Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
Transkrypt
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
1 Strona Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 2 Strona Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny Opowieść o harcerzu Władysławie Jasińskim, legendarnym ''Jędrusiu'' Motto: ''Nie zdobi nas mundur, nie chwali nas sztab, Ni krzyżem z nas żaden znaczony, Śmierć tylko odznakę bojową nam da, My szare Odwetu plutony...' O ile major Dobrzański, legendarny ''Hubal'', był po klęsce wrześniowej pierwszym partyzantem Rzeczypospolitej dowodzącym ''wydzielonym oddziałem'', o tyle do tytułu drugiego partyzanta okupowanej Ojczyzny w pełni pretenduje harcerz, Władysław Jasiński, który przybrał sobie pseudonim ''Jędruś'', od imienia swojego, wówczas 4letniego synka. Pseudonim ten stał się z biegiem czasu synonimem wszystkich ''chłopców z lasu'', nawet tych którzy nie tylko że nie podlegali ''Jędrusiowi'', ale nawet nie widzieli go na oczy. Władysław Jasiński urodził się w wiosce Sadkowa Góra 18 sierpnia 1909 r. w rodzinie nauczycielskiej Piotra Jasińskiego i Marii z Halardzińskich. Średnie wykształcenie zdobył w gimnazjum im. Stanisława Konarskiego w Mielcu, gdzie uczył jego ojciec. Duży wpływ na kształtowanie się jego charakteru wywarło harcerstwo, szkolna drużyna im. Tadeusza Kościuszki (Władek jako młodzik należał do zastępu Sokołów). Przygotowanie wojskowe, tak bardzo mu potem przydatne w partyzantce, otrzymał w hufcu szkolnym przysposobienia wojskowego, który prowadził jego ojciec. Po maturze (28 maja 1928r.) podjął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, które ze względu na trudne warunki materialne wkrótce przerwał. Następnie podjął obowiązki nauczyciela w Albinówce na Wileńszczyźnie. Pod wpływem perswazji swojej narzeczonej, również nauczycielki, harcerki z Mielca - Stefanii Antoszówny - oraz rodziny zapisał się na Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Jeszcze w okresie studiów, w roku 1936, bierze ślub z Antoszówną, która w rok później urodziła synka Andrzeja. W 1939 r. już jako magister z bratem Stanisławem, przybocznym tarnobrzeskiego hufca harcerzy, w szeregach obrony narodowej, bierze udział w obronie Tarnobrzegu. Bezpośrednio po wrześniowej klęsce, Jasiński zakłada tajną organizację o wiele mówiącej nazwie – ''Odwet''. Podstawą ''Odwetu'' stali się tarnobrzescy harcerze, którzy nie mogąc pogodzić się z klęską i Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 3 hm. Władysław Andrusikiewicz okupacją, w październiku zawiązali kilka konspiracyjnych ''piątek''. Pierwszy etap działalności ''Odwetu'' to zabieganie o broń i jej konserwacja, podjęcie wydawania od marca 1940 r. gazetki ''Odwet'', nasłuch audycji radia zachodniego, a także kompletowanie dokumentalnych zdjęć rozstrzeliwanych na dziedzińcu więzienia w Tarnobrzegu. Datą graniczną tego okresu jest 17 marca 1942 roku. W tym dniu Gestapo likwiduje punkt redakcyjny we wsi Wiśniówka koło Staszowa. W nierównej walce giną wówczas: redaktor ''Odwetu'' Bolesław Czub (''Szary'', ''Antoni''), maszynotypistka Karolina Stawiarz (''Lala'') i dwóch łączników. Następują liczne aresztowania. Zaistniała sytuacja zmusza ''Jędrusia'' do utworzenia oddziału partyzanckiego w okolicach Sandomierza. Oddział ten przeprowadza szereg akcji przeciwko administracji okupacyjnej: rozbraja granatowych policjantów i żandarmów, likwiduje zdrajców. Na pewno do najbardziej brawurowej akcji należała rekwizycja gotówki w Komunalnej Kasie Oszczędności w Staszowie w dniu 26 stycznia 1942 r. Strona Aby nie odeszli w mrok Zabrano tam 40 tys. złotych, pozostawiając pokwitowanie następującej treści: ''Potwierdzam odbiór całej zawartości kasy KKO w Staszowie. ''Jędruś''. Po akcji ''Jędrusiów'' na magazyn i bank ''Społem'' Centrali Handlowej w Mielcu 27 listopada 1942 r. Niemcy rozplakatowali obwieszczenie ze zdjęciem Jasińskiego. Informowało ono, że za podanie miejsca pobytu ''Jędrusia'' alias Jasińskiego, wyznaczona została nagroda w wysokości 5 tys. zł. Śmierć ''Jędrusia'' z rąk Niemców nastąpiła zupełnie niespodziewanie w Trzciance 9 stycznia 1943 roku. Przebywał on tam służbowo, w chacie Wiącków, z dwoma partyzantami. Miejsce jego pobytu zdradził mieszkaniec wsi Tursko Wielkie, którego przyjechali aresztować niemieccy żandarmi z osławionym gestapowcem Gestapo w Tarnowie Andrzejem Reslerem, popularnie zwanym ''krwawym Jędrusiem''. Chłopu groziła kara śmierci za nielegalny ubój świni. Pragnąc ratować swoje życie zdradził miejsce pobytu ''Jędrusia''. Zaskoczony nagłym pojawieniem się Niemców ''Jędruś'' z dwoma swoimi partyzantami Antonim Tosiem ''Antkiem'' i Marianem Goryckim ''Polikierem'', usiłowali w ostatniej chwili ratować się ucieczką, ale niestety szybsze były od nich niemieckie kule. Partyzanci zostali pomszczeni przez swoich kolegów, którzy wykonali wyrok śmierci zarówno na Reslerze jak i donosicielu. Po śmierci ''Jędrusia'' dowództwo nad oddziałem przejął Józef Wiącek, pseudonim ''Sowa''. Walka ''Jędrusiów'' trwała aż do ''wyzwolenia''. Kosztowała jeszcze życie niejednego partyzanta, m. in. Zdzisława de Ville, któremu po śmierci niemieccy żandarmi zdarli z wiatrówki harcerski krzyż. Ale to już dalsze dzieje. A późniejsze to jeszcze śmierć z rąk mieleckiego UB Józefa Bika, Jerzego Doktorowicza i Władysława Pezdy. Na cmentarzu w Sulisławicach w powiecie sandomierskim jest zbiorowa mogiła. Pochowany tam jest harcerz, legendarny ''Jędruś'' i jego dzielni chłopcy. Postawiono tu w 1957 r. pomnik. Umieszczono na nim nazwiska poległych i napis: Strona *** W czerwcu 1943 roku, na tak zwanych "Willach", leśnym biwaku pomiędzy Staszowem, Połańcem a Osiekiem, powstała pieśń "Kto życie ze śmiercią sprzęga”, nazwana w jakiś czas potem Hymnem Jędrusiów. I tym razem autorem słów był "Bobo" Zbigniew Kabata. Zrodziła się w okresie, gdy hitlerowcy przygotowywali się do generalnej rozprawy z "bandytami Jędrusiami", a więc przed jedną z największych obław na lasy Turskie w dniu 29 czerwca. Była pieśnią niezwykle bojową, o dużym ładunku treści społeczno-politycznej (...) pisząc słowa „Bobo" zastanawiał się cały czas nad doborem melodii. Ostatecznie zdecydował się, i to w pełni świadomie, na motywy zaczerpnięte z niemieckiej "Jedziemy na Madagaskar" "Jak szwaby usłyszą, trafi ich z miejsca szlag!" argumentował podczas prezentowania tekstu dowódcy i kolegom. Notka zaczerpnięta z książki Tadeusza Szewery "Niech wiatr ją poniesie" Wyd II. str. 278 *** Kto życie ze śmiercią sprzęga, Ten prawo ma gwizdać na ten świat, Nam niestraszna germańska potęga, A kula nam w czerepie wierny brat. Naprzód! Naprzód wciąż dążymy, Do celu wrót, I śmierci w pysk wciąż patrzymy. Naprzód! Naprzód! Naprzód! Niech brzuchacze się pasą, a skąpcy biją trzos, Dyplomata o sławie niech śni, A my - Pełnym brzuchom i trzosom śmiejemy się w głos, Bo sława leży nam jak pies u drzwi My "bandyci Jędrusia" więc wszystko jedno nam, Dolę przyjmiem czy dobrą czy złą Choć na drodze nam stanie rogaty diabeł sam, Śpiewamy zawsze naszą piosnkę tą Naprzód! Naprzód wciąż dążymy, Do celu wrót, I śmierci w pysk wciąż patrzymy. Naprzód! Naprzód! Naprzód! Niech brzuchacze się pasą, a skąpcy biją trzos... 4 ''A gdy dzieci zapomną, że mieszkały w schronach, że widziały dni straszne, ponure i krwawe, niechaj tylko to jedno pamiętają o nas, Hymn Jędrusiów Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny "leśnej” podchorążówce. Współpracowali na swoim terenie z Batalionami Chłopskimi i Armią Krajową, a w 1944 roku nawiązali kontakt z czołówką czołgów radzieckich płk Draguńskiego i współdziałali ściśle w walkach toczących się o wyzwolenie przyczółka Sandomiersko - Baranowskiego. W owym czasie oddział "Jędrusiów” liczył ponad 250 partyzantów i jako 4 kampania wchodził w skład 2 pp AK Ziemi Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 5 "JĘDRUSIE” byli na Kielecczyźnie pierwszymi partyzantami po "Hubalczykach”. Działalność zbrojną podjęli wiosną 1941 roku. Legenda o ich bojowych wyczynach niosła się szeroko po całej tzw. Generalnej Guberni, a nazwa "Jędrusie” stała się synonimem walczących z wrogiem żołnierzy Podziemia. Organizatorem i pierwszym dowódcą "Jędrusiów” był Władysław Jasiński. W październiku 1939 raku z jego Strona Konspiracyjna organizacja wojskowa założona w końcu 1939 w Tarnobrzegu przez nauczyciela porucznika Władysława Jasińskiego - "Jędrusia". Zrzeszała młodzież skupioną wokół tajnej gazetki Odwet. Do wiosny 1940 nazywana Odwetem, następnie Jędrusiami (od pseudonimu Jasińskiego). W 1940 jej wpływy obejmowały powiaty: tarnobrzeski, opatowski, sandomierski i mielecki. Akcje zbrojne rozpoczęła w 1941 od konfiskat w majątkach znajdujących się pod zarządem niemieckim. Pierwsza z większych akcji Jędrusiów przeprowadzona została 12 III 1943 (dowódcą Jędrusiów był wówczas J. Wiącek - Sowa, który objął tę funkcję po śmierci Jasińskiego 9 I 1943). Przy współudziale miejscowej placówki Armii Krajowej JĘDRUSIE rozbili wówczas więzienie w Opatowie i uwolnili ponad 50 osób. 29 III 1943 w podobnej akcji w Mielcu wraz z patrolem bojowym AK uwolnili 180 więźniów. W listopadzie 1943 Jędrusie jako zwarta jednostka organizacyjna podporządkowani zostali dowództwu AK, ale do końca zachowali nazwę i pełną odrębność. inicjatywy powstała grupa konspiracyjna, której zadaniem było m. in. zbieranie, konserwowanie i ukrywanie broni pozostawionej przez polskie oddziały WP na polach walk we wrześniu 1939 r. „JĘDRUSIE” wydawali także biuletyn prasowy, który początkowo nosił nazwę "Wiadomości Radiowe”, a od 1940 roku - "Odwet”. Od tytułu tej tygodniowej gazetki przyjęto nazwę dla całej organizacji, która skupiała w swych szeregach w dużej mierze młodzież gimnazjalną, należącą przed wojną do harcerstwa. "Odwet” objął siatką konspiracyjną tereny obecnej Rzeszowszczyzny, część Krakowskiego i Kielecczyznę, w tym: Tarnobrzeg, Mielec, Szczucin i Dąbrowę Tarnowską, Sandomierz, Opatów, Burko, Stopnicę, Chmielnik, Iłżę, itd. Działalność "Jędrusiów” była wszechstronna. Prócz akcji bojowych i sabotażowych, organizowali pomoc materialną dla rodzin osób ukrywających się; punkty wysyłkowe paczek do obozów jeńców wojennych i więzień, punkty kolportażowe pisma "Odwet”, prowadzili akcję zwalczania bandytyzmu, ochronę lasów przed bezmyślnym wyrębem, zabezpieczenie wsi przed hitlerowskimi pacyfikacjami, a od 1942 roku również wprowadzili do swego programu samokształcenie, w rezultacie czego wielu "chłopców z lasu” uzyskało konspiracyjne małe matury i przeszło przeszkolenie w Organizacja "Odwet" i Oddział Partyzancki "Jędrusie" Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 6 spowodowały ogromny wzrost potrzeb finansowych organizacji, nadal działającej samodzielnie i nie dotowanej przez żaden z ośrodków politycznych. Sytuacja ta skłoniła Jasińskiego do utworzenia oddziału dywersyjno - bojowego, który od jego nowego pseudonimu przyjął nazwę "Jędrusie". Pseudonim pochodził od zdrobniałego imienia pięcioletniego syna Jasińskiego - Andrzeja. Pierwszą akcje oddział przeprowadził na leśnictwo Szczeka w powiecie staszowskim. Od tego czasu "Jędrusie" przeprowadzają szereg akcji rekwirując w administrowanym przez Niemców terenie. Rekwirują żywność w majątkach administrowanych przez Niemców, rozbijają gorzelnie, dokonują napadu na kolejkę wąskotorową w Bogorii, w której zbierają kilkadziesiąt ton cukru przygotowanego do wysyłki do Niemiec. Poza tym "Jędrusie" likwidowali niemieckich agentów, przywoływali do porządku granatowych policjantów, wymierzali kary chłosty wysługującemu się okupantowi. W akcjach tych występowało około 60-ciu partyzantów. W sumie przeprowadzają około 180-ciu różnych akcji. Unikalną jak na warunki okupacji i partyzantki, była prowadzona przez "Jędrusiów" akcja charytatywna, polegająca na niesieniu pomocy aresztowanym i ich rodzinom oraz organizowanie sieci punktów wysyłkowych paczek żywnościowych dla polskich jeńców w obozach niemieckich. W dniu 9 stycznia 1943 roku w starciu z niemiecką żandarmerią w Trzciance koło Połańca poległ Władysław Jasiński "Jędruś", twórca "Odwetu" i dowódca "Jędrusiów". Po śmierci dowódcy dowodzenie oddziałem przejmuje Józef Wiącek "Sowa". W październiku 1943 roku dochodzi do scalenia "Jędrusiów" z Armią Krajową na szczeblu Inspektoratu Sandomiersko - Opatowskiego. W dniu 12 czerwca 1944 roku do "Jędrusiów" dołączyli partyzanci Lotnej Grupy AK "Orlicza" - łącznie 40-tu partyzantów. W okresie "Burzy", "Jędrusie" tworzą 4 kompanię w 2 pp Legionów AK w sumie około 260 żołnierzy. Wraz z całym pułkiem idą na pomoc walczącej Warszawie, dochodzą w Góry Świętokrzyski, potem do Nowego Miasta nad Pilicą, tam 24 sierpnia cała 2 DP AK dostaje rozkaz zaprzestania marszu. Odwrót znad Pilicy kieruje 2 pułk, w skład którego wchodzi 4 kompania "Jędrusiów" w kieleckie. W dniu 26 sierpnia II batalion, w skład którego wchodzi 4 kompania, uderza na kwatery artylerii niemieckiej w Dziebałowie, później walczy w Radoszycach, Miedzieży i Radkowie. Po rozczłonkowaniu pułku "Jędrusie" przechodzą w Góry Świętokrzyskie, gdzie pozostają do stycznia 1945 roku, do wkroczenia na te tereny Sowietów. Każdy wraca w swe rodzinne strony. Następują represje i aresztowania przez NKWD i UB. Spora grupa "Odweciarzy" i "Jędrusiów" zostaje zesłana na Syberię, część otrzymała długoletnie wyroki więzienia. Dopiero po październiku 1956 roku "Jędrusie" spotykają się legalnie, tworzą wspólnotę, której zadaniem Strona Sandomierskiej. Wśród nich byli także Francuzi, Rosjanie, niemieccy antyfaszyści i Żydzi. „Jędruś” - Władysław Jasiński poległ w styczniu 1943 roku. Po jego śmierci dowództwo sprawował "Jędruś II” Józef Wiącek ps. "Sowa”. W toku swej działalności na przestrzeni lat 1939-1945 "Jędrusie” przeprowadzili ponad 170 akcji bojowych, z których warto przypomnieć: uderzenie na banki w Staszowie i Mielcu, zdobycie transportu kolejowego na stacji w Bogorii, odbicie więźniów politycznych z więzień w Opatowie i Mielcu, obronę wsi Strużki przed hitlerowską pacyfikacją, rozbicie taborów w Osieczku; walkę z batalionem artylerii w Dziebałtowie, 2-dniową bitwę w obronie ludności Radoszyc, bitwę z jednostkami dywizji pancernej Waffen-SS pod Radkowem, walkę w lasach siekierzyńskich (Góry Świętokrzyskie) z jednostkami przeprowadzającymi obławę na partyzantów itd. Z folderu wydanego z okazji nadania Imienia w 1982 r. Bezpośrednio po klęsce wrześniowej 1939 roku w Październiku Władysław Jasiński utworzył w Tarnobrzegu i sąsiednich powiatach tajną organizację, stawiając sobie za cel walkę z niemieckim okupantem. Ostatecznie organizacja ta przyjęła nazwę "Odwet". Była apolityczna, współpracowała jednak z ZWZ (później AK), a także z ludowcami i narodowcami. W grudniu 1939 roku Jasiński rozpoczął wydawanie "Biuletynu wiadomości radiowych", a od marca 1940 roku cotygodniowej gazety, pt. "Odwet". Kolportaż gazety objął tereny Polski centralnej i południowej i opierał się w części na sieci własnej, a na terenie powiatów Leżajsk, Łańcut, Przeworsk, Jarosław i Przemyśl także na sieci placówek ZWZ - AK. Do końca września 1940 roku centrala "Odwetu" mieściła się w Tarnobrzegu. We wrześniu 1940 roku Niemcy wpadli na trop "Odwetu". Jasiński używający w tym czasie pseudonimu "Kmitas" przeniósł centralę "Odwetu" najpierw na teren powiatu mieleckiego (Krzemieńca), a następnie za Wisłę, w rejon Trzcianki i Sulisławic. Zlikwidował też centralny kolportaż tworząc punkty przebitkowe w Tarnobrzegu, Krzemienicy, Mielcu, Radomyślu, Trzciance, Sulisławicach, Sandomierzu, Opatowie, na placówce "Zasanie", a także w Opaleniskach i Lipniku oraz we Frysztaku, Bolesławiu i Otfinowie nad Dolnym Dunajcem. Tajna gazeta "Odwet" osiągnęła nakład około 10 tysięcy egzemplarzy powielanych na 10-12 stronach formatu A4. Od lutego 1940 roku "Odwet" stał się "Biuletynem informacyjnym" Okręgu ZWZ w Krakowie. Nadal zachował są samodzielność i nie podlegał cenzurze B.I.P. (Biuro informacji i Prasy). W okresie marzec-czerwiec 1941 roku Niemcy dokonali licznych aresztowań w siatce "Odwetu". Wielu członków organizacji znalazło się w kaźniach gestapo, wielu zbiegło przed aresztowaniem i rozpoczęło ukrywanie się przed okupantem. Wydarzenia te wychowanie w okresie odzyskanej po zaborach niepodległości, znakomicie działające organizacje społeczne, zwłaszcza młodzieżowe, wreszcie zachęta w postaci okrywającego się legendarną chwalą oddziału mjr Henryka Dobrzańskiego "Hubala" - wszystko 10 na gruncie gorącego patriotyzmu -rodziło pilną potrzebę działania, utrudniania wrogowi jego egzystencji na obszarze okupowanej Polski, z jednoczesnym podbudowywaniem ducha narodu w jego trudnych przeżyciach wojennych. Na terenie Tarnobrzega decydującą rolę w kształtowaniu początków zorganizowanego ruchu oporu odegrał Władysław JASIŃSKI. Urodzony w Sadkowej Górze 18 sierpnia 1909 roku, uczęszczał do gimnazjum w Mielcu. Po maturze studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, później zaś przeniósł się na Uniwersytet w Warszawie, gdzie skończył prawo. Po studiach, założywszy rodzinę, osiedla Młodzież ukrywa broń, gromadzi materiały, informacje przydatne potem w działalności konspiracyjnej. Działalność grupy skupionej wokół Jasińskiego w krótkim czasie rozszerza się na teren powiatów tarnobrzeskiego, mieleckiego i sandomierskiego. Młodzi konspiratorzy prowadzą m.in. regularny nasłuch radiowy, od grudnia 1939 roku rozpowszechniany poprzez przepisywanie tekstów na maszynie. Owe teksty, kolportowane początkowo w wąskim kręgu, stały się początkiem "Odwetu" - pisma konspiracyjnego jakie pojawiło się na przełomie marca i kwietnia 1940 r. Początkowo drukowane i powielane w Tarnobrzegu przy ul. Nadole 64 (dom W. Jasińskiego) było redagowane przez zespół: W. Jasiński (redaktor naczelny) oraz St. Jasiński, T. i E. Dąbrowscy, Z. de Ville, K. Wojteczko oraz współpracownicy Z. Szewera, W. Bobek, St. Maruszak, J. Biernat, H. Puziewicz i Cz. Molenda. Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 7 się w Tarnobrzegu, gdzie podejmuje pracę aplikanta w miejscowym Sądzie Grodzkim. Przez wiele lat, jeszcze od czasów szkolnych, Jasiński jest aktywnym działaczem organizacji młodzieżowych, zwłaszcza harcerstwa. Po studiach pełni społecznie funkcję komendanta Związku Młodej Polski. W okresie kampanii wrześniowej oraz późną jesienią 1939 roku Jasiński organizuje dużą grupę miejscowej młodzieży gimnazjalnej, która później stanic się zalążkiem "Odwetu", a jeszcze później oddziału partyzanckiego "JĘDRUSIE". Strona jest upamiętnianie ludzi z "Odwetu" i "Jędrusiów". Powstają pomniki i tablice pamiątkowe, porządkowane są mogiły poległych. Bohaterska obrona Polski prowadzona we wrześniu 1939r., wobec potęg najeźdźców i zdrady sojuszników nic mogła zapobiec klęsce II Rzeczypospolitej. Wielki patriotyzm i bezgraniczna ofiarność wobec Ojczyzny, potrzeba naturalnego przetrwania narodu zrodziły idee uporczywej walki z okupantem, walki na wszystkich frontach, wszelkimi dostępnymi sposobami. Wspaniałe „Cyklop” - Zygmunt Szewera Eugeniusz Dąbrowski „Bez broni” W drugiej połowie 1940 r. ZCZ, zainicjowany przez lekarza por. Zbyszka Tychanowicza („Dzik”), złączył się z ZWZ, zorganizowanym przez majora „Jagrę”, którego nazwiska nie znaliśmy przez cały okres okupacji. Komendantem Obwodu tarnobrzeskiego ZWZ „Twaróg” został kpt. Adam Pokorny („Kamionka”), który z „Odwetem” już współpracował, zasilając go w papier i matryce, pracował bowiem w księgarni swego szwagra, Kazimierza Szpilki. W skład Obwodu wchodzili mjr Kazimierz Kowalski, inwalida wojenny, kpt. Kazimierz Krasoń („Kriszna”), wciągnięty do konspiracji przez Tychanowicza, dwaj bracia Malinowscy - Stanisław (adwokat) i Józef (inżynier) oraz ja. W domu pełnej poświęcenia Wiktorii Malinowskiej mieściła się kwatera dla inspektora i przyjeżdżających z Okręgu ZWZ z Krakowa. W kontakcie z Jasińskim pozostawał również kpt. Krasoń, który komunikował się z nami i przysłał mu swe artykuły do „Odwetu” przez specjalnego łącznika. Ponieważ w powiecie tarnobrzeskim miałem duże znajomości jako nauczyciel i jako członek Związku Inwalidów Wojennych i ponieważ czynnie działałem w wielu organizacjach społeczno-oświatowych, spadły na mnie następujące funkcje: „referat” organizacyjny ZWZ, służbowe wyjazdy do Komendy Okręgu w Krakowie (koszty biletu pokrywał Inspektorat) oraz do Inspektoratu w Mielcu, prowadzenie ewidencji placówek ZWZ i kolportaż „Odwetu”. Adiutant bowiem Obwodu, por. „Jurand”, nie był jeszcze dostatecznie zaznajomiony z terenem. Wskutek tego właśnie w moim jednoizbowym mieszkaniu w Miechocinie koncentrowała się cała prasa konspiracyjna Obwodu ZWZ, stąd rozchodził się „Odwet” dostarczony przez Zdzicha de Ville, por. Kazimierza Bogacza („Bławat”), niekiedy przez samego „Kamionkę”, między poszczególne placówki i niektórych konspiratorów. Stąd też wysyłano do Centrali „Odwetu” artykuły przekazane mi przez konspiratorów oraz datki na fundusz prasowy, każdorazowo kwitowane w „Odwecie”. Wymieniano pseudonimy ofiarodawców i wysokość kwot. W ogóle „Odwet” Jasińskiego na terenie Obwodu i Inspektoratu ZWZ spełniał doniosłą rolę w zakresie propagandowym oraz w dziedzinie podtrzymywania na duchu miejscowego społeczeństwa. Kolportaż „Odwetu” wśród członków ZWZ szedł różnymi drogami. Numery „Odwetu” docierały do nas przez ostatni kwartał 1940 r. na ogół normalnie, ale już na przełomie r. 1940 i 1941 nastąpiło z niewiadomych mi wtedy przyczyn pewne zahamowanie, tj. urwało się chwilowo ich dostarczanie. Ponieważ kpt. Krasoń pozostawał w kontakcie z Jasińskim, zjawili się u mnie obaj 21 lutego 1941 r. wieczorem w mieszkaniu w Miechocinie. Chwilę przed przybyciem Jasińskiego żona i córka wyszły do sąsiadów, syn zaś, zaprzysiężony członek ZWZ, piętnastoletni „Mały Tadek”, pozostał na Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 8 O współpracy z „Odwetem” i punkcie przebitkowym w Miechocinie i pod Skopaniem Strona Druk pisma był możliwy dzięki pomocy ze strony Księgarni K.Szpilki oraz Ubezpieczalni Społecznej (K. Wiszniowski i J. Rosenblat). W krótkim czasie nakład 12-stronicowcgo pisma formatu A-4 osiągnął liczbę 1 500 egzemplarzy. Wiosną i latem 1940 zorganizowano sieć kolportażu, dzięki której "Odwet" docierał nic tylko do miejscowości z terenu powiatu tarnobrzeskiego, ale także do Mielca, Kolbuszowej, Tarnowa, Dąbrowy Tarnowskiej, Dębicy, Krakowa, Rzeszowa, Łańcuta, Niska, Leżajska, Przeworska, Jarosławia, Przemyśla, Janowa Lubelskiego, Kraśnika, Sandomierza, Iłży, Opatowa, Ostrowca, Buska i Stopnicy. Niewątpliwie "Odwet" docierający do miejscowości na tak rozległym terenie spełnił swoją rolę, nic tylko w wymiarze informacyjnym. Przynosząc wiadomości, podnosząc na duchu, kształtował sporą grupę młodzieży, nabierającą z czasem nowych, potrzebnych w walce umiejętności: dobrej organizacji działań, odpowiedzialności, solidarności wreszcie - wrażliwości na ludzką krzywdę i niedolę. Powodzenie wydawanego w skrajnie trudnych warunkach "Odwetu", przy coraz większym terrorze Niemców', w sposób niejako naturalny zrodziło konieczność podjęcia walki bardziej czynnej, bezpośredniej. Kolejne akcje coraz bardziej śmiałe, w większości udane, hartowały oddział, budując legendę "Jędrusiów". Znamienne jest, że podejmowane akcje nic były jedynie celem samym w sobie, tj. działaniem przeciwko okupantowi. Niosły one bowiem - może nawet przede wszystkim pomoc udręczonej ludności w postaci uwalniania więźniów, pozyskania żywności i pieniędzy dla potrzebujących, wysyłania paczek do obozów koncentracyjnych, itp. Na obszarze swojego działania byli też "JĘDRUSIE" grupą dającą poczucie pewnej sprawiedliwości: likwidowali szczególnie wrogich Polakom Niemców, konfidentów i zdrajców, udzielając licznych "lekcji wychowania obywatelskiego" tym, których postawa budziła zastrzeżenia. Nic zatem dziwnego, ze ta na wskroś obywatelska i patriotyczna postawa pozbawiona w gruncie rzeczy elementów politycznych i ideologicznych - zrodziła podziw i uznanie, a wreszcie szacunek i legendę wśród ludności nic tylko terenów na których działali. Nie przemogła tego nawet śmierć samego "Jędrusia" - Władysława Jasińskiego. Ten dramat był ciosem dla każdego z "Jędrusiów", ale też dawał nową motywację kontynuowania walki i jednocześnie wielkiej pracy dla Ojczyzny. Wartość Oddziału potwierdziły następne akcje, wreszcie - mimo formalnego włączenia do struktur Armii Krajowej - zachowanie pełnej autonomii "Jędrusiów". Znamiennym jest to, że częstokroć poruczano trudne zadania właśnie "Jędrusiom", zwłaszcza takie, które zakończyły się niepowodzeniem innych. Niezwykła legenda "Jędrusiów", zrodzona jeszcze w trakcie wojny, trwała przez całe następne półwiecze mimo niesprzyjających okresów, zwłaszcza doby stalinowskiej. Zawsze była bowiem przykładem patriotyzmu, ofiarności, szlachetnej rycerskości, poświęcenia dla innych. Mimo półwiecza jakie minęło od tamtych wydarzeń wartości te nadal są nam bliskie. *** Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 9 potwornych czołgów; w gimnazjum narada niemieckich generałów z hitlerowskim feldmarszałkiem Reichenauem na czele, który kwaterował ze swoim sztabem w zamku w Dzikowie. 22 czerwca o godz. 3 min. 5 rano atak Hitlera na Związek Radziecki. Ale wśród tych doniosłych wydarzeń nowy cios dla „Odweciarzy”. 25 czerwca aresztowany dyrektor Ubezpieczalni K. Wiszniowski i księgarz Szpilka oraz bliżej nie znany Kubski, który jednak po 14 dniach został przez Gestapo z więzienia w Nisku zwolniony. W 2 dni potem żandarmeria i „granatowa” policja urządziła łapankę kąpiących się w Wiśle osób do obierania kilku ton ziemniaków, które obrane miały być w bekach przewiezione na front. Między schwytanymi był także kpt. „Kriszna”. Za to, że stawił opór i powiedział - jak mi to sam później mówił że oficer polski nie będzie obierał ziemniaków, został przewieziony do więzienia w Nisku, skąd wskutek starań żony został zwolniony po 12 dniach, 9 lipca. Ponieważ byłem przeświadczony, że będzie teraz mocno inwigilowany przez konfidentów i żandarmerię, oświadczyłem mu, że nie będziemy go angażować do żadnej roboty i że musi jakiś czas być na uboczu konspiracji i że wszystkie agendy ZWZ biorę w swoje ręce. Dlatego też nie wtajemniczyłem go w to, że miałem spotkanie z Jasińskim w lesie na Kamionce i że mamy punkt przebitkowy „Odwetu” w Miechocinie. W lipcu bowiem tegoż roku 1941 (dokładnej daty dotąd nie udało mi się ustalić) otrzymałem przez Antoniego Urbaniaka z Alfredówki, który wtedy jeszcze współpracował z „Odwetem” (bo potem się poróżnili z Jasińskim, i to nawet mocno), karteczkę przywiezioną w ramie roweru, od Szefa Władka, ażebym się z nim spotkał o godz. 5 po południu w lasku na Kamionce, dokąd wiele ludzi, w tym i my, chodziło zbierać z braku drzewa na opał - szyszki. O tym spotkaniu tak pisze jedna z pierwszych łączniczek Szefa Władka („Jędrusia”), opiekunka jego matki, znająca skrytkę, gdzie znajdował się powielacz, Kazimiera Wiąckówna, obecnie Awchimieni, nauczycielka: „Sprawę o tyle pamiętam, że znałam prof. Szewerę, no i Władysław Jasiński był sam, tak że zmuszony był posłużyć się mną jako osłoną. Dostałam wiadomość od małej dziewczynki, że mam przyjść do Skiby, co też zrobiłam. Tam był Jasiński i kazał mi jechać sprawdzić, czy droga wolna, on sam miał się udać do prof. Szewery, a ja obserwowałam drogę. W wypadku czegoś podejrzanego miałam stanąć koło roweru, zdjąć drewniak i przybijać pasek, a następnie udać się do domu i czekać, aż przyjdzie „Franek”„. Strona ganku wychodzącym na ulicę. Później o swym spotkaniu z Jasińskim tak opowiadał: „Było ciemno i zimno, na ulicy błoto. Jasiński był bez czapki. Szalik obwijał mu szyję z brodą włącznie, wysoko aż po sam nos. Kiedy wskazałem mu wejście do mieszkania, powiedział: Pilnuj dobrze. - Byłem bardzo tym wzruszony miałem przecież bohatera przed sobą, o którego ucieczce z rąk niemieckich tyle krążyło legend i o którym w ogóle już tyle mówiono. Byłem dumny jak paw”. Na tym spotkaniu omawialiśmy może przez jakąś godzinę sprawy dalszej współpracy z „Odwetem” i kolportażu na terenie powiatu, przy czym Jasiński zapewnił, że postara się, aby pismo przychodziło regularnie. W tym czasie do współpracy redakcyjnej pozyskałem docenta Uniwersytetu Jagiellońskiego i Bratysławskiego dr Władysława Bobka, który pisywał artykuły do „Odwetu” pod pseudonimem „Znicz” (np. Dwie wiosny). Doc. Bobek ukrywał się we Wrzawach, a kontakt z nim utrzymywany był przez rządcę folwarku w Miechocinie, Samołyka („Żubr”), którego żona była siostrą doc. Bobka. Zginął zamordowany przez hitlerowców w Oświęcimiu. Od spotkania z Jasińskim zaczął „Odwet” jakoś docierać na czas, chociaż w mniejszych ilościach, ale znowu na krótko. Powodem tego stało się aresztowanie przez Gestapo dwóch „Odweciarzy”, pracowników Ubezpieczalni Społecznej w Tarnobrzegu. Czując się zagrożony, komendant Obwodu „Kamionka” musiał się chwilowo odseparować od pracy konspiracyjnej, funkcję komendanta objął nominalnie do jakiegoś czasu „Kriszna”. Była to połowa marca 1941 r. Przez Tarnobrzeg przeciągało mnóstwo wojsk, sznury aut, chwilową więc przerwę w dopływie „Odwetu” tłumaczyliśmy sobie trudnościami komunikacyjnymi dla kolporterów. Księgarnia Szpilki ma oddać wszystkie książki polskie, a na wystawie okiennej pod surowymi konsekwencjami dla właściciela nie może pojawić się żadna książka polska obok niemieckiej. Zanosi się na wojnę z Grecją i Jugosławią. 13 kwietnia znowu niesamowity ruch aut wszelkiego rodzaju. 18 kwietnia hitlerowska „szczekaczka” ogłasza upadek Grecji i kapitulację Jugosławii. I znowu wzmaga się ruch pojazdów mechanicznych, ciągnących dniem i nocą w stronę Sandomierza i Rozwadowa. Gestapo szaleje. Wśród „Odweciarzy” znowu 3 ofiary. Rozumiemy dobrze, dlaczego nie otrzymujemy „Odwetu”. Pod koniec maja nakaz zaciemniania okien czarnym papierem od 9 wieczorem do 12 w nocy. 10 czerwca przez całą noc. W następnych dniach olbrzymi ciąg ciężkiej artylerii i Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 10 „Twaróg”. Na razie w tej relacji podaję tylko to, jak doszło do współpracy z Jasińskim oraz historię dwóch punktów przebitkowych „Odwetu”: w Miechocinie i u „Orlicza”, w pobliżu Skopania Baranowskiego. Punkt w Miechocinie był tak zakonspirowany, że wiadomość o nim nie dotarła - nic zresztą dziwnego - nawet do „Jędrusiów”, w tym także i do autora tej książki. Każdy, kto w obronie wolności podejmuje walkę z wrogiem, orężną czy tylko słowem powielanym lub drukowanym, musi być przygotowany na najgorsze, o ile do niego - jak się to mówi poetycznie - nie uśmiechnie się szczęście. Dziś z oddali czasowej epizod ten może się wydać błahostką, ale wtedy... wpadka konspiratora z plecakiem pełnym „Odwetów” stałaby się dla niego i jego rodziny katastrofą. Więzienie, śledztwo, tortury, represje wobec ludności cywilnej, egzekucje zakładników - oto byłyby skutki takiej wpadki. Zdarzyło się raz tak, że na punkcie przebitkowym pracowałem sam, Tadek bowiem był chory na grypę i gorączkował. „Tur” zaś zajęty był szatkowaniem i kiszeniem kapusty i tylko dorywczo mógł mi pomóc. Powielanie „Odwetów” przeciągnęło się więc poza godzinę policyjną. Z plecakiem wyładowanym „Odwetami” znalazłem się akurat u wylotu uliczki prowadzącej na stary cmentarz tarnobrzeski, gdy usłyszałem gromkie kroki zbliżającego się niemieckiego patrolu. W mig uskoczyłem w uliczkę i ukryłem się w najciemniejszym miejscu. Patrol nie wysłał czujek, to mnie ocaliło. Gdy przemaszerował, jak najciszej przebiegłem odległość 150 kroków i szczęśliwie wylądowałem w domu. Szczęśliwy zbieg okoliczności, czyli szczęście się uśmiechnęło. „Odwety” schowałem w skrytce i nazajutrz były już w kolportażu. Zaraz po Nowym Roku, 2 lub 3 stycznia 1942, zjawił się u mnie por. „Bławat” i oznajmił, że punkt przebitkowy zostaje przeniesiony z Miechocina. Po powielacz przyjechał sankami. Na wewnętrznej stronie pokrywy „Tur” scyzorykiem wypisał swój pseudonim. Punkt umieszczony został u Łopatowskiego („Orlicz”). Łopatowscy posiadali duże gospodarstwo, oddalone mniej więcej pół kilometra od toru kolejowego, położone wśród drzew. Do stacji Baranów było chyba 1km. Relację o pracy na tym punkcie przebitkowym miałem od por. „Bławata”, por. „Śmiałego” (Józefa Motyki), adiutanta inspektora „Jagry” na Obwód ZWZ Tarnobrzeg, por. „Kuwaki” i od „Małego Tadka”, który tak o tym napisał: „Pierwszy numer biliśmy u „Orlicza” razem z „Bławatem”. Było okropnie zimno. Przeżyliśmy na stacji w Tarnobrzegu perypetie z Bahnschutzami, którzy chcieli nas aresztować (mieliśmy jechać lokomotywą specjalnie wysłaną w tym celu z Rozwadowa, ponieważ pociągi nie chodziły, tory były zawiane). Uciekaliśmy, a potem szliśmy torami aż do Skopania, niosąc ze sobą paczki papieru, farby i matryce. Koło Chmielowa nadzialiśmy się na patrol Wehrmachtu, który nas jakoś nie legitymował, choć to było w nocy. Dobiliśmy do Skopania gdzieś nad ranem. Odbijaliśmy numer w okropnych warunkach, w nieogrzanym pokoju. Później przyjechał saniami po nas „Śmiały”, zawiózł mnie do Machowa i tam wysadził z uwagi na bezpieczeństwo, obaj zaś z „Bławatem” pojechali na Ocice. Przyszedłem Strona Punktualnie o wyznaczonej godzinie zjawił się Jasiński na rowerze. Usiedliśmy pod drzewami i rozmawialiśmy o miejscu umieszczenia u nas punktu przebitkowego „Odwetu”. Odpowiedziałem, że taki dobry punkt mam w perspektywie i że mogę zorganizować u nas odbijanie „Odwetu”. Nie wymieniłem jednak, gdzie i u kogo, bez uprzedniego porozumienia się z odnośnym konspiratorem. Wtem pojawili się w lesie na koniach 2 żandarmi, którzy widać jechali na przechadzkę i dlatego nie zwrócili na nas najmniejszej uwagi, chociaż w lesie poza nami nie było więcej nikogo. Mimo to trzeba było czym prędzej wycofać się z Kamionki z uwagi na Jasińskiego, poszukiwanego przez Gestapo. Jasiński odjechał spokojnie, nie-zaczepiony. W jakiś czas potem (notatka - niestety - kompletnie zbutwiała) por. „Kuwaka” (Franciszek Stala) z kimś drugim, o ile mnie pamięć nie myli, dostarczył mi powielacz. Punkt przebitkowy został umieszczony w Miechocinie w domu nie pełniącego służby urzędnika pocztowego Juliana Turbaka („Tur II”) i tu pracowaliśmy wyłącznie w trójkę: „Tur II”, syn mój Tadek i ja. W czasie pracy na punkcie służbę obserwacyjną pełnili: żona „Tura” i córka (uczennica), od strony zaś Wisły syn jego Marian („Tatar”), uczeń III klasy gimnazjum. Zginął w Miechocinie w walce z hitlerowcami, w momencie odwrotu Niemców. Matryce przywoził „Mały Mietek” (mgr Mieczysław Koziara) lub z oznaczonego miejsca odbierał ją „Mały Tadek”. Niekiedy przywoził je także „Kuwaka”. Papier i farby przychodziły również różnymi drogami. Najpierw z papierniczego sklepu Szpilki, dostarczała je absolwentka seminarium nauczycielskiego, pracująca w sklepie jako ekspedientka, członkini ZWZ (służba kobiet) łączniczka Stefania Wójcikowska, obecnie Pruszyńska. Przywoziła je także z Krakowa i Mielca łączniczka Obwodu ZWZ z Okręgiem w Krakowie i Inspektoratem w Mielcu Weronika Weissowa, żona dyżurnego ruchu na stacji kolejowej w Tarnobrzegu, z którym pozostawałem w osobistym kontakcie. Ten „towar” (jak się mówiło wtedy) przynosił najbliższy inspektora łącznik Roś („Jawor”), najczęściej jednak zjawiał się po jego odbiór na stacji „Mały Tadek”. Powielaliśmy zrazu 80 numerów „Odwetu”, pod koniec 1941 r. - 120. Najsprawniej pracował Tadek, toteż z uznaniem nazywałem go „pierwszym Odweciarzem” w naszej trójce. Paczkę „Odwetów”, nowe matryce przeznaczone do dyspozycji Centrali wraz ze starą przemytą po powielaniu matrycą zabierał oddany sprawie „Mietek”, uczeń gimnazjum leżajskiego, bardzo „fajny” jak mówił Tadek - chłopak, który czekał u nas w domu, przeważnie śpiąc, był bowiem zawsze setnie zmęczony, ciągle przecież jeździł rowerem lub koleją wioząc matryce z Centrali z jednego punktu przebitkowego do drugiego. Kolportaż „Odwetu” szedł poprzez siatkę organizacyjną ZWZ. Poszczególni dowódcy placówek odbierali ode mnie lub Tadka, głównego kolportera, określone według rozdzielnika ilości egzemplarzy i zajmowali się już osobiście ich rozprowadzeniem na terenie swej placówki. Siatka więc organizacyjna ZWZ zazębiała się ściśle z siatką kolporterską, dlatego wymaga to szczegółowego przedstawienia w osobnej pracy, omawiającej całość działalności ZWZ w Obwodzie Rozbicie więzienia w Mielcu W 1943 roku w Mielcu w więzieniu hitlerowskim było więzionych 180 osób, głównie inteligentów, w tym komendanta tarnobrzeskiego okręgu AK Kazimierza Krasonia, jego zastępcę, a zarazem profesora gimnazjum tarnobrzeskiego Zygmunta Szewerę, a także Franka Rutynę z Wielowsi i księży: Władysława Czopka i Józefa Walczyna, nauczycieli tajnego nauczania – Jana Lubera, Rudolfa Jakubca i małżeństwo Oberców z Mielca. Dowódca Jędrusiów dowiedział się dzięki wywiadowi, że mają być oni przewiezieni do Auschwitz. Oto artykuł na ten temat, ze strony prawica.net, pochodzący z biuletynu Informacyjnego AK. Józef Wiącek opowiada: – 29 marca 1943 roku dzięki zaufanemu człowiekowi przeprawiliśmy się przez Wisłę, a następnie, z ciężką bronią maszynową, amunicją i materiałami wybuchowymi przebyliśmy 20 kilometrów do Złotnik pod Mielcem. Ze Złotnik Józef Wiącek w towarzystwie Andrzeja Skowrońskiego ps. "Konar" udał się do Mielca na rozpoznanie. Opracował plan ataku, ubezpieczenia i rozbicia więzienia, ale nie widział jeszcze drogi bezpiecznego odwrotu z więźniami. Wracając dotarli do wału nad Wisłoką i tu dopiero Wiącek dostrzegł galar do spławu wikliny. Do "Konara" powiedział: Tym galarem spłyniemy do Wisły, przeprawimy się na drugą stronę i będziemy bezpieczni. Po powrocie na punkt zborny w Złotnikach Wiącek omówił plan akcji i podzielił oddział na grupy uderzeniowe. Padający w tym dniu deszcz sprzyjał powodzeniu akcji, choć utrudniał widoczność. Na szczęście wielu partyzantów znało dokładnie miasto, ponieważ chodzili tu do gimnazjum. Pozostawał jeden problem – Józef Wiącek będąc na rozpoznaniu zauważył przy mieleckim rynku zmotoryzowaną jednostkę Wehrmachtu, która stacjonowała na drodze ich odwrotu. Nieopodal umieścił zatem pierwszą grupę ubezpieczającą, którą tworzyli: Zbigniew Modzelewski – "Warszawiak", Stanisław Czub -"Inżynier", Stanisław Kuraś – "Szkot" oraz Franciszek Stala – "Kuwaka".W skład drugiej grupy, ubezpieczającej drogę do Dębicy wchodzili: Jan Mazur – "Stalowy", Jan Działkowski – "Jasio Mały", Michał Żarów -"Michałek" i Jan Mazur – "Jasio Duży". Mniejsza grupka chłopców pilnowała drogi od strony Tarnobrzega, natomiast od strony znajdującego się obok więzienia budynku Gestapo ubezpieczali Stanisław Wiącek – "Inspektor" i Eugeniusz Dąbrowski -"Genek". W grupie uderzeniowej na więzienie znaleźli się dowódca Józef Wiącek- "Sowa", Zdzisław de Ville – "Zdzich", Roman Szelest – "Uszaty", Zbigniew Kabata – "Bobo" i Marian Lech – "Marian Wielki". Grupa ta posuwała się cicho w kierunku więzienia, gdyż Józef Wiącek chciał Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 11 płk dr Mieczysław Korczak Strona do Tarnobrzega piechotą, mając ze sobą paczkę „Odwetów”. Jeszcze raz biłem w tym punkcie „Odwet”, po czym polecono mi jedynie kolportaż, od czasu jak na punkt zaczęli przyjeżdżać „Kuwaka” razem z „Mecenasem” czy „Sędzią”, którego nazywano naczelnym redaktorem. Był to pan z suchą prawą ręką, mgr Józef Bik („Brzezina”). Na punkt do pracy przychodził także Michał Pitra („Szczapa”). Od tego czasu odbierałem „Od-wet” z Nagnajowa od „Śmiałego” albo ze skrytki na Kozielcu od „Bławata”. Roznosiłem egzemplarze według starego rozdzielnika, a od kwietnia o ile się nie mylę - także za Wisłę, najpierw do starszego kolegi, ucznia liceum, Mańka Wiśniewskiego, następnie do przewoźnika Zycha i od nich to odbierali „Odwet” Antek lub Jaś Tosiowie. Dwa, a może nawet 3 razy byłem z „Odwetami” u Jasia Tosia w Koprzywnicy”. W tym mniej więcej czasie wydarzyła się na stacji w Baranowie następująca historia. Znam ją z opowiadania „Kuwaki”. „Brzezina” w narzuconej na ramiona zarzutce i „Kuwaka” wykupiwszy bilety wchodzili na peron, pierwszy szedł „Brzezina”, za nim 2 lub 3 kroki „Kuwaka”. Nagle między nich wszedł esesman. Nie wiadomo, co mu się nie spodobało - czy to że „Brzezina” miał zarzutkę na ramionach, czy to że nie usunął mu się z drogi i nie zrobił wolnego przejścia przedstawicielowi Herrenvolku - dość, że schwycił przez zarzutkę prawe ramię „Brzeziny”, na co „Brzezina” zareagował tak, iż pchnął serdecznie szwaba. Ten zatoczył się i byłby niezawodnie się wywrócił, gdyby nie podtrzymał go idący za nim „Kuwaka”, przez co umożliwił „Brzezinie” czmychnięcie i ukrycie się. Ten gest „grzeczności” ocalił obu konspiratorów. W ręku oszołomionego esesmana pozostała jedynie zarzutka jako trofeum zdobyczne. Niebawem jednak punkt u „Orlicza” wpadł zadenuncjowany przez Octobra, kolczykarza, który doniósł Niemcom, jakoby był tu tajny ubój i handel skórami. Żandarmi znaleźli powielacz i sporo papierków ze śladami palców. Łopatowscy uszli szczęśliwie za Wisłę i tam się ukrywali. Na szczęście Niemcy nie wpadli na niczyj trop, a z pozostałych w gospodarstwie nikt nic nie powiedział. Punkt już w Tarnobrzeskie nie wrócił, ale „Odwet” zaczął wychodzić na nowo, kolportaż zaś jego szedł przez „Bławata”, który rulon „Odwetów” dla mnie do dalszego kolportowania wrzucał rano na ganek przez wybite okienko. Na przełomie 1941/1942 r. Armia Radziecka przeszła do kontrofensywy, stosując nową strategię. Właśnie na ten temat ukazały się w „Odwecie” 2 fachowe artykuły ppłk Zygmunta Wściślaka, który w kamieniczce obok gimnazjum prowadził drobny sklepik tekstylny. W artykułach tych wykazywał wyższość strategii radzieckiej nad hitlerowską. Także autor niniejszej relacji zamieścił w „Odwecie” w tym samym mniej więcej czasie artykuł pt. „Bliski Wschód a obecna wojna, na temat, czy i kiedy Turcja wypowie wojnę Hitlerowi”. Jednak dotychczasowy kolportaż „Odwetu” przerwała tragedia, jaka rozegrała się w Trzciance 9 stycznia 1943 r. - śmierć Jasińskiego - i zaraz potem w marcu tegoż roku aresztowanie kilku członków AK, następnie Komendy Obwodu Tarnobrzeskiego „Twaróg”. strzały. Co chwila z budynku Gestapo zrywał się krótki seryjny ogień w kierunku więzienia, jednak "Stach" z kolegami momentalnie i celnie odpowiadali ogniem. W tym czasie pod więzienie chciała się przedrzeć zmotoryzowana jednostka niemieckiej żandarmerii, która kwaterowała na stacji PKP, ale na ulicy Kościuszki przywitała ją ogniem grupa "Warszawiaka". Kierowca stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w pobliski budynek. Wycofujących się w kierunku rynku żandarmów ostrzelali od tyłu zdezorientowani żołnierze nakarmili. Galar puściliśmy z prądem w kierunku Sandomierza. Niedługo po akcji do mojego gabinetu stomatologicznego w Połańcu zgłosił się z bólem zęba pewien folksdojcz. Opowiadał mi o przerażeniu Niemców, kiedy nocą cała armia Polaków wkroczyła do Mielca, a potem gdzieś momentalnie znikła. Fotografia z rekonstrukcji w dniu 25 maja 2013 r. Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 12 ze wspomnianej już, stacjonującej obok jednostki Wehrmachtu. Józef Wiącek opowiada: – Wielu z uwolnionych więźniów uciekło na własną rękę przez pola do pobliskich lasów. Chorzy i pobici wycofali się z nami na przygotowany przez nas galar na Wisłoce. Dopiero tutaj profesor Szewera odzyskał przytomność i dowiedział się, że jest wolny. Popłynęliśmy z prądem Wisłoki w kierunku Wisły. Wisłoka po obu stronach zarosła wikliną i w ciemnościach ledwo było widać koryto rzeki. Dwukrotnie osiadaliśmy na mieliźnie. Cały czas padał deszcz, byliśmy przemoknięci do suchej nitki, zmarznięci i głodni, ale zadowoleni z akcji. Z daleka widzieliśmy olbrzymie reflektory, które oświetlały okolicę. To Niemcy otoczyli Mielec w poszukiwaniu "Jędrusiów" i uwolnionych więźniów. Na szczęście nie wpadli na pomysł, że Wisłoka może być najbezpieczniejszą drogą odwrotu. Rozwidniało się, kiedy naszym oczom ukazał się szeroki pas wody. Wisła! – Przepłynęliśmy na jej drugą stronę do Niekurzy. Chłopi powitali nas serdecznie, więźniów ubrali (niektórzy byli tylko w bieliźnie i Strona zaskoczyć więzienny patrol obchodowy bez strzału To się nie udało. Partyzanci zostali zmuszeni do otwarcia ognia. Na przemian skacząc lub czołgając się dotarli do bramy więziennej, pod którą Wiącek podłożył kilogramową kostkę trotylu . Wtedy z budynku Gestapo padły strzały z broni maszynowej. Mimo to dowódca spokojnie odbezpieczył granat, położył na kostce trotylu i odskoczył za mur. Silna detonacja rozsadziła bramę. Droga do więzienia była otwarta. Grupa uderzeniowa pod osłoną "Stacha", "Genka" i "Jasia", którzy skutecznie ostrzeliwali okna budynku Gestapo, wdarła się do więzienia i zdobyła klucze do cel. Uwolnieni więźniowie zgromadzili się w korytarzu, ale nie wszyscy po okrutnych przesłuchaniach mogli wychodzić o własnych siłach. Nieprzytomnego profesora Szewerę wynieśli na rękach jego uczniowie. Bardzo pobity był także Franek Rutyna. Detonacja zbudziła nie tylko mieszkańców miasta, ale również niemiecki garnizon, obstawiający fabrykę samolotów. W różnych częściach Mielca słychać było We wtorek, 17 marca, minęły 73 lata od bohaterskiej śmierci redaktorów gazety "Odwet", którzy zginęli w zasadzce przygotowanej przez Niemców w Wiśniówce. W Zespole Szkół im. Jana Pawła II w Czajkowie odbyły się uroczystości upamiętniające ofiarę redaktorów podziemnej gazety. W okolicznościowym apelu uczestniczyli między innymi starosta staszowski Michał Skotnicki, Burmistrz Miasta i Gminy Staszów Leszek Kopeć, płk. Wiesław Kuca - dowódca Polskich Drużyn Strzeleckich w Staszowie, oraz Janusz Dulęba – prezes staszowskiego Koła Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej i Andrzej Wawrylak regionalista i inicjator dorocznych obchodów. Ponadto do Czajkowa przyjechały delegacje szkół noszących imię Jędrusiów, poczty sztandarowe oraz radni z terenu gminy i powiatu staszowskiego. Uroczystości poprowadziła dyrektor szkoły Maria Swatek, a uczniowie w niespełna godzinnym programie opowiedzieli historię bohaterskich "Jędrusiów" - redaktorów "Odwetu" . Miłym akcentem tegorocznych obchodów było uhonorowanie burmistrza Leszka Kopcia i starosty Michała Skotnickiego kombatanckim krzyżem pamiątkowym "Zwycięzcom 1945". Odznaka ta została ustanowiona w 2010 roku przez naczelną władzę Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych, z okazji 65. rocznicy historycznego zwycięstwa narodów sprzymierzonych w II wojnie światowej. W imieniu prezesa Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych odznaki wręczył płk. Wiesław Kuca. Konspiracyjna gazeta "Odwet" została założona przez Władysława Jasińskiego, zaraz po wybuchu II Wojny Światowej. Jasiński na bazie "Odwetu" stworzył siatkę konspiracyjną a później oddział dywersyjno - bojowy "Jędrusie". "Odwet" ukazywał się początkowo raz w tygodniu pod nazwą "Wiadomości radiowe" i powstawał na bazie nasłuchu radiowego. Pismo rozpowszechniano na południu oraz w centrum Polski. Nakład sięgał nawet 10 tysięcy egzemplarzy. W okresie od marca do maja 1940 roku "Odwet" docierał między innymi do Mielca, Dębicy, Tarnowa, Rozwadowa, Niska, Przeworska, a na zachód od Wisły swym zasięgiem obejmował ziemię Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 13 Marcin Jarosz www.staszow.pl sandomierską z Opatowem i Ostrowcem oraz tereny powiatu staszowskiego, buskiego i iłżeckiego. – Braliśmy po kilka egzemplarzy i rozwoziliśmy do wyznaczonych punktów. Gazetę trzeba było dobrze ukryć. Odkręcałem kierownicę i wkładałem gazety w ramę roweru – wspomina Władysław Dulęba ps. "Włóczęga", który był kolporterem "Odwetu" między innymi na terenie Łubnic i Orzelca. W czasie wojny wydano na niego wyrok śmierci, przez 3,5 roku ukrywał się w lasach. We wtorek, 17 marca 1942 roku, tarnowskie gestapo wraz z lokalnymi żandarmami zorganizowało obławę na dom w Wiśniówce, w którym mieściła się centrala "Odwetu". Niemcy otoczyli dom i rozpoczęli ostrzał. Czteroosobowa załoga broniła się przez kilka godzin, ale ostatecznie partyzanci zginęli podczas próby ucieczki z płonącego budynku. Podczas zasadzki zginęły cztery osoby, które w tym czasie były w redakcji: Bolesław Czub "Szary", Karolina Stawiarz "Lala" oraz Jan Sobiegraj i Longin Zajączkowski. Jedynym redaktorem "Odwetu", który wówczas uniknął śmierci był Zbigniew Kabata "Bobo", który kilka dni przed pacyfikacją redakcji został wysłany w okolice Iłży. Mieszkał na stałe w Kanadzie. Zmarł 4 lipca 2014 roku. Strona Pamięci zamordowanych redaktorów "Odwetu" Pokryły się kirem proporce, a harcerze i instruktorzy harcerskich drużyn i kręgów Jędrusiowych przepasali Krzyże znakiem Żałoby. 4 lipca 2014 r. zmarł Zbigniew Kabata „Bobo”, ikona harcerskich „Jędrusiów”, redaktor „Odwetu”, członek oddziału partyzanckiego „Jędrusiów”, dowódca plutonu ckm w 4 kompanii, 2 pułku piechoty Legionów Armii Krajowej. Nie znałem osobiście Zbigniewa Kabaty. Bliżej zetknąłem się z Jego twórczością po śmierci mojej Mamy, gdy korespondował z moim Tatą, pocieszając go po tej ogromnej stracie. Listy bardzo osobiste, stały się mi znane po śmierci Taty podczas porządkowania dokumentów. Z tych listów wyłania się obraz, jak mocne więzy emocjonalne utworzyły się wśród partyzantów podczas wspólnego przebywania i w partyzanckich bojach. Każdy kończył się podpisem: „Twój leśny brat "Bobo” „Bobo” miał wszystkie te cechy które chcielibyśmy ukształtować w harcerzach drużyn Jędrusiowych. Był jak byśmy dziś powiedzieli liderem, prawdziwym przywódcą, który w trudnych chwilach potrafił pociągnąć zespół, jak wtedy się mówiło był „pistoletem”. Tylko kilka przykładów: brał udział w odbijaniu aresztowanych w więzieniach w Opatowie i Mielcu, w grupach szturmowych wchodzących do środka, był wykonawcą Przez wiele lat kontaktował się z łódzkimi harcerzami, którzy kontynuowali Jędrusiową tradycję. Wspierał ich swoją wiedzą i mądrością życiową. Zachęcam wszystkich zainteresowanych do przeczytania wydanej prywatnym sumptem książki Zbigniewa Kabaty „Boba” „Byłaś radością i dumą” w której szukałem potwierdzenia wiadomości zasłyszanych wcześniej od kolegów Taty. W marcu 2015 roku Rada Miasta i Gminy Opatów imieniem prof. ppłk Zbigniewa Kabaty nazwała Pasaż łączący budynek Władz Miasta i byłe więzienie Gestapo. W Pasażu wmurowano pamiątkową tablicę. (dop. Red.) Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 14 hm. Wojciech Pawlikowski Środowiska Harcerskie „Jędrusie” wyroku na szpiclu na stadionie pełnym Niemców, zaskoczony przez czterech Niemców na furmance uzbrojonych w dwa pistolety maszynowe i karabiny, mając tylko pistolet Vis zdołał ujść z życiem, zabijając czterech hitlerowców. Po wojnie „wytargował ” szpital dla rannego dowódcy udając się do siedziby UB. To świadczy o Jego odwadze i bohaterstwie. A o jego mądrości świadczy ukończenie w czasie okupacji podchorążówki i małej matury, zdaniu po wojnie eksternistycznej matury, aby móc studiować biologię morza na uniwersytecie w Aberdeen. Bo morze było jego pasją. Zrobił w tej dziedzinie karierę naukową, ale również był autorytetem moralnym dla międzynarodowego personelu naukowego, który uczynił go swoim mężem zaufania. Strona Leśny Brat 19 września 2007 roku w godzinach porannych zmarł TADEUSZ SZEWERA, jeden z ostatnich legendarnych „Jędrusiów". Pomimo iż urodził się w Leżajsku (w 1925 roku), a większość życia spędził w Łodzi, niewątpliwie najbardziej związany był z Tarnobrzegiem, stając się jedną z wielkich postaci tego miasta. Wraz z rodziną przybył tu w 1934 roku, kiedy to jego ojciec, Zygmunt, otrzymał posadę nauczyciela historii i łaciny w Liceum i Gimnazjum im. Hetmana Jana Tarnowskiego. Przed wybuchem wojny Tadeusz zdążył skończyć dwie klasy tej szkoły, która w dużej mierze, podobnie jak harcerstwo i wzorce rodzinne, uformowała jego osobowość. Praw dziwą jednak szkołę życia stanowiły dlań lata hitlerowskiej okupacji. W czasie wojny dom Szewerów tętnił życiem konspiracyjnym. Tu mieściła się komenda obwodu ŻWZAK, w skład której wchodził jego ojciec. Żołnierzami AK byli również jego matka i siostra. Z konspiracją związał się również Tadeusz, zostając jednym z kolporterów „Odwetu", pisma wydawanego przez Władysława Jasińskiego, legendarnego, Jędrusia". Kiedy w 1943 roku gestapo aresztowało Zygmunta Szewerę i osadziło go w mieleckim więzieniu, skąd uwolnili go ,JĘDRUSIE", jego przedwojenni uczniowie, Tadeusz wraz z całą rodziną zmuszony został do ukrywania się. Wstąpił do oddziału „JĘDRUSIE" i był jednym z najmłodszych jego żołnierzy. „Tadek-Łebek", taki pseudonim nosił Tadeusz Szewera. W konspiracji zdał „leśną" małą maturę i ukończył Podchorążówkę AK. Jako dowódca drużyny wziął udział we wszystkich najważniejszych akcjach oddziału. Należał również do zespołu redakcyjnego pisma "Jędrusiów" - "Odwet". Ostatnim akordem jego żołnierskiej drogi był marsz już jako żołnierza 2, pp. Leg. AK - na pomoc walczącej powstańczej Warszawie. Należał do najdzielniejszych żołnierzy, czego najlepszym dowodem był przyznany mu Krzyż Walecznych i pamiątka z wojny, która towarzyszyła mu przez całe życie odłamek granatu noszony we własnym ciele. W 1944 roku powrócił do Tarnobrzega wypełniając swoisty testament swojego szefa, Władysława Jasińskiego, zdał egzamin dojrzałości, po czym wyruszył w świat, by kontynuować naukę. Dotarł do Łodzi, gdzie również wraz z nim trafiło kilku kolegów z konspiracji. Tu ukończył studia dziennikarskie i rozpoczął pracę, najpierw w redakcji gazety, a następnie w Polskim Radiu. Bardzo szybko stał się jednym z najlepszych i najbardziej Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 15 prof. Tadeusz Zych rozpoznawalnych dziennikarzy. W radiu przepracował ponad 30 lat, stając się legendą łódzkiej rozgłośni. Jego reportaże do dziś stanowią nie tylko wzór warsztatu, ale także mistrzostwa w doborze tematyki i prowadzeniu narracji. Poruszał często tematy trudne oraz ulubione przez siebie tematy historyczne. Za zasługi dla łódzkiej kultury miasto zaliczyło go do grona 50 najwybitniejszych postaci minionego stulecia. Był mistrzem potrafiącym wychować swoich następców, którzy zawsze pamiętali, by wyrazić mu wdzięczność i szacunek. Ten łodzianin z wyboru, duchem i myślami był zawsze w Tarnobrzegu. Tu czuł się najlepiej, powtarzał, iż chciałby tu wrócić. Nasze miasto odwdzięczyło się za tę miłość, nadając mu najwyższe odznaczenie - „Sigillum Civis Virtuti". Był niewątpliwie bohaterem, potrafiącym wtedy, gdy było to najtrudniejsze, wykazać się odwagą. Jednak to, co go wyróżniało najbardziej, to ogromna wrażliwość i delikatność. Lubił towarzystwo ludzi i potrafił swoim urokiem nimi zawładnąć, uwielbiały go kobiety za jego szarmanckość i klasę. Był cudownym gawędziarzem i równie świetnym pisarzem. Pozostawił po sobie kilka ważnych książek. Są wśród nich zarówno bajka napisana dla jego jedynego, ukochanego syna, jak i Strona Tadeusz Szewera – Tadek Łebek zbiór reportaży i niewątpliwie dzieło życia, jakim była monumentalna antologia pieśni z lat wojny i okupacji „Niech wiatr ją poniesie". Przez całe życie był piewcą legendy Jędrusiów", publikując jako pierwszy prawdziwy o nich tekst w tygodniku „Po prostu" w czasie „odwilży" 1956 roku. Był także długoletnim szefem ich kombatanckiego środowiska, ludzi, których łączyła postać Władysława Jasińskiego. Jeszcze w czasach szkolnych zetknął się z tarnobrzeskim harcerstwem, zostając do końca życia wierny ideałom polskiego skautingu. Zawsze w oficjalnych wystąpieniach na jego zielonej bluzie błyszczał srebrny krzyż harcerski. Miałem ogromny honor być zaliczonym do grona jego przyjaciół, wspólnie wydaliśmy dwie ostatnie jego książki o polskich kolędach czasu wojny oraz pieśni i piosenki Powstania Warszawskiego. W czerwcu tego roku w jego łódzkim mieszkaniu snuliśmy plany wizyty w Tarnobrzegu. Obaj jednak chyba wiedzieliśmy, że są to tylko tak ważne dla życia piękne marzenia. Tadeusz od wielu miesięcy był przykuty do łóżka, otoczony wspaniałą opieką jego ukochanej Agnisi. Zamiast do Tarnobrzega, wybrał się w podróż o wiele dalszą, do krainy, gdzie czekają nań jego Ojciec, umiłowana Mateńka i wierni druhowie z lasu. Jego radość ze spotkania z tymi, których tak bardzo ukochał, i z którymi tak wiele przeżył, miesza się ze smutkiem tych, którzy go znali i których musiał opuścić. List Tadeusza Szewery do harcerzy Moi Kochani ! Dawno, bardzo dawno temu, wcale nie za siedmioma górami i lasami, wcale nie za morzami i rzekami (jak to bywa zazwyczaj w opowieściach bajkowych), prawie ćwierć wieku temu splotły się nasze ręce przy ognisku i przy wieczornej pieśni: "idzie noc, słońce już..." Przeglądam właśnie mój stareńki (jak ja) album, w którym każda karta zapisana jest Waszą i moją opowieścią o pięknej "Jędrusiowej" przygodzie harcerskiej. A zaczęła się ona wtedy, kiedy mój syn, Włodek uczęszczał do Technikum, a jego klasy wychowawczynią była Pani magister Elżbieta Malińska zakochana w polskiej historii. Odwracam poszczególne karty albumu, oglądam Wasze i moje fotki, czytam publikacje prasowe o naszych wędrówkach szlakami "Jędrusiów" po Ziemi Tarnobrzeskiej, Sandomierskiej i po Kielecczyźnie, ziemi ukochanej przez Stefana Żeromskiego (Ciekoty) i tam, gdzie w Oblęgorku stoi biały dworek Henryka Sienkiewicza, i tam gdzie wśród łąk ossalskich trwa do dziś domek Adama Bienia - ministra Polski Podziemnej w latach wojny, wędruję na kartach albumu po ziemi, dla której oddali swe życie w boju o niepodległość Polski "Hubal" major Wojska Polskiego Henryk Dobrzański i partyzant "Jędruś", porucznik Władysław Jasiński, bohater naszego Szczepu ZHP. Szkoda, że nie przeżywamy w dniach majowych 2003 roku razem tego, co zostało zatrzymane na kartach w albumach moim i waszych. Tak to już jest, że mijają lata i zmieniają się czasy. Ale tego, co nas łączyło przy ogniskach i na szlakach Jędrusiowych, ani "czas nie zaćmi, ani niepamięć", nawet po wielu latach. Więc gdziekolwiek teraz jesteście, Druhny i Druhowie z tamtych lat, wiem, że pamiętacie o naszych "Jędrusiowych” ideałach tak samo, jak ja nie zapomnę nigdy Was wędrujących partyzanckimi szlakami. Wiem, że będziecie pamiętać o nas, "chłopakach z lasu", którzy w czasach walki o niepodległość na partyzanckich mundurach nosili z dumą Kotwicę - symbol Polski Walczącej, tak jak Wy na swoich mundurkach harcerskich. Życzę Wam wszystkim, abyście pozostali w życiu codziennym i w pracy dla Ojczyzny wiernymi przyrzeczeniu harcerskiemu i Jędrusiowemu. Dołączam serdeczności od Waszych starszych kolegów i serdecznych przyjaciół - "Jędrusiów". Czuwaj !!! Strona Sny mam niespokojne, wciąż surmy mi grają, "Ponury" z "Jędrusiem" po lesie strzelają Więc stena pod łóżkiem trzymam sobie w domu, Strzeżonego Bóg strzeże - bo nic nie wiadomo 16 Łódź - w maju 2003 r. Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 2 Dywizja Piechoty Legionów A.K. po walkach w Dziebałtowie, Radoszycach i pod Radkowem w sierpniu i wrześniu 1944 r. wskutek zatrzymania się frontu radziecko - niemieckiego i zbliżającej się zimy uległa na rozkaz dowódcy - Komendanta Okręgu Radomsko Kieleckiego AK „Jodła” ppłk Jana Zientarskiego stopniowej demobilizacji. W pierwszej kolejności rozwiązano dywizję jako związek taktyczny, a poszczególne pułki dywizji miały działać w różnych rejonach działania. Wykonując polecenia dowódców w 2. p. p. Leg. Armii Krajowej, do którego należała 4 kompania „Jędrusiów” urlopowano na czas zimy i zwolniono do konspiracji część żołnierzy, zwłaszcza tych, którzy mogli przetrwać ten niesprzyjający okres dla partyzantki w rodzinach i u znajomych. Rozkwaterowano też rannych. Dalsze rozkazy nakazywały, by samodzielne bataliony miały przejść w wyznaczone rejony w inspektoracie częstochowskim. Nowy dowódca pułku, którym został cichociemny mjr „Nurt” (Eugeniusz Kaszyński) uwzględniając postulaty żołnierzy kompanii zreorganizował bataliony, tak, że kompanie z jednego obwodu połączył w jedno zgrupowanie. „Jędrusie” znaleźli się w większości w batalionie (zgrupowaniu) dowodzonym przez mjr „Kaktusa” (Tadeusz Struś), które jako docelowy miało rejon rozlokowania tereny przyległe do Łysogór. Zgrupowanie to pokonując umocnienia niemieckie na linii komunikacyjnej Kielce Skarżysko koło wsi Ostojów przeszło w lasy siekierzyńskie w dniu 24 października 1944 r. Przyjęto taktykę wchodzenia na noc do wsi Siekierno, na wypoczynek i wyżywienie, dzień spędzając na biwakowaniu w lesie. Następowały oddelegowania żołnierzy i oficerów na kwatery do krewnych i znajomych, przyjaciół, gdyż warunki biwakowania w lesie stawały się bardzo trudne, mimo pobudowania prowizorycznych szałasów. Rozprowadzanie ludzi na kwatery zostało przerwane przez obławę niemiecką na lasy suchedniowskie i siekierzyńskie nad rankiem 13 listopada. Zgrupowaniu mjr. Kaktusa udało się nocą w rejonie wsi Ciecierówka przebić w lasy starachowickie, gdzie biwakowało do 17 listopada. Warunki były skrajnie trudne, gdyż wszystkie okoliczne wsie zajęte były przez Niemców. Noc, całe zgrupowanie w tym czasie liczące ok. 200 żołnierzy, mogło spędzać w gajówce Dąbrowa i w czterech małych domkach podleśnych wyjątkowo nie zajętych przez hitlerowców. Partyzanckie ubezpieczenia w zasięgu głosu miały żołnierzy niemieckich. Mrozy, śnieg i brak ciepłego wyżywienia bardzo dokuczały partyzantom zgrupowania. W celu zmiany warunków bytowania zgrupowanie marszem ubezpieczonym 17 Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 17 hm Wojciech Pawlikowski Środowiska Harcerskie „Jędrusie” listopada 1944 r. udało sie na wschód i po przekroczeniu szosy Starachowice -Tychów Stary poniżej gajówki Tychów wpadło w zasadzkę zorganizowaną przez żołnierzy dywizji pancernej Waffen SS. Mimo bardzo silnego ognia broni maszynowej idąca w szpicy kompania „Jędrusiów” nie dała się zepchnąć na otwartą przestrzeń i kontratakując rozproszyła oddział niemiecki prowadząc pościg w kilku grupach. Major „Struś” wydał rozkaz oderwania się od nieprzyjaciela, ale nie do wszystkich grup on dotarł. Jedna z nich z mjr. „Szerszeniem” zapędziła się, aż na skraj lasu i zebrała informacje o siłach niemieckich. Wieczorem w gajówce Gatka zebrało się całe zgrupowanie. Godzinny bój kosztował życie dwóch partyzantów „Jędrusiów”, „Junak II” - Józef Pęcek i „Kokoszka” - Jan Krala oraz 7 rannych, w tym pięciu od „Jędrusiów” (wśród nich Francuz „Jerzy” - Charles Roesch). Po bitwie w nocy z 17 na 18 listopada wśród szalejącej śnieżycy zgrupowanie przeszło do bezpieczniejszych lasów siekierzyńskich, gdzie przebywało do 5 grudnia 1944 r. Tego dnia resztkowy batalion został rozwiązany, a byli partyzanci po ukryciu broni rozprowadzeni do konspiracyjnych melin w rejonie Bodzentyna. Z tego boju w Tychowskim Lesie pozostał już tylko samotny Grób „Jędrusiów”, „Junaka” i „Kokoszki”. Strona Bój pod Tychowem Czy zastanawialiśmy się kiedyś, kim dla nas jest Druh „Mizerny"? Drobny, szczuplutki. prawdziwy „mizerota, ale nie dajcie się zwieść pozorom, w tym „mizernym" facecie siedzi niezmordowany duch i wielka moc. o której Wam o „wielcy” nawet się nie śniło. Odkąd pamiętam swoja przygodę z „Jędrusiami", a trochę lat minęło, Mizerny był z nami zawsze. Na imprezach rocznicowych, na Rajdzie „Szlakami Jędrusiów” i przede wszystkim na Harcerskim Rajdzie Świętokrzyskim organizowanym już od 57 lat przez nasz hufiec. Od ponad 30 lat na tym rajdzie jest specyficzna Trasa. Trasa nazwana „Jędrusiową” bo skupiła na swych szlakach i przede wszystkim samych Jędrusiów, którzy fundują od tylu lat puchar na tej trasie. Puchar dla tych, którzy są najlepsi, najwytrwalsi. Od. kilku lat patronat nad trasą przejął Prezydent Miasta Starachowice., ale mimo to, co roku na zlot rajdu przyjeżdża piękny (co roku inny, puchar „Jędrusiowy” przywożony i sponsorowany przez „Mizernego". Otrzymuje go patrol wybierany przez uczestników trasy - to taka „nagroda publiczności” VII trasy. Przez tyle lat „Jędrusie" wędrowali z nami po świętokrzyskiej ziemi, jedli ziemniaki z ogniska. wspominali stare czasy, uczyli nas historii i przede wszystkim pięknie śpiewali. Czas mijał, odchodzili od nas na wieczną wartę, a „Mizerny" trwał i trwa przy nas niezmiennie w naszych harcerskich poczynaniach. Kiedy zbliża się Rajd Świętokrzyski wiemy, że na zlocie na pewno zobaczymy jego uśmiechniętą twarz. I wierzcie mi zawsze przyjeżdża, nigdy nie wiemy, kiedy się pojawi i kiedy odjedzie. On po prostu... pojawia się i znika... Zawsze chodzi własnymi ścieżkami i nigdy nie chce się podporządkować naszym prośbom, że może go odprowadzimy, gdzieś podwieziemy. Pamiętam, jak któregoś roku przyjechał na Rajd „Jędrusiowy” w listopadzie. W hufcu czekała na niego „Czajka" Agnieszka Czaja-Szewera. Uparł się. że pójdą pod tychowską mogiłę piechotą. W trakcie tej wędrówki zabłądzili. ponieważ kazano im iść im, drogą ze względu na odstrzał lisów, jaki w trakcie wędrówki odbywał się na szlaku. My byliśmy przy Mogile tychowskiej i czekaliśmy cierpliwie, no ale ile można, Zimno, długo (niestety nic było wtedy komórek, wiec nic Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 18 hm Małgorzata Ślaska Hufiec ZHP Starachowice wiedzieliśmy co się stało), w końcu postanowiliśmy zakończyć zlot. zapaliliśmy znicze (wiązankę miała „Czajka), mamy zamiar odchodzić i nagle od strony leśniczówki słychać znajomy glos... - A co myśleliście. że zapomniałem i nie przyjadę? Trochę nam z Agnieszką zeszło, bo zwiedzaliśmy las. bytem ciekawy czy się bardzo zmienił. Przyjaciel, opiekun, mentor, słowem legenda „Jędrusiowa", zawsze uśmiechnięty, pełny życia i chęci pomocy innym. Uczy nas historii i przypomina, że my nic musimy „pięknie umierać", ale musimy nauczyć się pięknie żyć, zgodnie z Prawem i Przyrzeczeniem Harcerskim. Mieszka w ukochanym przez siebie Krakowie. Mieliśmy okazję zwiedzać z Nim to piękne miasto i wierzcie mi, niech się schowają wszyscy przewodnicy z papierami. Nadal pomaga nam przy rajdach i przede wszystkim JEST… ZAWSZE Kim dla nas jest, zapytam raz jeszcze? ON PO PROSTU JEST. Strona Mizerny pwd Jarosław Dybowski. HGRH „Odwet” Walenty Ponikowski „Walek” Wakacje w 2008 roku postanowiliśmy spędzić nie w Strużnicy, ale odwiedzić Bieszczady. Nieco dalej, mniej znane tereny, a trochę i zmęczenie „obozowymi atrakcjami lokalowymi” spowodowało, że taka zapadła decyzja. Dwa tygodnie nad Zalewem Solińskim minęło szybko i powracaliśmy do Łodzi. Powrót ten był dość skomplikowany, bo po drodze mieliśmy plany „Jędrusiowe”, odwiedziliśmy Doktora Korczaka w Tarnowie i gościliśmy u Pani Teresy Majczak w Koprzywnicy, zwiedzaliśmy Zamek Krzyżtopór w Ujeździe i Sandomierską starówkę. Kilka godzin spędzonych w Sandomierzu, wspomnienia Rajdu z 1983 roku, gdy nocowaliśmy wtedy w budynku PTTK przy Rynku, spacery po Wąwozach i uliczkach nie zapowiadały nic szczególnego. Ja kręciłem się po Rynku robiąc zdjęcia, a moja Małżonka przysiadła na ławce przy starszym panu wygrzewającym się na słońcu. Nagle zawołała mnie podnieconym głosem do ławki - Słuchaj, Pan mówi że jest synem jednego z Jędrusiów! Zaskoczenie jakie mnie dosięgło spowodowało, że przez chwilę odebrało mi mowę. Po krótkim powitaniu szybko zadałem pytanie: - Przepraszam, jak pańska godność? - Klusek - „Fugas-Jastrząb” - wypaliłem bez chwili namysłu… Potem rozmawialiśmy o moim spotkaniu z Ojcem pana Alfreda, Stanisławem Kluskiem ps. Fugas-Jastrząb, saperem w Kompanii Jędrusiów w 1944 roku. O nadaniu imienia, o mym niedawnym spotkaniu z Doktorem Korczakiem, o Bobie, Tadeuszu Szewerze i tym wszystkim co z Jędrusiami łączyło nasze przeżycia . Jak to mawiają – „góra z górą…” Czerwiec 1943 r rozpoczął się piękną pogodą. Staliśmy w lasach turskich, między wsiami Strużki i Tursko Małe, w pow. Sandomierz (obecnie Staszów), gdzie pobudowaliśmy sobie prymitywne baraki, nazywane dumnie przez nas „willami”. W dniu 3 czerwca 43, po południu, stoczyliśmy walkę z żandarmerią z Rytwian, którą rozbiliśmy w lesie, kiedy powracała ze swojej wyprawy na terenie gminy Osiek. Noc po tym boju spędzaliśmy w naszych „willach”, oddalonych od wsi Strużki około 2 km. Trzymałem wartę koło naszych baraków, czuwając nad snem kolegów. Świtało, kiedy usłyszałem strzał. Po nim kilka następnych, jakby odleglejszych, które padały gdzieś z kierunku wsi Strużki. Ponieważ byłem w tej chwili najbliższej baraku, w którym spał Stach „Inspektor” (Stanisław Wiącek), obudziłem go więc słowami: - Panie Stachu! Niemcy gdzieś w okolicy strzelają. Otrzymałem jego fragmentaryczną odpowiedź: - Idź pan spać. To kłusownik na pewno poluje. W tym mniej więcej momencie posłyszałem głos nawołujący po dukcie leśnym: - Panie szefie! Panie szefie!... Ostrożnie z „Visem” w ręku, gotowym do strzału, zacząłem podchodzić w kierunku wołającego. Ostrożność była konieczna, gdyż nigdy nie było pewności, czy to nieprzyjaciel nie chce nas przypadkiem wyprowadzić w pole. Zaskoczyłem wołającego od tyłu z okrzykiem: „Stój! Co tu robisz? Czemu krzyczysz? Zdyszany człowiek z przerażeniem w oczach wykrztusił z siebie: „Gruby Józek” (Józef Bień z Ossali), komendant placówki B.Ch. przysłał mnie z meldunkiem, że Niemcy palą Strużki i wrzucają ludzi żywcem w ogień”. Słowa te uderzyły we mnie jak grom, zapomniałem o regulaminowych powinnościach. - Wracaj – odpowiedziałem – i zamelduj, że zaraz tam będziemy. Nie oglądając się, czy goniec wraca, natychmiast wpadłem do baraku, gdzie spał nasz dowódca oddziału „Jędrusiów”- Józef Wiącek „Sowa” i melduję mu, co się dzieje i jakie otrzymałem wiadomości. „Sowa” zerwał się z posłania. - Zarządzić natychmiast alarm! Ale jak najciszej! Momentalnie (.... stawiam?) wszystkich na nogi. Wszyscy za chwilę są w pełnym szyku bojowym. Na zbiórce stanęło wraz z dowódcą ośmiu ludzi, gdyż reszta była w terenie, na rozmaitych zadaniach. Niektórzy penetrowali teren, nieraz ponoć sto kilometrów od kwater. A przed nami Niemcy (... liczniejsi?) i uzbrojeni po zęby. Tymczasem „Sowa” wydaje dalsze rozkazy: „Zindap” (Kazimierz Żola) zostaje w barakach. Reszta z bronią za Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 19 Dzień Śmierci Strona Spotkanie na Rynku Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 20 poderwało się do lotu. Cisza, której w takich wypadkach nie da się zmierzyć czasem. U Niemców nastąpiła konsternacja. Przywarli do ziemi, a kiedy ochłonęli i może po locie ptaków zorientowali się skąd pochodzi nasz ogień, otworzyli huraganowy ogień z taką siłą, że drzewa o średnicy 30cm i grubsze padały na ziemię jak ścinany łan zboża. Niemcy rzucili do walki wszystką broń, jaką ich oddział dysponował. Siły nieprzyjaciela ocenialiśmy na kompanię. Nieprzyjaciel po wyczuciu kierunku naszego ognia, ruszył do ataku. My przeszliśmy do obrony, broniąc dostępu do lasu, ale wróg uporczywie parł do przodu bez względu na straty. Największą moją tragedią były niewypały, gdyż na (83 ?) pocisków nie wystrzeliła była na pewno połowa co stawiało mnie w trudnej sytuacji. Walka trwała już około półtorej godziny. Zamierzałem dojść do naszych ludzi i zaopatrzyć się w nową amunicję, aby następnie powrócić na swoje stanowisko, kiedy usłyszałem trzask łamanych gałęzi. Gdzieś w pobliżu spokojnie kukała kukułka. Wpatrując się uważnie w las dojrzałem zbliżającą się w moim kierunku tyralierę niemiecką. Jak się okazało, Niemcy prócz frontalnego ataku przenikali do lasu, żeby nas obejść, a umówionym ich hasłem było kukanie w czasie podrywania się do skoków ku przodowi. Jednocześnie usłyszałem z prawego naszego skrzydła okrzyk „Hurraa!...” i (...bulę?) wybuchających granatów. Pomyślałem, że idziemy do ataku, ale z czym? Rzuciłem granat w kierunku zbliżającej się zgrai nieprzyjacielskiej, bagnet na broń, ale o dalszym oporze nie ma mowy. Według planu walki, w razie otoczenia, po wybuchu granatów mamy skupiać się w jednym punkcie, aby wspólnie przedrzeć się przez kordon nieprzyjacielski. Poderwałem się więc i biegnę w stronę, gdzie nasi zażarcie stawiają opór. Z gościńca dostaję serię z karabinu maszynowego. Na szczęście Niemiec spudłował i tylko gałęzie i liście padały na ziemię, a ja dalej kieruję się w stronę swoich i widzę wycofującego się Stacha „Inspektora”. Obejrzałem się w prawo w las i zauważyłem w odległości około 50 metrów okrążającą nas tyralierę niemiecką. Krzyknąłem: „Stachu! Niemcy z tyłu!”. Strona mną! Brać amunicję, ile kto uniesie, broń krótką i granaty”. Wyruszyliśmy w składzie: Stach „Inspektor” (Stanisław Wiącek) z erkaemem, „Franek” (Franciszek Rutyna), „Książę Balii” (Edward Kabata), „Rzeźnik” (Józef Sekuła) i „Warszawiak” (Aleksander Modzelewski) - jako obsługa CKM-u (...wzór ...?) „Walek” (Walenty Ponikowski) i „Sowa” (Józef Wiącek) z RKM-em, Była chyba godzina (...05-ta ?), może dalej – nikt nie myślał, która jest godzina. Czas naglił. Skradaliśmy się ostrożnie na brzeg lasu. Pot zalewał nam oczy. Był przecież upał i dźwigaliśmy ciężkie ładunki broni i amunicji, prócz tego to podniecenie i niepewność losu. Kiedy dotarliśmy na skraj lasu, przedstawił nam się straszny w swej grozie widok. Wieś płonęła, a kłęby dymu i jęzory ognia miotały się ku niebu. Tu i ówdzie padały pojedyncze strzały. Podeszliśmy bliżej. „Sowa” i „Książę Balii” znali ten las, jak przysłowiową, własną kieszeń. Nietrudno więc było znaleźć (...najwygodniejsze miejscówki ?) Zajęliśmy je w leśnym cyplu, w kształcie prostokąta wysuniętego w kierunku wsi Strużki. Na środku tego cypla opodal rowu i ciemnego wykopu ustawiono CKM. Przy nim „Franek”, jako celowniczy, doświadczony w walkach w 1939r w Modlinie. Przy nim „Warszawiak”, „Książę Balii” i „Rzeźnik”. „Inspektor” z RKM-em – stanowisko ogniowe narożnikowo, po lewej stronie CKM-u, a „Sowa” z RKM-em osadził się po prawej stronie CKM-u. Na koniec ja zająłem posterunek obserwacyjny z lewa od stanowisk KM-ów z zadaniem zabezpieczenia naszych stanowisk przed ewentualnym obejściem przez nieprzyjaciela naszych stanowisk od tyłu. Kiedy już wszystkie stanowiska były przez nas zajęte, a Niemcy zbierali się na trakcie Osiek – Połaniec z zamiarem zniszczenia wsi Ossala i Tursko Wielkie, padł rozkaz „Sowy”: „Ognia!”. Zaszczekały karabiny maszynowe, odezwał się mój kb, zaczęła się nierówna walka na śmierć i życie. Teren otwarty, widoczność dobra, nieprzyjaciel gromadził się grupkami, nasz ogień był celny. Po pierwszych strzałach nastała śmiertelna cisza, tylko ptactwo spłoszone Tekst odzyskany z częściowo nieczytelnego rękopisu przez p. Sławomira Ponikowskiego. Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 21 (ale?) pomyślałem (...), że wy możecie źle ten strzał zrozumieć, że (...) (...), więc (żem?) zrezygnował. A lisie żre kiełbasę i (sera?) to ja myślę, trzeba przepędzić lisią familię, ale kiedym zobaczył jakie te małe (...głodne?) i jak z ufnością ślepiami zerkają, pomyślałem sobie, (niech im?) będzie na zdrowie (...) (...) (...) (...) lisie”. Inaczej było w Strużkach. Tam pełne zaufania oczy niemowląt nie rozczuliły hitlerowskich morderców. Sześciodniową córkę Ludwika Drożdża hitlerowiec nadział na bagnet i wrzucił w płomienie, kilkunastomiesięczne dzieci: Leona Tworka i Annę Wieruszewską Niemcy zamordowali rozdeptując im głowy podkutymi butami. W płomieniach zginęła 6miesięczna Teresa Robak i 5-miesięczny Miecio Woś i wiele innych dzieci. Ci mordercy dzieci byli jednak tchórzami w obliczu bohaterstwa. Opowiadano mi później, jak w pewnym domku jego właścicielka stoi gotowa na śmierć. Ale żołdak Hitlera chciał się rozkoszować widokiem żywcem płonącego człowieka. Chwycił więc kobietę z zamiarem wrzucenia w płomienie. Źle jednak trafił. Kobieta w porywie rozpaczy złapała Niemca w swoje ręce i wpycha go do płonącego domu. Niech zginą oboje. Morderca i ofiara. Wtedy hitlerowiec klękając na kolana błagał ją o darowanie życia. O strasznej zbrodni ludobójstwa w Strużkach mogliśmy się przekonać, kiedy weszliśmy do wsi po wycofaniu się Niemców. Zginęło tu 73 osoby, przeważnie starcy, dzieci i młodzież. Kiedy dziś sądzi się hitlerowskich zbrodniarzy, nasuwa mi się pytanie, co się stało z najgorliwszym zbrodniarzem ze Strużek – Heinrichem Heslerem, synem komunisty z Przeczowa? Czy sądzony zbrodniarz Kruger nie jest tym samym Krugerem, który będąc komendantem żandarmerii palił domy w Iwaniskach i mordował ich mieszkańców w sierpniu 1942 r. Strona „Inspektor” serią z RKM-u na chwilę ostudził ich zapał, przywarli do ziemi, a my mieliśmy możność odskoku i tak już w trzech – Stach, Edek i ja – atakowani przez hordę, wycofywaliśmy się dalej. Ostrzeliwaliśmy się z RKM-u w walce z nieprzyjacielem na odległość może 30m. Druga grupa wycofywała się obsada CKM-u prowadzona i osłaniana przez „Sowę”. CKM nie miał podstawy, której nie można było i nie było czasu wyrwać z jeżyn, w których się zaplątała. „Franek” niósł CKM na ramieniu, „Rzeźnik ładował taśmę a „Warszawiak” osłaniał tyły i tak strzelając do tyłu z ramienia wycofywali się w naszym kierunku. Kule nieprzyjacielskie brzęczały, jak roje natrętnych os, padając nam pod nogi, ścinając gałęzie drzew i krzewów. W takim szyku wycofywaliśmy się około 600m. torując sobie drogę w bezpośredniej walce, aby nie pozwolić się zamknąć w kotle. Tylko dzięki przysłowiowemu szczęściu – bo męstwo to za mało – udało nam się wyjść z tego piekła nie ponosząc żadnych ran, obrażeń i strat. W czasie walki z przeważającym nieprzyjacielem jeden z miejscowych chłopów Władysław Woś z Turska Wielkiego – szedł nam z pomocą z karabinem w ręce, ale dostał się do zamkniętego kotła niemieckiego i tam poległ. Kiedy wyrwaliśmy się ostatkiem sił z okrążenia niemieckiego wraz ze Stachem i Edkiem wróciliśmy do „willi” po amunicję. Pociski niemieckie padały, aż (... tutaj?) uderzając w baraki. Na ramach rowerów, które stały w naszym obozie, widać było ślady kul. Tu „Zindap” trwał na swym stanowisku równie niebezpiecznym i dręczony niepewnością. Zaopatrzywszy się w dostateczną ilość amunicji (wybraliśmy?) się wraz z „Zindapem” do pozostałych ludzi z naszej grupy, którzy brali udział w walce i razem udaliśmy się do wsi Zawada, gdzie zatrzymaliśmy się u Henryka Liśkiewicza, nie wiedząc gdzie jest grupa z Józkiem na czele. Po drodze „Zindap” opowiedział nam swoje przygody w barakach. „Pany” - ciągnął „Zindap” - wy się tam (...) ze szkopami, a ja tu słucham jak bzykają kule. Wtem lisica przychodzi ze swoimi młodymi i zabiera się do kiełbasy, co wisiała na drążku i do (...sera?) co mieliśmy mieć na śniadanie. Z (...) już miałem kropnąć i spłoszyć ją Droga Dzień zgasł, hm Janusz Boissé Dzień zgasł, Cicho noc dłonią daje znak, Że już związać krąg przyszedł czas, Kołysanki swej słów uczy stary las, Myślą, jak iskrą wzleć aż do gwiazd, Dzień zgasł, Opowieści o tamtych dniach, We wspomnieniach powrócą nieraz, A legendę "Jędrusiów" poniosą w świat, Z ognisk dym i przyjaciel nasz wiatr. "Jędrusiów" my spadkobiercy, słowa: Zbigniew Kabata "Bobo" melodia - "Choć biedy dwie" Piosenka napisana specjalnie dla Szczepu "Jędrusie" przy Technikum Włókienniczym nr 1 w Łodzi w 1974 roku Hej Bracia wraz. Niechaj zabrzmi nam pieśń, Dziś na nas czas, Poprzez świat płomień nieść. Równajmy krok, Chociaż pokus jest sto, Pod nogi mrok, I zwątpienie i zło, „Jędrusiów” my spadkobiercy, Rzucił nam pióro srebrzysty ptak, Jak kiedyś chłopców walczących On nas dziś wiedzie w zwycięski szlak. Braterski krąg, Jeden cel, jedna myśl Krąg twórczych rąk Nasze hasło na dziś. Strona 22 Poprzez ogień, poprzez dym, poprzez żar Zwykłą ścieżką każdej polskiej chaty Choć się w serca kruk zwątpienia wdarł Choć krwi zapach miały nasze kwiaty Poprzez lata skąpane we łzach Blask nadziei w jasnych oczach nieśli Chłopcy szli, chłopcy szli Krzyż harcerski drogę im wykreślił Szli w powodzi ironicznych słów Poprzez lata pogardy przenieśli Gorzki uśmiech i kamienną twarz Nasłuchując z mogił opowieści Poprzez lata skąpane we łzach... I mijali gorzkiej nędzy dno Czas nieludzki duszę im omroczył Lecz drużyna za drużyną szła Chociaż czas im popiół sypał w oczy Poprzez lata skąpane we łzach... Ale przyjdzie kiedyś taki dzień Gdy się słońce roziskrzy w potoku Kiedy ogień, kiedy skry, kiedy dym Śpiew harcerski obudzi o zmroku Poprzez lata skąpane we łzach Blask nadziei w ognisku przynieśli Idą wciąż, idą wciąż Krzyż harcerski drogę im wykreślił Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny Polnische Banditen 56 Harcerski Rajd Świętokrzyski Rajd Szlakami Jędrusiów 2013 Pokaz filmu „Powstanie Warszawskie” Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny 23 Piknik Techniczny w ZSP nr 19 w Łodzi Strona W styczniu 2014 roku rozkazem Komendantki Hufca ZHP Łódź-Polesie powołana została do życia „Harcerska Grupa Rekonstrukcyjno Historyczna „ODWET”. Zadaniem H.G.R.H. „ODWET” jest propagowanie i promowanie „żywej” historii Oddziału „JĘDRUSIE”, Organizacji „ODWET” i Armii Krajowej, poprzez prezentację „oddziału partyzanckiego” w realiach II Wojny Światowej. Grupa dla realizacji swych celów współpracuje z właściwymi Komendami Hufców ZHP na terenie swego działania, Światowym Związkiem Żołnierzy Armii Krajowej, oraz z innymi Grupami Rekonstrukcji Historycznych. Działania Grupy prowadzone są „pro publico bono”, głównie na rzecz Związku Harcerstwa Polskiego. Grupa prowadzi działania edukacyjne na rzecz innych jednostek, organizacji harcerskich i skautowych, szkół i organizacji społecznych. Podstawowym założeniem działania Grupy jest tworzenie „oddziału” o wyglądzie, uzbrojeniu i wyposażeniu partyzantów Armii Krajowej z lat 19391945 z naciskiem na oddziały leśne biorące udział w Akcji „Burza” w 1944 roku. Działalność członków Grupy polega przede wszystkim na uczestnictwie w rekonstrukcjach historycznych i uroczystościach patriotycznych, zbieraniu wszelkich informacji i pamiątek związanych z historią Oddziału Partyzanckiego „JĘDRUSIE i Organizacji „ODWET”. Nieodłącznym elementem metodyki Grupy jest poznawanie historii i Tradycji Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego. W 2014 r. Grupa wzięła udział w pokazach dla WOŚP, Harcerskiego Rajdu Świętokrzyskiego, Rajdu Szlakami Jędrusiów, Hufców ZHP Chorągwi Łódzkiej, Kina Charlie (Pokaz specjalny filmu Powstanie Warszawskie), Zespołu Szkół Ponadgimnazjalmnych Nr 19 w Łodzi. Dziś grupa liczy 12 osób, harcerzy ZHP, ZHR, Strzelca, współpracuje ze Stowarzyszeniami Kombatantów, szkołami, Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi. Grupa posiada wyposażenie, umundurowanie i „uzbrojenie” wystarczające do wystawienia 10 osobowego „oddziału” partyzanckiego i dwóch żołnierzy niemieckich (Wehrmacht i Waffen-SS) z okresu 1944 roku. „Uzbrojenie” Grupy to profesjonalne repliki ASG broni z okresu II Wojny Światowej, Walther PPK, Colt 1911, Walther P-38, Luger P-08, Tulskij Tokariew, MP40, STEN MK II, Mauser Kar 98, Browning M1918 km BAR i repliki granatów ręcznych. W najbliższych planach jest zdobycie repliki MG-42, która dopełni wyposażenia. Dowódcą Grupy jest Instruktor Hufca ZHP ŁódźPolesie – pwd Jarosław Dybowski 24 Strona Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny