zapisz jako pdf
Transkrypt
zapisz jako pdf
Aktualności 2012-05-30 Second hand - instynkt zdobywcy Jeszcze kilka lat temu zakupy w lumpeksach kojarzone były z obciachem, z brudnymi ciuchami w workach i specyficznym, niezbyt przyjemnym zapachem środka odkażającego. Dzisiaj przeżywają oblężenie. Czy we wrzesińskim second handzie można kupić koszulę od Hugo Bossa, spodnie Bershki i buty od Diora? I czy można w nim modnie ubrać dziecko? Aby się o tym przekonać, przeszukałam najpopularniejsze lumpeksy we Wrześni. Second hand, lumpeks, szmateks, ciucholand lub po prostu sklep z używaną odzieżą – jedni potrafią wyszukać w nich prawdziwe cuda, inni omijają szerokim łukiem. Dzisiaj często trudno odróżnić lumpeks od butiku. Ubrania w tych mniejszych są posegregowane rozmiarami, cenami lub kolorami, wyczyszczone i wyprasowane, a część z nich ma nawet metki. Ceny są wyższe od cen w dużych sieciowych second handach, gdzie jest znacznie więcej ubrań, tutaj szukanie jest trudniejsze, wymaga czasu i determinacji. Ubrania w małych sklepach są sprzedawane na kilogramy, a ceny zaczynają się od 50 zł za kilogram w dniu dostawy, do 15 zł, a niekiedy w soboty za złotówkę od sztuki. Można w nich kupić także biżuterię, książki, a nawet akcesoria do domu. Ciuchy do polskich lumpeksów są przywożone w większości z Wielkiej Brytanii i Irlandii. Tani Armani i Kayah na zakupach Tymon Musiał jest właścicielem jednego z większych second handów działających we Wrześni. W sklepie na rynku dostawy są w piątki, wymiana towaru całkowita. Ceny zaczynają się od 49 zł w dniu dostawy i z każdym dniem maleją. Pod koniec tygodnia ubrania są sprzedawane na sztuki za 2 zł. Pomysł na taki interes to, jak mówi, przypadek: – Wcześniej prowadziłem knajpy i szukałem czegoś, przez co nie musiałbym zarywać nocy. W lumpeksach kupują wszyscy i w różnych celach – dla siebie, do sklepu, na aukcje internetowe. Są wytrawni łowcy, którzy przychodzą, aby zdobyć coś firmowego, i ludzie, którzy mają mniej pieniędzy, a liczy się dla nich przede wszystkim jakość materiału, a nie metki. – W dobrym tonie jest teraz kupić coś fajnego i mało za to zapłacić. Przykładem świecą celebryci, artyści. Jakiś czas temu Kayah w jednym z programów pochwaliła się, że kupiła piękny płaszcz w lumpeksie w Kole. Tak się składa, że to był mój sklep. Najpopularniejsze marki, jakie u nas można znaleźć, to Zara, Marks&Spencer i Next. Są też perełki, np. torebki Louis Vuitton, Valentino. Nie wszyscy jednak zwracają uwagę na to, że spodnie czy bluza są od Armaniego. Poza tym coraz trudniej dostać fajne ciuchy. Kryzys daje się we znaki wszystkim, więc zanim ludzie coś wyrzucą, zastanowią się dwa razy. Klienci nie mają problemu z kupowaniem odzieży używanej, im większe miasto, tym mniejszy opór. Musiał potwierdza tezę, że sukces lumpeksów tkwi w różnorodności. – Można u nas znaleźć dużo tańsze markowe rzeczy. Minusem jest to, że zazwyczaj w danym fasonie jest jedna rzecz, więc problemem jest trafienie w rozmiarówkę. Nie ma sklepów z lepszymi czy gorszymi ciuchami, bo wszyscy opieramy się na tym samym. Jeśli otworzymy szafy w polskich domach, to znajdziemy bardzo podobne rzeczy. Mamy podobny styl, który opiera się na asortymencie kilkunastu marek. Zaopatrujemy się w tych samych galeriach. Polowanie na Diora Na blaszakach – tak klienci nazywają swój ulubiony second hand przy ulicy Chrobrego. Znajdziemy tutaj ubrania na wagę, jak i sprzedawane na sztuki. Dostawa co dwa tygodnie i całkowita wymiana towaru. Nie czuć charakterystycznego dla takich miejsc zapachu, kiedy wchodzę na zaplecze, mijam panią prasującą ubrania, które zaraz trafią na wieszaki. – Zainteresowanie naszym sklepem pojawiło się od razu. W ciągu dwóch tygodni codziennie dokładamy coś nowego. Jeśli chodzi o klientów, to nie ma określonej grupy społecznej. W pierwszym roku ludzie trochę się oglądali, zanim coś kupili, a teraz już nie. Poza tym u nas nie czuć charakterystycznego dla takich miejsc zapachu. Drażni mnie on, dlatego wszystkie ubrania są u nas prane – mówi Anna Stypczyńska, współwłaścicielka sklepu. – Przewaga nad tradycyjnymi sklepami polega na tym, że u nas są pojedyncze wzory, trafiają się rzeczy niepowtarzalne i po to właśnie przychodzą szczególnie klientki. Mają świadomość, że jak kupią jakąś kieckę czy bluzkę, to na terenie Wrześni nie może się zdarzyć druga taka sama. W sklepie można kupić wyłącznie markowe rzeczy w cenie od 50 zł za kilogram, a spodnie dżinsowe i pościele za 40 zł. Ceny ubrań sprzedawanych na sztuki nie zmieniają się. Pomysł na ubraniowy interes powstał z konieczności. – Poprzednio był tutaj bar piwny, skończyła się koncesja na alkohol, trzeba było uzyskać zgodę sanepidu na dalsze prowadzenie baru, to było nieopłacalne i trzeba było zmienić branżę. Na wrzesińskim rynku działamy od ośmiu lat – mówi Andrzej Stypczyński, współwłaściciel sklepu. Fenomen second handów Niewielki sklep z markową odzieżą używaną znajduje się przy ulicy Warszawskiej. Marta pracuje w tej branży już półtora roku. Obserwuje klientów i podkreśla, że dzisiaj przyjście do sklepu z używaną odzieżą nie zależy od zasobności portfela klienta. – Przychodzą urzędniczki, nauczycielki, właściciele własnych firm. Najczęściej trafiają się u nas ubrania firmy Atmosphere, New Look, Zara, Bershka, H&M. Sukces naszego sklepu tkwi w różnorodności. Rzeczy są niepowtarzalne, jedynym problemem jest trafienie w rozmiar. W tym miejscu wyprzedaże są we wtorki i wtedy wszystko jest sprzedawana za pół ceny. Dostawy są w środy, a trzy razy w ciągu roku można trafić dużą wyprzedaż, wtedy wszystko jest za 2,3 i 5 zł. – Lubię chodzić do lumpeksu, zwłaszcza w dniu dostawy, ale nie stoję w kolejce godzinę przed otwarciem. Traktuję to raczej jako ciekawe zajęcie. Moja garderoba składa się w 70% z ubrań kupionych w lumpeksach – mówi Justyna napotkana przed wejściem do sklepu. Korzystanie z second handów to już moda. Lubimy się chwalić, że coś fajnego udało nam się znaleźć i kupić to za grosze. Zawsze też pozostaje ta pewność, że siostra czy koleżanka z pracy nie kupi sobie takich samych spodni lub żakietu. Trzeba mieć tylko cierpliwość do ubraniowych łowów i wiedzieć, jak szukać. Model ma na sobie: kurtkę dżinsową marki MEXX – cena w sklepie ok. 230 zł, w lumpeksie 10 zł, koszulkę H&M – w sklepie ok. 39 zł, w lumpeksie 4 zł, spodnie Marks&Spencer – w sklepie 209 zł, w lumpeksie 13 zł i czapeczka Hema – w sklepie ok. 20 zł, w lumpeksie 6 zł. Gdybyśmy ubrali go w firmowych sklepach, musielibyśmy wydać ok. 500 zł, w lumpeksach zostawiliśmy niewiele ponad 30 zł. Sylwia Grzelińska