Wywiady z Mariuszem Zaruskim
Transkrypt
Wywiady z Mariuszem Zaruskim
Wywiady z Mariuszem Zaruskim Mariusz Zaruski – wielki człowiek wywiad Pan Mariusz Zaruski urodził się 31 stycznia 1867 roku na Podolu. Wiadomo, że był taternikiem, żeglarzem, malował i pisał krótkie utwory. Ponieważ wkrótce zostanie on patronem naszego gimnazjum, chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o życiu Pana Mariusza Zaruskiego. Redaktor: Zadam Panu na wstęp pytanie: jakie było Pana dzieciństwo, co pan czytał i w co lubił się bawić? Pan Mariusz Zaruski: Moje dzieciństwo przypadało na okres okrutnych prześladowań ludności polskiej przez Rosjan. Poza tym miałem dobre dzieciństwo. Mieszkałem wraz z rodzicami, dziadkiem i dwoma braćmi. Czytałem „Robinsona Crusoe” oraz „20 000 mil podmorskiej żeglugi”. Często bawiłem się z rówieśnikami w Indian, podróże i wojny. Strzelałem z łuku i jeździłem konno. Redaktor: Jakie było Pańskie wychowanie patriotyczne? Pan Mariusz Zaruski: Bardzo często wieczorami zasiadałem przy stole wraz z rodziną i słuchałem opowieści ojca i dziadka, którzy brali udział w powstaniu listopadowym. Potem śpiewaliśmy polskie pieśni narodowe. Później uczyłem się od stryja zasad konspiracji. Tak została przekazana mi miłość do ojczyzny. Redaktor: Gdzie rodzice wysłali Pana do szkoły, jakie były losy Pańskiej edukacji i jak Pan długo studiował? Pan Mariusz Zaruski: Naukę rozpocząłem w domu, lecz potem zostałem zapisany do prywatnej szkółki, gdzie poza oficjalnym programem nauczania narzuconym przez rosyjskiego zaborcę, potajemnie uczyłem się języka polskiego i historii Polski. Następnie uczęszczałem do gimnazjum w Kamieńcu Podolskim. Po przeprowadzce do Odessy uczyłem się na uniwersytecie na wydziale matematyczno – fizycznym. Trochę później wstąpiłem do Szkoły Sztuk Pięknych i Szkoły Morskiej. Po przyjeździe do Krakowa studiowałem dalej na kierunkach, których wcześniej nie ukończyłem. 3 Redaktor: Bardzo dużo się mówi o Panu jako żeglarzu. Od kiedy zaczęła się Pańska miłość do morza? Pan Mariusz Zaruski: Właściwie moja miłość do morza rozpoczęła się wraz z czytaniem książek o żeglarstwie. Gdy przyjechałem do Odessy, do miasta portowego, obserwowałem statki i okręty przybijające do przystani. Zaczęły pociągać mnie dalekie podróże, dlatego na wakacje popłynąłem statkiem Rosyjskiej Floty Ochotniczej -„Mewą”- do Bombaju. Redaktor: Słyszałem, że nawet na wygnaniu pływał Pan na jakichś jednostkach. Pan Mariusz Zaruski: Jako zesłaniec nie mogłem opuścić Archangielska. Zatrudniłem się przy rozładunku ryb. Z wielkim trudem pozwolono mi być marynarzem na szkunerze wożącym towary do północnej Europy. Potem otrzymałem tytuł szturmana i zacząłem pływać na żaglowcu „Nadzieja” po Morzu Białym i do portów norweskich. Redaktor: Po I wojnie światowej też przecież dużo Pan pływał. Z tego co wiem, był to okres największych zasług dla morza. Pan Mariusz Zaruski: Te zasługi były spowodowane przede wszystkim odzyskaniem przez Polskę dostępu do morza. W 1924 roku założyłem Yacht Klub Polski. Na zakupionym przez YKP jachcie "Witeź" po raz pierwszy popłynąłem w rejs pod polską banderą. Następnie zostałem sekretarzem generalnym Komitetu Floty Narodowej. W 1929 roku ze składek KNF-u zakupiony został żaglowiec "Dar Pomorza". Przekazano go jako statek szkolny do Szkoły Morskiej w Gdyni. Redaktor: W 1904 roku przeniósł się Pan do Zakopanego. To dzięki Panu turyści zaczęli przyjeżdżać w Tatry, a dla ich bezpieczeństwa założył Pan TOPR. Od czego zaczęły się pańskie zasługi dla gór? Pan Mariusz Zaruski: Gdy wraz żoną zamieszkałem w Zakopanym, założyłem pensjonat "Krywań", który pełnił rolę ośrodka kulturalnego. Przyjeżdżały tam sławne osoby na przykład: Ignacy Daszyński, Józef Piłsudski, Julian Marchlewski. Bardzo lubiłem chodzić po górach oraz jeździć na nartach. Potem zostałem wybrany sekretarzem Zakopiańskiego Oddziału Narciarzy. Ponieważ byłem redaktorem w lokalnej gazecie "Zakopane", w ten sposób zachęcałem Polaków do wycieczek w Tatry. Redaktor: Jak i dlaczego założył Pan TOPR i co Pan robił, by dobrze ono funkcjonowało? Pan Mariusz Zaruski: Przede wszystkim wiedziałem, że Tatry mogą być niebezpieczne. Śmierć kompozytora, Mieczysława Karłowicza, który zginął pod lawiną, przyspieszyła moje starania o założenia pogotowia ratunkowego. Tak się też stało. W 1909 roku założyłem TOPR (Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe) i stanąłem na jego czele. Organizowałem kursy i zawody narciarskie. Redaktor: Jakie miana otrzymywał Pan, będąc taternikiem? 4 Pan Mariusz Zaruski: Na to pytanie jest trudno odpowiedzieć. Nazywano mnie bardzo różnie, na przykład: "Mesjasz Tatr", "Hetman Tatr" oraz "organizacyjny król Tatr". Redaktor: Gdy rozpoczęła się I wojna światowa, stanął Pan na czele zakopiańskiej kompanii strzelców. A później kim Pan dowodził? Pan Mariusz Zaruski: W marcu 1915 roku zostałem dowódcą 1. pułku ułanów. Potem otrzymałem kolejny stopień i dowodziłem całym dywizjonem. Po areszcie zostałem komendantem Polskiej Organizacji Wojskowej, gdzie później stanąłem na czele górali wcielonych do armii. Gdy dostałem awans na generała, stałem się dowódcą 11. pułku ułanów. Redaktor: Jakie wyzwolił Pan miejscowości z rąk zaborców? Pan Mariusz Zaruski: Na samym początku walczyłem na froncie wschodnim, potem wyzwoliłem polskie wsie na Spiszce i Orawie. Jako generał walczyłem na froncie litewsko - białoruskim. W czasie tej ostatniej misji zdobyłem bardzo dobrze broniony dworzec kolejowy w Wilnie. Redaktor: Jakie ordery i stopnie wojskowe Pan otrzymał? Pan Mariusz Zaruski: Orderów dostałem bardzo dużo i nie ukrywam, że ciężko je zdobyłem. Tak więc w okresie swojej kariery wojskowej otrzymałem Virtuti Militari V klasy, pięciokrotnie Krzyż Walecznych, Krzyż Niepodległości, Polonia Restituta IV i III klasy, Medal za Wojnę oraz wiele odznaczeń zagranicznych. Redaktor: To już wszystkie pytania, które chciałem zadać. Miło mi się z Panem rozmawiało. Dziękuję za możliwość przeprowadzenia wywiadu. Pan Mariusz Zaruski: Dziękuję nawzajem i do widzenia. Redaktor: Do widzenia. Wywiad przeprowadzili i zredagowali: Mateusz Burtowy i Piotr Makowski z klasy II a 5 Wywiad z człowiekiem renesansuMariuszem Zaruskim Reporter: Dzień dobry państwu! Dzisiaj mamy jedyną i niepowtarzalną okazję porozmawiać z jednym z najbardziej wszechstronnych i zasłużonych dla naszej Ojczyzny człowiekiem. Jest wzorem dla wielu z nas. Żeglarz, malarz, narciarz, założyciel TOPR- u, taternik... Panie i panowie, moim gościem, jest nie kto inny, tylko generał Mariusz Zaruski! Witam pana serdecznie! Mariusz Zaruski: Dzień dobry, bardzo mi miło. Reporter: Mnie również, jestem wręcz zaszczycona pańska obecnością. Zaprosiłam pana, ponieważ już niedługo, zostanie pan, panie generale, patronem gdańskiej szkoły – Gimnazjum nr 27.Jak się pan z tym czuje? Mariusz Zaruski: Bardzo dziękuję. Jest to dla mnie, wspaniała nagroda. Dzięki temu wiem, że to, co robiłem i do czego dążyłem nie poszło, na marne. Czuję się cudownie, wiedząc, ze to miasto leży nad morzem. Czuję do Gdańska ogromny sentyment. Reporter: Pana osiągnięcia są imponujące, angażował się pan w wiele spraw, aktywnie udzielał się społecznie. Proszę powiedzieć, skąd czerpał pan tyle energii i siły na to wszystko? Mariusz Zaruski: Jeśli chodzi o energię to zawsze starałem się być w dobrej kondycji. W czasie kiedy byłem w wojsku oraz marynarce również się nie obijałem (śmiech). Poza tym zawsze starałem się być aktywnym fizycznie. Udało mi się to osiągnąć poprzez regularne ćwiczenia, częste podróże itd. Reporter: A propos podroży. Zwiedził pan prawie cały świat, zobaczył wiele ciekawych miejsc m.in. był pan w Japonii, Indiach, Egipcie, Syrii, jednak nigdy nie zapomniał pan o swoich korzeniach. Jak ważne dla pana, panie generale jest to, aby młodzi ludzie podkreślali swoje pochodzenie, swoją polskość? Mariusz Zaruski: Uważam, że to naprawdę istotne. Tak jak pani wspomniała, zobaczyłem wiele miejsc, choć niektóre, jak np. Syberię, nie z własnej woli, ale 6 nigdzie nie czułem się tak dobrze, jak w Polsce, na polskim morzu i w polskich górach. Reporter: Właśnie chciałam zapytać o pana życie związane z górami. To właśnie dzięki panu powstał TOPR, zdobył pan też wiele szczytów górskich i to dzięki panu w 1907sezon letni dla Zakopanego był równie udany, co zimowy. Czy przez to można stwierdzić, że właśnie góry kochał pan bardziej niż morze ? Mariusz Zaruski: Nie, góry i morze kocham tak samo mocno. Jestem niezmiennie dumny, że na jachcie „Zawisza” byłem otoczony tak wielkim szacunkiem, jednak kiedy na morzu odnoszę jakiś sukces, nie oznacza to, że zapominam o tym, czego dokonałem w górach. Na zawsze pozostaną one w moim sercu. Reporter: Jest pan człowiekiem bardzo wykształconym. Jakie ukończył pan studia i jakie, choć wiem, że jest ich wiele osiągniecie jest dla pana szczególnie ważne? Mariusz Zaruski: Bardzo to może nie, ale faktem jest, że ukończyłem Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie oraz studia matematyczno-fizyczne. Osiągnięciem na pewne nie będzie dla mnie żadna książka czy obraz. Największą satysfakcję daje mi to, co udało mi się zrobić dla Ojczyzny Reporter: Czyli zgadza się pan z tym, że określa się pana mianem wielkiego patrioty? Mariusz Zaruski: Myślę, że tak, a przynajmniej bardzo starałem się zasłużyć sobie na taki tytuł. Wielokrotnie działania na rzecz Polski bardzo mnie do niej zbliżyły. Takie przeżycia jak wojna, są naprawdę trudne, ale też niezapomniane. Nie dziwie się, że obecna młodzież nie ma takiego ducha patriotycznego, jednak mam nadzieje, że to się zmieni Reporter: Też mam taką nadzieje. Nie wiem, czy dowiedział się pan już, ale 12 stycznia 2007roku sejm RP podjął uchwałę, w której stwierdził, że pan, panie generale, „dobrze zasłużył się Polsce”, za co serdecznie panu dziękuję w imieniu Polaków i serdecznie gratuluję. Mariusz Zaruski: To ja dziękuję. Czuję się zaszczycony, że udało mi się zrobić cos dla kraju, który na zawsze pozostanie w moim sercu . Reporter: Dziękuję serdecznie za rozmowę. Mariusz Zaruski: Dziękuję. Hanna Siluk i Anna Flizikowska IIA 7 Rozmawiamy z Mariuszem Zaruskim, jednym z najwybitniejszych Polaków Taternik, fotograf, malarz, poeta i prozaik. Marynarz, żeglarz i podróżnik, konspirator, zesłaniec, legionista, ułan, generał Wojska Polskiego, adiutant prezydenta RP, grotołaz, ratownik, instruktor i popularyzator narciarstwa i turystyki górskiej, założyciel Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, wychowawca młodzieży... Kim tak naprawdę jest ten niezwykły człowiek? Jagoda Janowska, Elżbieta Zych: Witamy Pana bardzo serdecznie. Mariusz Zaruski: Dzień dobry. E.Z: Przejdźmy do pierwszego pytania. Jak przebiegała Pana edukacja? M.Z: Naukę rozpocząłem w domu. Następnie rodzice zapisali mnie do prywatnej szkółki w Mochylowie. Pamiętam, że poza programem, który narzucały władze rosyjskie, uczyliśmy się także potajemnie języka polskiego i historii Polski. Później uczęszczałem do rosyjskiego gimnazjum w Kamieńcu Podolskim. Parę lat później rozpocząłem studia na wydziale matematyczno-fizycznym. Jakiś czas potem zapisałem się również do Szkoły Sztuk Pięknych. Moja pasja do morza skłoniła mnie do rozpoczęcia nauki w szkole morskiej. Dodam, że nie przerwałem żadnych studiów. J.J: Trzeba przyznać, że jest Pan człowiekiem wszechstronnie wykształconym. Swoje przeżycia opisywał Pan z wielu dziełach. Przytoczy Pan kilka tytułów? M.Z: Najuważniejsze to chyba „Sonety Morskie”, „Pamiętnik żeglugi”, „Na bezdrożach tatrzańskich”, „Żaglowym jachtem przez Bałtyk”, „Na jachcie Witeź”. Wszystkie są dla mnie niezwykle cenne, wywołują wiele wspomnień. E.Z: A propos wspomnień, pamięta Pan swoją pierwszą miłość? M.Z: Oczywiście. Poznaliśmy się podczas moich studiów w Odessie. Była 2 lata młodsza ode mnie. Miała na imię Maryla. Jednak teraz mam żonę i jestem z tego dumny. J.J: Jak zaczęła się Pana miłość do morza? 8 M.Z: Myślę, że miało na to wpływ moje dzieciństwo. Czytywałem wtedy dużo książek o tematyce morskiej. Najbardziej lubiłem „Robinsona Cruzoe” i „20 000 mil podmorskiej żeglugi”. Potem przenieśliśmy się do Odessy, a jak wiadomo jest to miasto portowe. Zacząłem malować nadmorskie krajobrazy. Byłem tym tak zafascynowany, ze postanowiłem zaciągnąć się na żaglowiec „Mewa”. Do dzisiaj wspominam tamte czasy [śmiech]. E.Z: W okresie swojej kariery wojskowej otrzymał Pan wiele odznaczeń. Które z nich są dla Pana najważniejsze? M.Z: Wszystkie cenię jednakowo. Jednak te najwyższej rangi to: Virtuti Militari V klasy, Krzyż Walecznych, Krzyż Niepodległości, Polonia Restituta IV i III klasy. J.J: Nie można pominąć także Pana działalności w organizacjach konspiracyjnych. Mógłby nam Pan trochę o niej opowiedzieć? M.Z: Wszystko zaczęło się najprawdopodobniej od tego, że moja rodzina była bardzo patriotyczna. W dzieciństwie, wraz z braćmi słuchaliśmy opowieści taty i dziadka o powstaniu listopadowym. Na pewno wpływ miała też nauka w Kamieńcu Podolskim. Działałem głównie w studenckich organizacjach. Niestety, rosyjskie władze odkryły nasza grupę i zostaliśmy aresztowani. E.Z: Muszę przyznać, że Pana życie jest bardzo ciekawe. Dziękujemy, że zgodził się Pan udzielić nam wywiadu. M.Z: Cała przyjemność po mojej stronie. Jagoda Janowska, Elżbieta Zych kl. 2a 9 ROZMAWIAMY O ŻYCIU I TWÓRCZOŚCI Mariusza Zaruskiego Dzisiejszym tematem jest twórczość i życie patrona naszego gimnazjum. Przeprowadzę więc wywiad z człowiekiem renesansu. -Dziennikarz: Witam pana. -Mariusz Zaruski: Dzień dobry. -Dziennikarz: Skąd się u pana wzięło aż tyle zainteresowań? Co spowodowało, że miał pan takie hobby? -Mariusz Zaruski: Otóż w młodości uwielbiałem góry oraz morza. Byłem także harcerzem, co sprawiło, że pokochałem naturę. Lubiłem również być kreatywnym, dlatego też malowałem i pisałem. -D: Dlaczego pracował pan w TOPR? -M. Z: Kiedyś mój przyjaciel kompozytor zgubił się w górach. Na jego nieszczęście zeszła lawina, pod którą niestety stracił życie. Od tego czasu postanowiłem pomagać innym, żeby nie doświadczyli w górach podobnego losu. -D: Co spowodowało, ze zaczął pan służyć w wojsku? -MZ: Zawsze byłem patriotą i chciałem przysłużyć się krajowi. Tak bardzo kochałem ojczyznę, że gotów byłem w jej obronie poświęcić swoje życie. -D: Co najchętniej lubił pan fotografować, malować lub o czym pisać? -M. Z: Jak już wcześniej wspomniałem, uwielbiam naturę, wiec uwieczniałem widoki górskie, wygląd fal itp. Oprócz tego wiersze poświęcałem także koniom, którymi jako ułan zajmowałem się przez kilka lat. -D: Jakie miejsca, według pana są najpiękniejszymi na świecie? -MZ: Według mnie wszystkie miejsca na świecie są cudowne na swój sposób. Natomiast powiedzenie „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej” może wszystko wytłumaczyć. Dla każdej osoby najpiękniejsze jest miejsce urodzenia i dorastania. Są miejscami magicznymi, które można wspominać. -D: Może nam pan powiedzieć o jednym śmiesznym zdarzeniu ze swego życia? -M. Z: Ależ tak, z chęcią wam opowiem. Pewnego dnia na mój żaglowiec „Zawisza”, kiedy ja już miałem pięćdziesiątkę na karku, przyprowadziłem ze sobą grupę harcerzy. Kiedy pokazywałem im, jak należy wiązać węzły, opadł na maszcie jeden z żagli. Żaden z harcerzy nie chciał się podjąć wdrapania na maszt i podniesienia żagla, z uwagi na wysokość masztu i obawę przed możliwością upadku. Tego zadania musiałem się podjąć sam i tam się wdrapać. Dzieciaki patrzyły na mnie i podziwiały, jak zwinnie się poruszam po relingach. Naciągnąłem żagiel i zszedłem na dół. Kiedy spojrzałem na nich, spostrzegłem, ze wszyscy gapili się na mnie z otwartymi z podziwu ustami (śmiech). -D: (śmiech) To jest naprawdę śmieszna sytuacja. Bardzo dziękuję za wywiad. Michał Ciołkowski kl. 2a 10 MĘŻCZYZNA DOSKONAŁY Generał, taternik, poeta, marynarz, ratownik i instruktor. Jednym słowem mężczyzna doskonały. Twardo stąpa po ziemi, nie boi się ryzyka oraz jest oddany pracy, którą kocha. Intensywnie poświęca się działalności państwowej i społecznej naszego kraju. Mowa oczywiście o gen. Mariuszu Zaruskim, który zgodził się na przeprowadzenie z nami wywiadu. Dziennikarz: Generale, kiedy zetknął się Pan po raz pierwszy z morzem? Mariusz Zaruski: Jeżeli dobrze pamiętam, nastąpiło to, kiedy studiowałem na Uniwersytecie w Odessie. Byłem wtedy na wydziale fizyko - matematycznym. Jak tylko znalazłem się na pokładzie statku, zakochałem się w nim... Zrozumiałem, jak dużo znaczą dla mnie podróże. D: Wiele krajów już Pan zwiedził? M. Z: Myślę, że tak. Zwiedziłem już chyba pół świata <śmiech>, począwszy od krajów dalekiego wschodu, skończywszy na krainach egzotycznych. Niesamowite uczucie. D: Jednak w żadnym kraju Pan nie pobył zbyt długo... M .Z: No tak, zawsze wracałem, czuję się bardzo związany z moim krajem. D: W takim razie, jeśli chodzi o Polskę, czuje się Pan patriotą? M. Z: Oczywiście. Duży udział ma w tym I wojna światowa. Chciałem zrobić coś dla kraju… Zawsze czułem, że w głębi duszy jestem patriotą. Wstąpiłem do Legionów. W ślad za mną ruszyły inne osoby. Cieszyłem się, iż mogłem być przykładem dla wielu młodych. Zostało mi wtedy powierzone dowództwo nad 11. pułkiem ułanów. Zostałem za to odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V klasy, jestem z niego naprawdę dumny... D: Jak zakończył Pan swoją służbę wojskową? M. Z: Dostałem tytuł generała brygady i zostałem adiutantem prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. W stan spoczynku przeszedłem przed przewrotem majowym w 1926 r. D: To wielkie osiągnięcia, ale z tego co mi wiadomo, nie Pańskie jedyne. Dużo czasu spędzał Pan z młodzieżą. Jak Pan sądzi, czy jako wychowawca spełnił swoją rolę? M. Z: Myślę, że tak. Byłem faktycznym twórcą Komitetu Floty Narodowej będącego do tej pory tylko niezrealizowaną, zapomnianą uchwałą sejmową. Z jego składek kupiono m.in. „Dar Pomorza”. Oprócz tego zaprojektowałem Inspektorat Wychowania Morskiego Młodzieży. Myślę, że jakoś przyczyniłem się do rozwoju fizycznego i psychicznego nastolatków. D: Ale to nie jedyne Pana przygody z młodymi ludźmi. Mówią coś panu słowa: 11 "W twardym trudzie żeglarskim hartują się charaktery" ? M. Z: <śmiech> Czasem się zastanawiam, skąd dziennikarze to wszystko wiedzą. Cóż... byłem znany z tego powiedzenia, wśród harcerzy. Realizując tę myśl, objąłem w 1935 roku funkcję kapitana na szkunerze, który pierwotnie nazywano "Harcerz", a który na moje życzenie przemianowano na "Zawisza Czarny". To były cudowne lata, które pozwoliły mi połączyć dwie z moich kilku pasji - harcerstwo i żeglarstwo. W sumie to właśnie to drugie doprowadziło do tego, że moje losy tak bardzo związały się z harcerstwem. D: Mógłby nam Pan opowiedzieć o swoich dziełach poetyckich? M. Z: Napisałem szereg wierszy i opowiadań taternickich i zebrałem je w tomie „Na bezdrożach tatrzańskich”. Prócz tego pisałem też opowiadania żeglarskie, np. „Wśród wichrów i fal”. Zapisałem również całą masę odczytów, pogadanek i artykułów. Mogę się też poszczycić swoim podręcznikiem żeglugi morskiej <śmiech> , który został wydany jako pierwszy w dziejach Polski. D: Chyba wszystko w Pańskim życiu koncentruje się wokół morza. Ale jest jeszcze jedno miejsce, do którego chętnie Pan wraca, prawda? Niech Pan nam opowie o górach. I co przyczyniło się do założenia Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego? M. Z: TOPR powstał w 1909 roku. To organizacja mająca na celu zajmowanie się niesieniem pomocy poszkodowanym w wypadkach górskich na obszarze Tatr. Całe to przedsięwzięcie zostało zapoczątkowane dość przykrym zdarzeniem, które osobiście bardzo mną wstrząsnęło. Uznałem, że powinno istnieć takie stowarzyszenie, dzięki któremu ludzie w górach mogliby się czuć bezpiecznie. To ważne, tak samo jak dla mnie ważne są same góry. Od dawna mieszkamy tu z żoną i oboje uznaliśmy, że właśnie tu dożyjemy spokojnej starości. D: Koniec z podróżami? M. Z: Tak. Co prawda nigdy mi się to nie znudzi, ale wystarczająco dużo przeżyłem jestem już zmęczony. Poza tym już nie chciałbym więcej się rozstawać z Izabelą. D: Skoro jesteśmy przy rodzinie. Czy miał pan dzieci? M. Z: Miałem, całe mnóstwo harcerzy i kółek młodzieżowych <śmiech>. Ale chyba zabrakło mi w życiu czasu, żeby mieć własne. D: Czy żałuje Pan czegoś? I jakie ma pan plany na najbliższą przyszłość? MZ: Gdy się prowadzi takie życie jak moje, to niczego się w nim nie żałuje. Takie jest bynajmniej moje zdanie. A teraz chyba nie pozostaje mi nic, jak tylko siedząc przy herbacie z moją Izabelą, oddawać się mądrym lekturom. D: Tak więc życzę wielu miłych wieczorów i dziękuję za rozmowę. M. Z: Proszę i do zobaczenia. Natalia Bogusz I Iwona Rutkowskakl. IIc 12 SŁYNNY POLAK Witamy Państwa serdecznie w naszym programie ‘Rozmowy w szoku ‘ . Dzisiaj będziemy rozmawiać z wybitnym taternikiem, marynarzem, żeglarzem i podróżnikiem – Mariuszem Zaruskim. Tematem naszej dzisiejszej konwersacji będzie m.in. dzieciństwo tego słynnego Polaka. - - - - Witamy serdecznie i dziękujemy, że zgodził się pan z nami spotkać i udzielić kilku informacji. Ależ proszę, to czysta przyjemność. Jestem wdzięczny za zaproszenie . Urodził się pan 31 stycznia 1867 roku w Dumanowie na Podolu. Jak pamięta pan swoje dzieciństwo w rodzinnej miejscowości ? Wspominam je radośnie i pogodnie. Wraz z moimi braćmi starszym Stanisławem i młodszym Bolesławem uczyliśmy się pływać i jeździć konno. Całe dnie spędzaliśmy na wspólnej zabawie. Od dawna kusi mnie, aby zadać pytanie, jak to się stało że został pan malarzem, żeglarzem i marynarzem jednocześnie ? Czy nie sprawiało to żadnego kłopotu, czy nie miał pan problemów z brakiem czasu ? Miało to miejsce w Odessie, jednym z największych miast portowych nad morzem Czarnym. Wtedy poznałem morze i pokochałem je. Często obserwowałem jego wzburzone fale. Zafascynowany tymi obrazami, po powrocie do domu często malowałem to, co wtedy widziałem. A że wychodziło mi to całkiem nieźle, postanowiłem zapisać się do odeskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Interesowało mnie to tak, że nawet nie spostrzegłem upływającego czasu. Poświęciłem się temu zajęciu doszczętnie i sprawiało mi to niezmierną przyjemność. Kiedy zrealizowało się pana marzenie o prawdziwej przygodzie na morzu ? Kiedy udało się je wcielić w życie ? Podczas wakacji zaciągnąłem się jako załogant na żaglowiec “Mewa”, który płynął z Odessy do Bombaju. Przygotowywałem się starannie do podróży. Mimo wszystko podróż nie była taka łatwa, jak się spodziewałem. Z jednej strony dokuczała mi choroba morska, a z drugiej - wrogość rosyjskiej załogi. Wszystko to starałem się zwalczyć siłą woli i wrodzonym uporem. Wreszcie nawet wrogo do mnie nastawiony bosman docenił mnie, gdy podczas burzy zaproponowałem bezpieczniejsze rozłożenie leżącego luzem zboża, które mogło spowodować wywrócenie statku. Po tej wyprawie postanowiłem zdobyć uprawnienia żeglarskie. 13 - - - - - To naprawdę zaskakująca historia, na pewno wielu młodych ludzi mogłoby pozazdrościć panu uporu i chęci dążenia do wyznaczonego celu. Myślę, że jeżeli uda nam się określić swój cel życiowy, to już połowa sukcesu. A dążenie do niego to niełatwa, ale bardzo opłacalna droga. Czy nie doskwierała panu w tych podróżach samotność ? Na marynarzy w domu zawsze czekają stęsknione żony z gromadką dzieci. A w jakich okolicznościach poznał pan swoją obecną żonę ? Kiedy wróciłem do Odessy, drzwi do mieszkania mojej matki otworzyła mi córka właścicielki obszernego mieszkania – Izabela Kietlińska. Pobraliśmy się już 1901 r. Ponieważ Iza dużo słyszała o mnie z opowieści mojej matki, więc postanowiliśmy dłużej nie zwlekać. Ważną rolę w pana życiu odgrywa taternictwo. Tak, to prawda. Nasilenie ruchu turystycznego w Tatrach spowodowało, że zwiększyło się zagrożenie życia i zdrowia turystów. Organizowane doraźnie półśrodki nie wystarczyły. Zawsze chętnie brałem udział w wyprawach ratunkowych, jednak miały one utrudnione zadanie przez swoją jednorazowość i brak organizacji. W związku z tym rzuciłem pomysł stworzenia pogotowia ratunkowego. Z uporem działałem w tej sprawie wśród mieszkańców Zakopanego, a także na łamach prowadzonej przez siebie wspomnianej rubryki w lokalnej gazecie. Pogotowie ratunkowe być musi - i będzie! powiedziałem. Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe powstało 29 października 1909 roku w Zakopanem. To był jeden z moich największych sukcesów. Dziękujemy panu za ten wywiad, który na pewno przybliżył nam i czytelnikom pana sylwetkę. Do widzenia Dziękuję również, do widzenia. Paulina Apanasiewicz i Magda Rachwalik . Kl. 2c 14 CZŁOWIEK RENESANSU W XXI WIEKU Dzisiejszym numerze szkolnej gazetki drukujemy wywiad z Mariuszem Zaruskim, który wkrótce zostanie patronem Gimnazjum nr 27. Rozmawiamy z człowiekiem wszechstronnie wykształconym, taternikiem, marynarzem, poetą, malarzem, żołnierzem, generałem, twórcą TOPR- u. Kochającym morze i góry. Człowiekiem wartościowym, bohaterskim, patriotą. Jednym słowem Mariuszem Zaruskim, prawdziwym człowiekiem renesansu. Wiemy, że był pan niezwykłym człowiekiem. Czy mógłby pan powiedzieć, czym pan się zajmował? Oczywiście. Przede wszystkim marynarzem i taternikiem, fotografikiem, poetą i prozaikiem, konspiratorem, zesłańcem, legionistą ułanem, wreszcie generałem Wojska Polskiego i adiutantem prezydenta RP. Byłem również ratownikiem, instruktorem i popularyzatorem narciarstwa i turystyki górskiej. Założyłem Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Byłem też instruktorem ZHP i wychowawcą młodzieży. Jak zrodziła się w panu miłość do Polski w czasach zaboru? Mój dziadek brał udział w powstaniu listopadowym, natomiast ojciec i stryj Józef byli powstańcami styczniowymi, członkami powstańczego Komitetu Podolskiego. Dziadek i ojciec chętnie snuli wieczorami opowieści o swych walkach powstańczych, zaszczepiając mi i moim braciom miłość do ojczyzny. Dzięki temu oparłem się rusyfikacji, powszechnej wtedy we wszystkich szkołach zaboru rosyjskiego. Jak pan wspomina swoje dzieciństwo? Moje dzieciństwo było bardzo pogodne i wesołe. Niczego mi nie brakowało. Dostawałem dużo miłości od mojego taty Seweryna i mojej mamy Eufrozyny. Dużo czasu spędzałem na zabawach z moimi braćmi Stanisławem i Bolciem. To były wspaniałe czasy, takie beztroskie i wolne od obowiązków. Bardzo lubiłem czytać książki, moimi ulubionymi były,,Przypadki Robinsona Cruzoe'' oraz 20 000mil podmorskiej żeglugi.. Gdzie zaczął pan swoją naukę? Edukację, w tym naukę języka rosyjskiego, zacząłem w Mohylewie w prywatnej szkole, gdzie oprócz oficjalnych przedmiotów uczyłem się konspiracyjnie języka polskiego i polskiej historii. Później zamieszkałem u stryja Józefa, gdzie poszedłem do rosyjskiego gimnazjum. Czy pamiętna pan coś z tego okresu? Oczywiście, stryj prowadził działalność konspiracyjną w czym mu pomagałem. Nawiązałem wówczas z rosyjskimi rówieśnikami działalność skierowaną przeciwko caratowi. W czasie studiów byłem aktywnym członkiem konspiracyjnych organizacji patriotycznych. Nasza działalność koncentrowała się na walce o niepodległą Polskę i jednocześnie skierowana była 15 przeciw carowi Rosji. Pod przykrywą stowarzyszenia gimnastycznego, ćwiczyliśmy musztrę i władanie bronią. Wykorzystywałem wtedy umiejętność, którą nabyłem w wojsku. Niestety, policja cesarska wpadła na nasz trop. Aresztowano cała naszą grupę. Wiele miesięcy spędziłem w więzieniu w trudnych warunkach. Aby przetrwać i utrzymać formę, wykonywałem liczne ćwiczenia. Ten zwyczaj pozostał mi na całe życie. Za działalność konspiracyjną zostałem skazany na 5 lat zesłania. Jak zaczęła się pana przygoda z morzem? Przygoda z morzem zaczęła się na studiach. Kiedy studiowałem matematykę i fizykę na uniwersytecie w Odessie, po raz pierwszy zobaczyłem morze. Zakochałem się w nim. Podczas wakacji zaciągnąłem się jako załogant na żaglowiec “Mewa”, który płynął z Odessy do Bombaju. Przygotowałem się starannie do podróży. Mimo wszystko, podróż nie była łatwa: z jednej strony dokuczała mi choroba morska, a z drugiej - wrogość rosyjskiej załogi. Wszystko to starałem się zwalczyć siłą woli i wrodzonym uporem. W końcu nawet wrogo do mnie nastawiony bosman docenił mnie, gdy podczas burzy zaproponowałem bezpieczniejsze rozłożenie leżącego luzem zboża, które mogło spowodować wywrócenie statku. Po powrocie postanowiłem zapisać się do odeskiej szkoły morskiej, aby zdobyć uprawnienia żeglarskie. Gdy został pan zesłany, nie mógł pan usiedzieć w miejscu. Chciał pan wrócić na morze, jednak nie jako uciekinier. Wiemy, że poszedł pan do gubernatora z prośbą o zezwolenie na zaciągnięcie się na żaglowiec. Przysiągł pan na honor Polaka, że wróci pan. Czy mógłby pan powiedzieć nam nastolatkom z XXI w. co to jest honor? Honor to postawa, dla której charakterystyczne jest połączenie silnego poczucia własnej wartości z wiarą w wyznawane zasady moralne, religijne lub społeczne i czasami skłonnością do przesadnej reakcji na naruszenie tych zasad. Naruszenie zasad honoru przez siebie lub innych odbierane bywa jako "hańba". Nie mógłbym znieść takiego upokorzenia, więc wróciłem. Jak zaczęła się pana przygoda z Tatrami? Gdy moja żona Izabela miała kłopoty ze zdrowiem, przenieśliśmy się z Krakowa, gdzie mieszkaliśmy, do Zakapanego. Mieszkając w Krakowie, wyjeżdżaliśmy w pobliskie Tatry. Zamieszkaliśmy w domu na Ogrodowej 54, a założony tam pensjonat nazwaliśmy “Krywań”. Nazwa pochodzi od świętej góry Słowaków – Krywania. Jakie miał pan osiągnięcia w turystyce górskiej? Moje osiągnięcia z górami zacząłem od wejścia na Kasprowy Wierch, Giewont. Skrajną i Pośrednią turnię. To były moje pierwsze większe osiągnięcia. Zimą zacząłem jeździć na nartach po znanych mi szlakach. Potem zostałem instruktorem narciarskim. W roku 1906 odbyłem z towarzyszami okrężną wycieczkę wielodniową przez Tatry. W 1907roku, pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj, zdobyłem na nartach Kozi Wierch. Z moim świętej pamięci najlepszym przyjacielem Józefem Borkowskim. To były cudowne czasy. Nigdy nie zapomnę tych dni. 16 Dlaczego zdecydował się pan założyć TOPR? Głównym powodem była śmierć mojego przyjaciela, który zginął przysypany lawiną. Nie chciałem, aby podobne sytuacje miały miejsce w przyszłości. Już w 1907 rozpocząłem starania o utworzenie tej tak potrzebnej organizacji. Dwa lata później TOPR rozpoczęło swoją działalność. Szkoleniem pierwszych ratowników i wyrabianiu w nich wysokiego poczucia wartości, ofiarności i odpowiedzialności zająłem się ja. Czy mógłby pan krótko powiedzieć, co myśli pan o dzisiejszym narciarstwie? Narciarstwo bardzo rozwinęło się, jest dostępne właściwie dla wszystkich. Zostały unowocześnione narty, a także deska, na której się jeździ. Są wyznaczone trasy narciarskie i wyciągi. Drugą rzeczą, która mi się podoba, to dyscyplina sportowa- skoki narciarskie. Jest to sport trochę niebezpieczny, ale z miła chęcią nauczyłbym się skakać. A co pan myśli o przekształceniu TOPR na GOPR? To wspaniałe, nawet nie myślałem, że coś takiego będzie można założyć. Bardzo się cieszę na myśl o tym, ilu ludzi udało się uratować. Szczególnie cieszy mnie to, że ratownicy dziś wyposażeni są w najnowszy sprzęt. Czy mógłby pan wymienić tytuły najbardziej znanych swoich książek? Moimi najbardziej znanymi książkami są: ,,Sonety morskie'', ,,Sonety Północne'', ,,Współczesna żegluga morska'', ,,Na pokładzie Witezia'' oraz ,,Na pokładzie Iskry''. Pisałem również poradniki dla narciarzy, przewodniki, oraz artykuły do gazet. Bardzo lubiłem pisać wiersze i malować. Tematem mojego malarstwa uczyniłem oczywiście morze. Zawsze zachwycało mnie morze i wschody słońca. Po prostu musiałem to malować i opisywać. To była moja pasja. Dlaczego zaczął pan malować i jak rozwijał pan swoja pasję? Często obserwowałem wzburzone fale morza, życie portu i marynarzy w Odessie. Zafascynowany tym, co widziałem, po powrocie do domu często malowałem to. Jako że wychodziło mi to całkiem nieźle, postanowiłem zapisać się do odeskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Gdy wraz z żoną Izabelą przenieśliśmy się Krakowa, kontynuowałem studia malarskie na Akademii Sztuk Pięknych. Studiowałem m.in. pod okiem Cynka, Mehoffera i Wyczółkowskiego, osiągając bardzo dobre wyniki. Po ukończeniu ASP jako zawód zacząłem podawać “artysta malarz’’. Czy cieszy się pan z tego, że naszej szkole zostanie nadane pańskie imię? Oczywiście, że tak! Kto by się nie cieszył! To wydarzenie utwierdza mnie w przekonaniu, że wszystko, co robiłem w moim życiu, miało sens. Ponieważ jak pisałem: „Prowadziłem Polaków na góry i morze, ażeby stali się twardzi jak granit, a dusze mieli czyst e i głębokie jak morze”. Cieszę się z tego że moje starania nie poszły na marne. Dziękujemy, było nam bardzo miło. Leszek 17