Show publication content!
Transkrypt
Show publication content!
MI CHEL LEIRIS Oto kolorowa pocztówka, wysłana z Melbourne, a przedstawiająca jedną z ulic tego nader nowoczesne go miasta z ładnymi kamienicami i tramwajem: Wędrowiec i jego cień 'arto dodać tu jeszcze fakt dość ważny. Wiele podróżowałem. Między innymi w latach 19201921 objechałem świat poprzez Indie, A ustra lię, Nową Zelandię, wyspy Pacyfiku, Chiny, Japonię i Amerykę. (Po drodze zatrzymałem się dość długo na T a hiti, gdzie odnalazłem jeszcze kilka postaci z uroczej książ ki Pierre a Lotiego). Znałem już wtedy główne kraje Euro py, Egipt i całą Afrykę Północną, a później odwiedziłem Konstantynopol, Azję Mniejszą i Persję. I, krótko mówiąc, nic z owych podróży nie trafiło do mych książek. Rzecz, jak się zdaje, godna zaznaczenia, gdyż ukazuje jasno, że dla mnie wyobraźnia jest wszystkim”. Te zdania, zaczerpnięte z Jak napisałem niektóre z mych książek, pośmiertnego dzieła Raymonda Rous- sela, mającego wyjść wkrótce nakładem oficyny A l phonse Lemerre, a której fragmenty ogłosi w jednym z najbliższych numerów „La Nouvelle Revue Française”,1 mogą na pierwszy rzut oka wzbudzić pew ne zdziwienie: jakim cudem pisarz i podróżnik taki jak Roussel, tej miary wyznawca dziwności i egzotyzmu, a przy tym (co sięga rangi paradoksu) autor książek opatrzonych tytułami Wrażenia z Afryki i Nowe wraże nia z Afryki, mógł nie włączyć do praktyki pisarskiej nic a nic ze swych podróży? Rozstrzygnąć tę kwestię pozwoli być może kilka świadectw mówiących o spo sobie, w jaki zwykł podróżować. Jedną z pierwszych podróży Roussela była wyprawa do Indii, podjęta - sporo lat przed Wielką Wojną w towarzystwie matki. Ta ostatnia, owładnięta obsesją, że mogłaby umrzeć w drodze, wiozła ze sobą trumnę. Sam Roussel na długo, nim parowiec osiągnął szero kość, skąd dostrzec się daje Krzyż Południa, trwożył się, że go ujrzy, rozpytując codziennie załogę; jak się zdaje, ów gwiazdozbiór niepokoił go dużo bardziej niż wszyst kie osobliwości natury czy ludów, jakie nań czekały. Dwa lata po wojnie odbył podróż dookoła świata sam, bez służącego, mając ze sobą ledwie jedną walizkę, zawierającą nieco ubrań, które ledwie zostały użyte, za stępował nowymi. Z korespondencji, prowadzonej z bli ską przyjaciółką, wybrałem - dzięki uprzejmości tejże kilka ustępów wskazujących, w jakim duchu odbywał tę podróż. „Melbourne nie spodobałoby ci się, bo pełno tu handsomes [!] cabs. Mnie zaś to urzeka, bo uwielbiam ten ro dzaj pojazdów. Użyłem tu już opalania świecami, bo tra fiłem na zimę; wcześniej w drodze myślałem, że zdążyłyby się stopić przed zapaleniem. Pokój mam ściśle na północ, więc słońce cały dzień. Są świetne ostrygi, a że mamy miesiąc bez litery „r", jest całkiem dobra pora. Któregoś wieczora zamierzam uraczyć się zupą z kangura —w A u stralii wielki przysmak. Wyścigi konne są istnym szaleń stwem. W Melbourne jest siedem torów wyścigowych, a nie inaczej we wszystkich wielkich miastach; co do ma łych, mają co najmniej jeden. To ojczyzna Melby, jej prawdziwe nazwisko jest Armstrong, a Melba to przydo mek wzięty od Melbourne. Są tu blisko dwa kąpieliska morskie, które się nazywają Brighton i Mentona. Za du żo fatygi jechać tak daleko, żeby trafić do Brighton czy Mentony, jak zrobiłem to ja". A oto pocztówka z Tahiti, przedstawiająca klasycz ny pejzaż Oceanii - palmy nad brzegiem morza: „W Papetee mieszkam na ulicy Rivoli, równo po dru giej stronie tej w Paryżu. A choć mojej ulicy Rivoli brak Rumpelmeyera,2 w zamian za to jada się cudne owoce. Je stem niemal sąsiadem królowej i jesteśmy w bardzo do brych stosunkach. Zna bardzo dobrze francuski i bardzo ciekawie mówi o swojej wyspie. Zeszłej nocy słuchałem »himenów«, to są tahitańskie chóry, w rzeczy samej dziw ne i poetyczne". Podczas rejsu do Oceanii Roussel otrzymał od powierniczki list opowiadający, jak bardzo mu ona za zdrości, że może podziwiać tyle rzeczy, zwłaszcza za chody słońca, które musiały być tak piękne! Odpowiedział jej, że nic w ogóle nie widzi, pracując w swej kabinie i całe dnie nie wychodząc. W trakcie owej podróży dookoła świata Rousselowi przyszło aż za często pakować i rozpakowywać wa lizkę, podczas gdy szczerze nie znosił wszelkiego rodza ju bagaży, których sam widok napawał go odrazą. Z tej to racji zlecił budowę auta mieszkalnego, którym udał się do Włoch. Wycieczkę tę komentowało wiele do niesień prasowych: oto jedno z nich, zamieszczone w „Le Matin” z 13 grudnia 1926: „Ciekawy rajd autem mieszkalnym. - Paryż-Rzym i z powrotem przez Szwajcarię i przełęcz Mont Cenis bez opuszczania choćby na dzień własnej siedziby: taki jest osobliwy rekord, ustanowiony przez p. Raymonda Roussela w aucie mieszkalnym, mieszczącym cały luksusowy apartament z łazienką. Auto mieszkalne odwiedził na jego trasie w Chamonix sułtan Mulaj Jussef, w pałacu Moncalieri nieodżałowanej pamięci księżniczka Letycja Bonapar te, a w Rzymie p. Mussolini, który z wielką uwagą studio wał każdy szczegół. P. Raymond Roussel uzyskał też osobistą audiencję u Papieża, także zainteresowanego tą ciekawą odmianą turystyki. Jak widać, znakomity twórca 108 Michel Leins • WĘDROWIEC I JEGO CIEN Locus Solus jest nie mniejszym nowatorem w sferze rze czywistości, jak w sferze fikcji". Podczas podróży do Persji - odbytej w sposób tra dycyjny - Roussel miał lat blisko pięćdziesiąt. Od pewnego już czasu żywił obsesyjną obawę przed si wieniem: za radą pewnego renomowanego lekarza dwa razy w tygodniu wodził po włosach z miejsca na miejsce suszarką na gorące powietrze, zatrzymując ją w każdym punkcie, aż czuł, że go parzy. Twierdząc, że gdyby choć raz tego zaniechał, mógłby, przerwawszy „serię” , równie dobrze porzucić te zabiegi, wpadł na myśl, by - w miejscach, gdzie nie mógł użyć wożone go ze sobą aparatu - zastępować go nagrzanym wcze śniej rondlem; pewnego jednak razu, z braku rondla, posłużył się gorącą metalową płytą, przed którą mu siał uklęknąć. Z Bagdadu pisał do przyjaciółki: „Później złapałem gumę w Tyrze, co zdało mi się dość eleganckie. Z Bejrutu robiłem wycieczki na Liban, a potem byłem w Damaszku, gdzie są pyszne lody ślazo we; aż znalazłem się w Bagdadzie, krainie tysiąca i jed nej nocy i Ali Baby, co kazało mi wspomnieć Lecocqa;3 ludzie mają stroje niezwyklejsze od kostiumów statystów w Gaîté. Mój pokój wychodzi na Tygrys; zwie dziłem ruiny Babilonu". A z Isfahanu: „... Jadąc do Teheranu, spędziłem jedną noc w Ekbatanie, stolicy Dariusza i Kserksesa. Zrobiłem wycieczkę nad Morze Kaspijskie, królestwo kawioru. Spodziewałem się najeść najświeższego, ale to jeszcze nie sezon i ten, ja ki mi podano, był trochę słony. Gdybym miał tam czekać na przyszły kawior, spóźniłbym się tu, w Isfahanie, na ró że. Persja jest bardzo ciekawa, ale bardzo niewygodna. Można pomyśleć, że to rok 1346 ery chrześcijańskiej, a nie Hidżry”. Niektóre miasta stanowiły dlań tabu - te, z który mi wiązał szczególnie szczęśliwe wspomnienia dzieciń stwa, jak choćby Aix-les-Bains (przez które nie chciał nawet przejeżdżać pociągiem), Luchon, St. Moritz; miasta, do których nie zamierzał nigdy wrócić w oba wie popsucia sobie wspomnień. W pewnym okresie życia za nic nie jeździł nocny mi pociągami, cierpiąc na lęk, że znajdzie się w tune lu, a tym samym nie będzie wiedział, gdzie jest. W chwili śmierci w Palermo, 14 lipca 1933, zdecy dowany był nie wracać już do Paryża. Wszystkie te rysy tłumaczą, czemu Roussel nigdy właściwie nie wypowiadał się o podróżach. W istocie prawdopodobne się zdaje, iż ani chwili nie dał się zwieść swemu statusowi turysty jak też, że przenigdy to, co na zewnątrz, nie naruszało świata, jaki nosił w sobie, i że w każdym zwiedzanym kraju widział to tylko, co zakładał wcześniej - składniki bez reszty zgodne z owym światem, który był mu właściwy. Jego podróż na Tahiti nie miała bowiem innego celu, jak pielgrzymkę na grób bohaterki Lotiego; Persja pod sunęła mu myśl o ukochanych operetkach, a stroje jej mieszkańców - o maskaradach z Gaîté. Przedkła dając ponad wszystko wyobraźnię, wydawał się od bierać jedynie to, co jest teatrem, trompe-l’oeil, pozo rem, a co budzi powab żywszy niż sama rzeczywistość; w Jak napisałem niektóre z mych książek oznajmia na przykład, że Nowe wrażenia z Afryki nie mają bynaj mniej związku z żadnym realnym miejscem, lecz iż pierwotnie „chodziło o maleńką lornetkę-wisiorek, której każda tuba, szeroka na dwa milimetry i zrobio na tak, by przylegać do oka, zawierała fotografię na szkle, jedna fotografię z bazarów w Kairze, druga fo tografię nabrzeża w Luksorze”.4 Jak każdy prawdziwy poeta, Roussel, który bardziej niż ktokolwiek czuć się musiał sam na świecie, wlókł wszędzie za sobą swój orszak aniołów i demonów: fobię dotyczącą gwiazd, zamiłowanie do luksusu i komfortu, dziecinny apetyt na smakołyki, manię uświęconych sław, znakomitości posegregowanych po nazwiskach w Almanachu Gotajskim, obsesję starzenia się i śmier ci, nostalgię za wczesnym dzieciństwem, i ową niezwalczoną trwogę, jaka dopadała go tylko w tunelach. Gdzie by się nie znalazł, odnajdował się zawsze tożsamy z sobą, ze swymi nawykami, strachami i tęsknotą do pierwszych lat życia - bagażem wożonym tak nie uchronnie, jak w drodze przez Indie jego matka wiozła swą trumnę. Toteż nawet w aucie mieszkalnym Roussel podró żował „bez opuszczania choćby na dzień własnej sie dziby” - okazałej i strasznej - jaką wznosiła, na tle wszystkich pejzaży, jego nieodmienna wewnętrzna udręka. Przełożył Jan Gondowicz Przypisy 1 2 3 4 109 Leiris przemilcza swą rolę w tej publikacji. Doszła ona do skutku w fatalnym terminie, bo 1 kwietnia 1935 (przyp. tłum.) Wytworna herbaciarnia w stylu angielskim („rendez-vo us du monde élégant, orchestre”), rue de Rivoli 226 Charles Lecocq - kompozytor operetek, w tym sławne go Książątka (1878). Przeł. Bogdan Banasiak, „Sztuka i filozofia” 1999 nr 16