Czarny koń do prezesury? - Wojewódzki Związek Hodowców Koni w

Transkrypt

Czarny koń do prezesury? - Wojewódzki Związek Hodowców Koni w
Czarny koń do prezesury?
Niebawem Walny Zjazd Sprawozdawczo-Wyborczy Polskiego Związku Hodowców Koni.
Już 23 maja będzie wiadomo kto przejmie władzę w środowisku hodowców. Oczywiście w
kuluarach padają nazwiska potencjalnych kandydatów na stanowisko prezesa oraz
członków przyszłego prezydium, ale póki piłka w grze… nic nie jest pewne. Ważne jednak
aby przez podejmujących rychło decyzje delegatów i decydentów przemawiała rzeczywista
troska o dobro rodzimej hodowli, dla której nadchodzące lata mogą okazać się kluczowymi.
Mimo gorącej atmosfery, często dość emocjonalnych dyskusji trwających w terenie,
poprosiłem o wyważoną rozmowę Pawła Mazurka, którego kompetencji, dorobku oraz
pozycji zawodowej nikt nie kwestionuje. Po prostu z dystansem – quo vadis PZHK?
MICHAŁ WIERUSZ-KOWALSKI
- Hodowlę koni wyssał Pan z mlekiem matki... Kto Pana zaraził bakcylem koniarstwa?
- Jestem typowym wiejskim dzieckiem, wychowanym w gospodarstwie rolnym. Rodzice
prowadzili hodowlę bydła rasy NCB. Utrzymywali ponad 100 sztuk. Było też kilka klaczy
matek, które poza pracą w gospodarstwie co roku rodziły źrebaki. Wychowałem się w
otoczeniu różnych zwierząt, ale zawsze najbliżej było mi do koni. To mój Tata pokazał mi
jakimi wspaniałymi przyjaciółmi mogą być te majestatyczne zwierzęta. Jeszcze nie
wiedziałem czy będę hodowcą, ale byłem przekonany, że chce związać swoje życie z końmi.
- Hodowla ale i piękny rys sportowy. Sztafeta pokoleń, presja domu rodzinnego czy
również osobista pasja?
- Gdybym nie był emocjonalnie związany z końmi to nie robiłbym tego, co robię. Żartuję, że
Pan Bóg pozwolił mi robić to co lubię. To wielka satysfakcja móc patrzeć na konie, które się
wychowało, startujące na różnych pokazach czy zawodach. Sam, kiedy byłem czynnym
zawodnikiem, startowałem końmi własnej hodowli i to dzięki nim miałem zaszczyt
dwukrotnie reprezentować Polskę na MŚ. Przed mistrzostwami w 2007r. oddałem swoje
konie młodszemu bratu, który dzięki temu mógł uczestniczyć w tej prestiżowej imprezie.
Dzisiaj ja zajmuję się hodowlą, a moje dzieci szeroko pojętą promocją. Karolina związana jest
z konkurencją ujeżdżenia, a Maciek z zaprzęgami.
- Ma Pan duże gospodarstwo w Pankowie na Dolnym Śląsku. Żyje Pan głównie z
uprawy roli, ale hoduje również konie. Czy można to w sensie biznesowym sensownie
pogodzić?
- Gospodarstwo, które prowadzę położone jest w dogodnym rejonie Polski. Ukształtowanie
terenu, mikroklimat i zasobność gleb sprzyja zarówno produkcji roślinnej jak i hodowli
zwierząt. Uprawiam rzepak, pszenicę, buraki cukrowe i produkuję pasze dla koni – pod tym
względem jestem samowystarczalny. Często słyszę, że hodowla koni jest nieopłacalna. W
moim przypadku hodowla w połączeniu z produkcją roślinną zamyka się dodatnim bilansem.
Nie narzekam…
- Ma Pan także spore doświadczenie handlowe. Umiał Pan dostosować swoją hodowlę do
popytu rynkowego. Intuicja, kompetencja, rozległe kontakty, elastyczność w
dostosowaniu się do rynku – co decydowało o Pańskich osiągnięciach?
- Jest mnóstwo czynników, które decydują o sukcesie w hodowli. Według mnie hodowla to
nie proste rozmnażanie, ale tworzenie czegoś niepowtarzalnego. Intuicja, wiedza,
determinacja i konsekwencja powodują, że przy odrobinie szczęścia osiągnamy zamierzony
efekt. Stare porzekadło mówi, że każdy koń ma swojego kupca. Żeby sprostać oczekiwaniom
potencjalnych odbiorców muszę wykazać się pewną elastycznością. Jednocześnie nie mogę
stracić z pola widzenia własnych założeń.
- W środowisku jawi się Pan jako człowiek potrafiący bronić własnych poglądów, nawet
czasami kontrowersyjnych…
- Życie nauczyło mnie, że zawsze trzeba mieć własne zdanie. Wiem, że wielu osobom nie
pasuje, że mówię to co myślę. Potrafię bronić swoich poglądów, a jednocześnie chętnie
słucham opinii innych. Bardzo cenie sobie szczere merytoryczne dyskusje – z nich zawsze
wynika coś dobrego, nawet wobec różnicy zdań.
- Jak z perspektywy 25 lat wolnej Polski ocenia Pan sytuację w hodowli koni
szlachetnych?
- Przede wszystkim skończyła się rejonizacja. Dzisiaj to hodowcy decydują o tym, jakie de
facto konie chcą hodować. Dzięki otwartym granicom, możemy korzystać z doświadczeń i
wiedzy zagranicznych hodowców. Powszechność dostępu do najlepszych zagranicznych
reproduktorów spowodowała podniesienie jakości naszych koni. Widać to między innymi na
MPMK, gdzie konie rodzimej hodowli skutecznie rywalizują z końmi hodowli zagranicznej.
Należy pamiętać, że dzisiaj mamy 1/3 pogłowia koni, które mieliśmy w latach 90-tych. Tym
bardziej musimy dbać o jakość. Musi zrobić wszystko co w naszej mocy aby rodziło się
więcej takich koni jak Banderas, Nevados S czy Bazylii.
- Dobiega końca trzecia kadencja Pana aktywności we władzach ale i w prezydium
PZHK. Największe w Pana opinii sukcesy i porażki?
- Nie można w tak skrajnych kategoriach oceniać pracy Związku. Nasza organizacja będzie
zawsze dobra, ponieważ służy hodowcom. Sukcesem jest już wypracowanie wspólnych
stanowisk, które godzą interesy hodowców różnych ras koni – począwszy od koników,
hucułów, poprzez rasy szlachetne, po konie zimnokrwiste, których mamy najwięcej. Cieszy
również fakt, że z roku na rok przybywa imprez promocyjnych i hodowlanych oraz są one na
coraz wyższym poziomie. Teraz pozostaje tylko zachęcanie hodowców do czynnego
uczestnictwa, ponieważ to ich sukcesy budują wizerunek Związku.
Jeśli natomiast powinniśmy posypać głowę popiołem to największą porażką były
nieprawidłowości w prowadzeniu dokumentacji w niektórych OZHK, co rzuciło złe światło
na cały Związek. Wiele czasu i wysiłku zajęło „posprzątanie tego bałaganu” i miejmy
nadzieję, że więcej się to nie powtórzy.
- Co powinno być dla Związku dzisiaj priorytetem?
- Edukacja nie tylko kadry pracowniczej, ale również hodowców. Należy kłaść duży nacisk na
zwiększanie świadomości hodowlanej, poprzez szkolenia z eksterieru, prezentacji, utrzymania
czy użytkowania koni. Z doświadczenia wiem, że takie akcje spotykają się z bardzo dużym
zainteresowaniem. Szczególnie cieszy fakt, że uczestniczy w nich coraz szersza grupa
młodych hodowców. To rodzi nadzieje na optymistyczną przyszłość PZHK.
- Po 2020 może nie będzie możliwości dotowania koni z budżetu państwa. Co wtedy?
- Nie przypuszczam, aby po roku 2020 całkowicie wstrzymano dopłaty. Gdyby jednak doszło
do ich ograniczenia, to reorganizację związku należy przeprowadzić w oparciu o istniejące
struktury. PZHK jest federacją Związków Okręgowych/ Wojewódzkich, ale ich fundamentem
są członkowie. Bez względu na to w jakim kierunku poszłyby zmiany organizacyjne
najważniejsze będzie zabezpieczanie interesu każdego pojedynczego hodowcy.
- Ma Pan spore doświadczenie zarówno w hodowli jak i zarządzaniu. Czy Pana zdaniem
można na PZHK spojrzeć jak na normalny wolnorynkowy byt biznesowy? Czy można o
organizacji typu PZHK myśleć w kategoriach podmiotu gospodarczego?
- Z założenia PZHK nie jest instytucją samofinansująca się. Zarabianie pieniędzy nie jest
główną rolą Związku. W moim przekonaniu Związek jest katalizatorem, który umożliwia
prowadzenie hodowli. Biuro PZHK dba o rzetelność w prowadzeniu ksiąg stadnych i
programów hodowlanych. Monitoruje również kontakty z krajowymi i międzynarodowymi
organizacjami pozarządowymi. Nadzoruje także pozyskiwanie i sprawiedliwy podział
środków ministerialnych na działalnoś
Związku. Priorytetem jest i nadal winna być misja.
- Czy jest Pan za centralizacją działań PZHK czy wręcz przeciwnie?
- Związek jest żywym organizmem i stale ulega większym lub mniejszym przemianom.
Obecna struktura organizacyjna PZHK wydaje się spełniać aktualne oczekiwania hodowców.
Wraz ze zmieniającymi się potrzebami będziemy musieli modyfikować Związek. Jak bardzo?
Czas pokaże…
- Gdyby został Pan prze Zjazd wybrany Prezesem PZHK jak zamierza Pan godzić
interesy tak wielu różnych grup i środowisk zrzeszonych pod jednym parasolem? Czy
konsolidacja jest w ogóle możliwa?
- Siła naszego Związku tkwi między innymi w jego różnorodności. Niejednolitość grup i
środowisk powoduje, że na wiele spraw można spojrzeć z odmiennych perspektyw.
Najważniejsza w podejmowaniu decyzji jest merytoryczna dyskusja. Konsolidacja jest
możliwa pod warunkiem, że szanuje się poglądy innych. Wierzę, że nawet wybierając
odmienne drogi, możemy dojść do tego samego celu.
- W kontekście wyborów na prezesa w kuluarach mówi się o kilku kandydatach. Kogo
widziałby Pan w Prezydium?
- W tym ciele widziałbym przede wszystkim hodowców, kompetentnych reprezentantów
wszystkich grup rasowych, świadomych i konstruktywnie myślących ludzi, którym leży na
sercu los zarówno PZHK, jak i każdego zwykłego hodowcy. Potrzebujemy zdrowego
rozsądku, ale i kreatywności mogącej efektywnie stawić czoła przyszłym wyzwaniom. Na
pewno we wszelkich działaniach musi nam przyświecać hasło – zgoda buduje, niezgoda
rujnuje…
- ANR, podobnie jak PZJ, to strategiczni partnerzy dla PZHK. Czy potrafimy zgodnie i
skutecznie dla idei rozwoju Polskiego Przemysłu Konnego współpracować?
- Współpraca PZHK z ANR trwa od wielu lat i przynosi bardzo dobre efekty. ANR jest
naszym partnerem we wszystkich największych przedsięwzięciach. Najbardziej spektakularna
jest z pewnością realizacja Cavaliady – Pawilonu Polskiej Hodowli itp. Większość
czempionatów rasowych odbywa się przy współudziale i na terenie obiektów ANR.
Nasze relacje z PZJ są również dobre. Cały czas pracuje komisja koordynacyjna PZJ-PZHK,
która tworzy regulaminy rozgrywania MPMK oraz nadzoruje ich przebieg. Włączamy się
aktywnie w imprezy organizowane przez PZJ, nagradzając najlepsze konie polskiej hodowli.
Mimo częstej różnicy zdań i burzliwych dyskusji, wszystkim przyświeca ta sama idea –
działania dla dobra i rozwoju Przemysłu Konnego w Polsce.
Mam nadzieję, że w najbliższych latach nasza współpraca będzie się nadal układała i
rozwijała w tym samym duchu – konstruktywnego rozwoju i promocji polskich koni.
- Uprzejmie dziękuję Panu za rozmowę.
Rozmawiał: Michał Wierusz-Kowalski

Podobne dokumenty