Nie jestem turystÄ - post

Transkrypt

Nie jestem turystÄ - post
Nie jestem turystą...
Anna Horolets
1.
W pierwszym numerze czasopisma „Kontynenty” pierwszy artykuł to tekst Jacka Hugo-Badera
„Kiedyś byłem psem”. Tekst ten można uznać za deklarację programową ambitnego czasopisma
podróżniczego. Autor wyraźnie zaznacza w nim różnicę między turystą a podróżnikiem. Według
Hugo-Badera ten pierwszy podróżuje „po nic”, ten drugi – „po coś”. Turystą jest każdy, kto
wyrusza z domu dla przyjemności, bez celu. Podróżnikiem: „geograf, geolog, kartograf,
misjonarz, reporter, filmowiec, przyrodnik, glacjolog...”.
Prosta i dosadna definicja jest jednocześnie deklaracją tożsamościową autora: nie są
podróżnikami Marek Kamiński i Jacek Pałkiewicz, a autor nim jest („jestem naturalnie
wyposażony do podróżowania”, powiada). 
Czemu więc służy dość stara już opozycja „turysta – podróżnik”: czy opisowi świata
zewnętrznego, czy deklarowaniu własnej wyższości wobec tego świata lub uprzywilejowanej
pozycji w nim? Opozycja ta jest stale powtarzana w wielu kontekstach, których porównanie
uświadamia płynność granicy dzielącej jednych od drugich.
„Nienawidzę podróży i podróżników...”, pisał wybitny francuski antropolog Claude Levi-Strauss.
„Nie jesteśmy turystami”, podkreślają backpackersi w Indiach. Mężczyzna wyjeżdżający z
rodziną do Egiptu mówi: „Nie kupujemy wycieczki all-inclusive, będziemy jadali poza hotelem,
nie rozumiem ludzi, którzy nie wychodzą poza teren hotelu przez cały tydzień”. Skąd ta niechęć
do turystów?
2.
W szesnastej serii kreskówki „South Park” jest odcinek sarkastycznie opisujący opozycję
turysta-nie turysta. Akcja odcinka toczy się na „odległej wyizolowanej” wyspie Hawaii. (Kontekst
pozwalający w tym opisie wyczuć ironię jest taki, że wyspy Hawaje rokrocznie odwiedza 6-7
milionów turystów głównie z USA i Japonii). W odcinku samozwańczy tubylcy to ludzie, którzy są
na wyspie od 5 a nawet 10 lat, wymawiają jej nazwę na swój własny niepowtarzalny sposób,
mają karty lojalnościowe i mieszkają nie w hotelach a w rezydencjach Marriott itd. Na wszelkie
sposoby wyrażają oni swoją pogardę dla turystów, zarzucając im nieznajomość lokalnych
obyczajów (de facto zaś konkurując o miejsce na wyspie).
Kulminacją odcinka jest zatopienie liniowca z turystami przez rezydentów, którzy jako broni
używają kijów i piłek golfowych. Samozwańczy tubylcy uzasadniają swoją głęboką więź z wyspą
tym, że mają tam korzenie (cokolwiek to znaczy) oraz tym, że znają kulturę wyspy, jej tradycję.
Niechęć do turystów zaś usprawiedliwiają faktem, że turyści tę kulturę niszczą, że jest ich za
dużo, że sięgają po to, co do nich nie należy.
Choć na poziomie „twardych faktów” turystów od nie-turystów dzieli jedynie długość pobytu, to
na poziomie reprezentacji kulturowych stworzona jest (mniej lub bardziej) przekonująca
narracja o nieprzekraczalnej i obowiązującej granicy między grupą „my” i „oni”. Powiązanie
podziału na turystów i nie-turystów ze stosunkami własności i relacjami władzy jest także
ironicznie wyartykułowane przez autorów „South Park”. Przynależność do grupy „my” to
zawłaszczenie – terytorium, tożsamości, języka.
2.
Typowy produkt popkulturowy, „South Park” sięga po wiele nośnych narracji dotyczących
turystyki jako złożonej praktyki społecznej.
W XIX wieku, zaraz po wynalezieniu słowa „turystyka”, z praktyką tą zaczęto wiązać pewne
obawy. Obawiano się na przykład, że szybkość przemieszczania się – wypadkowa wynalezienia
kolei żelaznych – spowoduje zmianę w doświadczeniu podróży, jej spłycenie. W 1846 roku
Edmund Chojecki pisał: [1]
„Kiedy przed niewielą laty podróż z Północy na Zachód uważaną była za długą pielgrzymkę,
wkrótce stanie się ona tylko rozrywką. [...] człowiek więcej będzie mógł widzieć, ale czy starczy
mu wytrwałości na pojętne obejrzenie stron przebieganych...” 
Sto pięćdziesiąt lat później, kiedy przewidywania Chojeckiego się ziściły, u Hugo-Badera we
wspomnianym wyżej tekście czytamy: „Nauczyciel WF-u ze Świdnika jedzie samotnie swoim
motocyklem przez całą Syberię do Magadanu na Kołymę – wyczyn nie z tej ziemi, ale zapytać
trzeba: po co? Po nic. Dla przyjemności. [...] No to on też jest turystą.”
Podobnie jak 150 lat przed nim Chojecki, Hugo-Bader nie godzi się na brak chęci poznawania
świata (zresztą „obsesja zgłębiania” jest podana we wstępie redakcyjnym jako motto całego
czasopisma „Kontynenty”). Odmawia tym, którzy nie zgłębiają, prawa do nazywania się
podróżnikami.
Zresztą z początku słowo „turystyka” zarezerwowane było głównie dla praktyk nakierowanych
na przyjemność estetyczną. Objaśniając nowe w jego czasach pojęcie Aleksander Przeździecki,
autor książki „Podole, Wołyń, Ukraina. Obraz miejsc i czasów” pisał: [2] w 1841 roku: „‘Turist’ u
Anglików, a stąd i ‘tourist’ u Francuzów oznacza podróżujących jedynie dla zwiedzania piękności
natury i sztuki”. W podobnym znaczeniu używa się dziś wymiennie pojęć turystyka i zwiedzanie
(sightseeing) dla podkreślenia istotności wizualnej konsumpcji w turystyce [3]
3.
W opozycji do zwiedzania dla podziwiania widoków, podróż jako narzędzie poznania jest
projektem oświeceniowym. Grand Tour a także podróże naukowe (na przykład Karola Darwina
czy Alexandra von Humbolta) są prototypem podróży, której celem jest wzbogacenie wiedzy o
świecie. Podróż w projekcie oświeceniowym jest zdobywaniem świata poprzez dotarcie do niego,
zbadanie i nazwanie jego cech szczegółowych. Echa tej wizji podróżowania znajdujemy dziś w
turystyce kulturowej: miejskiej, filmowej, literackiej, teatralnej itd. Szczególnie w muzeum –
które samo jest atrakcją turystyczną – skategoryzowane i posegregowane obiekty reprezentujące
kultury narodowe i etniczne, style malarstwa lub okazy flory i fauny dobrze oddają idee
podróży-poznawania. Idea ta jest także realizowana przez antropologów i innych naukowców
pracujących „w terenie”, i oczywiście przez dziennikarzy.
Romantyzm wzbogacił – i zakwestionował – ten model „podróży - poznawania świata” dodając
jako cel poznawanie nie tylko (i nie tyle) świata, ale także siebie. Wzorem dla podróży
romantycznych jest między innymi pielgrzymka, poszukiwanie zatraconej duchowości,
odnajdywanie sacrum. A jednocześnie historyczny kontekst kształtowania się romantycznego
modelu podróży to tworzenie się lub obrona państw narodowych i związana z tym potrzeba
odzyskania (odtworzenia) ludu, tego „twardego rdzenia” tkanki narodowej. Podróże
folklorystów, gramatyków związane są z ideą ocalenia, zarejestrowania, skatalogowania i
utrwalenia obyczajów, kultury materialnej i języka ludu. Są swoistym poszukiwaniem siebie na
poziomie makro.
Także indywidualna podróż romantyczna często jest podróżą na wieś. Z ubolewaniem Chojecki
pisze w przywoływanym wyżej dziele, że lud „zupełnie znika z widnokręgu podróżnika lub jeżeli
mu się ukazuje, to tylko pod postacią proletariatu fabrycznego, odartego z wszelkiej poezji, z
wszelkich cech znamionujących narodowość”. Lud fabryczny, „industria” nie są postrzegane w
XIX wieku jako poznawczo istotne i warte uwagi (staną się nimi dopiero w erze poprzemysłowej,
od lat 80. XX stulecia.), nie są prawdziwe jako reprezentacje jestestwa „ludu”.
A więc podróż bardzo mocno związana jest z ideą autentyczności, prawdziwości doświadczenia,
a także z ideą znawstwa.
4. 
W socjologicznych interpretacjach podziału na podróżowanie i turystykę, nieostre kryterium
autentyczności zastępowane może być przez inne, bardziej namacalne. Na przykład, Krzysztof
Podemski, autor monografii „Socjologia podróży” granicę między turystyką a podróżowaniem
wytycza za pomocą kryterium „utowarowienia”: kiedy doświadczenie mobilności staje się
towarem, usługą, dobrem konsumpcyjnym, mamy według niego do czynienia z turystyką.
Doświadczenia mobilności, które w dużej mierzy wychodzi poza utowarowienie i przestaje
podlegać prostym mechanizmom rynkowym, to podróżowanie. Jednocześnie socjolog dodaje, że
turystyka to jeden z rodzajów podróży. Nie widzi więc tych praktyk jako opozycyjnych. Jest to
różnica stopnia lub zakresu, nie rodzaju. Za antropologiem Jamesem Cliffordem autor podaje
bardzo szeroką definicję podróży jako w miarę dobrowolnego opuszczenie domu i zmiany
środowiska (naturalnego, kulturowego) w celach praktycznych czy duchowych.
Skoro granica między turystyką i podróżowaniem jest umowna, dlaczego tak silnie upierają się
przy niej różni autorzy. Wróćmy do artykułu „Kiedyś byłem psem”. Jacek Hugo-Bader wyraźnie
„naznacza” turystów jako tych „gorszych”: płytszych, nie mających wiedzy, idących na łatwiznę
(to Szerpowie noszą za nich ciężary w Himalajach). Podróż nie może mieć celu hedonistycznego.
Dlaczego więc na liście podróżników, którą przytacza, nie znaleźli się migranci i handlarze?
Przecież mają bardzo dobrze określone „zadania”, owe „po coś” swojej mobilności, wyruszają z
domów, zmieniają środowisko, adaptują się w różnym stopniu do nowego, mają cel – zarobkowy,
poznawczy lub polityczny. Skoro kryterium rozróżnienia jest brak albo posiadanie celu podróży,
powinni się znaleźć wśród tych „z celem”, czyli podróżników.
Ich brak na liście podróżników można wytłumaczyć jedynie biorąc pod uwagę to, z kim rozmawia
reportażysta, z kim się identyfikuje i od kogo chce się odróżnić. Migranci i handlarze nie są
„znaczącym Innym”. Znamienne jest w tym kontekście, że klasyfikuje jako nie-podróżników lecz
turystów swoich bezpośrednich „konkurentów”: podróżników-amatorów, udzielających się na
blogach i forach internetowych, oraz osoby pracujące mniej więcej w tym fachu co on, też
piszących artykuły i książki o podróżach.
5.
Szczególnie „podejrzane” wydaje się wyłączenie z grona podróżników Jacka Pałkiewicza. Autor
książki „Syberia. Wyprawa na biegun zimna” zorganizował podróż do „najzimniejszego miejsca”
Rosji przed 1989 rokiem, na długo przed syberyjską wyprawą odbytą przez Hugo-Badera zimą
2007 roku (której efektem jest książka „Biała gorączka”). Pałkiewicz jest członkiem
Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, autorem kilkunastu zbiorów reportaży
podróżniczych (w tym „Terra Incognita”, „Pasja życia” itd.). Na stronie 18 książki „Syberia”
wśród „10 cnót dobrego podróżnika” Pałkiewicz wymienia między innymi „życzliwość i
otwartość wobec miejscowej ludności”. Wprawdzie akcentuje w swoich książkach elementy
survivalowe, ale dużo uwagi poświęca także zwyczajom lokalnych mieszkańców, rysuje ich
portrety.
Jeśli pominiemy indywidualny styl pisarstwa i nastawienie na ekstremalne doświadczenie
wyróżniające tego pierwszego, reportaże Pałkiewicza i Hugo-Badera są bliźniaczo podobne.
Reportażysta-heros wyrusza w świat by zdobyć doświadczenie, sprawdzić siebie, poprzez
konfrontację z Innym upewnić się we własnych racjach. [4]
Podobieństwo jednak nie zawsze skłania do identyfikowania się (Choć w innych przypadkach do
takich identyfikacji dochodzi: na przykład, Wojciech Cejrowski deklaruje swoje podobieństwo i
przyjacielskie relacje z Jackiem Pałkiewiczem). Podobieństwo może stwarzać poczucie
zagrożenia dla tożsamości, budzić niepokój, że czar niepowtarzalności i wyjątkowości pryśnie, a
to może zagrażać pozycji reportażysty w polu dziennikarskim, w polu produkcji narracji i wiedzy
podróżniczej.
6.  
Rozróżnienie na „podróżników” i „turystów” użyto tu w sposób paradygmatyczny jako narzędzie
zaznaczania swojej wyjątkowej pozycji w polu produkcji kulturowej, czyli dystynkcji w
rozumieniu Pierra Bourdieu. Francuski socjolog dystynkcję opisywał jako „władzę sądzenia”,
zdolność do wygłaszania prawomocnych sądów w dziedzinie stylów życia, sztuki itd. będącą
wypadkową centralnej pozycji w polu. Jeśli jednak pozycja ta nie jest trwale człowiekowi
przypisana (a rzadko kiedy jest), dystynkcja staje się narzędziem utrzymania, obrony lub
zdobywania centralnej pozycji w danym polu, w tym przypadku - w polu dziennikarstwa i
pisarstwa podróżniczego. (Na marginesie, określenie podróży przez jej pożyteczność (cel) byłoby
przez Bourdieu uznane za wyraz gustu ludowego, a nie wysokiego, czyli prawomocnego,
dominującego. Ten ostatni charakteryzuje „dystans wobec konieczności”. Jednak może właśnie o
gloryfikację gustu ludowego i krytykę „klasy próżniaczej” chodziło autorowi „Kiedyś byłem
psem”.)
Językiem Maxa Webera można by powiedzieć, że klasyfikacje (turyści/podróżnicy;
podróżnicy/antropolodzy itd.) stają się narzędziem zaczarowywania rzeczywistości.
Logiczne więc jest, że turystami, od których się dystansuje Hugo-Bader, nie są osoby
wyjeżdżające na wycieczki all-inclusive (oni w ogóle się nie liczą, nie stanowią zagrożenia, są
zbyt odmienni, nie należą do pola). Walka toczy się o odróżnienie się od podróżników bardziej
podobnych, bliższych, tych, którzy mogą sięgnąć po ograniczone przecież zasoby kulturowe w
polu społecznym, do którego należy autor. Ciekawe w tym kontekście jest to, że nie porównuje
on siebie do podróżujących kobiet – Beaty Pawłikowskiej, Martyny Wojciechowskiej – tak jakby
one w ogóle się nie liczyły w „walce o status” [5]
7.
Podobnie do tego szczególnego przypadku podział na „podróżników” i „turystów”
wykorzystywany jest także w innych kontekstach do zaznaczenia i wzmocnienia swojej pozycji
społecznej. Różnica może być opisywana także za pomocą nieco odmiennej  terminologii.
Turystyka „bezprzymiotnikowa” jest praktyką „niską” – masową, zagrażającą, niestylową.
Natomiast dodanie przymiotników takich jak „zrównoważona”, „odpowiedzialna”, „fair trade”,
„ekologiczna”, „slow”, „etniczna”, „alternatywna” czy „niszowa” sygnalizują dystynkcję.
Zachodni autorzy twierdzą, że zainteresowanie tego typu turystyką należy wiązać z rozwojem
wartości post-materialnych. Jest to bodziec „pozytywny”, wskazujący na postęp (od wartości
przyziemnych, związanych z przetrwaniem fizycznym i zapewnieniem bezpieczeństwa, w stronę
wartości wysokich, związanych z chęcią czynienia dobra i dążeniu do samorealizacji). Jest jednak
też bodziec „negatywny”, mianowicie rosnąca niepewność wyznawców wartości
post-materialnych co do ich perspektyw życiowych, rozbieżność między oczekiwanym poziomem
życia a perspektywami zatrudnienia. Jak pisze Barbara Ehrenreich, nową klasę średnią w
społeczeństwach zachodnich charakteryzuje „strach przed upadkiem” (fear of falling). Nie będąc
w stanie wyraźnie zaznaczyć swojej odmienności wśród innych klas (szczególnie niższych) ani
poprzez posiadane dobra , ani wykształcenie, ani nawet pozycję zawodową, przedstawiciele
nowej klasy średniej bardziej zażarcie konkurują w sferze symbolicznej. Różnić się – mieć
dystynkcję – staje się dla nich kwestią być albo nie być.
8. 
Opozycja „podróżnicy” a „turyści” nie jest sama w sobie ani dobra ani zła. Może przecież mieć
znaczenie opisowe (np. służyć do odróżnienia osób, dla których doświadczenie mobilności jest
rzadkością, od tych, które są do niego przyzwyczajone; albo, jak proponuje Krzysztof Podemski,
wyróżniać sferę relacji „utowarowionych” z całości praktyk podróżniczych). Jednak bardzo
często fraza „nie jestem turystą” ma znaczenie normatywne. Nie służy do opisywania świata
zewnętrznego, ale do ukazywania miejsca mówiącego w tym świecie, jego (uprzywilejowanej)
pozycji względem innych.
[1] Książka Edmund Chojecki, „Czechia i Czechowie przy końcu pierwszej połowy XIX wieku” (1846), cyt. za Burkot
1988: 380.
[2] Książka Cytat za Burkot 1988
[3] Książka Krzysztof Podemski Socjologia podróży. Poznań: Wydawnictwo UAM, 2004 r.
[4] Przykład W „Białej gorączce” (2009: 354) jest fragment, w którym Hugo-Bader dowodzi, że zna lokalne
zwyczaje lepiej od szamana wykonującego obrzęd.
[5] Rozwinięcie O mizoginii narracji podróżniczych piszę szerzej w „Tekstach Drugich"nr 3: 134-156.
Post-turysta.pl to największa w tej części Europy inicjatywa poświęcona odpowiedzialnemu i świadomemu
podróżowaniu. Tworzy ją kilkunastu specjalistów z różnych dziedzin, zajmujących się w swoich badaniach turystyką
i podróżami. Na stronie www.post-turysta.pl znajdziesz jeszcze kilkadziesiąt esejów na inne tematy związane z
odpowiedzialnym i świadomym podróżowaniem. Zapraszamy!
Projekt post-turysta.pl współfinansowany został w ramach programu polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa
Spraw Zagranicznych RP.
Esej ten jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Unported.

Podobne dokumenty