Portret Krzysztofa Warlikowskiego, Opera de Paris
Transkrypt
Portret Krzysztofa Warlikowskiego, Opera de Paris
Teatr kondycji człowieczej. Portret Krzysztofa Warlikowskiego Leyli Daryoush, Magazine Opera de Paris postać Pierwszoplanowa polskiego teatru, „galernik wrażliwości”, postromantyk, człowiek teatru „owładnięty” historią, prowokator - Krzysztof Warlikowski fascynuje i przeszkadza, zachwyca i przestrasza, nikogo jednak nie pozostawia obojętnym. Warlikowski ze swoją estetyką formalną, nieprzeciętnym zespołem aktorskim i melancholijną oprawą muzyki elektronicznej stworzył teatr artystyczny, w którego centrum zainteresowania znajduje się przede wszystkim kondycją człowiecza. W pozbawionym złudzeń świecie, w którym bogowie opuścili ludzi, Warlikowskiego interesuje zagubiona jednostka, jej egzystencjalne poszukiwania i konflikty wewnętrzne. Historia pisana z dużej litery jest tu obecna poprzez psychikę człowieka nękanego lękami, poprzez pamięć wykluczonych i poharataną świadomość ludzi żyjących na marginesie. Rezygnacja ze zbawczych utopii, jak też rozpacz po nieudanych rewolucjach wywołały w całej cywilizacji poczucie pustki i niepokój. Warlikowski przygląda się złożonej konstrukcji dusz, bada ich dylematy i sprzeczności, uprawiając na scenie metafizykę, która przynosi mało spektakularny ratunek, jakim jest duchowa przemiana człowieka dokonana mocą jego woli. Polska - rok zerowy W Parsifalu Wagnera (2008) Warlikowski nie chciał przeprowadzać rozliczeń z przeszłością Niemiec i skupił się na wewnętrznej drodze Parsifala. Postanowił zbadać możliwość powstania nowego społeczeństwa, czemu przyświecałaby idea duchowego Graala, czystości duszy, uwolnienia wewnętrznego dziecka, które zniknęło pod naporem lęku i uprzedzeń. Raz jeden tylko odwołał się do Historii, „czystej”, jak to sam określił, bezpośredniej i niepodkolorowanej. Przy zgaszonym świetle, tuż przed preludium do trzeciego aktu pokazał zmontowany fragment filmu Niemcy – rok zerowy Roberto Rosselliniego: mały samotny Edmund wędruje wśród ruin Berlina w 1948, wchodzi po schodach zrujnowanego domu i rzuca się z dachu. Skandaliczny obraz samobójstwa w tak młodym wieku nie był wcale prowokacją, lecz aluzją do zwątpienia w możliwość nastania lepszego świata, odwoływał się też do pamięci i współczucia, a wreszcie i do dzieciństwa reżysera spędzonego w Szczecinie. Krzysztof Warlikowski urodził się w 1962 à Szczecinie. Mimo że wyjechał z tego miasta, by studiować historię i filozofię w Krakowie oraz w Paryżu, mimo że z czasem stał się artystą europejskim par excellence, Szczecin pozostał dla niego miejscem, które w jakiś sposób streszcza jego udręczoną, mocującą się z demonami historii wizję – wizję upadku cywilizacji zachodniej i pustego nieba, antysemityzmu i homofobii, zniszczeń poczynionych przez kapitalizm i indywidualizm, powrotu totalitaryzmów i porażki demokracji. To miasto położone przy granicy z Niemcami na wybrzeżu Bałtyku zaznało niezwykłej zmienności losów. Przechodziło z rąk do rąk – polskich, pruskich, szwedzkich, duńskich, niemieckich, by znowu stać się polskie w momencie kiedy Stalin z pogwałceniem porozumień jałtańskich z 1945 powiększył terytorium Polski o Ziemie Zachodnie. Miało to wstrząsające konsekwencje: siedem milionów Niemców opuściło Pomorze, którego Szczecin jest stolicą. Do zniszczonego wojną miastawidmo, na zdobyte siłą terytorium, zaczęli napływać i z trudem się instalować przerzuceni tu Polacy-chrześcijanie i żydowscy repatrianci z terytorium Związku Radzieckiego. Niemiecka przeszłość zostanie wyparta, opadnie żelazna kurtyna, antysemityzm zostanie zduszony. Warlikowski urodzi się 17 lat potem. Nic dziwnego, że widma wojny wycisnęły niezatarte piętno na jego myśleniu. Zaglądać tam, gdzie patrzenie wzbronione … „Mistrzów dla teatru najlepiej znaleźć z dala od teatru”. Od tego zdania Warlikowski zaczął swoje orędzie na Międzynarodowy Dzień Teatru w 2015 roku. Mistrzowie, do których się odwołuje, ci rozczarowani światem prorocy to pisarze. Franz Kafka, Tomasz Mann, Marcel Proust i nasz współczesny John Maxwell Coetzee mówią o bezsilności człowieka w zderzeniu z tragicznymi wydarzeniami. Nadmierna mediatyzacja czyni zło banalnym i rodzi lęk przed innym, indywidualizm zamyka świadomość za murem myśli konserwatywnej i nietolerancyjnej. „Nie potrafimy już budować wież”, nasze pole widzenia ogranicza się do rzeczy znanych, a teatr zadowala się ich kopiowaniem. W świecie, którego obsesją są granice i mury, mówi reżyser, prawdziwe przeznaczenie teatru nie polega na tym, by bronić ślepych murów, lecz na tym, by zaglądać, co jest po drugiej stronie, tam, gdzie patrzenie wzbronione. w Ifigenii w Taurydzie przetransponowana na Glucka (2005) współczesny dom antyczna starców, Grecja została gdzie dziesięć autentycznych emerytek zaangażowanych specjalnie do tego spektaklu, czuwa przy umierającej Ifigenii, osieroconej księżniczce, która wspomina swą młodość w Aulidzie i Taurydzie. Publiczności nie spodobało się to, że reżyser pokazał w pełnym świetle, w paryskiej Operze Garnier skrzącej się złotem i purpurą, tę zepchniętą na margines mniejszość. Widzowie o siwych włosach nie przeskoczyli muru swojej świadomości ani też nie wytrzymali tak bezpośredniej konfrontacji z obrazem samych siebie. Przejście na drugą stronę lustra Gdy już przeskoczymy mur i przejdziemy przez próg, trafiamy do minimalistycznej łazienki z lustrem i umywalką z białej porcelany. Małgorzata Szczęśniak projektuje scenografię ekstremalną, w której człowiek staje twarzą w twarz ze swoimi traumami. W niespokojne wnętrze człowieka można się zagłębić tylko w neutralnej, klinicznej przestrzeni, w zamkniętym, chciałoby się powiedzieć nagim miejscu, na scenie, na której piekło samotności dochodzi niekiedy do granic wytrzymałości. W Tramwaju (2010), swobodnej adaptacji Tramwaju zwanego pożądaniem, Blanche Dubois (Isabelle Huppert), sama jedna na świecie ze swoją osobowością border line, wysiada z tramwaju przy Polach Elizejskich, w robotniczej, mało wytwornej dzielnicy Nowego Orleanu. W czasie swojego smutnego pobytu w mieszkaniu siostry, Stelli, i jej kochanka Stanleya Kowalskiego, będzie szukała schronienia w łazience. Blanka bierze gorące kąpiele, by ukoić nerwy, i mając przed sobą lustro z live video autorstwa Denisa Guéguin, przygląda się niespokojnym meandrom swojej duszy. Ta bolesna konfrontacja w czasie, który uległ zawieszeniu, posiedzenie wewnętrznego sądu bez boga i sędziego, ale za to w obecności kata, bo Blanche jest katem własnego sumienia, odbywa się w ramach monologu, elementu dramaturgicznego o zasadniczym znaczeniu w teatrze Warlikowskiego. Kąty martwe Teatr Warlikowskiego jest przestrzenią półmroku i kątów martwych, jest też miejscem zmartwychwstania, w którym postaci przeżywają swoje stłumione lęki i działanie psychicznych mechanizmów obronnych. W mrocznym labiryncie Opowieści afrykańskich, sztuki będącej montażem trzech utworów Szekspira, Otella, Kupca weneckiego i Króla Leara, podział królestwa przez Leara nie wynika z interesów dynastycznych, tylko z przyczyn emocjonalnych. Przerażony swoim wyznaniem uczuć ojcowskich Lear zamiast zmierzyć się z własnym lękiem, zastępuje go perfidnym pytaniem o to, jak kochają go jego trzy córki. To tragedia źle użytego słowa, tragedia losu człowieka, który jest niezdolny powiedzieć prawdę o swoich uczuciach. Monolog teatralny ma swój odpowiednik operowy - arię. O ile wirtuozowskie popisy wokalne często służą uzewnętrznianiu uczuć, Warlikowski reżyseruje tak, aby głos był emanacją złożonej nieświadomości. W Makbecie Verdiego (2010) wychodzi poza Szekspirowskie rozważania o władzy, pokazując Makbeta naznaczonego wojenną traumą, złamanego przez utratę niewinności. Czarownice grane tu przez dzieci mogą być w równym stopniu posttraumatycznymi halucynacjami co fantazją związaną z bezpłodnym małżeństwem. Filmowe zjawy „Kiedy Krzysztof ogląda film, interesują go wyłącznie postaci” mówi choreograf Claude Bardouil. Dążąc do maksymalnego „zagęszczenia” postaci, Warlikowski nie boi się dawać im filmowych „alter ego”. Król Roger i jego żona Roksana z opery Karola Szymanowskiego (2009), nawiązują do pary Cruise/Kidman w Oczach szeroko otwartych Stanleya Kubricka (1999), w Don Giovannim (2012), który jest zagubionym mężczyzną z miasta opanowanym obsesją seksu, widać inspirację postacią graną przez Michaela Fassbendera w filmie Wstyd (2011) w reżyserii Steve’a McQueena. W Sprawie Makropulos Janáčka (2007) Warlikowski transponuje postać diwy operowej Emilii Marty na mityczną figurę Marilyn Monroe. Warlikowskiego interesuje to, co kryje się za gwiazdorskim blaskiem –tragiczne oblicze ikony, która jest starzejącą się, nieszczęśliwą kobietą, zniszczoną przez ponurą serię niemożliwych historii miłosnych i ciężkie dzieciństwo. Scenografia Małgorzaty Szczęśniak przywołuje świat kina i kabaretu, projekcje video Denisa Guéguin obnażają nieszczęście Marilyn, błyskają flesze, operatorzy nagrywają, a publiczność oklaskuje smutny upadek idola. Po przekroczeniu tej granicy czas zmienia się w przestrzeń Teatr tego twórcy, który karmi się kinem i inspiruje literaturą, w coraz większym stopniu przechodzi w przestrzeń pozateatralną, tak jakby w ostatecznym rozrachunku teatr był tylko pretekstem do wyrażenia jego subiektywnego spojrzenia i pytań dotyczących naszego zaburzonego świata. Od (A)pollonii (2008) nie znajdujemy już w nim gotowego tekstu, a słowa, które padają ze sceny, pochodzą ze swobodnych adaptacji sztuk, powieści i z improwizacji. W porównaniu z horyzontalnością języka teatralnego Warlikowskiego, w którym proces twórczy oraz praca nad pamięcią i konfliktem przebiegają z całkowitą swobodą, opera jawi się jako autentyczne wyzwanie. „Opera to forma jak najbardziej współczesna, łączy w sobie absolutnie wszystko!” mówi Warlikowski. Poszukując nowej struktury formalnej, Warlikowski stosuje język wertykalny, oparty na wielowarstwowości znaczeń, jednoczesności, zestawieniu wyrafinowanej gry świateł, choreografii i obsesyjnych filmów video, przenikaniu się różnych przestrzeni. Jego realizacje operowe są jak synkretyczny kalejdoskop nałożonych na siebie rzeczywistości i planów czasowych. Jego myśl dramaturgiczna jest tak radykalna, że partytura nie mieści się już w wyznaczonych ramach, narracja wychodzi poza libretto, dyskurs muzyczny i milczące ciała przenikają do prologów wymyślonych po to, żeby opowiedzieć zupełnie inną historię, pojawiają się fikcyjne postaci, jak Akompaniator w Parsifalu, Tancerz w Lulu (2012) czy Dzieci, które błądzą po scenie jak obolałe cienie przeszłości lub wizje przyszłości. Niewątpliwie przyszłość reżyserii operowej wiąże się właśnie z zabiegami dramaturgicznymi, które do wyrażenia znaczeń używają wszelkich mediów i równie niewątpliwie dylatacja czasu oraz rozszerzenie kadru w dyptyku Bartók-Poulenc, który Warlikowski reżyseruje w tym sezonie – Zamek Sinobrodego-Głos ludzki – przeskoczy mury sztywnych konwencji jako dzieło jednolite i zróżnicowane, czyli nowy rodzaj opery. Leyli Daryoush jest dramaturgiem, badaczką, prowadzi zajęcia dydaktyczne z zakresu teatrologii na uniwersytecie Sorbonne-Nouvelle. Autorka tekstów dla teatru i opery – Tehran ’09 i TPNY memory, a także książki Opéra et art vidéo à travers l’œuvre scénique de Krzysztof Warlikowski, która ukaże się w styczniu 2016.