Przeczytaj fragment książki „Tańczące
Transkrypt
Przeczytaj fragment książki „Tańczące
Negocjacje Witold Szabłowski Tańczącym niedźwiedziom chyba przyda się DJ Wasil jest ciut po czterdziestce, ma czarne, opadające na twarz włosy i urok chłopaka z małego miasteczka, który nauczył się rozmawiać z ludźmi z dużych miast. Pracuje w parku tańczących niedźwiedzi w Belicy. Tu się urodził, tu kończył szkołę, tu też zaczynał swoją karierę DJ-a, która zaprowadziła go do klubów muzycznych Sofii, Złotych Piasków i Burgas. Tu wreszcie, kilkanaście lat temu, postanowił odmienić swoje życie i złożył CV do dyrekcji parku. – Na rozmowie kwalifikacyjnej ówczesny dyrektor zapytał mnie: dlaczego chcesz zamienić pracę DJ-a na pracę z nami? Odpowiedziałem z kamienną twarzą, że tańczącym niedźwiedziom chyba przyda się DJ – opowiada Wasil. – Śmiali się. Ale jak zobaczyli w dokumentach, że kończyłem weterynarię, od razu dostałem tę pracę. Bycie DJ-em trochę mnie znudziło. Chciałem się ustatkować. Wasil sześć lat odpowiadał za odbieranie niedźwiedzi od ich właścicieli. Odebrał ponad dwadzieścia. Niemal wszystkie, również ostatnie, czyli Miszo, Swietłę i Mimę. Tylko pierwsze dwa niedźwiedzie trafiły do Belicy bez jego pomocy. – Najważniejsza w tej pracy była pierwsza rozmowa – mówi i patrzy mi w oczy, jakby chciał się upewnić, że rozumiem. Widać takie negocjacje to materia delikatna i skomplikowana i nie wszyscy rozumieją za pierwszym razem. Na szczęście Wasil spieszy z wyjaśnieniami: – Nie można jechać do Cygana, stanąć przed drzwiami, zastukać i powiedzieć: – Dzień dobry, mam tu klatkę, przyjechałem po twojego niedźwiedzia. Człowieka może nie być w domu, a nawet, jeśli będzie, to będzie się bronił. Zamknie bramę. Cyganki zaczną krzyczeć. Zlecą się sąsiedzi z całej okolicy. Oddanie niedźwiedzia musi być przygotowane dużo wcześniej. To ma tylko wyglądać dla prasy i donorów, jakby się stało spontanicznie. Wzięliśmy auto – podjechaliśmy – oddali nam. W rzeczywistości takie rzeczy dogaduje się miesiącami. Trzeba usiąść do stołu, raz, drugi, trzeci. Zaprzyjaźnić się, zaufać sobie. Bez wzajemnego zaufania nikt niedźwiedzia nie odda. Prędzej zabije. Były takie przypadki. Jeden Cygan pod Ruse nie dawał sobie z niedźwiedziem rady, więc go zabił. Mógł oddać nam, ale bał się – że mandat, że dzielnicowy, że areszt. Oni powtarzali sobie plotki, że możemy im nawet dom zabrać, jeśli nie oddadzą niedźwiedzia. To bzdura, nigdy byśmy tak nie postąpili. Ale oni są wystarczająco prymitywni, żeby w takie historie wierzyć. Dlatego muszą nas znać i lubić. I myśleć, że jesteśmy po ich stronie. Stoimy z Wasilem na tarasie parku tańczących niedźwiedzi. Na wprost mamy pasmo górskie Pirin z pnącym się na ponad 2900 metrów szczytem Wichren, na prawo – góry Rila, w których leży monastyr wpisany na listę UNESCO. Pod nami – dwanaście hektarów, które austriacka organizacja „Cztery Łapy” zamieniła w niedźwiedzi raj. Odebrane Cyganom zwierzaki mają tu basen, mnóstwo zabawek i trzy pełnowartościowe posiłki dziennie. Sam taras przypomina okręt, którego dziób wbija się zgniłą zieleń lasu. Zieleń poprzecinana jest sinymi niteczkami i plamami z brązu. Plamy to odebrane cygańskim właścicielom niedźwiedzie. Sine niteczki to drut kolczasty pod napięciem. Wolność też ma swoje granice. (…) – Na pierwsze spotkanie Cygana zaprasza się do restauracji – mówi Wasil. – Nie za drogiej, żeby nie podziałało mu za bardzo na wyobraźnię, bo będzie żyłował kwotę do granic możliwości, ale i niezbyt taniej, żeby się nie obraził. Oni, tego im nie można odmówić, są bardzo czuli na punkcie honoru. Nie można tego w żaden sposób nadwerężyć, bo potem specjalnie będą robić na złość i ty mu powiesz dobrą cenę, na przykład pięć tysięcy lewów za niedźwiedzia, a on będzie mówił, że chce milion. Jak się uprze, nie ruszysz przez rok. Będzie trzeba robić wielką akcję: przekonywać sołtysów, starszyznę cygańską i ich krewnych, żeby cię poparli, bo inaczej z obrażonym Cyganem nic nie załatwisz. Lepiej od razu dobrze zacząć. Jak już masz Cygana w restauracji, trzeba zamówić coś do jedzenia i dobrze podlać rakii. Zapytać, jaką lubi, i siedzieć z nim, i pić. Nieważne, że możesz nie lubić Cyganów – kto ich w ostateczności lubi? Słucham? Ty lubisz? Masz wśród nich przyjaciół? Cóż, może u was w Polsce są inni Cyganie. W każdym razie musisz cały czas pamiętać, że nie jesteś tu dla siebie, ale że twoim celem jest niedźwiedź. Tak nas uczyli na szkoleniach w Austrii. Nawet nam rozrysowali taki schemat: Cel – niedźwiedź. Misja – uwolnienie niedźwiedzia. Niedźwiedź, niedźwiedzia, niedźwiedziowi, z niedźwiedziem, o niedźwiedziu. Jak pamiętasz, po co tam jesteś, łatwiej to znieść. Niedźwiedź to jest, muszę ci powiedzieć, wspaniałe zwierzę. Mądre, dostojne, królewskie. Natura w swojej najdoskonalszej postaci. Więc musisz upić Cygana, co jest o tyle trudne, że przecież pijecie razem. Jak on się upije, to ty też. To problem, ale z jednego powodu jesteś na wygranej pozycji. Ty masz wyobraźnię; wiesz, dokąd ta sytuacja prowadzi. Wiesz, jak będzie wyglądał nasz piękny park w Belicy, i już sobie wyobrażasz te biedne niedźwiedzie na wolności. Więc umiesz trzymać emocje na wodzy. Nie popadasz z Cyganem w żadne sentymentalne przytulanie po pijaku – a jeśli już, to nie więcej, niż wymaga sytuacja. I cały czas kontrolujesz rozmowę. Jak Cygan próbuje rozmawiać o rodzinie, dzieciach, rządzie, cenach benzyny, to uprzejmie słuchasz, ale po jakimś czasie dolewasz rakii i mówisz: – To kiedy możemy przyjechać po niedźwiedzia? Jak mówimy w Bułgarii: kropla po kropli zbiera się jezioro. Trzeba więc co chwila dolewać rakii. I trzeba jeszcze pamiętać o prezentach. Cyganie uwielbiają prezenty. Nieważne, co to będzie. Może być breloczek, koszulka, czapeczka, zapalniczka. Cokolwiek. Ważne, żeby było ładnie zapakowane: w dużą torbę, z jakimiś wzorami, szeleszczącą. Pijecie, a ty w którymś momencie mówisz: mam dla ciebie mały upominek. I wyciągasz, torba szeleści, kolory się mienią. Cygan będzie się cieszył jak dziecko, cokolwiek tam będzie. Oni nie umieją ocenić wartości przedmiotów. Jeśli coś się świeci i szeleści, będzie szczęśliwy. I jeszcze jedna rzecz, kluczowa. W którymś momencie musisz powiedzieć coś w rodzaju: – Wprawdzie nie powinienem ci tego dawać, ale... Albo: – Mój szef nie może się o tym dowiedzieć, lecz... I wtedy przynosisz coś z samochodu albo wyciągasz z kurtki. To znowu może być czapeczka, breloczek albo T-shirt. Ale Cygan od tego momentu jest przekonany, że jesteś po jego stronie. Skoro razem robicie jakąś kombinację, skoro własnego szefa oszukujesz, żeby mu coś dać – znaczy, że jesteś prawdziwym przyjacielem. (fragment książki „Tańczące niedźwiedzie” Witolda Szabłowskiego, wyd. Agora)