Był 27 kwietnia 2007 roku, piątek

Transkrypt

Był 27 kwietnia 2007 roku, piątek
Parasol w białe kropki
Pijąc herbatę w gronie przyjaciół można poznać wiele poruszających historii. Siedząc
razem z mamą i jej koleżanką z Łodzi usłyszałam o Laurze. Zaciekawiona życiem
dziewczyny będącej w moim wieku pojechałam do jej rodziny żeby lepiej poznać jej historię.
Był 27 kwietnia 2010 roku, piątek. Data dla niektórych zwyczajna, ot po prostu
kolejny dzień szarego życia, te same bure obowiązki codzienności. Dla pewnych ludzi był to
dzień szczególny. Zwłaszcza dla Laury, która obchodziła wtedy swoje osiemnaste urodziny.
Nie przypuszczała jednak, że TEN dzień przyniesie ze sobą tyle „niespodzianek”. Niemiłych
niespodzianek…
Tamtego dnia Laura jak zwykle poszła do szkoły. Była uczennicą XIV LO im.
Mikołaja Reja w Łodzi. Czekał ją sprawdzian z matematyki, co zupełnie jej nie irytowało,
mimo iż odbywał się w dzień jej urodzin.
Matka Laury: Laurka jest pilną uczennica, odnajduje się zarówno w przedmiotach
ścisłych jak i humanistycznych. To mól książkowy. Każdego roku przynosiła do domu
świadectwa z czerwonym paskiem. Zawsze wzorowe zachowanie, pochwały nauczycieli…
Sprawdzian napisała, jak się później okazało na ocenę bardzo dobrą.
Zaraz po lekcjach pobiegła do biblioteki, by wypożyczyć kilka interesujących książek
na weekend.
Ojciec Laury: Laureńka...
Na wspomnienie o niej głos mu się załamuje.
Ojciec: Miała być o 16. Co piątek była w domu o 16. Szykowaliśmy jej huczne
przyjęcie rodzinne. To była niespodzianka… Przyjechali nawet dziadkowie z Krakowa i
wujek z Gdańska! Tymczasem jej nie było… Mijały kwadranse…
Rodzina zaczęła się niepokoić. Matka zadzwoniła do Izy, czy przypadkiem u niej
Laura się nie zasiedziała.
Matka: Mogła pójść do koleżanki… Nic nie wiedziała o przyjęciu…
Koleżanka Laury - Iza: Poszłam do biblioteki razem z Laurą tak jak co tydzień
chodzimy… Była brzydka pogoda, padał deszcz. Nie miałam już chęci odprowadzać jej do
domu. Ja sama pędziłam by zdążyć na autobus. Umówiłyśmy się za to na sobotnie
popołudnie, miałyśmy jechać na rowerach za miasto. Pożegnałam się z nią szybko i
pobiegłam na przystanek. W strugach deszczu widziałam coraz bardziej oddalający się
różowy parasol w białe kropki, który w końcu zniknął za rogiem.
Jak później relacjonuje: „Już więcej jej nie widziałam…”
Rodzice oraz rodzeństwo Laury: 16 letnia Karolina i 19 letni Mariusz obdzwonili
wszystkich znajomych i przyjaciół Laury.
Karolina: Znałam dobrze jej koleżanki. Bywały u nas często. W końcu Laura była
lubianą osobą…
Nikt nic o Laurze nie wiedział. Zupełnie jakby ona rozpłynęła się w powietrzu…
Ojciec: Pojechaliśmy na policję, by zgłosić zaginięcie. Na komisariacie powiedziano
nam, że musi upłynąć 48 godzin od zniknięcia córki, by mogli spisać raport i zeznania.
Mariusz: Nie potrafiłem siedzieć bezczynnie i patrzeć monotonnie na zegar, na którym
wskazówki tykały bardzo wolno. Jeszcze tego samego wieczora zorganizowałem kilku
kolegów, którzy mieli samochody. Zaczęliśmy objeżdżać okolicę w poszukiwaniu Laury.
Starania Mariusza i jego kolegów jednak nic nie dały. Ulewny deszcz osłabiał
widoczność na drogach, a plątania się po ulicach i nawoływanie nie przyniosło żadnych
efektów.
Następnego dnia Karolina wpadła na pomysł by rozwiesić informację o zaginięciu
siostry.
Karolina: Jestem taka jak Mariusz. Nie mogę siedzieć bezczynnie. Znalazłam aktualne
zdjęcie Laury, wydrukowałam na komputerze, opisałam jej wygląd. Miała wtedy na sobie
ciemne dżinsy, czarny płaszczyk i szare tenisówki. I jeszcze ten różowy parasol w białe
kropki… Babcia jej kupiła kiedyś i miała do niego sentyment.
Karolina wraz z Mariuszem i mamą udali się do punktu ksero gdzie informację o
zaginięciu skserowali jak wspominają około tysiąc razy.
Mama: Jeździliśmy po całym mieście i umieszczaliśmy te kartki gdzie tylko się dało.
Staraliśmy się je rozwieszać w miejscach najczęściej uczęszczanych, by mogła je zobaczyć
jak największa ilość osób. Dawaliśmy je w restauracjach, kinach, barach, sklepach, klubach.
Wszędzie…
W niedzielę zgłosili zaginięcie.
Ojciec: Policjant spisał protokół i powiedział tą fałszywą formułkę: „Zrobimy
wszystko, co w naszej mocy, by znaleźć pańską córkę.”. Akurat!
Tata Laury był największym sceptykiem w tej sprawie. Nie pokładał wielu nadziei w
staraniach policji. Pragnął przekonać rodzinę, by wynająć prywatnego detektywa.
Ojciec: Śledztwo policji szło mozolnie. Przez pierwszy tydzień nie znaleźli
ŻADNYCH tropów, poszlak czy dowodów. Kompletnie nic.
Jednak żona wybiła mu to z głowy.
Matka: Nie mieliśmy tylu pieniędzy, by opłacać prywatnego detektywa…
Ojcu Laury udało się przekonać innych członków rodziny, którzy zdecydowali się
pokryć koszty wynajęcia profesjonalnego detektywa.
Mimo ich starań nawet śledztwo agencji detektywistycznej nie przyniosło żadnych
pożądanych efektów.
W lokalnej prasie i telewizji zaczęło huczeć od plotek o zaginięciu Laury. Jak się
później okazało sprawcą tego zamieszania był właśnie Mariusz.
Mariusz: Tygodnie mijały. Nie było żadnych nowych informacji w sprawie zaginięcia
Laury… Byłem bezradny. Nic nie mogłem zrobić. Aż nagle wpadłem na pomysł, by w
mediach podać informację o Laurce.
Do domu państwa R. przyjechali dziennikarze i reporterzy. Zaczęli przeprowadzać
wywiady, robić zdjęcia.
Matka: Obudziła się we mnie nadzieja…
Po tygodniu od umieszczeniu pierwszej informacji o zaginięciu Laury zadzwonił
telefon. W domu był wtedy tylko Mariusz i to on odebrał telefon.
Mariusz: Rozmawiałem z jakaś kobietą, nie chciała powiedzieć kim jest. Powiedziała
jedynie, że na wylotówce na Warszawę widziała dziewczynę podobną do opisu z gazet i
telewizji, która łapała autostop. Miała ze sobą różowy parasol w białe kropki. Gdy spytałem,
kiedy to było powiedziała, że około 18.00, 27 kwietnia, w piątek…
Mariusz zadzwonił do rodziców. Ojciec urwał się z pracy i razem z synem pojechali
na obrzeża miasta. Przeszukali całe pobocze. Nie znaleźli nic co mogłoby należeć do Laury.
Takich telefonów jak ten pierwszy było jeszcze kilka. Ludzie mówili, że widzieli
Laurę w różnych miejscach. Informacje były jednak sprzeczne, w końcu dziewczyna nie
mogła być w kilku miejscach naraz.
Ojciec: Zadzwonił nawet jakiś facet z Gdańska, który utrzymywał, że widział naszą
Laureńkę gdzieś w Trójmieście. Nie uwierzyłem mu, ale poprosiłem Zbyszka, mojego brata,
który właśnie w Gdańsku mieszka, by sprawdził tą poszlakę. Na próżno…
Minęła wiosna, zaczęło się robić coraz cieplej. W końcu zakończył się rok szkolny.
Mariusz i Karolina przynieśli do domu ładne świadectwa. Świadectwa Laury nikt nie miał
okazji zobaczyć.
.
Pani R. miała wolne wakacje, gdyż jest nauczycielką. Całe dnie spędzała w domu,
nigdzie nie wychodziła. Aktualizowała informacje o zaginięciu w Internecie, dzwoniła po
wielu fundacjach zajmujących się poszukiwaniem zaginionych osób, zrezygnowała także z
prywatnego detektywa, którego śledztwo zupełnie nic nie dało.
Karolina: Mama popadła w depresję. Zaczęła zaniedbywać siebie, dom. Płakała po
nocach… Przytulałam ją i pocieszałam. Role się odwróciły i to ja musiałam zająć się domem.
Mariusz: Pomagałem mamie jak potrafiłem. Zajmowałem się wszystkim co mogłem,
aby ją wyręczyć. Razem z Karoliną zajęliśmy się domem. Ojciec nas ciągle utrzymywał.
Któregoś dnia na komisariat zgłosiła jedna z koleżanek Laury – Joanna.
Joanna: Byłam jedną z jej lepszych koleżanek. Lara dużo mi się zwierzała…
Powiedziała mi także o planach związanych z ukończeniem pełnoletniości.
Joanna zeznała, że Laura zamierzała spotkać się z chłopakiem poznanym przez
Internet, na jednym z serwisów randkowych.
Koleżanka Laury: Miał na imię Piotrek, był studentem stosunków międzynarodowych
na jednej z uczelni w Warszawie. Pisali dość długo, bo chyba ponad pół roku i postanowili się
spotkać. Nie powiedziała mi jednak, że ma zamiar zrobić to właśnie w swoje osiemnaste
urodziny.
Zapytana skąd wie, że właśnie w swoje urodziny pojechała do Warszawy odparła:
„Słyszałam o tej pogłosce, że Laurka łapała stopa na wylotówce na stolicę i po prostu
skojarzyłam fakty…”
Policja dzięki Joannie dotarła do owego Piotra.
Matka Laury: Okazało się, że Piotrowi daleko do studenta…
Piotr S., lat 57, zamieszkały w Warszawie, kawaler.
Matka: Byłam zrozpaczona, gdy dowiedziałam się, co zrobiło moje dziecko.
Awanturowałam się z policją, by aresztowali tego zboczeńca. Jednak on miał bezpodstawne
alibi na tamten wieczór…
Ojciec: Gdy policja przesłuchiwała tego obleśnego zboczeńca, miałem ochotę wejść
do tamtego pokoju i osobiście rozkwasić mu tę obrzydliwą gębę…
Po przesłuchaniu świadka policja musiała wypuścić go wolno. Oprócz rozmów przez
komunikator internetowy zapisanych w archiwum nie znaleźli nic, co mogłoby doprowadzić
ich do poszukiwanej. Nie było słowa o wspominanym przez Joannę spotkaniu.
Mijały kolejne tygodnie, śledztwo stało w miejscu.
Któregoś sierpniowego dnia zadzwonił znaczący telefon.
Karolina: Tym razem odebrałam go ja. Rozmawiałam z bardzo młodym i miłym
mężczyzną. Powiedział mi, że około 50 kilometrów na wschód od Łodzi znajduje się pewien
zajazd, w którym pracuje dziewczyna podobna z opisu do naszej Laury. Od razu
poinformowałam o tym rodziców i brata. Wszyscy tam pojechaliśmy.
Dziewczyną pracującą w zajeździe okazała się Laura R., ukochana córka Państwa
Andrzeja i Barbary, siostra Karoliny i Mariusza.
Matka: Gdy tylko na nią spojrzałam wiedziałam że to ona. Skróciła i zafarbowała
włosy, schudła, miała tatuaż na lewym ramieniu i kolczyk w wardze. Wypadło jej trochę
włosów, miała podkrążone oczy. Zmieniła się drastycznie, ale od razu ją poznałam. Kiedy
nasze spojrzenia się spotkały, ona otwarła szeroko wargi i wybiegła na zaplecze. Pobiegłam
za nią, nie zważając na krzyki barmanów, że niezatrudnionym wstęp wzbroniony. To było
moje dziecko!
Pani Barbara w końcu dogoniła uciekającą dziewczynę. Udało jej się z nią
porozmawiać. Córka jednak nie chciała wrócić do domu.
Matka: Laureńka… Ona powiedziała, że poznała kogoś. Wtedy jak łapała tego
przeklętego stopa do Warszawy. Zawrócił jej w głowie. Dla niego się tak oszpeciła.
Zamierzają uzbierać pieniądze i wyjechać z kraju. Moja córeczka kochana… Była taka
niemiła dla mnie… Podnosiła głos, to znów płakała i tak w kółko. Ja milczałam. Słuchałam
tych wszystkich okropieństw i zaczęłam się zastanawiać: dlaczego? co źle zrobiłam?
Zadawałam sobie te pytania, a odpowiedź i tak się nie pojawiła. Tłumaczyłam sobie tylko, że
to przez tego faceta…
Po wielu rozmowach i błaganiach państwo R. wzięli numer kontaktowy od córki i
wrócili do domu.
Ojciec: Moja Laureńka ukochana… Była dorosła, mogła robić co chce. Błagaliśmy ją,
prosiliśmy, dużo rozmawialiśmy przez telefon, ale Laura była uparta i za nic nie chciała
zmienić swojej decyzji i wrócić do domu.
Te bezskuteczne rozmowy trwały do końca roku.
W styczniu Laura zadzwoniła do nich po raz ostatni.
Matka Laury: Dzwoniła z Hiszpanii, z Barcelony chyba. Powiedziała, że tutaj
zamieszkają razem z Krzyśkiem. Już szukają pracy i mieszkania. Mają pieniądze. My mamy
się o nią nie martwić. To była nasza ostatnia rozmowa…
Był 27 kwietnia 2012 roku, poniedziałek. Data dla niektórych zwyczajna, ot po prostu
kolejny dzień szarego życia, te same bure obowiązki codzienności. Dla pewnych ludzi był to
dzień szczególny. Zwłaszcza dla rodziców Laury.
Ojciec: Dostaliśmy informację o znalezieniu zwłok dziewczyny, która posiadała
dokumenty należące do Laury. O dziwo wcale nie znaleziono jej gdzieś na południu
Hiszpanii, ale w…Warszawie.
Matka: Nasza córeńka była przez cały ten czas niedaleko nas…
Państwo R. natychmiast udali się do Warszawy, by zidentyfikować zwłoki. Mieli
przeczucie, że to zwłoki Laury, ale w głębi serca pragnęli, by to nie była ona. By ich
przeczucia okazały się mylne. Przecież mówiła, że jest w Hiszpanii.
Na miejscu zastali wyniszczoną, wychudłą dwudziestolatkę, która przedawkowała
narkotyki. Policja znalazła jej zwłoki w mieszkaniu w jednym z bloków na osiedlu niedawno
wybudowanym przy lewym brzegu Wisły. Leżała na podłodze, we własnych wymiocinach i
krwi. Obok niej spoczywał niewiele starszy od niej mężczyzna, który także przedawkował.…
Trzymali się za rękę, a obok pozostawiony był odręcznie napisany list.
Matka: Poznałam to jej staranne pismo, mimo iż na tamtej kartce litery były
niestarannie nakreślone. W liście było napisane jedno jedyne słowo: „PRZEPRASZAM”…
Zmarli nazywali się Laura R. i Krzysztof F.
Dziś Laura skończyłaby 21 lat…
Anita Pizun

Podobne dokumenty