Delikatny dotyk Matki - Dominikanie Służew

Transkrypt

Delikatny dotyk Matki - Dominikanie Służew
Pismo Parafii św. Dominika w Warszawie
Rok 13
Numer
zima 2007
55
Siedemdziesięcio­
lecie, cz. 2 – lata
powojenne s.2
Jubileusz
o. Bogusława
Skalińskiego OP
s.4
Dawajcie sobie
kwiaty, kiedy
jesteście żywi s.6
U nas jak
w rodzinie s.8
Wychowanie
– świat wartości –
rozmowa
s.10
Kto jest kim
w klasztorze
na Służewie? s.12
Delikatny dotyk Matki
Świetnie pamiętam pewien wieczorny spacer
po Lwowie… Delikatny dotyk Matki Bożej – łagodnie położyła dłoń na moich plecach. Kiedy
ktoś kładzie komuś rękę na plecach, to często przy
tym geście pokazuje kierunek, w którym powinno
się iść. I tak uczyniła Matka Boża…
Później czułem niesamowitą siłę przyciągania
w życiu, ale za tym kryła się zupełna wolność.
Bóg przyciąga tak silnie, że wydawałoby się, iż
to jest nieodparte, ale nie ma w tym cienia manipulacji. Często po tym wydarzeniu chodziłem
na nabożeństwa wieczorne do kościoła. Nigdy
wcześniej nie zostawałem na nabożeństwach,
msza owszem, najlepiej krótka. Rozbudził się
we mnie głód Eucharystii. Skąd się wziął?
To wpływ Matki Bożej!
Dzisiaj na te wydarzenia patrzę perspektywicznie:
zamiarem Maryi było wyciągnąć człowieka z błota, posłać do kościoła, pokazać mu Ciało Syna
Bożego i dać mu głód tego właśnie pokarmu…
Po czasie wszystko przygasło... Żadnego rozkazu, żadnego zastępowania mnie, czyli – krótko
mówiąc – żadnej infantylizacji. Musiałem ciężko
walczyć ze sobą i kilka razy upadłem.
Stoczyłem dwie bardzo ciężkie walki duchowe…
To miało wyćwiczyć moją wolę, żebym nie był
uzależniony, nawet od Matki Bożej.
To ciekawe, że niektórzy teologowie, mężczyźni
oczywiście, trochę boją się zbytniego wpływu
Matki Bożej w Kościele… A przecież Pan Jezus
doskonale sobie radzi z wszechmocą modlitwy
swojej Matki. Jej wszechpośrednictwo na pewno w żaden sposób nie zmieni Jego odwiecznych
postanowień.
Joachim Badeni OP
Tekst z książki Kobieta boska tajemnica, Kraków 2006,
Dom Wydawniczy „Rafael”, s. 111
Figura Matki Boskiej na placu klasztornym
cz. 2 – lata powojenne
B
iorąc pod uwagę ogrom zniszczenia Warszawy,
trudno się dziwić, że zaraz po wyzwoleniu przełożeni klasztoru zdecydowali się udostępnić część
pomieszczeń Ministerstwu Spraw Zagranicznych
na tymczasowe mieszkania dla jego pracowników
oraz maga­zyny. Liczyli na lojalność partnera, który
obiecywał rychły zwrot zajmowanych lokali. Niestety,
w 1951 roku MSZ przekazało wynajęte przez siebie
pomieszczenia w administrację Zarządu Budynków
Miejskich, nie mając do tego żadnych podstaw prawnych i nie licząc się z wolą właściciela.
Wielokrotne starania klasztoru o odzyskanie
swojej własności czasem kończyły się odwrotnym
skutkiem, np. w 1952 roku władze chciały w ogóle
wysiedlić dominikanów i zlikwidować kaplicę; z kolei na początku lat sześćdzie­siątych najpierw oddano
część pokoi, a później znowu je zabrano, próbując
przy tym pozbawić klasztor i wcześniej używanych
przezeń pomieszczeń. Nie mniej trudna była sytuacja
lokatorów, którzy mieszkali w pokojach niedostosowanych dla pomieszczenia kilkuosobowych czasem
rodzin, bez kuchni i sanitariatów. Niezadowoleni
ze swej sytuacji mieszkańcy dewastowali budynek,
który powoli zamieniał się w rodzaj slumsów.
W Zapiskach ks. prymasa Stefana Wyszyńskiego
pod datą 27 stycznia 1952 roku znajdujemy taką notatkę: „Klasztor dominikański na Służewie jest zagrożony; część gmachu zajęli od dawna urzędnicy MSZ,
na resztę ma chęć nienasycone nasze Państwo, które
zamiast budować domy, kradnie gdzie może. Tym
razem radzi, by zakonników przenieść do klasztoru
św. Jacka na Starówce, by mieć wolną rękę. Uważam,
że trzeba się bronić, gdyż kaplica potrzebna jest dla
ludności”. Aby uchronić klasztor przed likwidacją,
3 sierpnia 1952 roku ksiądz prymas erygował niewielką wówczas parafię św. Dominika. Pierwszym
jej proboszczem został o. Adam Studziński, w czasie
wojny kapelan w II Korpusie gen. Andersa, odznaczony orderem Virtuti Militari za bohaterskie posługiwanie żołnierzom w czasie bitwy pod Monte Cassino.
Ta decyzja okazała się opatrznościową dwadzieścia
lat później, kiedy zaczęło powstawać osiedle Służew
nad Dolinką.
Od roku 1945, gdy w kaplicy klasztornej znalazł
gościnę, przywieziony tu przez dominikanów wysiedlonych z Żółkwi, cudowny obraz Matki Bożej Niepokalanej Królowej Różańca świętego, kaplica służewska
2
Dominik nad Dolinką
stała się miejscem kultu maryjnego. We wrześniu
1965 roku ksiądz prymas Stefan kardynał Wyszyński
dokonał ponownej koronacji obrazu.
Przez wiele powojennych lat, mimo panującej
ciasnoty, klasztor był nadal – zgodnie z pierwotnymi
założeniami – domem studiów dla części dominikańskich kleryków. Jednak potrzeba zapewnienia coraz
liczniejszych po­mieszczeń dla celów duszpasterskich
sprawiła, że przynajmniej na jakiś czas studium zostało przeniesione do Krakowa. Natomiast od roku
1956 rozwijała się w klasztorze inna placówka badań
teologi­cznych – Instytut Tomistyczny, założony przez
o. Bernarda Przybylskiego. Instytut zdołał zgromadzić niezwykle bogaty i cenny księgozbiór naukowy,
starał się zbierać i udostępniać informacje o rozwoju myśli teologicznej oraz podjął własne programy
badawcze, m. in. nad teologią rodziny, mariologią,
historią teologii średniowiecznej w Polsce, historią
polskiej religijności.
Nie można pominąć jeszcze jednego dzieła, jakie
podjęli dominikanie ze Służewa od końca lat czterdziestych i na początku pięćdziesiątych, za przeoratu
o. Urbana Szeremeta. Była nim odbudowa niemal doszczętnie zrujnowanego dawnego dominikańskiego
kościoła i klasztoru św. Jacka przy ul. Freta, który
przez kilka lat był filią konwentu służewskiego.
Po wzniesieniu osiedla Służew nad Dolinką
i korekturze granic parafii w lutym 1984 roku, gdy
liczba parafian wzrosła do około 18 tysięcy, powstała paląca potrzeba budowy kościoła klasztornego,
który mógłby również służyć rozrośniętej parafii
św. Dominika. W okresie trwania tak zwanej Polski Ludowej jej władze, kierując się założeniami
ideologicznymi, a także w akcie represji wobec
niepokornego prymasa Wyszyńskiego, skutecznie
blokowały budowę nowych kościołów w Warszawie.
Dopiero po wyborze papieża-Polaka w 1978 roku
i w obliczu niepokojów społecznych na początku lat
osiemdziesiątych ta polityka uległa zmianie. Zgodzono się na budowę kościołów w sąsiednich parafiach, na Służewcu, Ursynowie i Stegnach. W marcu
1981 roku władze miejskie odpowiedziały pozytywnie także na długoletnie prośby klasztoru i naszych
parafian, wspierane przez arcybiskupa archidiecezji, prymasa Wyszyńskiego. W sobotę 4 grudnia
1982 roku nowy arcybiskup warszawski, kardynał
Józef Glemp poświęcił plac pod budowę kościoła
i krzyż, który na nim postawiono. Po zatwierdzeniu
przez władze budowlane, w dniu 16 maja 1983 roku,
projektu kościoła i towarzyszących budynków, autorstwa zespołu kierowanego przez inż. architekta
Władysława Pieńkowskiego, w końcu czerwca rozpoczęła się budowa. Nie sposób w tym miejscu nie
wspomnieć śp. o. Michała Mroczkowskiego (zm.
24 grudnia 2005), który jako prowincjał starał się
wytrwale o pozwolenie na budowę, przygotowywał
projekty, a później jako syndyk prowincji zdobywał
środki na ich realizację. Bezpośredni trud prowadzenia budowy, „zdobywania” – bo tak to w ówczesnych
warunkach wyglądało – materiałów budowlanych
spadł na o. Witolda Boronia.
W niedzielę 28 maja 1985 roku ks. bp Władysław
Miziołek poświęcił kamień węgielny kościoła, który
wraz z aktem erekcyjnym upamiętniają­cym to wydarzenie wmurowano w jeden z filarów wznoszonej
świątyni. W tym czasie położono już strop dolnego
kościoła i ołtarz, na którym odprawiano mszę świętą,
stał na posadzce przyszłego kościoła górnego. Trzeba
było czekać jeszcze dziewięć lat, zanim można było
wejść do niego z nabożeństwami. Stało się to 30 października 1994 roku, kiedy Jego Eminencja ks. kardynał Józef Glemp, metropolita warszawski i prymas
Polski, poświęcił uroczyście świątynię.
Po długim czasie poszukiwania odpowiedniej oprawy architektonicznej w dniu 8 grudnia 2006 roku ks.
prymas Józef Glemp mógł poświęcić kaplicę cudownego obrazu Matki Bożej, która od początku stała się miejscem modlitwy i adoracji. Twórcą projektu kaplicy, tak
jak wcześniej spowiednicy, krużganków i innych prac
prowadzonych w ostatnich latach w kościele i klasztorze, jest pan architekt inż. Stanisław Niemczyk.
Rok przed otwarciem kościoła, jesienią 1993 roku,
do wyremontowanego klasztoru wrócili po latach
przerwy dominikańscy studenci filozofii. Można więc
powiedzieć, że dzięki temu klasztor znów służy celowi, dla którego był budowany, a bracia studenci wnoszą wiele młodzieńczego ducha w naszą działalność
duszpasterską. Nie można też pominąć wkładu ojców
wykładowców i pracowników Instytutu Tomistycznego we wzbogacenie „oferty” duszpasterskiej, jaką
klasztor może przedstawiać parafianom i wszystkim,
którzy do nas przychodzą, by modlić się oraz pogłębić
i umocnić swą wiarę.
Witając zebranych na uroczystości poświęcenia
kościoła w 1994 roku, ks. prymas powiedział: „Dzisiaj, w radosnej chwili naszej modlitwy, w której
poświęcamy Bogu świątynię, cała przestrzeń, którą
zamykają ściany tego domu Bożego, napełniła się
słowami Chrystusa. A słowa te z dzisiejszej Ewangelii zabrzmiały: «Wy jesteście solą ziemi, wy jesteście światłością świata». Te słowa powiedział Jezus
Poświęcenie kościoła św. Dominika, 30 października 1994.
Chrystus nie tylko do słuchających go w Palestynie,
dzisiaj mówi je do nas. Do każdego z nas. Ty masz być
solą ziemi, a więc nadawać ten smak ducha i wartości,
które czerpiesz z chrztu świętego. Ty masz być światłością, to znaczy, że przez twoją osobę i przez sposób
twojego życia błyszczy prawda Ewangelii”.
Warto przypomnieć na zakończenie te słowa,
bo przecież prawdziwą historią Kościoła, także tej
małej jego cząstki, jaką stanowi klasztor św. Józefa
na Służewie i parafia św. Dominika, nie są dzieje budowli z cegieł i betonu, ale Kościoła żywego złożonego z ludzi, którym te mury mają służyć, tych, którzy
tu przychodzą i wracają do swoich domów umocnieni
w wierze… a czasem, niestety, także z poczuciem niedosytu i zawodu. Na tę historię składają się tysiące odprawionych w tym miejscu mszy świętych, niezliczona
liczba spowiedzi, wysłuchanych tu kazań, rekolekcji
i misji, konferencji i spotkań formacyjnych. Łatwiej
byłoby policzyć liczbę chrztów, ślubów, a także i pogrzebów, od czasu powstania parafii. Czas jubileuszu
siedemdziesięciolecia klasztoru jest dla nas dominikanów, ale także dla wszystkich, którzy tu przychodzicie, momentem refleksji – czy rzeczywiście staramy
się być solą ziemi, Kościołem żywym.
o. Jan Spież OP
Dominik nad Dolinką
3
Jubileusz o. Bogusława Skalińskiego OP
W
dniu 11 listopada 2007 roku o. Bogusław Skaliński podziękował Panu Bogu za 25 lat kapłaństwa i za wszystkich dobrych ludzi, którzy przez
cały ten czas wspierali go swoją modlitwą. W latach
1989–1998 o. Bogusław był proboszczem naszej służewskiej parafii.
W kronikach klasztornych odnotowano:
W sobotę 6.11.1982 roku o godz. 11 w Warszawie na Służewie J. E. ks. bp Władysław Miziołek,
sufragan warszawski, udzielił święceń kapłańskich
br. Bogusławowi Skalińskiemu.
Przy tej okazji warto odnotować, że o. Bogusław
był związany z Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej
od lat dziecięcych, wprawdzie nigdy nie przynależał
do naszej parafii, to jednak tutaj uczęszczał na katechizację, a w szczególny sposób udzielał się jako ministrant – przez 10 lat. Był także jednym z pierwszych
lektorów. Nic też dziwnego, że mimo «pracującej»
soboty i dnia nauki w szkole na święcenia przybyło
sporo dawnych koleżanek i kolegów o. Bogusława –
zwłaszcza z tzw. starej parafii.
Księdza biskupa przy wejściu do kaplicy powitał o.
przeor Józef Bakalarz. Kwiaty wręczały dzieci i ministranci, którzy z dumą stwierdzili, że kandydat do kapłaństwa jest ich «starszym kolegą po fachu». Ojciec
przeor w swoim wystąpieniu wyraził radość z faktu
Msza św. jubileuszowa z udziałem o. Adama Studzińskiego OP
4
Dominik nad Dolinką
święceń w tej kaplicy i równocześnie przypomniał,
że w ostatnim czasie ks. bp Miziołek przybywa do nas
po raz trzeci udzielać święceń prezbiteratu. Otrzymali tu już święcenia: o. Paweł Cichocki, który jeszcze
jako diakon prowadził katechizację na Służewie,
i o. Tomasz Bik – warszawiak z wychowania.
Ojciec Bogusław ochrzczony został u św. Katarzyny, ale następne sakramenty – włącznie z kapłaństwem – przyjął już w służewskiej kaplicy. Jego
rodzina związana była z dominikanami i tu uczestniczyła we mszach świętych i nabożeństwach. Tego,
że od dzieciństwa wszystko zawdzięcza Matce Bożej,
o. Bogusław nigdy nie ukrywał. Na zakończenie mszy
świętej dziękczynnej powiedział: „Jubileuszowych
obrazków nie przygotowywałem, bo my tu wszyscy
na Służewie mamy najpiękniejszy obraz, jaki może
być: Matkę Bożą Żółkiewską, której bardzo wiele
zawdzięczam. Do bycia ministrantem zachęcił mnie
Krzysiek Urbańczyk. Zapisałem się w trzeciej klasie
szkoły podstawowej”.
Nie bez znaczenia w podjęciu tej decyzji – zdradzają jego koledzy – była możliwość gry w ping-ponga,
którą Boguś uwielbiał. Szybko też nauczył się ministrantury po łacinie. Systematycznie przychodził w adwencie na roraty, które rozpoczynały się o godzinie
szóstej. Ten spośród ministrantów, który pojawił się
pierwszy, zapalał w kaplicy adwentową świecę. Często
mimo wyjścia z domu raniutko, by zaświecić roratkę,
okazywało się, że w salce już czekają chętni, którzy
wstali jeszcze wcześniej. Brat Paweł Leszcz uważał
Bogusia za jednego z lepszych ministrantów. Wysoko
cenił sobie jego sumienność. Gdy wyjeżdżał na wakacje, prosił go o zastępstwo w zakrystii, wiedząc,
że wszystko będzie jak być powinno. Ówczesnemu
proboszczowi, o. Benedyktowi, Bogusław pomagał
w wypisywaniu duplikatów ksiąg parafialnych dla diecezjalnego archiwum. Chyba wtedy jeszcze nie przypuszczał, że za kilkanaście lat przyjdzie mu samemu
prowadzić księgi w oryginałach.
Dla o. Melchiora Boguś ministrant był „jednym
z głównych punktów”, na których można się było
oprzeć. A przy tym wszystkim był chłopcem bezpośrednim, pełnym humoru i bardzo lubianym. Po maturze już jako student, wraz z kolegami, poprosił
o. Melchiora o możliwość wspólnych spotkań. Był
to początek duszpasterstwa akademickiego, do którego z roku na rok przychodziło coraz więcej osób.
Krzysztof Urbańczyk przyznaje, że w ogóle się nie
spodziewał, by jego kolega mógł wpaść na pomysł
pójścia do zakonu. Często się spotykali, rozmawiali
na różne tematy i nic nie wskazywało na to, by w głowie
przyjaciela dojrzewały tego rodzaju pomysły. Zamiarów
Bogusia nie znał nawet jego brat Marek, który dowiedział się o nich dopiero po powrocie z wakacji.
„Znaliśmy się – mówi Mieczysław Dąbrowski –
od piaskownicy. Mieszkaliśmy bowiem w odległości
jakieś 200 metrów od siebie. Z Bogusiem i jego bratem Markiem grywaliśmy dość ostro w piłkę. Jeździliśmy na rowerowe wycieczki. Nieraz przemierzaliśmy różne trasy, jeżdżąc nawet po nocach. W naszym
gronie Boguś był koneserem muzyki. Zawsze miał
najnowsze nagrania. Była to muzyka bardzo ambitna.
Do dziś lubię ten gatunek muzyczny, w który nas Boguś wprowadzał. Potem poszedł na matematykę. Mieliśmy wspaniałego nauczyciela, który potrafił uczniów
w matematyce rozkochać. Informacja, że Boguś jest
w zakonie, była dla nas prawdziwym zaskoczeniem.
Miał taki ścisły umysł, konkretny, stąd też nasze zaskoczenie było wyjątkowo duże”.
„Bogdan ze wszystkiego był bardzo dobry,
a zwłaszcza z matematyki. Toteż w czasie jednej
z klasówek w szkole podstawowej – wspomina
z uśmiechem Halina Ćwiek – zerknęłam do Bogdana i zobaczyłam, że ma on inny wynik. Skreśliłam
więc szybciutko to, co napisałam sama, i przepisałam
wszystko od niego. Nauczyciel napisał mi tak: gdybyś
nie ściągała, to miałabyś dobrze”.
O samych prymicjach w naszych kronikach czytamy:
Następnego dnia, tj. w niedzielę 7.11.1982
o godz. 12, o. Bogusław Skaliński odprawił w naszej
kaplicy swoją pierwszą mszę świętą… Prymicje te
były dużym wydarzeniem religijnym dla naszej parafii, o czym świadczy choćby tylko tłum wiernych,
długo i cierpliwie oczekujących na błogosławieństwo
prymicyjne. Szczególnie godny podkreślenia jest fakt,
że Prymicjanta otoczył przy ołtarzu, oprócz bielanek,
„kordon” ponad stu ministrantów, a do mszy świętej
służył rodzony brat Prymicjanta Marek, zresztą już
żonaty – na Służewie nie jest to wyjątek, że służą
do mszy świętej tatusiowie. Z okazji tej pięknej uroczystości nie można pominąć śp. br. Pawła Leszcza
– jak chcą niektórzy wierni „sufraganowi służewskiemu” – z wdzięcznością za trud wychowawczy
nie tylko wobec o. Bogusława, ale i całej rzeszy
ministrantów.
Lata dziewięćdziesiąte to okres, który od proboszcza wymagał szczególnie wiele serca i cierpliwości.
Ojciec Bogusław zdecydowanie stwierdza, że zarówno dzieci, jak i młodzież, którą katechizował, była
wspaniała. O swojej pracy duszpasterskiej mówi krótko: Czasy były trudne, trwała budowa kościoła, z katechezą trzeba było wejść do szkoły. W tym wszystkim
miałem wielkie oparcie w bracie Pawle, który służył
naszej parafii przez blisko pięćdziesiąt lat.
Na zakończenie tej relacji pozostaje nam jedynie
podziękować Panu Bogu za wszystko dobre i piękne,
do czego swoją rękę przyłożył (zaryzykuję tu słowa,
których o. Bogusław bardzo nie lubi) DOSTOJNY
JUBILAT.
o. Stanisław Gołąb OP
Proboszczowie parafii św.Dominika
Dominik nad Dolinką
5
W
ielu ludzi, wiele osób świeckich powierza nam
przeżywane przez siebie cierpienia. Dziś dziękujemy Panu Bogu za dar waszej obecności. Dziękujemy również za waszych braci kapłanów – ojców
dominikanów z tej parafii. Wierzcie, to nie ma być
rodzaj kadzidła – ale ponieważ widzimy tyle cierpienia w tylu częściach świata, chcemy oddać chwałę
Panu Bogu za otwartość kapłanów.
„Ty masz dar spowiadania, dar przebaczania grzechów.
Oczywiście, każdy kapłan ma ten dar, ale ty masz ten
dar tak wielki, jak miał ojciec Pio. I gdy się będziesz
modlił i spowiadał, i kiedy nałożysz ręce, to wielu
osunie się na ziemię w spoczynku Ducha Świętego”.
O północy spotkaliśmy się wszyscy z braćmi dominikanami i ten kapłan też przyszedł, i już ustawiła się wielka kolejka do spowiedzi. Ludzie wyznawali grzechy.
Dawajcie sobie kwiaty,
kiedy jesteście żywi
Przed rokiem powiedzieliśmy sobie, że uciekniemy do ojców dominikanów, gdzie zaznamy trochę
spokoju na modlitwę w ciszy i samotności. Tymczasem w klasztorze natychmiast się okazało, że stoi kolejka ojców i braci dominikanów z prośbą, abyśmy się
za nich modlili. Kolejka stała aż do trzeciej w nocy.
I to jest wielka łaska. Bo świadczy o tym, gdzie znajduje się serce waszych kapłanów. Kiedy my za nich
się modlimy, czujemy że są synami Maryi. Dlatego
chcielibyśmy wam powiedzieć – nie zostawiajcie
ich nigdy w spokoju. Dniem czy nocą, rano czy wieczorem, zawsze ich proście – módlcie się za nami.
I wy módlcie się za nich.
Widzicie, Matka Boża w Medjugorie mówi takie
zdanie: „Dobrze, że prosicie Mnie o błogosławieństwo, ale gdybyście wiedzieli, o ile bardziej mocne
jest błogosławieństwo kapłanów, nie dalibyście im
spokoju, zawsze byście ich o nie prosili”.
Pamiętam – mówi o. A. Cadeddu – w zeszłym roku
modliliśmy się za jednego z kapłanów (nie pamiętam
imienia) i w trakcie modlitwy powiedzieliśmy mu:
Fot. M. Wziontek/ONS
6
Dominik nad Dolinką
Nasz kapłan położył rękę na człowieku, by mu udzielić
rozgrzeszenia, a ten osunął się w spoczynku Ducha
Świętego i pozostał przez 20 minut w konfesjonale.
Tymczasem w kolejce ludzie czekali…. i szeptali między sobą, co oni tam robią tak długo… A zakłopotany
kapłan mówi do nas: „No, jeżeli tak każdy będzie leżał
20 minut na ziemi, to ja będę potrzebował 10 godzin,
żeby wyspowiadać te 20 osób”.
Posłuchajcie teraz z uwagą, musicie modlić się bardzo intensywnie, bo – jak powiedzieliśmy już przed
rokiem – to miejsce jest miejscem charyzmatycznym,
gdzie Maryja objawi się z ogromną mocą, gdzie Maryja
będzie prosiła Pana, by czynił cuda i uzdrawiał. I cała
Polska będzie przychodziła do tego kościoła. A ojcowie
dominikanie powiedzą wam wszystkim: „Módlcie się
za nas” po to, aby ten kościół żył. I naprawdę ten kościół
wybuchnie życiem i trzeba będzie jeszcze powiększyć
świątynię. Tak wspaniała będzie obecność Maryi, tak
wspaniała obecność Jezusa uzdrawiającego, że wszyscy
będą patrzyć na wasz kościół jako wielki dar od Boga,
gdzie zstąpił Duch Święty i przemieniał serca.
Fot. M. Wziontek/ONS
Przybyliśmy więc do was po to, byście mieli pewność, że nasz Bóg, w którego wspólnie wierzymy,
to Bóg żywy i wierny. Bóg, który chciał, aby obiecane
zesłanie Ducha Świętego miało też miejsce w waszym
kościele.
Pamiętam, pewnego razu w Brazylii pewna kobieta miała nowotwór tarczycy i była z tym u lekarza.
Skierowano ją na skomplikowaną operację. Przyszła
na Mszę świętą, podczas której przenosiliśmy Najświętszy Sakrament. Miała przy sobie kartkę z wynikami badań lekarskich i położyła ją przed Najświętszym Sakramentem, a potem poszła do szpitala
na operację. Lekarze ponowili badania – jak to przed
operacją – a tam nowotworu nie było.
Lekarz ją wezwał, a kobieta tłumaczy mu, że poszła do Jezusa, bo Pan Jezus jest obecny w Eucharystii, i poprosiła, by ją uzdrowił. „I Jezus mnie uzdrowił. Bo On jest lekarzem wszystkich lekarzy. Jest tam
dwóch księży, którzy modlą się za chorych. I choroba
zniknęła. Bo oni poprosili Pana Jezusa – a Jezus jest
naszym przyjacielem, moim przyjacielem”. A lekarz
na to: „Ja jestem Żydem, nie wierzę w Pana Jezusa, ale
naprawdę nic z tego nie rozumiem. Chciałbym poznać
tych dwóch księży”. Na to kobieta: „Nie musisz ich
poznawać. Ty musisz poznać Pana tych dwóch księży,
Jezusa. Bo to On uzdrawia”.
Musimy mieć pewność, że to Bóg chce nam dać
moc, Moc Życia, która czasami przejawia się w uzdrowienia fizycznych, bardzo często w uzdrowieniach
serca.
Pan Jezus mówi: „Abyście pokój we Mnie mieli”
(J 16,33). My musimy ten pokój znaleźć właśnie w Jezusie Chrystusie. On przelewa w nasze serca miłość
Ojca w Duchu Świętym, który został nam podarowany. I zdarza się, że nawet osoby z sercem z kamienia
spotykają Jezusa i otrzymują pokój.
My z pewnością nie mówimy tu nic nowego. Nowość polega na tym, że modlimy się do Ducha Świętego, aby otworzył nasze serca, przemienił nasze życie, byśmy mogli zrozumieć fundament tej tajemnicy.
Fot. M. Wziontek/ONS
A tajemnicą ową jest przebaczenie, jest spowiedź, jest
zmiana życia…
Głosiliśmy kazanie w jednej z brazylijskich parafii – była tam dziewczyna na wózku inwalidzkim,
modliliśmy się nad nią. I poczuliśmy, że Pan Jezus
prosi, by ona przebaczyła swojej mamie. Mówimy
jej – obejmij swoją matkę. Dziewczyna była na wózku
od 18 miesięcy, a od 33 dni nie mogła zasnąć. I teraz,
przed wszystkimi ludźmi zgromadzonymi w kościele,
podniosła się, rzuciła się mamie na szyję i zaczęła
płakać… Następnego dnia mogła już normalnie chodzić i jeść, bo wcześniej nie była w stanie nawet nic
przełknąć.
Pan Jezus mówi, że nie ma większej miłości niż
ta, kiedy ktoś oddaje swoje życie. A więc mąż, który
mówi: „ja chcę oddawać moje życie za ciebie”; żona,
która mówi mężowi: „chcę zrozumieć, kim jesteś,
po to, by cię kochać takim, jakim jesteś”. Każdy z nas
musi zmienić swoje życie, i Duch Święty zstępuje,
przychodzi i przemienia wszystko. Trudno jest ponownie zacząć kochać i kochać już na zawsze, prawda?
Pierwszym znakiem nawrócenia mojego ojca
był dzień, w którym powiedział, że chce pozmywać
za moją mamę naczynia. I rzeczywiście, kuchnia była
potem czysta jak łza. A pewna znajoma w Brazylii przychodzi i mówi: „ Mój mąż się teraz nawrócił. Gdy spałam, przyszedł grzecznie i powiedział
do mnie: Moja droga, zrobiłem ci kawę. I przyniósł
mi ją do łóżka. Pierwszy raz w życiu to się zdarzyło”.
Ile razy mąż nie patrzy tutaj na żonę, nie patrzycie
wzajemnie na siebie, oddalacie się od siebie nawzajem.
Pewien święty tak mówił: „Nie dawajcie sobie kwiatów po śmierci, na cmentarzu. Ofiarowujcie sobie te
kwiaty, kiedy jesteście żywi. Kochajcie się i oddawajcie za siebie życie. Dlatego że oczekuje nas wieczność.
A w wieczności przebywają ci, którzy kochają”.
Fragment konferencji ojców A. Cadeddu i E. Porcu z Brazylii, wygłoszonej w kościele św. Dominika
w Warszawie, 21 maja 2007
Fot. M. Wziontek/ONS
Dominik nad Dolinką
7
U nas jak w rodzinie
T
ak mówią osoby, które przychodzą
na spotkania Wyspy. Na stronie
internetowej www.wyspa.sluzew.dominikanie.pl czytamy:
Jesteśmy Dominikańskim
Duszpasterstwem Dzieci.
Dominikańskim, bo żyjemy
w duchu tego zakonu, dzięki
ojcom dominikanom funkcjonujemy i to oni opiekują
się nami. Duszpasterstwem,
bo nasze wspólne spędzanie
czasu to coś nie tylko dla ciała,
ale i dla ducha. Dzięki grupkom,
rozmowom o Bogu i Ewangelii,
staramy się coraz lepiej Go poznawać i żyć coraz bliżej Niego. Dzieci,
bo wszyscy tutaj jesteśmy dziećmi – różnimy
się tylko wiekiem.
Wyspowicze spotykają się w soboty o 10.30. Spotkania trwają około dwóch godzin. Jak się o sobie dowiedzieli? Jak tu trafili? Klara na przykład przyszła
do Wyspy w wieku 10 lat. W dniu Jarmarku Dominikańskiego przyjaciółka siostry powiedziała, że coś jej
ciekawego pokaże. Przyszły do klasztoru, a tu były
organizowane przez Wyspę różne gry i zabawy. Pokazała jej, że jest dużo dzieci, że są animatorzy. Klara przemogła początkową nieśmiałość, skorzystała
z zaproszenia i na spotkanie Wyspy przyszła. Wtedy
wszyscy pojechali do Powsina. Była piłka, były gry
i zabawy. Bardzo jej się spodobało i coraz częściej zaczęła przychodzić na spotkania. W sierpniu pojechała
na obóz, i tak się to wszystko zaczęło.
Czternastoletni Krzysiek mówi, że gdy na początku przyszedł do Wyspy, zauważył, że tu nikt nikogo
nie odrzuca. Wszyscy dobrze się znają, rozumieją,
a on bardzo szybko stał się jednym z nich. Tak jest
8
Dominik nad Dolinką
Wyspowycie
do dzisiaj. Krzysiek stwierdza, że ci,
który do Wyspy przychodzą, szybko
się z nią wiążą i w niej pozostają. Łatwiej jest im tu między
nami się odnaleźć, niż nieraz
w swojej własnej szkole. Czuję się tu jak w rodzinie.
„Siostra zabrała mnie
na spotkanie Wyspy, gdy
miałam 7 lat, no i tak zostałam aż do teraz. Oczywiście
jestem tu z własnej woli i jak
najbardziej chcę tu być, choć
teraz już w nieco innej roli. Niewątpliwie Wyspa była (i cały czas
jest!) czymś, co popycha mnie w stronę rozwijania swojej wiary. To, że jestem
teraz w Kościele, to na pewno w dużej mierze
wpływ duszpasterstwa, tego, że wpajano mi tu priorytety i wartości, a przez to Pan Bóg stawał mi się coraz
bliższy i coraz piękniejszy”. (Asia, lat 17)
Wyspowicze wspominają ciekawe wycieczki,
między innymi na Wydział Fizyki, gdzie można było
uczestniczyć w różnych przeznaczonych dla dzieci
doświadczeniach. Lubię Wyspę za męczące wędrówki po górach (Małgosia lat 11). W Wyspie jest fajnie, są superludzie, obozy, niezapomniane wycieczki,
coś dla duszy i ciała (Tomek, lat 17). W listopadzie
na przykład organizuje się wspólne wyjście na nasz
cmentarz, by przy grobach nieznanych żołnierzy, czy
tam, gdzie nie ma żadnych zniczy, się pomodlić.
Podczas ostatnich wakacji były dwa wyjazdy w góry
i jeden rowerowy do Piły. Dzienna trasa to ok. 30 kilometrów. Wszyscy mieli możliwość uczestniczenia
we Mszy świętej. Były też spotkania w grupach z czytaniem Pisma Świętego i rozmową. Ponieważ rozmowa
w 40-osobowej grupie jest bardzo trudna, dzielono obozowiczów na wiekowe grupy. Każdą grupą opiekował
się animator. Rozmowy prowadzone były przy czytaniu
tekstów błogosławieństw, przykazań, a ostatnio dyskusja koncentrowała się wokół przypowieści.
Przypowieści – mówi osiemnastoletnia Inga –
mają tak dużo odniesień do naszego życia, tyle rzeczy się ludziom przypominało i tyle wychodzi ludzkich
problemów, że ma się wrażenie, iż słowa te Pan Jezus
skierował właśnie dla nas. Animatorzy przygotowują
się do dyskusji wspólnie z obecnym tam kapłanem.
Potem idą głosić i rozmawiać z młodszymi od siebie.
„W czasie obozów chodzimy na wycieczki górskie. Są to wycieczki bardzo zróżnicowane, dłuższe
lub krótsze, w zależności od wieku. W zimie dzieci
zabierają ze sobą „jabłuszka” i największą atrakcją
jest zjeżdżanie z ośnieżonej górki. Stały punkt obozu to „wyspowycie” – dzieci wymyślają same układ
taneczny do wybranej przez siebie piosenki. Jedno
z nich udaje jakąś wielką gwiazdę, a wszystko ma charakter teledysku do piosenki. Robimy jeden wieczór,
kiedy każdy musi się przebrać i potem się prezentuje: jestem królewną, a ja żabką. Potem bawimy się
i robimy jakąś dyskotekę. Jest też festiwal teatralny.
Na zakończenie każda grupa wiekowa (mamy ich
około sześciu) przygotowuje specjalną inscenizację,
która jest traktowana jako prezent dla animatorów.
To sposób na wyrażenie wdzięczności i podziękowania poszczególnym animatorom. Wszystko kończy się
wielką agapą. Rozdawane są wówczas różne nagrody.
Zawsze też spotykamy się w grupkach i omawiamy
Pismo Święte. W czasie jednego z takich spotkań mówiliśmy na przykład o aktach strzelistych. Gdy dotarło do mnie, że jest to najszybsza modlitwa świata,
zaczęłam się tą modlitwą posługiwać bardzo często.
Ostatnio byłam świadkiem groźnego wypadku. Gdy
zobaczyłam, jak została potrącona kobieta, natychmiast zwróciłam się do Pana Boga: „Ratuj ją”. I kobieta ta nie umarła, wiem, że nie umarła.
W Wyspie fantastyczne są te trzy etapy. Ja na przykład byłam tu dzieckiem, potem pomocnikiem, a teraz
animatorem. I każdy z tych etapów ma w sobie coś
ciekawego i pięknego. Całą tę drogę naprawdę warto
jest przejść”. (Klara, lat 17)
„W czasie obozu co drugi dzień zbieramy się
w swoich grupkach i przygotowujemy jakieś przedstawienie: musical horror, komedię, dramat. Każda grupa
pracuje nad każdym rodzajem i co dwa dni wszyscy
uczestniczą w występach najprzeróżniejszych inscenizacji. W czasie ostatniego obozu na przykład przedstawiliśmy komedię o Czarnym Kapturku. A na zakończenie obozu, jako podziękowanie dla naszej
animatorki Agatki, przygotowaliśmy coś w rodzaju
teleturnieju. Wszystko było tak wyreżyserowane,
że na koniec Agatka wygrała”. (Marysia i Ola, pierwsza klasa gimnazjum)
„Byłem na dwóch obozach. Chodziliśmy w góry.
Mogliśmy też lepiej zapoznać się z Pismem Świętym.
Spotkania w kilkoosobowych grupach zaczynały się
od czytania Biblii. Ważne w tych spotkaniach było
to, że miały one charakter kameralny. To, co zostało
tam przeczytane, stawało się dla nas kolejną, bardzo
bliską nam prawdą. Spotkania prowadziły osoby, które są tylko o trzy, cztery lata starsze od nas. To nam
bardzo ułatwiało sprawę. Rozmawialiśmy na przykład
o przypowieściach Pana Jezusa. Kiedy poszczególne osoby opowiadały przykłady ze swojego życia,
wszystkim nam łatwiej było zrozumieć słowa Pana
Jezusa. W czasie drugiego wyjazdu byłem „pomocnikiem”. Pomocnik to osoba, która ma już za sobą
doświadczenie obozu i wspiera animatora w prowadzeniu grupy. Prowadzi też mniejsze grupy, pomaga
w przygotowaniu różnych inscenizacji, występów
i zabaw”. (Krzysiek, lat 14)
Zaraz po rozpoczęciu roku szkolnego na stronie
www.wyspa.sluzew.dominikanie.pl pojawia się informacja poprzedzona stwierdzeniem, że czas leci nieubłaganie i pora już pomyśleć o feriach. Są też podane
bardzo konkretne szczegóły. Między innymi, że jeśli
chcesz spędzić ferie z Wyspą, zarezerwuj sobie dwa
tygodnie na wyjazd do zasypanego śniegiem Małego
Cichego. Zapisy rozpoczną się pod koniec listopada.
A po powrocie z Małego Cichego pojawiają się cieplejsze propozycje wyjazdów wakacyjnych, zawsze
zaczynające się od słów: jeśli chcesz.
Wyspa jest duszpasterstwem bardzo pomysłowym.
Ma swój własny sposób na zorganizowanie pomocy
dla osób, które chciałyby latem czy zimą wyjechać
na obozy, jednak po prostu ich nie stać. To duszpasterstwo ludzi młodych, którzy cieszą się z tego, że wokół
nich jest wiele wspaniałych osób, hojnie wspierających
ich ciekawe pomysły i akcje. Dlatego też na pytanie,
dlaczego warto przyjść do Wyspy, z pełnym naciskiem
trzeba odpowiedzieć, że tu naprawdę jest jak w rodzinie. Ten, kto nie wierzy, niech przyjdzie, by potem
opowiadać, że nad Dolinką, w parafii św. Dominika,
mają naprawdę wspaniałą i piękną Wyspę.
o. Stanisław Gołąb OP
Dominik nad Dolinką
9
Wychowanie
– świat wartości –
rozmowa
Człowiek jest istotą społeczną i może osiągnąć pełnię
swoich ludzkich możliwości tylko dzięki wychowaniu. Przez wychowanie rozumiemy oddziaływanie
człowieka na człowieka. To oddziaływanie wpływa na poglądy, postawy (czyli gotowość działania
w myśl przyjętych poglądów), wpływa na codzienne
zachowania. Uczestnicząc w radach pedagogicznych,
niejednokrotnie widziałem, jak bardzo nauczyciele
troszczą się o to, żeby zachowania uczniów wynikały
z postaw, a te postawy miały swój fundament w przyjętych poglądach. Kształtowanych nie tyle w odniesieniu do wiedzy, co do świata wartości. Każde wychowanie powinno mieć odniesienie do świata wartości.
I to widzą nawet pedagodzy laiccy.
Uważam, że można przekazać młodym świat wartości
przekonujący dla wszystkich ludzi myślących. Nie zapominając o tym elemencie tradycji wychowania katolickiego, który mówi, że od pewnego wieku człowiek
może sam siebie wychowywać, że ostatecznie sami
mamy wpływ na rozwój naszych poglądów, na nasze zainteresowania, świat naszych postaw, na nasze
zachowania. W moim przekonaniu, głównym celem
wychowania powinno być uruchomienie procesu samowychowania, doświadczam tego niejednokrotnie
w rozmowach z ludźmi.
Tymczasem wszyscy ci, którzy mają dzieci, którzy
je wychowują, doświadczają boleśnie, że mimo wkładanych starań stają w obliczu trudności i nie bardzo
wiedzą, skąd się te trudności biorą. Widzę to w pracy
z rodzinami, które naprawdę się troszczą, by dać swoim dzieciom dobry przykład.
Potem jednak przychodzi wiek dorastania, kiedy
dziecko zaczyna myśleć samodzielnie, wartościować
po swojemu, i nagle się okazuje, że syn lub córka
przestaje się modlić, przestaje chodzić do kościoła,
na religię, nabiera krnąbrności, na wszystko mówi
„nie”. Obserwuję ból rodziców, którzy często czują się
wobec tego bezradni. Nie rozumieją, dlaczego tak się
dzieje. Starają się dać dziecku dobry przykład, a dziecko z tego dobrego przykładu nie korzysta.
Pamiętam ojca, któremu syn powiedział: „Patrz,
tato, jakiś ty frajer. Widzisz, czego oni się dorobili,
a ty co masz – figę”. A mieszkali na skraju dzielnicy
miasta, która nosiła nazwę „Złodziejewko”. I ojciec
10
Dominik nad Dolinką
czuje się zdruzgotany: „Ja chcę być po prostu uczciwy, i żyję uczciwie. Jak on mi mógł powiedzieć
«frajer»?”.
Otóż trzeba pamiętać, że dobry przykład rodziców
nie jest ostatecznie decydujący. Ten mój znajomy powinien był chłopakowi zadać pytanie: „A przyjrzałeś
się, za jaką cenę oni to mają? Ja tej ceny nie chciałem
zapłacić”. Nie trzeba było robić całego wykładu, tylko zadać pytanie, które apeluje do refleksji dziecka,
bo ono ma zdrowy rozsądek. Ja tej ceny płacić nie
chciałem. Tu trzeba odniesienia się do świata wartości. Dlatego moja rada, żebyśmy przekazywali dzieciom taki świat wartości, który dziecko będzie mogło
potwierdzić, kiedy samo dojdzie do wartościowania.
Również świat wartości religijnych powinien być tak
podany, żeby był przekonujący.
Pierwsze źródło trudności polega na tym, że dziecko
myśli i obserwuje swoich najbliższych wychowawców, którymi są rodzice, czy jakimi jesteśmy my,
księża-katecheci. Dziecko wszystko widzi. Ma swoje
myślenie. Jak mamy się zachowywać? Co dziecko
obserwuje? Mówi nam o tym czwarte przykazanie.
„Czcij ojca swego i matkę swoją”. Postawa czci jest
postawą rodzinną. Nie tylko postawą dziecka. Mąż
ma czcić żonę, żona męża. Więź między rodzicami
tworzy podstawowe środowisko wychowawcze.
To jest ten spójnik „i”. Wszystko, co zachodzi pomiędzy rodzicami, jest odbierane jako korzystne – albo
niekorzystne dla dziecka. Zwrócił na to uwagę, dawno
temu, papież Pius XII. Absolutnie wszystko, co dzieje
się między rodzicami, nawet najbardziej intymne ich
przeżycia, są albo z korzyścią, albo ze szkodą dla
dziecka. Dlatego pierwszym obowiązkiem wychowawczym rodziców jest pielęgnować małżeństwo.
Dopiero wtedy, kiedy jest to harmonijne „i” – dziecko
czuje się bezpieczne. Wtedy będzie się mogło oprzeć
na rodzicach. Będzie mogło zaufać rodzicom. Sytuacja, w której dziecko czuje się w obowiązku osądzić
rodziców – opowiedzieć się po którejś stronie, jest
dla niego ogromnym dramatem. Dziecko nie chce
osądzać rodziców. Wtedy ono się wycofuje.
Ale jest jeszcze następna trudność. Jeśli nawet w waszych rodzinach panuje pogodna, dobra atmosfera
małżeńska, to dziecko przebywa w klasie, w której
przynajmniej 1/3 dzieci pochodzi z rodzin rozbitych,
czy z rodzin, które mają problem alkoholowy. I teraz wasz syn lub córka, będąc w szkole 5-6 godzin,
chłonie atmosferę dzieci z tamtych rodzin. A są też
dzieci (miałem takie przykłady w gimnazjum) dręczone pokusą samobójstwa. I trudno się dziwić, że dziecko przychodzi do domu i mówi, że jest niekochane.
Że mama go nie kocha. Bo ono reaguje według tego,
jak reaguje grupa.
Zatem przyjrzyjmy się, w jakiej ono jest klasie.
Dalej, dzieci z waszych rodzin (dobrych) mogą się
czasem czuć poszkodowane. Dlaczego? Bo dzieci
z rodzin rozbitych wygrywają konflikty pomiędzy
rodzicami. Ich rodzice kupują sobie na przemian
swoje dziecko. I nagle taki dzieciak ma lepiej,
ma wszystko. Bo jest kupowany przez
tych biednych rodziców. Wasze
dziecko, które nie potrzebuje być kupowane, mówi,
że tamten ma to, inny
ma tamto.
Stawiam więc pytanie, które stawiają mi inni.
„W jaki sposób
w tej sytuacji
mają postępować rodzice”.
„Czy oni jako
wychowawcy
są naprawdę
bezradni?”
Otóż, człowiek
jest istotą dialogu, tzn. stworzony przez Pana Boga
do tego, aby rozmawiał
z Bogiem, rozmawiał z ludźmi. To stanowi czasem wielką
trudność i wielką barierę dla rodziców.
Tymczasem dziecku naprawdę potrzebna jest rozmowa i ona jest lekarstwem na wiele trudności.
Warto zwłaszcza podkreślić funkcję ojca. Oczywiście, że prowadzenie rozmowy z dzieckiem wymaga pewnych warunków. I tutaj daję rodzicom
pewną radę. Byłoby dobrze, gdyby każde dziecko
po kolei miało swój dzień, w którym wychodzi
z domu z ojcem. Dom się nie nadaje do tego, by poważnie porozmawiać z dzieckiem. Trzeba z dzieckiem wyjść. Zależnie od wieku dziecka, od tego,
co by ono chciało przeżyć.
Powtarzam, bo to ważne: dom się nie nadaje do tego,
by rozmawiać z dzieckiem. Trzeba z dzieckiem
wyjść. Ma to być jakieś wspólne przeżycie. A przy
okazji znajdzie się chwila, żeby wymienić myśli.
Wasze dziecko jest człowiekiem, który myśli, który
ma swój świat wartości, swoje niepokoje. Dzieciom – chłopakom, dziewczynom w liceum –
mówię to samo, co państwu. „Zaproś ojca na lody,
na kawę”. Jaka jest najczęstsza odpowiedź? „To niemożliwe… tata nie będzie chciał… nie ma czasu”.
Przede wszystkim dziecko nie wie, jak to tacie powiedzieć. Ja na to: „Robimy eksperyment naukowy – jak
mówisz do ojca? Jak byś powiedział, że chcesz z nim
pójść na lody czy na kawę?”. Tak to wygląda. „Tato,
może poszlibyśmy razem na kawę?”. Czasem trzeba
sobie parę razy powtórzyć, żeby się dało – jak powiedział Mickiewicz – „wyrzygnąć”. Pamiętamy, to jest
eksperyment naukowy. Tata odpowiada: „Nie mam
czasu”. I zapisać sobie, że nie ma czasu.
Za tydzień masz powtórzyć sygnał. Tata tym razem już nie
powie, że nie ma czasu.
Wymyśli coś innego,
np. „Tobie tylko głupstwa w głowie”.
Zapisać należy
tę odpowiedź.
Otóż jeśli się
zachowa humor (mówiąc,
że to eksperyment naukowy)
i cierpliwość
– to ja się nie
spotkałem z przypadkiem, by ojciec
wytrzymał dłużej
niż parę tygodni.
I wracamy do rodziców.
Nasz język musi być taki,
żebyśmy weszli w świat myślenia dziecka. Dopiero wchodząc
w to, możemy przekazać świat rzeczywistych wartości. I właśnie rozmowa pozostaje tą bronią, którą mają rodzice, a której w takim zakresie
nie ma nikt inny. Pierwsza zatem sprawa to troska o poczucie bezpieczeństwa dziecka (klimat
w małżeństwie). Druga to rozmowa z dzieckiem.
To, co wszyscy państwo robicie, to tworzenie atmosfery różnych przeżyć. Dziecko wyprowadza
z domu atmosferę tradycji rodzinnych. To jest coś
niesamowicie ważnego. Bezpieczeństwo, atmosfera i potem rozmowa wprowadzają i ugruntowują
świat wartości.
Fragmenty konferencji o. Karola Meissnera OSB,
wygłoszonej 21 września 2006 na Służewie
Dominik nad Dolinką
11
Kto jest kim w klasztorze na Służewie?
12
Dominik nad Dolinką
O. Piotr KRYSZTOFIAK OP – ur.
15.06.1966 w Żninie; mgr teologii PAT; lic. teologii ATK; przeor
klasztoru, przewodniczący Rady
Fundacji Charytatywnej św. Marcina de Porres; korespondent Radia Watykańskiego; spowiednik
sióstr; doktorant.
O. Stanisław GOMÓŁKA OP
– ur. 10.07.1950 w Mokrej
wsi; asystent Trzeciego Zakonu w Prudniku; opiekun Ruchu
Rodzin Nazaretańskich; kapelan
w Domu Opieki Społecznej.
O. Kazimierz Andrzej MARCINIAK OP – ur. 2.11.1925 w Poznaniu; dr teologii KUL; Magister
Świętej Teologii; członek Instytutu Tomistycznego; emerytowany
wykładowca Prymasowskiego
Instytutu Życia Wewnętrznego.
O. Jacek NORKOWSKI OP – ur.
18.07.1957 w Gostyniu; lek. med.
AM Poznań; mgr filozofii PAT;
lic. teologii Angelicum; duszpasterz „Poziomki”.
O. Robert Juliusz DRUŻKOWSKI OP – ur. 8.08.1934 w Wołosowie k/Stanisławowa; asystent
Trzeciego Zakonu; duszpasterz
chorych.
O. Witold SŁABIG OP – ur.
7.05.1962 w Sierakowie; mgr teologii PAT; proboszcz parafii;
radny Konwentu; duszpasterz
Spotkań Małżeńskich, Wieczorów dla Zakochanych, grupy poweekendowej Spotkań
Małżeńskich i rodziców dzieci
pierwszokomunijnych.
O. Jan Andrzej SPIEŻ OP – ur.
4.08.1941 w Kaliszu; mgr historii
UAM; członek Rady Prowincji;
archiwista Prowincji.
O. Hieronim KACZMAREK
OP – ur. 26.08.1961 w Poznaniu; mgr ekonomii AE Poznań;
mgr teologii PAT; pełnomocnik
przeora ds. inwestycji; duszpasterz „Wyspy”.
O. Stanisław GOŁĄB OP – ur.
3.04.1951 w Szówsku; mgr teologii KUL; syndyk klasztoru;
radny Konwentu; prowincjalny
promotor różańca, promotor różańca w parafii, redaktor „Dominika nad Dolinką”.
O. Zbigniew BOMERT OP – ur.
9.06.1964 w Gdańsku; mgr filozofii UJ; doktorant; członek
Rady Prowincji; wicedyrektor
ds. ekonomicznych Instytutu Tomistycznego; radny Konwentu;
administrator sieci komputerowej
i telefonów.
O. Krzysztof BROSZKOWSKI
OP – ur. 21.01.1966 w Warszawie; mgr teologii PAT, lic. teologii ISR-UKSW; doktorant;
zakrystian; prezbiter wspólnoty
neokatechumenalnej; moderator teologiczny dominikańskiej
internetowej listy dyskusyjnej
„Contemplata”; duszpasterz grupy Odnowy „Droga”.
O. Wojciech JEZIENICKI OP
– ur. 3.05.1966 we Wrocławiu;
mgr teologii PAT; doktorant; animator Spotkań Małżeńskich.
O. Michał PALUCH OP – ur.
14.03.1967 w Jarocinie; dr teologii Uniwersytetu we Fryburgu;
dyrektor Instytutu Tomistycznego; wykładowca Kolegium Filozoficzno-Teologicznego OO. Dominikanów w Krakowie (teologia
dogmatyczna); członek Rady Prowincji; członek Komisji ds. Życia
Umysłowego Polskiej Prowincji
Dominikanów, spowiednik braci
studentów.
Br. Jacek Kazimierz DUDKA OP
– ur. 21.04.1963 w Przyszowej;
student Papieskiego Wydziału Teologicznego; członek Rady Fundacji Charytatywnej św. Marcina
de Porres.
O. Marek NOWAK OP – ur.
17.07.1964 w Warszawie; dr filozofii UW; adiunkt w Instytucie
Filozofii UW; wykładowca Kolegium Filozoficzno-Teologicznego
OO. Dominikanów w Warszawie (historia filozofii); zastępca
Przewodniczącego Polskiej Rady
Chrześcijan i Żydów.
O. Mirosław WYLĘGAŁA OP
– ur. 6.02.1964 w Prudniku;
mgr filologii klasycznej UJ; lic.
teologii PAT; doktorant; sekretarz
Kapituły Konwentu; bibliotekarz
Konwentu; kronikarz; współpraca
z Biuletynem Prowincji.
Br. Jan Jacek MSZYCA OP – ur.
17.06.1963 w Miedznie; wicesyndyk klasztoru; radny Konwentu;
submagister junioratu.
O. Maciej BISKUP OP – ur.
21.06.1972 w Inowrocławiu; lic.
teologii UAM; doktorant; radny
Konwentu; magister braci studentów w Warszawie; magister
junioratu braci współpracowników; spowiednik sióstr.
O. Cezary BINKIEWICZ OP – ur.
22.02.1966 w Ostrowcu; mgr filozofii PAT; doktorant; subprzeor;
wykładowca Kolegium Filozoficzno-Teologicznego OO. Dominikanów w Warszawie (filozofia);
opiekun Dominikańskiego Duszpasterstwa Dorosłych.
O. Janusz CHWAST OP – ur.
3.10.1966 w Nowym Sączu;
mgr teologii PAT; duszpasterz
akademicki.
Dominik nad Dolinką
13
Br. Mariusz SKOWROŃSKI OP
– ur. 26.02.1973 w Hrubieszowie; zakrystian; opiekun spotkań
„Między sztuką a wiarą”; opiekun
warsztatów pisania ikon i Studium
Chrześcijańskiego Wschodu.
O. Michał MROZEK OP – ur.
13.12.1975 w Ostrołęce; mgr teologii PAT; lic. teologii Angelicum; doktorant; lektor Konwentu,
opiekun gości.
O. Tomasz GAJ OP – ur.
25.09.1974 w Krakowie; mgr teologii PAT; mgr psychologii
SWPS; submagister studentatu,
sekretarz studiów filoz. Kolegium; liturgista i kantor Konwentu; członek Rady Wychowawczej
Konwentu; opiekun prenowicjatu
w Warszawie.
14
Dominik nad Dolinką
O. Andrzej POTOCKI OP – ur.
26.07.1947 w Warszawie; dr teologii ATK, dr hab. nauk humanistycznych (socjologia religii)
UW; prof. ndzw. UKSW; profesor i kierownik Katedry Socjologii Edukacji i Wychowania
w Instytucie Socjologii UKSW
w Warszawie; wicerektor i wykładowca Kolegium Filozoficzno-Teologicznego OO. Dominikanów (katechetyka, teologia
pastoralna); radny Konwentu;
członek Rady Wychowawczej
Konwentu; członek Komisji ds.
Życia Umysłowego Polskiej Prowincji Dominikanów.
O. Jacek SZARKIEWICZ OP
– ur. 10.08.1976 w Witebsku;
mgr nauk przyrodniczych Uniwersytetu Witebskiego; mgr teologii PAT; członek Komisji
Liturgicznej Prowincji; dyrektor
Ośrodka Informacji o Sektach
i Nowych Ruchach Religijnych;
p.o. kierownika Biblioteki Instytutu Tomistycznego.
O. Piotr LICHACZ OP – ur.
17.10.1976 w Jarosławiu; lic. teologii PAT; doktorant.
O. Marcin JELEŃ OP – ur.
2.04.1973 w Warszawie; mgr psychologii UW; mgr teologii PAT;
katecheta, opiekun ministrantów
i bielanek, duszpasterz akademicki, wikariusz parafii.
O. Radosław BRONIEK OP – ur.
26.06.1974 w Krakowie; mgr teologii PAT; lic. teologii UAM;
duszpasterz „Rejsu”, katecheta.
O. Patryk ZAKRZEWSKI OP
– ur. 28.07.1978 w Gdańsku;
mgr teologii PAT; katecheta;
duszpasterz absolwentów; wikariusz parafii.
Msze święte niedzielne
700, 830, 930 – konwentualna,
1100 – dzieci, 1230, 1400, 1730,
1900 – młodzież szkół średnich,
2015 – studenci i młodzież pracująca,
800 – godzinki, 1700 — różaniec,
1830 – nieszpory.
Spowiedź w niedziele zaczynamy 15 minut
przed każdą Mszą św.
Spotkania Wspólnoty charyzmatycznej:
W każdy pierwszy czwartek miesiąca o 1930 – Msza św., katecheza i czuwanie przed Najświętszym Sakramentem z modlitwą uwielbienia.
W każdą trzecią niedzielę miesiąca o 1400 – Msza św. i nabożeństwo z modlitwą błagalną o uzdrowienie.
Msze święte w dni powszednie
700, 800, 1200, 1800, 1930
Adoracja Najświętszego Sakramentu – od 730 do 800
i od 2010 do 2030,
1730 – różaniec, 1845 — nieszpory zakonne.
Spowiedź w trakcie Mszy św. i od 1730 do 2030.
o. Witold Słabig OP (proboszcz parafii), tel. 543‑99‑12,
e-mail: [email protected].
Dzień fatimski
13 dnia każdego miesiąca dodatkowa Msza św. o 900, po niej
różaniec i całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu,
Msza św. o 1800, różaniec pokutny i procesja światła z figurą
MB Fatimskiej.
Kancelaria parafialna
W poniedziałek, wtorek, czwartek i piątek 1630 – 1730
i 1930 – 2030, w sobotę 1000 – 1200.
o. Marcin Jeleń OP (wikariusz parafii), tel. 543‑99‑41,
e-mail: [email protected]
o. Patryk Zakrzewski OP (wikariusz parafii), tel. 543-99-26,
e-mail: [email protected].
Pragnącym wspomóc naszą posługę podajemy konto:
OO. DOMINIKANIE Klasztor św. Józefa,
ul. Dominikańska 2, 02-741 Warszawa
PKO SA VII O/Warszawa
20 1240 1109 1111 00000 5156 744
www.sluzew.dominikanie.pl
Dominik nad Dolinką
15
Tekst oddania się świętemu Józefowi,
umieszczony w korytarzu klasztornym na Służewie
Ocalenie klasztoru podczas walk w latach 1944-1945 i później w czasach
stalinowskich dominikanie przypisywali św. Józefowi, którego pieczy
szczególnie się polecili. Od tamtej pory w dniu 19 marca każdego roku
powierzają się Jego opiece.
Akt oddania się rodziny zakonnej w opiekę św. Józefowi
Wielki święty Józefie, Opiekunie Syna Bożego na ziemi, Najczcigodniejszy Oblubieńcze Matki Najświętszej, Opiekunie wszystkich Rodzin Kościoła Chrystusowego.
Zgromadziliśmy się tutaj, aby wyrazić Ci głęboką wdzięczność za opiekę, jaką
od lat nad nami roztaczasz. Pełni radosnej świadomości, że tak niezawodnie dotąd nad
nami czuwałeś, z tym większą ufnością dziś się Twemu ojcowskiemu sercu
oddajemy, prosząc, abyś również i nas – jak niegdyś Jezusa żywiłeś,
wychowywałeś i broniłeś przed niebezpieczeństwami – otoczył swoją
możną opieką.
Niech nasze domy będą bezpieczne, niechaj nikomu w nich chleba
nie zabraknie, niech omija nas zło tego świata, abyśmy od nadmiernych
trosk o rzeczy doczesne uwolnieni, „sprawom, które są Ojca Naszego”,
z tym większą gorliwością mogli się oddawać.
Opiekunie dusz wybranych! Ty, któryś wychował Zbawcę
ludzkości – według tego samego wzoru kieruj nami i kształtuj
na prawdziwych apostołów dusz ludzkich, pełnych zapału głosicieli Dobrej Nowiny, a Panu żniwa przedkładaj usilną prośbę
o dobre i liczne powołania do naszego Zakonu, aby na niwie
Bożej nigdy robotników nie zabrakło.
Głowo świętej Rodziny! Wyjednaj nam, aby serca nasze
zjednoczone były z Jezusem i Maryją więzami najżarliwszej
miłości, a cała nasza rodzina zakonna trwała zawsze w jedności
i wzajemnym zaufaniu na obraz Najświętszej Rodziny. Obdarz
nas zrozumieniem i umiłowaniem życia wewnętrznego oraz
doskonałości ewangelicznej. Bądź nam przykładem cierpliwej
pracowitości i ufności nigdy nie słabnącej.
Józefie najwierniejszy! Odkryj nam skarby życia w ubóstwie, czystości i mądrości prostego posłuszeństwa, któremu
tak ochotnie podlegała Pani nieba i ziemi, a także Syn Jej
Jezus Chrystus. Odnawiamy dziś gotowość kroczenia tymi
śladami.
Zechciej, święty Józefie, przyjąć łaskawie ten akt naszej czci
i wdzięczności, ufnej prośby i pokornego oddania. Przyjmij nasze synowskie serca, a nam uproś świętą wytrwałość w życiu
zakonnym aż do zgonu.
Rządco Rodziny Bożej, któremu zawierzone zostały największe Jej tajemnice, poucz nas i strzeż wraz z tymi, którzy
nami rządzą. Wyjednaj nam wraz z główną patronką naszą
Matką Najświętszą u Ojca Przedwiecznego łaskę, abyśmy razem z powierzonymi nam duszami zostali przyjęci
do wielkiej Rodziny świętych Bożych w wieczności. Przez
Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Figura św. Józefa na placu klasztornym, Fot. Jacek Dudka OP
Dominik nad Dolinką
Pismo Parafii św. Dominika
w Warszawie
02-741 Warszawa,
ul. Dominikańska 2,
tel. 022 543-99-00
Redaktor: o. Stanisław Gołąb OP
([email protected])
Współpraca: Ita Turowicz,
Paweł Rusiniak
Druk: Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna „Adam”,
ul. Rolna 191/193,
tel. 022 843-08-79

Podobne dokumenty