Karol Kloc
Transkrypt
Karol Kloc
Cyfrowe wychowanie* (pełna wersja artykułu znajduje się w tygodniku „Gość Niedzielny”, nr 35, 31 sierpnia 2014) Karol Kloc Tablet czy komputer są dziś dla dzieci tak samo atrakcyjne jak kiedyś żołnierzyki czy lalki. A nawet bardziej, bo tradycyjne zabawki są przez nie wypierane. Tylko czy to dobrze? Stykając się od początku z komputerem czy smartfonem, dzieci często lepiej opanowują ich obsługę niż dziadkowie czy rodzice. To, co dla dorosłych może być dobrem luksusowym (komputer, tablet, zmywarka), dla dzieci, jest czymś zwyczajnym. A niezwykły staje się dopiero ich brak. Jedna z moich znajomych zawsze używała zmywarki. Kiedyś musiała pozmywać ręcznie, bo w domu skończyły się tabletki do urządzenia. „Teraz widzę – powiedziała jej małoletnia córka – że ludzie w średniowieczu mieli naprawdę ciężko”. (Naj)nowsze zabawki Na pewno są też dzieci, które za równie średniowieczne uznają tradycyjne zabawki, takie jak samochodziki czy pluszowe misie. Zresztą zabawki też ewoluują. Tradycyjny pluszowy miś może być interaktywną maskotką. Kilka lat temu świątecznym przebojem był Furby. Maskotka podczas głaskania mruczała, strzygła uszami czy mówiła. Podobnie z klockami Lego, które dziś także zintegrowano z nowoczesnymi rozwiązaniami. Seria Mindstorms zawierała takie elementy jak silniki, zestaw czujników (np. światła, dotyku) czy mały komputer. Dzięki temu można było nie tylko budować z klocków roboty, ale nawet je… programować. Co ciekawe, klocki znalazły uznanie zarówno w oczach dzieci, jak i… profesjonalistów. – Budujemy z nich prototypy – mówi Dominik pracujący w dużej firmie informatycznej. – Albo wykorzystujemy je w testach innych urządzeń – dodaje. Zresztą firma Lego poszła znacznie dalej i dziś produkuje również gry komputerowe, których bohaterami są charakterystyczne ludziki. A nawet integruje prawdziwe klocki z grami. Dziecko może zbudować samochód, sfotografować go tabletem i ścigać się swoim autem w grze na ekranie urządzenia. W tym kontekście komputer, tablet czy telewizor są po prostu kolejnymi zabawkami. Czy też raczej oferują wiele możliwości, w tym świetną zabawę, również dla najmłodszych. Ale nie tylko, bo nowoczesne urządzenia to także świetne narzędzia do nauki. Interaktywne aplikacje mogą jednocześnie bawić, uczyć i przekonywać. Polska firma Duckie Deck produkuje aplikacje przeznaczone dla najmłodszych. Jedną z nich jest program do nauki… mycia zębów. W grze dziecko musi na tablecie ułożyć w ustach mleczaki, potem można zjeść np. ciastko. Na zębach pojawiają się zabrudzenia i trzeba je umyć. Bo jeśli nie, to bakterie zniszczą zęby, a one zaczną wypadać. Dzięki takiej „pomocy naukowej” rodzic może przekonująco wyjaśnić, dlaczego trzeba myć zęby. Oczywiście nic nie zastąpi wspólnego szorowania ich przed lustrem. Ale dzięki takiej aplikacji nudne mycie zębów ma szansę stać się ciekawą wojną z bakteriami. Stworzenie gry czy aplikacji dla dzieci nie jest proste. […]. Tablet może być świetną zabawką dla dzieci. Tylko trzeba się bawić razem z nimi, a nie traktować go jako sposobu na uciszenie dziecka – dodaje. Komputer dla ucznia? Technologiczna rewolucja wkracza również do szkół. Albo przynajmniej próbuje. W Polsce próbowano realizować program „Komputer dla ucznia”. W ramach niego planowano wyposażyć szkoły w nowoczesny sprzęt dydaktyczny i zapewnić im szybkie łącza internetowe. Jednak najważniejsze miało być zakupienie dla każdego ucznia laptopa. Szacuje się, że sam zakup komputerów generuje tylko 10–20 proc. kosztów, które trzeba ponieść. Dodatkowo należy jeszcze zapewnić odpowiednią infrastrukturę, oprogramowanie, szkolenia dla nauczycieli, serwis i obsługę sprzętu. Program nie został jednak zrealizowany z powodu braku pieniędzy. Być może to dobrze, bo… po co uczniowi podstawówki czy gimnazjum laptop w szkole? Dobrze wykorzystywany komputer czy tablet z odpowiednim oprogramowaniem może być dużym wsparciem dla nauczyciela. Ale w wypadku dzieci powoduje też szereg problemów. Pracując na komputerze, bardzo łatwo rozproszyć swoją uwagę. Przykład, który zna chyba każdy internauta czytający Wikipedię – wystarczy sprawdzić jedno hasło, kliknąć w kolejne, kolejne i… po kilku godzinach odkryć, że to, co mieliśmy zrobić, dalej nie jest zrobione. A małemu ruchliwemu dziecku jeszcze trudniej się skupić niż dorosłemu człowiekowi. Wykorzystanie elektroniki powoduje, że tę samą czynność nasz organizm wykonuje inaczej. Na przykład pisanie na klawiaturze pobudza zupełnie inne ośrodki mózgu niż tradycyjne pisanie piórem. Dlatego, choć coraz mniej przydatna, nauka pisania odręcznego nie powinna być zastępowana nauką pisania na klawiaturze. A czytanie tekstu na komputerze zazwyczaj przypomina skanowanie słów kluczowych. Za to czytając tekst wydrukowany, lepiej go zapamiętujemy i łatwiej się na nim skupić. Jednak największym problemem powodowanym przez zbyt częste korzystanie z różnego rodzaju urządzeń jest brak ruchu. To skutkuje słabszym zdrowiem, otyłością, wadliwą postawą czy problemami ze wzrokiem i snem. Badania przeprowadzone w zeszłym roku w Wielkiej Brytanii wykazały, że 84 proc. młodych ludzi w wieku od 18 do 24 lat skarżyło się w ciągu ostatnich 12 miesięcy na ból pleców. Młody człowiek przeciętnie spędza przed monitorem aż 8,8 godz. dziennie. Niektórzy uczeni nazywają wady postawy wynikające z częstego używania tabletów czy smartfonów iPosturą – nawiązując w ten sposób do słynnych iProduktów Apple’a. A teraz wyobraźmy sobie dziecko, które potrzebuje ruchu w ciągu dnia. W szkole – kilka godzin przed monitorem, a potem to samo w domu. Dlatego ważne jest, by nie pozwolić dziecku „przykleić się do ekranu”. Oszczędnie używane komputery czy tablety to świetne narzędzie do rozrywki i nauki. Ale trzeba też czytać zwykłe książki czy bawić się „staroświeckimi” zabawkami. No i spędzać z dzieckiem czas. Zabawki przynoszą jeszcze więcej radości, gdy w zabawie uczestniczy cała rodzina.