przedsięwzięciach religijnych, takich jak spotkania
bhadżanowe. A my chcieliśmy zaprosić muzułmańskiego króla na festiwal
teatralny organizowany przez Organizację Sai. Cała niniejsza historia ma
trzy główne wątki, jednym z nich jest właśnie król Malezji.
Do ośrodka Sai, na którego spotkania uczęszczam, przychodzi też
pewna starsza Chinka, nazywa się madame Lau. Jest bardzo oddaną wielbicielką. Pewnego dnia przyszła do mnie i powiedziała: „Mam zaprzyjaźnionego muzułmanina zainteresowanego postacią Sai, który chciałby
48
Sai Ram – jesień 2002
wypożyczyć kasety video na jego temat. Czy mógłbyś dać jedną kasetę?”
Odpowiedziałem jej: „Madame Lau, przecież znasz prawo obowiązujące
w Malezji. Jeśli dam mu tę kasetę i on doniesie o tym na policję, będę miał
kłopoty. Będzie to również trudna sytuacja dla Organizacji, bo może to
zostać odebrane jako próba werbunku do Organizacji w środowisku muzułmańskim”. Ona odpowiedziała: „Nic się nie przejmuj. To jest naprawdę
dobry przyjaciel”. Ja na to: „Przecież mogą mnie wsadzić do więzienia”. „Nie
przejmuj się. Odwiedzę Cię”. „Dobrze, dobrze. Dam Ci tę kasetę. I tak mam
teraz umysł zaprzątnięty czym innym”. Dałem jej kasetę, ona podziękowała
i poszła. A ja zostałem ze swoimi problemami i przemyśleniami na temat
całego festiwalu, zaproszenia króla i 80 biletów lotniczych. Po tygodniu
znowu do mnie przyszła ta kobieta mówiąc: „Mojemu zaprzyjaźnionemu
muzułmaninowi bardzo się spodobała ta kaseta i chce pożyczyć następną”.
Stwierdziłem „No, rzeczywiście. Jeszcze nie jestem w więzieniu. Dam ci
kolejną”. Cała ta historia z madame Lau, jej przyjacielem muzułmaninem
i kasetami video tworzą drugi wątek naszej historii.
Pewnego dnia zwołaliśmy spotkanie wszystkich członków komitetu
organizacyjnego festiwalu, by uzgodnić w jaki sposób zaprosić króla. Stwierdziłem, że jeśli wystosujemy oficjalne zaproszenie z listem do króla, to list
ten trafi do biura królewskiego. I jeśli nie otrzymamy odpowiedzi, to nie
będziemy mieli możliwości nacisku; nie będziemy mogli zadzwonić i zapytać
dlaczego król nie odpowiada i powiedzieć, że powinien przyjechać. Gdyby
chodziło na przykład o ministra, to można zadzwonić i rozmawiać z jego
sekretarką, natomiast w przypadku króla, nie wiadomo kogo naciskać, z kim
na ten temat rozmawiać. Taki sposób załatwiania sprawy nie gwarantuje
nam osiągnięcia sukcesu. Dlatego oprócz formalnego zaproszenia musimy
znaleźć jakiś nieformalny, najlepiej osobisty kontakt z królem. Czy wobec
tego, ktoś zna kogoś, kto zna króla osobiście? Zaczęły padać różne pomysły.
Ktoś zauważył, że król jest miłośnikiem hokeja na trawie, a jeden z bardziej
znanych zawodników malajskich jest wielbicielem Sai i można by przez niego
dotrzeć do króla. Ktoś inny znowu zna królewskiego lekarza. Moglibyśmy
więc spróbować dotrzeć do króla przez lekarza. Lecz niestety lekarz okazał
się być Hindusem, podobnie zresztą jak wspomniany wcześniej hokeista.
Zauważyłem, że jeżeli będziemy korzystać z Hindusów, jako pośredników,
to król potraktuje naszą inicjatywę, jako wyłącznie hinduską. Czy w związku
z powyższym, mamy jakiś nie-hinduski kontakt z królem? Czy ktokolwiek
49
Sai Ram – jesień 2002
z was zna jakiegoś nie-Hindusa znającego króla? Madame Lau przysłuchująca się obradom podniosła rękę mówiąc: „Ja znam”. Z niedowierzaniem
zapytałem: „Czyżby?” Ona na to: „Naprawdę znam”. „Kto to taki?” „Czy
pamiętasz tego muzułmanina, który pożyczał kasety video o Swamim?
Jest bardzo bliskim przyjacielem króla, widuje się z nim codziennie”. „Naprawdę?” „Tak. Oczywiście”. „Czy moglibyśmy się spotkać?”„Naturalnie”.
Spotkałem tego człowieka i bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Opowiedziałem mu
o tym, czym się zajmujemy. Przedstawiłem mu nasze plany. Zapytałem o to,
czy sądzi, że projekt, który przygotowujemy, wart jest tego, by zaprosić do
udziału króla w charakterze gościa honorowego. Odpowiedział: „Tak, Jaga.
To jest dobry projekt. Osobiście porozmawiam z królem o tym, by zgodził
się przyjąć zaproszenie”. Okazało się, że naprawdę jest bliskim przyjacielem
króla. Po tygodniu zjawił się z informacją, że król z radością zgodził się
wysłać pisemną odpowiedź na zaproszenie, potwierdzającą gotowość jego
przybycia na festiwal. Wysłałem więc odpowiednie pismo, by pałac mógł na
nie odpowiedzieć. Przyszła odpowiedź: „Królowi jest bardzo przykro poinformować, że nie może przybyć w podanym terminie, aczkolwiek wyraża
chęć przybycia. Prosimy więc o zmianę daty”. Zmieniliśmy datę i król stał
się naszym gościem honorowym.
Spójrzcie więc, drodzy wielbiciele. Osoba, która prosiła o kasety video,
nie ma nic wspólnego z organizowanym przez nas festiwalem teatralnym.
Gdyby prosiła o te kasety po naszej dyskusji, dotyczącej poszukiwania
prywatnych kontaktów z królem lub gdyby zrobiła to wcześniej, to tego
kontaktu byśmy nie mieli. Dlaczego ta osoba prosiła o kasety video akurat
w okresie, w którym dyskutowaliśmy na temat króla? Jest to po prostu zbieg
paru okoliczności w czasie i przestrzeni; tak właśnie dochodzi do cudów.
Nie istnieją rzeczy niemożliwe, gdy jest przy nas awatar. Gdy rozpoczynaliśmy realizację tego projektu, nasz budżet był zerowy. W międzyczasie dostaliśmy 80 darmowych biletów od malajskich linii lotniczych, ludzie
usłyszeli o tym projekcie i przyszli z pomocą. Po zakończeniu realizacji
projektu, mimo wydatków, mieliśmy większy budżet niż przed. Każdy
realizowany przez nas projekt rozpoczynany był przy zerowym budżecie. Zawsze pod koniec zostawały nam pieniądze. Realizujmy szlachetne
przedsięwzięcia, pamiętając o jednej ważnej rzeczy, jaką jest jedność.
Jeszcze parę słów na temat liderowania. Otrzymuję czasami następujące
pytania. Pewnego razu mężczyzna w wieku ok. 35 lat pokłócił się ze swoim
50
Sai Ram – jesień 2002
liderem, starszym nieco od niego. Powodem było to, że lider nie akceptował
jego pomysłów. Zgłosił się do mnie ze skargą: „Bracie Jaga, mój lider jest
dyktatorem. Nie nadąża za moimi pomysłami”. Zapytał: „Czy w ruchu Sai
obowiązuje demokracja czy dyktatura?” Odpowiedziałem mu pytaniem:
„A co rozumiesz przez pojęcie – demokracja? Słuchaj więc. W tradycyjnej
demokracji ludzie wybierają lidera i lider jest odpowiedzialny przed nimi.
Czyż nie tak? Ludzie wybierają lidera, a jego zadaniem jest spełniać żądania
tych, którzy go wybrali. Jeśli ludzie nie są zadowoleni z lidera, po prostu
go zmieniają. Natomiast w Organizacji Sai zasady są trochę inne. Ludzie
dokonują wyboru lidera, ale jest on odpowiedzialny nie przed nimi, lecz
przed Sathya Sai. Nie jest jego zadaniem spełnianie oczekiwań ludzi, lecz
wypełnianie wytycznych Bhagawana. On ma wykonywać to, co nakazuje
mu Swami. Ma przyjąć wytyczne bezpośrednio od Swamiego, poprzez
jego przemowy i poprzez liderów światowych. Nie jest zadaniem lidera
sprawiać, by członkowie byli zadowoleni. Powinien kochać ludzi, ale ma
robić to, czego oczekuje od niego Sai. Jeśli zda się na resztę wielbicieli, to
oni by tylko w kółko śpiewali bhadżany, nic poza tym – śpiewać, śpiewać,
śpiewać… a Bóg niech da nam wyzwolenie”.
Czy pamiętacie mantrę „Loka samastha sukhino bhawantu”? Jakie jest
jej znaczenie? „Loka samastha sukhino bhawantu” znaczy tyle, co: :Niech
wszyscy ludzie w każdym miejscu będą szczęśliwi”. Zgadza się? Wyobraźcie
sobie, że anioły w niebiosach są obrażeni na wielbicieli Sai. Powiem wam
z jakiego powodu. Wielbiciele Sai odbierają aniołom robotę. Zadaniem aniołów jest stać w niebie i błogosławić ludzi: niech wszyscy ludzie będą szczęśliwi. Anioły nie zstępują na Ziemię, by wykonywać pracę, ich rola polega
na rozsyłaniu błogosławieństw z niebios. Anioły błogosławią was, to jest
ich praca. A tutaj nagle wszyscy wielbiciele Sai błogosławią ludzi anielskim
gestem śpiewając „Loka samastha sukhino bhawantu” i są przekonani, że
skoro raz w tygodniu przychodzą na spotkanie i śpiewają „Loka samastha
sukhino bhawantu”, to dzięki temu wszyscy ludzie na świecie będą szczęśliwi.
Czy uważacie, że gdy raz w tygodniu zaśpiewacie mantrę „Loka samastha
sukhino bhawantu”, to dzięki temu wypełnią się żołądki głodnych ludzi? Czy
zaspokoi to cierpienie biednych i sierot? Czy uważacie, że jeśli raz w tygodniu
zaśpiewacie mantrę „Loka samastha sukhino bhawantu”, to nagle podźwigną
się z upadku wartości ludzkie? Błogosławienie ludzi jest rolą aniołów, naszą
rolą jest działanie. Czym jest mantra „Loka samastha sukhino bhawantu”?
51
Sai Ram – jesień 2002
Jest to czek in blanco. Jest zobowiązaniem składanym Bogu. Gdy kończy się
spotkanie bhadżanowe, bierzesz w ręce czek i podpisujesz go słowami „Loka
samastha sukhino bhawantu” – Boże, obiecuję Ci, że po tym spotkaniu pójdę
i będę pomagał biednym, głodnym i chorym oraz będę się starał uczynić ich
szczęśliwymi. Ten czek składam Panie u Twych stóp. Oto czym jest mantra
„Loka samastha sukhino bhawantu”. Idziesz po to, by służyć, by dać szczęście
przynajmniej jednej osobie. Powie ktoś: „Jaga, ale ja dałem szczęście jednej
osobie”. „Komu?” – pytam. „Sobie”. „Loka samastha sukhino bhawantu”
nie oznacza dawania szczęścia sobie, oznacza dawanie szczęścia tym, którzy
są w potrzebie. Często ludzie postępują w sposób następujący: podpisują czek
słowami „Loka samastha sukhino bhawantu”, idą do domu, nic nie robią,
przychodzą po tygodniu, biorą czek z powrotem i chowają do kieszeni. Gdy
spotkanie się kończy, biorą ten sam czek i podpisują ponownie – tak w kółko
krąży ten sam czek i nic z tego nie wynika.
Drodzy wielbiciele! Jakimi hipokrytami jesteśmy?! Stajemy przed
Bogiem i mówimy „Loka samastha sukhino bhawantu”. „Loka samastha
sukhino bhawantu”, to nie jest śpiew. „Loka samastha sukhino bhawantu”,
to mantra działania. Oznacza: ja to zrobię. Następnym razem, gdy będziecie
śpiewać mantrę „Loka samastha sukhino bhawantu”, zważajcie na to. Jeśli
nie zamierzasz nikomu pomagać, to przynajmniej nie odzywaj się. Mówicie,
że w takiej sytuacji może się nikt nie odezwać? Słuszna uwaga. Ale zastanówcie się, czego oczekujecie od Boga. Oto, co mówi Sai: „Mam bardzo
wielu wielbicieli na pół etatu, a wszyscy oni oczekują pełni łaski”.
Dam wam pewien przykład. Wiecie, jak funkcjonują ubezpieczenia? Jeśli
chcesz się ubezpieczyć na 10.000 zł, musisz co roku płacić składkę w wysokości ok. 100 zł. Ale w pewnym momencie postanawiasz, że owszem, chcesz
być ubezpieczony na kwotę 10.000 zł, ale będziesz płacić składkę wysokości
10 zł. Niestety, twoja firma ubezpieczeniowa nie zaakceptuje tego. Podobna
sytuacja ma miejsce, gdy mówimy: „Boże, opiekuj się mną i moją rodziną,
prowadź mnie, zatroszcz się o moją pracę, daj mi awans, daj mi dobrego męża, dobrą żonę, zapewnij mi bezpieczeństwo w czasie jazdy samochodem”
– prosisz Boga o tak wiele, a chcesz mieć to wszystko za 10 zł. Powinieneś
oddać Bogu 90 zł. Jest to bardzo proste. 90 zł, które zapewni Ci wszystkie
rodzaje łaski. O jakie 90 zł chodzi? To 9 zasad postępowania. Czy ktoś z was
słyszał o 9 zasadach postępowania? Czasami, gdy pytam wielbicieli o 9 zasad
postępowania, odpowiadają mi: „Jaga, one są w książce”. „To w takim razie
52
Sai Ram – jesień 2002
książka osiągnie mokszę” – odpowiadam. Zdarza się czasem, że jakaś książka
w domu znika – pewno dlatego, że osiąga mokszę. Ale po co książka miałaby osiągać mokszę. Tych 9 zasad postępowania, to nasz bilet. Każda zasada
stanowi równowartość 10 zł – daje to w sumie 90 zł.
Załóżmy, że jest student, który ma do zdania 5 egzaminów. Jeśli zda
wszystkie 5, to otrzyma promocję na następny rok studiów. Czy może na to
liczyć, jeżeli z jednego egzaminu otrzyma szóstkę, a z czterech pozostałych
jedynki? Podobnie Sai dał nam 9 przedmiotów. Jeden z tych przedmiotów
wielbiciele Sai w Polsce na pewno zdadzą na szóstkę. Mam na myśli oczywiście nabożny śpiew. Inną z zasad jest, by przynajmniej raz w miesiącu
uczestniczyć w spotkaniu organizowanym przez ośrodek Sai; wielu z was
uczestniczy w tych spotkaniach co tydzień, niektórzy jeszcze częściej – za
to na pewno też dostaniecie szóstkę. Ale czy zdacie egzamin z wszystkich
pozostałych przedmiotów. Jeśli chcesz wspiąć się wyżej w swym duchowym
życiu, jak gwarantuje Sai, musisz znać wszystkie przedmioty. Jeśli chcesz
otrzymać dobrą ocenę, musisz znać wszystkie przedmioty. Jak możesz zdać
egzaminy, jeśli nie wiesz z jakich one są przedmiotów.
Posłuchajcie uważnie tego, co wam teraz powiem. Większość z 9 zasad wskazuje drogę do nieba, a dwie z tych zasad pomagają nie trafić
do piekła. Jestem przekonany, że nikt z was nie chce trafić do piekła.
Wobec tego podam wam te dwie zasady. Czy zechcecie poznać zasady
wskazujące drogę do nieba, zależy tylko od was. Czym jest piekło?
Nie jest to miejsce pełne płomieni, do którego możesz trafić. Jest już
wystarczająco dużo takich miejsc na Ziemi. Ogień piekielny jest w twoim
umyśle, podtrzymywany jest w twoim wnętrzu. By ustrzec nas przed
nim, Sai dał nam 2 zasady postępowania.
A. Nie mów źle o innych, zwłaszcza podczas ich nieobecności.
B. Zwracaj się do każdego łagodnie i z miłością.
Jest wiele innych zasad mówiących o śpiewaniu bhadżanów, bezinteresownej służbie, kółkach studyjnych – wszystkie one są dla tych, którzy chcą
trafić do nieba. Natomiast nieprzestrzeganie tych dwóch zasad prowadzi
do piekła. Sai ciągle powtarza, że największym grzechem jest mówienie
źle o innych podczas ich nieobecności. Podałem to teraz w pewnym
uproszczeniu, bo tak naprawdę zasada ta brzmi: „Nie mów źle o innych,
zwłaszcza podczas ich nieobecności”. I tej wersji powinniśmy się trzymać,
gdyż wielbiciele Sai są bardzo zabawni. Znacie ich trochę w końcu. Zawsze
53
Sai Ram – jesień 2002
są w stanie odwrócić nauki Sai na swoją korzyść. Pewnego razu przychodzi
do mnie pewien wielbiciel i mówi: „Jaga, nauki Swamiego są wspaniałe.
Zasady postępowania są fantastyczne” .Pytam go: „Skąd to spostrzeżenie?”
On odpowiada: „Sai naucza, by nie mówić źle o innych podczas ich nieobecności. I wiesz co zrobiłem? Podszedłem do pewnego gościa i powiedziałem mu prosto w twarz co o nim myślę. Wygarnąłem mu wszystko”.
I on uważa, że właśnie tego Sai naucza. Zapytałem go więc: „Bracie, czy
ty wiesz jakie są inne zasady?” On na to: „Przecież Swami mówi, że wystarczy się trzymać jednej zasady”. Odpowiedziałem mu: „Widzisz bracie.
Jest jeszcze inna bardzo ważna zasada. Zwracaj się do każdego łagodnie
i z miłością. Nie chodzi więc o to, by wszystkim mówić prosto z mostu,
co się o nich myśli, lecz zwracać się zawsze ciepło i łagodnie”.
Drodzy wielbiciele. Sai często powtarza, że problemów nie stwarzają
wielbiciele lecz liderzy, za którymi wielbiciele podążają. Odpowiedzcie mi
na przykład na pytanie: „W którym miejscu dochodzi do spięć, między
wielbicielami czy między liderami? Spory toczą się pomiędzy liderami, nigdy
pomiędzy wielbicielami. Sai daje nam wiele wskazówek, jak tego uniknąć.
Na przykład jego powiedzenie mówiące, że nie jesteście zobowiązani do tego, by zawsze spełniać wolę innych, ale zawsze możecie zwracać się do nich
w sposób uprzejmy. Przypuśćmy, że ktoś poprosił cię o coś, a ty nie możesz
tego zrobić. Jest to w porządku, ale odpowiedz mu grzecznie. W czasie
spotkania możesz się z czymś nie zgodzić, ale mów w sposób uprzejmy.
Sai mówi: Nie musisz zawsze ze wszystkim się zgadzać, ale nie powinieneś
być nieuprzejmy. Na przykład na spotkaniu osób funkcyjnych, nie musisz
zgadzać się ze wszystkimi wypowiadanymi opiniami, ale nie stawaj się
nieuprzejmy i kłótliwy. Nie jest rzeczą złą nie zgadzać się z innymi, pod
warunkiem, że wyrażasz się w sposób łagodny i uprzejmy. Nie jesteś zobowiązany do tego, by zawsze spełniać wolę innych, ale zawsze możesz zwracać
się do nich w sposób uprzejmy. Sai bardzo często to powtarza, ponieważ
nieprzestrzeganie tych zasad powoduje najpoważniejsze problemy z jakimi
spotykają się ludzie. Gdy tylko ktoś z kimś się nie zgadza, od razu podnosi
głos i staje się kłótliwy, a problemy wtedy rosną i nawarstwiają się.
Omawiamy dokładnie ten temat z prostego powodu – nawet jeśli ktoś
nie chce trafić do nieba, to przynajmniej niech nie idzie do piekła.
Zacytuję wam teraz wypowiedź Swamiego w sanskrycie:
Satjam brujet prijam brujet, na brujet satja ma prijam
54
Sai Ram – jesień 2002
Oto znaczenie tego powiedzenia:
Mów prawdę, mów łagodnie; nigdy nie mów bez miłości, nawet prawdy
Znaczenie poszczególnych wyrazów: satja – prawda; brujet – mówić;
prijam – przyjemnie, łagodnie.
Pozwólcie, że zadam wam pytanie. Czy wszelkie nieporozumienia
pomiędzy małżonkami, rodzicami i dziećmi, przyjaciółmi, w ośrodku Sai
nie mają swojego źródła właśnie w tym, że ludzie nie mówią z miłością?
Gdy pierwszy raz to przeczytałem, poruszyło mnie to do głębi. Miało
to miejsce w czasie mojego pobytu w Ameryce. Przygotowywałem się
akurat do wygłoszenia wykładu w ośrodku Sai i chciałem zapamiętać te
słowa, ale sanskryt jest dla mnie językiem obcym, podobnie jak polski.
Najlepszym sposobem na zapamiętanie tych słów było śpiewanie ich,
ułożyłem więc piosenkę:
Satjam brujet prijam brujet
Na brujet satja ma prijam
Speak the truth, my friends
Speak with love
So says Sathya Sai
Never speak a truth that hurts, my friends
Let love be your guiding light
(Zawsze mówcie prawdę, moi prz yjaciele, zawsze mówcie z miłością.
Tak naucza Sathya Sai.
Nigdy nie wypowiadajcie prawdy, która rani, moi prz yjaciele.
Niech miłość stanie się przewodnim światłem)
Spisane na podstawie wykładu wygłoszonego przez Jaga Jagadeesana
na X Ogólnopolskim Zjeździe Wielbicieli Sai w dniu 31.05.2002 r.
55
Sai Ram – jesień 2002
Wykład
Wprowadzenie do pracy
Organizacji Sathya Sai w Polsce
Punktem wyjścia dla wszelkiej aktywności człowieka było od zawsze
poszukiwanie szczęścia. Chcemy być szczęśliwi. W jaki sposób to szczęście można znaleźć i co to znaczy być szczęśliwym? W historii ludzkości
pojawiały się różne systemy filozoficzne i polityczne, różne rozwiązania
stosowane na mniejszą lub większą skalę, indywidualne lub grupowe ścieżki
do szczęścia. Jako wielbiciele Sai ufamy mu i podążamy ścieżką duchową,
którą on wytycza. A jaka jest definicja szczęścia według Sai Baby? Otóż
mówi on, że szczęście to zjednoczenie z Bogiem. Dlatego właśnie Sai
Baba robi to, co robi. Jego wielka społeczna działalność w Indiach, jak
i poprzez Organizację w innych krajach świata ukierunkowana jest na
przywrócenie kanonów prawego postępowania i odwiecznej hierarchii
wartości. Gdyby Sathya Sai uważał, że szczęście leży w pieniądzach lub
szybkich samochodach to rozdawałby pieniądze i szybkie samochody.
Ale on uważa, że szczęście to jedność z Bogiem. I choć nie znamy może
jeszcze szczęścia płynącego ze zjednoczenia z Bogiem, obdarzamy Sai
Babę zaufaniem i wierzymy, że on wie lepiej niż my. Podobnie jest, gdy
idziemy do dentysty, a on mówi: „przebarwienie w górnej lewej szóstce
wygląda mi na próchnicę, trzeba to sprawdzić”. Z reguły nie dyskutujemy
z wypowiedziami fachowców, gdyż ufamy, że wiedzą o czym mówią.
Tak samo ufamy, że Sai wie o czym mówi, twierdząc „Ja wiem czym jest
prawdziwe szczęście i w jaki sposób możesz być szczęśliwy ponad wszelkie
wyobrażenie”. Wszystko co Sathya Sai robi służy temu, żeby jak najwięcej
ludzi na całym świecie osiągnęło to szczęście, którym jest jedność z Bogiem. Wszystkie inne rzeczy, które dzieją się „przy” Sai Babie lub z Jego
inspiracji – szpitale, projekt wodny, szkoły, konferencje – wszystko to są
produkty uboczne. One nie są celem samym w sobie (chyba, że uznać, iż
duchowy mistrz najwyższych lotów zstępuje na ziemię, żeby założyć kolejny
uniwersytet, dostarczyć wodę pitną jakiemuś obszarowi albo założyć dwa,
trzy szpitale). Wydaje mi się, że tak nie jest. Wszelkie działania społeczne Sai
Baby wydają mi się raczej produktami ubocznymi lub etapami/sposobami
dążenia do tego szczęścia jakim jest jedność z Bogiem. I na takiej zasadzie
56
Sai Ram – jesień 2002
została powołana Organizacja Sai: aby pomóc człowiekowi osiągnąć owo
absolutne szczęście w definicji Sai.
Recept na szczęście, tak jak dawniej było wiele, tak i teraz jest wiele.
Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę samą sferę duchową, to zauważymy,
że wiele ścieżek często powtarza te same rzeczy, tzn. że ich zalecenia są
np. w 80% identyczne. Tak samo jest w przypadku religii – 70% może
90% przesłania wszystkich religii jest właściwie takie samo; zostaje tylko
w inny sposób powiedziane. Istnieje tyle ścieżek, że gdybyśmy chcieli je
wszystkie wypróbować nie starczyłoby nam życia. Ta gra różnych recept
na szczęście w naszym umyśle trwa cały czas i raz po raz wpadamy w pułapki skrótów. Jedni obiecują, że jak będziemy szli ich drogą to osiągniemy
wyzwolenie w dziesięć lat, drudzy – w pięć lat. Jeszcze inni obiecują:
„Masz rok – przestań jeść, zrób to, to i to, a będziesz wyzwolony”. Dla
niektórych z nas takie obietnice są kuszące; rok się wypruwać, ale potem
zostać oświeconym... Sai mówi jednak, że na drodze do oświecenia nie
ma żadnych skrótów. Poszukiwaczowi nie wolno zboczyć z „wytyczonego szlaku”, który został zresztą sprecyzowany przez Sai Babę punkt
po punkcie. Jest to ścieżka od „ja” do „my”, od „my” do „On” i dopiero
na poziomie „On” (czyli Bóg) możemy osiągnąć pełną identyfikację
z wszelkim życiem. I wówczas nie rzucamy papierka na ziemię nie dlatego, że ktoś na nas patrzy lub dlatego, że „nie wypada”, lecz dlatego,
że identyfikujemy się z ziemią jako z matką, albo z żywym organizmem,
któremu moglibyśmy takim czynem zadać ból. Taka wszech-identyfikacja
jest znakiem oświecenia1. Wszystko, co wówczas robi człowiek oświecony wypływa z jego wnętrza. Oczywiście, można nie rzucić papierka ze
stu innych powodów, ale jeżeli robimy to ze względów „wewnętrznych”
można je chyba traktować jako wykładnik naszego duchowego rozwoju.
Jestem absolutnie przekonany, że cała struktura, cel oraz zasady funkcjonowania Organizacji mają nam pomóc w osiągnięciu szczęścia, o jakim
mówi Sai. Cele przytoczę za „Kartą Organizacji”:
„Organizacja Sathya Sai nie jest organizacją ewangeliczną ani nawracającą. Do jej zasadniczych celów należy:
1. Pomaganie człowiekowi,
a) aby stał się świadomy obecności Boga w swoim wnętrzu i żył kierowany tą świadomością,
57
Sai Ram – jesień 2002
b) aby w swym codziennym życiu realizował i doświadczał boskiej
miłości i doskonałości, a dzięki temu
c) wypełniał swe życie radością, harmonią, pięknem, boską łaską, ludzką
doskonałością i trwałym szczęściem.
2. Dążenie do tego, by wszelkie relacje międzyludzkie oparte były na
prawdzie (satja), prawości (dharma), miłości (prema), pokoju (śanti) oraz
niekrzywdzeniu (ahimsa).
3. Dążenie do pogłębiania uczuć religijnych ludzi różnych wyznań, aby
każdy z nich stawał się coraz doskonalszym, coraz bardziej szczerym
i oddanym wyznawcą swojej religii”.
Podsumowując, celem istnienia Organizacji Sathya Sai jest pomoc nam
wszystkim w realizacji szczęścia w rozumieniu Sai Baby. W tej zasadniczej
sprawie należy mieć absolutną jasność: w Organizacji nie chodzi o szczęście
w rozumieniu interpretatorów nauk Sai lub w rozumieniu jakiś innych ścieżek duchowych (które mogą mówić właściwie podobne rzeczy, może tylko
innym językiem). Chodzi o szczęście w rozumieniu Sai Baby. Oznacza to,
że w swojej pracy Organizacja opiera się tylko na wskazówkach i zaleceniach
Sai Baby odnośnie tego jak najlepiej do owego szczęścia dotrzeć. I to jest
recepta uniwersalna. Sai Baba nie mówi do joginów (ci wymagają innego
„języka”). Sai Baba nie mówi do jakiejś grupy wydzielonej ze społeczności
ludzkiej, do elity wysoko rozwiniętych, hiper-inteligentnych, niesłychanie
wrażliwych, czystych i nieosaczonych problemami życia osobników. Sai
mówi do wszystkich ludzi tego świata; recepta jaką daje jest receptą dla
każdego, a szczególnie dla tych, którzy wierzą, że Sai rzeczywiście wie na
czym polega szczęście. W naszym pragnieniu szczęścia często nie ma bowiem wiedzy. Jako wielbiciele Sai wierzymy, że choć my nie wiemy, on wie
na pewno. I jeżeli będziemy się trzymać nauk Sai Baby poznamy to co on
może nam dać, co nosimy w sobie, ale czego nie jesteśmy świadomi.
Historia Organizacji rozpoczęła się w czterdzieste urodziny Sai Baby
w 1965 r. Na świecie było coraz więcej wielbicieli rozsianych po różnych krajach. Ludzie przyjeżdżali do Prasanthi Nilayam i przebywali przy Sai Babie.
Rozmawiali z nim, pytali go o różne sprawy, przedstawili mu swoje problemy. Sai doradzał, pomagał, załatwiać sprawy rodzinne, ale przede wszystkim
mówił o ogólnych zaleceniach duchowych dotyczących wszystkich ludzi.
Coraz więcej osób po powrocie do domu tęskniło za atmosferą duchowej
58
Sai Ram – jesień 2002
wspólnoty, jakiej zaznali przy boku Sai. I zrodził się pomysł stworzenia
Organizacji. Wielbiciele prosili Sai Babę, aby dał im coś, czego mogliby się
trzymać się po powrocie do domu. Chcieli się spotykać, rozmawiać o Bogu, wspólnie pracować dla dobra świata. Tak powstała idea Organizacji.
Jednocześnie już w latach sześćdziesiątych osoby z różnych ścieżek zaczęły
wykorzystywać imię Sai Baby – niezgrabnie, ale w czystych intencjach –
do promowania swej prywatnej działalności. Kiedy właściciel szkoły jogi
dołączał na ulotce informację, że uczy metodami Sai Baby, dla osób, które
o Sai Babie coś słyszały było to „reklamowe użycie” jego nazwiska. Raz po
raz pojawiały się także postacie, które twierdziły, że są przedstawicielami
Sai Baby, że go reprezentują lub działają z Jego pełnomocnictwa. Powołanie
Organizacji miało jednocześnie powstrzymać owe nadużycia.
Jaka jest różnica między Organizacją Sathya Sai a dziesiątkami,
setkami innych fundacji, organizacji oraz grup, które świadczą pomoc
bliźnim? Według mnie są trzy zasadnicze różnice, które sprawiają, że Organizacja Sathya Sai jest absolutnie wyjątkową strukturą na świecie. Moja
wiedza jest tu, oczywiście, ograniczona, ale faktem jest, że dotychczas
nie spotkałem się (nie tylko pod względem formalnym, ale również
ideologicznym) z żadnym podobnym ruchem.
Pierwsze założenie, które sprawia, że Organizacja Sai jest absolutnie
wyjątkowa dotyczy samej istoty człowieka. Sai twierdzi, że człowiek w swojej istocie jest boski. Wszystkie przymioty takie jak dobroć, współczucie,
pomaganie innym itd. we wszystkich innych „koncepcjach myślenia” są
w jakiś sposób moralnie uzasadniane. Mówi się np., że Bóg przykazał
nam czynić dobro, więc robimy to, o co nas poprosił. Najwyższy poziom
argumentacji jest taki, że jesteśmy dziećmi Boga, więc powinniśmy swoim
życiem naśladować ojca – to jest argument „pochodzenia”. Tak jak nasz
ojciec powinniśmy być dobrzy, pełni miłości i przebaczenia. Jeszcze inną
argumentacją uzasadniającą konieczność prawego życia jest powszechne
szczęście społeczne: czynimy dobro, aby wszyscy byli szczęśliwi, czynimy
dobro, bo np. małe dzieci umierają. Takie są motywacje tysięcy różnych
organizacji jak UNESCO, czy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Podstawową motywacją Organizacji Sathya Sai jest jednak założenie dotyczące
istoty człowieka. I Sai jest niesamowicie odważny, że w ten sposób o tym
mówi. Idea boskości człowieka tkwi głęboko w hinduizmie i buddyzmie.
Jest także obecna w chrześcijaństwie, choć być może nie została aż na
59
Sai Ram – jesień 2002
tyle wyartykułowana przez Jezusa. W chrześcijaństwie mamy koncepcję
synostwa i dziecięctwa Bożego (czyli argument pochodzenia). Ludzie są
dziećmi Boga, ale to nie znaczy, że są boscy. Na dodatek akcent na wyjątkowość boskości Jezusa jako syna pierworodnego w niedopowiedziany
sposób skłania Chrześcijan do postrzegania siebie jako „mniejszych braci”,
dzieci troszeczkę gorszych, jakby drugiej kategorii. Takie myślenie ujawnia
się np. za każdym razem kiedy kapłan wspomina o nas jako o „przybranych” dzieciach Boga, chociaż niby Bóg-ojciec ma nas kochać tak samo.
Tak więc pierwszym względem świadczącym o wyjątkowości Organizacji
Sathya Sai jest to, że jej inicjator twierdzi, iż każdy człowiek jest w swojej
istocie boski. Nie że jesteśmy synami czy córkami Boga, ale nierozerwalną
jednością z Absolutem. Stąd działanie na korzyść świata, działanie w duchu miłości, prawdy, prawości itd. nie jest czymś co powinniśmy robić
„z jakiś względów”. Sai powtarza, że jest to dla nas działanie najbardziej
naturalne, bowiem wypływa z naszej prawdziwej jaźni. Naturą Boga jest
miłość. Nie żyjemy w miłości dlatego, że „coś”, tylko dlatego że jesteśmy
miłością. Tak twierdzi Sai.
Drugą rzeczą, która świadczy o niepowtarzalności Organizacji jest to,
że jest to organizacja duchowa (w tym względzie różni się od UNESCO,
Wielkiej Orkiestry i innych), która w dodatku wiedziona jest przez swojego
założyciela. To się nie zdarza. Chrześcijaństwo jest wiedzione przez papieża,
ale nie Jezusa. Islam jest wiedziony przez wielkiego kalifa islamu, ale nie
przez Mahometa. Buddyzm jest wiedziony przez mistrzów, ale nie przez
Buddę. My mamy sytuację, w której wielki nauczyciel będący dla nas pełnią
autorytetu – tak jak dla nas jako chrześcijan pełnią autorytetu jest Jezus – jest
tu i teraz. Mówi co mamy robić i nas prowadzi. Przeciwnicy Organizacji
(bo zawsze tacy byli i będą) twierdzą, że Organizacja nie jest tworem Sai
Baby. Uważają, że jest Mu narzucona, a ponieważ Sai nie lubi się kłócić, więc
akceptuje ją jako konieczne/mniejsze zło (czyli zajęcia dla duchowych biurokratów). Będąc od lat w strukturze Organizacji poznałem już mechanizmy
funkcjonowania Organizacji na jej różnych poziomach na tyle, aby wiedzieć,
iż biurokracja utrzymywana jest w niej na minimalnym poziomie, jeżeli za
wykładnię wziąć obszar i skalę zadań. Każdy z pięciu Koordynatorów Stref
monitoruje pracę kilku lub kilkunastu regionów; każdy z Koordynatorów
Regionów – pracę w kilku lub kilkunastu państwach. Organizacja w każdym
kraju prowadzona jest przez Przewodniczącego i Komitet Koordynacyjny
60
Sai Ram – jesień 2002
lub Radę Centralną. To jest cała struktura. Jestem pewien, że Sai jest nie
tylko świadomy wszystkiego co dzieje się w Organizacji, ale i nie ma żadnej
decyzji, która byłaby podjęta bez Jego woli i przyzwolenia. Jego kontrola
nad kierunkiem pracy Organizacji jest wręcz niewyobrażalna. Także i ta
kwestia jest elementem wyjątkowości Organizacji.
Trzecim względem świadczącym o niepowtarzalności Organizacji
jest jej uniwersalizm, co znaczy, że przynajmniej potencjalnie może ona
stać się platformą porozumienia dla wszystkich ludzi na ziemi. W religie
świata wpisane jest wiele ograniczeń. Na przykład na chrześcijaństwo
rzutuje koncepcja rozumowania w kryteriach tzw. ludów wybranych.
Ta koncepcja tkwi zresztą głęboko w myśleniu żydowskim, chrześcijańskim oraz islamskim. Wszystkie te trzy religie posługują się ideą
ludu wybranego: uznają, że wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, przyznają,
że cała ludzkość pochodzi z jednego pnia, a jednak dzielą ludzkość na
wybranych i nie-wybranych. Ta idea, niezależnie jak skryta, zamyka
każdą z tych trzech religii przed uniwersalizmem sprawiając, że nawet
myślenie ekumeniczne realizuje się w myśl zasady „wszyscy jesteśmy
braćmi, ale brat chrześcijanin jest lepszy niż brat buddysta”.
Religie świata żyją historycznie; noszą blizny wzajemnych konfliktów
i pielęgnują swe zadrażnienia (czyż nie widzimy tego w obecnym konflikcie cerkwi z kościołem katolickim?). Mają „historyczne rany”, do których
nie mogą się zdystansować, bo ciężko jest się uwolnić od przeszłości.
W rezultacie ciąży na nich gromadzony przez pokolenia ładunek różnych
nawarstwień. Wydaje mi się, że żadna z wielkich religii świata nie ma potencjału do uniwersalizmu, być może także dlatego, że przez długie stulecia
uniwersalizm był niepotrzebny, albo i nawet niemożliwy. Jednak w połowie
dziewiętnastego wieku, kiedy ruszyła rewolucja przemysłowa, skończyły
się maszyny parowe, pod koniec wieku pojawiła się elektryczność, silniki
samochodowe, samoloty itd. świat zaczął jednoczyć się w bardzo szybkim
tempie. Nasi pradziadkowie nigdy nie uwierzyliby w rzeczy, które się teraz
dzieją. A to co się będzie działo za sto lat jest dla nas nie do pomyślenia.
Bóg – jeżeli wierzymy w Jego wszechmoc, wszechwiedzę i wszechobecność
– wie co się dzieje i zna potrzeby świata jednoczącego się w bezprecedensowym tempie. Przez setki tysięcy lat świat istniał właściwie bez żadnych
zmian. Ludzie żyli w czasach Ramy dokładnie tak, jak żyli piętnaście tysięcy
lat później w czasach Kriszny, i żyli tak samo w czasach, gdy po odejściu
61
Sai Ram – jesień 2002
Kriszny minęło kolejne pięć tysięcy lat. Nawet jeszcze sto lat temu większość społeczeństwa Indii żyła tak, jak w czasach Kriszny. Następowały
pokolenia po pokoleniach, ale ich życie mijało niemalże bez zmian. Teraz
zmiany są ogromne, w każdej dziedzinie życia: równouprawnienie kobiet,
życie społeczne, praca... Dawniej istniały religie lokalne. Do starć między
ich zwolennikami dochodziło na terenach krzyżowania się wpływów, na
styku: islam – hinduizm czy chrześcijaństwo – islam. Między hinduizmem
a buddyzmem nie było walk, bo religie te (także chińskie religie taoistyczne)
reprezentują myślenie pokojowe. Myślenie konfliktowe znajdujemy prawdopodobnie tylko w religiach judeo-chrześcijańskich. Islam, chrześcijaństwo,
judaizm – to są religie walki. Tak czy inaczej żadna z wielkich religii świata
(nawet żadna z religii pokoju) nie ma szans na zjednoczenie ludzkości,
gdyż albo wpisane są w nie historyczne konflikty, albo są zbyt osadzone
w kontekście kulturowym danego kraju, aby móc dotrzeć do ludzi z innych
stron świata. Nie można „zbraminizować” całego świata, gdyż cały świat
nie będzie chodził w prześcieradłach. Nie można „spapuizować” całego
świata, bo warunki życia i kultura Papui Nowej Gwinei jest całkowicie
różna niż np. kultura europejska. Ani też nie można go nawet „schrystianizować”, co pokazuje historia europejskiej ekspansji (także religijnej) kilku
ostatnich stuleci.
Nie ma na świecie siły, która byłaby w stanie dać ludziom jednoczącego się świata płaszczyznę do wspólnego bycia, do istnienia bez konfliktów i zatargów. Jeszcze sto lat temu konflikt między dwoma osobnikami
kończył się co najwyżej bójką, dzisiaj mogą oni nacisnąć guziki z dwóch
stron, spowodować jądrowy holocaust i niewyobrażalną zagładę. Tragedią
Afryki i w ogóle krajów Trzeciego Świata są niekończące się konflikty wypływające z myślenia w kategoriach plemiennych. Dawniej były to walki
na kije i na pięści, efektem konfliktu było kilka siniaków i jeden ranny
na rok. Dziś, kiedy najtańszą rzeczą w Afryce jest broń automatyczna,
dochodzi tam do rzezi. Wszystkie wojny między plemionami w Afryce
są przekleństwem cywilizacji Zachodu. Ludzie o mentalności plemiennej
dostają do rąk narzędzia zagłady, przez co ich techniczne możliwości
zabijania wielokrotnie przewyższają poziom ich myślenia. Ten problem
dotyczy zresztą całego świata, także chrześcijaństwa. Wystarczy spojrzeć
na największy konflikt światowy ostatniego wieku: polaryzacja świata
na komunistów i demokracje Zachodu w ostatnich latach zastąpiona
62
Sai Ram – jesień 2002
została konfliktem między chrześcijaństwem a islamem, a właściwie
między światem zachodnim a światem islamu. Islam jako religia walki
musi żyć walką, stąd działania podejmowane przez fundamentalistów.
Chrześcijaństwo walczy już teraz trochę innymi metodami, bo jest dojrzalsze. Islam chce walczyć granatem i karabinem. A ponieważ populacja
islamu stanowi jedną piątą czy też nawet jedną czwartą świata nie należy
bagatelizować sprawy. Wszystkie te przykłady ukazują, że sytuacja na
świecie jest poważna. Niedojrzała ludzkość podcina gałąź, na której siedzi.
Jestem przekonany, że nikt z nas nie ma takiego całościowego obrazu jaki
ma Sai. Tak naprawdę nie rozumiemy Go, tak samo jak nawet miliard
mrówek nie zrozumie dlaczego piję herbatę lub robię to, czy tamto. To
jest nierealne. Choć dla mrówek mogę być niepojęty, mogą mi zaufać,
że zbuduję im ogrodzenie do mrowiska.
Sai ma szeroki wgląd i wie co robi. To, że zdecydował się zstąpić na
ziemię jest ewenementem w skali światowej. Sai mówi, że nigdy w historii
świata nie było takiej sytuacji, aby awatar zstępował trzy razy pod rząd
(jako Szirdi Sai, Sathya Sai, Prema Sai). W myśleniu hinduskim próbuje
się opisać i skodyfikować awatarów. Dzieli się ich na awatarów Śiwy,
awatarów Wisznu, awatarów częściowych, połówkowych, zstępujących
na chwilę i na całe życie. Ale żaden z tych wielkich awatarów nigdy nie
objawiał się tak, by zgromadzić tylu wielbicieli co Sai Baba. Nigdy nie
było sytuacji, aby awatar zstępował dla całej ludzkości. Zwykle zstępował
dla jakiegoś państwa czy regionu. Rama działał tylko na terenie Indii,
Kriszna – nawet nie całych Indii. Jezus objął swym zasięgiem zaledwie
jedną prowincję. Nigdy poprzednio nie było sytuacji, aby awatar określał
się i mówił kim jest. Nigdy nie zstępował w trzech kolejnych ciałach – to
jest absolutny ewenement. Dlaczego Sai Baba to robi? Moim zdaniem
dlatego, że aby wyprowadzić ziemię z kryzysu w jakim się znalazła musi
działać na przestrzeni wielu pokoleń. Zaczęło się od Indii. Shirdi Baba jest
teraz najpopularniejszym świętym w Indiach, gdzie stworzył podstawy
między-religijnego porozumienia. Sai Baba tworzy te same podstawy na
całym świecie. Zanim odejdzie zmiany, które wprowadza będą mocno
ustabilizowane. Prema Sai dokończy dzieła. Działalność tych awatarów
obejmie okres piętnastu pokoleń. Przez 15 pokoleń będą powtarzali nam
podstawowe prawdy o życiu, żebyśmy je zrozumieli i żeby zrozumiały je
nasze dzieci i wnuki… W realizacji tego zadania Organizacja Sathya Sai
63
Sai Ram – jesień 2002
odgrywa niebanalną rolę. Ma potencjał, aby stać się uniwersalną płaszczyzną ogólnoludzkiego porozumienia. Organizacja nie zastąpi religii (ani też
nigdy nie było to jej celem); raczej umożliwi niektórym wyjście poza nie
i stworzenie środowiska, w którym osoby z różnych orientacji religijnych
i filozoficznych będą wspólnie pracować dla dobra całego świata. Na tej
płaszczyźnie buddysta będzie siedział obok chrześcijanina, muzułmanin
obok buddysty i chrześcijanina – w pełni akceptacji i zrozumieniu. Żaden
nie będzie musiał wypierać się swojej religii lub kultury, ale nauczą się
języka dzięki któremu będą mogli rozmawiać jak brat z bratem.
Na zakończenie kilka danych. Podział administracyjny struktury
Organizacji wygląda następująco: główne biuro kierowane przez Przewodniczącego Międzynarodowej Organizacji (Indulal Shah) mieści się
w Prasanthi Nilayam. Podlega mu pięciu Koordynatorów Stref na świecie.
Jednym z nich jest Thorbjörn Mayer, Koordynator strefy 4, czyli krajów
Europy, Rosji i krajów rosyjskojęzycznych. W każdej strefie istnieją regiony
obejmujące państwa – jedno, dwa, pięć – zależy od wielkości. W każdym
z państw istnieje z kolei Organizacja na poziomie krajowym, funkcjonująca
w oparciu o najbardziej podstawowy poziom czyli grupy i ośrodki. Koordynowaniem pracy grup i ośrodków na terenie kraju zajmuje się Komitet
Koordynacyjny. Jest to kilka osób wybieranych przez liderów tychże grup
i ośrodków raz na dwa lata. W obrębie Komitetu Koordynacyjnego funkcje
są podzielone: Przewodniczący, Koordynator Gałęzi Duchowej, Służebnej
itd. Zadaniem Koordynatorów jest stymulowanie pracy oraz kierowanie
pracą grup i ośrodków, tak aby była ona zgodna z założeniami Sai Baby,
aby nie było jakiś niedociągnięć, błędów i nadużyć. Z kolei zadaniem
Koordynatora Regionu jest budowanie zrozumienia i takie usprawnianie
przepływu informacji, aby komitety w poszczególnych krajach pracowały
właściwie. W taki sposób działa Organizacja. Największa odpowiedzialność
spoczywa na liderach grup i ośrodków. To oni tworzą rdzeń Organizacji.
Oni są w bezpośrednim kontakcie z lokalną społecznością. Wszystkie
inne funkcje: członkowie Komitetu Koordynacyjnego, Koordynatorzy
Regionów czy Koordynatorzy Stref są w istocie wsparciem strukturalnym
i organizacyjnym dla właściwej pracy w grupach i ośrodkach.
W Polsce praca Organizacji zaczęła się w 1992 roku. Powstały cztery
grupy: w Białymstoku, Warszawie, Opolu i we Wrocławiu. Członkowie
tych grup powołali Komitet Organizacyjny, który zatwierdził Bernard
64
Sai Ram – jesień 2002
Gruber, ówczesny koordynator naszego regionu. Zaczęło się więc od czterech grup i kilkudziesięciu członków. Musieliśmy uczyć się wszystkiego od
podstaw i nie uniknęliśmy wzlotów oraz upadków. Teraz mamy w Polsce
osiem ośrodków afiliowanych i dwadzieścia jeden afiliowanych grup.
Kolejne sześć grup oczekuje na afiliację. Jest też kilka osób indywidualnych w różnych miastach, które być może grupy utworzą. Na przestrzeni
ostatnich dwóch lat, czyli od czasu funkcjonowania obecnego Komitetu
Koordynacyjnego ilość grup w Polsce wzrosła prawie dwukrotnie. Udało
nam się uporządkować kwestię członkostwa w Organizacji oraz wprowadzić w życie wiele zasad podstawowych, rządzących funkcjonowaniem
grup i ośrodków. W ciągu pierwszych lat większość rzeczy była robiona
spontanicznie, na wyczucie. Z czasem przekonaliśmy się jednak, że zdanie
się wyłącznie na spontaniczność przestało być dobre. Myślę, że istniejąca
teraz w Polsce struktura Organizacji jest spójna. Jest to podstawa formalna,
żeby Organizacja się rozrastała. Nie wiem ile grup i ośrodków będzie się
pojawiało w najbliższych latach, ale jestem pewien, że ich ilość będzie rosła.
Obecnie Organizacja liczy trzystu trzydziestu członków. To całkiem dużo:
dwa lata temu liczyła niecałych dwustu. W ciągu dwóch lat przybyło stu
trzydziestu nowych członków i sądzę, że wciąż będzie ich przybywało. Jest
to bowiem jeden ze sposobów, dzięki którym rozwija się misja Sathya Sai.
I choć wyzwania, jakie stawia przed nami Sai są zawsze nieco wyższe niż
nam się wydaje, żywię głęboką nadzieję, że im podołamy, a nasza praca dla
dobra Polski i całego świata przyczyni się do zmian na lepsze oraz obdarzy
nas wielką wewnętrzną satysfakcją.
Przewodniczący Organizacji Sathya Sai w Polsce,
Marek Oziewicz
Wielki bengalski święty, oświecony mistrz Swamiego Wiwekanandy, Ramakriszna Paramahansa umierał na raka krtani. Lekarze byli bezsilni i razem z uczniami
wymogli na nim obietnicę, że pomodli się o swoje zdrowie do Boskiej Matki.
Wkrótce potem mistrz powiedział, że Boska Matka zbyła jego prośbę o uleczenie
krtani stwierdzeniem: „mam miliony gardeł, którymi spożywam pokarm, to jedno
nie ma znaczenia”. Wiadomość tę Ramakriszna przekazał z dumą i radością, jako
potwierdzenie swojej wszechobecności we wszystkich istotach żywych, a nie ze
smutkiem, jako wyrok na swoje ciało, z którym przestał się identyfikować.
1
65
Sai Ram – jesień 2002
Fragment książki
Psychiatria i duchowoϾ
Zapraszamy Was do zapoznania się z fragmentem książki Samuela Sandweissa
„Sai Baba – święty człowiek i psychiatra”, która już niebawem ukaże się w całości
i będzie dostępna w naszej księgarni. Oto rozdział siódmy, który przedstawia spojrzenie na dualność z punktu widzenia poszukującego naukowca. Mamy nadzieję,
że sposób w jaki doktor Sandweiss, wieloletni praktyk w psychiatrii, wyjaśnia
pojęcie dualności i jedności, przybliży Wam ten trudny temat i pomoże uporać się
z niektórymi schematami zakorzenionymi w naszych umysłach.
W moich doświadczeniach z psychiatrią szybko zainteresowałem się
psychoanalizą.1 Zaobserwowałem, że wielu ludzi umysłowo upośledzonych
robiło postępy za pomocą tej techniki. Inni, którzy byli zasadniczo zdrowi,
ale zainteresowani poznawaniem siebie na wyższym psychologicznym poziomie, nie wykazywali głębokich zmian pod wpływem zastosowanej terapii.
Nie uważali oni, że przeszli jakieś znaczące przyspieszenie w zachowaniu,
chociaż wielu z nich oświadczyło, że posiedli jakąś osobistą wnikliwość.
Dostrzegłem także, że wielu naukowców wraz z rozwojem kariery
zamiast stać się bardziej spontanicznymi, ludzkimi i otwartymi, stawało
się raczej oschłymi i odsuwało się od społeczeństwa. Czyżby miało to
wskazywać na pewne ograniczenia w rozwoju analizy?
Wytłumaczyłem to sobie następująco. W naszym rozwoju możemy
wyróżnić dwa główne procesy: jeden to stawanie się indywidualistą
i ściśle określoną jednostką, a drugi to tracenie swej indywidualności,
określenia i zorganizowania.
Pierwszy proces wyrażony jest cudownym rozwojem człowieka z połączenia się dwóch komórek: jajeczko i sperma łączą się w łonie kobiety, aby
utworzyć jednakowe komórki, z których rozwiną się organy wewnętrzne,
kończyny, oczy itp. Na tym etapie komórki dzielą się, tworząc grupę komórek
zwanych morulą. Każda komórka posiada pełną zdolność zmiany w jedną
z trzech tkanek: ektodermę, endodermę i mezodermę. Zaczyna się fantastyczny proces organizacji. Na rozkaz jakiegoś nieznanego czynnika tkanki zaczynają się rozwijać i różnicować. Różnice są coraz większe, aż do ukończenia
formowania się ciała fizycznego, z jego różnorodnością funkcjonowania.
Podobny proces trwa także w rozwoju naszego ciała emocjonalnego
i mentalnego przez cały okres dzieciństwa. Skromny sposób percepcji
i wyrażania emocji staje się powoli coraz bardziej różnorodny. Rozwi66
Sai Ram – jesień 2002
jamy wspaniałe poczucie indywidualności i oddzielności od tego, co
nie jest nami. Kiedy przestajemy ssać mleko matki, rozwijamy naszą
samowystarczalność. Stajemy się coraz bardziej samodzielni.
Drugi proces – który w zasadzie moglibyśmy nazwać umieraniem –
charakteryzuje się odchodzeniem od indywidualności, utratą poczucia
odmienności i poczucia siebie.
Na poziomie fizycznym wyraża się to degeneracją organów wewnętrznych, aż do śmierci całego organizmu – jego całkowitego rozkładu. Mimo,
że powierzchownie proces ten wydaje się negatywny, mam wrażenie, że odzwierciedla on inny proces, o którym czytałem w literaturze filozoficznej:
rozpad indywidualnego „ja”, które łączy się z większym kosmicznym bytem.
Ma to związek ze ścieżką duchową, na którą wstępuje człowiek, aby zmienić
swą dualną świadomość; aby połączyć się z fundamentalną jednością – jednością kosmiczną. „Człowiek musi umrzeć, aby narodzić się ponownie”.
„Dualność” to stan świadomości, gdzie wszystko postrzegane jest
oddzielnie. Proces duchowy doprowadza do odrzucenia takiego postrzegania, aż do osiągnięcia stanu, gdy indywidualności połączą się,
a postrzeganie typu „podmiot – przedmiot” zaniknie.
We współczesnej psychoanalizie cały ten proces jest negowany, a nawet odrzucany. Mam wrażenie, że jej zadaniem jest zbudowanie indywidualności jednostki jako całości; witalnej i silnej – mówiąc inaczej – uformowanie samo-identyfikacji człowieka. Wydaje się, że zdrowie jest pochodną
wysokiej indywidualności. Analitycy zadowolili się opinią, że u osoby,
która w wieku około sześciu lat nie poradziła sobie z rozwinięciem silnej
osobowości – czy to w związku z konfliktem z rodzicami, stresem lub
z innych powodów – problemy pojawiają się we wczesnym procesie indywidualizacji. Zadaniem analityka była pomoc w rozwinięciu pełnego
poczucia samego siebie poprzez ujawnienie konfliktów wynikających
z „kompleksu Edypa”, który pojawia się mniej więcej w tym wieku.
I tu właśnie dostrzegłem słaby punkt psychoanalizy. Co prawda
było dla mnie jasnym, że indywidualizacja jest podstawowym etapem
zdrowego rozwoju, to jednak ciągle pozostaje kwestia ewolucji do tego
świata, który nie jest jasno zdefiniowany przez myśl psychoanalizy.
Kroki podjęte, aby zwiększyć odczuwanie siebie jako indywidualnej
jednostki, ze szczególnym naciskiem na umysł i emocje (które są jądrem
67
Sai Ram – jesień 2002
niższego „Ja”) mogą być pomocne jedynie do pewnego punktu. Ale mogą też
zaszkodzić, jeśli ktoś chce pójść dalej. Wielu psychiatrów oraz większa część
społeczeństwa, błędnie uważają, że psychoanaliza, która pomaga człowiekowi
przywrócić zdrowie i dojrzałość, jaką powinien osiągnąć w wieku sześciu, siedmiu lat, powinna mu wystarczyć w jego rozwoju przez całe życie. To właśnie tu
leży niebezpieczeństwo. Można łatwo wpaść w pułapkę przewartościowania
roli umysłu oraz wyrażania swych emocji kosztem moralności.
Przy ograniczonej ocenie wartości i moralności, sytuacja taka stwarza
środowisko prawie totalnego przyzwolenia w imię uświadamiania sobie
i wyrażania swych uczuć, pragnień i potrzeb, które zostały w człowieku zablokowane. Zachęca się do stwarzania specyficznej relacji względem swego
umysłu, myśli i fantazji. Sprowadza się to do pozwalania na wypływanie
na powierzchnię wszystkich myśli, bez jakiejkolwiek cenzury. Człowiek
uświadamia sobie silny związek myśli z emocjami, pragnieniami i potrzebami. Pozwala to na ujawnienie tych elementów naszej świadomości, tak
by zostały one dostrzeżone i odpowiednio potraktowane. Jest to jeden ze
sposobów na poznanie naszego ciała emocjonalnego i mentalnego.
Taki proces jest podstawą analizy. Ale jako sposób na życie może
doprowadzić do katastrofy. Istnieją dowody na to, że zasady te teoretycznie zostały przeniesione na grunt życia społecznego jako zniekształcona
moralność, powodując powszechne zainteresowanie się własnymi korzyściami. Psychiatria jest częściowo odpowiedzialna za te zapożyczenia
i wypaczenie jej zasad, ponieważ chcąc pozostać bezstronną wahała się
nad ustosunkowaniem do moralności oraz określeniem zdrowych granic
w zachowaniu. Jasnym jest, że granice takie muszą być określone. Nasza
kultura przesadziła w testowaniu jak daleko możemy zajść w seksualności,
zdradzie i pornografii, asertywności, agresji i przemocy.
Wydaje mi się, że zatraciliśmy wszelkie granice w naszych testach,
pozwalając sobie na wszystko. Coraz bardziej poddajemy się zmysłom,
emocjom i wszelkim fantazjom. Zamiast stać się własnymi mistrzami,
tworzącymi porządek i ułatwiającymi ewolucję ludzkiej świadomości,
staliśmy się niewolnikami naszych emocjonalnych i mentalnych energii,
które wciągają nas w żądzę zmysłowych korzyści. Zniszczyliśmy ziemię,
zatruliśmy powietrze, żywność i wodę. Wymieniamy się bezdusznością
i przemocą, zamiast dzielić się miłością i wzajemną pomocą.
68
Sai Ram – jesień 2002
Moralne i duchowe przykazania prowadzenia naszego życia w dyscyplinie i z poczuciem odpowiedzialności, potrzeba ograniczania naszych
egoistycznych pragnień, aby osiągnąć wyższe cele dla nas samych i dla
szczęścia innych, wydają się nie mieć już żadnego znaczenia.
Przecenianie potrzeby wyrażania swych emocji prowadzi nie tylko
do społecznego chaosu, ale również ogranicza rozwój duchowy. Należy
zachować równowagę pomiędzy wolnością wyrażania emocji i duchowym
odrzucaniem przywiązań do emocji ( o czym jeszcze napiszę w tym rozdziale) i zrozumieć, że nasza prawdziwa tożsamość leży ponad emocjami.
Wierzę, że psychoanaliza stanie się bardziej zrównoważona i holistyczna,
kiedy przyswoi sobie podstawy duchowości. Współczesne społeczeństwo
odczuwa potrzebę takich praktyk jak: wyciszenie, oczyszczanie i kontrolowanie umysłu poprzez medytację, odcinanie się od emocji, dyscyplinę
i kontrolę naszej energii – co przekłada się na poziom społeczny przez
rozwijanie moralności, odpowiedzialności i szacunku względem siebie.
Psychiatria propaguje również inne zachowanie, które uważałem za
pomocne i nieszkodliwe: to przecenianie zdolności umysłu do racjonalnego myślenia – wiary w to, że umysł może rozwiązać każdy problem.
Jednak mimo, że psychoanaliza zaczęła dostrzegać ograniczoność umysłu, nadal stawia go ponad nasze zdolności postrzegania, co w dużym
stopniu ogranicza głębsze poznanie rzeczywistości.
Wydaje się, że to przesadne zachwycanie się racjonalnością umysłu
spowodowane jest rozwojem nauki, przemysłu i rewolucją technologiczną.
A ponieważ obecny stan technologii jest oznaką postępu cywilizacji, usprawiedliwia to nasze trzymanie się opinii o wyższości racjonalnego umysłu.
Jednak coraz więcej ludzi uważa, że zapłaciliśmy zbyt wysoką cenę za rozwój, który ma przede wszystkim wartość materialną. Życie na skraju wojny
atomowej i samozagłady jest raczej dowodem na ograniczone możliwości
racjonalnego umysłu, niż na potwierdzenie jego niezawodności.
Psychoanaliza stała się dla mnie pełna sprzeczności i nie doprowadzonych do końca przemyśleń na temat umysłu. Spojrzałem na nią w taki oto
sposób. Z jednej strony analitycy szybko zauważyli, że ludzie nie zmieniają
się pod wpływem intelektualnych interpretacji, czy dydaktycznych dyskusji
na temat ich problemów. Możemy jednak spojrzeć na nasze problemy poprzez nieracjonalną technikę wolnych skojarzeń. Doszło do tego, że analitycy uznali potrzebę wyjścia poza racjonalny umysł, aby dotrzeć do głębi
69
Sai Ram – jesień 2002
natury istnienia człowieka i dopiero wtedy użyć racjonalnego umysłu do
oceny i podsumowania tego, co zostanie odkryte. Psychoanaliza uznała za
bardzo ważne, aby pacjent zrozumiał genetyczne uwarunkowania swych
zachowań (czyli, jak traumatyczne otoczenie mocno wpływa na objawy),
co ma przyczynić się do trwałego wyzdrowienia.
Obecnie w środowisku psychoanalitycznym zaczynają pojawiać się
wątpliwości co do tego, że racjonalny umysł potrzebuje oceniania i podsumowywania tego, co odkrywa, aby pacjent został wyleczony. Inaczej
mówiąc, człowiek niekoniecznie musi wiedzieć jak mają się jego problemy do doświadczeń z dzieciństwa, aby poradzić sobie z ich objawami.
Powstały obecnie terapie niewerbalne, w których nie próbuje się nawet
wyjaśniać „dlaczego” i „kiedy”. Ich efekty wydają się przynajmniej tak
samo dobre, jak te osiągane w terapiach psychoanalitycznych. Czyżby więc
siła leczenia wszystkich tych terapii tkwiła raczej w miłości i kontaktach
międzyludzkich, a nie w umysłowych, intelektualnych rozważaniach?
W każdym razie, z jednej strony specjaliści wydają się wystarczająco
dostrzegać ograniczenie racjonalnego myślenia w terapiach i dlatego
rozwinęli technikę wolnych skojarzeń. Z drugiej jednak strony, byłem
zdumiony w jak bardzo umysłowy i intelektualny sposób wielu analityków wyrażało się w swych pracach i na wykładach. Tak jakby wydawało
im się, że są w stanie zrozumieć i zdefiniować ludzką naturę; jakby to
był samochód podlegający podstawowym zasadom mechaniki.
Nawet na początku moich studiów miałem wątpliwości co do tego,
że można pojmować ludzką naturę w ten sposób. Jednak wielu analityków
tak właśnie traktowało temat i do dzisiaj pamiętam z jakim znudzeniem
przebijałem się przez wydumane prace naukowe. Zamiast tego zaczytywałem
się książkami o mistycyzmie, zenie buddyjskim i o innych ścieżkach duchowych, w których ciągle znajdowałem potwierdzenie tego, że wyższe poziomy
świadomości nie mogą być zrozumiane przez umysł... ponieważ umysł jest
przeszkodą, którą należy pokonać, aby móc dostrzec swoją prawdziwą naturę. Identyfikowanie się z umysłem, emocjami czy ciałem, powoduje jedynie
większe zanurzanie się w mentalną iluzję, będącą przyczyną cierpienia.
Czułem, że podejście zachodnich badaczy behawiorystycznych do
identyfikowania człowieka z umysłem, było rezultatem jednostronnego
spojrzenia na rzeczywistość. Jednak moje zafascynowanie takimi duchowymi koncepcjami jak atma (prawdziwe „Ja”, boski pierwiastek, nieograni70
Sai Ram – jesień 2002
czoność, niezmienność, nieskończoność, wieczność) i moksza (połączenie
się fali z oceanem, z którego powstała, wyzwolenie z iluzji, uwolnienie się
z koła narodzin i śmierci, osiągnięcie wiecznego szczęścia) było zbyt wielkie,
abym dał się wciągnąć w ograniczone koncepcje współczesnej psychiatrii.
Te wschodnie wizje praktyk duchowych same prosiły się o zbadanie.
Porównanie procesu wolnych skojarzeń ze wschodnimi praktykami
medytacyjnymi natychmiast pokazuje różnice pomiędzy wschodnim i zachodnim sposobem patrzenia na umysł i na człowieka. Celem obu procesów
jest poznanie najgłębszej ludzkiej natury, a centralnym ich punktem jest
zrozumienie tego, iż jest się równocześnie obserwatorem i świadkiem. Ale
każdy z tych procesów rozumie to w inny sposób. W procesie wolnych
skojarzeń człowiek jest obserwatorem swych myśli i emocji. Patrzy jak
wyłaniają się one ze świadomości. Chodzi o to, że myśli i emocje mogą
ukazać pochodzenie problemu, który w ten sposób można rozwiązać.
Dlatego człowiek powinien do nich dotrzeć i podążać za nimi. Natomiast
w medytacji chodzi o to, aby być świadomym siebie samego jako świadka.
Koncentracja na pełnej świadomości, na „tu i teraz”, może zaprowadzić
nas do głębszych pokładów naszej prawdziwej natury. Należy wyjść poza
umysł, obserwować swe myśli i uczucia, ale nie podążać za nimi.
Jeżeli mamy używać umysłu, to powinna kierować nim wola obserwatora do kreowania wewnętrznych duchowych doznań, takich, które
przywołują chęć tworzenia, albo wszechogarniającej miłości i pokoju.
Można tego dokonać poprzez mentalne powtarzanie jednego z wielu imion
Boga, przez wizualizację światła, boskiej formy albo przez inne techniki.
Ćwiczenia te zmierzają do poskromienia umysłu, do zachęcenia człowieka,
aby doświadczał boskości, która jest jądrem naszej tożsamości.
Pozostając jako świadek w kontakcie z własnym „Ja” i boskim aspektem, można dotrzeć do miejsca, w którym obserwator i obserwowany
(„ja” i „on”) stają się jednym. Wtedy nabiera sensu znana wschodnia
mantra Tat Twam Asi (Ja jestem Tym). Człowiek wchodzi w stan spokoju,
który leży ponad zrozumieniem. Odwrotnie dzieje się to na leżance u
psychoanalityka, gdzie osiągnięcie stanu głębokiego wyciszenia może
zostać zrozumiane jako zamykanie się. Wtedy pacjent zachęcany jest do
poddania się swobodnemu przepływowi myśli i emocji.
W myśli wschodu istnieje wyraźne rozgraniczenie między umysłem
i prawdziwym „Ja”. Nowoczesna psychiatria nie chce się z tym zgodzić.2
71
Sai Ram – jesień 2002
Baba powiedział: „Naukowiec szuka na zewnątrz i zadaje pytanie
‘co to jest?’(to, co można odebrać zmysłami, to, co istnieje w świecie
emocji lub umysłu). Święty zawsze szuka wewnątrz, a jego pytanie brzmi
‘co jest tam?’ (to, co jest ponad zmysłami, ponad emocjami, poza umysłem). Umysł jest jak zasłona utkana z nitek pragnień. Kiedy porzucimy
pragnienia, zasłona opadnie, ukazując nam naszą prawdziwą naturę”.
Pierwsze złe przeczucia na temat psychoanalizy pojawiły się u mnie,
kiedy zwróciłem uwagę na moje reakcje w czasie pierwszych kontaktów
z pacjentami. Stałem się mniej spontaniczny, bardziej się kontrolowałem
i izolowałem od pacjentów. Było to dokładnie odwrotnie do tego, czego się spodziewałem. Zacząłem szukać sposobu na obserwację świata
w sposób mniej ograniczający. W ten sposób poznałem technikę Gestalt.
Była ona jednocześnie interesująca i obiecująca. Postanowiłem poznać
ją poprzez osobiste uczestniczenie w terapii.
Terapia ta w bardziej bezpośredni sposób zajmowała się naturą
dwoistości i możliwościami wyjścia poza nią. Wydawała się dostrzegać
możliwości duchowe człowieka. Było w niej mniej odnośników do racjonalnego umysłu jako źródła lepszego poznania świata, a więcej do
wzięcia odpowiedzialności za własne czyny, bez oskarżania matki, ojca
czy traumy z dzieciństwa.
Większy nacisk kładziono na swobodę wyrażania siebie, bez określania, czy nawet poruszania tematu odcinania się od emocji. Terapeuta
techniki Gestalt nie jest psychoanalitykiem badającym zachowania
pacjenta ciągłymi pytaniami „dlaczego”. Uważa on raczej, że prowadzi
to tylko do intelektualnych rozważań nad problemem, zamiast bezpośrednio do doświadczania go. Jego praca polega na pomocy pacjentowi
w uświadomieniu sobie CO robi i JAK to odbiera tu i teraz. Koncentracja
na takiej świadomości nie ograniczanej wspomnieniami z przeszłości,
martwieniem się o przyszłość, przemijającymi emocjami czy powracającymi uporczywymi myślami, ma większy wpływ na pacjenta.
Była to dla mnie duża zmiana. Wszelkie interpretacje i wyjaśnienia
ze strony terapeuty uznawane były za stratę czasu; nadymały jedynie
ego analityka. Jego praca stała się mniej umysłowa, ponieważ nie musiał
„rozgryzać” pacjenta, za to bardziej spontaniczna i intuicyjna, kiedy
starał się doświadczyć rzeczywistości przeżywanej przez pacjenta.
72
Sai Ram – jesień 2002
Technika Gestalt wyraźnie różniła się od analizy, gdyż miała całkiem
inne spojrzenie na świat. Sztywny, surowy analityk stanowił kontrast
dla spontanicznego, często swobodnego, ale bardziej stąpającego po
ziemi terapeutę Gestalt.
Często terapeuci stosujący tę technikę proszą pacjentów, aby zwracali
się do nich po imieniu. Twórca techniki, Fritz Perls, był osobą swobodną,
skłonną do żartów, czasami ocierającą się o grubiaństwo. Zdarzało się,
że nosił kombinezon, a najczęściej zniszczone ciuchy. Napisał książkę
pod tytułem „Wewnętrzne i zewnętrzne życie kubła na śmieci”. Taki
sposób podejścia do terapii i terapeutów podobał mi się.
W technice Gestalt pacjent proszony jest o porzucenie dualności
i przejście poza granice postrzegania „podmiot – przedmiot”, o zidentyfikowanie się z unikanymi lub pojawiającymi się aspektami swego
„Ja” poprzez STAWANIE SIĘ obiektem lub uczuciem, którego pacjent
nie uważa za część siebie. Często dzieje się to poprzez odgrywanie roli
danego przedmiotu czy uczucia, lub poprzez próbę rozmowy z nim.
Wszystko co zmysły i umysł postrzegają jako coś co nie jest częścią
„Ja”, uznawane jest za projekcję „Ja” – za ten aspekt, który z pewnych
powodów uważany jest za obcy i dlatego jest odrzucany.
Zadaniem terapeuty jest nakierowanie pacjenta na reidentyfikację
z odrzucanym aspektem, na nawiązanie z nim lepszego kontaktu, a nawet
stopienia się z nim i odzyskania energii wyzwolonej w całym procesie.
Istotne znaczenie mają tzw. „złe” projekcje lub te, które są unikane
i uznawane za szczególnie obce dla świadomości. Duży nacisk kładzie
się na nawiązanie kontaktu z tymi obszarami i zaprzestanie walki z nimi.
Na przykład, jeśli ktoś boi się szczekających psów, może być poproszony
o odegranie roli szczekającego psa. Jeśli ktoś boi się przemocy, agresji,
asertywnego zachowania, może mieć problem z taką rolą. Kiedy jednak
przełamuje się i zapoznaje z zadaniem, może poczuć się bardziej komfortowo z własnymi impulsami i własną asertywnością. To, co wcześniej
było wywołującym lęk doświadczeniem, może zamienić się w źródło
siły. W ten sposób można rozwinąć w sobie zdolność opanowania się,
gdy podobna sytuacja zdarzy się w życiu.
Często zdarza się, że odgrywając taką rolę, pacjent zaczyna zdawać sobie
sprawę z tego, że takie projekcje są symbolami, za którymi kryje się coś ważnego. Coś, czego unikał i bał się. Wtedy pacjent staje się zdrowszy i silniejszy.
73
Sai Ram – jesień 2002
Używając powyższego przykładu: ktoś, kto obawia się agresji, odgrywa rolę – ruchy i uczucia – ujadającego psa, mimo że na początku go
to przerażało. Zaczyna zdawać sobie sprawę, że może to być źródłem
radości i siły. W trakcie ćwiczenia widzi, że nie dzieje się nic przerażającego. W tym procesie człowiek odnawia w sobie kontakt z odrzucanymi
uczuciami i jest w stanie stawić im czoła w życiu codziennym. Nie musi
ich już unikać ani bać się sytuacji, w których musi znaleźć odpowiedni
sposób reagowania na złość i agresję.
Dzięki takim ćwiczeniom stałem się bardziej świadomy natury dualizmu. Poznałem techniki, które pozwalały pokonać granice pomiędzy
podmiotem i przedmiotem. Potrafiłem wykorzystywać te techniki, ale
po pewnym czasie nawet w nich dostrzegłem ograniczenia.
W moim przypadku techniki te nie pomogły mi rozwiązać problemu jakim był lęk przed śmiercią ani problemu rozbieżności fizycznych
i mentalnych związanych z procesem starzenia się. Nie potrafiłem
dotrzeć do stanu, w którym lęki te przestałyby istnieć. Nie potrafiłem
pokonać wewnętrznej awersji do słabości. Chciałem być silny, wszystko
kontrolować, a nie czuć się słaby i bezradny.
Wiele razy grałem te role, ale zawsze kończyłem na strachu przed
słabością i potrzebą bycia silnym. Mimo, że byłem świadomy obszarów,
których unikałem, starając się rozwiązać ten problem, grałem role raz
za razem, ale nie potrafiłem się przełamać. W końcu nadszedł moment,
kiedy poczułem, że w terapii Gestalt już dalej nie zajdę. Nie potrafiłem
pokonać pewnych granic. Łapałem się na ciągłym powtarzaniu ćwiczeń
dotyczących konkretnych zachowań, ale nie znajdowałem odpowiedzi
na pytanie jak się do nich dostać.
Chociaż zacząłem doceniać odkrycie, iż świat zewnętrzny był we
mnie i że walka z nim była jedynie odbiciem moich wewnętrznych zmagań z samym sobą – że jeżeli chciałem skończyć tę wewnętrzną walkę,
powinienem przestać zmagać się ze światem „zewnętrznym” – nie
byłem w stanie przestać. To tak, jakbym był zaciętą płytą, powtarzającą
w kółko ten sam fragment. Jedynym rozwiązaniem byłoby podnieść się
i przenieść w inne miejsce płyty.
Trudnością i nieporozumieniem w tej terapii wydawało się to, że aby
przełamać cykl, człowiek powinien przestać reagować na ból, uczucia
74
Sai Ram – jesień 2002
i emocje, które towarzyszyły problemowi. Psychoterapia przyniosłaby efekty, gdyby można było pokonać irracjonalny, istniejący jedynie
w wyobraźni strach, który jest strachem przed sytuacją nie sprawiającą
bólu w „rzeczywistości”. Dla większości szkół psychoterapeutycznych
stawanie się nieczułym i wolnym od lęków w „rzeczywistym” świecie,
jest na ogół uznawane za negatywny i nie pożądany proces; jako próbę
obrony, a nawet zaprzeczanie rzeczywistości. A z drugiej strony taki
sposób odcinania się od tego, co nazywamy „światem rzeczywistym”,
jest niezbędny w poszukiwaniach duchowych. Z tego właśnie względu
psychiatria ma tak krytyczny stosunek do religii.
Większość technik psychoterapeutycznych opiera się na podstawowej zasadzie motywacji bólem i przyjemnością. Ból lub przyjemność
powodują, że rozwija się w nas pragnienie wyboru tego, a nie innego
obiektu. Stąd bierze się nasze postrzeganie rzeczy jako mniej lub bardziej
wartościowych. Nagrodą za dokonany dobry wybór jest przyjemność.
Zły wybór kończy się bólem.
Gdyby udało się tak zmienić system postrzegania, że człowiek nie
odczuwałby ani bólu, ani przyjemności, wszystko stałoby się dla nas
jednakowe, równe. Każda podejmowana decyzja prowadziłaby do tego
samego, bez osiągania przyjemności czy bólu. W ten sposób zniknęłaby
dualność świata, czyli postrzeganie wszystkiego jako oddzielne obiekty.
Psychiatria stara się odciąć pacjenta od tego systemu centralnego, który
działając jakby w samoobronie, odrzuca i zaprzecza naszej prawdziwej
tożsamości. Większość psychiatrów nie wierzy w wyższą świadomość
sięgającą poza dualizm. Uważają oni, że człowiek wymyślił sobie Boga
po to, aby móc bronić się przed własnymi emocjami. Z drugiej strony zaś,
przywiązanie do emocji jest obroną przed poznaniem własnego „Ja”.
Zdałem sobie sprawię, że na pewnym poziomie rozwoju (kiedy
zaczynamy poznawać własne wnętrze), ważnym jest poznanie własnych
emocji i nauczenie się wyrażania ich. Musimy umieć odczuwać obie
role: słabego i silnego. Musimy poczuć reakcje związane z tymi stanami
i nauczyć się w pełni je wyrażać.
Lecz na innym poziomie rozwoju (poznając proces umierania czy
zatapiania niższego „Ja” w wyższej świadomości), najważniejszym jest
nauczyć się porzucać emocje i zmysły, zrozumieć, że nie ma różnicy
75
Sai Ram – jesień 2002
między siłą i słabością, przyjemnością i bólem, a nawet między życiem
i śmiercią. Takie wartościowanie jest iluzją. To jedynie odbicie dualistycznego postrzegania świata.
Przyczyna niepowodzeń w pracy psychiatrów nad pogodzeniem
tych dwóch różnych poglądów na temat rozwoju człowieka leży najprawdopodobniej w złym pojmowaniu określenia „nieprzywiązanie”,
które mylone bywa z tłumieniem. A przecież to dwa różne pojęcia.
Wydaje mi się, że w tym punkcie naszego rozwoju, kiedy stajemy
się bardziej indywidualni i określeni, odcinanie się od emocji może
być bardzo bolesne. Może się to wiązać z tłumieniem podstawowych
energii w okresie, kiedy dopiero je poznajemy. To tak, jakbyśmy rezygnowali z chodzenia jeszcze zanim nauczymy się to robić. Stalibyśmy się
emocjonalnie ułomni. Człowiek nie może oddać swych uczuć i emocji
Bogu, dopóki nie nauczy się ich kontrolować, czyli nie osiągnie najpierw
poziomu indywidualizmu.
Rozwijający się człowiek, zmierzający do połączenia się z uniwersalnym, kosmicznym „Ja” przypomina rosnącą łodygę kwiatu. A
ponieważ nasze człowieczeństwo, czyli niższe „Ja”, w swej cielesności
jest związane z umysłem i emocjami, nasze silne poczucie tożsamości
z nimi jest równie ważne, jak rozwój komórkowy łodygi.
I kiedy osiągniemy stan indywidualizmu, nadchodzi czas porzucenia
ego, lub jak kto woli, naszego niższego „Ja” i połączenia się z wyższą
świadomością; czas na porzucenie przywiązania do zmysłów i większe
skoncentrowanie się na Bogu; wykorzystanie naszej energii na rozkwit
kwiatu, zamiast na wzrastanie łodygi.
Oto co Baba powiedział na temat procesu rozwoju i ostatecznego
jego stadium: „To jest tak, jakby kwiat twojego rozwoju zamieniał się
w owoc, napełniający się słodkim sokiem twej wewnętrznej esencji, aby
na koniec spaść z drzewa”.3
Na tym polega różnica pomiędzy tłumieniem, a porzucaniem przywiązań. Pierwsze to odrzucanie strachu, uczuć i emocji zanim nauczymy
się je kontrolować i ujarzmiać – czyli zanim w ogóle je poznamy. Drugie
– to poddanie się im z własnej woli po to, aby nadal się rozwijać, być
ich świadomym i umieć nad nimi panować.
W religii można znaleźć wiele technik i informacji na temat tego,
76
Sai Ram – jesień 2002
jak osiągnąć stan nieprzywiązania do uczuć. Jednak psychiatrzy uważają
je za szkodliwe dla równowagi emocjonalnej i zdrowia psychicznego.
Kultura zachodnia przyjmuje, że brak przywiązań jest wbrew naszym
podstawowym zachowaniom i emocjom oraz że prowadzi do obojętności
wobec ludzi i do egoistycznego odsuwania się od społeczeństwa. Mędrcy
duchowi jednak temu zaprzeczają. Aby podkreślić poprawną duchową
postawę, sposób życia, charakter i działania, wskazują Jezusa, Krisznę,
Buddę. Zapewniają, że osiągnąwszy ten poziom rozwoju, człowiek staje
się pełen miłości, twórczy i użyteczny do tego stopnia, że jest w stanie
być w świecie, a równocześnie nie ulegać jego wpływom.
Stąd rodzi się pytanie: jak wyrwać się z uścisku dwoistości? I czy jest
to możliwe bez porzucenia przywiązań do zmysłów i emocji?
Nie bądźcie jak bibuła, która nasiąka pasjami i emocjami, radością i smutkiem,
których dostarcza aktorka natura na scenie ż ycia. Musicie być jak kwiat lotosu,
otwierający swe płatki, gdy słońce pojawia się na niebie. Lotos nie plami się błotem, z którego wyrasta, ani nawet wodą, która utrz ymuje go na powierzchni.
Baba
Rozdział siódmy książki „Sai Baba – święty człowiek i psychiatra” Samuela Sandweissa
wydanej przez Sri Sathya Sai Books and Publications Trust wznowienie z sierpnia 2000 r.
tłum. Anna Kołkowska
Psychoanaliza – metoda leczenia zaburzeń psychicznych opracowana przez Zygmunta
Freuda, która zakłada, że symptomy choroby tkwią w doświadczeniach traumatycznych w formie podświadomych kompleksów. Można do nich dotrzeć drogą „swobodnych skojarzeń” („Proszę mówić wszystko, co Panu/Pani przyjdzie do głowy”)
Słownik psychologii str. 232
2
W literaturze wschodniej na temat świadomości mówi się, że myśli powstają, rozwijają
się i kończą w ekstremalnie krótkim czasie – mogą ich powstać miliony na sekundę.
Poprzez pewne ćwiczenia, jak np. medytację, jesteśmy w stanie osiągnąć taki poziom
świadomości, że zaobserwujemy proces powstawania myśli. Jednak pomiędzy jedną
myślą a drugą istnieje przestrzeń. Jeśli uda się nam osiągnąć odpowiednio zaawansowany poziom świadomości, jesteśmy w stanie dotrzeć do tej przestrzeni – czyli wyjść
poza umysł. Ten stan, zwany samadhi, jest stanem absolutnej szczęśliwości.
3
„Sathya Sai Speaks” tom VII
1
77
Sai Ram – jesień 2002
Oni dają nam przykład...
Sathya Sai mówi: „Kochaj wszystkich, wszystkim służ”. Wiemy jakie to trudne. Ale czasami wystarczy dobry przykład, aby coś w nas się
otwarło i abyśmy zapragnęli być jeszcze lepsi, abyśmy uwierzyli, że to nie
aż takie trudne, że to takie naturalne, bo nasze umiejętności mogą się
przydać innym. Zawsze byli, są i będą wśród nas ci, którzy niezależnie od
sytuacji, dają nam przykład miłości do bliźniego, dostrzegają jego potrzeby
i problemy i dążą do celu mimo przeciwności świata materialnego. Dziś
tak się składa, że prezentujemy Wam sylwetki dwóch Polaków. Znanego
na całym świecie, „wiecznego” pielgrzyma i nauczyciela – Karola Wojtyłę,
zwanego papieżem Janem Pawłem II oraz Marka Kotańskiego – obrońcę
i opiekuna tych, od których prawie wszyscy się odwrócili; założyciela
przytulisk dla chorych i bezdomnych. Co prawda Marka nie ma już wśród
nas, ale efekty jego pracy nie mogą zniknąć wraz z nim.
Karol Wojtyła
Co takiego jest w tym człowieku, że od zawsze lgnęła do niego młodzież?
Co takiego jest w nim, że młodzi, którzy pełni energii i szalonych pomysłów,
nie lubią przebywać wśród „wapniaków”, tak bardzo pragną jego bliskości, że
nie przeszkadza im ani jego wiek, ani stan zdrowia, ani funkcja, którą pełni?
Ci, którzy go poznali, wiedzą dlaczego. To miłość do bliźniego, autentyczność,
tolerancja, prawość, a przy tym wielka skromność przyciągają jak magnes.
Zwłaszcza ostatnia wizyta Ojca Świętego dała nam tego dowody. Słowa, które
padły są nam tak dobrze znane. A reakcje młodzieży? Również.
Oto kilka anegdot opowiedzianych przez ludzi, którzy mogli poznać Karola Wojtyłę osobiście. Są to fragmenty zbioru „Kwiatki Jana
Pawła II”, który ukazał się niedawno. My wykorzystaliśmy fragmenty
z „Dziennika Polskiego” z 16 sierpnia 2002.
„Karol Wojtyła przyjął święcenia kapłańskie 1 listopada 1946 roku.
W dwa tygodnie później miał wyjechać na studia teologiczne do Rzymu.
Przed wyjazdem zdążył jeszcze udzielić sakramentu chrztu córce swoich
przyjaciół, Haliny i Tadeusza Kwiatkowskich...
... Przyniósł ze sobą walizeczkę i położył na krześle. Halina krzątając się po mieszkaniu, trąciła walizeczkę, która spadła na podłogę.
Wypadły z niej dwie kromki chleba z kawałkami słoniny. To była cała
jego żywność na długą i męczącą podróż”.
78
Sai Ram – jesień 2002
„W relacjach świadków z tamtych lat uderza przede wszystkim ubóstwo
księdza Wojtyły. Nie miał nigdy oszczędności w banku, nigdy nawet nie
miał żadnych osobistych pieniędzy – pisze autor „Świadka nadziei” George
Weigel – Praktykował różne formy samodyscypliny i wyrzeczenia. Własność
nic dla niego nie znaczyła, może z wyjątkiem ekwipunku narciarskiego i turystycznego, który przyjmował od swoich przyjaciół. Mieczysław Maliński
wyrzucił raz starą zardzewiałą brzytwę swojego przyjaciela i jako imieninowy
prezent dał mu nową. Był pewien, że gdyby tej starej nie wyrzucił, Wojtyła
oddałby komuś i ten upominek, jak to robił z większością prezentów. Zawsze
nosił starą sutannę i stare buty. Maliński wspomina, że patrząc na niego,
można by pomyśleć, że to żebrak, kloszard, nikt”.
„Po święceniach biskupich (28 września 1958 roku) wychowankowie
księdza Wojtyły byli przekonani, że biskupstwo oznacza kres „Wujkowego” duszpasterstwa. Mylili się.
Mówi Zofia Abrahamowicz-Stachura: siedzimy w dużej jadalni przy stole
i jesteśmy bardzo napięci i zdenerwowani. Nazywanie go Wujkiem wydaje się
nam teraz zbyt familiarne, wręcz niestosowne. Ale jak zwracać się do Wujka:
Wasza Eminencjo? Na pewno tak, ale to tak bardzo utrudnia kontakt...
Czekamy dość długo, napięcie rośnie. Wreszcie wchodzi. Jest w piusce, z krzyżem i łańcuchem na piersi, ale bardzo uśmiechnięty. Wstajemy
wszyscy z miejsc i nagle słyszymy: „Wujek jestem!”
W trakcie jednej z wizytacji parafialnych biskupa Wojtyłę witał mały chłopiec, który mówił tak cicho, że biskup poprosił go, by postarał
się mówić nieco głośniej, bo nic nie słyszy. Wtedy chłopak krzyknął
gromkim głosem: „Jak nie słyszysz, to się nachyl!”
Wojtyła posłuchał. A kiedy przyszedł czas na homilię, powiedział:
- Jeden z najmłodszych przedstawicieli waszej wspólnoty parafialnej
przypomniał mi, że mam się nachylić, aby usłyszeć to, co chcecie mi
powiedzieć. Otóż ja moim posługiwaniem pasterskim właśnie pochylam
się nad wami”...
„Nominacji kardynalskiej wnet pogratulował Karolowi Wojtyle
ojciec Leon Knabit: - Przyklęknąłem na jedno kolano i pocałowałem
go w rękę. Na to on zupełnie nieoczekiwanie zrobił to samo.
– Proszę księdza kardynała! – zawołałem zmieszany i zażenowany.
– A co, nie wolno mi? – odparł z figlarnym uśmiechem”.
79
Sai Ram – jesień 2002
„Gdy Karol Wojtyła został papieżem, do Krakowa pojechał TIR,
żeby zabrać do Watykanu jego rzeczy. Na miejscu – wspomina ksiądz
Mieczysław Maliński – okazało się, że do wielkiego auta zapakowano
zaledwie parę książek, buty”...
„...wiek dwudziesty, mimo niewątpliwych osiągnięć w wielu dziedzinach, naznaczony był w szczególny sposób „misterium nieprawości”.
Z tym dziedzictwem dobra, ale też i zła weszliśmy w nowe tysiąclecie.
Przed ludzkością jawią się nowe perspektywy rozwoju, a równocześnie
nowe, niespotykane dotąd zagrożenia. Człowiek nierzadko żyje tak, jakby
Boga nie było, a nawet stawia samego siebie na Jego miejscu. Uzurpuje
sobie prawo Stwórcy do ingerowania w tajemnicę życia ludzkiego. Usiłuje
decydować o jego zaistnieniu, wyznaczać jego kształt przez manipulacje
genetyczne i w końcu określać granicę śmierci. Odrzucając Boże prawa
i zasady moralne, otwarcie występuje się przeciw rodzinie. Na wiele sposobów usiłuje się zagłuszyć głos Boga w ludzkich sercach, a Jego samego
uczynić „wielkim nieobecnym” w kulturze i społecznej świadomości narodów. „Tajemnica nieprawości” wciąż wpisuje się w rzeczywistość świata.
Doświadczając tej tajemnicy człowiek przeżywa lęk przed przyszłością,
przed pustką, przed cierpieniem, przed unicestwieniem. Może właśnie
dlatego, przez świadectwo skromnej zakonnicy (św.Faustyny), Chrystus
niejako wchodzi w nasze czasy, aby wyraźnie wskazać na to źródło ukojenia i nadziei, jakie jest w odwiecznym miłosierdziu Boga...”
„...Trzeba spojrzenia miłości, aby dostrzec obok siebie brata, który
wraz z utratą pracy, dachu nad głową, możliwości godnego utrzymania
rodziny i wykształcenia dzieci doznaje poczucia opuszczenia, zagubienia
i beznadziei. Potrzeba „wyobraźni miłosierdzia”, aby przyjść z pomocą
dziecku zaniedbanemu duchowo i materialnie; aby nie odwracać się od
chłopca czy dziewczyny, którzy zagubili się w świecie różnorakich uzależnień lub przestępstwa; aby nieść radę, pocieszenie, duchowe i moralne
wsparcie tym, którzy podejmują wewnętrzną walkę ze złem. Potrzeba
tej wyobraźni wszędzie tam, gdzie ludzie w potrzebie wołają do Ojca
miłosierdzia: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Oby dzięki bratniej miłości tego chleba nikomu nie brakowało! „Błogosławieni
miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5, 7)”.
80
Fragmenty homilii wygłoszonej 18 sierpnia 2002-08-26 na krakowskich Błoniach
Sai Ram – jesień 2002
Marek Kotański
„To był wielki człowiek i wykonywał wielką pracę” – takie między
innymi opinie pojawiały się po jego tragicznej śmierci. Czym zasłużył sobie
na takie określenia? Niech fakty mówią same za siebie. Był założycielem
Stowarzyszenia Monar i Ruchu Wychodzenia z Bezdomności Markot.
Sieć Monaru obejmuje 30 ośrodków rehabilitacyjnych oraz 30 poradni
dla uzależnionych. W ośrodkach tych przebywa naraz około 1.500 pacjentów.
Sieć Markotu obejmuje 83 placówki. Wśród tych placówek są 4 noclegownie
dla bezdomnych i narkomanów oraz 15 ośrodków dla matek z dziećmi.
W sumie w ośrodkach Markotu przebywa 8 tysięcy osób. Marek stworzył
wiele instytucji, wiedząc jednocześnie, że najważniejsze nie są instytucje, ale
ludzie i stosunek do nich. Był postacią kontrowersyjną, ale nikt nie odbierze
mu tego, że jako jeden z pierwszych w tych odrzuconych, wyklętych widział
po prostu bliźniego i jako jeden z pierwszych tego uczył. Proponował radykalną wersję miłosierdzia – bezpośrednią pomoc bliźnim.
Miłość do Boga to podstawa stosunku do drugiego człowieka,
również bezdomnego – podkreślał w ostatnich wywiadach.
„U podstaw mojej miłości do ludzi leży miłość do Jezusa. Ta miłość
jest drogą, która pozwala mi docierać do tych ludzi, którzy zostali odrzuceni przez innych, którzy często są na takim dnie, że właściwie nikt
nie chce z nimi rozmawiać, nikt nie chce ich dotykać. Ja ich kocham.
Ja traktuję ich jak braci”.
„Gdyby nie Jezus, ja nie mógłbym czynić tych spraw, bo wszystko
to, co robię, robię dla Jezusa, dla Jego chwały. To, że jestem z Jezusem
tak bardzo związany, pozwala mi znaleźć dużo sił do tworzenia płaszczyzn ratujących tych ludzi”.
Twórca Monaru tłumaczył również, że nie ma pracy z drugim
człowiekiem bez przebaczenia i miłosierdzia.
„Gdybym nie miał miłości do moich pacjentów, gdybym nie potrafił
im przebaczać, gdybym nie potrafił być z nimi na dobre i na złe, pewnie
nie mógłbym z nimi pracować”.
Pytany o to, czym jest miłosierdzie odpowiedział: „Pochylamy się
nad wszelka biedą, nędzą, chorobami. Tworzę hospicja dla pacjentów
z chorobami nowotworowymi, domy dla cierpiących na chorobę Alzheimera i dla dzieci niepełnosprawnych”.
81
Sai Ram – jesień 2002
Podkreślał również, że przez trzydzieści lat jego działalności sposoby ani cele miłosierdzia się nie zmieniały. Po prostu się rozszerzały.
W ostatnich latach ważną stała się dla niego sprawa młodzieży. Dążył
do „zaimpregnowania” młodzieży przed złem, ucząc ją praktycznego
czynienia dobra. W 1999 roku, przed pielgrzymką papieską do Polski
wzywał młodzież do deklaracji czystości. Deklaracja wraz z podpisami
młodych została wręczona papieżowi.
Marek Kotański duży nacisk kładł na swoją wiarę. W 1997 roku był na
audiencji u papieża. Jan Paweł II miał mu wtedy powiedzieć: „Marku, jestem
z Tobą” i to była, jak mówił szef Monaru, nagroda za całe jego życie.
Nagrodą również są wyrazy wdzięczności od ludzi, którym pomógł.
A oto kilka z nich:
„Półtora roku po wyjściu z więzienia żyłem na ulicy. Byłem na samym dnie. Uciekłem z detoksu i postanowiłem przedawkować – złoty
strzał i koniec z życiem. Siłą mnie zatrzymali. Teraz sam pracuję na detoksie. Pomagam kolegom. Niektórzy wracają na odtrucie po kilkanaście
razy. Kiedy uciekłem z detoksu, Marek mnie strasznie zrugał. I dzięki
Bogu. Byłem na straty, a już trzy lata nie biorę”.
„Przyjechałem do Monaru o 3.30 w nocy. Jestem uzależniony od
psychotropów, alkoholu i narkotyków. Rano już byłem odtruwany. Marek
łapał chwilę, w której człowiek chciał się leczyć. Natychmiast, już, on
nie czekał, aż ktoś się rozmyśli. Krzyczał na mnie. Wariat – pomyślałem.
Ale uratował mnie. Żyję. Mam za sobą 10 lat małżeństwa i zakład karny.
Skrzywdziłem wielu ludzi. Teraz chcę im pomagać. Marek był częścią
mnie. Zawsze ze mną będzie”.
„Rodzice zamykali mnie w domu. Ale to i tak nic nie dało. Tato
przywiózł mnie na odtrucie. Miałam termin detoksu za miesiąc. Marek
powiedział: zbieraj się, jedziesz ze mną i żyjesz na trzeźwo. Pojechałam
po ciuchy i od razu na Marywilską. Widzę na twoim czole nalepkę: będę
żyć – powiedział Marek. Nie u każdego widzę, ale u ciebie tak. I ja w to
uwierzyłam”.
„Nie chciałam już żyć. Myślałam tylko o śmierci. Ale trafiłam tu,
do Markotu. Zyskałam przyjaciół i pomoc. Zmieniłam się. Przestałam
pić. Pracuję w księgowości. Odnalazłam sens życia, bo pojednałam się
z córką. To dla mnie najważniejsze. Marek był dobry i ciepły. Lubił
82
Sai Ram – jesień 2002
mojego kota. Nie myślę już o śmierci. Żyję”.
„Moje życie tak się ułożyło, że zostałam z dziećmi na bruku. Świat mi się
zawalił. Mój mąż przywiózł dzieci do Markotu i tu je zostawił. Byłam bliska
samobójstwa. Nie miałam gdzie się podziać. Marek przyjął mnie pięknie.
Polecił przygotować pokój dla dzieci. Halina – powiedział – jesteś dobra
i ciepła. Nadajesz się do dzieci. Zaczęłam prowadzić przedszkole dla dzieci
niepełnosprawnych. Marek przywrócił mi godność i wiarę w ludzi”.
Wykorz ystano materiały z „Polityki” z 31.08.2002 r. oraz internetu.
Listy
„Orneta North-East”
Jest w mym kraju miejsce, gdzie modrzew z czerwonym dębem
się spotyka, wzgórzami wypiętrzone, którym rosnące na nich sosny
wyniosłości dodają. Jarami pocięte. Tam głaz wielki ostaniec spoczywa.
Rzeka meandrami się wije. W jej szumie moc dla człowieka niedościgła.
Gdy tak na jednym ze wzniesień stanąć, w dół ku rzece spojrzeć – harmonia przyrody we wszystkich zmysłach zadźwięczy.
Odwracając się krzyż przydrożny zobaczymy. Historia dawna, los ludzi
przed wiekami go tu osadził. Krzyż w metalu kuty, nitami spięty. Figurka
na nim Chrystusa Pana misternie w spiżu odlana. Znać, że rzemieślnik
ręki i duszy przyłożył. Piętno na nim czasów trudnych, czasów, o których
zarosłe okopy i bezimienne mogiły świadczą. Pocisk nogi figurce strzaskał,
w tło krzyża się wczepił, ślad ponury zostawiając na wieki. Kto strzelał do
Chrystusa Pana? Może oszołom jakiś, co Bogu wygrażał, krzycząc, że Go
nie ma? Może żołnierz, co widząc wokół siebie śmierć, strach i zbrodni
potworności z rozpaczy strzelał, Boga już nigdzie nie dostrzegając? A może
kula zbłąkana ręką Boga niesiona figurkę strzaskała, bo czas przyszedł
stanąć, na krzyż popatrzeć i na pytanie odwieczne odpowiedzieć:
– Skąd idziemy?
– Kim jesteśmy?
– Dokąd zmierzamy?
– Quo vadis?
Konstanty Michał Czarnowiejski, Orneta, 24.10.1999 r.
83
Sai Ram – jesień 2002
Chwila refleksji...
o naszych inicjatywach spo³ecznych (1)
Organizacja Sai ma z założenia charakter służebny. Według zaleceń
Sai ma skupiać w swoich szeregach osoby pragnące wspólnie działać
na rzecz społeczeństwa, narodu czy nawet całej Ziemi. Od innych
organizacji nastawionych na aktywne współ-tworzenie szczęścia całej
ludzkości różni ją to, że jej członkowie winni traktować pracę społeczną
jako praktykę duchową. Służenie bliźnim ma być, według Sai, najlepszym
sposobem wyrażania wdzięczności Bogu (obecnemu w każdym człowieku) oraz pracowania nad sobą (tj. wykorzeniania swego egoizmu). W
tym kontekście Sai Baba powtarza wielokrotnie: „wykonywanie swoich
obowiązków jest wielbieniem Boga”, „dłonie, które służą są świętsze niż
usta, które szepczą modlitwy” czy „kochaj wszystkich, wszystkim służ”.
I choć zdajemy sobie sprawę z duchowego wymiaru bezinteresownej
pracy na rzecz świata, w praktyce robimy w tym kierunku o wiele mniej
niż bylibyśmy gotowi przyznać. Co więcej, lenistwo nie jest tu naszym
najgorszym niedociągnięciem. Paradoks polega na tym, że stając pod
sztandarami Sai Baby i jego Organizacji często zachowujemy się w sposób, który faktycznie uniemożliwia jakiekolwiek działania społeczne!
Jednocześnie twierdzimy, że celem owych poczynań jest realizacja tychże
właśnie działań dla dobra szerokiego ogółu społeczeństwa. Niniejszy
tekst chciałbym poświęcić właśnie tej sprawie.
Na wstępie wypadałoby przypomnieć znaczenie bezinteresownej służby jako praktyki duchowej, abyśmy w dalszych rozważaniach mieli pełną
jasność odnośnie tego, dlaczego jest ona niezbędnym elementem ścieżki
Sai Baby i dlaczego świadome lub nieświadome wykręcanie się od służby
czyni z nas hipokrytów. Karta Organizacji stwierdza jednoznacznie (s. 52):
„Wszyscy wielbiciele powinni zostać uświadomieni co do znaczenia bezinteresownej służby bliźnim jako praktyki duchowej. Powinni także zdawać
sobie sprawę, że służba bliźnim oraz inne praktyki duchowe wymagają
szczerego zaangażowania i systematyczności”. To zalecenie dotyczy głównie liderów Organizacji na wszelkich szczeblach, którzy nie tylko muszą
sami rozumieć wagę służby, ale powinni również umieć przedstawić ją
innym. Otóż celem życia człowieka w ujęciu Sai Baby jest urzeczywistnie84
Sai Ram – jesień 2002
nie w sobie Boga. Samorealizacja nie może się jednak dokonać w osobie,
która nie wykorzeniła z siebie egoizmu. Wszelkie praktyki duchowe służą
zatem właśnie usunięciu egoizmu, który niczym gruba kotara skrywa naszą
prawdziwą jaźń przed samą sobą. To egoizm sprawia, że identyfikujemy się
z ciałem, że wpadamy w pułapki pragnień, że mijamy się z prawdą, ranimy
innych lub czynimy setki innych rzeczy, których nie aprobuje nasze sumienie. O relacji dusza-ego, prawdziwa jaźń-iluzoryczna jaźń, Sai, podobnie
zresztą jak inni nauczyciele z tradycji Wschodu (a nawet Zachodu1), mówi
w sposób metaforyczny jako o lampie przysłoniętej kocem, tafli wody pokrytej rzęsą czy też o lustrze pokrytym grubą warstwą kurzu. Wszelkie te
obrazy wskazują, że duchowa praca nad sobą nie polega na „konstruowaniu
lampy”, „kopaniu stawu”, ani na „odlewaniu lustra”, bo one istnieją już
w nas od zawsze. Polega raczej na usuwaniu przesłony, czyszczeniu lub
polerowaniu. Jak? Sai mówi o dwóch metodach. Pierwsza polega na (jeżeli
będziemy trzymać się metafory lampy i koca) punktowym dziurawieniu
koca, aby przez otwory przedostawało się na zewnątrz coraz intensywniejsze światło. Druga polega na nieco bardziej brutalnym zdzieraniu całej
powierzchni koca – tak, jakbyśmy używali go jako szmaty do szorowania
szorstkiej powierzchni – aby stawał się coraz cieńszy i przepuszczał coraz
więcej światła. Przy zastosowaniu pierwszej metody długotrwały wysiłek
sprawia, że koc zamienia się w sito i w końcu jego struktura rozdziera się,
a tkanina pęka; przy drugiej – koc staje się coraz bardziej przezroczysty, aż
niepostrzeżenie znika zupełnie. Pierwsza z tych metod to kontemplacja,
modlitwa i medytacja (czyli działania, w których wysiłek i uwaga ukierunkowane są bardziej ku wnętrzu), druga to bezinteresowna praca dla innych
(czyli działania, w których wysiłek i uwaga ukierunkowane są bardziej na
zewnątrz). Ideałem oczywiście jest, aby nawet podczas pracy zewnętrznej
nasza uwaga trwała nieprzerwanie wewnątrz – stąd słynne stwierdzenie Sai
„ręce w społeczeństwie, głowa w lesie”. Chociaż obie te ścieżki są komplementarne i prowadzą do tego samego celu, Sai zdaje się sugerować, iż dla
większości żyjących współcześnie ludzi skuteczniejszą metodą jest ta druga.
W przypadku pierwszej nasza uwaga jest zbyt mało „paląca” albo zbyt krótkotrwała, aby zadać egoizmowi śmiertelne rany. Często – nawet po latach
praktyk – ma się on tak dobrze jak naszpikowany bliznami policyjnych kul
przestępca, który wciąż pozostaje na wolności i mimo ran, jakie raz po raz
odnosi w strzelaninach, wciąż stanowi realne zagrożenie dla społeczeństwa.
85
Sai Ram – jesień 2002
Z kolei bezinteresowna służba bliźnim wymaga nierzadko takiego zaparcia
się siebie, że już na krótkim dystansie wytrąca egoizmowi broń z ręki albo
wręcz wyrywa mu dywan spod nóg i powala na ziemię.
Niestety, nader często zamiast zastanawiać się, jak moglibyśmy przyczynić się do powszechnego szczęścia, ukierunkowujemy swe energie na
wymyślanie sposobów, dzięki którym moglibyśmy nie służyć, zachowując
jednocześnie „czyste sumienie” i trwając w przekonaniu, że rozwijamy
się duchowo. Nasza inwencja w tym kierunku właściwie nie zna granic.
Zasłaniamy się medytacją („jestem osobą bardziej kontemplatywną”),
rozmaitymi obowiązkami („nie mam czasu”), zdrowiem lub brakiem finansów („to mnie przerasta”). Sai twierdzi jednak, że każdy z nas ma wiele
możliwości służenia innym i że każdy, kto żyje w małym światku własnej
pracy i przyjemności, kto nie daje nic społeczeństwu, państwu czy światu,
wiedzie faktycznie życie egoisty. W Organizacji tygodniowa „norma” czasu,
jaki powinniśmy przeznaczać na bezinteresowną pracę dla innych wynosi
cztery godziny. Dla bardziej zaawansowanych Sai podaje też następujący
rozkład dnia: sześć godzin na sen, sześć na pracę zawodową, sześć na
rodzinę, jedzenie i wypoczynek oraz sześć na służbę światu. O hierarchii
naszych obowiązków, które według Sai Baby dotyczą najpierw Boga, potem
świata, a dopiero na końcu nas samych, nawet nie wspominam.
Naszym najlepszym wynalazkiem odnośnie „uzasadnionego” niesłużenia jest jednak taktyka polegająca na wywoływaniu warunków lub
okoliczności uniemożliwiających ową służbę. Możemy wówczas ze spokojnym sumieniem (?) twierdzić, że nie służymy bliźnim z winy „czynników zewnętrznych”. Jesteśmy pod tym względem bardziej przebiegli
niż ortodoksyjni Żydzi wykupujący od kapitana statek na czas szabatu,
aby stał się ich „domem” (w szabat nie wolno im podróżować), ale tak
samo naiwni jak oni sądząc, że Bóg „kupi” tak prymitywną wymówkę
odnośnie niestosowania się do jego zaleceń. Wykręcamy się przed służbą
jak mąż, który ma skopać ogródek, ale ponieważ mu się nie chce, wylewa
przed dom dwa wiadra wody, po czym tłumaczy żonie, że zająłby się
ogrodem, gdyby nie było mokro. Jak tego dokonujemy? Otóż zachowujemy się tak, aby nikt naszej służby nie chciał ani nie potrzebował.
Służba wymaga bowiem dwubiegunowości. Jest ten, który służy i ten,
który służbę przyjmuje. Gdyby szpitale nie potrzebowały lub nie chciały
sprzętu neonatologicznego Jurek Owsiak i jego Orkiestra znaleźliby się
86
Sai Ram – jesień 2002
w patowej sytuacji: musieliby zwrócić pieniądze lub przedefiniować swe cele
i na nie przeznaczyć zebrane fundusze. Gdyby narkomani i chorzy na AIDS
nie potrzebowali specjalistycznych domów opieki, śp. Marek Kotański i jego
Monar musieliby przeznaczyć te budynki na inne cele. Oczywiste jest, co
zresztą Sai podkreśla wielokrotnie, że praca dla innych zasługuje na miano
służby jedynie wówczas, kiedy wykonywana jest bezinteresownie i odpowiada
realnym potrzebom tych, do których jest adresowana2 . Mniej oczywisty, jak
sądzę, jest dla nas fakt, że służba na większą skalę niż wyniesienie sąsiadce
śmieci staje się możliwa jedynie wówczas, kiedy otrzymujący nie ma wątpliwości co do intencji „bezinteresownie” dającego. Gdybym na przykład był
dyrektorem szpitala lub innej biednej placówki budżetowej i nagle w moim
gabinecie pojawiłby się pruszkowski gangster „Masa” ofiarowując „bezinteresowne” wsparcie finansowe od firmy, której jest współwłaścicielem,
naturalnie zacząłbym podejrzewać, że za jego bezinteresownością kryje
się ucieczka podatkowa, pranie brudnych pieniędzy lub próba wciągnięcia
kierownictwa naszej placówki w szarą strefę „wzajemnych uprzejmości
i zobowiązań”. Sądzę, że nie przyjąłbym wówczas takiej pomocy. Analogia
przenosi się dokładnie na publiczne działania Organizacji Sai. Jeżeli (i dopóki) Organizacja postrzegana będzie w naszym kraju jako sekta, „dziwni
ludzie z dziwnymi pomysłami”, jako twór podejrzany lub niepewny, nasze
działania publiczne nie mają szans powodzenia. Każda nasza inicjatywa
postrzegana będzie jako przykrywka dla prania mózgów lub zasłona dymna,
której faktycznym motywem jest zdobycie nowych członków. Dopóki ten
stan będzie trwał Ministerstwo Oświaty nie zgodzi się na założenie szkoły
Sai – ba, nawet lokalne kuratoria oświaty nie wydadzą zgody na darmowe
lekcje WWL w jakichkolwiek podlegających im placówkach. Urząd Miejski
lub Gminny nie wyda zgody na regularne rozdawanie żywności bezdomnym, Poczta Polska – na założenie skrytki pocztowej, Lasy Państwowe – na
sadzenie młodych drzew, Młodzieżowy Dom Kultury – na organizację festiwalu teatralnego itd. W części III, sekcja 9 Karty Organizacji, zawierającej
wytyczne dla rad centralnych i komitetów koordynacyjnych (s. 38), stwierdza
się m.in.: „Należy dokładać wszelkich starań, by przedstawiciele i wyznawcy
różnych religii reprezentowanych w krajach, w których działa Organizacja
Sathya Sai postrzegali ją jako sprzymierzeńca, a nie jako wroga”. Zalecenie to
dotyczy, moim zdaniem, w równym stopniu wszelkich szczebli administracji
państwowej, dla której powinniśmy być przejrzystym i godnym zaufania part87
Sai Ram – jesień 2002
nerem, tak samo jak Sai Baba jest przejrzystym i godnym zaufania partnerem
dla rządu Republiki Indii. Uwiarygodnienie Organizacji wobec państwa
i społeczeństwa nie jest przy tym wyzwaniem tylko dla Polski; dotyczy Organizacji w całej Europie i było tematem gorącej dyskusji podczas ostatniego
zjazdu koordynatorów Organizacji Sai z naszej strefy (Europa, Rosja i kraje
rosyjskojęzyczne). Problem streścić można następująco: Sathya Sai Baba,
liderzy oraz założyciele Organizacji twierdzą, iż jest ona ponadwyznaniową
wspólnotą nastawioną na pozytywną interakcję ze społeczeństwem, której
celem nie jest rozpowszechnianie kultu Sai Baby ani odciąganie wyznawców
innych religii od ich wyznań, lecz pomaganie każdemu człowiekowi (niezależnie od jego wieku, rasy, wyznania czy statusu społecznego) w odkrywaniu
obecności Boga w swoim sercu3. Z drugiej strony dziewięć na dziesięć nic
nie wiedzących o Sai Babie osób, które nagle trafiłyby na spotkanie grupy
lub ośrodka uznałoby, że uczestniczą w obrzędach jakiejś hinduistycznej
grupy. W ten sposób nasza praktyka przeczy założeniom leżącym u podstaw
Organizacji. I jak mamy być wiarygodnym partnerem dla państwa, kościoła
czy lokalnej społeczności? Niektórzy z wielbicieli sądzą być może, że i tak
jesteśmy skazani na „walkę” z państwem i kościołem, którą przypieczętowała trwająca niemal od dwóch lat prasowa nagonka przeciw Sai. Jestem
przekonany, że się mylą. Prawda4 zawsze zwycięża i żadna ilość oszczerstw
nie przesłoni, ani nie skala jej oblicza. Wierzę, że możemy zdobyć szacunek
oraz zaufanie w naszym społeczeństwie, że możemy przekonać miliony niewielbicieli o tym, iż Organizacja zainspirowana życiem i przesłaniem Sathya
Sai jest nie tylko pomocna, ale wręcz potrzebna społeczeństwu, państwu,
a nawet kościołowi! Czyż nie takie cele stawia przed nami Sai? Konkretnym
krokom, jakie należałoby podjąć dla realizacji tej wizji, poświęcę drugą część
niniejszego felietonu.
Przewodniczący Organizacji Sathya Sai w Polsce,
Marek Oziewicz (12.09.2002 r.)
1
Pisze o tym np. Tomasz a Kempis, św. Tomasz z Akwinu i pewnie wielu innych
świętych lub myślicieli, których nie jestem w stanie wymienić.
2
Pytanie kiedy służba zaspokaja rzeczywiste potrzeby, a kiedy jest wyrazem widzimisię
lub wygody tych, którzy ją podejmują zasługuje na osobne omówienie.
3
Odnośnie szczegółów zob. Karta Organizacji, s. 9-10.
4
Czy przypadkiem jest, że pierwsze imię Sai Baby brzmi Sathya, czyli prawda?
88
Sai Ram – jesień 2002
Parę słów koordynatora
Jak okie³znaæ narowistego konia
Kochani! Pozdrawiam was tym razem wakacyjnie. Ptaki śpiewają
w topolach, wiatr szumi w zaroślach, woda, cisza i błogi spokój.
Tylko wziąć leżak, książkę i wylegiwać się leniwie w cieniu drzew.
Ale czy w duchowości można pozwolić sobie na leniuchowanie? Czy
na jakąkolwiek przerwę w sadhanie? Czy to aby na pewno wyjdzie
nam na dobre?
A więc nie leńmy się i zaprzęgnijmy umysł do lekkiej intelektualnej gimnastyki. Ostatnio przyglądaliśmy się wzorcowym szkołom
wprowadzającym program Wychowania w Wartościach Ludzkich
Sathya Sai. Muszą one spełniać konkretne wymagania, aby otrzymać
certyfikat odpowiedniego instytutu Sathya Sai i móc funkcjonować
jako takie. Nie jest to wcale łatwe zadanie. Wiedzą o tym najlepiej ci,
którzy takie szkoły prowadzą. Tym razem zastanówmy się nad tym,
jakie kryteria powinien spełniać nauczyciel pracujący w szkole Sai.
Jakie powinien posiadać cechy charakteru i jakie cnoty, aby sprostać
temu jakże trudnemu zadaniu.
Otóż nauczyciel w szkole Sai powinien przede wszystkim praktykować to, czego naucza. Powinien mieć czysty umysł, któremu
powinna towarzyszyć czystość ciała i mowy. Powinien posiadać wiedzę duchową, mądrość zrodzoną z doświadczenia. Nauczyciel taki
powinien uważać wszystkie dzieci za własne, czyli traktować wszystkie
z jednakową miłością i troską. Powinien umieć odkryć w dziecku jego
własny ukryty potencjał, nie narzucając własnego zdania. Nauczyciel
powinien być rzeźbiarzem osobowości dziecka, wydobywającym
z niego jego wewnętrzne piękno. A może je wydobyć tylko dzięki
wytrwałej, ofiarnej pracy pełnej miłości i poświęcenia. Miłości musi
towarzyszyć dyscyplina, gdyż tylko dzięki niej można skierować umysły
i pragnienia dzieci na właściwą drogę. Nauczyciel powinien być zrównoważony, cierpliwy, tolerancyjny, powinien głęboko wierzyć w Boga
i być w stanie ograniczać swoje pragnienia. Nie powinien okazywać
słabości i mówić źle o innych. Zanim zacznie nauczać takich wielkich
wartości, jak prawda, prawość, pokój, miłość czy niekrzywdzenie,
89
Sai Ram – jesień 2002
powinien pozbyć się takich zwierzęcych cech, jak złość, zazdrość,
nienawiść czy gniew. Zamiast nich powinien pielęgnować w sobie
takie cnoty, jak czystość, cierpliwość i wytrwałość.
Któż mógłby nam dostarczyć wzorca takiego idealnego nauczyciela, na którym można byłoby się oprzeć w swej pracy z dziećmi
czy młodzieżą, a może nawet z dorosłymi.
I tu pozwolę sobie na małą dygresję pozornie nie związaną z tematem. Sathya Sai buduje szkoły podstawowe, średnie, zawodowe,
nawet wyższe na prawach uniwersytetu. Umożliwia tysiącom młodych ludzi zdobycie wykształcenia, niczego nie oczekując w zamian.
Zapewnia wykształcenie zarówno chłopcom, jak i dziewczętom.
Czy w ten sposób nie uczy nas, że zdobycie wiedzy świeckiej jest tak
samo ważne, jak zdobywanie wiedzy duchowej, gdyż bez tej pierwszej trudniej jest funkcjonować we współczesnym świecie? I czy nie
uczy nas, że prawo do zdobywania wykształcenia należy się w takim
samym stopniu chłopcom, jak i dziewczętom?
Swami zakłada szpitale, w których nawet ogromnie kosztowne operacje na otwartym sercu przeprowadzane są za darmo, bez
względu na to, kim jest pacjent: posiadaczem milionów czy biednym
człowiekiem ze slumsów. Czy w ten sposób nie uczy nas, że należy dbać o ciało, gdyż jest ono boskim narzędziem w zdobywaniu
oświecenia? Krocząc ścieżką duchową tylko zdrowy człowiek może
skupić się na wysiłkach praktyki duchowej. W szpitalach Sai wielu
Jego wielbicieli ma okazję służenia biednym i cierpiącym z wielkim
sercem i pokorą. Czy nie uczy On nas, że bezinteresowna miłość
i chęć niesienia pomocy innym jest ważniejsza, niż niejedna forma
praktyki duchowej przeprowadzana w samotności i szybciej pomaga
nam szlifować i okiełznać nasze ego?
Propagując ruch Wychowania w Wartościach Ludzkich uczy
nas, jak żyć w duchu najwyższych moralnych ideałów godnych
prawdziwego człowieczeństwa, a nie na poziomie zwierzęcych
emocji i najniższych pragnień – zaspokojenia głodu, potrzeby snu
czy gromadzenia rozmaitych dóbr materialnych.
Ustalając „program ograniczania pragnień” pokazuje nam, w jaki
sposób oszczędzając cztery dobra: czas, pieniądze, energię i wodę
90
Sai Ram – jesień 2002
możemy podzielić się zgromadzonymi w ten sposób oszczędnościami z ludźmi znajdującymi się w trudniejszej niż my sytuacji, którzy
potrzebują naszego wsparcia.
Czyż Swami w swoich dyskursach już od ponad 60 lat nie uczy
nas, że wszystkie religie są jednakowo ważne i tak samo święte; że
u podstawy każdej z nich leży miłość Boga i bliźniego? Czyż nie
powtarza wielokrotnie, że zasada niekrzywdzenia jest jedną z najświętszych zasad, gdyż krzywdząc inne istoty krzywdzimy również
siebie, obrażając tym samym Boga, którego wielbimy? Uczy nas, że
jesteśmy tożsami z Bogiem i powinniśmy zachowywać się zgodnie
z takim przeświadczeniem, gdyż On jest naszym ideałem, naszym
wzorcem: naszą matką, naszym ojcem, najbliższym krewnym, najlepszym przyjacielem i ... naszym wszystkim.
Czyż nie przekazuje nam najwyższej duchowej wiedzy po to,
by bezustannie wznosić naszą świadomość aż do chwili, gdy osiągniemy cel, jakim jest połączenie się z Bogiem?
Czyż to właśnie On nie jest naszym idealnym nauczycielem?
Spójrzmy, jak cierpliwie, z uśmiechem na ustach znosi nasze
narzekania, nasze błagania, nasze prośby, groźby, zniecierpliwienia
i wszystko co tylko zdolny jest wymyślić nasz umysł. Czyż nie jest
wyjątkowo cierpliwy? Powtarza te same stwierdzenia już od tylu lat,
a my ciągle nie jesteśmy w stanie ich zrozumieć, a co dopiero wprowadzić w czyn. A On wciąż je powtarza z nadzieją, że za którymś
razem w końcu zaskoczymy i z uczuciem olśnienia wykrzykniemy:
„Acha!” i nareszcie będziemy mogli zapisać sobie jeden plus.
Spójrzmy, jak wyrozumiale i z wielką miłością troszczy się
o nasze wygody, potrzeby, warunki, w których chce nam przekazać
najwyższą wiedzę. Wtłacza ją nam nie tylko w czasie darśanu, ale
na każdym kroku w codziennym życiu, w rozmaitych sytuacjach,
licząc na to, że będziemy bystrymi uczniami i od razu pojmiemy
lekcję. A kiedy jesteśmy oporni, przekazuje nam ją nawet we śnie,
kiedy nasz umysł nie wierzga, jak narowisty koń i nie przeszkadza
w procesie uczenia.
Czyż nie stanowi On wzoru do naśladowania dla wszystkich
nauczycieli? Czyż nie jest On nauczycielem dla całej ludzkości?
91
Sai Ram – jesień 2002
Gdybyśmy tylko zechcieli Go słuchać! I może trochę naśladować.
Nauczyciel nauczycieli, guru wszystkich guru, przewodnik wszystkich mędrców. Oto jakiego mamy nauczyciela. Czyż nie wymaga to
od nas jakichś zobowiązań? Skoro On tak się stara, czyż i my nie
powinniśmy dać z siebie wszystkiego, aby wykorzystać tę sposobność i zechcieć się czegoś nauczyć? Nie bądźmy opornymi uczniami,
starajmy się, by zasłużyć sobie na Jego aprobatę i może wywołać
uśmiech zadowolenia na Jego twarzy. On jest bardzo wymagającym
nauczycielem. Nie zwalnia z odrabiania zadań domowych, wręcz
przeciwnie – dodaje co zdolniejszym dodatkowe, trudniejsze. Wymaga koncentracji, posłuszeństwa i dyscypliny. Jakże trudno jest je
utrzymać. Czy jednak nie warto podjąć wysiłku i tym razem dotrzeć
do mety? Z TAKIM nauczycielem – języka miłości, boskiej logiki,
rachunku bezinteresowności, sztuki najwyższej moralności, etyki
wartości ludzkich i kosmicznego prawa oddziaływania naszych
myśli, słów i czynów?
Niedługo jesień, czas nostalgii, wspomnień i rachunku sumienia.
Zróbmy porządki w naszej szafie-duszy, przeglądnijmy wszystkie wady, słabości, emocje i niepotrzebne wyrzućmy na śmietnik. Zróbmy
miejsce na piękne, nowe zalety, które jak odświętne toalety, powieśmy
w szafie naszych serc i ubierajmy je nie tylko na specjalne okazje,
ale nośmy na co dzień, jak miły uśmiech bez powodu dla każdego
spotkanego przechodnia.
I do zobaczenia NA MECIE!
Iwona Piotrowska
koordynator WWL
Sprostowanie:
Autorką tłumaczenia pierwszej części ostatnio wydanej książki
z serii „Wychowanie w Wartościach Ludzkich EDUCARE” pt. „Integracja wartości ludzkich w naukach przyrodniczych i matematyce”
jest Maryla Sowa, a nie, jak napisano, Filip Bloch. Serdecznie pragnę
przeprosić Marylę Sowę za ten błąd.
Iwona Piotrowska
92
Sai Ram – jesień 2002
Artykuł
Nauki Sai a wiedza akademicka
Kiedy spojrzymy wstecz, zauważymy, że w historii Europy praktycznie nigdy nie istniała zgoda pomiędzy religią i nauką. Można
powiedzieć, że rewolucja naukowa, jaką znamy obecnie, rozpoczęła
się w 1543 roku, kiedy to Kopernik ogłosił teorię heliocentryczną
(czyli, że to planety krążą wokół słońca, a nie odwrotnie).
W tamtych czasach rządy Kościoła, a szczególnie Watykan, bardzo podejrzliwie przyglądali się rozwojowi nauki. Była ona uważana
za zagrożenie dla religii. Biorąc pod uwagę ówczesne społeczeństwo
oraz koncepcję roli Boga w zbawieniu człowieka, postawa Kościoła
wcale nie dziwi. Na jego czele znajdowali się ludzie o dużej władzy,
którzy mieli potężny wpływ na społeczeństwo. Dlatego też jeśli ktoś
ośmielał się wydać dzieło naukowe, stawał się ofiarą krytyki i nagonek. Galileusz musiał poddać się naciskom Watykanu, aby uratować
życie. Nie zdjęto z niego klątwy nawet wtedy, kiedy papieżem został
jego przyjaciel.
Innym przykładem, który przychodzi mi na myśl jest Darwin.
Wiemy ile musiał przecierpieć, aby ludzie poznali jego „teorię ewolucji”.
Od czasu opublikowania teorii heliocentrycznej Kopernika
przeszliśmy długą drogę prowadzącą do tolerancji religijnej. Obecnie wszyscy przywódcy religijni, niezależnie od tego kim są i skąd
pochodzą, akceptują wiedzę akademicką i jej prawo bytu. Z radością
wykorzystują jej zdobycze techniczne, aby objaśniać Boga i Jego przesłanie. Jednak nie można tego powiedzieć o postawie naukowców
wobec religii i Boga. Niestety sytuacja uległa odwróceniu.
Uważa się, że religie powstały dla dobra człowieka. Ich zadaniem
jest pokazywanie nam moralności, etyki, dyscypliny, prawego postępowania i sprawiedliwości, abyśmy mogli osiągnąć pokój i harmonię
w społeczeństwie. Uważamy naukowców za osoby zrównoważone,
o dużej wyobraźni. A jednak wielu z nich odwraca się od religii.
Dlaczego?
93
Sai Ram – jesień 2002
Najczęściej oskarża się o to naukę, ale nie jest to tak do końca zgodne z prawdą. To trochę jak stawianie wozu przed końmi.
To naukowcy, a nie nauka, odwracają się od religii. Pozwólcie, że
wytłumaczę wam to porównując religię do noża. Nóż to świetny
wynalazek. Jednak jeśli zostanie użyty do popełnienia morderstwa,
to nie oskarżamy noża.
Być może to pewne sposoby wykorzystywania religii przeszkadzają duszy naukowca. Faktorem, który dzieli naukę i religię jest
zdolność człowieka do analizowania i rozumienia natury za pomocą
nauki. E.E.Snyder tak napisał w swej książce pt. „Historia fizyki”:
„Ponieważ dzięki nauce można było zrozumieć świat, możliwe
jest także to, że za pomocą nauki człowiek potrafi zmieniać świat
według swych upodobań, a co za tym idzie, poprawić swą własną
naturę. Z tego wynika, że odpowiedzialność za rozwój spoczęła
w rękach człowieka, a nie Boga. Bóg stworzył świat w taki sposób,
aby podlegał on pewnym naturalnym prawom, które zostały odkryte
przez naukowców. Tak więc, Bóg stał się zbędny, no chyba, że ktoś
potrzebował Go osobiście”.
Oto wierny opis stanu ducha naukowca w stosunku do religii
i do Boga. Ale czy ma on całkowite zaufanie do siebie samego?
11 kwietnia 1970 roku, kiedy astronauci statku kosmicznego Apollo
13 mieli wylądować na Księżycu, doszło do wybuchu na pokładzie.
Naukowcy i technicy z Centrum Dowodzenia za pomocą radia i telewizji poprosili cały świat, aby modlono się o szczęśliwy powrót
całej załogi na Ziemię. Tak to właśnie bywa: zwracamy się do Boga,
kiedy źle się dzieje.
Jak wspominał profesor Snyder, człowiek wykorzystywał naukę
do własnych celów. Zmieniła ona totalnie nasz sposób życia, zwłaszcza po drugiej wojnie światowej. Nasi przodkowie nawet nie mogli
o tym śnić. Postęp w medycynie, transporcie, a nawet rolnictwie jest
tak wielki, że sto lat temu nie można sobie było tego wyobrazić.
A jednak mimo tego skoku ludzie są coraz bardziej nieszczęśliwi.
Problemy społeczne i samobójstwa są coraz liczniejsze. Coraz więcej
małżeństw kończy się rozwodem. Sprawia to, że dzieci stawiane są
przed ogromnymi dylematami jeszcze w okresie rozwoju. Zwiększa
się przestępczość i ilość ludzi skazanych na pobyt w więzieniach.
94
Sai Ram – jesień 2002
Można by jeszcze długo tak wymieniać. To co martwi najbardziej
to przekonanie, że religia nie jest w stanie zatrzymać tego biegu
w stronę chaosu społecznego i degradacji wartości ludzkich.
Niestety postęp naukowy ma swoją cenę. Zużycie energii jest
tak wielkie, że wyczerpują się zasoby naturalne. Idzie za tym zanieczyszczenie środowiska, jakiego dotąd nie było. Zmniejsza się
warstwa ozonowa. Pociąga to za sobą zjawisko efektu cieplarnianego. Odpady radioaktywne wyrzucamy do mórz i oceanów, odpady
przemysłowe, chemiczne i toksyczne wrzucamy do rzek, zabijając
w nich wszystko co żyje. Woda, która jest podstawą życia zwierząt
i roślin została zatruta.
Owszem, nauka jest nam potrzebna. Potrzebujemy nowych
technologii i urządzeń. Ale nie o to chodzi w rozwoju. Natura pokazuje nam idealną równowagę. Ale przez nasz egoizm niszczymy
ją i sami jesteśmy przyczyną naszych problemów. Naukowcy, którzy
odkryli i pojęli niezliczone prawa natury, nie zdają sobie sprawy ile
jest jeszcze do odkrycia. Ale te nowe prawa nie pojawią się ot, tak!
Musi ku temu powstać przyczyna. Im wcześniej to zrozumiemy, tym
lepiej dla całego świata.
Kiedyś przywódcy religijni odrzucali naukę i jej reprezentantów.
Teraz to naukowcy postępują podobnie. Ale im więcej poznają naturę
świata, tym bardziej jest on tajemniczy. Niektórzy, jeśli nie wszyscy,
nie chcą zaakceptować tego, co nieuniknione. Możemy więc zapytać: gdzie leży Prawda? Jak mają się do tego nauki Sai Baby? Nauki
Sai Baby mówią o dharmie (obowiązkach, moralności, prawym
postępowaniu). Jeśli religia dotyczy tylko ludzi, dharma dotyczy
wszystkich stworzeń na tej planecie, nawet roślin. W pojęciu natury
nie ma podziału na „my i oni”. Każda istota i każda rzecz są częścią
natury, są efektem boskiej kreacji.
Nauki Sai mówią, że człowiek określony jest przez dwie cechy:
naukę i duchowość. Ciało ludzkie składa się z różnych organów:
rąk, nóg, oczu, uszu, serca, płuc, nerek itd. Są to naukowe instrumenty, które żyją i funkcjonują idealnie z punktu widzenia nauki.
Jednak w człowieku można znaleźć elementy abstrakcyjne, takie
jak świadomość, intelekt, emocje. Działają one z rozkazu ducha,
atmy. Istnieje ścisły związek między nimi i organami fizycznymi.
95
Sai Ram – jesień 2002
Kiedy elementy abstrakcyjne znikają (po śmierci), organy fizyczne
przestają funkcjonować. A bez tego niemożliwym jest udowodnienie
istnienia duszy.
To właśnie dlatego w koncepcji dharmy, o której naucza Sai Baba,
duchowość i nauka uzupełniają się wzajemnie, a nie wykluczają.
Sai Baba prowadzi uniwersytet, pewną liczbę szkół średnich i podstawowych. We wszystkich tych ośrodkach jednakową wagę przykłada
się do nauki akademickiej jak i do duchowości. Wybudowanie super
specjalistycznych szpitali jest dowodem na to, że Baba szanuje naukę
i technikę, ale używa ich jedynie dla dobra człowieka.
Wszyscy wiemy, że Baba nigdy nikogo nie nawraca. Ale czy
nawrócenie danej społeczności nie wiąże się z jej cierpieniem? Wszyscy zmierzamy w tym samym kierunku, chociaż idziemy różnymi
ścieżkami. Do świątyni w Prasanthi Nilayam każdy może przyjść
śpiewać bhadżany, modlić się do Boga czy medytować. Nikt nie
pyta o wyznanie religijne czy pochodzenie społeczne. Aby wierzyć
w Sai Babę czy słuchać Jego nauk, nie potrzeba wyrzekać się swych
korzeni kulturowych, tradycji czy imienia. Ważne jest to co robimy
i jak to robimy; nie to kim myślimy, że jesteśmy, czy co inni myślą
o nas. Wszyscy jesteśmy tacy sami, jesteśmy iskierkami Boga.
W naturze możemy znaleźć jednocześnie naukę i duchowość.
My jesteśmy częścią tej natury. Dharma w naukach Sai Baby jest
czymś naturalnym i uniwersalnym. Jeśli więc, wszyscy będziemy żyć
respektując naturę i siebie nawzajem, zamiast wszystko przerabiać
na swą modłę, zbudujemy drogę wiodącą do zrozumienia, przyjaźni
i wspólnej duchowej rzeczywistości dla każdego człowieka, dla każdej
społeczności, dla każdego narodu. To jest właśnie esencja dharmy,
o której naucza Sai Baba.
Prof. Jatrindra Saha
(„Sanathana Sarathi” styczeń 1997, tłumaczenie z francuskiej „Premy” nr 36/98)
tłum. Anna Kołkowska
96
Sai Ram – jesień 2002
Opowiadanie
Przypowieœæ o ksiêciu
Było to bardzo dawno albo nie tak znów dawno. W dalekim, albo
bliskim kraju żył sobie w dostatku i bez trosk pewien młody książę,
a może nawet królewicz. Był już całkiem dorosły i posiadł wiele życiowych mądrości, ale ciągle nie dawał wiary trzem oczywistym (dla
wielu) prawdom: Nie wierzył, że istnieją prawdziwe wyspy, nie wierzył,
że istnieją prawdziwe księżniczki i nie wierzył, że istnieje Bóg – bo tak
go nauczył jego ojciec – król całkiem dużego królestwa.
Pewnego dnia książę wybrał się w ważną podróż do ościennego,
nieco mniejszego państwa. Kiedy dotarł nad morze, wysiadł z karety
i dalej poszedł pieszo wzdłuż brzegu. Czas płynął szybko lub mijał powoli, a książę wędrował brzegiem morza dalej i dalej. Nagle zauważył,
że z wody wyłaniają się mniejsze i większe obszary porośnięte soczystą
zielenią, niekiedy bajecznie kolorowe, jakby kobiercem kwiatów pokryte. Podziwiał książę grę kolorów i podobało mu się to dziwne morskie
zjawisko. I nawet nie przyszło mu do głowy, że to mogą być prawdziwe
wyspy – bo przecież prawdziwe wyspy nie istnieją! W pewnym momencie
spostrzegł, że po tym czymś, pięknym i kolorowym, pląsają lekko jakieś
piękne istoty. Przystanął i patrzył na nie w zachwycie, ale do głowy mu
nie przyszło, że mogą to być prawdziwe księżniczki.
Potem powędrował książę dalej, brzegiem morza, by podziwiać coraz
to inne i jeszcze piękniejsze widoki. Aż w pewnej chwili zauważył stojącego
tuż nad wodą, starszego człowieka, którego wygląd trochę go zadziwił.
Człowiek ten ubrany był bardzo elegancko, w odświętny frak, ale rękawy
fraka – wbrew etykiecie – były nieco podwinięte. Książę podszedł do tego
człowieka i pokłoniwszy się z wielkim szacunkiem, przemówił: „Szanowny panie i dobry człowieku. Czy możesz mi powiedzieć, co to jest, co tak
kolorowo i soczyście zielono wynurza się z wód tego morza?”
„Oczywiście – odpowiedział starszy człowiek – to coś, co tak kolorowo
i soczyście zielono wynurza się z wód tego morza, to prawdziwe wyspy”.
„A te lekkie i zwiewne istoty, które tak wdzięcznie pląsają po tych
wyspach?” – zapytał książę starszego człowieka ubranego w odświętny
frak z dziwnie podwiniętymi rękawami.
97
Sai Ram – jesień 2002
„Te lekkie i zwiewne istoty, które tak wdzięcznie pląsają po tych
wyspach, to prawdziwe księżniczki” – odpowiedział starszy człowiek
ubrany w odświętny frak.
„Hm... – zamyślił się głośno książę i rzekł po chwili – skoro istnieją prawdziwe wyspy, skoro istnieją prawdziwe księżniczki, to musi też
istnieć prawdziwy Bóg”.
„Tak, masz rację – powiedział starszy człowiek ubrany w odświętny
frak – skoro istnieją prawdziwe wyspy, skoro istnieją prawdziwe księżniczki, musi też istnieć prawdziwy Bóg”.
„A gdzież mogę znaleźć tego prawdziwego Boga?” – zapytał książę.
„Nie musisz go wcale szukać – odpowiedział starszy człowiek ubrany
w odświętny frak – ja nim jestem”.
Zdziwił się młody książę ogromnie i jednocześnie zaniepokoił,
a tak naprawdę, to chyba czuł w tym momencie pustkę w głowie i jakiś
żal niepojęty. Tak piękne rzeczy istnieją w rzeczywistości i tak niedaleko, a on ich dotąd nie widział! Wierzył, że ojciec, potężny i mądry król
wielkiego i ważnego królestwa, mówił mu prawdę. A on, książę dobrze
wychowany, posiadający dobre maniery, on, następca króla tego wielkiego
i ważnego królestwa, wierzył w to, co mówił mu ojciec. Wierzył, że nie
ma prawdziwych wysp, że nie ma prawdziwych księżniczek i że nie ma
prawdziwego Boga. Bo tak mu przecież powiedział jego mądry ojciec.
I, być może, zdawało się księciu, że stracił wiele lat swojego życia.
Po chwili zadumy pośpiesznie ruszył w kierunku orszaku oczekującego na jego powrót. Książę wsiadł szybko do karocy i polecił wieźć
się, co koń wyskoczy, do króla – ojca. Być może dotarł do rodzinnego
zamku wczesnym rankiem. Pospiesznie wysiadł z karety i ruszył biegiem
przez komnaty, by jak najprędzej powiedzieć ojcu o swoim odkryciu.
A kiedy tak biegł przez niezliczone pokoje, pęd powietrza rozwiewał
jego książęcą pelerynę, która coraz to zahaczała o halabardy krzepkich
i groźnych strażników, pilnujących każdych drzwi królewskiego pałacu.
Halabardnicy zaś, z szacunkiem otwierali księciu każdą kolejną komnatę,
kłaniając się i oddając mu należne honory. Dobiegł w końcu książę do
swego ojca, króla potężnego i liczącego się w świecie królestwa.
Król akurat spożywał śniadanie; być może, jadł w owym czasie
jajko na miękko i świeżą chrupiącą bułeczkę – jako że kucharza miał
98
Sai Ram – jesień 2002
przedniego – i wysłuchiwał najnowszych, dobrych nowin z królestwa.
Czyli na pewno w dobrym był humorze.
Książę, stanąwszy przed swoim ojcem, z entuzjazmem, ale zarazem
z pewną nutą pretensji w głosie, powiedział: „Szanowny ojcze, królu
potężnego i liczącego się w świecie królestwa, dowiedz się, że będąc
w kraju ościennym, widziałem na własne oczy piękne, kolorowe, pokryte
soczystą zielenią prawdziwe wyspy, a na tych wyspach pląsające lekko i
z gracją prawdziwe księżniczki i spotkałem też prawdziwego Boga. A ty
mi mówiłeś, że nie ma prawdziwych wysp, ani prawdziwych księżniczek,
ani prawdziwego Boga. Mam wrażenie, że straciłem wiele lat mojego
życia, wierząc w to, co mi powiedziałeś. A tymczasem, prawdziwe wyspy,
prawdziwe księżniczki i prawdziwy Bóg – istnieją!”
„Bzdura – odpowiedział ojciec, król potężnego i liczącego się
w świecie królestwa – prawdziwe wyspy nie istnieją, prawdziwych księżniczek nie ma, nie mówiąc już o prawdziwym Bogu! A poza tym, skąd się
wzięły twoje dziwne przywidzenia?! Mówisz, że spotkałeś prawdziwego
Boga – kontynuował ojciec, mówiąc całkiem już podniesionym głosem
– jak wyglądał ten prawdziwy Bóg? Możesz mi powiedzieć?”
Książę, zbity nieco z tropu gromkim głosem ojca, powiedział: „Ten
Bóg, to starszy pan, którego spotkałem na brzegu morza. Włosy miał nieco przyprószone siwizną, a ubrany był uroczyście, w odświętny frak”.
„Ha – powiadasz – starszy pan ubrany uroczyście w odświętny frak?
Stał na brzegu morza, kiedy go spotkałeś – powiadasz – i to ma być ten
Bóg?! A może jeszcze ten człowiek, uroczyście ubrany w odświętny frak,
miał rękawy odświętnego fraka – wbrew etykiecie – nieco podwinięte?”
– zapytał ojciec, król potężnego i liczącego się w świecie królestwa.
W tym momencie, książę oczyma swojej wyobraźni zobaczył całkiem
wyraźnie owego, wcześniej spotkanego starszego człowieka, ubranego w
odświętny frak, którego rękawy – wbrew etykiecie – były nieco podwinięte.
Prawda, że już wtedy, nad morzem zdziwiło go to trochę, ale później pod
wpływem wielu nowych wrażeń, szczegół ten umknął jego uwadze.
„Tak ojcze – powiedział książę – rękawy tego odświętnego fraka
były nieco podwinięte. Szczegół ten uszedł był mojej uwadze, ale teraz
dokładnie to sobie przypominam”.
„Ha! – krzyknął gromko król – to oczywiste i o tym powinieneś
99
Sai Ram – jesień 2002
już wiedzieć: ten starszy człowiek to nie Bóg, tylko całkiem zwyczajny
czarodziej! Czarodzieje zawsze mają podwinięte rękawy – i po tym ich
można rozpoznać! To on cię zaczarował tak, że widziałeś prawdziwe
wyspy, że widziałeś prawdziwe księżniczki i że widziałeś w nim Boga.
Prawdziwe wyspy – nie istnieją. Prawdziwych księżniczek – nie ma. Nie
ma też prawdziwego Boga”.
W tym momencie książę poczuł złość: jak ten starszy człowiek,
zwykły czarownik, śmiał go okłamać, a na dodatek jeszcze zaczarować!
Jego, księcia (!), następcę tronu potężnego i liczącego się w świecie królestwa! I zamierzając natychmiast ukarać śmiałka, pożegnał się z ojcem
pospiesznie, wsiadł do karocy i rozkazał jechać co koń wyskoczy do
ościennego królestwa.
Wkrótce dotarł nad morze. Wysiadł z karocy i pobiegł, a może pojechał konno, wzdłuż brzegu. I znowu widział wyłaniające się z wody
mniejsze i większe obszary porośnięte soczystą zielenią, niekiedy bajecznie kolorowe, ale już wiedział, że to tylko czary, mrzonki wyobraźni,
wiedział, że to, co widzi, w rzeczywistości nie istnieje. Dostrzegł też te
piękne i zwiewne istoty, pląsające wdzięcznie po tym czymś, co się tak
niespodzianie feerią barw z morza wynurzyło, ale wiedział, że to tylko
wytwór jego wyobraźni, efekt niedobrych czarów.
W końcu dotarł do miejsca, w którym spotkał ponownie starszego
człowieka, ubranego uroczyście w odświętny frak. Od razu zauważył,
że rękawy tego fraka są – wbrew etykiecie – nieco podwinięte.
Donośnym głosem, w którym wyraźnie pobrzmiewała nuta zawodu
i rozżalenia, książę zawołał: „Człowieku, nie jesteś Bogiem! Jesteś zwykłym czarodziejem. Mój ojciec, król potężnego i liczącego się w świecie
królestwa niedawno mi to powiedział! Wiem teraz, że podwinięte rękawy
twojego odświętnego fraka właśnie o tym świadczą!”
„Tak – odpowiedział starszy człowiek – jestem tylko zwyczajnym
czarodziejem, ale wyspy wynurzające się z wód tego morza są prawdziwe
i te księżniczki piękne i zwiewne, też są prawdziwe. I prawdę mówiąc,
w twoim potężnym, liczącym się w świecie królestwie też są prawdziwe
wyspy i prawdziwe księżniczki. Jednakże twój ojciec, pan tego potężnego
i liczącego się w świecie królestwa, jest również potężnym czarodziejem!
Zaczarował cię i nie widzisz piękna, które jest obok ciebie”...
100
Sai Ram – jesień 2002
Książę, gdy to usłyszał, poczuł, że grunt usuwa mu się spod nóg.
„Ojciec jest czarodziejem? – myślał – w moim kraju też istnieją prawdziwe wyspy i prawdziwe księżniczki? Zaczarował mnie ten oto czarownik,
zaczarował mnie mój własny ojciec, który także jest czarownikiem?”
Pełen zwątpienia wrócił do karocy i rozkazał jechać szybko, co koń
wyskoczy, do rodzinnego zamku. Kiedy książę dotarł przed oblicze
swojego ojca, króla potężnego i liczącego się w świecie królestwa, był
już bardzo zdenerwowany i pełen zwątpień.
„Co jest prawdziwe? Co jest prawdą?” – pytał sam siebie nieustannie.
I nie zważając na dworską etykietę, zbyt głośno i niecierpliwie (nie
tak jak królewskiemu synowi przystoi), książę zawołał:
„Ojcze pokaż mi swoje rękawy!!!”
Król, jak to królowie mają w zwyczaju, nosił płaszcz podbity sobolim futrem. I kiedy ten płaszcz odrzucił, okazało się, że rękawy jego
królewskiego ubrania były podwinięte doś wysoko, co wskazywało na to,
że potężnym był czarodziejem! Dla księcia, który to zobaczył, stało się
oczywiste, że jego ojciec także jest czarodziejem. Ten starszy człowiek
ubrany w odświętny frak miał rację!
„To wszystko jest bez sensu – powiedział książę pełen oburzenia – ty
też jesteś czarodziejem! I ty, mój ojcze i On; obaj, próbowaliście na mnie
swoich czarów... Teraz nie wiem, co jest prawdą, a co jest złudzeniem!
Moje życie nie ma sensu!! Nie chcę więcej żyć!!!” – krzyczał książę.
A jako że ojciec, król potężnego i liczącego się w świecie królestwa,
potężnym był czarownikiem, więc szybko wymówił zaklęcie i na framudze drzwi komnaty wyczarował śmierć. Kiedy książę nagle zobaczył
ową śmierć, a wyglądała ona zdecydowanie paskudnie i odrażająco,
przestraszył się i zrobił coś niespodziewanego dla samego siebie.
CO ZROBIŁ KSIĄŻĘ ?
Książę podwinął rękawy swojego ubrania i od tej pory sam sobie wyczarowuje najprawdziwsze wyspy, najprawdziwsze księżniczki
i wszystko, co tylko zechce i na co ma ochotę.
Czego i Tobie i WAM życzymy!
Opowiadanie nieznanego autora zaczerpnięte z internetu
101
Sai Ram – jesień 2002
Relacja
M³odzie¿owy obóz Sai w Gruszkowie
I tak oto, po raz kolejny już, odbył się w naszym kochanym Gruszkowie obóz młodzieżowy Sai! W dniach 20 VII – 3 VIII 2002 gościli
nas młodych, Mariolka i Grzesiu Nowiccy.
Przed przyjazdem wiele osób odczuwało ciekawość jak będzie
tym razem, gdyż obóz poprowadzić miał nowy koordynator do spraw
młodzieży Paweł Pietrzak. W głowach kłębiły się pytania: jaki on będzie? Czy umie stworzyć ten niepowtarzalny klimat, który panował na
poprzednich spotkaniach?
Na miejscu okazało się, że Paweł wykazał się dużą elastycznością,
starając się dostosować program obozu do upodobań i predyspozycji
uczestniczących w nim osób. A więc, obok zajęć nastawionych na
rozwój i pogłębianie wiedzy duchowej (o których dalej), pozostawiono
nam także wolny czas, abyśmy mogli pobyć we własnym towarzystwie
i w ten sposób zacieśniać więzy przyjaźni.
Organizowano także wiele wycieczek. Te, choć czasem trochę męczące,
dawały dużo satysfakcji po przebyciu trasy. W pamięć szczególnie zapadły:
wyprawa na górę Śnieżkę, całodniowy wypad do Skalnych Miast w Czechach
(w całości zasponsorowany przez Stowarzyszenie Sathya Sai w Polsce, za co
gorące Sai Ram!!!) oraz zbieranie jagód na pobliskiej górze Skalnik.
Podczas jednego z takich wyjść, zeszliśmy, przez wspomniany już
Skalnik, do Czarnowa, gdzie mieści się Akademia Wedyjska prowadzona
przez Karinę i Andrzeja Babkiewiczów. Andrzej wygłosił nam ciekawy
wykład, z którego mogliśmy wiele dowiedzieć się na temat świętych
pism i kultury Indii.
Bardzo inspirujące były warsztaty poprowadzone przez goszczącą
u nas czterokrotnie Krystynę, terapeutkę i profesora Uniwersytetu Śląskiego. Opowiadała nam ona o mechanizmach działania naszego ciała
fizycznego i czynnikach wpływających na psychikę. Dzieląc się swym
bogatym doświadczeniem życiowym udzielała odpowiedzi na nasze
pytania dotyczące miłości, rodziny i przyjaźni. Podczas ostatnich zajęć,
które w większej części odbywały się w plenerze, pokazała nam jak
uświadomić sobie jedność swego ciała i siebie w relacjach z przyrodą.
102
Sai Ram – jesień 2002
Niemal każdego dnia przeprowadzany był satsang poruszający
nurtujące nas tematy. Ciekawym urozmaiceniem tej praktyki było
tzw. „gorące krzesło” (a raczej poduszka), kiedy to jedna osoba siadała
w środku kręgu i odpowiadała na pytania innych; okazało się, iż dzięki
temu można było dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o sobie samym…W szczególności pytania Pawła „przypierały do muru”.
Codzienną, całkiem zresztą przyjemną rutyną było śpiewanie
bhadżanów, poprzedzone zazwyczaj krótkim wstępem na temat ich
znaczenia. Dużo entuzjazmu wzbudziły wieczorne kirtany – śpiewanie
bhadżanów połączone z tańcem (najczęściej wykorzystywaliśmy przy
tym piosenkę „O Boże…” (czyt. „O Bodże”), rozpropagowaną na
ostatnim zjeździe przez Jagadeesana!).
Aby, obok zgubnego działania zdobyczy techniki, a ściśle rzecz ujmując
telewizora i wideo, dostrzec także ich satwiczne zastosowanie, oglądaliśmy filmy propagujące wartości ludzkie – „Mahabharatę” oraz „Patha Adamsa”.
W ramach sewy posprzątaliśmy teren wokół pomnika poległych
w Gruszkowie podczas I wojny światowej oraz wycięliśmy przeszkadzające ruchowi kołowemu w Gruszkowie gałęzie.
W trakcie obozu panowała prawdziwie przyjazna, rodzinna atmosfera i tak jak w prawdziwym domu, tak i tu mieliśmy swoje obowiązki.
Co kilka dni każdy pełnił dyżur w kuchni, podczas którego sprzątało się
po pysznych posiłkach przyrządzonych przez Mariolkę i pomagało się
w ich przygotowaniu. Osobni dyżurni odpowiedzialni byli za czystość
w łazienkach i na korytarzach, a wszyscy zobowiązani byli do dbania
o pokoje (to ostatnie sprawiało chyba największe trudności…).
Ogólnie rzecz biorąc obóz był bardzo udany. Każdy mógł z niego
wiele wynieść, nauczyć się nowych rzeczy i miło spędzić czas w dobrym
towarzystwie. Nasi opiekunowie, Paweł wraz z pomocnikami Oskarem
oraz Tomkiem, a także Grzesiu i Mariolka dołożyli wszelkich starań, aby
„ich demonki” (tzn. my - tak raz pieszczotliwie nazwał nas Paweł i przyjęło się to J) czuły się w Gruszkowie jak najlepiej. Chyba im się to udało,
gdyż po zakończeniu tegorocznego, wielu aż zaciera ręce z radości na myśl
o perspektywie następnego młodzieżowego obozu Sai (który, swoją drogą
przeprowadzony ma być pod nazwą „warsztatów duchowych”…)!
W imieniu młodzież y
Zuzanna Szczerbanowska
103
Sai Ram – jesień 2002
Paradygmaty Absolutu
Absolut to: nieskończony, niezmienny, niedualistyczny, nieograniczony, nieopisywalny, czysty, przejrzysty byt, który jest ISTOTĄ wszystkiego
co stworzone. TO nie istnieje w jakimś szczególnym miejscu, nie przebywa w zaświatach ani nie siedzi na niedosiężnym piedestale - to wieczne
wszechobecne TERAZ. Gdy osobowa świadomość w procesie samorealizacji roztapia w NIM swoje złudne wyobrażenie siebie w postaci ego
- staje się TYM. Różne są środki Jego wyrazu kształtujące przejawienie
świadomości w postaci: symboli, żywiołów, zjawisk, idei, procesów, ciał
osób, rzeczy, przedmiotów. Wyznaczniki Parabrahmana-Absolutu dla
poszczególnych stanów świadomości wyrażają się następująco:
Dla cielesnej świadomości stanu materialnego Jego wyrazem jest:
1. śanti - śakti - santosza czyli spokojem - mocą - ukojeniem
Dla osobowej świadomości stanu mentalnego Jego wyrazem jest:
2. satjam - śiwam - sundaram czyli prawdą - dobrem - pięknem
Dla czystej świadomości stanu przyczynowego Jego wyrazem jest:
3. sat - ćit - ananda czyli bytem - świadomością - błogością
Proces ewolucji wszechświata kształtowany jest przez:
4. jantrę - mantrę - tantrę czyli symbol - wyobrażenie - rytuał
Właściwości kreacyjne Jaźni zawierają się w:
5. sattwie - radżasie - tamasie czyli równowadze - aktywności - bierności
Aspekty kreacyjne jaźni uosobione są w postaciach:
6. Brahma - Wisznu - Śiwa czyli twórcy - opiekunie - odnowicielu
Dla Absolutu Jaźń jest:
7. satja - dharma - prema czyli prawdą - prawością - miłością
Dla Jaźni Absolut jest:
8. śanti - śanti - śanti czyli milczeniem ciała - spokojem umysłu - ciszą ego
Gdy duchowa niewiedza doprowadza świat do krawędzi samozagłady, Absolut - Parabrahman przyjmuje formę wcielając się jako:
9. Awatar - Satguru - Nauczyciel Prawdy
Zamiast ciągle wiercić się przy progu nadziei, korzystne jest znalezienie i przekroczenie progu mądrości.
104
Sai Ram – jesień 2002
Wcielanie w swoje życie postulatów prawości (sanathana dharma)
zalecane przez Satguru pozwala na wypełnienie życiowej misji każdej
osobowości, wnosząc tym indywidualny wkład do ustanowienia harmonii współżycia dzięki której – wszystkie światy będą szczęśliwe zgodnie
z mantrą:
Loka Samastha Sukhino Bhawantu
Aneti
Ksiêgarnia Wysy³kowa Organizacji Sathya Sai
W Krakowie działa Księgarnia Wysyłkowa Organizacji Sathya Sai.
W związku z tym prosimy o:
1. kierowanie wszelkich zamówień do Krakowa (a nie Opola,
czy Wrocławia) na adres:
Księgarnia Wysyłkowa Organizacji Sathya Sai
ul. Daliowa 8/15a, 30-611 Kraków
tel. 0503 62-82-13, e-mail [email protected]
2. telefoniczne uzgodnienie zamówienia, ponieważ oferta po pewnym czasie może ulec dezaktualizacji
3. nie wysyłanie do nas pieniędzy(!). Należności za książki regulowane są w momencie odbioru przesyłki (za pobraniem)
4. wpłacanie pieniędzy na prenumeratę Sai Ram na konto bankowe:
Stowarzyszenie Sathya Sai
BPH I/O Kraków 10601376-330000223139
Przypominamy liderom grup i ośrodków prowadzącym sprzedaż
o konieczności terminowych rozliczeń ze sprzedaży. Prosimy o:
– comiesięczne zestawienie sprzedanych pozycji (ile i jakich), które powinno do nas dotrzeć najpóźniej ostatniego dnia danego miesiąca,
– powiadomienie nas także o ewentualnym braku sprzedaży w danym
miesiącu.
105
Sai Ram – jesień 2002
Oferta wydawnicza Ksiêgarni Wysy³kowej
Organizacji Sathya Sai w Polsce
Książki autorstwa Sathya Sai Baby:
1. „Rama Katha Rasa Wahini” czyli Słodka opowieść o Ramie
2 tomy – Sathya Sai Baba
Historia Ramy – „żadna inna opowieść nie miała w historii ludzkości
tak przemożnego wpływu na umysł człowieka”.
tom I [stron 470] – cena 35 zł, tom II [stron 336] – cena 20 zł
2. „Bhagawata Wahini” czyli Opowieść o chwale Kriszny
– Sathya Sai Baba
Jak potoczyły się losy braci Pandawów po odejściu Kriszny? Bhagawata Wahini, czyli Opowieść o chwale Kriszny przedstawia losy wnuka
Pandawów – króla Parikszita, który na skutek klątwy mędrca zostaje
skazany na śmierć i ostatnie siedem dni życia spędza kontemplując
chwałę Kriszny.
[stron 369] – cena 18 zl
3. „Dharma Wahini” czyli Sztuka właściwego postępowania
– Sathya Sai Baba
„...O tej książeczce należy powiedzieć jedno: jest to prawdziwy głos Boga,
który przywraca do życia zasady moralności oraz koryguje zachowanie
milionów mężczyzn i kobiet na całym świecie...”.
[stron 135] – cena 18 zł
4. „Dhjana Wahini” czyli Sztuka medytacji – Sathya Sai Baba
„...Jest to zbiór bezcennych rad i wskazówek dla tych, którzy poszukują
Prawdy...”.
[stron 120] – cena 18 zł
5. „Pieśń o Bhagawadgicie” – Sathya Sai Baba
Książka zawierajaca 34 dyskursy na temat Bhagawadgity [szczególnie
jej II rozdział o ścieżce mądrości i działania i XII o ścieżce oddania
i poświęcenia] wygłoszone przez Sai Babę w 1984 r.
[stron 326] – cena 25 zł.
106
Sai Ram – jesień 2002
6. „Boski cud stworzenia” – Sathya Sai Baba
30 dyskursów ze świąt Mahaśiwaratri wygłoszone przez Bhagawana Śri
Sathya Sai Babę (lata 1955–1978).
[stron 190] – cena 18 zł
7. „5 dyskursów do młodzieży świata”
„...Młodzi ludzie są przyszłością ziemi...” i właśnie z myślą o nich w dniach
16–19.VII.97 odbyła się w Prasanthi Nilayam I Światowa Konferencja Młodzieży. Zamieszczone tu dyskursy są orędziem Boga do młodzieży świata.
[stron 96] – cena 15 zł
8. „Daśara” – dyskursy Bhagawana Śri Sathya Sai Baby wygłoszone z okaz ji święta Daśara
[stron 61] – cena 4 zł
Książki innych autorów:
9. „Samorealizacja” Poznanie Absolutu – red. Al. Drucker
Wolne tłumaczenie Asztawakra Gity, klasycznego wedyjskiego traktatu
o nie­dwoistości.
[stron 65] – cena 8 zł
10. „Sathya Sai Baba o prawdzie, prawości, pokoju, miłości
i niekrzywdzeniu” – opr. Petra von Kalinowski
Teksty do kółka studyjnego.
[stron 80] – cena 7 zł
11. „Wartości duchowe w życiu codziennym”
Pierwsza książka z cyklu „Wychowanie w Wartościach Ludzkich EDUCARE”. Seria ta przybliża uniwersalną w swej istocie koncepcję kształcenia i wychowania młodych ludzi w duchu odwiecznych wartości prawdy, prawości,
miłości, pokoju i niekrzywdzenia prezentowanej przez Sathya Sai Babę.
[stron 32] – cena 4 zł
12. „Integracja Wartości Ludzkich w naukach przyrodniczych
i matematyce” – Art-ong Jumsai Na Ayudhya;
„Wychowanie w Wartościach Ludzkich Sathya Sai filozofia
i praktyka” – Teerakiat Jareonsettasin
Kolejna książka z cyklu „Wychowanie w Wartościach Ludzkich EDUCARE”
[stron 80] – cena – 6 zł
107
Sai Ram – jesień 2002
Inne wydawnictwa:
13. Karta Organizacji Sathya Sai – cena 6 zł
14. Kwartalnik Sai Ram – cena 8 zł
Wydawnictwa muzyczne:
15. „Sai Baba – Ucieleśnienie Miłości” – cz. I i II
Wersety sanskryckie śpiewane przez Babę z podkładem muzycznym wykorzystującym instrumenty wschodu i zachodu – całość przepiękna!
Cena: płyta CD – 30 zł, kaseta audio – 15zł.
Kasety video:
16. „Służba człowiekowi służbą Bogu”
Kaseta video ze spotkania z Halem Honigiem w Polsce. Jego życie i osobisty
przykład inspirują do intensywnego wysiłku na ścieżce duchowej. Aktualnie
jest on członkiem Rady Centralnej Amerykańskiej Rady Sathya Sai (koordynator gałęzi służebnej)
[180 min) – cena – 40 zł
17. „Mario Mazzoleni – o życiu księdza, który poznał Sai Babę”
Kaseta video ze spotkania z Mario Mazzolenim, które odbyło się
w czerwcu 2000 r. „...Moje pragnienie duchowej wiedzy zostało całkowicie zaspokojone w chwili poznania Sathya Sai Baby...”.
[240 min] – cena 45 zł
18. „Phyllis Krystal w Warszawie”
Kaseta video z nagraniem spotkania z Phyllis Krystal , które odbyło się
w kwietniu 2000 r. Opowiada ona o swoich doświadczeniach z Sai Babą
(medytacja odcinania więzów i medytacja „ósemki”).
[185 min] – cena 40 zł
Do wyżej podanych cen doliczany jest koszt wysyłki.
108

Podobne dokumenty