Animatorzy kultury w Londynie
Transkrypt
Animatorzy kultury w Londynie
INFORMACJE Anna Iwicka-Okońska Animatorzy kultury w Londynie [...] trudno sobie wyobrazić, by człowiek o jakim takim intelekcie pragnął rozstać się z Londynem. Jeśli ktoś jest znużony Londynem, musi być znużony życiem, gdyż Londyn mieści wszystko, czego życie dostarczyć potrafi – pod tymi słowami dr Samuela Johnsona (XVIII w.) z pewnością podpisałoby się ponad czterdziestu nauczycieli z Łodzi i województwa, którzy podczas ferii zimowych realizowali w Londynie program kursu z zakresu animacji kultury i doskonalili swoje umiejętności komunikacyjne w języku angielskim. Przedsięwzięcie to zorganizowały dwie instytucje – Agencja Turystyczna ATAS i Wojewódzki Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli w Łodzi, a kierowała nim Dorota Zając, konsultant WODN. W Londynie znaleźliśmy się w niezwykłym dla Brytyjczyków momencie – obfitych opadów śniegu, jakich tu nie było od ponad osiemnastu lat. I pewno dlatego spikerzy radiowi i prezenterzy telewizyjni, nie wspominając już o dziennikarzach codziennych gazet, relacjonowali to wydarzenie meteorologiczne w kategoriach klęski żywiołowej, donosząc o paraliżu komunikacyjnym w Londynie, niekursujących pociągach i metrze, dzieciach, które przez dwa dni nie chodziły do szkoły. Poruszając się autobusem po czarnej, suchej nawierzchni autostrad wiodących przez Niemcy, Holandię, Belgię i Francję – aż do Calais, gdzie czekała nas przeprawa promem do Dover, słuchaliśmy tych doniesień z niedowierzaniem, zwłaszcza patrząc na ledwo co przykryte śniegiem pola i lasy. Dopiero w Londynie mieliśmy okazję zweryfikować demoniczne komunikaty mediów: londyńczyków po prostu „zaskoczyła” zima i dopiero po kilku dniach zaczęli sprzątać śnieg z jezdni (i tylko z jezdni), bo sam jakoś nie chciał zniknąć. W podróży opiekowali się nami pracownicy biura ATAS – Kasia Sujecka z Łodzi i Michał Bartlewicz z Krakowa. Po przyjeździe do Londynu skazani byliśmy na poruszanie się po mieście bez autokaru, bo – zgodnie z przewidywaniami – skończyły się godziny pracy dwóch naszych wspaniałych kierowców. Piszę „skazani”, bo na własnych nogach odczułam, co to znaczy tonąć w błocie, w jaki zamieniał się nieuprzątnięty śnieg. Mimo tych – co tu kryć niemiłych doznań i zmęczenia 24-godzinną podróżą, podczas której przyjęliśmy porcję wiadomości o celach, zadaniach, metodach i formach pracy animatorów kultury, rozpoczęliśmy aktywne zwiedzanie Londynu. trów panoramy stolicy Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Miasto, zajmujące obszar 1779 km2, zamieszkiwane przez 6-12 milionów ludzi (trudno o dokładne dane, bo nie ma obowiązku meldowania się), podzielone jest na 29 dzielnic i 3 centra: – Westminster – to centrum władzy, w którym mieści się Pałac Bukingham – oficjalna siedziba królowej i gmachy Parlamentu Brytyjskiego; – West End – to z kolei centrum kulturalne – z teatrami, kinami, prywatnymi klubami i Covent Garden; – The City of London – najstarsza część miasta z majestatycznymi budowlami średniowiecznymi, ale i najnowocześniejszymi wieżowcami o wymyślnej architekturze, symbolami przyszłości – to centrum finansowe Europy i świata, które wyznacza finansowe standardy. Centra i otaczające je dzielnice – od Kensington po mniej ekskluzywne dzielnice w południowo-zachodnim Londynie zostały uhonorowane w London Eye przez 32 kapsuły, w których „szybują” nad miastem żądni niezwykłych wrażeń turyści. Każda dzielnica Londynu jest symbolizowana przez jedną kapsułę. „Mając oko” na cały Londyn, trudno oprzeć się chęci dotarcia do każdego zakątka, poznać wszystkie owiane historią czy też legendą miejsca. Poznać, współuczestniczyć... A mamy tylko trzy dni. Nasz przewodnik uświadamia nam konieczność dokonania trudnego wyboru, na który ma przede wszystkim wpływ plan pobytu w Londynie, przyjęty przez organizatorów. Oglądamy więc pałac Buckingham – oczywiście tylko z zewnątrz (pałac jest zamknięty dla publiczności), z perspektywy parku, słuchając nie tylko historii tego miejsca, ale i opowieści o jego mieszkańcach. Pan Darek okazuje się „kopalnią” wiedzy o dziejach pałacu i panującej dynastii, ale i człowiekiem bardzo dowcipnym, dostosowującym to co mówi do zainteresowań i możliwości zwiedzających. Ponieważ ma przed sobą ludzi intelektualnie i kulturalnie wyrobionych, poziom jego relacji jest wysoki – przewodnik przypomina fakty i daty, przytacza legendy i dowcipy, żartuje. Czujemy się znakomicie. Niektórzy czekają na zmianę warty przed królewskim pałacem, która pozostaje niezmiennie widowiskiem. Niestety okazuje się, że nie będziemy jego świadkami, ale „na osłodę” odprowadzamy strażników do koszar. Pierwszy animator Dariusz Matuszkiewicz, Polak ze Świdnicy mieszkający od kilku lat w Londynie, był naszym pierwszym przewodnikiem, prezentując Londyn jako niezwykłe miejsce, w którym historia i kultura wysoka mieszają się z najnowszą modą i popkulturą, jako miasto kojarzone z królowa Elżbietą II, ale i Jemsem Bondem i Sherlockiem Holmsem. Z jednej strony Tower of London – najbardziej znany symbol dwutysięcznej historii miasta, z drugiej zaś – London Eye, atrakcja turystyczna skonstruowana na nowe tysiąclecie, umożliwiająca podziwianie z wysokości 138 me- Widok na Parlament z London Bridge. Do pałacu Buckingham wiedzie Aleja królewska – od Trafalgar Squer, przecinając dwa, zielone przez cały rok, parki: St. James’a i Greeen. Wysadzana jest lipami i zawsze kwitną tu jakieś kwiaty. Pałac zbudowany w 1703 roku dla księcia Buckinghama, został w 1762 roku zakupiony przez króla Jerzego III. Znakomity architekt, John Nash zmodernizował klasycystyczny budynek w latach 1825- London Eye. 1836, a w 1913 roku Aston Webb rekonstruował fasadę, wykładając ją kamieniem portlandzkim. Siedzibą królewską uczyniła pałac Wiktoria, wprowadzając się tu na stałe w 1837 roku. Elżbieta II zamieszkała w pałacu w 1952 roku. Daily Telegraph drukuje codziennie kronikę dworską, informując w jakich spotkaniach i wydarzeniach królowa i jej najbliższa rodzina będą brać udział, jak też i sprawozdania z poprzedniego dnia. Gdy królowa jest w pałacu, na maszcie powiewa flaga – Royal Standard. Niezmiennie jednak Buckingham Palace oblegany jest cały rok przez turystów i londyńczyków. Z Pałacu Buckingham – dzisiejszej siedziby królewskiej – przeszliśmy w kierunku Tower of London, którą mieliśmy zwiedzać dopiero następnego dnia. To wyjątkowe miejsce w Londynie, pełniące w przeszłości różne funkcje – tu rezydował król, stacjonowali żołnierze, tu bito monetę. Stąd także król Karol II obserwował niebo, ale przeszkadzały mu kruki, więc swoje obserwatorium przeniósł do Greenwich. W Tower królowie spędzali ostatnią noc przed koronacją, która odbywała się – od czasów Wilhelma Zdobywcy – w Opactwie Westminsterskim. Tu czas na zagadkę pana przewodnika, której żadne z nas nie rozwiązało. Otóż dwóch monarchów nie doczekało się koronacji. Którzy to panowie? I chociaż nikt nie odpowiedział na to pytanie, to pewno wielu będzie się starało zagadkę rozwiązać. A swoją drogą – to pan Darek zastosował sprawdzony chwyt animatorski, znany również nam, nauczycielom. Opactwo oglądamy tylko z zewnątrz i dowiadujemy się, że najstarsza jego część pochodzi z X wieku, pozostałe fragmenty – z XII-XVI, a fundatorem był Edward Wyznawca. Tu koronuje się królów tego kraju, używając fotela z 1307 roku, w którym umieszczony jest koronacyjny głaz królów szkockich od 870 r. Tu też znajdują się groby królewskie, m. in. Edwarda Wyznawcy, groby wybitnych pisarzy (m. in. Karola Dickensa) i poetów (np. R. Browninga) oraz ludzi nauki – Isaaca Newtona i Karola Darwina. W głównym wejściu znajduje się Grób Nieznanego Żołnierza z I wojny światowej, obok zaś tablica ku czci Winstona Churchilla. W kaplicy wschodniej, zwanej kaplicą Królewskich Sił Powietrznych – witraż upamiętniający 63 dywizjony walczące w obronie Brytanii. Dwa białe orły symbolizują udział 302 Poznańskiego i 303 Warszawskiego Dywizjonu Myśliwskiego. Opactwo Westminsterskie, jedna z najbardziej znanych świątyń w Wielkiej Bry- tanii, jest dziś też ważnym centrum działalności charytatywnej. Ciekawostką jest, że kilka scen w książce Kod Leonarda Da Vinci toczy się właśnie w opactwie. Ciężki dla nas dzień pierwszy zwiedzania Londynu kończymy przy placu Trafalgar Squere w National Gallery i tylko dzięki przewodnikowi nie giniemy w tej jednej z najbogatszych na świecie kolekcji malarstwa wybitnych twórców europejskich od XIII do XIX wieku, często porównywanej z Luwrem. Ponieważ znajduje się tu około 3000 obrazów (namalowanych w latach 1250-1900), co niewątpliwie zachęca nas do kolejnych – w przyszłości – wizyt w galerii, to na tę chwilę (nawet jeśli jest to godzina) możemy skupić uwagę tylko na wybranych dziełach. Wyboru dokonał nasz animator, kierując się swoją wiedzą z historii sztuki, gustem i osobistymi fascynacjami, którymi chciał nas po prostu „zarazić”. Pewno się to udało. Gdy prezentował np. Portret małżonków Arnolfini Jana van Eycka, to nie skupiał się na analizie formalnej dzieła (wszak to nie lekcja z wiedzy o kulturze!), lecz kierował naszą uwagę raczej w stronę elementów oddających koloryt epoki. Dzieło malarskie zaczyna żyć, gdy na nie patrzymy, dostrzegamy szczegóły, symbole, odbieramy i odczuwamy indywidualnie, ale zapamiętujemy je czasem dzięki opowiedzianej anegdocie. Towarzyszyła nam ona i przy kolejnych obrazach: Botticelliego Wenus i Mars, autoportrecie Rembrandta, Portrecie Karola I na koniu van Dycka, Wenus ze zwierciadłem Velasqueza czy Słonecznikach Van Gogha. Częścią National Gallery jest też galeria portretów – National Portret Gallery. Drugi animator Przez kolejne dwa dni naszym przewodnikiem po Londynie była pani Agnieszka Baraniecka z biura ATAS w Warszawie, prezentując bogatą wiedzę o kraju, jego historii, geografii, niezwykłą wprost orientację topograficzną w londyńskiej metropolii, a jednocześnie umiejętności organizatorskie, tak istotne u animatora kultury. Odwiedziliśmy Tower of London, podróżowaliśmy w kapsułach London Eye i odbyliśmy rejs po Tamizie. Te atrakcje zostały poprzedzone projekcją filmu o Londynie oraz szczegółowym komentarzem pani Agnieszki, szczególnie ważnym przy częściowo indywidualnym zwiedzaniu Tower. Sami odnajdowaliśmy miejsca, przedmioty występujące wcześniej w opowiadaniu przewodnika, poświęcając im więcej lub mniej czasu. Moją wyobraźnię szczególnie poruszyła znajdująca się na środku dziedzińca rzeźba przedstawiająca poduszkę, na której spoczywała głowa Anny Boleyn, małżonki nr 2 króla Henryka VIII, tuż przed ścięciem jej przez miecz kata sprowadzonego z Francji. Król Pasażerki jednej z kapsuł London Eye. karzący w ten sposób żonę oskarżoną o niewierność, uczynił jej łaskę, by nie cierpiała zbyt długo jak inni skazańcy podczas tradycyjnych egzekucji, jakich dokonywano w Tower za pomocą topora. Kolejną skazaną na śmierć małżonką Henryka VIII była żona nr 5 – Katarzyna Howard. Ale były w twierdzy Tower i miłe zdarzenia – bale, uczty, o czym z wielką swadą opowiadają angielscy przewodnicy – kiedyś żołnierze gwardii królewskiej, tzw. beefiterzy, wyróżniający się granatowo-czerwonymi ubiorami, których spotykaliśmy w różnych miejscach Tower of London. Niewątpliwą atrakcją Twierdzy Tower jest skarbiec – Jewel House, w którym przechowywane są bezcenne klejnoty, a wśród nich berło królewskie z największym diamentem świata – 530-karatową gwiazdą Afryki. Dobrze znający język mogą wysłuchać dialogu prowadzonego przez aktorów w jednej z sal twierdzy, urządzonej jak komnata. Spacerując po murach, otaczających twierdzę spoglądamy na White Tower – centralną budowlę kompleksu zamkowego w stylu normandzkim z czasów Wilhelma Zdobywcy, w której obecnie mieści się kolekcja zbroi i innych militariów. Opuszczając warownię angielskich królów nie sposób popatrzeć na kruki, o których dobre samopoczucie bardzo dbają pracownicy Tower. Mieszka ich tu sześć. Legenda mówi, że dopóki kruki stoją na straży Tower, Londyn jest bezpieczny. Dlatego ludzie pomagają legendzie, podwiązując skrzydła krukom, by nie odfrunęły. Część królewską Londynu oddziela symbolicznie od części miejskiej – Łuk Admiralicji. Oddajemy się więc miejskim uciechom – podziwiamy sklepy, budynki hoteli, pubów, klubów i jak większość londyńczyków – robimy zakupy, korzystając z wyprzedaży w najbardziej przyjaznym dla naszych portfeli sklepie – Primark na Oxford Street. Trzeciego dnia pobytu W Londynie wracamy z panią Agnieszką do zwiedzania. W wiktoriańskim gmachu przy Exhibition Road w dzielnicy South Kensington mieści się Natural History Museum. W Muzeum Historii Naturalnej przekonujemy się, że dinozaury są na świecie! Większość zwiedzających utrwala ten fakt, fotografując ogromne szkielety, maleńkie „dinusie” wykluwające się z jaj oraz ogromnego dinozaura, który próbuje „porozumieć się” z turystami, zakłócającymi mu spokój. Wśród 70 milionów eksponatów na uwagę zwiedzających zasługuje kilkunastometrowy szkielet Diplodoka oraz pień sekwoi o średnicy 6 metrów. Muzeum Historii Naturalnej ma bogate zbiory zorganizowane w działy: zoologii, entomologii, paleontologii, mineralogii i botaniki. Ekspozycje pokazują ewolucję życia na ziemi od milionów lat, w tym również darwinowską teorię doboru naturalnego. Jedna z ekspozycji przedstawia zachowane szczątki mastodontów, mamutów, a także archeopteryksa i wielkiego pancernika – glyptodona. Godne uwagi są kolekcje: próbek z przeszło 1000 meteorytów, kamieni szlachetnych i minerałów radioaktywnych. Zbiór motyli liczy przeszło 250 tysięcy owadów. Najciekawsza część ekspozycji to ta poświęcona Ziemi – zwiedzający mogą poznać jej historię, zobaczyć jak działają wulkany czy też w specjalnym symulatorze osobiście przeżyć trzęsienie ziemi. Kupujemy książki i inne pamiątki w sklepiku muzealnym, m.in. miniatury dinozaurów. W trzecim dniu pobytu w Londynie odwiedzamy również British Museum – największe muzeum historii starożytnej w Europie, które posiada 6 mln eksponatów. Są tu przede wszystkim mumie, wazy, dzieła literatury oraz rzeźby. Obiekt został otwarty dla zwiedzających w 1759 roku, jego założycielem był sir Hans Solan. Na mnie wrażenie robi największy w świecie zadaszony dziedziniec oraz je- INFORMACJE den – jedyny w swoim rodzaju eksponat – Kamień z Rosetty. Nie wszyscy otaczający gablotę turyści, fotografujący znajdujący się w niej fragment czarnej bazaltowej płyty, są świadomi tego, że to zabytek piśmiennictwa staroegipskiego, którego odkrycie stało się przełomem na drodze do odczytania egipskich hieroglifów. Tekst, poświęcony królowi egipskiemu – Ptolemeuszowi V Epifacesowi, wyryty w roku 196 p.n. e., został zapisany trzema sposobami: po egipsku pismem hieroglificznym (hieroglifami i pismem demotycznym) oraz po grecku. Kamień został znaleziony przez żołnierzy francuskich w czasie prac fortyfikacyjnych w pobliżu Rosetty (Raszid – miasto w północnym Egipcie) w 1799 roku, w Muzeum Brytyjskim znajduje się od 1801. Kamień z Rosetty stał się dla Jana Fryderyka Champolliona – francuskiego profesora historii – kluczem do odczytania hieroglifów egipskich. Dlaczego akurat temu obiektowi londyńskiego muzeum poświęcam w tej relacji tyle miejsca? Bo zdałam sobie nagle sprawę z tego, że „pismo zmieniło świat” (trawestacja tytułu książki profesora Janusza Dunina Pismo zmienia swiat), zachowując w pamięci wszystko co da się opisać i nazwać. Inni animatorzy Nasi gospodarze, u których mieszkaliśmy, spełnili się jako animatorzy kultury przede wszystkim przez to, że motywowali nas do posługiwania się językiem angielskim. Trudno rozpoznać nasze koleżanki... W dzielnicy Plumsted obok rodzin rdzennie angielskich mieszkają przedstawiciele różnych ras i narodowości, którzy przyjmując turystów, podreperowują swój budżet. Nasi gospodarze starali się nas ugościć, niektórzy chętnie nawiązywali rozmowy, jak Sybyl – czarnoskóra nauczycielka, która po skończonej przez nas kolacji, siadała przy stole i pytała: O czym będziemy dziś rozmawiać? I rozmawialiśmy o kuchni polskiej, kryzysie światowym, Polakach zatrudnionych w Anglii. Nasze koleżanki, mieszkające u rodziny hinduskiej miały okazję lepiej poznać jej obyczaje, ale i zostały zaproszone do przymierzania przepięknych strojów pani domu. Na zakończenie pobytu w ich domu, gospodarze urządzili prawdziwe hinduskie święto, dekorując mieszkanie, zapalając świece i kadzidełka, zachęcając do słuchania muzyki. Nothing in life is to be feared. It is only to be understood Niczego w życiu nie należy się bać. Trzeba tylko zrozumieć. Te słowa naszej wielkiej rodaczki, Marii Curie Skłodowskiej, zostały wyeksponowane przed wejściem do British Library, którą mieliśmy okazję zwiedzać, oprowadzani po jej ogromnym gmachu przez angielskich przewodników. Bardzo dobrze stało się, że kolejnym grupom towarzyszyła pani Agnieszka i nasi opiekunowie – Kasia i Michał oraz nauczyciele języka angielskiego. Dzięki ich bezpośredniemu tłumaczeniu „na żywo” wszyscy, którzy podczas tego wyjazdu dopiero „doskonalili” swoją angielszczyznę – mieli szansę w pełni uczestniczyć w zwiedzaniu biblioteki. Autor jej projektu architektonicznego bardzo pragnął mieć własny statek, jednak jego marzenie nie miało wielkich szans na spełnienie. Dlatego, gdy zlecono mu projektowanie nowego gmachu Biblioteki Narodowej Wielkiej Brytanii, postanowił stworzyć budowlę na kształt statku. Budowa biblioteki ciągnęła się latami – rozpoczęto ją w latach 70-tych, prace prowadzone były przez całe lata 80-te, by wreszcie oddać ją do użytku w latach 90-tych. Decyzję o budowie British Library podjęto, gdy stwierdzono, że British Museum jest zbyt małe na bezpieczne eksponowanie najstarszych, najcenniejszych zbiorów książkowych. Nowy gmach miał stanąć obok, ale wtedy trzeba by wyburzyć kilka zabytkowych budynków. W końcu znaleziono bardzo dobre miejsce, w pobliżu dworca o niezwykłej architekturze – King’s Cross St. Pancras. British Library to jak wspomniałam Biblioteka Narodowa, która powstała w wyniku połączenia księgozbioru Muzeum Brytyjskiego i kilku znaczących zbiorów książkowych decyzją parlamentu w 1972 roku. Znalazły się tu m.in. zbiory biblioteki królewskiej, założonej przez Edwarda IV, rozbudowanej przez króla Jerzego II, który ustanowił także prawo egzemplarza obowiązkowego dla wszystkich książek wydawanych na terenie Wielkiej Brytanii. Jedna z największych bibliotek świata liczy 150 mln jednostek bibliotecznych, w tym ok. 25 000000 woluminów. Czytelnikiem biblioteki może zostać każdy, kto wylegitymuje się dokumentem zawierającym informacje o adresie zamieszkania i podda się rozmowie z pracownikiem biblioteki, który określi czas, na jaki wydaje się kartę z numerem. Decydują o tym potrzeby zgłaszane przez czytelnika, rodzaj zbiorów, z jakich będzie korzystał, interesująca go dziedzina. Czas oczekiwania na realizację zamówienia – 70 minut do 3 dni. Dlatego tak wiele tu stolików, ławek zajętych przez czytelników młodych i trochę starszych czytających czy pracujących na laptopach. Urządzający bibliotekę pomyśleli też o kręgosłupach swoich czytelników, wyposażając ją w specjalne urządzenia, o które można się oprzeć w półleżącej pozycji, by dać odpocząć zmęczonemu podczas ślęczenia nad książką czy laptopem ciału. Mimo dużej powierzchni, około 60% zbiorów mieści się w podziemiach gmachu, reszta – w oddziale w Yorkshaier. Z kolekcji królewskiej, liczącej 65 tysięcy książek, dziennie można wypożyczyć zaledwie ok. 30 pozycji. Kolekcja ta umieszczona jest w „szklanej wieży” stanowiącej niezwykłą, wysoką na 6 pięter, konstrukcję w centrum biblioteki. W British Library jest 11 czytelń, z których najmniejszą jest czytelnia map. Tu mieliśmy okazję zobaczyć jeden z największych eksponatów biblioteki – Klencke Atlas, którego grzbiet jest równy wzrostowi średniego mężczyzny. Oglądaliśmy również Philatelic Collection, do której dostęp ma każdy odwiedzający bibliotekę, by sprawdzić, np. czy jest w posiadaniu cennego znaczka. Tu można prześledzić także historię grafiki stosowanej w edycji znaczków. Najcenniejsze zbiory biblioteki, np. nuty Mozarta, rękopis „Historii Anglii” Jane Austin, można oglądać w specjalnej pracowni, wyposażonej w urządzenia elektroniczne (np. umożliwiające odwracanie kartek w zreprodukowanej książce), dzięki współpracy biblioteki z Microsoftem, który zobowiązał się do zdigitalizowania 25 milionów stron książek i utworzenia ich cyfrowych kopii. Wśród zbiorów już funkcjonującej The British Library Col- lections znajdują się manuskrypty trzech kompozycji Fryderyka Chopina: Polonezy op. 40, Mazurki z op. 59 i Barkarola Fis-dur z opusu 60. Czas na podsumowanie O wielu miejscach, które odwiedzaliśmy np. parkach Londynu, oglądanych pomnikach, nowoczesnych konstrukcjach współczesnych wieżowców, mostach Londynu, ulicach – nie udało mi się napisać w tej relacji. Każdy z uczestników tego przedsięwzięcia zapewne opisałby nasz pobyt w Londynie inaczej, zwracając uwagę na inne jego elementy. Na pewno wszystkim towarzyszyło uczucie niespełnienia – chętnie zostalibyśmy na dłużej, by lepiej poznać Londyn i jego mieszkańców. Każdy z nas ma też własne pomysły na animację kultury prowadzoną z wykorzystaniem takich miejsc, jak Tower of London, Muzeum Historii Naturalnej, National Gallery czy Obserwatorium w Greenwich. Jedno jest pewne – państwo brytyjskie jest znakomitym animatorem kultury, co stwierdziła jedna z uczestniczek naszego pobytu w Londynie, dyr PBW – Agnieszka Pietryka. Tak wspaniałe skarbnice, gromadzące dzieła kultury i dokonania nauki jak Muzeum Historii Naturalnej, National Gallery, Britisk Museum czy Obserwatorium w Greenwich stoją otworem dla zwiedzających, ponieważ są bezpłatne. Zachwycała nas obecność w nich bardzo wielu grup uczniów z opiekunami, którzy przychodzą do tych miejsc na lekcje, realizują projekty, wypełniają zadania w kartach pracy. Obiekty te wyposażone są w School Saale z niskimi stolikami i krzesełkami, szatnie dla dzieci, nikt nie dziwi się, że dzieci poruszają się po muzeum w inny sposób niż dorośli, że bywają głośne, w niekonwencjonalny sposób realizują zadania, np. leżąc na podłodze rysują mumię czy podobiznę zwierzęcia. Starsi uczniowie, zebrani w grupy trzy – czteroosobowe dyskutują zawzięcie nad problemem, ktoś notuje, inny tworzy schemat. No coments. Pożegnanie Żegnamy się z Londynem, odwiedzając po drodze do Dover, Cantenbury, w którym się zatrzymujemy. Nie zwiedzamy słynnej katedry, zbudowanej przez Normanów w 1017 roku, ale mamy czas na spacer po mieście. Jest to cudowne miejsce, czujemy się jak na planie filmowym, jakby czas się zatrzymał. A przecież żyją tu ludzie, często w domach, których historia sięga XIV, XV wieku. Miasto w dużym stopniu zachowało średniowieczny wygląd, m.in. dzięki murom, z których sporo przetrwało do naszych czasów. Wiele tu wąskich, starych uliczek. Na miejscowym cmentarzu znajduje się grób Josepha Conrada-Korzeniowskiego. Odwiedzimy go następnym razem. Z podziękowaniami dla wszystkich animatorów za wspólnie spędzony czas i nadzieją na ponowne spotkanie – Anna Iwicka-Okońska WODN w Łodzi Zdjęcia wykonane przez uczestników wyjazdu. Widok z London Eye na Parlament i London Bridge.