Prace literackie uczniów klasy III d, w formacie PDF, do pobrania

Transkrypt

Prace literackie uczniów klasy III d, w formacie PDF, do pobrania
Uczniowie klasy III d mają potrzeby wypowiedzenia się na piśmie, dlatego też postanowiłam
wykorzystać ich doświadczenie, inteligencję i możliwości twórcze. Młodzi pisarze na forum klasy dzielnie "walczą na
pióra", tworząc ciekawe opowiadania i bajki. W ten sposób powstaje klasowa biblioteczka, z którą systematycznie
zapoznajemy także rówieśników z innych klas.
Eksponowanie twórczej pracy dzieci na forum klasy oraz w środowisku szkolnym, bardzo pozytywnie
wpływa na poczucie sukcesu. Uczniowie czują się ważni, nabierają pewności siebie, a to zachęca do dalszej pracy.
Efekty pracy pisarskiej "Młodych Talentów" chciałabym przedstawić społeczności szkolnej.
wychowawca kl III d
Danuta Bolek
Opowiadanie 1
Na Święta Bożego Narodzenia
Ja w siebie wierzę
Niektórzy wierzą w Świętego Mikołaja, inni zaś w niego nie wierzą – tak to już jest i pewnie zawsze tak
będzie. Słyszał to jednak kto, aby sam Święty Mikołaj w siebie nie wierzył? Zobaczmy więc jak to było…
- Nigdzie nie jadę w tym roku! Jęczał przed lustrem Mikołaj.
- Jedziesz, jedziesz!! - posapywał zdenerwowany zajączek, pomagając mu się ubierać - Nakładaj płaszcz!
- Nie, nie i jeszcze raz nie – tupnął nogą Mikołaj – Znowu ludzie będą pękali ze śmiechu na mój widok, a
dzieci znowu wyrwą mi połowę włosów z brody. Nie jadę i koniec!
- A właśnie, że jedziesz - krzyczał podirytowany zajączek, naciągając mu na głowę czapkę - Nie zachowuj się
jak bałwan w słońcu! Gdzie masz szalik?
Ale Mikołaja mało obchodziło, gdzie jest jego szalik. Uparł się, że nie wyjdzie z domu i sądząc po minie,
mógł groźby dotrzymać.
- Nie jadę i tyle! Widziałeś co się działo zeszłego roku? Wszyscy myśleli, że jestem aktorem.
- Nie wszyscy - pocieszał go zajączek zawiązując Mikołajowi buty - Niektórzy myśleli, że jesteś
akwizytorem… co znaczy mieli na myśli, że reklamujesz coś w celu sprzedaży.
- No ładne mi pocieszenie! - Wrzasnął oburzony Mikołaj.
Lecz zajączek, który właśnie naciągał mu rękawice na dłonie nie przejął się tym zbytnio. Mikołaj milczał
przez chwilę, ale samo milczenie nie zadowalało go.
- Przecież we mnie nikt nie wierzy! – jęczał - A skoro we mnie nikt nie wierzy, to mnie nie ma! A skoro mnie
nie ma, to po co mi szalik? Po co mi czapka? Po co mi rękawiczki?
Zajączek wzniósł oczy do nieba i westchnął ciężko, po czym zaczął ładować do ogromnego worka prezenty
przeznaczone dla dzieci.
- A skoro mnie nie ma – kontynuował Mikołaj - to nieważne czy nie ma mnie tu czy nie ma mnie tam. A
skoro nie jest ważne, gdzie mnie nie ma, to nigdzie nie muszę wychodzić! Jak kogoś nie ma to nie musi się
martwić, że gdzieś tam nie dotrze na czas…
- Bardzo to mądre - wystękał, wrzucając ostatni prezent do worka - A teraz już przestań gadać i chodź.
- Niemądry zajączku! Krzyknął Mikołaj - Czy nie rozumiesz co do ciebie mówię ?! Skoro nikt we mnie nie
wierzy to jak mogę być? Zajączek zrobił taką minę jakby chciał kogoś uderzyć. Zdenerwowany odrzekł
Mikołajowi.
- A czy znasz kogoś, kto wierzy w gadające zajączki?
- Nie!?
-Ja też nie. A mimo wszystko istnieję…
Mikołaj popatrzył na niego zdumiony.
- Więc to, że we mnie nikt nie wierzy, to nie znaczy, że mnie nie ma?
Zapytał Mikołaj.
Zajączek tylko wzruszył ramionami, wrzucił do ogromnego samolotu worek z prezentami i przekrzykując
warkot silnika, rozkazał:
- Wsiadaj szybko! Przez twoje gadanie znowu nie ma czasu na podróż saniami! Jeszcze kilka takich świąt i
nawet renifery przestaną w siebie wierzyć…
Nagle jeden z reniferów powiedział:
- A jak my stracimy moc latania?
- Faktycznie – potaknął drugi.
I wszystko zaczęło się od początku i zajączek wymyślał kolejną opowieść, która by przekonała renifery, aby
w siebie wierzyły.
Autor : Karolina Stoltmann, klasa III d
opowiadanie 2
Magia Świąt
W pewnym domku, przed świętami trwały przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Zosia 7-letnia
dziewczynka też stroiła swoją małą choineczkę która stała u niej w pokoju. Pomagał jej w tym jej piesek
Reksio, podawał bombki w pyszczku i zaplątywał się w łańcuchy. Zosia mimo wszystko nie była na niego
zła, bardzo go kochała. Jedna rzecz ją martwiła, że nie mógł mówić w jej języku, więc Zosia nie była
zadowolona ze świąt.
- Hej! A może poprosisz Świętego Mikołaja, żeby w Wigilijną noc Reksio mówił?
- Świętego Mikołaja? Mamo przecież to jest tylko ściema dla dzieci!
-Co? Tylko ściema! Krzyknął przerażony elf, który siedział za oknem i wszystko słyszał. Szybko pobiegł do
Mikołaja i mu to powiedział.
-Przecież to normalne ,że niektóre dzieci we mnie nie wierzą. Odparł Mikołaj, ale smutek miał wypisany na
twarzy. Elfowi zrobiło się szkoda i Zosi i Mikołaja, więc postanowił to zmienić. Poszedł do domu
dziewczynki i szukał listów do Świętego Mikołaja. Szukał, szukał, aż w końcu znalazł:
„Drogi Mikołaju. Nie wiem czy istniejesz, ale jeżeli tak to jedyny prezent jaki chciałabym dostać to to, by
mój piesek mówił”. Elf był wzruszony i już chciał zabrać list, ale niestety, dziewczynka weszła do pokoju.
-Ej! Zostaw to moje! Krzyknęła.
-Spokojnie Zosiu... chcę ci tylko powiedzieć, żebyś wierzyła w Świętego Mikołaja i była grzeczna, a w
wigilijną noc twój piesek zacznie mówić. Powiedział elf i pobiegł. Dziewczynka nie wierzyła w to co
słyszała i widziała, ale postanowiła tak zrobić. Położyła się do swego łóżka i zasnęła.
Na drugi dzień ,gdy była wigilia późnym wieczorem Zosia kładła się do łóżeczka, nagle zaświeciło jasne
światło, ale po chwili wszystko było na swoim miejscu. Zaraz potem podszedł do niej Reksio i mówi:
-Zosiu! Mówię w twoim języku!
-Co? Ojejku to naprawdę magia świąt! Powiedziała Zosia z uśmiechem.
Piesek liznął ją w policzek i razem się bawili wspólnie rozmawiając. I tak Zosia uwierzyła w Świętego
Mikołaja i w swoje marzenia. A elf i Mikołaj byli bardzo z siebie zadowoleni, gdyż elf zmusił Mikołaja do
spełnienia marzeń. Święty Mikołaj cieszył się , że Zosia ma na twarzy uśmiech.
Autor: Weronika Wąchnicka III d
opowiadanie3
Zakupy
Jestem Anika i mam rodzeństwo. To starszy brat, ma na imię Natan. Mieszkam na małej wsi. W
okolicy mieszka dwóch chłopców Marcel i Daniel, a niedaleko mojego domku mieszka Marika. Mam
dwa kanarki. W naszej wsi jest tylko jeden duży sklep.
– Już niedługo Święta Bożego Narodzenia! – Krzyknął Natan na cały głos układając kolorowy łańcuch
na choince.
Ja przyznałam mu rację klaszcząc w ręce. Tato powiedział, że jutro pojadę z nim i Mariką czyli moją
najlepszą przyjaciółką na przedświąteczne zakupy, jak co roku. Za każdym razem
cieszę się, bo z Mariką możemy sobie wybrać po przedświątecznym upominku.
A więc razem z tatusiem i moją przyjaciółką poszłyśmy na zakupy. Biegałyśmy po wszystkich
przedziałach z zabawkami.
– Jest, jest! To nowy gadający kotek. – Powiedziała Marika z zachwytem w głosie. Pobiegłyśmy do
tatusia i pokazałyśmy mu kotka. On uśmiechnął się do nas i pogłaskał nas po głowie.
A potem szybko dodałyśmy- bo wiem co znaczy jeżeli tatuś pogłaszcze nas po głowach:
- Jednego na spółę. Prosimy tatusiu!
– Proszę wujku! Marika mówiła na mojego tatusia wujku, bo zna Marikę praktycznie od wózka. Tatuś
niestety nie zgodził się, lecz powiedział, że jeśli napiszemy w liście do Mikołaja to nawet dostaniemy
dwa. Odłożyłyśmy kotka na półkę, bo już jutro Boże Narodzenie.
Jak co roku spędzamy Wigilię wszyscy razem. Na kolejny dzień, myślałyśmy, że się już nie doczekamy.
Jednak udało się, siedzieliśmy w piątkę przy jednym oknie patrząc kiedy spadnie pierwsza gwiazdka.
– Jest, jest widzę ją! Tutaj leci, jest taka piękna! – Powiedzieli Marcel i Daniel chórem. Usiedliśmy przy
stole i zjedliśmy kolację. Potem ja z Mariką szybko podbiegłyśmy do choinki.
– Jejku! Ale niespodzianka to gadający kotek! – Powiedziałam z szczęściem w głosie. To były cudowne
Święta, i ja, i Marika dostałyśmy cudowne prezenty. Chłopcy dostali Natan – autko, Marcel – piłkę do
kosza ,a Daniel dwunastopak śmieciaków. Święta były cudowne i nigdy ich nie zapomnę.
Autor: Zuzia Bone kl III d
opowiadanie 4
Rozdzia 1 Jestem elf Marcel
Hej! Jestem pomocnikiem Świętego Mikołaja. Niektórzy wierzą w Świętego Mikołaja, ale niektórzy wierzą
zaś we wróżki i potwory. No niestety tak to już jest, ale nie ma co rozpaczać, bo opowiem wam trochę o
moim życiu ze Świętym Mikołajem. Jeszcze do nie dawna byłem małym chłopcem.
Pewnego pięknego Bożego Narodzenia przyjechał do nas sam Święty Mikołaj. Spojrzałem na niego z
błyszczącymi oczami, gdy powiedział, że świetnie nadaję się na pomocniczego elfa. Wziął mnie za rękę i
wsadził do sani na wysokich płozach. Ja powiedziałem ze łzami w oczach, że bez mamy, taty, babci, dziadka
i cioci nigdzie się nie ruszam. Mikołaj pokiwał głową, poprawiając sobie brodę i pozwolił wziąć rodzinę ze
sobą. Mikołaj powiedział do reniferów:
- Lećcie niczym wiatr! I renifery wzleciały do góry. Z góry nasze miasto było takie piękne! Ojej!
Gdy dojechaliśmy Mikołaj dał mi zieloną czapkę z białym pomponem na górze i zielony strój elfa. Byłem tak
zadowolony. Mikołaj dał nam kluczyk do ciepłej chatki. Była piękna. Wyczarował nam parę ciepłych
kurteczek, szalików, rękawiczek i sweterków. Byłem tym wszystkim po prostu bardzo zdziwiony, że to ja, a
nie ktoś inny. Potem dokładnie po godzinie Mikołaj zawołał mnie.
Rozdział 2
I tu zaczyna się przygoda
Powiedział z bólem do mnie i do mojej rodziny:
- Ojeju! Ale boli! Skręciłem nogę na schodach w domu. Powiedział Mikołaj, bardzo niezadowolonym
głosem, a następnie dodał:
- W tym roku ty rozdasz dzieciom prezenty Marcelu.
- Ale jak to!? Do tego nie mam żadnego szkolenia? – Powiedziałem z przejęciem.
- Ja wiem, że sobie poradzisz. – Powiedział Mikołaj z przekonaniem w głosie.
- Jak ty tak mówisz to wtedy jest to prawda – powiedziałem. Wsiadłem w sanie i powtórzyłem słowa
Mikołaja czyli „Lećcie niczym wiatr’’. I wzleciałem razem z elfem Hanią. Było super oblatywaliśmy cały
świat. Mikołaj był ze mnie dumny. Najmilej wspominam dom małej dziewczynki Igi. Do dziś nie zapomnę
tego dnia, gdy Mikołaj stał i powiedział, że świetnie wywiązałem się z zadania.
Autor: Zuzia Bone kl III d
Zawsze bajki zaczynają się na przykład: Pewnego dnia, albo dawno, dawno temu żyły sobie pieski...
Ale dziś bajka zacznie się inaczej. Opowiem wam o pewnym miejscu gdzie wszędzie są psy. Wiem, wydaje
się to dziwne, lecz wcale nie jest. W mojej opowieści będzie dużo psów na przykład: Dius - mały
maltańczyk, Sparki - jamnik najstarszy pies, Nats - kundelek, który nie jest najmądrzejszy, Awisa i Lusi
nierozłączne bliźniaczki, Kasili - piesek bogatej pani Mindi, Laki - ma wiele przyjaciół, no i Mozil - cocker
spaniel. Ok mogę teraz zacząć. Książeczka będzie głównie o Lakim. Laki wybrał się na spacer i spotkał tam
panią Mindi z Kasili. Pieski zatrzymały się i Laki powiedział:
-Mam nadzieje, że dziś będziesz na tej podwórkowej imprezie. No, bo jak nie ma ciebie to nie ma zabawy.
-Nie mogę. Muszę iść z Mindi do salonu piękności. Będę miał pedikiur.
-Ale z ciebie egoista.
Więc Laki sam dalej chodził po parku. Nagle zza drzewa wyszedł Mozil. Oczywiści z Lakiego taki gaduła, że
zagadał Mozila:
-Ty będziesz na mojej imprezie na podwórku?
-Sorry Laki. Mam dziś dzień pana z pieskiem. Ale innym razem może.
Nasz główny bohater z podkulonym ogonem powoli wycofał się. Jego szanse na to, że ktoś w ogóle
przyjdzie malały. Chociaż? Laki podszedł pod dom Awisy i Lusi. Zaszczekał dwa razy, ale psy nie
odpowiadały. Nagle na mały balkon wyszła Awisa. Laki znów podniósł teraz merdający ogon-powiedział:
-Cześć Awisa! Musisz być na podwórku w nocy.
-Nie mogę. Mam inne plany.
-Ooo. Ale nie fart.
-Nie wiem czy w ogóle pamiętają o mojej imprezie. Hmmm. Dius nie może, ale on mówił, że nie może. Nats
też nie.
Nagle zza rogu wyszły trzy pieski. Każdy innej rasy jeden to był Chow Chow, drugi kundelek, a ten trzeci to
mały spaniel. Laki szybko podbiegł do paczki psów. Zaczął szczekać na pieski. Paczka piesków nie wiedziała,
o co mu chodzi. Najpierw odezwał się pierwszy:
-Siema! Jesteśmy paczką podwórkowych piesków. Ja jestem Ksawery spaniel to Suzi, a kundelek Łiloł.
-Sory nie chciałem was wystraszyć…
Powiedział Laki. A następnie zapytał się:
-Pójdziecie ze mną na rynek dziś w nocy?
-Nie mamy żadnych planów na dziś. Więc czemu nie?
-Dziękuję wam. Mocno ścisnął łapę. Nie pożałujecie.
W nocy pieski wybrały się na rynek wszystkie stoiska były pozamykane. Tym lepiej.
-O sklep z mięsem! Powiedział z błyskiem w oczach Laki.
Pieski powoli podeszły do stoiska. Ksawery powiedział przełykając ślinę:
-A to na pewno bezpieczne!?
-No jasne, że nie. Hycel może nas złapać.
-Mam nadzieje, że nikogo tu nie ma. Powiedział Łiloł.
Nagle jakiś pies zawył, a może wilk?!
-A, jeśli on nas zje?
-Suzi nie bój się swoich.
Nagle wszystkie latarnie po kolei zapaliły się. Pieski powoli cofały się. Suzi nawet się trzęsła, ale przy takim
strachu nikt tego nie zauważył. Na światło wyszła "paczka piesków" składająca się z siedmiu czworonogów.
-To Dius, Mozil, Awisa i Lusi, Sparki, Kasili i Nats.
-Cześć. No to jesteśmy- powiedział Nats.
I od teraz pieski mogły razem wyjadać mięso ze sklepów.
Autor: Zuzia Bone kl III d