Esej Andrzej Dawidowski - Fundacja Pomocy Wzajemnej "Barka"

Transkrypt

Esej Andrzej Dawidowski - Fundacja Pomocy Wzajemnej "Barka"
Andrzej Dawidowski
Refleksja o prace w BARCE UK
Londyn też ma problem, ma zakłopotanie...
Są nim bezrobotni, bezdomni Słowianie.
Nie znając języka, tutejszych zwyczajów
Powinni powrócić do ojczystych krajów.
Problem bezdomności emigrantów ze środkowo-wschodniej Europy dostrzeżono w
Londynie w 2006 roku. Bariera językowa powodowała niemoc w jakichkolwiek działaniach
pomocowych. W związku z czym wystosowano zaproszenia do szeregu organizacji
zajmujących się w Polsce problemem bezdomności. Jedyną organizacja, która
odpowiedziała szerokim programem odpowiednich działań w tym zakresie okazała się
poznańska Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKA. Tomasz Sadowski (założyciel wspólnoty) z
grupą 12 liderów Barki zainicjował w londyńskiej dzielnicy Hammersmith realizację
programu "Powroty". Programu na wskroś nowatorskiego, albowiem jego wykonawcami
są ludzie mający poza sobą dłuższy lub krótszy etap bezdomności (a wiec realne
doświadczenie w wychodzeniu z niej). Jedną z takich osób jestem ja.
Mam za sobą kilkuletnią bezdomność uliczną i kilkuletni pobyt w domach Wspólnoty Barka.
Tam dźwigałem się z „padłych”, uczyłem się na nowo społecznego funkcjonowania, tam
założyłem rodzinę i stamtąd wyszedłem "na swoje". Jak trudnym jest powrót do normalnego
życia niech świadczy fakt, ze kiedy otrzymałem propozycję pracy wśród bezdomnych w
Londynie to zamiast radości poczułem, wypływający z niewiary w siebie, lęk. Wydawało mi
się, że to zajęcie odpowiednie dla wykwalifikowanego psychologa, pedagoga a nie ekslaziora. Poza tym od Słowian z wiersza różniłem sie tylko posiadaniem domu, ale tak jak oni
nie znałem języka i tamtejszych zwyczajów. Moje wahania przełamał stworzony przez Barkę
model pracy: dwuosobowy team (lider + asystent; osoba władająca angielskim i mieszkająca
na Wyspach). I tak zaczęła się moja londyńska przygoda... Zaczęło się od Hammersmith
&Fulham, poprzez City, Tower Hamlets, Brent, Hounslow, Harrow, Ealing, Keningston
&Chelsea, Lambeth, Sothwark. Dwanaście olbrzymich dzielnic i ten sam problem: rzesza
życiowych rozbitków takich samych jak ja niegdyś. Jak pomoc im wyjść z zamkniętego kręgu
beznadziei? Najbardziej przekonywującym argumentem jest własne świadectwo,
dowodzące, ze nie ma sytuacji bez wyjścia. To taki punkt zaczepny, sygnalizujący, że nie
powoduje się wyobrażeniem, ale z autopsji znam bezdomność. Potem przychodzi czas na
szczerą ocenę obecnej sytuacji. Takie spojrzenie w prawdzie na siebie i obiektywna
rzeczywistość... I wreszcie rzecz najtrudniejsza: wykrzesanie iskierki chęci zmiany stylu życia.
Nazywam to początkiem "z padłychpowstania". Jest to bardzo trudny moment wymagający
przełamania stereotypów myślowych. Odrzucenie ziarna od plew. I wtedy przychodzi
decyzja: chce żyć inaczej.
Aby się realizowała potrzebne jest wsparcie w postaci życzliwego otoczenia. Takim jest
rodzina, przyjaciele, znajomi. Przy absolutnej bezdomności organizacje pomocowe i
świadomość, ze przez pewien czas sam nie podołam, sam nie dam rady... Ojczyzna jest
najlepszym gwarantem takiej przemiany... Potem juz tylko pomoc w uzyskaniu dokumentów,
zakup biletu, zaopatrzenie w żywność i powrót do kraju macierzystego. Przez pewien czas
kontakt mailowo-telefoniczny (nikt nie chce być do końca życia prowadzony za rękę).Tak w
telegraficznym skrócie wygląda idea Programu Powroty. W rzeczywistości jest to proces
wymagający czasu i cierpliwości. Istotnym elementem tej pracy jest pomoc brytyjskich
organizacji umożliwiających wizyty w centrach dziennych z których korzystają bezdomni.
Pomocą służą również konsulaty pomagające w ekspresowym tempie uzyskać dokumenty
stwierdzające tożsamość.. Tyle o stronie technicznej...
Wystarczy jednak, ze przymknę oczy i - jak w kalejdoskopie - przewijają się obrazy
wspomnień związanych z praca, ludźmi, miastem. Właściwie każdy z tych obrazów jest warty
przedstawienia. Widzę plejadę ludzi i tych, którym udało się wyjść z bezdomności i tych,
którym nie wyszło a także tych, o których dalszych losach nic nie wiem. Są mi niezwykle
bliscy z powodu więzi emocjonalnej. Mam przed oczyma mężczyznę, który w wyniku redukcji
załogi stracił prace i wylądował na ulicy. Rozżalony na świat zaczął pić i stracił wiarę w
możliwość wyjścia z beznadziejnej sytuacji. Ileż rozmów z nim przeprowadziłem i wszystkie
wydawały się chybione. Tymczasem po jakimś czasie, wróciwszy do Poznania, spotykam go w
autobusie. Okazało się ze wrócił do kraju, korzystając z pomocy innego lidera Barki i
powielając mój sposób wychodzenia z bezdomności zmienił miasto i otoczenie. Przestał pić,
został brygadzistą w pracy, ożenił się.
Inny obraz przedstawia Polkę, artystkę-malarkę, która przyjechała do Londynu za ukochanym
i została przez niego brutalnie pobita i wyrzucona z domu. Nie znając języka zamieszkała w
sqocie (pustostan) pośród rodaków. Było jej źle, ponieważ towarzystwo narkotyzowało się i
wymagało dokładania cegiełki do wspólnego bytu (kradzieże w sklepach). Kobieta ta
zostawiła w Polsce kilkuletnia córkę. Ileż apeli do miłości macierzyńskiej wygłosiłem zanim
udało mi się przekonać ją do powrotu do kraju... Albo ojciec z dzieckiem... Przybyli wraz z
żoną i maleńkim synkiem do Anglii w poszukiwaniu pracy. Znalazł prace na budowie.
Tymczasem żona "znalazła" arabskiego sklepikarza, z którym się związała porzucając rodzinę.
Tymczasem mąż stracił pracę i mieszkanie. Z synkiem znaleźli się na ulicy. Dzięki naszej
interwencji wrócili do Polski...
Widzę śpiącą w tunelu na Tower Hamlets Bułgarkę, która z przyczyn ekonomicznych za nic w
świecie nie chciała wrócić do kraju. Dziewczyna ta przeszukując bułgarskie strony w
internecie znalazła pracę pokojówki w hotelu i z naszą pomocą przetrwała okres do pierwszej
wypłaty w hostelu. Po czym usamodzielniła się i funkcjonuje w brytyjskim społeczeństwie.
Mam w pamięci telefon od dziewczyny bezdomnego Łotysza, któremu pomogliśmy powrócić
do kraju. Ile wdzięczności było w jej słowach...
Tyle o sukcesach, choć nie jestem przekonany czy słowa sukces i porażka są adekwatnymi w
tych przypadkach. Niemniej jednak radują i bola. Takim bólem jest historia ciężarnej Polki
poznanej w City. Dziewczyna ta, zanim znalazła się w Londynie, była w Grecji, gdzie zaszła w
ciąże z Nigeryjczykiem, za którego wyszła za mąż. Małżeństwo było mu potrzebne dla
uzyskania azylu w Anglii. Dlatego wysłał ciężarną żonę do rodziny w Londynie. Tymczasem
rodzina ją odrzuciła i pozostała jej egzystencja na ulicy. Ileż rozmów przeprowadziłem z tą
kobietą, aby nakłonić ją do powrotu do kraju i urodzenia dziecka w normalnych warunkach.
Załatwiliśmy nawet ewentualne miejsce w Domu Samotnej Matki. Tymczasem ona żadną
miarą nie dala się przekonać. Ja wróciłem do Polski, a ona została i nic nie wiem o jej
dalszych losach. To właśnie jedna z tych bolących porażek...
Dzięki pracy w Londynie miałem możność poznania miasta. Jest rozlegle, piękne, pełne
zabytków, kosmopolityczne. Nie dam rady opisać wszystkich miejsc, które mnie urzekły... Na
przykład "Sloneczniki" van Gogha w National Gallery. Południk zero w Greenwich. Pałac
Królewski i zmianę warty. Parlament gdzie dane mi było wystąpić z okazji Dnia Godności...
Kosmopolityczność miasta pokazała mi życie w symbiozie i tolerancji. To ważna nauka. Tak
samo jak zwykła, codzienna uprzejmość z jaka się na okrągło spotykałem...
W Domu Barki UK poznałem przedstawicieli społeczności afrykańskiej. Szerzy, otwarci,
spontaniczni ludzie szukający wzorców wartych przeniesienia do ich ojczyzn. Oni uświadomili
mi, ze my Polacy mamy cos do zaoferowania... Zapomniałem dodać, ze dzięki tej pracy stać
mnie było na zaproszenie rodziny. Żona, a w szczególności dzieci do dziś żyją wrażeniami...
Pisząc o pracy nie rozwinąłem tematu roli asystenta, ponieważ musiałbym poświecić temu
drugie tyle. Niemniej jednak od tych ludzi wiele się nauczyłem i jestem im wdzięczny za to.
Piecze nad tym wszystkim, w rodzaju klamry spinającej poszczególne działania, pełni
Dyrektor Barki UK Ewa Sadowska. Tego wątku tez nie rozwijam, bo to tez temat ocean.
Reasumując – to wszystko o czym wyżej nie wydarzyłoby się, gdybym pierwej nie był
bezdomnym, nie znalazł azylu pod auspicjami Fundacji Barka...
Poznań 30.09.2011r.
Andrzej Dawidowski

Podobne dokumenty