„…zostałem powołany do błądzenia…”. O debiutanckim zbiorze
Transkrypt
„…zostałem powołany do błądzenia…”. O debiutanckim zbiorze
Jarosław Fazan „…zostałem powołany do błądzenia…”. O debiutanckim zbiorze wierszy Mirosława Mrozka1 Mirosław Mrozek Horyzont zdarzeń Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy, Szczecin 2014 Tom Mirosława Mrozka Horyzont zdarzeń jest książką wyłonioną z drugiej edycji Konkursu imienia Henryka Berezy „Czytane w maszynopisie”, uzyskał w nim pierwszą nagrodę, która gwarantowała publikację. Można powiedzieć na wstępie, że książka ta potwierdza przeświadczenie o sensowność konkursowego wyszukiwania debiutów poetyckich. Jury wybrało zbiór obiecujący, świeży, wyrazisty, a zarazem nawiązujący do różnych tradycji poetyckich. Pierwszy tomik Mrozka zapowiada interesującą osobowość poetycką. Różnorodna zawartość Horyzontu zdarzeń rodzi intrygujące pytanie o ciąg dalszy jego pisarstwa, o dominantę kolejnej książki. Nie jestem pewien, czy zaliczanie nowych poetów lub ich pojedynczych tomów do określonych nurtów czy poetyk zbiorowych, ma dzisiaj sens, ponieważ istniejące podziały wydają mi się raczej krytycznymi konceptami niż odbiciem konkretnych praktyk literackich, w związku z tym chcę powiedzieć, że wiersze Mrozka sytuują się w poprzek różnych prądów naszej poezji. Z jednej strony wpisuje się on w poezję ujmującą codzienność w migawkach, notujących doznania osamotnionej jednostki w nieprzyjaznym, zdehumanizowanym świecie, z drugiej nawiązuje do różnych form poezji religijnej i metafizycznej, z trzeciej próbuje przenosić do języka poetyckiego fragmenty dyskursu naukowego, przede wszystkim z dziedziny fizyki, ale też biologicznie pojętej antropologii. Mrozkowi jednocześnie patronują Jezus Chrystus i Stephen Hawking. Zatem na przecięciu różnych nurtów formuje się jego specyficzna dykcja, którą najchętniej określiłbym jako (po)nowoczesną lirykę konfesyjną, niejako jednocześnie odsłaniającą doświadczenie religijne i psychotyczne. Poszukiwanie boskiej (nie)obecności dokonuje się równocześnie z „przejściem z realności w obłęd” (z wiersza Anioł), a figura mesjasza to zarówno personifikacja zbawczej misji zstępującego na ziemię Boga, jak i jedna z popularnych masek mieszkańców domów wariatów. 1 Mirosław Mrozek, Horyzont zdarzeń, Kolekcja Elewatora, seria pod red. A. D. Liskowackiego, Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy, Szczecin 2014. 1 Sąsiedztwo obłędu i doświadczenia religijnego jest bardzo starym motywem poetyckim, być może jednym z najstarszych, zarazem niezwykle trwałym i wciąż powracającym. Od antyku przez literaturę chrześcijańskiej Europy, romantyzm, modernizm i awangardę aż do naszych czasów pojawia się niezmiennie w rozmaitych odsłonach w utworach kolejnych pokoleń adeptów sztuki słowa. Zarówno religia, jak i obłęd stały się szczególnie ważnymi sferami poezji w epoce nowoczesnej, kiedy kryzys ogarnął instytucje religijne a nauka dokonała medykalizacji szaleństwa. W polskiej poezji ostatniego ćwierćwiecza doświadczenie tego styku jest znacząco obecne dzięki twórczości Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, który ukształtował niezwykły idiom późnonowoczesnego baroku, łączącego niezwykle swoiście podjętą tradycję metafizyczną z hiperrealizmem epoki triumfu obrazów. Mrozek wnosi do poezji drugiej dekady XXI wieku inną dykcję, animuje odmienne języki. Jest bliższy poezji refleksji religijnej, chętnie odwołuje się do konkretnych motywów i gatunków biblijnych, sięga po apokryfikę. Jego monolog liryczny jest też bardziej wyciszony, spokojniejszy, choć perspektywa – rozdartego, osamotnionego i zmedykalizowanego podmiotu wydaje się podobna. Zamiast rozwarstwionego, zwielokrotnionego ja Tkaczyszyna, poezja Mrozka ustanawia swoją personę liryczną jako szczelnie zamkniętą monadę, pozbawioną właściwie kontaktu z innymi. Jednym z najważniejszych (i dodajmy od razu: najbardziej dotkliwych) autokomentarzy młodego poety wydaje mi się stwierdzenie z wiersza Monolog: „Poezja nie jest dialogiem, jest diagnozą”. Odmowa rozmowy wydaje się dramatyczną deklaracją kogoś, kto utracił poczucie więzi z innymi, kto został „uwięziony w swojej frazie za kratą papieru” (Monolog).Namiętne szaleństwo Tkaczyszyna rozrywa granicę między osobami, zimny obłęd Mrozka odcina ja od wszystkich postaci liczby mnogiej. W wierszach „psychiatrycznych” Mrozka mamy do czynienia ze swoistą dialektyką. Zaburzenia psychiczne stanowią reakcję wrażliwego człowieka na niedoskonałość istnienia, ujawniają także religijną, biblijna podszewkę świata. Z jednej strony teksty te można określić poetyckimi migawkami ze szpitala, z drugiej – kondycja chorego i szpitalna przestrzeń są metaforyczne, ujmują bowiem w poetyckim skrócie kondycję człowieka naszych czasów, epoki – jak sugeruje poeta – samotności i chłodnego okrucieństwa, w której zanik poczucia rzeczywistości przytrafia się nie tylko psychotykom. Ambiwalencja szpitala wiąże się z doświadczeniem uwolnienia od ziemskiego czasu i przestrzeni a jednocześnie z odcięciem od innych ludzi, czy w ogóle – od innych istnień. Taka postać szaleństwa staje się doświadczeniem codziennym, jeśli można użyć takiego określenia – „uzwyczajnia się”. 2 Niemożność nawiązania dialogu dobitnie ujmuje wiersz-koncept Do ciebie, w którym tytułowy „ty” jest przywoływany tylko przez zaprzeczenie: nie dbam o ciebie wcale, nie interesuje mnie kim jesteś, co robisz […] Nie chcę cię nigdy spotkać ani poznać twojej opinii… […] Bądźmy szczerzy, nie istniejesz dla mnie, jak ja nie istnieję dla ciebie W wierszu tym uderza kontrast pomiędzy bezpośrednim, intymnym zwrotem w tytule a zawartością. Dramatyczny apel do nieobecnego, ale postulowanego (i upragnionego) czytelnika, zawiera się tutaj w sekwencji negatywnych określeń, wyraża radykalną niewiarę w spełnienie marzeń o spotkaniu. Mrozek zarysowuje linię demarkacyjną oddzielającą jego personę liryczną od projektowanej nieobecności odbiorcy, beznadziejnie – poprzez sekwencję zaprzeczeń – ustanawia rozmowę, która jednocześnie figurą spotkania człowieka i Boga: nie istnieję dla ciebie. Jak nie istnieje pewnie ten Bóg, który czyta twoimi uważnymi oczyma i przemawia moimi nieporadnymi słowami Szpitalne realia nadają dramatyzmu ludzkiemu błądzeniu, które stanowi – według mnie – najogólniejszą formułę egzystencji ujętej w Horyzoncie zdarzeń. Kondycja błądzącego oznacza istotę sytuacji człowieka – brak własnego miejsca na ziemi, stan nieustannego zagrożenia, zanik skrystalizowanej tożsamości osobowej, przewrotnie ujęty w figurę Trójcy (w wierszu pod tym tytułem): Oto tajemnica największa mojego istnienia: że jestem dziś kimś innym niż byłem wczoraj, że, jeśli będę jutro, będę znowu kimś innym. I nie pamiętam, by ci trzej obcy sobie mężczyźni spotkali się kiedykolwiek. 3 Choroba opisuje stan błądzenia niejako wewnątrz siebie, pomiędzy różnymi osobami lub maskami, które ujmuje bluźniercze utożsamienie się z trójcą; ujawnia także nieprzystosowanie rozumiane nie tylko w kategoriach społecznych, ale też – biologicznych i kosmicznych. Wyliczenie kręgów nieprzystosowania zawiera: „grawitację, pory roku, fizjologię, prawa ludzkie i boskie” (z utworu Klęska). Odzieranie ze złudzeń jest projektem radykalnym –człowieczeństwo błądzącej jednostki to „ślepa uliczka ewolucji”, „nieistotny błąd statystyczny” (Klęska). Ziemską egzystencję ujmuje Mrozek w kategoriach bliskich egzystencjalizmowi – życie jest niepojętym absurdem, przed którym nie ma ucieczki. Pozostaje bezcelowe błądzenie. Jednakże błądzący Mrozka dochodzi niekiedy do afirmacji boskiej obecności, przy czym w wierszu pod biblijnym tytułem Pierwsi będą ostatnimi najtrafniej został opisany mechanizm tego dochodzenia: „Obłąkani odnajdą drogę, lecz zaprowadzi ich ona w inne miejsce – niż przypuszczali”. Do Boga prowadzi tutaj – co typowe dla naszych czasów – doświadczenie negatywne, ujmujące Go w swoistym odwróceniu porządków: nie na początku lecz u kresu nie przyczyną ale skutkiem Jest Bóg Fragment powyższy pochodzi z utworu zatytułowanego Credo, w którym odsłonięcie obecności Boga okazuje się efektem działania praw fizyki, a on sam zaś celem ludzkich dążeń, nieobecnym i pozbawionym wpływu na człowieka. Negatywna afirmacja Boga wynika, jak można sądzić, z zagubienia języka, który umożliwiał ekspresję relacji między człowiekiem i jego stwórcą. Zaraz po utworze Credo znajdujemy Wieżę Babel, krótką przypowieść prozą, „przepisująca” tytułowy biblijny mit. Pomieszanie języków oznacza w niej nie tylko utratę jedności mowy, umożliwiającej porozumienie między ludźmi, ale „straszną jak sam Bóg” ciszę, zamilknięcie Boga, rozczarowanego „niezrozumiałym bełkotem ludzi”. Kryzys komunikacji, zarówno tej horyzontalnej, jak i wertykalnej jest jedną z przyczyn błądzenia, skoro nie ma możliwości nawiązania kontaktu, który pozwoliłby integrować się ludziom, jedyne, co pozostaje, to nieustanne poszukiwanie, przedzieranie się przez różne formy nieobecność, właściwie bez nadziei, że w końcu do kogoś się dotrze. W niektórych utworach Mrozek operuje bardzo wyrazistym szczegółem, lokalizuje nawet (negatywnie – jako nieznane mu z autopsji) miejsce doświadczeń z pogranicza obłędu i 4 objawienia – to Radecznicka Łysa Góra, na której obok kościoła i klasztoru bernardynów znajduje się szpital psychiatryczny. Są blisko siebie, a zarazem – pozostają jednak odrębne, tworzą alternatywę dla błądzącego po Łysej Górze człowieka. Horyzont zdarzeń zostawia nas z pytaniem, w którą stronę podąży wędrowiec. Jarosław Fazan 5