My już prezentujemy ją w naszym serwisie w formacie PDF.

Transkrypt

My już prezentujemy ją w naszym serwisie w formacie PDF.
Marcin Przydryga
WSTĘP
Praca ta powstała na podstawie wspomnień obozowych i okupacyjnych Teodora
Kiczki, więźnia numer 31801 obozu koncentracyjnego „Dora” koło Nordhausen. Na świat
mój wujek przyszedł 22 listopada 1909 roku w niemieckiej miejscowości Reckilinghausen.
Urodził się tam, ponieważ jego rodzice wyjechali do Niemiec za chlebem. Pod koniec lat
trzydziestych cała rodzina wróciła do Polski – do Wągrowca, gdzie ukończył Seminarium
Nauczycielskie. Większość swojego życia poświęcił pracy dydaktycznej, był nauczycielem.
Przed wojną pracował w szkole podstawowej w Wągrowcu, a po wojnie uczył w szkole
podstawowej w Jabłonowie, gdzie 4 czerwca 1991 roku zmarł.
Z Teodorem Kiczką łączą mnie więzi rodzinne, był bratem mojej babci – Wandy
Senger z domu Kiczka. Ja urodziłem się i mieszkam w Nowym Tomyślu, gdzie uczęszczam
do miejscowego gimnazjum. Postanowiłem wykorzystać w tej pracy spisane przez mojego
wuja wspomnienia, ponieważ są bardzo dramatyczne. Ta „żywa historia” być może
zainteresuje oprócz mnie innych, a dzięki mojej pracy przetrwa w pamięci moich kolegów,
którzy te relacje przeczytają.
Maj 1990 rok, od lewej Karol Przydryga (mój dziadek) oraz
Teodor Kiczka ostatnie zdjęcie za życia obu osób.
2
Czapka obozowa.
Numer obozowy
Odznaczenie PRL
WIĘŹNIOM
HITLEROWSKICH
OBOZÓW KONCENTRACYJNYCH
3
Niemcy, okupując Polskę w okresie II wojny światowej, dążyli nie tylko do
zagarnięcia jej ziem oraz zrabowania bogactw, ale do zniszczenia wszystkiego, co
przypominało Polskę. Rabowali, niszczyli cały nasz dorobek kulturalny. Wiele bezcennych
dzieł sztuki i literatury zostało spalonych na placach naszych miast. Cenniejsze zabytki naszej
kultury, okupanci wywozili do Niemiec. Cały nasz przemysł, nasze bogactwa naturalne, nasz
tabor komunikacyjny wykorzystywali do swoich planów wojennych, by pomagały im w
odniesieniu zwycięstwa. Przeszkodą w osiągnięciu tego celu była patriotyczna postawa
Polaków. Skutki obrony naszych narodowych interesów, Niemcy odczuwali na całym naszym
terytorium, a szczególnie w czasie, gdy działania wojenne przeniosły się na tereny Związku
Radzieckiego. Akcje sabotażowe na terenie całego kraju, przyczyniły się do zadawania
Niemcom coraz większych strat gospodarczych i militarnych. Przeszkadzały one w
odniesieniu łatwego i szybkiego zwycięstwa. Skuteczne działania naszych oddziałów
partyzanckich, które nie mogły być użyte do bezpośrednich działań na froncie spowodowały,
że siły wojsk nieprzyjacielskich walczących z partyzantami, nie mogły być przerzucone na
front wschodni. Toteż w stosunku do Polaków i innych okupowanych narodów, Niemcy
stosowali najokrutniejsze represje. W bezwzględny i barbarzyński sposób Gestapo i faszyści
hitlerowscy wywłaszczali Polaków. W miastach stosowano łapanki uliczne, a zabranych
Polaków wywożono w głąb Niemiec i zmuszano do pracy w przemyśle wojennym.
Wszystkich, którzy w najmniejszym nawet stopniu nie podporządkowywali się niemieckim
zarządzeniom, zamykano do więzień. Wystarczyło, że ktoś nie zgłosił się do urzędu pracy, że
ktoś nie oddał nałożonego kontyngentu żywnościowego, że nie podjął narzuconej pracy, że
kilkakrotnie spotykał te same osoby, był politycznie podejrzany. Podejrzewano ich o
szkodliwą działalność przeciwko Niemcom, a każdy Polak uważany był za wroga. Więzienia
zapełniały się patriotami polskim. Jednym z głównych celów było zupełne wyniszczenie
narodu polskiego. Zbudowano na naszej ziemi szereg obozów koncentracyjnych – „fabryk
śmierci”, które na zawsze, bezpowrotnie pochłonąć miały miliony naszych rodaków. Były
obozy giganty, których kominy pieców krematoryjnych nie przestawały dymić przez cały
czas wojny. Były to Oświęcim, Majdanek, Treblinka, Sztuthof. A także pojawiały się setki
mniejszych obozów: jak Żabikowo, Fort VII, Inowrocław. Jeden był cel wszystkich obozów zniszczyć Polaków - obojętnie, w jaki sposób: głodem, pracą ponad ludzkie siły, czy też
zwyczajnie przez uderzenie pałką lub kolbą karabinu. Z wściekłą nienawiścią faszyści
odnosili się do polskiej inteligencji, którą uważali za szczególnie niebezpieczną.
4
PRACA DYDAKTYCZNA W OKRESIE OKUPACJI
I.
Tajne nauczanie w Wągrowcu.
Niemcy, okupując Polskę, pewni byli, że nigdy jej nie opuszczą. Obecność w tym
kraju Polaków (prawdziwych patriotów), ich nieustępliwa walka – obronna w lasach,
polityczna w organizacjach podziemnych i narodowościowa w rodzinach polskich – stwarzała
Niemcom szereg trudności w opanowaniu zajętych terenów. Mimo stosowania przez
Niemców okrutnych represji, walka nie ustawała, ale odwrotnie, stale przybierała na sile.
Upór ten przejawiał się też w organizowaniu pomocy młodzieży, której uniemożliwiono
korzystanie z nauki w szkołach. Obowiązek szkolny obejmował tylko dzieci niemieckie. W
Wągrowcu na przykład dla dzieci polskich, klas starszych, organizowano naukę w szkole, w
okresie jesiennym. W większości wypadków rodzice sami uczyli swe dzieci, by choć w części
wyrównać im straty, poniesione przez to, że nie mogły się uczyć w szkole. Były wypadki, że
rodzice zapraszali do swych dzieci nauczycieli, do udzielania prywatnych lekcji. W
poniższych opisach zdarzeń cytuję wielokrotnie wspomnienia wuja.
W moim przypadku udzielałem takich lekcji dwóm chłopcom z Wągrowca. Było to
dosyć ryzykowne zajęcie, gdyż w domu tym zamieszkiwały również rodziny niemieckie. To też
chłopcy witali i przyjmowali mnie jako swojego wujka, który ich odwiedza. Zajęcia odbywały
się cztery razy w tygodniu i obejmowały przedmioty z I i V klasy. Jednak po roku prowadzenia
tych zajęć, 05 kwietnia 1943 roku zostałem wraz z dwoma innymi kolegami nauczycielami
aresztowany przez Gestapo. W czasie dokonanej rewizji domowej u dwóch z nas znaleziono
podręczniki i powielacze, które kupiliśmy z zamiarem wykorzystania ich w późniejszej pracy
szkolnej. Wszystko zabrano i jako dowody rzeczowe przedstawiono w czasie śledztwa. Niemcy
uznali to za przestępstwo i jako politycznie podejrzanych osadzono nas najpierw w więzieniu
w Gnieźnie, następnie jako więźniowie polityczni przebywaliśmy kolejno w obozach: w
Inowrocławiu, Matchausen, Buchenwald i ” Dora” koło Nordhausen.
Od lewej Teodor Kiczka, Felicjan Teske oraz Antoni Widziński - trzej
nauczyciele z Wągrowca aresztowani przez Gestapo.
5
II.
W obozie przejściowym Inowrocław.
Choć był to nieduży obóz, to jednak w okresie dwumiesięcznego pobytu, przewinęło
się przez niego około 3000 więźniów. Przebywali tu więźniowie polityczni, przewidziani do
dalszych transportów i więźniowie, którzy wyrokiem sądowym – najczęściej za ucieczkę z
pracy i ukrywanie się – skazani zostali na 1 – 3 miesięcy pobytu w obozie przejściowym.
Każdy otrzymywał tu swój przydział pracy, a stosunkowo liczna jak na ten obóz grupa SS –
manów czuwała nad dokładnym wykonaniem powierzonych zadań. Głodowe porcje jedzenia
często uzupełniane były batami. W obozie tym SS – mani po prostu wyszukiwali okazje, by z
największą dla siebie przyjemnością i ku zadowoleniu komendanta, wymierzyć po 25 batów.
Wszelkie poruszanie się po terenie obozu odbywać się mogło tylko biegiem. Rychłe
wydostanie się z tego ”zwariowanego” obozu było upragnionym marzeniem każdego
więźnia. Szczególnie dla tych, którzy mieli terminowe wyroki, czas pobytu w obozie
przedłużał się w nieskończoność.
Karykatura SS – mana w czasie pełnienia służby.
Kończył się okres kary, wymierzonej za ucieczkę z pracy dla 15 – letniego Antoniego
Kozłowskiego i 16 – letniego Władysława Adamskiego. Obaj pochodzili z okolic Koła. Zostali
wezwani do biura, w celu podpisania karty zwolnienia. I tu okazało się, że nie umieli się
podpisać. Już prawie jedną nogą byli na wolności, gdy tymczasem SS – man przedłużył im
pobyt w obozie do czasu, kiedy nauczą się podpisywać. Przypomniano sobie o obecności
trzech nauczycieli w obozie. Ja miałem chłopców nauczyć podpisywania się. Zostały im
przydzielone zeszyty i ołówki, a nauka pisania miała się odbywać w godzinach
6
popołudniowych po pracy. Było to dla nich wielkim upokorzeniem i wielką przegraną. Może
Właśnie wtenczas najbardziej uświadomili sobie, czym jest w życiu umiejętność czytania i
pisania. Przypominam sobie, że tak gorliwych uczniów nigdy nie miałem. Z jakim zapałem i
starannością odwzorowywali poszczególne litery i jak dokładnie starali się je poznać! Umieć
podpisać się, znaczyło dla nich wyjście na wolność. Po tygodniu, kiedy poznali wszystkie
litery z imienia i nazwiska, podpisali w biurze kartę zwolnienia pełnym imieniem i
nazwiskiem.
III.
W obozie koncentracyjnym „Dora” koło Nordhausen.
W listopadzie 1943 roku przywieziono nas z Mathaustn do Buchenwaldu, skąd po
okresie kwarantanny do powstającej filii tego obozu „Dory” koło Nordhausen. Stanowiska
pracy do produkcji broni rakietowej V1 i V2 urządzono w tunelach, wykutych w górach
Harcu. Dwa długie tunele, położone równolegle do siebie, połączone były kilkunastoma
halami, również wykutymi w skale. W tunelach i halach ustawione były najrozmaitsze
maszyny, przy pomocy, których wykonywano różne części lub zestawy do wspomnianej broni
rakietowej. Z grupą kolegów – współwięźniów, pracowałem na maszynie, przy pomocy, której
gładki arkusz blachy otrzymywał kształt o linii opływowej. Wyciskany – między dwoma
kołkami – arkusz blachy, sprawdzano na specjalnym stole (modelu kontrolnym), zakreślając
na blasze miejsca, które należało poprawić.
W grupie współpracowników – więźniów znajdowali się Francuzi i Belgowie polskiego
pochodzenia, którzy na tyle znali język polski, że można się było z nimi porozumieć. W ciągu
12-godzinnego dnia pracy nie zawsze mówiło się tylko o jedzeniu i wiadomościach z frontu
wojennego, które różnymi drogami przenikały do obozu. Dyskutowaliśmy o sytuacji
polityczno-społecznej w państwach europejskich w okresie między wojennym oraz o
warunkach pracy, każdy w swoim zawodzie. Często nasze rozmowy przenosiliśmy na tematy
polskiej literatury. Rozmawialiśmy o życiu i twórczości literackiej naszych pisarzy.
Przypominaliśmy sobie treść czytanych utworów. Mimo, że niektórzy z nich urodzili się na
obczyźnie, - szczególnie ci z Francji i Belgii - i nigdy w Polsce nie byli, to nie obcy im był
Sienkiewicz, Kraszewski, Mickiewicz, Konopnicka. Były to przyjemne rozmowy z ludźmi,
którzy znajomość języka polskiego zawdzięczali tylko swoim rodzicom. Posiadali braki w
wysławianiu się, ale w usuwaniu ich pomagały właśnie nasze rozmowy.
W ramach udzielania sobie wzajemnej pomocy, uczyłem się od kolegów języka
francuskiego, a ich zapoznawałem z zasadami naszej ortografii i gramatyki. Arkusze blachy
spełniał rolę pomocniczej tablicy. Kreda, którą na blasze zaznaczaliśmy miejsca niedokładnie
wypracowane, służyła również do zapisywania na tej blasze wzorów i ćwiczeń
ortograficznych. Zbliżające się niebezpieczeństwo ze strony dyżurujących SS – manów
sygnalizowano z dala silniejszymi uderzeniami młotków w płyt stołowe lub w części metalowe.
Z arkusza blachy zmazywano pospiesznie zapiski, kreślono kółka i elipsy, oznaczające
miejsca, które należało na maszynie jeszcze dokładniej wypracować.
IV.
W ośrodku Polskim Bardowik, na terenie okupowanych Niemiec.
Nadeszła wreszcie oczekiwana chwila i spełnić się miały nasze pragnienia. Nim ona
nadeszła, zginęło jeszcze tysiące kolegów i to dosłownie w ostatnich dniach, w czasie
ewakuacji. Był to jeden z najtrudniej do zniesienia okresów, bowiem głód, wycieńczenie,
kolby i strzały SS – manów dziesiątkowały więźniów. Radość nasza nie miała granic, gdy
znaleźliśmy się na terenach, zajętych przez angielskie wojska. Szczęśliwi, że nareszcie
skończyły się dręczenia, oddaliśmy się w opiekę angielskim władzom okupacyjnym. Osiedlono
nas w ośrodku polskim w Bardowiku koło Lüneburga, Z wioski tej Anglicy ewakuowali
7
wszystkich Niemców, a domy ich przydzielono Polakom. Do końca maja wioskę zamieszkało
około 4000 Polaków. Byli wśród nich byli więźniowie, zwolnieni jeńcy wojenni, samotne
osoby i całe rodziny polskie, które pracowały w niemieckim przemyśle i rolnictwie. Powstał tu
polski ośrodek z polskim Zarządem Gminnym, z polskimi nazwami ulic, z kościołem, w którym
księża pełnili swe duchowe usługi. Na każdym domu powiewała nasza, polska, białoczerwona flaga.
Pierwszy dzień wolności. Więźniarki przebierają się w ubiór cywilny.
8
Żołnierze amerykańscy po wyzwoleniu obozu.
Ośrodek taki nie mógł być bez polskiej szkoły. Z dokonanego spisu wynikało, że w
Ośrodku przebywa około 500 dzieci. Nauczycieli, uczących przed wojną w różnych szkołach,
było około 15. Mieliśmy do dyspozycji dwa opuszczone budynki szkolne, bogato wyposażone
w niemieckie podręczniki, mapy i obrazy z niemieckimi podpisami. W radosnym i świątecznym
nastroju dnia 1 czerwca 1945 roku rozpoczynaliśmy naukę w polskim gimnazjum i w polskiej
szkole powszechnej (dzisiaj podstawowej). Dzieci podzieliliśmy na klasy według tych, do
których otrzymały promocje przed wojną. Nauką objęliśmy wszystkie dzieci w wieku szkolnym
i młodzież, która miała przerwane studia w gimnazjum. Uczyliśmy w szkole języka polskiego,
matematyki oraz wiadomości o Polsce w ramach nauki geografii i historii. W przekazywaniu
wiadomości główną rolę spełniał nauczyciel, mając do pomocy kredę, tablicę oraz własny
zasób wiedzy. Korzystano tylko z nielicznych polskich podręczników, które posiadały dzieci,
wywiezione wraz z rodzicami z Polski do Niemiec. To też nauka czytania w niższych klasach
sprawiała najwięcej trudności. Nauczyciele, przejęci swą rolą oświatowców na obczyźnie,
stosowali najrozmaitsze metod, aby przekazać dzieciom najwięcej informacji.
Korzystając z pewnych umiejętności kreślarskich, sam wykonałem ścienną mapę
fizyczną Polski, z uwzględnieniem sieci rzecznej i kanałowej, umiejscowieniem ważniejszych
miast i położeniem krain geograficznych. Mapa ta często – jako jedyna polska pomoc
naukowa – wędrowała od szkoły powszechnej do gimnazjum.
9
Pocztówka z Ośrodka Polskiego Bardowik.
Do pracy w polskiej szkole powszechnej w Bardowiku powoływała Komisja
Kulturalno-Oświatowa przy Zarządzie Gminy Polskiej, na prośbę nauczyciela i wniosek
Inspektora Oświatowego. Jemu podlegał bezpośrednio Kierownik Ośrodka. Nadzór
pedagogiczny i administracyjny nad Inspektoratem, Ośrodkiem i szkołami, pełnił Kierownik
Obwodu Szkolnego w Celle., który podlegał Kierownikowi Obwodu Szkolnego w
Hanowerze. Cały system szkolnictwa podporządkowany był Centrali Szkolnictwa Polskiego
w Niemczech.
Za pracę w szkolnictwie wynagradzały nas angielskie władze okupacyjne
zwiększonymi racjami żywnościowymi. A były one bardzo potrzebne.
Przez prawie sześć lat wojennych dzieci nie korzystały z nauki w szkole. To też braki
były olbrzymie. Wszystkim nam Chodziło o to, by najlepiej przygotowane wróciły do Polski i
mogły dalej kontynuować naukę w polskich szkołach. Stopniowo malała liczba dzieci w
szkole. Kolejnymi transportami wracały wraz z rodzinami do Polski. Wróciłem i ja w marcu
1946 roku, po 2–letnim pobycie w obozach i 10 miesięcznej pracy zawodowej w polskiej
szkole powszechnej na terenie okupowanych Niemiec.
10
Ośrodek Polski Bardowik – widok z lotu ptaka.
11
POBYT W OBOZIE KONCENTRACYJNYM „DORA” KOŁO NORDHAUSEN
W „Dorze” życie upływało w okrutnych warunkach, bez dopływu światła i świeżego
powietrza pracowali i mieszkali więźniowi. Wszędzie był dym i kurz. Codziennie od głodu,
wycieńczenia i pałek SS – manów ginęło około 400 więźniów, tylu nowych przywożono z
Buchenwaldu. Pracowali po 12 godzin na jednej zmianie. 6 – 7 godzin trwały zbiórki, apele i
posiłki. Około 4 – 5 godzin pozostawało na sen, początkowo na betonowej posadzce, później
na pryczach o gołych deskach.
Stosy trupów przygotowanych do spalenia
W okresie półrocznego zamieszkiwania w tunelach, grupa budowlana więźniów
postawiła na powierzchni w otoczeniu leśnym kilkadziesiąt baraków mieszkalnych, kuchnię,
magazyn, łaźnię oraz pomieszczenia administracyjne. W maju 1944 roku więźniowie zostali
przekwaterowani do baraków. Nareszcie świeże, zdrowe, leśne powietrze. Nareszcie woda, w
której można się było umyć i wypłukać miskę po jedzeniu. Zmieniły się warunki spania. Nad
głową był dach, a nie sklepienie skalnie, z którego nierzadko nierzadko spadały odłamy
skalne, powiększając i tak już dużą śmiertelność wśród więźniów.
Poprawa warunków życiowych na pewno nie była podyktowana troską o stan ich
zdrowia. Sytuacja na frontach wojennych zmieniała się na nie korzyść Niemiec. Potrzebna
była jak najwcześniej nowa, cudowna broń rakietowa, która by powstrzymała napór wojsk
radzieckich i alianckich w kierunku granic niemieckich. Tym czasem V2 nie była jeszcze w
100 % skuteczna. Produkcja tej broni była powolna. Mimo stworzenia znośniejszych
warunków mieszkaniowych, nie odczuli tej poprawy w tunelach, w czasie pracy.
Bezwzględnie i bezlitośnie SS – mani włączali się do przyspieszenia produkcji – Pałką
gumową czy kolbą karabinu. Wszystko z myślą o jednym tylko celu – za wszelką cenę
wyprodukować dużo, skutecznej broni V.
12
I.
Akcja sabotażowa w obozie.
Ja pracowałem przy prasowaniu blach, nadając im kształt o liniach opływowych,
które miały stanowić opancerzenie rakiety. Przez zbyt silne ściśnięcie kólek nastąpiło
zdeformowanie blach, który już w danym miejscu nie przylegał ściśle do wzoru. Usunąć
usterkę było bardzo trudno. W ten sposób na każdej zmianie niszczono 10 – 15 arkuszy
blachy. Przed nadzorującym majstrem tłumaczyliśmy się złą jakością blachy. Spawacze zbyt
słabo, albo zbyt silnie złączali poszczególne arkusze blachy do użebrowania. W ten sposób w
czasie lotu rakiety, zrywały się złącza. Następstwem tych różnych form sabotażowych było to,
że po zmontowaniu rakiety w całość i wystrzeleniu jej, nie dochodziła na przewidzianą
odległość, zmieniała kierunek lotu, a nawet rozrywała się w powietrzu. Że tak było
przekonaliśmy się, gdy po 2 – 3 tygodniach pewne części tych rakiet wracały do tunelu; a były
to nasze, bo poznawaliśmy je po numeracji. Powodzenie w akcji sabotażowej dopingowało
nas do dalszej kontynuacji. Nie ustawała też czujność Gestapo i SS – manów.
II.
Okrucieństwa Niemców w stosunku do więźniów.
Był październik 1944 roku. Po 12 godzinach nocnej pracy i dalszych 4 godzin czasu
straconego na zbiórki i posiłek, położyliśmy się do snu. Po godzinie do naszego bloku wpadł z
nieodłączną pałką Lagerältester. Wspólnie z blokowym pobudzili wszystkich ze snu, kazali się
szybko ubrać i ustawić piątkami przed blokiem. Polecenie wykonaliśmy, lecz nie
orientowaliśmy się, dlaczego nas tak nagle pobudzili. Starszy kapo obozowy kazał blokowemu
odliczyć 125 więźniów; pozostali mogli wrócić i spać dalej. Ja znajdowałem się w drugiej
piątce, bo spałem bliżej drzwi. Gdybym wiedział pchałbym się na koniec kolumny.
Przeżyliśmy straszny niepokój, bo nieznany był nam powód tak nagłej zbiórki. Niepokój nasz
wzrósł, gdy do czoła kolumny dołączyło się 15 kapów. Prowadzili nas ulicą obozową na plac
apelowy. Sądziliśmy, że tutaj chyba wyjaśni się tajemnica. Podejrzewaliśmy ucieczkę więźnia
z obozu, za co nas miała spotkać kara. Do kolumny podszedł SS – man. Poprowadził nas w
kierunku bramy i wyprowadził za nią. Wzrósł nasz niepokój, gdy nas wprowadzono do tunelu.
Nasza zmiana przecież już skończyła. Przez myśl przechodziły najrozmaitsze, czasem straszne
domysły. Oni do wszystkiego byli zdolni. W szeregach słychać było podniecone szepty. Czy
może z tunelu wynieść mamy naładowaną materiałem wybuchowym rakietę?
SS – man wprowadził nas około 400 metrów w głąb tunelu. Już teraz byliśmy pewni, że
jest to ostatnie nasze wejście i że już żywi stąd nie wyjdziemy. U wejścia do tunelu i w samym
tunelu było coraz więcej SS – manów z karabinami gotowymi do strzału i z nasadzonymi
bagnetami. Tego nigdy nie było. Zatrzymano nas na wprost głównej hali montażowej. Dalszy
ciąg tunelu został zamknięty rzędem gęsto obok siebie stojącymi SS – manami. Tysiące myśli i
tysiące różnych domysłów! Zrzedły miny kapów. I oni byli niepewni, bo o niczym nie
wiedzieli. Przestali się czuć ważnymi. 125 więźniów i 15 kapów czekało, co będzie dalej! Z
boku, przy ścianie tunelu, znalazły się też dwie kobiety. Drażniły nas ich wesołe rozmowy i
śmiechy.
Z hali montażowej wysunął się w kierunku do tunelu głównego elektryczny dźwig. U
jego haka zawieszona była belka, a na niej przywiązanych 10 sznurów. Mimowolni
rozluźniały się piątki w kolumnie. Gdy dźwigiem obniżono belkę na wysokość około 1,5 metra
od posadzki, nie było już karnych piątek. Śmiechem wybuchnęły stojące obok Niemki. Już
żegnaliśmy się z życiem, rodziną, która pozostała w Polsce. Bardziej słyszeliśmy uderzenia
własnego serca, aniżeli pracę maszyn w tunelach i halach.
U wylotu do tunelu ukazał się samochód więzienny, który zatrzymał się w odległości
około 200 metrów od nas. Tam SS – mani wysłali kilku kapów. Z samochodu wyprowadzono
10 więźniów. Ręce mieli związane, a usta zakneblowane. Podprowadzono ich do
13
mechanicznej szubienicy. Zrozumieliśmy, że to nie o nas chodzi, że nie nas będą wieszać. Nas
przyprowadzono, byśmy byli świadkami egzekucji i wysłuchali przemówienia.
Po naciśnięciu guzika mechaniczna szubienica uniosła 10 ciał na wysokość 0,5 metra
od posadzki. Wracając już teraz do baraku, musieliśmy przejść przed powieszonymi i spojrzeć
im w twarz. Dla nas było to wstrząsające przeżycie. Pozostało nam jeszcze 2 godziny snu. Nikt
nie zasnął. I znów pobudka, mycie, fasowanie kawy, zbiórka, apel i 12 godzin pracy.
Dół wypełniony ciałami martwych więźniów.
14
ZAKOŃCZENIE
Teodor Kiczka, mój wujek wrócił z obozu w marcu 1946 roku, gdzie wiele przeżył.
Na własne oczy widział okrucieństwo wojny, śmierć wielu ludzi, którzy nierzadko byli jego
przyjaciółmi. Cierpiał pracując ponad ludzkie siły przy produkcji broni V. Widział wspólne
mogiły więźniów oraz dymiące kominy pieców krematoryjnych. Trudno jednak żyć
normalnie po takich przeżyciach, trudno pogodzić się z okrucieństwem świata. Jednak
przeżył, założył rodzinę i próbował wieść normalne życie. Bardzo niechętnie mówił o swoich
przeżyciach z czasów okupacji. Wspomnienia, na których opierałem się pisząc tę pracę spisał
poproszony przez swoją bratanicę.
Myślę, że stałoby się znacznie gorzej, gdyby pamięć o tych wydarzeniach nie
przetrwała. Mnie zainteresowała rodzinna bliskość tej niezwykłej, dramatycznej historii,
potwierdzonej opowieściami moich najbliższych. Innych być może zainteresuje moja praca i
dzięki niej poznają niewielką cząstkę historii swojego kraju.
15

Podobne dokumenty