Esbecy oczyścili Piotrowskiego

Transkrypt

Esbecy oczyścili Piotrowskiego
www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=98349
2008-12-10
Esbecy oczyścili Piotrowskiego
Dotarliśmy do świadka tragicznego wypadku sprzed ćwierćwiecza, skrzętnie tuszowanego przez
peerelowskie MSW
Służba Bezpieczeństwa podległa ówczesnemu szefowi MSW Czesławowi Kiszczakowi starała się przejąć
wszelkie dokumenty i materiały wskazujące na odpowiedzialność za spowodowanie śmiertelnego w skutkach
wypadku drogowego przez Grzegorza Piotrowskiego, szefa grupy "D" IV Departamentu MSW, zajmującego
się walką z Kościołem - wynika z informacji przekazanych nam przez dziś już najprawdopodobniej jedynego
żyjącego świadka zdarzenia. Nasz rozmówca potwierdza, że Piotrowski powinien odpowiadać przed sądem za
spowodowanie śmierci Marianny Kosińskiej. Tak się jednak nie stało, a sprawę skrzętnie zatuszowano. Przed
kilkoma dniami ujawniliśmy, iż w tym celu sfałszowano rzekome orzeczenie prokuratury i sygnaturę akt.
- To była samotna kobieta, dziś najprawdopodobniej nie ma już ani żadnych krewnych, ani świadków, którzy
mogliby przybliżyć okoliczności całego zdarzenia - przekonywał wysoki rangą pracownik IPN, gdy
zbieraliśmy materiały do tekstu o ukrywanym przez lata zabójstwie, którego sprawcą był Grzegorz Piotrowski,
oprawca księdza Jerzego Popiełuszki.
A jednak "Naszemu Dziennikowi" udało się dotrzeć do kobiety, która doskonale, jak się okazało, pamięta
okoliczności śmierci 82-letniej Marianny Kosińskiej i reakcję Służb Bezpieczeństwa na wypadek
spowodowany przez Grzegorza Piotrowskiego, wówczas naczelnika grupy "D" IV Departamentu MSW,
zaufanego człowieka generała Czesława Kiszczaka. Jej opowieść, choć bardzo emocjonalna, potwierdzać
może fakt absolutnej nietykalności, jaką cieszył się Grzegorz Piotrowski, i specjalnego parasola ochronnego
roztoczonego nad nim przez Czesława Kiszczaka.
- Dopiero niedawno syn przyniósł mi do domu gazetę i przeczytałam państwa artykuł. Wszystko stanęło mi
wówczas przed oczami, jak by to było dziś. Dobrze, że ktoś się tą sprawą zajmuje, może to zainteresuje IPN,
może ktoś wreszcie wyjaśni, dlaczego wokół tej śmierci było tak cicho - mówi kobieta, która zastrzega sobie
absolutną anonimowość i nie ukrywa, że - choć od zdarzenia minęło ćwierć wieku - obawia się reakcji byłych
esbeków. - Oni mają wciąż długie ręce - mówi.
Rozmowa dotyczy okoliczności śmierci Marianny Kosińskiej, z którą nasza rozmówczyni była zaprzyjaźniona
przez ponad dziesięć lat, i późniejszych działań SB.
www.radiomaryja.pl
Strona 1/3
Zasady nie obowiązują esbeka
5 grudnia br. w publikacji "Parasol Kiszczaka" ujawniliśmy, iż Grzegorz Piotrowski, funkcjonariusz Służby
Bezpieczeństwa kierujący grupą oprawców, która w bestialski sposób zamordowała ks. Jerzego Popiełuszkę,
powinien odpowiadać przed sądem nie za jedno, a dwa zabójstwa. Nieco ponad rok przed zabójstwem kapłana
Piotrowski na jednej z ulic Warszawy zabił kobietę - Mariannę Kosińską. Z materiałów, do których
dotarliśmy, wynika, że sprawa tego wypadku samochodowego została zatuszowana. Zapewne na polecenie
MSW, którym wówczas kierował Kiszczak.
Spreparowano akta nigdy nieprowadzonego prokuratorskiego postępowania, na podstawie którego fałszywie
uznano, że sprawa "potrącenia ze skutkiem śmiertelnym" nie ma cech przestępstwa. - Wiem, jak zginęła. Szła
do kościoła na osiemnastą, a on wyleciał samochodem, pędząc jak szatan. Jechał ponad sto kilometrów na
godzinę, choć przecież to miasto, więc obowiązuje ograniczenie prędkości. Nie umarła od razu, zaniósł ją do
szpitala i tam zmarła - mówi kobieta.
SB niepokoją ślady?
W Rejestrze Śledztw i Dochodzeń Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej MO znalazła się
informacja, jakoby dochodzenie w sprawie "wypadku ze skutkiem śmiertelnym" z udziałem Grzegorza
Piotrowskiego wszczęto trzy dni później - 8 sierpnia 1983 roku. Jak wynika z naszych informacji, żadnego
śledztwa nie było, a trzy dni zwłoki od chwili wypadku wystarczyły Ministerstwu Spraw Wewnętrznych,
którym kierował wówczas Czesław Kiszczak, do roztoczenia parasola ochronnego nad kapitanem SB.
- Krewnej pani Marianny wydano rzeczy ze szpitala, takie zakrwawione. Ona je wyrzuciła. Była później
nachodzona przez funkcjonariuszy SB, którzy domagali się od niej dowodu, że te rzeczy zostały zniszczone,
że nie ma po nich śladu - mówi nasza rozmówczyni. To może oznaczać, że SB chciało przejąć materiały, które
ze śmiertelnym wypadkiem drogowym mogły łączyć Grzegorza Piotrowskiego. Na ubraniu kobiety z
pewnością znajdowały się ślady lakieru samochodu, którym poruszał się funkcjonariusz SB.
- Esbecy chcieli, by Piotrowski był absolutnie "czysty". Był przecież szefem specjalnej komórki, człowiekiem,
który nie musiał obawiać się ani sądu, ani prokuratury w tej sprawie - mówi jeden z pracowników IPN.
Zdaniem naszego świadka, nie można wykluczyć, że funkcjonariusze SB usiłowali zastraszyć również jedyną
bratanicę Kosińskiej, która krótko po całym zdarzeniu wyjechała z Polski. - Wiem, że się z nią kontaktowali.
A może ją zastraszyli, bo była dziwnie obojętna. Podejrzewam, że jej grożono, bo w ogóle o śmierci
Kosińskiej nie chciała rozmawiać - mówi kobieta.
W archiwach przy sfingowanej informacji o umorzeniu postępowania w tej sprawie w związku z "brakiem
cech przestępstwa" widnieje data 30 listopada 1983 roku. Niecały rok później Piotrowski wraz z Waldemarem
www.radiomaryja.pl
Strona 2/3
Chmielewskim i Leszkiem Pękalą uprowadzają, torturują, a następnie mordują ks. Jerzego Popiełuszkę,
kapelana "Solidarności".
Wojciech Wybranowski
www.radiomaryja.pl
Strona 3/3